- Opowiadanie: Mydelniczka - Piroman

Piroman

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Piroman

Zawsze w takich chwilach towarzyszył mu lęk, że matka wpadnie do pokoju, gdy ten jeszcze nie zdąży go wywietrzyć i posądzi go o palenie papierosów albo jakiegoś innego zielonego. Już nieraz tak było. Później bicie pasem, a gdy był starszy – rozmowa i krzyki, pierwszy policzek. A przecież nigdy nie palił tytoniu, nie brał żadnych używek.

Był w ukryciu idealnym synem idealnej matki, która nigdy nie zapominała o idealnej minie przed ludźmi.

 

Słońce już prawie zaszło za horyzont. Odpowiednia pora, pomyślał i mocniej nacisnął pedał gazu. Samochód zaczął szybciej toczyć koła, wzbijając za sobą tuman pyłu. Został mu jakiś kilometr. Mknął starym volkswagenem między polami złocącego się zboża. Wiatr lekko kolebał łuskami skrywającymi pękate ziarno. Zza pagórka wyłonił się dach starej stodoły. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem. Spocone dłonie kleiły mu się do kierownicy. Mimo spuszczonych okien i otwartego szyberdachu było mu okropnie gorąco.

Gdy wysiadał, zakręciło mu się w głowie. Oparł dłonie o rozgrzaną blachę maski i odskoczył nagle oparzony jej gorącem. Zaklął cicho, po czym wyprostował się jak struna i okręcił wokół własnej osi. W pobliżu nie było żywego ducha. Rozpierała go tak wielka radość, że nawet fakt, że cały był zlany potem, nie popsuł mu humoru. Nie zamykając auta, zaczął iść w stronę drewnianego budynku. Z każdym krokiem jego serce biło coraz szybciej.

Spróchniałe wrota otworzyły się z głośnym skrzypnięciem, ukazując zacienione wnętrze budynku, przez którego ściany przelatywały strumienie pomarańczowego światła, w których tańczyły drobinki kurzu. W powietrzu unosił się zapach zatęchłego siana i słomy. Każda powierzchnia pokryta była grubą warstwą pyłu. Mężczyznę zakręciło w nosie i głośno kichnął. Otarł nos wierzchem dłoni i wszedł w głąb stodoły. Pod podeszwami butów uczuł stwardniałe odchody gryzoni, które mieszkały w snopach stojących pod jedną ze ścian. Budynek miał drugie piętro, na które prowadziła drewniana drabina. Mężczyzna z niemałym strachem oparł się na niej i nastąpił na pierwszy stopień, który momentalnie się rozpadł. Położył drabinę na betonową posadzkę i zaczął stawać na wszystkich belkach po kolei. Gdy już się upewnił, że na piętrze nie śpi jakiś pijaczek, gdyż nie miałby jak na nie wejść, rozkruszył w połowie dwie główne belki drabiny i wyniósł je przed stodołę.

Wrócił do auta. Tak, jak się spodziewał – nikt się do niego nie zbliżał. Otworzył bagażnik i wyjął z niego kanister. Benzyna wewnątrz niego raźnie zachlupotała. Zatrzasnął samochód, chwycił baniak i poszedł z nim w stronę stodoły. W głowie kołatały mu się myśli o bezbronnych gryzoniach, ale po chwili stwierdził, że same pouciekają, dlatego nie warto tracić czasu na wypłaszanie ich.

Oblał wsparte o stodołę belki benzyną, po czym wyniósł snopek, w którym nie było piszczącego gniazda, postawił obok drewien i wylał na niego resztę zawartości kanistra. Drżącymi rękami zaczął szukać zapałek, ale nie mógł ich znaleźć. Gorączkowo przeszukał kieszenie, martwiąc się, że zostawił je w samochodzie. W końcu znalazł. Ostrożnie otworzył pudełko, wyjął trzy zapałki i potarł nimi o draskę. Od razu się zajęły. Rzucił je bezceremonialnie na snopek, który momentalnie rozbłysnął jasnym światłem. Oczy mężczyzny zamigotały. Uśmiechnął się od ucha do ucha, ręce zaczęły mu drżeć jeszcze bardziej. Nie mógł nad nimi zapanować.

Wiedział, że musi się odsunąć, ale nogi odmawiały mu posłuszeństwa, jak zawsze. Podmuch gorąca, który poczuł na twarzy, paradoksalnie pomógł mu w ostudzeniu zapału i orzeźwieniu umysłu. Cofnął się o jakieś dwadzieścia metrów w miejsce, z którego dostrzegał swoje auto. Po chwili stwierdził, że stoi za daleko, a więc wybrał bliższe i, jego zdaniem, wygodniejsze. Pomimo że stał po pas w falującym zbożu, którego ostre łodygi drapały i cięły mu skórę na łydkach, uważał to miejsce za najwygodniejsze na świecie, o wiele wygodniejsze niż te, które zajmował ostatnio na meczu, w loży VIP-owskiej.

