Moje drugie opowiadanie na tej stronie... Mam nadzieję, że nieco poprawiłam się od czasów poprzedniego i z góry przepraszam za wszystkie niedociągnięcia.
Moje drugie opowiadanie na tej stronie... Mam nadzieję, że nieco poprawiłam się od czasów poprzedniego i z góry przepraszam za wszystkie niedociągnięcia.
– Przestań! – Krzyk szlachcica odbił się echem od nierównej powierzchni ścian jaskini. – Ostrzegam cię…!
Postać powoli zbliżyła się do mężczyzny, obserwując jego strach niemalże z zaciekawieniem. Krążyła wokół zrozpaczonego człowieka niczym drapieżnik na chwilę przed zadaniem ofierze śmiertelnego ciosu. Nie mogąc ruszyć się z miejsca za sprawą rzuconego nań czaru, arystokrata mógł jedynie patrzeć na czarny kaptur. Jego serce niemal stanęło na widok miecza wyjmowanego z pochwy. Machinalnie wyciągnął rękę przed siebie, jakby zamierzał zablokować ostrze wycelowane w jego pierś. Zabójca tylko zaśmiał się cicho.
– Uważasz, że to w czymś pomoże? – zapytał morderca, przechylając z rozbawieniem głowę. – Przeznaczenia nie oszukasz.
– Dlaczego to robisz? – Głos mężczyzny zmienił się w szept.
– Wszyscy zadają to samo pytanie. Ciebie jednak nie powinno to martwić. Twoją śmierć wykorzystam lepiej niż ty swe życie. Światu i tak zbytnio się nie przydałeś.
– Zaczekaj…!
Postać wbiła broń prosto w serce mężczyzny, zachlapując klingę karmazynową krwią. Niespiesznie zdjęła kaptur, obserwując z uśmiechem, jak szlachcic wpatruje się w znajome oblicze. Zabójca gwałtownie wyciągnął miecz z ciała arystokraty i otarł ostrze skrawkiem ciemnej peleryny. Popatrzył na martwego, który odwzajemnił spojrzenie pustymi oczyma. Morderca pokiwał z zadowoleniem głową. Trzeba się śpieszyć. Ciała po kilku minutach już nie dało się ożywić.
****
– Czy przyznajesz się do popełnienia zarzucanego czynu?
Aidred spojrzał na mężczyznę siedzącego na olbrzymim, rzeźbionym tronie. Namiestnik prowincji spoglądał na młodzieńca nieprzychylnym wzrokiem, a twarz wykrzywiał mu nieprzyjemny grymas. Arystokrata nie był przyzwyczajony do obecności ludzi z niższych warstw społecznych. Rozmawiał bowiem z takimi osobami bardzo rzadko, tylko gdy chodziło o ciężkie przewinienie.
– Mówię do ciebie! – Nieprzywykły do nieposłuszeństwa namiestnik uderzył pulchną dłonią w złoty podłokietnik. – Czy przyznajesz się do praktykowania sztuki nekromancji?
– Nie. – Aidred uśmiechnął się kpiąco, widząc złość na okrągłej twarzy mężczyzny. – Czy to ma jakieś znaczenie? Już i tak wszyscy mnie osądzili.
– Najpierw to ja cię osądzę i zadecyduję o twoim losie.
Młodzieniec prychnął pogardliwie.
– Po co czekać? Obaj wiemy, co postanowisz, panie. – Aidred wypowiedział ostatnie słowo niemal jak obelgę.
– Skąd możesz to wiedzieć?
– Nie jest trudno zgadnąć, co myśli osoba na takim stanowisku… kiedy nazywasz się Aidred Tenath.
Monarcha spojrzał na młodego człowieka wzrokiem pełnym strachu i niechęci. Milczał przez chwilę, usiłując poukładać w głowie wszystkie fakty. Zaraz jednak wybuchnął histerycznym śmiechem, dając upust zaniepokojeniu.
– Ty… ty nie możesz nim być! To…
– Niemożliwe? – dopowiedział usłużnie Tenath. – Wiele osób tak mówi.
– Kłamiesz. Wiesz, że kara cię nie minie. Niepotrzebnie marnuję czas na rozmowę z tobą. Najlepiej będzie, jeśli poślę po kata i zakończę całą tę farsę.
– Nie zrobisz tego, panie – rzekł młodzieniec pewnym tonem. – Byłoby szkoda, gdyby ktoś przypadkiem rozpowiedział o rozmowie twojej córki z lordem Marlonem w Zimowym Pałacu. Jeśli dobrze pamiętam, mówili o sfingowanym…
– Dosyć!
Pobladły mężczyzna potarł dłonią czoło. Wpatrywał się z zastanowieniem w posiniaczone oblicze bezczelnie uśmiechniętego więźnia. Istotnie mógł on być tym, za kogo się podawał. Najbardziej znanym złodziejem w prowincji Kajredia. Pamiętał, że kapitan straży ostrzegał go przed przesłuchaniem. Wydawał się zaniepokojony faktem, że przed pojmaniem ten młody człowiek obezwładnił kilku strażników i niemal udało mu się zbiec.
Namiestnika jednak mniej przerażała osoba Tenatha niż wiedza o sekretnej rozmowie jego córki. Gdyby król się o tym dowiedział… Wolał nawet nie myśleć o konsekwencjach.
– Skąd o tym wiesz?
Złodziej wyszczerzył zęby.
– Niektórzy dadzą się nabrać na świstek papieru i odpowiedni strój. – Wzruszył ramionami. – Poza tym… Gorszego miejsca na rozmowę niż ogród znaleźć nie mogli.
Namiestnik uniósł krzaczastą brew.
– Ty także nie grzeszysz rozumem, skoro dałeś się przyłapać w trakcie praktykowania sztuki nekromancji.
– Nie zrobiłem tego! – wrzasnął poirytowany Aidred. – Wrobili mnie!
Arystokrata spojrzał z błyskiem w oku na rozgniewanego więźnia. Wydawało mu się, że przestępca mówił prawdę. Jednakże mężczyzna nie chciał dać niczego po sobie poznać. Nie zamierzał przepuścić nadarzającej się okazji. Ledwo udało mu się zamarkować uśmiech. Od razu pozbędzie się dwóch problemów.
