- Opowiadanie: Ikumi - Świat bez zezwolenia cz. 3 (ostatnia)

Świat bez zezwolenia cz. 3 (ostatnia)

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Świat bez zezwolenia cz. 3 (ostatnia)

 

 

3.

 

– Tak więc słucham. – Szefowa złożyła ręce na stole w geście oczekiwania, wwiercając się wzrokiem w podwładną stojącą przed nią. – Jak sprawa wygląda?

Aimez patrzyła na cienistą istotę z lekkim niedowierzaniem. W gabinecie jak i poprzednim razem panowały ciemności, nie licząc może tylko okna na Komorę Rozrodczą i znikającego za jej plecami portalem. Dopiero gdy drugie źródło świata zgasło do końca była w stanie dojrzeć całą despotyczną postać za biurkiem. Czuła, że coś jest nie tak. Została wezwana za wcześnie. Do tego Szefowa przestała nawet udawać wyrozumiałą, chociaż w najmniejszym stopniu. Nie spodziewając się zaproszenia bezceremonialnie usiadła za stołem. Władcze oblicze nawet nie drgnęło

– Wezwała mnie pani za wcześnie…

– Muszę się z tobą nie zgodzić. No tak, oczywiście zostało ci jeszcze trochę czasu, jednakże uważam, że to odpowiednia pora, ażeby poznać poziom postępów w twojej pracy. – Po chwili zastanowienia dodała z jadem w głosie. – Oczywiście, postępy są, nieprawdaż?

Teraz dziewczyna była pewna, że coś jest nie tak. Chociaż wierzyła, że udało się jej znaleźć coś wartościowego w tym dziwnym gatunku, to napięta atmosfera ją dosłownie miażdżyła.

– Cóż, postępy są…

– Ach tak?

– No tak… – Kontynuowała lekko niepewnym głosem. Jeżeli Szefowej zależało na wyprowadzeniu jej z równowagi, a zapewne tak było, to właśnie się to udało. – Przyznaję, że rasa jaką spotkałam na Ziemi – widząc nierozumiejące spojrzenie władającej Korporacją pospieszyła z wyjaśnieniami i kontynuowała sprawozdanie. – Homo Sapiens, jak sami siebie nazywają to dziwna rasa, jednak dysponują czymś, co w innych światach jest niespotykane i jedynie co przynosi mi na myśl, to sam Międzyświat.

Szefowa nie zareagowała nawet w najmniejszym stopniu, nie okazywała żadnych uczuć. Właścicielka Ziemi czuła, że zaczyna pocić się ze strachu. Nie doczekawszy żadnego gestu kontynuowała.

– Zamieszkałam u jednego z osobników tej rasy. Opowiedziała mi o wyobraźni… Jest to umiejętność pozwalająca ludziom z mej rzeczywistości wymyślać różne rzeczy, nazywać je, ujrzeć w umyśle możliwe wydarzenia przyszłe…

– I? – Ignorancja w głosie zarządzającej przesyciła powietrze co do grama. Jednak w dziewczynie entuzjazm zamiast gasnąć, rósł z każdą chwilą. Zaczęła do niej dochodzić doniosłość ujawnionego fenomenu.

– No jak to? Czy pani naprawdę tego nie rozumie?! To jest niesamowite! – Strach Aimez przemieniał się powoli w podniecenie. – Ten gatunek WYEWOLUOWAŁ! Nie wystąpiło to na żadnym innym Świecie! Bez niczyjej pomocy przeszedł proces od jednokomórkowca po złożoną istotę! Homo Sapiens samodzielnie skonstruował wszystkie potrzebne mu urządzenia: w każdym innym Świecie wszystko co danemu gatunkowi jest potrzebne po prostu powstaje razem z nim! Nauczył się leczyć swoje rany, przedłużając życie całej masy istot!

Aimez olśniło. Ziemia, a dokładniej Wszechświat faktycznie były alternatywną wersją Międzyświata i Korporacji.