Płomień ze słomy przeniósł się na belki, a z belek na deski składające się na ścianę stodoły. Jęzory wspinały się ku pokrytemu papą płaskiemu dachowi, po drodze smagając drewniane listwy. Przez dziury w nich przedostawały się do środka. Wewnątrz stodoły musiało się strasznie dymić, bo po chwili przez uchylone drzwi i szpary po brakujących belkach zaczęły uciekać myszy. Były ich setki, najczęściej brązowe, rzadziej szare i białe. Przeraźliwy pisk przeciął powietrze i zmieszał się z sykiem paleniska.

Mężczyzna odchylił głowę i zaczął się dziko śmiać, jakby prosto w twarz Bogu, który ofiarował mu dziś tak bajeczny dzień. Nie przeszkadzała mu powódź myszy, wbiegająca w pole wokół niego i smagająca jego nagie kostki swoimi brudnymi i śmierdzącymi futrami. W pewnej chwili mężczyzna zamarzył znaleźć się w środku tego ogniska, które przed momentem rozpętał. Przestąpił nawet kilka kroków, za którymś przyduszając ogon uciekającej muszy, ale szybko się opamiętał. W zamian za to zamknął oczy i wyobraził sobie, że cały świat wokół niego spowija dywan pulsującego ognia. Czerwone, pomarańczowe i żółte jęzory przenikają się wzajemnie, starając dosięgnąć samego Boga. Mają z tym niemałe trudności, dlatego też w fali złości wypluwają ciemny lub biały dym, który leci wysoko i kąsa irytująco niebieskie niebo. Po chwili te obrazy zaczęły już go nudzić, dlatego też otworzył oczy i znów zaczął obserwować gorejącą stodołę.

Papa, którą pokryty był dach, roztopiła się i skapywała teraz na ziemię. Nad stodołą pojawił się czarny woal dymu.

– Płońmy! – wykrzyknął mężczyzna, unosząc ręce ku górze.

Syczenie było tak głośnie, że nie przepuszczało już kwilenia ptaków latających w powietrzu. Przez dym nie dało się dojrzeć wzgórz rosnących za stodołą.

Już nie mógł się opanować. Podbiegł do budynku tak blisko, jak tylko pozwalał mu gorąc. Czuł, że płonie, czuł, że żyje. Mimo że nigdy nie brał ekstazy, dobrze wiedział, że ona właśnie tak smakuje. Bzdura! Otrząsnął się – ogień działa mocniej, gwałtowniej. Pali cudniej i zabija szybciej niż jakakolwiek trucizna. Opanowała go euforia, która w dzikich spazmach nawiedziła całe jego ciało. To było lepsze niż awans, lepsze niż najpiękniejsza kobieta na świecie, ulegająca mu i tylko mu. Te wszystkie rzeczy, sprawy i aspekty bledły w blasku ognia, żywiołu tak mocnego i podniecającego, że grzechem byłoby go do czegokolwiek porównać.

 Teraz już cała stodoła jęła się jak przednie ognisko. Wirowały nad nią postaci nimf przyodzianych w czarne chusty i kuszących swoimi wdziękami, dobywającymi się spod usmolonych połów. Świat wirował.

Jedna z belek nie wytrzymała i oderwała się od reszty, wpadając prosto w polny łan. Zboża pousychały jeszcze bardziej, wypłakały wszystkie mleka i również zajęły się ogniem. Żar zaczął się rozprzestrzeniać, jakby próbował uciec od stodoły, jednakże cały czas wokół niej krążąc.

– Chcę tak! Chcę tak!

Obracał się wkoło, powtarzając te słowa jak mantrę. Otwartymi ramionami wciągał dym i żar, zasysając je do płuc i próbując zatrzymać w nich jak najdłużej. Ubrania miał przemoczone od własnego potu, a nogi zakrwawione. Skóra na dłoniach zaczęła mu pękać pod wpływem wysokiej temperatury. Świat zawirował tak mocno, że mężczyzna upadł bez tchu na jedną z kęp jeszcze niedotkniętego ogniem zboża. Ostatkami sił zobaczył buchające ognisko, mogące równać się z tym, którego sercem była stodoła – ogień dotarł już do jego samochodu.