– Słyszałem to już wiele razy – odparł namiestnik. – Każdy, kto tak twierdził, trafił pod topór.
– Mówię prawdę! – Złodziej zaczął tracić grunt pod nogami. – Widocznie komuś bardzo zależało na pozbyciu się mnie…
– I tym samym znalazłeś się tutaj. Jeśli naprawdę jesteś tym, za kogo się podajesz, możemy dojść do porozumienia. Tylko od ciebie zależy, czy wrócisz do lochu i poczekasz na kata, czy zgodzisz się na pewne… warunki twojego uwolnienia i ułaskawienia.
Tenath obrzucił szlachcica nieufnym wzrokiem. Wiedział, że musi przyjąć jego propozycję, niezależnie od tego, czego by dotyczyła. Z pewnością jej fragment mówił o zachowaniu milczenia w sprawie podsłuchanej rozmowy Marlona z Asterią Yeran, lecz reszty nie był pewien. Namiestnik musiał być w trudnej sytuacji, skoro prosił o pomoc przestępcę i dodatkowo obiecywał ułaskawienie.
– Zgadzam się. – Złodziej skrzywił się, mówiąc te słowa. – Czego dotyczy to porozumienie?
– Słyszałeś o niedawnych zaginięciach i morderstwach? Według moich informatorów i straży w Isagroth sprawcą jest nekromanta, który najwyraźniej ma coś wspólnego z arystokracją. Dowiesz się, kto to jest i poinformujesz mnie o tym.
– A gdyby sprawiał kłopoty?
– Wtedy masz moją zgodę na zabicie go. Muszę cię jednak ostrzec. Nie możesz nikomu powiedzieć o zleconej ci misji. Wolałbym, żeby ta sprawa nie wyszła na jaw, szczególnie z powodu domniemanych koneksji nekromanty z Radą Szlachecką. O tej sprawie wie tylko straż i informatorzy.
Rada… arystokraci o takiej władzy, że mogliby bez trudu obalić panującego namiestnika, gdyby cokolwiek im się nie spodobało. Nic dziwnego, że arystokrata z Kajredii był zaniepokojony.
Mężczyzna spojrzał na młodzieńca świdrującym wzrokiem.
– Po zakończeniu zadania zostaniesz oczyszczony ze wszystkich zarzutów i wypuszczony na wolność – rzekł z lekkim wahaniem. – Nie piśniesz także ani słowa o rozmowie mojej córki. Czy to jasne?
Aidred przygryzł nerwowo wargę, lecz chwilę później na jego twarzy ponownie zagościł arogancki uśmiech.
– Oczywiście, panie.
****
– To tyle? Tyle tylko wiesz?! Czy może karmisz mnie historyjkami rodem z targu? – zapytał Tenath z naciskiem, obracając bezwiednie niewielkie, zaostrzone pióro.
Informator zadrżał, słysząc ton głosu złodzieja. Czuł się nieswojo w towarzystwie człowieka o tak ponurej sławie, szczególnie gdy ten wbijał w niego świdrujące spojrzenie ciemnych oczu. Patrząc jak Aidred bawi się przedmiotem, którego ostry koniec raz po raz kierował w jego stronę, donosiciel miał ochotę wyjść i nie wracać.
– To wszystko, co wiem. – Mężczyzna rozłożył bezradnie ręce. – Nikt nie porusza takich tematów od jakiegoś czasu. Nawet pieniądze na niewiele się zdały!
Twarz Tenatha wykrzywił grymas wściekłości.
– Odejdź – wycedził, a informator zniknął tak szybko, jak się pojawił.
Złodziej zaczął bębnić palcami w stary, drewniany stół. Nienawidził tej sprawy w równym stopniu jak miejsca. Namiestnik oczywiście musiał wpaść na genialny pomysł umieszczenia go w koszarach. Sądził, że tak będzie bezpieczniej dla wszystkich. Widać, nie wziął pod uwagę strażników. Oni raczej nie podzielali jego zdania.
Pilnowali Aidreda dzień i noc, dobitnie okazując brak zaufania do osoby o takiej reputacji. Dzięki nim w zatęchłym pomieszczeniu zapanował półmrok, gdy zasłonili niemal wszystkie okna. Użyteczne przedmioty, prócz kilku niezbędnych, zostały bezceremonialnie wyniesione.
Strażnicy zachowywali się niemal, jakby młodzieniec mógł się ich pozbyć jedynie z pomocą niewielkiego tomiku poezji. A może mieli rację…?
– Problem ze zbieraniem informacji, co? – Z głębi komnaty dobiegł go szyderczy głos strażnika.
– Nie. Po prostu zapraszam ludzi na bardzo miłe pogawędki.
– Miłe? Tak przestraszyłeś biedaka, że niemal natychmiast wybiegł z koszar.
– Nikt cię nie pytał o zdanie kapitanie Eadoinie. – Młodzieniec wstał z krzesła i zaczął nerwowo krzątać się po pokoju. – Jak to zrobić?
– Nie uda ci się, skoro i nam się nie powiodło – rzekł ze znudzeniem strażnik.
Złodziej pokiwał niechętnie głową i ukradkiem spojrzał w stronę swego rozmówcy. Miał cichą nadzieję na chwilę nieuwagi kapitana straży. Z łatwością wykorzystałby ten moment na atak na mężczyznę i natychmiastową ucieczkę. Niestety tamten ani na chwilę nie wypuszczał z ręki miecza.
– Pewnie nie szukaliście dokładnie – odparł arogancko Aidred, nie spuszczając wzroku z broni.
– Niedokładnie? Wszystko sprawdziliśmy lepiej niż ty! – Eadoin potrząsnął gniewnie głową. – Musiałbyś chyba wejść tym zadufanym arystokratom do rezydencji i zapytać ich osobiście!
– Osobiście? To nie taki zły pomysł – stwierdził Tenath. Po chwili zastanowienia dodał: – Czy dziś przypada wielka uczta lorda Innthara?
