- Opowiadanie: niemamkoncepcji - Pssst

Pssst

Oto mój debiut. Myślę, że pierwszy raz jest najgorszy...później będzie łatwiej. Trema jest ogromna ale chęć przekonania się co sądzą o moim bazgraniu inni ludzie jest jeszcze większa. No to głęboki wdech i jedziemy.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Pssst

Start…

Wyłącz komputer…

Biała strzałka sprawnie poruszała się po nieskazitelnie czystym ekranie laptopa. Dysk twardy zawarczał cichutko, komputer pisnął i zgasł. Kobieta leżąca na łóżku przeciągnęła się leniwie, zdjęła okulary i potarła palcami zmęczone oczy. Rozejrzała się po swojej kawalerce, westchnęła głośno,wstała i zawiązując idealnie biały szlafrok udała się w stronę kuchni. Zapaliła światło, nalała wodę do wypolerowanego na lustro metalowego czajnika i włączyła go pstryknięciem. Otwarła szafkę i wyciągnęła rękę w stronę równo ułożonych kubków. Wybrała ten co zawsze. Choć pozostałe nie były nigdy używane, regularnie myła je i ustawiała ponownie w rządku. Zamknęła szafkę starannie trzymając za uchwyt po czym sięgnęła ręką do innej szafki, w której w równych rzędach stały różne rodzaje herbaty. Wybrała "Melisa. Spokojny sen" wyjęła jedną torebkę i wrzuciła do kubka. Pudełko zamknęła i odłożyła na miejsce. Wróciła do pokoju i zaczęła poprawiać pościel przed spaniem. Nie zwróciła uwagi, że latarnia uliczna widoczna w oddali za oknem zamigotała i zgasła. Później następna i następna. Kobieta podniosła głowę dopiero gdy zgasła ta, stojąca na przeciw jej okna. Zmarszczyła brwi i łypnęła podejrzliwie w stronę ciemności – jej odbicie w szybie łypnęło na nią z równą podejrzliwością – i wróciła z powrotem do układania poduszek. Czajnik pstryknął głośno i wyłączył się a z kuchni dobiegł dźwięk wrzącej wody. Wyprostowała się i skierowała się w stronę kuchni, zatrzymała się jednak w pół kroku ponieważ światło w tejże zamigotało i bez żadnego dźwięku zgasło.

– Żarówka się spaliła – westchnęła do siebie po czym podeszła do małej komody stojącej koło łóżka i z szuflady wyciągnęła świeczkę i paczkę zapałek. Rozległ się trzask gdy potarła łebkiem zapałki o opakowanie. Płomień chwilę migotał po czym rozpalił się konkretnie. Kobieta ostrożnie odwróciła się i uważając by podczas przenoszenia nie zgasić świecy skierowała się do kuchni. Jej wrodzona dokładność nie dopuściła nawet do głowy myśli, aby żarówkę wymienić rano, w świetle dziennym. Już miała wejść do kuchni, kiedy jej uwagę przykuł bardzo niepokojący szczegół. Ręka w której trzymała świecę dosłownie znikała tuż za progiem w ciemnościach. Płomień nie dawał w kuchni żadnego blasku. Cofnęła rękę. Świeczka paliła się normalnie. Wsunęła ją do kuchni…ciemność. Wystraszona rozejrzała się po pokoju. Jej wzrok padł na lampkę nocną przy łóżku, która w tym właśnie momencie zaczęła migotać by po chwili nierównej walki zgasnąć zupełnie. Kobieta prawie biegnąc przemierzyła pokój i kilkukrotnie nacisnęła włącznik lampki. Ani błysku, ani mrugnięcia, nic. Sprawdziła kabel zasilający ale ten tkwił na swoim miejscu w gniazdku. Powoli odwróciła się i zrobiła dwa kroki z powrotem w stronę kuchni. Gdy znajdowała się na środku pokoju pod lampą sufitową ta rozbłysła silnym światłem by po chwili zgasnąć opatulając wszystko dookoła całunem ciemności. Tego było za wiele. Po policzkach kobiety zaczęły spływać łzy a broda trzęsła się spazmatycznie ze strachu. Bała się tak bardzo, że z cichym jęknięciem, wciąż trzymając świecę w ręku osunęła się na kolana. Gdy uklękła w słabej poświacie świecy ujrzała przed sobą męską twarz. Jej pojawienie się choć irracjonalne było tak naturalne w tej sytuacji, że nie spotęgowało lęku. Twarz po drugiej stronie płomienia należała do około czterdziestoletniego mężczyzny. Co odnotowała pomimo przerażenia, diabelnie przystojnego. Kruczoczarne włosy miał starannie przyczesane a twarz dokładnie ogoloną. Na twarzy rysowały się wyraźnie wystające kości policzkowe i wąskie usta pomiędzy którymi błyszczały równe, białe zęby. Nie uśmiechał się ani nie okazywał złości. Właściwie jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Najbardziej fascynujące były jednak jego oczy przypominające dwie czarne studnie.

