Staliśmy tam sparaliżowani ze strachu nie spuszczając wzroku z pożerających się ludzi. Kompletnie nie wiedziałem co robić. Cały czas wpatrywałem się w tamte bestie, które urządziły sobie obiad z tej biednej kobiety. Nagle z mojej prawej strony zza auta wyszedł jeden z tych potworów! Spojrzał się na mnie i bez namysłu zaczął do mnie biec! Złapałem Łukasza za ramię i pociągnąłem go ze sobą w przeciwną stronę, niż znajdowała się bestia. Zaczęliśmy uciekać.
Biegliśmy po chodniku, wzdłuż budynków. Przed nami uciekali inni przerażeni ludzie. Staraliśmy się omijać resztę potworów co nie zawsze było prostym zadaniem, gdyż było ich mnóstwo. Najgorsze było to, że byliśmy w samym centrum miasta. Przypomniało mi się, że niedaleko jest moja szkoła do której autobus niestety nie zdążył dojechać. Musieliśmy się tam dostać, gdyż nie wytrzymalibyśmy tu długo. Powiedziałem o tym Łukaszowi, on natomiast potwierdził, że jest to dobry pomysł. Szybko zaczęliśmy biec w stronę naszej szkoły. Było ciężko, kilka razy prawie na NICH wpadłem. Po kilku minutach straciliśmy siłę (nie mam dobrej kondycji, zresztą tak samo jak Łukasz), musieliśmy odpocząć. Wbiegliśmy do jakiegoś zaułku. Siedliśmy na ziemi i próbowaliśmy się uspokoić. Po kilku minutach ONE przyszły! Byliśmy w pułapce. Jedynym wyjściem był płot, który oddzielał nas od ulicy. Bez wahania skoczyliśmy na płot i wspięliśmy się na górę. Łukasz już zeskoczył na drugą stronę, gdy ja przekładałem dopiero nogi i wtedy jedna bestia chwyciła mnie za stopę! Zacząłem się przechylać na drugą stronę. Próbowałem się wyrwać, lecz bezskutecznie, ponieważ chwyciło mnie kolejne kilka par rąk. Wiedziałem, że to już koniec, że nie dam im rady, ale właśnie wtedy Łukasz wspiął się na płot i chwycił mnie i pociągnął w dół. Udało się! Wyrwałem nogę z ich dłoni!( Co mnie trochę zdziwiło, gdyż Łukasz był ode mnie niższy i lżejszy, oraz słabszy) Upadliśmy na ziemię, szybko się podnieśliśmy i cali wystraszeni pobiegliśmy dalej. Na szczęście zdążyliśmy chociaż chwilkę odpocząć. Po około 10 minutach (na początku biegu, który później przerodził się w trucht) byliśmy już pod szkołą. Podbiegliśmy jak najszybciej do głównego wejścia. Chwyciłem za klamkę i pociągnąłem ją do siebie. Drzwi były zamknięte! Spanikowałem i zacząłem z całej siły ciągnąc jak i pchać drzwi (myślałem, że może pomyliłem kierunek otwierania drzwi), niestety nic to nie dało. Zaczęliśmy myśleć, co należy dalej zrobić. I stało się najgorsze. Te potwory przyszły tutaj! Nie mieliśmy jak uciec ponieważ główne wejście do szkoły było z trzech stron otoczone ścianami (na środkowej ścianie znajdowały się drzwi wejściowe, po lewej wielkie okna Sali gimnastycznej a po prawej okna od świetlicy) a z czwartej strony nadeszły bestie. Zaczęliśmy jeszcze szybciej i mocniej próbować otworzyć drzwi, mając nadzieję, że uda nam się je otworzyć. Niestety wszystkie te próby poszły na marne. Drzwi były jak skała, a ONI byli coraz bliżej. W panice zacząłem się rozglądać, gorączkowo poszukując drogi ucieczki. W myślach krzyczałem „Nie chcę umierać!”. Śmierć była coraz bliżej, z każdą sekundą zbliżała się o krok. Było ich około sześciu– siedmiu. Tym razem nie było drogi ucieczki, lecz nagle oświeciło mnie. Zobaczyłem uchylone okno od świetlicy. Bez namysłu zawołałem Łukasza i podbiegłem do ściany. Sprawnym ruchem popchałem szybę, wskoczyliśmy do środka i ledwo co udało mi się zamknąć okno a one już zaczęły uderzać rękami o szybę, próbując dostać się do świetlicy. Poczułem ulgę. Powoli podnieśliśmy się z ziemi i udaliśmy się w stronę wyjścia z świetlicy. Uchyliliśmy drzwi i wyszliśmy na korytarz szkolny. Zobaczyliśmy tam jednego z naszych nauczycieli.
– Jezu nic Wam nie jest?! – zapytał wystraszony nauczyciel.
-Nie nic…– odpowiedziałem nieśmiało.
– Bardzo Was przepraszam ale nie zdążyłem tu dobiec. Gdy tylko usłyszałem dobijanie do drzwi natychmiast pobiegłem sprawdzić co się dzieje – próbował się wytłumaczyć .
-Naprawdę nic się nie stało– skłamałem. W głębi duszy byłem na niego wściekły, przecież mogliśmy zginąć!
– Dobrze, skoro nic Wam nie jest to udajcie się do swojej klasy,tam czeka reszta Waszych kolegów i Pani Wychowawczyni. Lekcje zostają odwołane. I jeszcze raz przepraszam.
-Dobrze, do widzenia.
– Do widzenia.
W milczeniu udaliśmy się na drugie, najwyższe piętro naszej szkoły, gdyż tam znajdowała się sala należąca do naszej klasy.
Otworzyliśmy drzwi i weszliśmy do środka. Była tam nasza pani wychowawczyni i kilka osób z klasy. Nikogo więcej. Najwyraźniej inni nie mieli tyle szczęścia co my…