– Wyobraźnia tym ludziom pozwala na coś więcej… – szepnęła niemal w ekstazie. – Wyobraźnia… Pozwala im nazywać przedmioty, nadawać imiona istotom, oswajając je. Są nadświadomi tak jak my, czują to, co się dzieje w otaczającym ich środowisku a zarazem głęboko w psychice człowieka… Potrafią na to wpływać… Tworzyć Światy…

– Słucham?! – Dopiero teraz Szefowa okazała jakiekolwiek uczucia. Nie były one pozytywne.

– Nie tak jak my co prawda… – przemawiała entuzjastycznym, teatralnym szeptem. – Potrafią wymyślać nieistniejące w prawdziwym świecie istoty. Które żyją w ich fantazjach… To taka przenośna, w końcu ten Świat nie istnieje. Jednak, następne pokolenia o nim pamiętają, wykorzystują wiedzę zawartą w fantazjach. Chociaż… – zastanowiła się przez chwilę. – Ziemianie próbują zamieszkać i zagospodarować inne planety… Takie jakby Światy, ale martwe. Homo Sapiens jest gatunkiem jedynym w swoim rodzaju, żaden inny nie potrafi dokonać tego co on…

– Jest dla nas zagrożeniem. – Szefowa niespodziewanie przerwała rozgorączkowanie Aimez. Niespodziewanie i agresywnie. – Ten Świat trzeba zniszczyć!

Dziewczyna jęknęła zaskoczona.

– Co proszę?… – spytała, niedowierzająca temu, co usłyszała. Właśnie została skazana na śmierć razem ze swoim Światem. Brzmiało to jak kiepski żart.

– Stanowią dla nas, mówiąc najprościej konkurencję. – Tłumaczyła władczo cienista istota, jak nierozumnemu idiocie. – Mogą nawet porwać się na coś więcej, niż tylko bycie konkurencją. Jeżeli odkryją sposób przenoszenia się po Światach, mogą nas zaatakować bezpośrednio. Są niczym bomba zegarowa. Nie wiadomo, kiedy ta ich cała ewolucja naprowadzi na ścieżkę do Międzyświata.

– Pani chyba żartuje! – Zawołała z kpiną brunetka. W ostatnim czasie jedynie bardziej nieracjonalne wypowiedzi słyszała od Ziemian. – Nie może pani tego zrobić!

– NIE MOGĘ?! – Rozległ się w gabinecie ogłuszający huk, wszystko aż wibrowało. Szefowa wstała, ukazując ogrom swojej postaci. Ku swemu przerażeniu Aimez była trzykrotnie niższa od pracodawcy. Świetliste oczy istoty z cienia jarzyły się czerwono, rozświetlając ciemność komnaty. W tej samej chwili na biurku pojawiła się teczka. Obok leżał stempel, który Nedeen nazwał śliczną, czerwoną pieczątką z gigantycznym, słodkim napisem „DO DESTRUKCJI". Aktualnie dla dziewczyny nie była słodka w żadnym, nawet najmniejszym detalu.

– MOŻESZ JUŻ WRÓCIĆ NA ZEMIE – Grzmiał w przestrzeni potężny głos. – MASZ JESZCZE TROCHĘ CZASU, NIE LICZ JEDNAK NA TO, ŻE ZMIENIĘ DECYZJĘ. MOŻESZ POŻEGNAĆ SIĘ Z SWOJĄ RASĄ I RAZEM Z NIĄ ODEJŚĆ, JEŻELI ZECHCESZ.

Aimez wstała i odwróciła się ku powstającemu portalu, prowadzącego do salonu Agnieszki. Zrozumiała, że poległa.

 

***

 

– Niesamowite… – westchnęła Agnieszka, opierając brodę na dłoniach i wpatrując się w właścicielkę Świata, w którym mieszkała. Aimez doszła do wniosku, że nie ma co dalej ukrywać prawdy.

– Ty mi wierzysz? – Spytała, nie ukrywając zaskoczenia. Na liście plusów i minusów nowo poznanej rasy przybył jeden minus, za zbyt wielką wiarę.

– Wiesz, widziałam wystarczająco dużo – odpowiedziała ze swoim charakterystycznym uśmiechem na twarzy. Po chwili zmarkotniała. – Cały dzień cię nie było, myślałam przez chwilę, że zwariowałam i ty nigdy nie istniałaś… A zamiast dowiedzieć się o wizycie w szpitalu psychiatrycznym dostaję gorące info, o którym jeszcze nikt nie wie: nadchodzi koniec świata. I co z tym zrobisz?