– Tak, dlaczego…? – Mężczyzna na chwilę zamilkł. – Nie! Nie ma mowy!
Młodzieniec uśmiechnął się z satysfakcją, patrząc na zdenerwowanego strażnika.
– Ależ tak! Inaczej parę osób dowie się, jak nienawidzisz szlachty, a dokładniej Namiestnik. Dodatkowo poinformuję go o tym – zmrużył oczy – że jego wierny kapitan postanowił utrudniać moje zadanie.
Eadoin skrzywił się. Miał ochotę posłać tego aroganta do najciemniejszego lochu w Isagroth.
– Niech będzie – powiedział ze zrezygnowaniem. – Ale nie myśl, że moi ludzie choćby na chwilę spuszczą cię z oka.
****
Aidred nalał kolejny puchar wina lordowi Casredowi, którego twarz, z powodu zbyt dużej ilości wypitego alkoholu, miała już kolor zbliżony do odcienia trunku. Złodzieja nudziło siedzenie przy stole biesiadnym, szczególnie że był pod stałą obserwacją kilku nieudolnie wmieszanych w tłum strażników, a szlachcic jak dotąd nie miał nic ciekawego do powiedzenia. Z biegiem czasu słuchanie bezsensownej paplaniny arystokraty zaczęło go coraz bardziej drażnić, choć mężczyzna był jednym z trzeźwiejszych ludzi na uczcie i z jego pijackiego bełkotu dało się jeszcze wyłapać słowa.
– Czy ktoś ze znanych ci osób zachowywał się ostatnio dziwnie? – zapytał po raz kolejny Tenath, tłumiąc ziewnięcie.
Casred spojrzał na młodzieńca mętnym wzrokiem, przechylając puchar tak, że zawartość wylądowała na jego wypielęgnowanej brodzie.
– Nnie… Wszyscy są dziwni – rzekł lord, przeciągając przy tym głoski. – Senef ostatnio nie popiera wielu moich projektów dotyczących… ochrony naszych dworów. Chyba ten głupiec sądzi, że straż zapewnia dostateczne bezpieczeństwo… Eredil też całkowicie ignoruje wszystko, co powiem…
To już go interesowało.
– Senef? A kim on jest? – zapytał z zaciekawieniem Aidred.
Casred zmarszczył brwi, patrząc, jak w jego kielichu po raz kolejny ląduje wino.
– Pojawił się jakiś czas temu. Pochodzi z prowincji Farde. – Arystokrata wskazał na mężczyznę w bogatych, szmaragdowych szatach, siedzącego w rogu sali. – Zabawne, że jeden z tamtejszych lordów został przysłany akurat do Kajredii. Tutaj przecież nie ma nic ciekawego. Po co przyjeżdżać do najgorszej części Królestwa Palatenu…?
– Dziękuję ci… przyjacielu. Bardzo mi pomogłeś – przerwał mu Tenath i szybko wstał od stołu.
Przeszedł przez salę i niezauważony przez nikogo, skierował się w stronę kuchni. Stanął tuż przed niewielkimi drzwiami prowadzącymi do jakiegoś schowka i w zupełnej ciszy wsunął się do środka. Po chwili usłyszał lekkie kroki, które mogły należeć tylko do kogoś ze służby. Złodziej odczekał parę sekund do momentu, gdy odgłos nieco ucichł. Wyciągnął z kieszeni ukradziony z uczty nóż i wysunął się ze swojej kryjówki.
– Lepiej się nie odwracaj i bądź cicho. Jeśli spróbujesz jakichś sztuczek, nie skończy się to dla ciebie dobrze – rzekł złowrogim tonem, celując w plecy niskiej służącej. Nie czuł się dumny z tego, co robił. Jednak zastraszenie osoby będącej dobrym źródłem informacji było jedynym znanym mu sposobem na zdobycie tych najbardziej wiarygodnych. – Teraz odpowiesz mi na parę pytań, a potem puszczę cię wolno, zgoda?
Kobieta pokiwała głową, trwając w bezruchu.
– Czy Senef zachowuje się dziwnie? Albo Eredil?
– Z tego, co wiem… lady Eredil denerwuje się jedynie, gdy chodzi o obsesję lorda Casreda na punkcie bezpieczeństwa własnej osoby. Poza tym pała ona ogólną niechęcią wobec zebrań arystokracji w sprawach tak błahych.
– A Senef? – zapytał z nadzieją Aidred.
– On zachowuje się dość… nietypowo. Ponoć ciągle stara się unikać towarzystwa tutejszej szlachty i zwykle przebywa we własnej posiadłości. Trudno się dziwić. Nie zna tu zbyt wielu osób i pewnie dlatego uczestniczy tylko w naradach arystokracji… Oni i tak nie żywią zbyt wielkiej miłości do przyjezdnych, więc lord Senef rzadko pojawia się na ucztach.
Tenath z trudem pohamował wesołość. Wreszcie miał jakiś sensowny trop, a nie bajki i plotki opowiadane przez kumoszki na targu. Wiedział jednak, że będzie musiał się najpierw pozbyć strażników, żeby zrobić z niego jakikolwiek użytek.
– Możesz odejść – rzekł złodziej, a służąca posłusznie zniknęła za rogiem, szczęśliwie nie próbując spojrzeć za siebie.
Aidred z zadowoleniem schował niewielki nóż, po czym ruszył korytarzem wprost do sali biesiadnej. Zaskoczyło go panujące tam poruszenie. Nikt nie siedział przy stole, nawet ci, którzy wcześniej pozwolili sobie na drzemkę. Ludzie stali w większych i mniejszych grupkach, a całą ich uwagę pochłaniała ożywiona rozmowa. W pomieszczeniu panował taki hałas, że przez mieszankę różnych dźwięków trudno było się domyślić, co spowodowało całe poruszenie.
– Panie!
Młodzieniec ze zgrozą zauważył jednego ze strażników idącego w jego kierunku. Zaklął w myślach, gdy rozpoznał w nim Eadoina i na powrót przywołał na twarz znudzenie. Mężczyzna jednak nie dał się zwieść i stanął przed złodziejem, łypiąc na niego spode łba.
