- Opowiadanie: Udenix2012 - Zombie pośród nas #2 "Sprzyjające szczęście"

Zombie pośród nas #2 "Sprzyjające szczęście"

Witam wszystkich! :D Po pierwsze pragnę Wam bardzo podziękować za rady jakie mi pisaliście :) Oczywiście wziąłem wszystkie pod uwagę m.in. zapis dialogów, powtarzające się wyrazy, jaśniejsze pisanie, gdyż niektóre słowa które użyłem mają więcej znaczeń i nie poprawnie zapisane mogą wprowadzić w błąd itp. I zapomniałem wspomnieć w pierwszej części tego opowiadania, że mam zamiar zrobić z tego jedną przygodę w świecie opanowanym przez zombie. Jeden bohater, który próbuje przetrwać. Zrobię tak jak np w telewizji: serial :P Serial pisany, bo widziałem, że ktoś pisał,że wolicie skończone opowiadania a nie fragmenty, więc błąd z mojej strony , gdyż zapomniałem napisać że te wszystkie części będą połączone ;) I zmienię rodzaj z opowiadania na fragment ;) Jeszcze raz dziękuję za wszystkie rady i proszę o kolejne ;) Proszę również komentarze co do fabuły, jak Wam się podoba itp. Pamiętajcie postaram się żeby kolejne części były coraz ciekawsze i trzymające w napięciu :) Miłego czytania! :D

Oceny

Zombie pośród nas #2 "Sprzyjające szczęście"

Staliśmy tam sparaliżowani ze strachu nie spuszczając wzroku z pożerających się ludzi. Kompletnie nie wiedziałem co robić. Cały czas wpatrywałem się w tamte bestie, które urządziły sobie obiad z tej biednej kobiety. Nagle z mojej prawej strony zza auta wyszedł jeden z tych potworów! Spojrzał się na mnie i bez namysłu zaczął do mnie biec! Złapałem Łukasza za ramię i pociągnąłem go ze sobą w przeciwną stronę, niż znajdowała się bestia. Zaczęliśmy uciekać.

Biegliśmy po chodniku, wzdłuż budynków. Przed nami uciekali inni przerażeni ludzie. Staraliśmy się omijać resztę potworów co nie zawsze było prostym zadaniem, gdyż było ich mnóstwo. Najgorsze było to, że byliśmy w samym centrum miasta. Przypomniało mi się, że niedaleko jest moja szkoła do której autobus niestety nie zdążył dojechać. Musieliśmy się tam dostać, gdyż nie wytrzymalibyśmy tu długo. Powiedziałem o tym Łukaszowi, on natomiast potwierdził, że jest to dobry pomysł. Szybko zaczęliśmy biec w stronę naszej szkoły. Było ciężko, kilka razy prawie na NICH wpadłem. Po kilku minutach straciliśmy siłę (nie mam dobrej kondycji, zresztą tak samo jak Łukasz), musieliśmy odpocząć. Wbiegliśmy do jakiegoś zaułku. Siedliśmy na ziemi i próbowaliśmy się uspokoić. Po kilku minutach ONE przyszły! Byliśmy w pułapce. Jedynym wyjściem był płot, który oddzielał nas od ulicy. Bez wahania skoczyliśmy na płot i wspięliśmy się na górę. Łukasz już zeskoczył na drugą stronę, gdy ja przekładałem dopiero nogi i wtedy jedna bestia chwyciła mnie za stopę! Zacząłem się przechylać na drugą stronę. Próbowałem się wyrwać, lecz bezskutecznie, ponieważ chwyciło mnie kolejne kilka par rąk. Wiedziałem, że to już koniec, że nie dam im rady, ale właśnie wtedy Łukasz wspiął się na płot i chwycił mnie i pociągnął w dół. Udało się! Wyrwałem nogę z ich dłoni!( Co mnie trochę zdziwiło, gdyż Łukasz był ode mnie niższy i lżejszy, oraz słabszy) Upadliśmy na ziemię, szybko się podnieśliśmy i cali wystraszeni pobiegliśmy dalej. Na szczęście zdążyliśmy chociaż chwilkę odpocząć. Po około 10 minutach (na początku biegu, który później przerodził się w trucht) byliśmy już pod szkołą. Podbiegliśmy jak najszybciej do głównego wejścia. Chwyciłem za klamkę i pociągnąłem ją do siebie. Drzwi były zamknięte! Spanikowałem i zacząłem z całej siły ciągnąc jak i pchać drzwi (myślałem, że może pomyliłem kierunek otwierania drzwi), niestety nic to nie dało. Zaczęliśmy myśleć, co należy dalej zrobić. I stało się najgorsze. Te potwory przyszły tutaj! Nie mieliśmy jak uciec ponieważ główne wejście do szkoły było z trzech stron otoczone ścianami (na środkowej ścianie znajdowały się drzwi wejściowe, po lewej wielkie okna Sali gimnastycznej a po prawej okna od świetlicy) a z czwartej strony nadeszły bestie. Zaczęliśmy jeszcze szybciej i mocniej próbować otworzyć drzwi, mając nadzieję, że uda nam się je otworzyć. Niestety wszystkie te próby poszły na marne. Drzwi były jak skała, a ONI byli coraz bliżej. W panice zacząłem się rozglądać, gorączkowo poszukując drogi ucieczki. W myślach krzyczałem „Nie chcę umierać!”. Śmierć była coraz bliżej, z każdą sekundą zbliżała się o krok. Było ich około sześciu– siedmiu. Tym razem nie było drogi ucieczki, lecz nagle oświeciło mnie. Zobaczyłem uchylone okno od świetlicy. Bez namysłu zawołałem Łukasza i podbiegłem do ściany. Sprawnym ruchem popchałem szybę, wskoczyliśmy do środka i ledwo co udało mi się zamknąć okno a one już zaczęły uderzać rękami o szybę, próbując dostać się do świetlicy. Poczułem ulgę. Powoli podnieśliśmy się z ziemi i udaliśmy się w stronę wyjścia z świetlicy. Uchyliliśmy drzwi i wyszliśmy na korytarz szkolny. Zobaczyliśmy tam jednego z naszych nauczycieli.