Brunetka spojrzała na naiwną rozmówczynię z sarkastycznym grymasem na twarzy. Do listy dopisała kolejny minus.

– A co ja geniuszu mam niby zrobić? – Krzyknęła w rozpaczy. – Myślisz, że ja wiem co robić?! Najchętniej to bym was zostawiła samych sobie, gdyby nie to, iż zginę razem z wami! Jesteście chodzącym problemem, a ja musiałabym się wami zajmować niczym małymi dziećmi nie wiadomo, przez ile czasu jeszcze! Dochodzę do wniosku, że zniknięcie to wcale nie najgorsze, co może mnie spotkać!

Na twarzy Agnieszki pokazało się głębokie zmieszanie. Odwróciła na chwilę twarz. Aimez próbowała spojrzeć w jej oczy, nie rozumiejąc o co chodzi. Nie musiała: współlokatorka odwróciła się do niej po sekundzie. Twarz miała zarumienioną i wilgotną.

– Jak potężna jest twoja magia? – Zapytała załamującym się głosem. Brunetce chwilę zajęło zrozumienie, o czym tamta mówi.

– Praktycznie nieograniczona. Jestem w swoim Świecie, mogę zrobić prawdopodobnie wszystko. Poza apokalipsą.

– A skopiować? – Spytała ponownie tamta.

– Nie wiem, chyba nie do końca rozumiem…

Agnieszka nie dała jej możliwości zrozumienia, przynajmniej na chwilę obecną.

 

***

 

Dwa dni przed końcem czasu Aimez na Ziemi dziewczyna dowiedziała się, co też zaplanowała artystka. Był to ogromny plus na liście.

– Chyba wiem, jakie jest wyjście z tej patowej sytuacji… – zagadnęła delikatnie skazaną na zniszczenie. – W tobie nadzieja. I w możliwościach internetu…

Właścicielka Świata spojrzała na rozmówczynię, poważnie zainteresowana. Nie spodziewała się żadnej konstruktywnej próby ratowania tego całego bajzlu, jakiego dokonać chciała Szefowa.

– Co ma do tego internet?

– Ma do tego to, że z pomocą przyjaciela w ciągu ledwo paru dni udało mi się sklecić na szybko stronę internetową i ją rozpropagować pośród znajomych. A ci znajomi pośród swoich znajomych, tamci pośród swoich…

– Zmierzaj do celu…

– Domyślam się, że do zrobienia kopi Świata potrzebowałabyś wszelkiej możliwej wiedzy o tej rzeczywistości, tak?

– Tak… Do czego ty chcesz dojść dziewczyno?

– Do tego, że zorganizowałam dla ciebie taką wiedzę na jutro w południe…

– Ty żeś do końca zwariowała, prawda?! – Wrzasnęła wniebogłosy Aimez. – Skąd ci do cholery ten pomysł przyszedł? Skąd wiesz, że mi się uda, że jestem w stanie dokonać tego cudu, jak skopiowanie CAŁEGO Świata i przeniesienia was do niego?! I co to niby do cholery da, jeżeli nawet się uda?!

– Da ci to tyle, że ta cała Szefowa będzie musiała dać zezwolenie na istnienie nowo narodzonemu Światu! A kto będzie właścicielem tego świata, jeżeli nie ty właśnie?! Zniszczy starą Ziemię, lecz będzie istnieć nowa Ziemia!

Brunetce opadła szczęka. Nigdy nie widziała takiego wybuchu agresji u Agnieszki. Nie miała odwagi nawet próbować podważyć teorii gospodyni.

– A jeżeli nie wyjdzie, to cóż… Próbowaliśmy, prawda? Jutro, dokładnie o dwunastej mają się zebrać na placu w starym mieście… Mam nadzieję, że uwierzyli w to co napisałam, pisałam wszystko co mi powiedziałaś… – Aimez miała ochotę dodać do listy plusów i minusów kolejną negatywną ocenę, jednak doszło do niej, że to było najlepsze, co można było zrobić. – Wtedy będziesz mogła skorzystać z ich umysłów i książek, które ze sobą przyniosą, aby wykonać kopię Ziemi. I przenieść nas… Będzie ciężko, ale musi się udać.