– Nie było cię na uczcie. Dlaczego? – Dowódca straży wyglądał na co najmniej zdenerwowanego.
Aidred spojrzał mu bezczelnie w oczy.
– Byłem na niej cały czas.
– Gdzie byłeś? – spytał kapitan z naciskiem.
– Odetchnąć świeżym powietrzem, a jak ci się wydaje? Szukałem waszego nekromanty! Spytałem jedną służącą i wróciłem!
– I przypadkiem nie widziałeś niczego niepokojącego?
– Niepokojącego?
– Tak, właśnie…
Aidred pokiwał z zastanowieniem głową, spoglądając na tłum.
– Stąd to poruszenie – wyszeptał. – Co właściwie się stało?
– Zabawne, myślałem, że ty mi na to odpowiesz. – Eadoin uniósł brew, patrząc z wyczekiwaniem na złodzieja.
Tenath otworzył szerzej oczy ze zdziwienia. Zaskoczenie jednak szybko zastąpiła wściekłość.
– Ja nic nie zrobiłem – rzekł z jadem w głosie. – Pomagam wam, a wy mnie jeszcze podejrzewacie? Może lepiej sprawdźcie Senefa! Dowiedzcie się nieco o jego osobie, a nie pilnujcie przez cały czas mnie! – Spojrzał na kapitana z niesmakiem. – Kierujesz wobec mnie oskarżenia, choć ja od początku byłem…
– Zamordowano lorda Innthara.
****
Aidred wyszedł przez okno posiadłości lorda Senefa. Z łatwością wyminął znudzonych pracą strażników zajętych grą w karty. Idąc w kierunku koszar, złodziej nie zwracał uwagi na nic. Nie spojrzał nawet na piękne rezydencje, które tego dnia przystrojono. Ani na ludzi tłumnie zmierzających na główny plac, by rozstawić tam maleńkie straganiki. Nie obchodził go nawet radosny gwar na drodze spowodowany Świętem Słońca. Myśli zaprzątała mu zgoła inna sprawa.
W rezydencji Senefa nie znalazł dosłownie nic. Przeszukał prawie każdy możliwy zakamarek. Wszystko jednak było irytująco normalne. Od małych, pedantycznych składzików począwszy, a skończywszy na gabinecie samego lorda. Dokumenty, listy, przedmioty osobiste, a nawet notatki przeczyły przypuszczeniom młodzieńca. Nie tylko wykluczały powiązania mężczyzny z nekromancją, a nawet wskazywały na to, że on sam szuka zabójcy.
Złodziej zatrzymał się i pokręcił ze złością głową. Pospiesznie rozłożył kartkę z notatkami i spojrzał nań z niechęcią. Cała wyprawa nie miała sensu. Po raz kolejny został bez podejrzanych… i nadziei, że uda mu się wreszcie rozwiązać tę sprawę.
– Tenath? – Znajomy głos momentalnie wyrwał go z rozmyślań.
Aidred powoli odwrócił się i stanął jak wryty. Ledwie rozpoznał córkę namiestnika bez wianuszka ochroniarzy kręcących się wokół… i oczywiście bez dworskiego ubrania. Szara, podniszczona sukienka i ciasno spięte włosy nadawały Asterii wygląd ubogiej mieszczanki, a nie arystokratki. Złodzieja zaniepokoiła ta cała maskarada nie mniej niż spotkanie. Dama z pewnością nie znalazła się w tym miejscu… przypadkiem.
– Co tutaj robisz, pani? – spytał Aidred nieufnie.
Kobieta wbiła w niego zasępione spojrzenie. Młodzieńca na chwilę zbił z tropu bijący od niej strach.
– Przyszłam z tobą porozmawiać… – zaczęła jakby z wahaniem – z powodu pewnej… sprawy.
– Sprawy?
Asteria pokiwała powoli głową.
– Potrzebuję twojej pomocy – wyszeptała. – Chodzi o lorda Senefa.
– Co z nim?
– To nie jest miejsce na takie rozmowy. – Dama rozejrzała się wokół z niepokojem. – Niestety, nie mamy zbyt wiele czasu. – Zniżyła głos. - Powinieneś wiedzieć, że to Senef. On jest nekromantą.
Zaskoczony Aidred potarł ręką czoło. Nie spodziewał się takiego obrotu zdarzeń.
– Jesteś pewna, pani?
– Wydaje mi się, że tak. – Asteria zmarszczyła brwi. – Pojechałam na przejażdżkę i zobaczyłam, jak wchodzi do tej jaskini… Cały był umazany krwią i mamrotał pod nosem jakieś dziwne słowa… chyba w obcym języku. Później, kiedy już był w grocie, usłyszałam krzyki. Brzmiały niemal jak wołanie o pomoc. Wydaje mi się, że głos wołającego nie należał do lorda Senefa. – Przygryzła wargę. – Potem szybko pojechałam wprost do ciebie… Ojciec wspomniał mi o twoim zadaniu, więc pomyślałam… Czy pomożesz mi to sprawdzić? Już sama nie wiem, co o tym myśleć!
– Poinformowałaś o tym kogoś, pani?
– Rozmawiałam o tym z Eadoinem… On jednak zbył mnie, stwierdzając, że wyobraźnia spłatała mi figla! Wyobraźnia!
Tenath nie dziwił się zbytnio reakcji mężczyzny. Od dawna słyszał, że dama często popada w paranoję. Jednak opowiedziana przez kobietę historia była co najmniej niepokojąca. Czemu kapitan nie zwrócił na nią uwagi?
– Oczywiście, że ci pomogę, pani – powiedział złodziej. Nie miał innego wyboru. Musiał uwierzyć córce namiestnika. Mogła to być jedyna szansa na znalezienie nekromanty. Nie zamierzał jej zmarnować. A w razie kłopotów… Jeśli strażników czy szpiegów nie widział, to nie znaczy, że ich nie było. – Możesz na mnie liczyć.
Asteria uśmiechnęła się z wahaniem.
– Dziękuję.
****
– To tutaj?