– Kim…kim Pan jest – szepnęła a łzy spływały jej po policzkach i kapały z trzęsącej się brody trafiając z cichym sykiem wprost w płomień zapalonej świecy.

– Różnie mnie nazywają w różnych miejscach – miał ciepły wręcz kojący głos, niczym spiker informujący o pogodzie w niedzielnym, popołudniowym programie radiowym – Muerte…ponury żniwiarz…śmierć.

– Co? – nie mogła uwierzyć w to co usłyszała – jak to…? – jej broda trzęsła się coraz bardziej a gardło z trudem utrzymywało w ryzach pełznący do gardła szloch

– Na każdego kiedyś przyjdzie pora – odpowiedział spokojnie zbliżając twarz do świeczki – nie byłaś ani dobra ani zła, choć to nie do mnie należy ocena, byłaś zupełnie nijaka. Jest tylko jedna rzecz, której powinnaś żałować w tej chwili. Nie wykorzystałaś w pełni danego Ci czasu. Mało kto będzie jutro za tobą płakał, a jeszcze mniej będzie ciebie pamiętać za rok.

Więc co..? Co teraz będzie? – jej głos zabrzmiał gdzieś z oddali i był zupełnie spokojny co totalnie ją zaskoczyło.

Teraz – odrzekł a dwa płomienie świecy w jego oczach zaczęły powoli tańczyć – pora zgasić świeczkę.

Koniec

Komentarze

Pan, pani – piszemy z małej litery.

 

Masz problem z zapisem dialogów. Przeczytaj ten wątek:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

 

Co do samego szorta.

Pomysł jakiś był. Wykonanie nie najgorsze. Nie jest źle!

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Pan, pani – piszemy z małej litery.

I Ci i inne tego typu zaimki też.

 

Dołączam do uwagi Nazgula na temat zapisu dialogów.

 

W kilku miejscach przeszkadzał mi nadmiar zaimków zwrotnych np.:

Wyprostowała się i skierowała się w stronę kuchni, zatrzymała się jednak (…)

Podczas czytania zastanawiałem się, czy niezwykle szczegółowy opis czynności parzenia herbaty ma czemuś służyć i przyznam się szczerze, że doszedłem do wniosku, że mógłby zniknąć bez uszczerbku dla tekstu. W sumie niesie jedynie informację o tym, że bohaterka jest samotną pedantką, tyle że ta wiedza nie ma raczej wpływu na odbiór całości.

Z drugiej strony mam niedosyt, bo wydaje mi się, że można było lepiej wykorzystać potencjał tkwiący w opisie ciemności, która pożera światło.

I skoro się już czepiam, to poczepiam się jeszcze odrobinkę. Trochę mało wiarygodnie wypadł, IMHO, ten moment, w którym pojawiły się u kobiety łzy strachu. Tak bez żadnego etapu przejściowego, jakiejś próby racjonalizacji, no nie wiem.

No, dobrze. Podsumowując: przeczytałem bez przykrości, więc językowo jest jak mi się zdaje nie najgorzej. Kompozycja tekstu mogłaby być lepsza, ale nie od razu Rzym zbudowano.

"A jeden z synów - zresztą Cham - rzekł: Taką tacie radę dam: Róbmy swoje! Póki jeszcze ciut się chce! Róbmy swoje!" - by Wojciech Młynarski

Jak na pierwszy tekst, to nie jest źle. Znaczy się brakuje przecinków i dialogi są źle zapisane – jedno i drugie można opanować. Zaburzone są proporcje opowieści, bo za dużo czasu poświęcasz jakimś bzdurom – jak to wspomniane parzenie herbaty – a za mało tym ciekawym. Ostatecznie ręka niknąca w mroku budzi zainteresowanie, prawda? ; )

W każdym razie należałoby chyba przenieść ciężar opowieści ku tym właśnie nadnaturalnym aspektom, rozbudować opis reakcji kobiety na paranormal, a dopiero potem, jak zauważył kolega wyżej, kiedy będzie wiadomo, że kobieta może się rozkleić, przejść do meritum. 