 

***

 

Było ciężej, niż ktokolwiek mógł się tego spodziewać.

Wpół do dwunastej Aimez i Agnieszka pojawiły się na placu. Nikogo nie było. Poza zwyczajnymi turystami i telewizją, która zamierzała zrobić sensację ze „studenckich wygłupów". Artystka robiła dobrą minę do złej gry, za to sama pracownica korporacji nie kryła złości. Chodziła wkoło, wydeptując niemal ścieżkę w bruku. Ekipa telewizyjna rozstawiała sprzęt. Aimez patrzyła na to wszystko spode łba, na co studentka ciągle ją uspokajała. Za pięć pojawił się przyjaciel, który miał zrobić stronę. Nie wyglądał na zaskoczonego znikomą frekwencją.

– Ostrzegam was lojalnie… – syknęła, odziana w swój korporacyjny kombinezon mieszkanka Międzyświata. – Jeżeli oni zaczną tu nadawać to ja nie wytrzymam… Skoro i tak mam być zniszczona przez niefrasobliwość fanów waszego nowego portalu społecznościowego, to mam prawo do odrobiny przyjemności i roztrzaskania paru łebków.

Towarzystwo popatrzyło po sobie z przestrachem, odkładając przytaszczone encyklopedie i podręczniki na chodniku. Dziewczyna rzucała piorunami z oczu.

Równo o dwunastej kilku reporterów stanęło w oddaleniu, komentując dla wiadomości wydarzenia na starym mieście. Był to krytyczny moment, którego Aimez nie wytrzymała.

Odeszła od pomysłodawców całej akcji i ciężkim krokiem ruszyła w kierunku seksownej pani przed kamerą. Nie zważała na ochronę, gdy ci tylko ją dostrzegali, odwracali się i szli w drugim kierunku. Zatrzymała się tuż obok dziennikarki tak, żeby widziała ją kamera.

– Radzę pani odejść… – syknęła, krusząc telepatyczne mikrofon. Kobieta odziana w przyciasną garsonkę pisnęła przestraszona.

– Jaaa… Jedi… – szepnął jakiś dzieciak z rozwartą paszczą, przechodząc i gubiący w tym momencie loda.

– Powtarzam, radzę odejść… – ponownie zasyczała korporacyjna pracownica. Gdy zamiast wykonać potulnie polecenie zaczęła wołać ochronę brunetka nie wytrzymała.

– DOSYĆ! – Krzyknęła niemal tak potężnie, jak zrobiła to jakiś czas temu Szefowa. A wraz z tym krzykiem popłynęła fala uderzeniowa, roznosząca cały sprzęt telewizyjny w kawałki. Przerażeni ludzie chowali się za ławkami i w sklepach. Nawet Agnieszka i jej przyjaciele uciekli za pobliską fontannę. Książki, które leżały do tej pory spokojnie na kamiennym placu rozsypały się w pojedyncze kartki.

Amiez lewitowała, przyciągając zafascynowane spojrzenia gapiów. Poleciała do ksiąg, westchnęła ciężko. Homo Sapiens okazał się być bardziej toporny, niż jej się to wydawało. Daleko im jeszcze było do opanowania możliwości teleportacji między Światami. Odwróciła się do ludzi z rezygnacją w oczach. Myślą przywołała do siebie jedną z roztrzaskanych kamer. Z obudowy wystawały kable, wszędzie latały iskry. Jednakże dla dziewczyny uruchomienie sprzętu nie było żadnym problemem.

– LUDZIE – wołała, wpatrując się w obiektyw. W chwili, kiedy zaczęła nawoływać to swojej rasy pokazały ją wszystkie monitory i ekrany Ziemi. Wiedziała, że tylko w ten sposób przyciągnie uwagę przeciętnego mieszkańca tej planety. – LUDZIE, PROSZĘ WAS O POMOC! OTO NASTAŁ TEN DZIEŃ, KIEDY GROZI WAM KONIEC ŚWIATA. A JA MOGĘ TO WSZYSTKO OCALIĆ. – Po sekundzie ciszy zawołała jeszcze potężniej. – TYLKO, ŻE DO CHOLERY POTRZEBUJĘ WASZEJ ZASRANEJ POMOCY!