Córka namiestnika pokiwała głową, wskazując na niewielkie wejście do jaskini. Aidred zsunął się z grzbietu konia, lądując na miękkiej trawie tuż obok damy. Zmrużył lekko oczy. Grota była bardzo atrakcyjnym miejscem na kryjówkę. Położona w głębi lasu, z dala od ścieżki wydawała się wręcz idealna na schronienie dla szlachcica zgłębiającego tajniki nekromancji.
– Zostań tu, pani – rzekł Tenath.
Nie czekając na odpowiedź, wszedł do środka jaskini i zanurzył się w jej ciemności. Lata zakradania się w nocy do bogatych rezydencji przyniosły efekt. Złodziej przemykał korytarzem niczym duch, nie mącąc ciszy najlżejszym szmerem. W pewnym momencie młodzieniec się zatrzymał. Zaniepokojony błyskami światła w małej sali na końcu przejścia, przylgnął do ściany zaledwie parę metrów od niego.
Tak, z pewnością ktoś tam był. Wewnątrz rozległo się głośne tupanie, a następnie odgłos szurania czymś ciężkim. Złodziej przesunął się wzdłuż skalistej powierzchni i ostrożnie wyjrzał zza krawędzi.
W mętnym świetle pochodni ledwie było widać niewielką postać. Aidred jednak bardzo szybko rozpoznał w niej Senefa. Nie zwrócił zbytniej uwagi na upiorny wygląd mężczyzny ani na jego zakrwawione szaty. Wpatrywał się w kształt leżący na podłodze, usiłując dostrzec więcej szczegółów. Po chwili Tenath zamarł, nie dowierzając własnym oczom. Ze zgrozą rozpoznał tę pomarszczoną, brodatą twarz. Należącą do lorda Casreda. Arystokrata nie żył już od jakiegoś czasu. To, co wcześniej uznał za wodę, było w rzeczywistości niewielkimi kałużami krwi lorda.
Senef jednak nie wydawał się zbytnio zmartwiony. Mamrocząc słowa w nieznanym języku, ciągnął martwego do gładkiej płyty na środku sali. Młodzieniec nie widział zbyt dokładnie, lecz wydawało mu się, że jest ona pokryta dziwnymi symbolami.
Aidred odwrócił wzrok. Nie potrzebował więcej dowodów. To mu całkowicie wystarczyło.
Tenath powoli cofnął się w głąb tunelu. Zaniepokojony szelestem dochodzącym zza jego pleców odwrócił się z sekundowym opóźnieniem. Przed oczami mu pociemniało, a czaszka eksplodowała tępym bólem. Pomimo próby zachowania równowagi, młodzieniec runął na nierówne skaliste podłoże. Gwiazdy zatańczyły mu przed oczami, gdy głowa ponownie zaprotestowała, uderzając w podłogę jaskini.
Złodziej gwałtownie zamrugał. Z oddali dobiegały go odgłosy ostrej wymiany zdań, której za nic nie mógł zrozumieć. Spróbował się poruszyć, lecz był jak sparaliżowany. Jakby jakaś niewidzialna siła nie pozwalała mu wstać.
– … miałem na myśli…! – Po kilku chwilach słuch Aidreda zaczął wracać do normy, a ciemne plamy stopniowo znikały sprzed oczu. – … tego przewidzieć…
– Zamilcz! – Głos brzmiał dziwnie znajomo. – Nie potrafisz niczego zrobić porządnie! W dodatku to ciało… Ktoś ci kazał zabijać go przed moim przyjściem?!
Rozległ się świst i nagły okrzyk Senefa, jakby smagnięto go batem. Tenath gwałtownie obrócił głowę w stronę toczącej się konwersacji. Jęknął mimowolnie, gdy w jego czaszce ponownie zapulsował ból. Dźwięk zwrócił uwagę obu osób, które prawie natychmiast zakończyły kłótnię. Jedna z nich podeszła bliżej i uklękła tuż przy złodzieju.
– Nie spodziewałem się, że to ty jesteś nekromantą, lady Asterio.
Kobieta okrutnie się uśmiechnęła, obnażając zęby.
– Zaskoczony?
– Lekko – przyznał młodzieniec. Próbował się poruszyć, lecz wysiłki spełzły na niczym. Chichot morderczyni potwierdził tylko jego przypuszczenia, że użyła jakiegoś zaklęcia. – Zastanawia mnie dlaczego? Czemu postanowiłaś zmienić się w… coś takiego?
Na jego słowa córka namiestnika zmarszczyła brwi.
– Dlaczego? – powtórzyła ze złością. – Gdyż mój ojciec jest głupcem! Nie potrafi nic zrobić porządnie, a poza tym całkowicie ignoruje moją opinię! Chciałam go zabić… – zamilkła na chwilę – ale to tylko wzbudziłoby podejrzenia. Potem postanowiłam użyć wpływów Rady. Oni jednak nie chcieli mnie słuchać!
– Dlatego postanowiłaś zostać morderczynią – stwierdził ponuro Aidred, udając zniechęcenie. – Ciekawi mnie jednak jak to zrobiłaś bez dobrze rozwiniętych umiejętności magicznych.
Musiał szybko uwolnić się spod działania uroku. Rozproszenie rzucającego czar było jedynym sposobem na przerwanie działania jego wytworów. Niestety, złodziej nie mógł ani uderzyć, ani zaatakować Asterii w żaden inny sposób. Mógł ją tylko rozzłościć… i modlić się, żeby nie zabiła go pod wpływem wściekłości.
– Mylisz się. Dawno temu rozpoznano u mnie talent do magii. – Jej twarz wykrzywił grymas, który od biedy można by nazwać uśmiechem. – Nadworny mag twierdził nawet, że jestem Szepczącą. Mój drogi ojciec, gdy tylko się o tym dowiedział, postanowił zablokować moją moc z pomocą innych czarowników. Długo żyłam bez niej…
Wzrok córki namiestnika na chwilę zrobił się pusty, jakby przed oczami widziała wydarzenia rozgrywające się w przeszłości.