W obecnej sytuacji bardziej racjonalnym by było, gdyby zaczęła krzyczeć, że wlazł jej do domu zboczeniec (albo że jest pożar).  

I po co to było?

Gasnące uliczne latarnie a potem żarówki w mieszkaniu coś zapowiadają i nawet można by się zacząć bać, ale nagle pojawia się brunet wieczorowa porą i obwieszcza, że to koniec.

Czuję niedosyt. :-(

 

Ro­zej­rza­ła się po swo­jej ka­wa­ler­ce, wes­tchnę­ła gło­śno,wsta­ła… – Brak spacji po drugim przecinku.  

 

po czym się­gnę­ła ręką do innej szaf­ki… – Czy mogła sięgnąć inaczej, nie ręką?

Może wystarczy: …po czym się­gnę­ła do innej szaf­ki

 

wró­ci­ła z po­wro­tem do ukła­da­nia po­du­szek. – …i wró­ci­ła do ukła­da­nia po­du­szek.

Wrócić z powrotem, to masło bardzo maślane.

 

Roz­legł się trzask gdy po­tar­ła łeb­kiem za­pał­ki o opa­ko­wa­nie. – Wolałabym: Roz­legł się trzask gdy po­tar­ła łeb­kiem za­pał­ki o draskę.

 

Pło­mień chwi­lę mi­go­tał po czym roz­pa­lił się kon­kret­nie. – Dość osobliwie brzmi, przynajmniej dla mnie, że świeca pali się konkretnym płomieniem.

 

Na twa­rzy ry­so­wa­ły się wy­raź­nie wy­sta­ją­ce kości po­licz­ko­we i wą­skie usta po­mię­dzy któ­ry­mi błysz­cza­ły równe, białe zęby. – Wolałabym: Na twa­rzy ry­so­wa­ły się wy­raź­nie wy­sta­ją­ce kości po­licz­ko­we i usta o wąskich wargach, po­mię­dzy któ­ry­mi błysz­cza­ły równe, białe zęby.

Pomiędzy ustami nie można nic mieć, albowiem usta mamy jedne. Tworzą je dwie wargi.

 

Kim…kim Pan jest – szep­nę­ła a łzy spły­wa­ły jej po po­licz­kach i ka­pa­ły z trzę­są­cej się brody tra­fia­jąc z ci­chym sy­kiem wprost w pło­mień za­pa­lo­nej świe­cy. – Zwroty grzecznościowe i zaimki piszemy wielka literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

Brak spacji po wielokropku. Ten błąd powtarza się w dalszej części opowiadania.

 

Więc co..? Co teraz bę­dzie? – wypowiedź dialogową rozpoczynamy pauzą. Wielokropek ma zawsze trzy kropki.

 

Tekst oceniam na 4.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Widzę, że nie lubisz stawiać przecinków ; ) 

Zakończenie ciekawe, ale reszta tekstu nie trzymała mnie w takim napięciu, jak powinna.

Tekst oceniam na 3. 

No tak zapomniałem.

Tekst oceniam na 4.

"A jeden z synów - zresztą Cham - rzekł: Taką tacie radę dam: Róbmy swoje! Póki jeszcze ciut się chce! Róbmy swoje!" - by Wojciech Młynarski

Bardzo dziękuję za wszystkie uwagi. Troszkę mi wstyd za te wszystkie “babole” w tekście, ale człowiek uczy się na błędach. Kolejny tekst powstanie po przeanalizowaniu rozdziału “interpunkcja” w słowniku naszego pięknego języka. Cieszę się, że tu trafiłem.

Bardzo chwalebne postanowienie. Tak trzymaj!

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Początkowy opis prozaicznych czynności raczej nudny i chyba niepotrzebny fabularnie. Nie zaciekawiło mnie, ale jak debiut nie najgorzej.

Tekst oceniam na 3.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Hm, a mnie się właśnie początek podobał i myślałam, że właśnie w tej zakrawającej o natręctwo pedantyczności bohaterki kryć będzie się groza. :) A potem nagle pojawiła się znikająca ręka, brunet itepe, i wszystko to opisałeś w sposób, jakbyś zdawał relację ze spotkania koła gospodyń wiejskich. ;) Tam, gdzie miało się pojawić napięcie – w moim przypadku – zniknęło.

Ale skoro to debiut, to teraz może być już tylko lepiej.

Brakuje sporo przecinków. 

 

Tekst oceniam na 4.

Nowa Fantastyka