Pomimo poważnej atmosfery nie miała najmniejszego problemu z usłyszeniem chichotu Agnieszki. Mimowolnie również się uśmiechnęła kątem ust.

– NIE CHCIELIŚCIE UWIERZYĆ MOJEJ PRZYJACIÓŁCE. TO TERAZ MUSICIE UWIERZYĆ MI. ZOSTALIŚMY WSZYSCY SKAZANI NA ZNISZCZENIE A NASZĄ JEDYNĄ NADZIEJĄ JEST UDZIELENIE MI POMOCY.

W tej samej chwili, jak grom z jasnego nieba, ziemia zatrzęsła się. Coś huknęło, coś błysnęło, słońce gdzieś nieoczekiwanie zniknęło. Niebo zrobiło się równie czerwone, co pieczęć Szefowej, która mimowolnie pałętała się po myślach Aimez. Tymi samymi myślami czuła narastającą panikę Homo Sapiens.

– CI, KTÓRZY SĄ PRZY MNIE NIECH PODEJDĄ – wołała łamiącym się powoli głosem – I DOTKNĄ MNIE, CI KTÓRZY NIE SIĘGNĄ, NIECH DOTKNĄ KOGOŚ KTO MNIE DOTYKA. POZOSTALI, KTÓRYCH TU NIE MA NIECH ZAMKNĄ OCZY I SKUPIĄ SIĘ NA SWOICH WŁASNYCH MYŚLACH: NAD TYM WSZYSTKIM…

Grunt trząsł się coraz bardziej. Wydawało się, jakoby czerwone niebo opadało powoli na wszystko. I faktycznie tak było: wieże najwyższych budynków nikły w szkarłacie.

– NAD TYM WSZYStkim, co wiedzą o Ziemi… – dokończyła brunetka słabnącym głosem. Czuła się jak w filmie, w którym jak zawsze wszystko udawało się w ostatniej chwili. Miała nadzieję, że i tym razem się wszystko uda, nawet jeżeli będzie to ostatnia sekunda istnienia Świata.

Zamknęła oczy i wystawiła dłonie przed siebie. Kartki z podartych książek krążyły wokół niej. Sekundę później poczuła dotyk setek palców, które prawie ją przewróciły. Ciała tych, którzy jej sięgali były chwytane łapczywie przez dłonie następnych, i tak dalej, tworząc nieprzerwaną sieć rąk. Stronice oddalały się od niej, otaczając coraz większą grupę zdesperowanych ludzi.

Nagle, głęboko w umyśle ujrzała błysk. Światło powiększało się i pędziło w jej kierunku w zastraszającym tempie. Gdy tylko wydostało się na powierzchnię jej świadomości poczuła, że traci oddech niemal upadając i wzburzając przy tym falę ciał. Poczuła przeszywający ból a na zamkniętych powiekach zaczęły przepływać obrazy, niczym szalony, diabelski młyn. Wszystkie ludzkie myśli i wiedza, począwszy od narodzin Ziemi i Aimez a kończąc na aktualnej chwili przeplatały się, mieszały, stanowiąc jednak wciąż logiczną postać. Dziewczyna czuła, jak rośnie w niej siła, tajemnicza energia. Słyszała krzyki przerażonych ludzi, uświadamiając sobie przy tym ich strach. I ten strach stanowił katalizator.

Głęboko w jej wnętrzu doszło do implozji, wysysającej z jej organizmu całą energię. Po chwili tą energię rozsadziło, przedostała się z przeogromną siłą między komórkami ciała brunetki. Wiatr zerwał się jeszcze silniejszy niż chwilę wcześniej. Homo Sapiens bezradnie wbijali paznokcie w jej ramiona, brzuch, nogi, szyję, zbliżając się niebezpiecznie do twarzy. Panika narastała, mimo że ona była już spokojna. Otworzyła oczy, obdarzając wszystkich pokornym uśmiechem, odwróciła się.

Pod ciężkim, krwistoczerwonym niebem jaśniały niczym lustra przejścia, pokazując świat taki sam, jak ten przed katastrofą.

Aimez wiedziała, że to co zrobiła było dobre.