Tymczasem sytuacja Aidreda stawała się coraz gorsza. Jeśli Yeran była Szepczącą… to mógł do przewidywanych rodzajów śmierci doliczyć pogrzebanie żywcem. Szepczący byli ludźmi o ponadprzeciętnej mocy magicznej, której często nie dało się kontrolować. Szczególnie gdy sterowały nimi emocje. Rozwścieczenie jej mogło się nawet przypadkiem skończyć dla niego śmiercią. Niestety, innej alternatywy nie miał.
– Później dowiedziałam się o tym, że rytuały związane z ożywianiem zwłok potrafią obudzić uśpione źródło magii – kontynuowała. – I wtedy wpadłam na pomysł wykorzystania Rady. W tym celu musiałam się pozbyć paru… niewygodnych osób.
– Jesteś szalona – rzekł Tenath z nieudawanym oburzeniem. – Jak mogłaś coś takiego zrobić niewinnym ludziom?
Kobieta zmrużyła oczy. Wyglądała niemal jak jadowity wąż szykujący się do ataku.
– I kto to mówi? Pospolity złodziejaszek, który za bardzo lubi rozgłos.
– Przynajmniej nie jestem bezdusznym mordercą. Poza tym nie mszczę się za to, że ktoś próbował mnie chronić.
Salę wypełnił przeszywający śmiech Yeran. Jego plan zaczął działać. Asteria aż trzęsła się od wypełniającej ją złości i wydawała się powoli tracić kontrolę. Nie tylko nad sobą. Tenathowi prawie stanęło serce, gdy usłyszał złowieszczy szelest i kilkanaście niewielkich skalnych odłamków upadło na podłogę sali.
– Rzeczywiście, jesteś tak arogancki, jak mówią – stwierdziła, wykrzywiając usta. – Na moim miejscu bez wątpienia zrobiłbyś to samo. Poza tym… nie zjawiłbyś się tutaj, gdybym tego nie chciała.
Aidred spojrzał na nią, przez chwilę nie mogąc wydusić z siebie słowa.
– To ty? Ty mnie wrobiłaś? Dlaczego?
– Och, nie bierz tego do siebie. Potrzebowałam kogoś, kto potrafi wszędzie wniknąć. Trafiło akurat na najlepszego złodzieja w Kajredii. Zaskoczyło mnie, że tak łatwo dałeś się wykorzystać. Wierzyłeś we wszystko… nawet w słowa podstawionej służącej, która opowiedziała ci tylko to, co chciałam. Przyznam, że nieco mnie zawiodłeś.
– Nie bardziej niż ty swoich poddanych, wasza wysokość – powiedział Tenath, wymawiając te ostatnie słowa złośliwym tonem. – Widać, że nekromancja była ci niepotrzebna. Na wskroś przeżarła cię żądza władzy. Spójrz, czym się stałaś! Jesteś tylko…
Jego niepochlebną wypowiedź przerwało mocne uderzenie w twarz. Usłyszał chrupnięcie, choć oszołomiony nie poczuł bólu od razu. Złodziej spojrzał z zaskoczeniem na Senefa, który chwilę wcześniej stał przy ścianie sali, a teraz pochylał się nad nim z nieprzeniknionym obliczem. Młodzieniec poczuł na twarzy lepką ciepłą ciecz, którą dostrzegł także spływającą po pięści lorda. Nie przypominał sobie, żeby arystokrata poruszał się tak szybko i potrafił wyprowadzić porządny cios. Widać powrót zza grobu zmienia ludzi.
– Następnym razem dostaniesz sztyletem – wycedziła kobieta, ściskając w ręce rzeczony przedmiot.
Aidred zaśmiał się nerwowo.
– Nie spodziewam się niczego innego. Szkoda tylko, że twój ojciec cię teraz nie widzi. A raczej tego potwora, którym się stałaś. Ciekawe, co by zrobił, gdyby się o tym dowiedział. Pewnie nie potraktowałby cię ulgowo… a raczej nie potraktuje.
Młodzieniec uciszył się natychmiast, gdy zdał sobie sprawę z tego, co właśnie powiedział. Jego słowa odniosły jednak natychmiastowy skutek. Powietrze zaczęło się robić gęste jak zupa i prawie tak samo gorące. Pojedyncze kamienie spadały na nich jak czarny deszcz, a wilgotna dotąd pieczara zmieniała się w łaźnię.
Kobieta albo nie zdawała sobie z tego sprawy, albo przestało ją to interesować. Wymierzyła sztylet prosto w szyję złodzieja, któremu serce niemal podeszło do gardła. Mimo wściekłości udawało jej się utrzymać zaklęcie!
– Jak sobie życzysz – powiedziała Asteria, unosząc broń do góry. Tenath wpatrywał się jak zahipnotyzowany w spadające na niego ostrze. Na chwilę przed uderzeniem, całą salę wypełniły rozdzierające wrzaski. Ręka Yeran zawisła w powietrzu zaledwie kilka centymetrów od celu. Zdezorientowana kobieta odwróciła się i spojrzała ze zdziwieniem na Senefa.
Zaskoczenie nie tyle brało się z krzyków lorda, ile z jego twarzy. Wyrażała takie cierpienie, jakby mężczyzna był co najmniej przypalany żelazem. Aidred poczuł uzasadniony niepokój. Martwi nie czują bólu.
– Zabiłaś mnie! – krzyknął arystokrata dziwnie przytomnym tonem. – Zabiłaś mnie…!
– Nie zbliżaj się – ostrzegła morderczyni, gdy ożywieniec wykonał parę kroków w jej kierunku. Podniosła sztylet w obronnym geście. – Rozkazuję ci! Ja, twoja pani…
– Nie jestem martwy – przerwał jej Senef – już nie. A ty nie masz nade mną żadnej władzy.
Kobieta szybko podniosła się i wycelowała broń w stronę zbliżającego się mężczyzny. Wypowiedziała pod nosem parę niezrozumiałych słów, na co arystokrata wybuchnął śmiechem.
– Myślisz, że czarna magia tu pomoże? W żadnym wypadku. Nie uratuje cię też przed końcem. Takim samym, jaki zgotowałaś innym szlachcicom. A co do ciebie… – Senef spojrzał na Aidreda, który bezskutecznie próbował wtopić się w podłogę – przekaż innym, że to moja wina.