Nie myślał o niczym innym, jak tylko o prześcigających się płomieniach. Powoli zasypiał w objęciach dwóch najukochańszych i najbardziej zdradzieckich żywiołów – ognia i słodkiego obłędu.

Koniec

Komentarze

Początek był słaby.

Bohater bez charakteru mi się wydał, gdy tak sprawdzał czy w ruderze nie ma meneli, a z tym martwieniem o gryzonie to wywołał u mnie uśmiech politowania. 

 

Ale w ujęciu całości nie liczę tego na minus. Wręcz przeciwnie. W tak krótkim utworze przedstawiłaś bardzo udaną przemianę bohatera. Żywioł zmienia go. Bohater staje się wiarygodny, a wręcz… wspaniały w swym szaleństwie.

 

Finał też udany. Taki jak lubię:)

 

Subiektywnie:

Całkiem nieźle!

 

Zboża po­usy­cha­ły jesz­cze bar­dziej, wy­pła­ka­ły wszyst­kie mleka i rów­nież za­ję­ły się ogniem.

Mam pytanie, co to za zbożowe mleko? Nie słyszałem o tym.

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Dziękuję za komentarz ;)

W kwestii “zbożowe mleka“ to chodziło mi bardziej o bielmo (gdy dorwiemy zbożowy kłos odpowiedniego gatunku i w odpowiednim czasie i zmiażdżymy ziarno, to pojawia się biała miazga, która zazwyczaj jest mocno wilgotna). Mam nadzieję, że wiadomo o co cho ;)

Hmmm. Językowo nie jest źle, chociaż niektóre zdania brzmią bardzo dziwnie. Historia mnie nie ujęła, może dlatego, że nie dopatrzyłam się fantastyki. Wydaje mi się, że niekiedy kuleje logika: zboża jeszcze rosną, ale w stodole w zebranych już zagnieździły się myszy. OK, może żniwa tak długo trwają. Słońce już prawie zaszło, a facet niemal oparzył się o maskę. Ale może od silnika się nagrzała, nie znam się.

Gdy już się upewnił, że na piętrze nie śpi jakiś pijaczek, gdyż nie miałby jak na nie wejść, rozkruszył w połowie dwie główne belki drabiny

A upewniło go to, że szczebel drabiny się rozwalił? Nieprzekonujący dowód. Drabina z belek? Uch, ciężka musiała być. Facet rozkruszył belki? Siłacz. Nie wystarczyło połamać?

Teraz już cała stodoła jęła się jak przednie ognisko.

Jęła? Nie pasuje.

kuszących swoimi wdziękami, dobywającymi się spod usmolonych połów.

Jeśli w mianowniku stoi “poły", to dopełniacz brzmi inaczej.

To tylko te przykłady, które najbardziej rąbnęły po oczach. Zgrzytów jest więcej.

Babska logika rządzi!

Dziękuję za cenne uwagi ;)

 

Odnośnie nieszczęsnej drabiny, to była ona spróchniała i właśnie po tym poznał, że raczej nic cięższego (np. człowiek) nie byłoby w stanie się po niej wspiąć, a gdyby znajdowało się na piętrze wystarczająco długo, że belki by spróchniały, pewnie by już nie żyło. Wydaje mi się, że to też rozwiewa wątpliwości w kwestii głównego bohatera-siłacza, który rozkruszył spróchniałe drewno.

Nie widzę problemu w snopkach słomy i siana stojących w stodole, które zatęchły przez lata leżakowania – we własnej mam ich kilka ;)

 

Pozdrawiam ;)

Według mnie, to nie jest opowiadanie. To opis sceny celowo wznieconego pożaru. Nie rozumiem jaki jest jej związek z kilkoma zdaniami na początku tekstu. Czy niepalący bohater, w młodości karcony przez matkę, odbija sobie dawne krzywdy, podpalając stodołę?

W dodatku, co stwierdzam z przykrością, nie znalazłam tu nawet odrobiny fantastyki. :-(

 

Za­wsze w ta­kich chwi­lach to­wa­rzy­szył mu lęk, że matka wpad­nie do po­ko­ju, gdy ten jesz­cze nie zdąży go wy­wie­trzyć… – Zrozumiałam, że pokój wietrzył swojego lokatora? ;-)

 

Spo­co­ne dło­nie kle­iły mu się do kie­row­ni­cy. Mimo spusz­czo­nych okien i otwar­te­go szy­ber­da­chu było mu okrop­nie go­rą­co. Gdy wy­sia­dał, za­krę­ci­ło mu się w gło­wie. – Przykład nadmiaru zaimków.

Proponuję: Spo­co­ne dło­nie kle­iły się do kie­row­ni­cy. Mimo spusz­czo­nych okien i otwar­te­go szy­ber­da­chu, było okrop­nie go­rą­co. Gdy wy­sia­dał, za­krę­ci­ło mu się w gło­wie.

 

Nie za­my­ka­jąc auta, za­czął iść w stro­nę drew­nia­ne­go bu­dyn­ku. – Czy jednocześnie nie zamykał i szedł? ;-)

Proponuje: Nie zamknąwszy auta, ruszył w stro­nę drew­nia­ne­go bu­dyn­ku.

 

Ben­zy­na we­wnątrz niego raź­nie za­chlu­po­ta­ła. – Czym przejawia się raźność chlupotu benzyny? ;-)

 

…wy­niósł sno­pek, w któ­rym nie było pisz­czą­ce­go gniaz­da… – Od kiedy gniazda piszczą? ;-)

 

Rzu­cił je bez­ce­re­mo­nial­nie na sno­pek… – Czy płonące zapałki można też rzucać na snopek, zachowując ceremonię? ;-)

 

Prze­raź­li­wy pisk prze­ciął po­wie­trze i zmie­szał się z sy­kiem pa­le­ni­ska. – Skąd w stodole wzięło się palenisko? ;-)

 

Nie prze­szka­dza­ła mu po­wódź myszy, wbie­ga­ją­ca w pole wokół niegosma­ga­ją­ca jego nagie kost­ki swo­imi brud­ny­mi i śmier­dzą­cy­mi fu­tra­mi. – Tu też zbędne zaimki.

Proponuję: Nie prze­szka­dza­ła mu po­wódź myszy, wbie­ga­ją­cych w pole wokół i sma­ga­ją­cych nagie kost­ki brud­ny­mi, śmier­dzą­cy­mi fu­tra­mi.

 

W pew­nej chwi­li męż­czy­zna za­ma­rzył zna­leźć się w środ­ku tego ogni­ska… – Wolałabym: W pew­nej chwi­li męż­czy­zna za­ma­rzył, by zna­leźć się w środ­ku tego ogni­ska

 

Prze­stą­pił nawet kilka kro­ków…Prze­szedł/ postąpił/ zrobił nawet kilka kro­ków

 

…nie prze­pusz­cza­ło już kwi­le­nia pta­ków la­ta­ją­cych w po­wie­trzu. – Masło maślane. Latać można wyłącznie w powietrzu.

Proponuję: …nie prze­pusz­cza­ło już kwi­le­nia latających pta­ków.

 

Przez dym nie dało się doj­rzeć wzgórz ro­sną­cych za sto­do­łą. – Wzgórza były w fazie wzrostu? ;-)

 

Pod­biegł do bu­dyn­ku tak bli­sko, jak tylko po­zwa­lał mu gorąc. – Wolałabym: Pod­biegł do bu­dyn­ku tak bli­sko, jak tylko po­zwa­lało mu gorąco.

 

Teraz już cała sto­do­ła jęła się jak przed­nie ogni­sko. – Wolałabym:  Teraz już cała sto­do­ła płonęła jak najwspanialsze ogni­sko.

 

Wi­ro­wa­ły nad nią po­sta­ci nimf przy­odzia­nych w czar­ne chu­s­ty i ku­szą­cych swo­imi wdzię­ka­mi, do­by­wa­ją­cy­mi się spod usmo­lo­nych połów. – Wdzięki raczej nie dobywają się spod niczego, ale mogą być widoczne, mogą się też ukazywać.

Chusty nie maja pół. Poła to dolny fragment jednej z dwóch części ubioru rozpinającego się z przodu.

 

Ubra­nia miał prze­mo­czo­ne od wła­sne­go potu…Ubra­nie miał prze­mo­czo­ne potem

To, co mamy na sobie, to ubranie. Ubrania wiszą w szafie, leżą na półkach i w szufladach.

Czy istniała możliwość, że spocił się cudzym potem? ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Właściwie w stu procentach podpisuję się pod komentarzem Regulatorów. Również nie nazwałabym tego opowiadaniem tylko opisem pewnej czynności. I też nie do końca potrafię logicznie z resztą tekstu połączyć tego pierwszego fragmentu.

Cóż – jak dla mnie również brakuje porządnego początku. Sama scenka jest nawet fajna, ale warto by ją jeszcze trochę poprawiać. Natomiast ten wstępik to zdecydowanie za mało. Przydałoby się dopisać porządne trzy czy cztery części, wprowadzające czytelnika w świat bohatera i wyjaśniające, skąd się wzięła jego szajba na ogień. No i również warto by przemycić jakiś fantastyczny wątek. 

I po co to było?

Nowa Fantastyka