Ludzie przedzierali się do portali, a kto przeszedł przez taki srebrny pierścień zapominał o zdarzeniach ostatniego miesiąca.

 

***

 

U Szefowej znów panowała ciemność, zaprawiona tym razem ciężką atmosferą administracyjnej porażki.

Uśmiech nie schodził z twarzy Aimez już od dłuższego czasu.

Gdy tylko wróciła do Korporacji skierowała się do gabinetu pracodawcy. Nikt nawet nie zauważył jej przybycia, nikt nie pamiętał o tym, co się działo, a zniknięcie dziewczyny było odbierane jako rutynowa kontrola świata, która spotykała często i innych. Nerner i Nedeena nigdzie nie było. Nawet jej to nie dziwiło, w końcu nie zapowiedziała im swojego powrotu nie wiedzieli, że ona już jest w Międzyświecie.

Czuła, że gdyby Agnieszka pamiętała co się działo na pewno czekała by na przyjaciółkę przy wejściu.

Jej przemyślenia przerwał jedwabisty głos.

– Nazwę Świata proszę…

– Nazwa dokumentacyjna brzmi Zemia. – Odpowiedziała dziewczyna z jeszcze szerszym uśmiechem. Kątem oka dostrzegła starą kartotekę jej Świata zamienioną na wióry z pomocą niszczarki do dokumentów.

– Nie narodził się żaden właściciel Świata, tak więc to pani przypada obowiązek sprawowania opieki nad tą rzeczywistością. – Kontynuowała Szefowa recytację formułek prawniczych.

– Dziękuję za przydzielenie Świata o nazwie dokumentacyjnej Zemia – odpowiedziała w przepisowy sposób Aimez, nie wytrzymując powoli ze śmiechu, widząc bezsilność malującą się na twarzy Szefowej. – Zasugerowałabym również przemianowanie imienia Świata z Zemia na Ziemia, pod taką nazwą jest uznawana przez mieszkańców.

– Niech tak będzie. – Do aktów leżących na stole zostało dodane zezwolenie wraz z adnotacją o zmianę nazewnictwa. – W takiej sytuacji pani imię brzmi od dzisiejszego dnia Aimeiz. Dziękuję za współpracę, dowidzenia.

Dziewczyna bez dalszych zaproszeń wyszła z gabinetu, cała radosna.

Ruszyła już w kierunku sypialni, będąc pewną, że tam właśnie znajdzie przyjaciół i pochwali się im nowym imieniem. Jednak przypomniała sobie,iż miała jeszcze coś zrobić. Przemknęła się pod ścianą Wielkiej Sali, pozostając niezauważoną i skręciła w boczny, niski korytarzyk. Nie musiała daleko iść, aby znaleźć się tam, gdzie chciała.

– Czy można wejść do pacjenta? – Spytała dwa stwory stojące przy drzwiach, przyglądając się przez pole energetyczne przykurczonej postaci, siedzącej na materacach.

– Nie dostałyśmy żadnych przeciwwskazań od Szefowej na dziś – odpowiedziała zamyślonym, chropowatym głosem jedna z strażniczek wejścia. – Jednak proszę uważać, był dzisiaj jakiś poddenerwowany. Oczywiście, nic pani nie zrobi, co to to nie! To tylko niewinny staruszek. Ale wie pani, jak to z takimi jest…

Nie wiedziała, jednak uznała, że przyznawanie się do tego nie ma żadnego znaczenia. Kiwnęła tylko znacząco głową i weszła do środka.

Wnętrze było sterylnie czyste, w całości wyłożone materacami. Na podłodze rozrzucone były kawałki układanek, które dostał. Do tej pory Aimeiz była pewna, że puzzle to był tylko chory dowcip Nedeena. Jednak nie. Brązowa góra szmat, którą był mężczyzna przed nią nawet się nie poruszyła, może poza tym, że oddychała.

– Hej stary – radośnie zawołała, dumna z tego, co się jej udało dokonać. – Uratowałam nam dupy, co? Jakby zniszczyła Ziemie to głowę dam, że w końcu znalazłaby i sposób, żeby zniszczyć ten twój Wszechświat, wiesz? Zresztą, z tego co zrozumiałam będąc na Ziemi nie musiałaby, nie? Planety same by zaczęły się rozpadać, bo są zależne od siebie, tak to było?