Tenath popatrzył na mężczyznę ze zdziwieniem. Ten jednak nie odwzajemnił spojrzenia i momentalnie znalazł się przy Asterii. Córka namiestnika nie miała żadnych szans na reakcję. Senef uderzył morderczynię w głowę tak, że natychmiast wypuściła z rąk srebrną broń. Zwinnie jak kot wsunął się za nią i wykonał szybki ruch. To w zupełności wystarczyło. Szyja kobiety wykręciła się, a głowa bezwładnie opadła, obrócona pod dziwnym kątem. Na twarzy zabójczyni nadal tkwił wyraz skrajnego zdziwienia, gdy jej ciało bez najmniejszego szelestu upadło na posadzkę.
Dosłownie sekundę później do sali wbiegły odziane w czarne zbroje postaci. Nie musiały nawet patrzeć na zwłoki córki namiestnika. Zdążyli zobaczyć jej koniec.
Strażnicy zwrócili się w stronę szlachcica, obnażając miecze. On jednak zadawał się ich nie zauważać. Jak w transie wyciągnął z kieszeni szaty długi sztylet. To wystarczyło. Ostrza natychmiast przeszyły Senefa, który o dziwo nie próbował się bronić. Jakby czekał na śmierć.
– Dziękuję – wychrypiał arystokrata do młodzieńca pełnym wdzięczności głosem, zanim jego martwe zwłoki runęły obok ciała Yeran.
****
– To rzeczywiście był Senef?
– Tak… panie.
– Nie wydajesz się przekonany.
Aidred potarł głowę ręką, czego natychmiast pożałował, gdy pod masą bandaży ból rozgorzał ponownie. Trudno było mu mówić o tym, co zdarzyło się w jaskini, patrząc na cierpienie w oczach namiestnika. Tym bardziej nie mógł mu zdradzić prawdziwej tożsamości nekromanty. Nie miał zamiaru w najbliższym czasie popełniać samobójstwa.
– Trudno mi w to uwierzyć – młodzieniec wzruszył ramionami – ale to prawda. Lord Senef był wszystkiemu winien. Miejmy nadzieję, że na tym skończą się te morderstwa.
Namiestnik pokiwał głową.
– Tak, tak. Niestety straciliśmy wielu członków Rady…
I kolejny nieprzyjemny skutek tej sprawy. Po śmierci Yeran wiele ożywionych przez nią arystokratów, czy raczej ich zwłok, wróciło do stanu wiecznego spoczynku. W odróżnieniu od Senefa, który bynajmniej nie był zwyczajnym ożywieńcem. Z tego, co zrozumiał Aidred, wynikało, że Asteria przypadkiem dokonała pełnego wskrzeszenia lorda. Nie zdarzyło się to nigdy wcześniej w całej, długiej historii nekromancji. Udowadniało to, że morderczyni rzeczywiście była Szepczącą. Tym bardziej dla dobra przyszłości nie należało rozpowiadać o jej wyczynie.
– Oczywiście, panie – rzekł nieco zgryźliwie złodziej, gdy szlachcic skończył łzawy występ pod tytułem „nieodwracalna strata dla całej prowincji”. – Cała Kajredia na tym ucierpiała.
Mężczyzna na szczęście nie wyczuł nuty kpiny w głosie młodzieńca i tylko smętnie wpatrzył się w dal.
– Z pewnością nie ci wszyscy przestępcy – powiedział monotonnie, a Aidred ledwo pohamował śmiech. Co jak co, ale większość „przestępców” właśnie zeszła z tego świata. – Najważniejsze, że Kajredia pozbyła się największego zagrożenia.
– Tak, tak…
– A co się ciebie tyczy… Jesteś wolny…
Namiestnik skinął głową na stojącego obok tronu Eadoina. Dowódca straży podszedł z krzywą miną do Tenatha i niespiesznie wręczył mu zapieczętowany pergamin. Młodzieńcowi nie mieściła się w głowie tak wielka dobroduszność monarchy i dla pewności sprawdził treść dokumentu. I tam jednak wszystko się zgadzało.
Złodziej pokiwał z zadowoleniem głową. Może jednak nie cała szlachta kochała kłamstwa.
– Dziękuję, panie.
Arystokrata machnął ze znudzeniem ręką.
– Odejdź, zanim się rozmyślę. I lepiej, żebym o tobie nigdy więcej nie usłyszał. Następnym razem mogę nie być taki litościwy.
Aidred ukłonił się i wyszedł z sali, maskując ironiczny uśmiech.
Kto powiedział, że ma spełnić jego prośbę?
No cóż, opowiadanie jakich wiele już było dane mi przeczytać, niczym, niestety, nie zaskakuje i nic nowego nie wnosi. Intryga wątła, postaci stereotypowe, zagadka niespecjalnie tajemnicza, finał do przewidzenia. Jednak biorąc pod uwagę, że niedawno zaczęłaś pisać, a to jest Twój drugi tekst, no i nie zapominając, ile masz lat, muszę powiedzieć, że jest nieźle. ;-)
Z zadowoleniem stwierdzam, że, w porównaniu z pierwszym opowiadaniem, zrobiłaś postępy. Nekromanta z Isagroth, jest zdecydowanie lepiej napisany. Jeśli jeszcze dopieścisz interpunkcję i popracujesz nad budową zdań, będę spokojna, że w przyszłości dasz sobie radę. ;-)
…arystokrata mógł jedynie patrzeć na zasłonięte kapturem oblicze. – Skoro oblicze było zasłonięte kapturem, nie mógł na nie patrzeć. ;-)
Jego serce niemal stanęło na widok miecza wyciąganego z pochwy. Machinalnie wyciągnął rękę… – Powtórzenie.
Aidred uniósł wzrok na mężczyznę siedzącego na olbrzymim, rzeźbionym tronie. Namiestnik prowincji spoglądał na młodzieńca nieprzychylnym wzrokiem… – Powtórzenie.
…twarz wykrzywiał mu grymas wyrażający niechęć do pospólstwa. – Jaki grymas pokazuje niechęć do pospólstwa?
Monarcha spojrzał na młodego człowieka… – Wcześniej piszesz, że to namiestnik. Namiestnik nie jest monarchą.
…rzekł z lekkim wahaniem. - Nie piśniesz… – Powinna być półpauza w miejsce dywizu.
Dzięki nim w zatęchłym zapanował półmrok, gdy zasłonili niemal wszystkie okna. – Co było zatęchłe?
Ale nie myśl, że moi ludzie nawet na chwilę spuszczą cię z oka. – Ale nie myśl, że moi ludzie choćby na chwilę spuszczą cię z oka.
Senef? A kim on jest?– zapytał z zaciekawieniem Aidred. – Brak spacji po pytajniku.
Casred zmarszczył, patrząc, jak w jego kielichu po raz kolejny ląduje wino. – Co zmarszczył Casred?
Nie zna tu zbyt wiele osób i pewnie temu uczestniczy tylko w naradach arystokracji… – Pewnie czemu uczestniczy w naradach?
Nie zna tu zbyt wielu osób…
…a następnie odgłos szurania czymś ciężkim po posadzce. – Posadzka w jaskini? ;-)
Aidred odwrócił wzrok z bijącym sercem. – Pierwszy raz czytam, że wzrok może mieć bijące serce. ;-)
Bijące serce jest czymś zupełnie naturalnym. Proponuję: Alfred, czując jak szybko bije mu serce, odwrócił wzrok.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Przeczytałem, co prawa pomijając kilka zdań i zgadzam się z regulaorami. Jak dla mnie prawdę mówiąc nic specjalnego, ale w ostatnim czasie żaden tekst mnie tutaj nie zachwycił szczególnie. A im dłuższy, tym mniej czytać się go chce. Jakaś taka niemoc mnie owładnęła;/
Dzięki wielkie za pomoc! Z tym, że pomysł aż taki oryginalny nie jest, muszę się zgodzić. Niestety, nie potrafiłam wymyślić niczego lepszego przez bardzo długi czas. W takim wypadku postanowiłam napisać coś, czego nie udałoby mi się tak bardzo zepsuć. Jeszcze raz dzięki za sprawdzenie wszystkiego, bo już myślałam, że gorzej być nie może. ;)
Dobra. Poprawione. ;)
"Świat składa się w jednej połowie z ludzi, którzy mają coś do powiedzenia, lecz nic nie mówią i w drugiej połowie z ludzi, którzy nie mają nic do powiedzenia i wciąż to powtarzają."- R. Frost
Czytało się nieźle. Baza językowa porządna, zdarzają ci się tylko niewielkie potknięcia. Fabuła taka 50/50 – nie nudzi, ale też zbytnio nie wciąga.
Nikt cię nie pytał o zdanie[+], kapitanie Eadoinie.
Wołacz oddzielamy od reszty zdania przecinkiem.
Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing
Postać wbiła broń prosto w serce mężczyzny, zachlapując klingę karmazynową krwią.
Krew nie chlapie po wbiciu broni w serce. Powstała w ten sposób dziura jest zablokowana ostrzem. Dopiero po jego usunięciu dochodzi do masywnego krwotoku i może co nieco chlapnąć.
Kiedy złodziej złapał służkę i wydobył z niej informacje, grożąc nożem, zachowywała się ona zbyt spokojnie i udzielała bardzo wyczerpujących wyjaśnień, nie okazując przy tym cienia strachu. Potem ją wypuścił, nie dając na pożegnanie buzi i nie zakładając, że może ona zaalarmować strażników i stanowić źródło zagrożenia. Powinien ją dla pewności pozbawić przynajmniej przytomności. Albo uwieść. Tak, tutaj jest dobre miejsce na jakiś watek romantyczny.
Odniosłem wrażenie, że córka namiestnika zna złodzieja dość dobrze, a nawet jest jego koleżanką. Z taką ufnością dzieli się z nim informacjami. No ok, później okazuje się, że jest, kim jest, lecz złodziej nie powinien być czasem bardziej podejrzliwy? Dalej pojawia się stwierdzenie, że jest najlepszym złodziejem, choć… Czy najlepszy złodziej nie powinien czasem pozostawać nieznany i niewykryty? :P
Myślę, że jakby wprowadzić córkę namiestnika dużo wcześniej i troszkę bardziej akcję poprzeplatać, tekst by na tym zyskał.
Językowo jest całkiem nieźle.
Dzięki za poprawki. Ja chyba czasem powinnam patrzeć, co piszę. xd Tylko nie chciałam zrobić tekstu zbyt długiego, żeby nie zaplątać się w akcji i nie napisać 100 stron. Głównie chodziło mi tu o sprawdzenie mojej pracy jeśli chodzi o język, bo ostatnio miałam z tym problemy. Dzięki jednak za radę. Przyda się. ;)
"Świat składa się w jednej połowie z ludzi, którzy mają coś do powiedzenia, lecz nic nie mówią i w drugiej połowie z ludzi, którzy nie mają nic do powiedzenia i wciąż to powtarzają."- R. Frost
Jeśli tylko o język chodziło, to jest całkiem całkiem :) Ja w wieku 16 lat pisałem jak jaskiniowiec.
Jeny, w takim razie nie widziałeś poprzedniego (i lepiej nie oglądaj). ;) A co do fabuły to i tak przez długi czas nic mi do głowy nie przychodziło. A tekst bez żadnego bezsensu i głupoty fabularnej – tego mi się jeszcze nie udało osiągnąć. Poza tym nie wiedzieli byście, że to ja piszę. Taki znak firmowy. ;)
"Świat składa się w jednej połowie z ludzi, którzy mają coś do powiedzenia, lecz nic nie mówią i w drugiej połowie z ludzi, którzy nie mają nic do powiedzenia i wciąż to powtarzają."- R. Frost
Może jednak zajrzę do tego poprzedniego tekstu. Zapowiada się ciekawie :D
Następnym razem powstrzymam się przed palnięciem czegoś głupiego… xd
"Świat składa się w jednej połowie z ludzi, którzy mają coś do powiedzenia, lecz nic nie mówią i w drugiej połowie z ludzi, którzy nie mają nic do powiedzenia i wciąż to powtarzają."- R. Frost