– Jezu nic Wam nie jest?! – zapytał wystraszony nauczyciel.

-Nie nic…– odpowiedziałem nieśmiało.

– Bardzo Was przepraszam ale nie zdążyłem tu dobiec. Gdy tylko usłyszałem dobijanie do drzwi natychmiast pobiegłem sprawdzić co się dzieje – próbował się wytłumaczyć .

-Naprawdę nic się nie stało– skłamałem. W głębi duszy byłem na niego wściekły, przecież mogliśmy zginąć!

– Dobrze, skoro nic Wam nie jest to udajcie się do swojej klasy,tam czeka reszta Waszych kolegów i Pani Wychowawczyni. Lekcje zostają odwołane. I jeszcze raz przepraszam.

-Dobrze, do widzenia.

– Do widzenia.

W milczeniu udaliśmy się na drugie, najwyższe piętro naszej szkoły, gdyż tam znajdowała się sala należąca do naszej klasy.

Otworzyliśmy drzwi i weszliśmy do środka. Była tam nasza pani wychowawczyni i kilka osób z klasy. Nikogo więcej. Najwyraźniej inni nie mieli tyle szczęścia co my…

 

Koniec

Komentarze

Serial, powiadasz? Bierzesz pod uwagę, że w serialu każdy odcinek powinien być w miarę zamkniętą całością, a widzowie dostają kawałek nie rzadziej niż raz na tydzień, żeby nie zapomnieli fabuły? Lepiej napisz coś skończonego.

Staliśmy tam sparaliżowani ze strachu nie spuszczając wzroku z pożerających się ludzi. Kompletnie nie wiedziałem co robić.

Brak jednego przecinka w każdym zdaniu. Nie tylko w tych zresztą…

Liczby zazwyczaj piszemy słownie.

Zaczęliśmy jeszcze szybciej i mocniej próbować otworzyć drzwi, mając nadzieję, że uda nam się je otworzyć.

Jak na mój gust, trochę za dużo tu czasowników. Z powtórzeniami jednak nie zawalczyłeś tak skutecznie, nie tylko w tym cytacie.

Bohaterowie mnie irytują. Dlaczego nie mają kondycji, nie chodzą na WF? Zresztą, w takiej sytuacji adrenalina swoje robi. No i mózgowcami też nie są. Jaki kretyn, uciekając przez zagrożeniem, wbiega do zaułka? To naprawdę była najprostsza droga do szkoły? Jeśli chcesz uratować scenę z przełażeniem przez płot, to niech na przykład nagle zobaczą zombiaki przed sobą, niech spanikowani wpadną do pierwszej otwartej bramy… I po co szarpali się z zamkniętymi drzwiami? Nauczyciele niewiele bystrzejsi – woźny powinien dyżurować przy drzwiach, a otwarte okno (dlaczego nie zakratowane?) w takiej sytuacji to idiotyzm.

Babska logika rządzi!

Dość ostro, ale sprawiedliwie. Piszę o komentarzu Finkli. Od siebie dodam: nie stawiaj na same efekty. Scena bezskutecznego dobijania się do drzwi szkoły – OK, ale tylko jako scena sama w sobie. W kontekście wydarzeń jest zwyczajnie bez sensu – zamknięte na głucho, to lecimy dalej, szukamy innego miejsca i sposobu dostania się do budynku… Postępowanie nauczycieli, otwarte okno… Wiem, powtarzam za Koleżanką, ale robię to po to, żeby pozostać w kręgu już podanych przykładów. O co w nich chodzi? O to, żebyś najpierw pomyślał, czy dana sytuacja jest możliwa, czy logicznie wpisuje się w ciąg wydarzeń, co ją spowodowało i jakie będą jej następstwa. Więcej uwagi poświęcaj też postępowaniu bohaterów. Motywuj je czynnikami zewnętrznymi, jeśli są postępkami tak niemądrymi, jak pakowanie się w zaułek, motywuj je stanem psychicznym, przerażeniem na przykład, ale nigdy nie rób z postaci głupków bez powodu, jak z tym zaułkiem…

No i nie rezygnuj. Odłóż, jak radzi Finkla, ten “serial”, potrenuj na krótkich formach.

Nowa Fantastyka