– Po co to się dokonało? – Szepnął bezsilnie i zmęczony. Dziewczynę zamurowało, była pewna, że słyszała już gdzieś ten głos. – Czemu skazani pozostaniem na dalsze cierpienie? Jaki sens był twego czynu?

– O czym pan mówi?… – w ciągu jednej chwili wróciła myślami do rzeczywistości.

– Skazałaś mnie na cierpienia, nie szczęście… Kiedy ty będziesz mogła spokojnie żyć sobie dalej w Korporacji, ja będę musiał tu siedzieć i słyszeć ich wciąż, jak mnie o coś proszą, jak przepraszają, jak walczą w me imię. Wszystkie głosy i myśli, które powstają we Wszechświecie, na Ziemi dochodzą do mnie… Podziwiam tą starą jędzę, że ona to wszystko wytrzymuje… Ale ona pewnie już nie ma uczuć, odcięła się od tych głosów… Ja nie potrafię.

Aimeiz nie przerywała monologu starszego pana. Domyśliła się tylko, że o czymkolwiek mówił, dotyczyło to również Szefowej.

– Ona nie lubi konkurencji, nie uznaje tego, że poza nią ktoś jeszcze może być szefem. Więc mnie tu zamknęła. Z układanką, której sama nigdy nie ułożyła…

Brunetka spojrzała na podłogę. Przerażona zasłoniła usta dłońmi. Kawałki nie były rozsypane w chaosie, bez ładu i składu. Wręcz przeciwnie, pokazywały w sposób dokładny cała historię wszystkich światów, od ich powstania po kresy. Zazwyczaj naznaczone krwią i zwłokami. A wszystkie te opowieści na tekturowych kartonikach tworzyły spiralę, środkiem której był sam starzec i kupa szmat leżąca na nim.

– Skazała mnie na ułożenie tej piekielnej kombinacji i szaleństwo. Ona się boi, że spotka ją to samo…

– Kim… Kim pan jest?… – szepnęła pełna obawy przed odpowiedzią, jaka zostanie jej udzielona.

– Kim jestem… Dobre pytanie owieczko. Nie wiem kim jestem. Różne imiona mi nadają tam, we Wszechświecie. Homo Sapiens, którego spotkałaś sam nie wie, jak mnie nazywać. Nie przeszkadza to im jednak w przysyłaniu do mnie ciągle próśb, gróźb i błagań… I ja je wszystkie słyszę. I nic, wbrew ich opętańczej pewności siebie, zrobić nie mogę. To męczące. A przez to, że ich uratowałaś ja wciąż muszę ich słuchać…

– Jak mnie nazywają?… – mruknął w zamyśleniu – Różnie, ale jedno słowo opisuje mnie w ich wyobrażeniach idealnie… Acrówts brzmi ono… Ty sama już dobrze wiesz, co w ich języku to znaczy i kim dla nich jestem… Lecz jestem odwrotnością tego, bo niszczę nadzieję na to, że wszystko trwa wiecznie… – rzekł na koniec, połykając najbliższego z puzzli. – Smaczne owieczko, chcesz jednego?

 

Koniec

Komentarze

,,Nie licząc może tylko okna na Komorę Rozrodczą i znikającego za jej plecami portalem.''  Domyślam się, że portal nie znika za plecami Komory, lecz z tego zdania tak właśnie wynika.
,,Nie doczekawszy żadnego gestu kontynuowała''. Umknęło Ci ''się''.
''Kopii'' przez dwa ''i'' na końcu, musiałaś jedno ''zjeść''.
Aimeiz wydała mi się dziwną postacią: na początku pokorna w stosunku do Szefowej, potem agresywna wobec współlokatorki i ekipy telewizyjnej, a następnie radosna bohaterka. Według mnie można było wyraźniej naszkicować osobę Aimeiz, nie poczułem z nią więzi jakiej czytelnik spodziewa się w kontakcie z bohaterami tekstu. Może powinienem zacząć od pierwszej części, ale i tak ten fragment był w miarę zrozumiały i daję za niego 4.

Kurczę szkoda, że ten komentarz został wystawiony tak późno, mogłabym to tu jeszcze poprawić...^^"
Co do Aimez: nie wiem czy zaglądałeś do 2 części, ale tam po częśći wyjaśniało się jej zachowanie. Co mam na myśli? Agresja Aimez do współlokatorki i ekipy telewizyjnej była wywołana złością oraz przekonaniem o zacofaniu i niedorozwinięciu psychicznym jej gatunku. Dopiero po całej historii zrozumiała, że nie do końca tak było (stąd te jej przemyślenia, co zrobiłaby Agnieszka, gdyby tylko mogła).
A radość? No proszę: kto by nie był szczęśliwy z tego, że udało mu się przeżyć. :D Szybko jednak wraca na ziemię (zatem też do swojej "pokornej formy"), kiedy zaczyna rozmawiać z Acrówtsem i dochodzi do niej, co spowodowały jej decyzje.
Fakt, że początkowo Aimez była pokorna w stosunku do Szefowej, jednak trzeba zauważyć, jak została przez Szefową potraktowana. Została wysłana na Ziemię z konkretnym zadaniem: znalezienia powodu dla którego Ziemia miała istnieć. Dostała konkretną ilość czasu: był to Ziemski miesiąc. A Szefowa, jak sama powiedziała w pierwszej części: zamierzała być wspaniałomyślna. I co? Trudno ją nazwać wspaniałomyślną i uczciwą w stosunku do współpracowników. ;) Ja na miejscu Aimez bym poważnie się zdenerwowała, a na kim najłatwiej się wyładować, jeżeli nie na bezbronnym gatunku, którego życie zależy od nas samych?
Ona jest dziwna, bo człowiek również jest dziwny: a wbrew temu co ona myśli, łączy ją z człowiekem więcej, niż tylko wygląd. ;)
Dziękuję za komentarz i ocenę. :) Mam nadzieję, że wyjaśniłam chociaż trochę te kilka nieścisłości, czy jakby to tam nazwać. ;)

Przepraszam, że dałem komentarz po czasie, jaki miałaś na dokonanie edycji, na przyszłość postaram się mieścić w pierwszej dobie od pojawienia się opka na stronie. Co do moich wątpliwości: przeczytam poprzednie dwie części ,,Świata...'' to może bardziej zrozumię postać głównej bohaterki. Dzięki za kilka słów wyjaśnienia :)

Oj, nie szkodzi, żaden problem. :) Rozumiem przecież, że jako członek loży musisz mieć sporo do czytania. :) W oryginale (na dysku)  przynajmniej poprawiłam i będę się pilnować na przyszłość. :) I tak się cieszę, że byłeś w stanie zrozumieć chociaż trochę o co chodzi czytając tylko ostatnią część. :) To znaczy, że piszę na tyle zrozumiale, że da się pojąć o co chodzi nawet, jeżeli jest wyrwane z kontekstu. :) A to się przecież też liczy. ;)
Dzięki jeszcze raz za ocenienie i "wytknienie" mi błędów. ;) Następnym razem zobaczysz, nie będziesz miał wyjścia i będziesz musiał mi dać to 6... :P Ćwiczenie czyni mistrza, no nie? :D

Sam w to wierzę :D

Hmmm. Przeczytałam całość i jakoś tak nie uwiodła. Chociaż ostatnia część chyba najlepsza, wreszcie coś się wyjaśnia. Ale te rozwiązania takie czarodziejskie, nic sprytu. Bohaterka może wszystko, więc robi, co chce. Dlaczego ustalili godzinę przeprowadzki tak blisko końca?

Interpunkcja słaba, zapis dialogów do remontu.

Babska logika rządzi!

Mimo że niespecjalnie mnie zajęły poprzednie, z rozpędu przeczytałam także ostatnią część i, niestety, spotkanie ze Światem bez zezwolenia, kończę bez satysfakcji.

W części trzeciej jest, co stwierdzam z przykrością, również wiele błędów i usterek. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wszystko idzie bez problemu, jakoś tak spodziewałabym się, że uratowanie świata wymaga jednak trochę więcej wysiłku.

Szkoda, że nie zostało poprawione, na pewno czytałoby się lepiej.

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka