- Opowiadanie: White Dragon - Nekromanta z Isagroth

Nekromanta z Isagroth

Moje drugie opowiadanie na tej stronie... Mam nadzieję, że nieco poprawiłam się od czasów poprzedniego i z góry przepraszam za wszystkie niedociągnięcia. 

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Nekromanta z Isagroth

– Prze­stań! – Krzyk szlach­ci­ca odbił się echem od nie­rów­nej po­wierzch­ni ścian ja­ski­ni. – Ostrze­gam cię…!

Po­stać po­wo­li zbli­ży­ła się do męż­czy­zny, ob­ser­wu­jąc jego strach niemalże z za­cie­ka­wie­niem. Krą­ży­ła wokół zroz­pa­czo­ne­go czło­wie­ka niczym dra­pież­ni­k na chwi­lę przed zadaniem ofierze śmiertelnego ciosu. Nie mogąc ruszyć się z miejsca za sprawą rzuconego nań czaru, ary­sto­kra­ta mógł jedynie pa­trzeć na czarny kaptur. Jego serce nie­mal sta­nę­ło na widok mie­cza wy­jmowanego z po­chwy. Ma­chi­nal­nie wy­cią­gnął rękę przed sie­bie, jakby za­mie­rzał za­blo­ko­wać ostrze wy­ce­lo­wa­ne w jego pierś. Za­bój­ca tylko za­śmiał się cicho.

– Uwa­żasz, że to w czymś po­mo­że? – za­py­tał mor­der­ca, prze­chy­la­jąc z roz­ba­wie­niem głowę. – Prze­zna­cze­nia nie oszu­kasz.

– Dla­cze­go to ro­bisz? – Głos męż­czy­zny zmie­nił się w szept.

– Wszy­scy za­da­ją to samo py­ta­nie. Ciebie jednak nie powinno to martwić. Twoją śmierć wy­ko­rzy­stam le­piej niż ty swe życie. Świa­tu i tak zbyt­nio się nie przy­da­łeś.

– Za­cze­kaj…!

Po­stać wbiła broń pro­sto w serce męż­czy­zny, za­chla­pu­jąc klin­gę kar­ma­zy­no­wą krwią. Nie­spiesz­nie zdję­ła kap­tur, ob­ser­wu­jąc z uśmie­chem, jak szlach­cic wpa­tru­je się w zna­jo­me ob­li­cze. Za­bój­ca gwał­tow­nie wy­cią­gnął miecz z ciała ary­sto­kra­ty i otarł ostrze skraw­kiem ciem­nej pe­le­ry­ny. Po­pa­trzył na mar­twe­go, który od­wza­jem­nił spoj­rze­nie pu­sty­mi oczy­ma. Mor­der­ca po­ki­wał z za­do­wo­le­niem głową. Trze­ba się śpie­szyć. Ciała po kilku mi­nu­tach już nie dało się oży­wić.

 

****

 

– Czy przy­zna­jesz się do po­peł­nie­nia za­rzu­ca­ne­go czynu?

Aidred spojrzał na męż­czy­znę sie­dzą­ce­go na ol­brzy­mim, rzeź­bio­nym tro­nie. Na­miest­nik pro­win­cji spo­glą­dał na mło­dzień­ca nie­przy­chyl­nym wzro­kiem, a twarz wy­krzy­wiał mu nieprzyjemny grymas. Arystokrata nie był przy­zwy­cza­jo­ny do obec­no­ści ludzi z niż­szych warstw spo­łecz­nych. Roz­ma­wiał bo­wiem z takimi oso­ba­mi bar­dzo rzad­ko, tylko gdy cho­dzi­ło o cięż­kie prze­wi­nie­nie.

– Mówię do cie­bie! – Nie­przy­wy­kły do nie­po­słu­szeń­stwa na­miest­nik ude­rzył pulch­ną dło­nią w złoty pod­ło­kiet­nik. – Czy przy­zna­jesz się do prak­ty­ko­wa­nia sztu­ki ne­kro­man­cji?

– Nie. – Aidred uśmiech­nął się kpią­co, wi­dząc złość na okrą­głej twa­rzy męż­czy­zny. – Czy to ma ja­kieś zna­cze­nie? Już i tak wszy­scy mnie osą­dzi­li.

– Naj­pierw to ja cię osą­dzę i za­de­cy­du­ję o twoim losie.

Mło­dzie­niec prych­nął po­gar­dli­wie.

– Po co cze­kać? Obaj wiemy, co po­sta­no­wisz, panie. – Aidred wy­po­wie­dział ostat­nie słowo nie­mal jak obe­lgę.

– Skąd mo­żesz to wie­dzieć?

– Nie jest trud­no zgad­nąć, co myśli osoba na takim sta­no­wi­sku… kiedy na­zy­wasz się Aidred Te­nath.

 Mo­nar­cha spoj­rzał na mło­de­go czło­wie­ka wzro­kiem peł­nym stra­chu i nie­chę­ci. Mil­czał przez chwi­lę, usi­łu­jąc po­ukła­dać w gło­wie wszyst­kie fakty. Zaraz jed­nak wy­buch­nął hi­ste­rycz­nym śmie­chem, dając upust za­nie­po­ko­je­niu.

– Ty… ty nie mo­żesz nim być! To…

– Nie­moż­li­we? – do­po­wie­dział usłuż­nie Te­nath. – Wiele osób tak mówi.

– Kła­miesz. Wiesz, że kara cię nie minie. Nie­po­trzeb­nie mar­nu­ję czas na roz­mo­wę z tobą. Naj­le­piej bę­dzie, jeśli poślę po kata i za­koń­czę całą tę farsę.

– Nie zro­bisz tego, panie – rzekł mło­dzie­niec pew­nym tonem. – By­ło­by szko­da, gdyby ktoś przy­pad­kiem rozpo­wie­dział o roz­mo­wie two­jej córki z lor­dem Mar­lo­nem w Zi­mo­wym Pa­ła­cu. Jeśli do­brze pa­mię­tam, mó­wi­li o sfin­go­wa­nym…

– Dosyć!

Po­bla­dły męż­czy­zna po­tarł dło­nią czoło. Wpa­try­wał się z za­sta­no­wie­niem w po­si­nia­czo­ne ob­li­cze bez­czel­nie uśmiech­nię­te­go więź­nia. Istot­nie mógł on być tym, za kogo się po­da­wał. Naj­bar­dziej zna­nym zło­dzie­jem w pro­win­cji Kaj­re­dia. Pa­mię­tał, że ka­pi­tan stra­ży ostrze­gał go przed przesłuchaniem. Wydawał się zaniepokojony faktem, że przed pojmaniem ten młody człowiek obezwładnił kilku strażników i niemal udało mu się zbiec.

Na­miest­ni­ka jed­nak mniej prze­ra­ża­ła osoba Te­na­tha niż wie­dza o se­kret­nej roz­mo­wie jego córki. Gdyby król się o tym do­wie­dział… Wolał nawet nie my­śleć o kon­se­kwen­cjach.

– Skąd o tym wiesz?

Zło­dziej wy­szcze­rzył zęby.

– Nie­któ­rzy dadzą się na­brać na świ­stek pa­pie­ru i od­po­wied­ni strój. – Wzru­szył ra­mio­na­mi. – Poza tym… Gor­sze­go miej­sca na roz­mo­wę niż ogród zna­leźć nie mogli.

Na­miest­nik uniósł krza­cza­stą brew.

– Ty także nie grze­szysz ro­zu­mem, skoro dałeś się przy­ła­pać w trakcie praktykowania sztuki nekromancji.

– Nie zro­bi­łem tego! – wrza­snął po­iry­to­wa­ny Aidred. – Wro­bi­li mnie!

Ary­sto­kra­ta spoj­rzał z bły­skiem w oku na roz­gnie­wa­ne­go więź­nia. Wy­da­wa­ło mu się, że prze­stęp­ca mówił praw­dę. Jed­nak­że męż­czy­zna nie chciał dać ni­cze­go po sobie po­znać. Nie za­mie­rzał prze­pu­ścić nada­rza­ją­cej się oka­zji. Ledwo udało mu się za­mar­ko­wać uśmiech. Od razu po­zbę­dzie się dwóch pro­ble­mów.

– Sły­sza­łem to już wiele razy – od­parł na­miest­nik. – Każdy, kto tak twier­dził, tra­fił pod topór.

– Mówię praw­dę! – Zło­dziej za­czął tra­cić grunt pod no­ga­mi. – Wi­docz­nie komuś bar­dzo za­le­ża­ło na po­zby­ciu się mnie…

– I tym samym zna­la­złeś się tutaj. Jeśli na­praw­dę je­steś tym, za kogo się po­da­jesz, mo­że­my dojść do po­ro­zu­mie­nia. Tylko od cie­bie za­le­ży, czy wró­cisz do lochu i po­cze­kasz na kata, czy zgo­dzisz się na pewne… wa­run­ki two­je­go uwol­nie­nia i uła­ska­wie­nia.

Te­nath ob­rzu­cił szlach­ci­ca nie­uf­nym wzro­kiem. Wie­dział, że musi przy­jąć jego pro­po­zy­cję, nie­za­leż­nie od tego, czego by do­ty­czy­ła. Z pew­no­ścią jej frag­ment mówił o za­cho­wa­niu mil­cze­nia w spra­wie pod­słu­cha­nej roz­mo­wy Mar­lo­na z Aste­rią Yeran, lecz resz­ty nie był pe­wien. Na­miest­nik mu­siał być w trud­nej sy­tu­acji, skoro pro­sił o pomoc prze­stęp­cę i do­dat­ko­wo obie­cy­wał uła­ska­wie­nie.

– Zga­dzam się. – Zło­dziej skrzy­wił się, mó­wiąc te słowa. – Czego do­ty­czy to po­ro­zu­mie­nie?

– Sły­sza­łeś o nie­daw­nych za­gi­nię­ciach i mor­der­stwach? We­dług moich in­for­ma­to­rów i stra­ży w Isa­groth spraw­cą jest ne­kro­man­ta, który naj­wy­raź­niej ma coś wspól­ne­go z ary­sto­kra­cją. Do­wiesz się, kto to jest i po­in­for­mu­jesz mnie o tym.

– A gdyby spra­wiał kło­po­ty?

– Wtedy masz moją zgodę na za­bi­cie go. Muszę cię jed­nak ostrzec. Nie mo­żesz ni­ko­mu po­wie­dzieć o zle­co­nej ci misji. Wo­lał­bym, żeby ta spra­wa nie wy­szła na jaw, szcze­gól­nie z po­wo­du do­mnie­ma­nych ko­nek­sji ne­kro­man­ty z Radą Szla­chec­ką. O tej spra­wie wie tylko straż i in­for­ma­to­rzy.

Rada… ary­sto­kra­ci o ta­kiej wła­dzy, że mo­gli­by bez trudu oba­lić pa­nu­ją­ce­go na­miest­ni­ka, gdyby co­kol­wiek im się nie spodo­ba­ło. Nic dziw­ne­go, że arystokrata z Kaj­re­dii był za­nie­po­ko­jo­ny.

Męż­czy­zna spoj­rzał na mło­dzień­ca świ­dru­ją­cym wzro­kiem.

– Po za­koń­cze­niu za­da­nia zo­sta­niesz oczysz­czo­ny ze wszyst­kich za­rzu­tów i wy­pusz­czo­ny na wol­ność – rzekł z lek­kim wa­ha­niem. – Nie pi­śniesz także ani słowa o roz­mo­wie mojej córki. Czy to jasne?

Aidred przy­gryzł ner­wo­wo wargę, lecz chwi­lę póź­niej na jego twa­rzy po­now­nie za­go­ścił aro­ganc­ki uśmiech.

– Oczy­wi­ście, panie.

 

****

 

– To tyle? Tyle tylko wiesz?! Czy może karmisz mnie historyjkami rodem z targu? – za­py­tał Te­nath z na­ci­skiem, ob­ra­ca­jąc bez­wied­nie nie­wiel­kie, za­ostrzo­ne pió­ro.

In­for­ma­tor zadrżał, sły­sząc ton głosu zło­dzie­ja. Czuł się nie­swo­jo w to­wa­rzy­stwie czło­wie­ka o tak po­nu­rej sła­wie, szcze­gól­nie gdy ten wbi­jał w niego świ­dru­ją­ce spoj­rze­nie ciem­nych oczu. Pa­trząc jak Aidred bawi się przed­mio­tem, któ­re­go ostry ko­niec raz po raz kie­ro­wał w jego stro­nę, do­no­si­ciel miał ocho­tę wyjść i nie wracać.

– To wszyst­ko, co wiem. – Męż­czy­zna roz­ło­żył bez­rad­nie ręce. – Nikt nie po­ru­sza ta­kich te­ma­tów od ja­kie­goś czasu. Nawet pie­nią­dze na nie­wie­le się zdały!

Twarz Te­na­tha wy­krzy­wił gry­mas wście­kło­ści.

– Odejdź – wy­ce­dził, a in­for­ma­tor znik­nął tak szyb­ko, jak się po­ja­wił.

Zło­dziej za­czął bęb­nić pal­ca­mi w stary, drew­nia­ny stół. Nie­na­wi­dził tej spra­wy w rów­nym stop­niu jak miej­sca. Na­miest­nik oczy­wi­ście mu­siał wpaść na ge­nial­ny po­mysł umiesz­cze­nia go w ko­sza­rach. Są­dził, że tak bę­dzie bez­piecz­niej dla wszyst­kich.  Widać, nie wziął pod uwagę straż­ni­ków. Oni ra­czej nie po­dzie­la­li jego zda­nia.

Pil­no­wa­li Aidre­da dzień i noc, dobitnie oka­zu­jąc brak za­ufa­nia do osoby o ta­kiej re­pu­ta­cji. Dzię­ki nim w za­tę­chłym pomieszczeniu za­pa­no­wał pół­mrok, gdy za­sło­ni­li nie­mal wszyst­kie okna. Uży­tecz­ne przed­mio­ty, prócz kilku nie­zbęd­nych, zo­sta­ły bez­ce­re­mo­nial­nie wy­nie­sio­ne.

Straż­ni­cy za­cho­wy­wa­li się nie­mal, jakby mło­dzie­niec mógł się ich po­zbyć je­dy­nie z po­mo­cą nie­wiel­kie­go to­mi­ku po­ezji. A może mieli rację…?

– Pro­blem ze zbie­ra­niem in­for­ma­cji, co? – Z głębi kom­na­ty do­biegł go szy­der­czy głos straż­ni­ka.

 – Nie. Po pro­stu za­pra­szam ludzi na bar­dzo miłe po­ga­węd­ki.

– Miłe? Tak prze­stra­szy­łeś bie­da­ka, że nie­mal na­tych­miast wy­biegł z ko­szar.

– Nikt cię nie pytał o zda­nie ka­pi­ta­nie Eado­inie. – Mło­dzie­niec wstał z krze­sła i za­czął ner­wo­wo krzą­tać się po po­ko­ju. – Jak to zro­bić?

– Nie uda ci się, skoro i nam się nie po­wio­dło – rzekł ze znu­dze­niem straż­nik.

Zło­dziej po­ki­wał nie­chęt­nie głową i ukrad­kiem spoj­rzał w stro­nę swego roz­mów­cy.  Miał cichą na­dzie­ję na chwi­lę nie­uwa­gi ka­pi­ta­na stra­ży. Z ła­two­ścią wy­ko­rzy­stał­by ten mo­ment na atak na męż­czy­znę i na­tych­mia­sto­wą uciecz­kę. Nie­ste­ty tam­ten ani na chwi­lę nie wy­pusz­czał z ręki mie­cza.

– Pew­nie nie szu­ka­li­ście do­kład­nie – od­parł aro­ganc­ko Aidred, nie spusz­cza­jąc wzro­ku z broni.

– Nie­do­kład­nie? Wszyst­ko spraw­dzi­li­śmy le­piej niż ty! – Eado­in po­trzą­snął gniew­nie głową. – Mu­siał­byś chyba wejść tym za­du­fa­nym ary­sto­kra­tom do re­zy­den­cji i za­py­tać ich oso­bi­ście!

– Oso­bi­ście? To nie taki zły po­mysł – stwier­dził Te­nath. Po chwi­li za­sta­no­wie­nia dodał: – Czy dziś przy­pa­da wiel­ka uczta lorda In­n­tha­ra?

– Tak, dla­cze­go…? – Męż­czy­zna na chwi­lę za­milkł. – Nie! Nie ma mowy!

Mło­dzie­niec uśmiech­nął się z sa­tys­fak­cją, pa­trząc na zde­ner­wo­wa­ne­go straż­ni­ka.

– Ależ tak! Ina­czej parę osób dowie się, jak nie­na­wi­dzisz szlach­ty, a do­kład­niej Na­miest­nik. Do­dat­ko­wo po­in­for­mu­ję go o tym – zmru­żył oczy – że jego wier­ny ka­pi­tan po­sta­no­wił utrud­niać moje za­da­nie.

Eado­in skrzy­wił się. Miał ocho­tę po­słać tego aro­gan­ta do naj­ciem­niej­sze­go lochu w Isa­groth.

– Niech bę­dzie – po­wie­dział ze zre­zy­gno­wa­niem. – Ale nie myśl, że moi lu­dzie choćby na chwi­lę spusz­czą cię z oka.

 

****

 

Aidred nalał ko­lej­ny pu­char wina lor­do­wi Ca­sre­do­wi, któ­re­go twarz, z po­wo­du zbyt dużej ilo­ści wy­pi­te­go al­ko­ho­lu, miała już kolor zbli­żo­ny do od­cie­nia trun­ku. Zło­dzie­ja nu­dzi­ło sie­dze­nie przy stole bie­siad­nym, szcze­gól­nie że był pod stałą ob­ser­wa­cją kilku nie­udol­nie wmie­sza­nych w tłum straż­ni­ków, a szlach­cic jak dotąd nie miał nic cie­ka­we­go do po­wie­dze­nia. Z bie­giem czasu słu­cha­nie bez­sen­sow­nej pa­pla­ni­ny ary­sto­kra­ty za­czę­ło go coraz bar­dziej draż­nić, choć męż­czy­zna był jed­nym z trzeź­wiej­szych ludzi na uczcie i z jego pi­jac­kie­go beł­ko­tu dało się jesz­cze wy­ła­pać słowa.

– Czy ktoś ze zna­nych ci osób za­cho­wy­wał się ostat­nio dziw­nie? – za­py­tał po raz ko­lej­ny Te­nath, tłu­miąc ziew­nię­cie.

Ca­sred spoj­rzał na mło­dzień­ca męt­nym wzro­kiem, prze­chy­la­jąc pu­char tak, że za­war­tość wy­lą­do­wa­ła na jego wy­pie­lę­gno­wa­nej bro­dzie.

– Nnie… Wszy­scy są dziw­ni – rzekł lord, prze­cią­ga­jąc przy tym gło­ski. – Senef ostat­nio nie po­pie­ra wielu moich pro­jek­tów do­ty­czą­cych… ochro­ny na­szych dwo­rów. Chyba ten głu­piec sądzi, że straż za­pew­nia do­sta­tecz­ne bez­pie­czeń­stwo… Ere­dil też cał­ko­wi­cie igno­ru­je wszyst­ko, co po­wiem…

To już go in­te­re­so­wa­ło.

– Senef? A kim on jest? – za­py­tał z za­cie­ka­wie­niem Aidred.

Ca­sred zmarsz­czył brwi, pa­trząc, jak w jego kie­li­chu po raz ko­lej­ny lą­du­je wino.

– Po­ja­wił się jakiś czas temu. Po­cho­dzi z pro­win­cji Farde. – Ary­sto­kra­ta wska­zał na męż­czy­znę w bo­ga­tych, szmaragdowych sza­tach, sie­dzą­ce­go w rogu sali. – Za­baw­ne, że jeden z tam­tej­szych lor­dów zo­stał przy­sła­ny aku­rat do Kaj­re­dii. Tutaj prze­cież nie ma nic cie­ka­we­go. Po co przyjeżdżać do najgorszej części Królestwa Palatenu…?

– Dzię­ku­ję ci… przy­ja­cie­lu. Bar­dzo mi po­mo­głeś – prze­rwał mu Te­nath i szyb­ko wstał od stołu.

Prze­szedł przez salę i nie­zau­wa­żo­ny przez ni­ko­go, skie­ro­wał się w stro­nę kuch­ni. Sta­nął tuż przed nie­wiel­ki­mi drzwia­mi pro­wa­dzą­cy­mi do ja­kie­goś schow­ka i w zu­peł­nej ciszy wsu­nął się do środ­ka. Po chwi­li usły­szał lek­kie kroki, które mogły na­le­żeć tylko do kogoś ze służ­by. Zło­dziej od­cze­kał parę se­kund do mo­men­tu, gdy od­głos nieco ucich­ł. Wy­cią­gnął z kie­sze­ni ukra­dzio­ny z uczty nóż i wy­su­nął się ze swo­jej kry­jów­ki.

– Le­piej się nie od­wra­caj i bądź cicho. Jeśli spró­bu­jesz ja­kichś sztu­czek, nie skoń­czy się to dla cie­bie do­brze – rzekł zło­wro­gim tonem, ce­lu­jąc w plecy ni­skiej słu­żą­cej. Nie czuł się dumny z tego, co robił. Jed­nak za­stra­sze­nie osoby bę­dą­cej do­brym źró­dłem in­for­ma­cji było je­dy­nym zna­nym mu spo­so­bem na zdo­by­cie tych naj­bar­dziej wia­ry­god­nych. – Teraz od­po­wiesz mi na parę pytań, a potem pusz­czę cię wolno, zgoda? 

Ko­bie­ta po­ki­wa­ła głową, trwa­jąc w bez­ru­chu.

– Czy Senef za­cho­wu­je się dziw­nie? Albo Ere­dil?

– Z tego, co wiem… lady Ere­dil de­ner­wu­je się je­dy­nie, gdy cho­dzi o ob­se­sję lorda Ca­sre­da na punk­cie bez­pie­czeń­stwa wła­snej osoby. Poza tym pała ona ogól­ną nie­chę­cią wobec ze­brań ary­sto­kra­cji w spra­wach tak bła­hych.

– A Senef? – za­py­tał z na­dzie­ją Aidred.

– On za­cho­wu­je się dość… nie­ty­po­wo. Ponoć cią­gle stara się uni­kać to­wa­rzy­stwa tu­tej­szej szlach­ty i zwy­kle prze­by­wa we wła­snej po­sia­dło­ści. Trud­no się dzi­wić. Nie zna tu zbyt wielu osób i pewnie dlatego uczest­ni­czy tylko w na­ra­dach ary­sto­kra­cji… Oni i tak nie żywią zbyt wiel­kiej mi­ło­ści do przy­jezd­nych, więc lord Senef rzad­ko po­ja­wia się na ucztach.

Te­nath z tru­dem po­ha­mo­wał we­so­łość. Wresz­cie miał jakiś sen­sow­ny trop, a nie bajki i plot­ki opo­wia­da­ne przez ku­mosz­ki na targu. Wie­dział jed­nak, że bę­dzie mu­siał się naj­pierw po­zbyć straż­ni­ków, żeby zro­bić z niego ja­ki­kol­wiek uży­tek.

– Mo­żesz odejść – rzekł zło­dziej, a słu­żą­ca po­słusz­nie znik­nę­ła za ro­giem, szczę­śli­wie nie pró­bu­jąc spoj­rzeć za sie­bie.

Aidred z za­do­wo­le­niem scho­wał nie­wiel­ki nóż, po czym ru­szył ko­ry­ta­rzem wprost do sali bie­siad­nej. Za­sko­czy­ło go pa­nu­ją­ce tam po­ru­sze­nie. Nikt nie sie­dział przy stole, nawet ci, któ­rzy wcze­śniej po­zwo­li­li sobie na drzem­kę. Lu­dzie stali w więk­szych i mniej­szych grup­kach, a całą ich uwagę po­chła­nia­ła oży­wio­na roz­mo­wa. W po­miesz­cze­niu pa­no­wał taki hałas, że przez mie­szan­kę róż­nych dźwię­ków trud­no było się do­my­ślić, co spo­wo­do­wa­ło całe po­ru­sze­nie. 

– Panie!

Mło­dzie­niec ze zgro­zą za­uwa­żył jed­ne­go ze straż­ni­ków idą­ce­go w jego kie­run­ku. Za­klął w my­ślach, gdy roz­po­znał w nim Eado­ina i na po­wrót przy­wo­łał na twarz znu­dze­nie. Męż­czy­zna jed­nak nie dał się zwieść i sta­nął przed zło­dzie­jem, ły­piąc na niego spode łba.

– Nie było cię na uczcie. Dla­cze­go? – Do­wód­ca stra­ży wy­glą­dał na co naj­mniej zde­ner­wo­wa­ne­go.

Aidred spoj­rzał mu bez­czel­nie w oczy.

– Byłem na niej cały czas.

– Gdzie byłeś? – spy­tał ka­pi­tan z na­ci­skiem.

– Ode­tchnąć świe­żym po­wie­trzem, a jak ci się wy­da­je? Szu­ka­łem wa­sze­go ne­kro­man­ty! Spy­ta­łem jedną słu­żą­cą i wró­ci­łem!

– I przy­pad­kiem nie wi­dzia­łeś ni­cze­go nie­po­ko­ją­ce­go?

– Nie­po­ko­ją­ce­go?

–  Tak, wła­śnie…

Aidred po­ki­wał z za­sta­no­wie­niem głową, spo­glą­da­jąc na tłum.

– Stąd to po­ru­sze­nie – wy­szep­tał. – Co wła­ści­wie się stało?

– Za­baw­ne, my­śla­łem, że ty mi na to od­po­wiesz. – Eado­in uniósł brew, pa­trząc z wy­cze­ki­wa­niem na zło­dzie­ja.

Te­nath otwo­rzył sze­rzej oczy ze zdzi­wie­nia. Za­sko­cze­nie jed­nak szyb­ko za­stą­pi­ła wście­kłość.

– Ja nic nie zro­bi­łem – rzekł z jadem w gło­sie. – Po­ma­gam wam, a wy mnie jesz­cze po­dej­rze­wa­cie? Może le­piej sprawdź­cie Se­ne­fa! Do­wiedz­cie się nieco o jego oso­bie, a nie pilnujcie przez cały czas mnie! – Spoj­rzał na ka­pi­ta­na z nie­sma­kiem. – Kie­ru­jesz wobec mnie oskar­że­nia, choć ja od po­cząt­ku byłem…

– Za­mor­do­wa­no lorda In­n­tha­ra.

 

****

 

Aidred wy­szedł przez okno po­sia­dło­ści lorda Se­ne­fa. Z ła­two­ścią wy­mi­nął znu­dzo­nych pracą straż­ni­ków za­ję­tych grą w karty. Idąc w kie­run­ku ko­szar, zło­dziej nie zwra­cał uwagi na nic. Nie spoj­rzał nawet na pięk­ne re­zy­den­cje, które tego dnia przy­stro­jo­no. Ani na ludzi tłum­nie zmie­rza­ją­cych na głów­ny plac, by roz­sta­wić tam ma­leń­kie stra­ga­ni­ki. Nie ob­cho­dził go nawet ra­do­sny gwar na dro­dze spo­wo­do­wa­ny Świę­tem Słoń­ca. Myśli zaprzątała mu zgoła inna sprawa.

W re­zy­den­cji Se­ne­fa nie zna­lazł do­słow­nie nic. Prze­szu­kał pra­wie każdy moż­li­wy za­ka­ma­rek. Wszyst­ko jed­nak było iry­tu­ją­co nor­mal­ne. Od ma­łych, pe­dan­tycz­nych skła­dzi­ków po­cząw­szy, a skoń­czyw­szy na ga­bi­ne­cie sa­me­go lorda. Do­ku­men­ty, listy, przed­mio­ty oso­bi­ste, a nawet no­tat­ki prze­czy­ły przy­pusz­cze­niom mło­dzień­ca. Nie tylko wy­klu­cza­ły po­wią­za­nia męż­czy­zny z ne­kro­man­cją, a nawet wska­zy­wa­ły na to, że on sam szuka za­bój­cy.

Zło­dziej za­trzy­mał się i po­krę­cił ze zło­ścią głową. Po­spiesz­nie roz­ło­żył kart­kę z no­tat­ka­mi i spoj­rzał nań z nie­chę­cią. Cała wy­pra­wa nie miała sensu. Po raz ko­lej­ny zo­stał bez po­dej­rza­nych… i na­dziei, że uda mu się wresz­cie roz­wią­zać tę spra­wę.

– Te­nath? – Zna­jo­my głos mo­men­tal­nie wy­rwał go z roz­my­ślań.

Aidred po­wo­li od­wró­cił się i sta­nął jak wryty. Le­d­wie roz­po­znał córkę na­miest­ni­ka bez wia­nusz­ka ochro­nia­rzy krę­cą­cych się wokół… i oczy­wi­ście bez dwor­skie­go ubra­nia. Szara, pod­nisz­czo­na su­kien­ka i cia­sno spię­te włosy nada­wa­ły Aste­rii wy­gląd ubo­giej miesz­czan­ki, a nie ary­sto­krat­ki. Zło­dzie­ja za­nie­po­ko­iła ta cała ma­ska­ra­da nie mniej niż spo­tka­nie. Dama z pew­no­ścią nie zna­la­zła się w tym miej­scu… przy­pad­kiem.

– Co tutaj ro­bisz, pani? – spy­tał Aidred nie­uf­nie.

Ko­bie­ta wbiła w niego za­sę­pio­ne spoj­rze­nie. Mło­dzień­ca na chwi­lę zbił z tropu bi­ją­cy od niej strach.

– Przy­szłam z tobą po­roz­ma­wiać… – za­czę­ła jakby z wa­ha­niem – z po­wo­du pew­nej… spra­wy.

– Spra­wy?

Aste­ria po­ki­wa­ła po­wo­li głową.

– Po­trze­bu­ję two­jej po­mo­cy – wy­szep­ta­ła. – Cho­dzi o lorda Se­ne­fa.

– Co z nim? 

– To nie jest miej­sce na takie roz­mo­wy. – Dama ro­zej­rza­ła się wokół z nie­po­ko­jem. – Nie­ste­ty, nie mamy zbyt wiele czasu. – Zni­ży­ła głos. - Po­wi­nie­neś wie­dzieć, że to Senef. On jest ne­kro­man­tą.

Za­sko­czo­ny Aidred po­tarł ręką czoło. Nie spo­dzie­wał się ta­kie­go ob­ro­tu zda­rzeń.

– Je­steś pewna, pani?

– Wy­da­je mi się, że tak. – Aste­ria zmarsz­czy­ła brwi. – Po­je­cha­łam na prze­jażdż­kę i zo­ba­czy­łam, jak wcho­dzi do tej ja­ski­ni… Cały był uma­za­ny krwią i mam­ro­tał pod nosem ja­kieś dziw­ne słowa… chyba w obcym ję­zy­ku. Póź­niej, kiedy już był w gro­cie, usły­sza­łam krzy­ki. Brzmia­ły nie­mal jak wo­ła­nie o pomoc. Wy­da­je mi się, że głos wo­ła­ją­ce­go nie na­le­żał do lorda Se­ne­fa. – Przy­gry­zła wargę. – Potem szyb­ko po­je­cha­łam wprost do cie­bie… Oj­ciec wspo­mniał mi o twoim za­da­niu, więc po­my­śla­łam… Czy po­mo­żesz mi to spraw­dzić? Już sama nie wiem, co o tym my­śleć!

– Po­in­for­mo­wa­łaś o tym kogoś, pani?

– Roz­ma­wia­łam o tym z Eado­inem… On jed­nak zbył mnie, stwier­dza­jąc, że wy­obraź­nia spła­ta­ła mi figla! Wy­obraź­nia!

Te­nath nie dzi­wił się zbyt­nio re­ak­cji męż­czy­zny. Od dawna sły­szał, że dama czę­sto po­pa­da w pa­ra­no­ję. Jed­nak opo­wie­dzia­na przez kobietę historia była co najmniej niepokojąca. Czemu ka­pi­tan nie zwró­cił na nią uwagi?

– Oczy­wi­ście, że ci po­mo­gę, pani – po­wie­dział zło­dziej. Nie miał in­ne­go wy­bo­ru. Mu­siał uwie­rzyć córce na­miest­ni­ka. Mogła to być je­dy­na szan­sa na zna­le­zie­nie ne­kro­man­ty. Nie za­mie­rzał jej zmar­no­wać. A w razie kło­po­tów… Jeśli straż­ni­ków czy szpie­gów nie wi­dział, to nie zna­czy, że ich nie było. – Mo­żesz na mnie li­czyć.

Aste­ria uśmiech­nę­ła się z wa­ha­niem.

– Dzię­ku­ję.

 

****

 

– To tutaj?

Córka na­miest­ni­ka po­ki­wa­ła głową, wska­zu­jąc na nie­wiel­kie wej­ście do ja­ski­ni. Aidred zsu­nął się z grzbie­tu konia, lą­du­jąc na mięk­kiej tra­wie tuż obok damy. Zmru­żył lekko oczy. Grota była bar­dzo atrak­cyj­nym miej­scem na kry­jów­kę. Po­ło­żo­na w głębi lasu, z dala od ścież­ki wy­da­wa­ła się wręcz ide­al­na na schro­nie­nie dla szlach­ci­ca zgłę­bia­ją­ce­go taj­ni­ki ne­kro­man­cji.

– Zo­stań tu, pani – rzekł Te­nath.

Nie cze­ka­jąc na od­po­wiedź, wszedł do środ­ka ja­ski­ni i za­nu­rzył się w jej ciem­no­ści. Lata za­kra­da­nia się w nocy do bo­ga­tych re­zy­den­cji przy­nio­sły efekt. Zło­dziej prze­my­kał ko­ry­ta­rzem ni­czym duch, nie mącąc ciszy naj­lżej­szym szme­rem. W pew­nym mo­men­cie mło­dzie­niec się za­trzy­mał. Za­nie­po­ko­jo­ny bły­ska­mi świa­tła w małej sali na końcu przej­ścia, przy­lgnął do ścia­ny za­le­d­wie parę me­trów od niego. 

Tak, z pew­no­ścią ktoś tam był. We­wnątrz roz­le­gło się gło­śne tupanie, a na­stęp­nie od­głos szu­ra­nia czymś cięż­kim. Zło­dziej prze­su­nął się wzdłuż ska­li­stej po­wierzch­ni i ostroż­nie wyj­rzał zza kra­wę­dzi.

W męt­nym świe­tle po­chod­ni le­d­wie było widać nie­wiel­ką po­stać. Aidred jed­nak bar­dzo szyb­ko roz­po­znał w niej Se­ne­fa. Nie zwró­cił zbyt­niej uwagi na upior­ny wy­gląd męż­czy­zny ani na jego za­krwa­wio­ne szaty. Wpa­try­wał się w kształt le­żą­cy na pod­ło­dze, usi­łu­jąc do­strzec wię­cej szcze­gó­łów. Po chwi­li Te­nath za­marł, nie do­wie­rza­jąc wła­snym oczom. Ze zgro­zą roz­po­znał tę po­marsz­czo­ną, bro­da­tą twarz. Na­le­żą­cą do lorda Ca­sre­da. Ary­sto­kra­ta nie żył już od ja­kie­goś czasu. To, co wcze­śniej uznał za wodę, było w rze­czy­wi­sto­ści nie­wiel­ki­mi ka­łu­ża­mi krwi lorda.

Senef jed­nak nie wy­da­wał się zbyt­nio zmar­twio­ny. Mam­ro­cząc słowa w nie­zna­nym ję­zy­ku, cią­gnął mar­twe­go do gład­kiej płyty na środ­ku sali. Mło­dzie­niec nie wi­dział zbyt do­kład­nie, lecz wy­da­wa­ło mu się, że jest ona po­kry­ta dziwnymi sym­bo­la­mi.

Aidred od­wró­cił wzrok. Nie po­trze­bo­wał wię­cej do­wo­dów. To mu cał­ko­wi­cie wy­star­czy­ło.

Te­nath po­wo­li cof­nął się w głąb tu­ne­lu. Za­nie­po­ko­jo­ny sze­le­stem do­cho­dzą­cym zza jego ple­ców od­wró­cił się z se­kun­do­wym opóź­nie­niem. Przed ocza­mi mu po­ciem­nia­ło, a czasz­ka eks­plo­do­wa­ła tępym bólem. Po­mi­mo próby za­cho­wa­nia rów­no­wa­gi, mło­dzie­niec runął na nie­rów­ne ska­li­ste pod­ło­że. Gwiaz­dy za­tań­czy­ły mu przed ocza­mi, gdy głowa po­now­nie za­pro­te­sto­wa­ła, ude­rza­jąc w pod­ło­gę ja­ski­ni. 

Zło­dziej gwał­tow­nie za­mru­gał. Z od­da­li do­bie­ga­ły go od­gło­sy ostrej wy­mia­ny zdań, któ­rej za nic nie mógł zro­zu­mieć. Spró­bo­wał się po­ru­szyć, lecz był jak spa­ra­li­żo­wa­ny. Jakby jakaś nie­wi­dzial­na siła nie po­zwa­la­ła mu wstać.

– … mia­łem na myśli…! – Po kilku chwi­lach słuch Aidre­da za­czął wra­cać do normy, a ciem­ne plamy stop­nio­wo zni­ka­ły sprzed oczu. – … tego prze­wi­dzieć…

– Za­milcz! – Głos brzmiał dziw­nie zna­jo­mo. – Nie po­tra­fisz ni­cze­go zro­bić po­rząd­nie! W do­dat­ku to ciało… Ktoś ci kazał za­bi­jać go przed moim przyjściem?!

Roz­legł się świst i nagły okrzyk Se­ne­fa, jakby sma­gnię­to go batem. Te­nath gwał­tow­nie ob­ró­cił głowę w stro­nę to­czą­cej się kon­wer­sa­cji. Jęk­nął mi­mo­wol­nie, gdy w jego czasz­ce po­now­nie za­pul­so­wał ból. Dźwięk zwró­cił uwagę obu osób, które pra­wie na­tych­miast za­koń­czy­ły kłót­nię. Jedna z nich po­de­szła bli­żej i uklę­kła tuż przy zło­dzie­ju.

– Nie spo­dzie­wa­łem się, że to ty je­steś ne­kro­man­tą, lady Aste­rio.

Ko­bie­ta okrut­nie się uśmiech­nę­ła, ob­na­ża­jąc zęby.

– Za­sko­czo­ny?

– Lekko – przy­znał mło­dzie­niec. Pró­bo­wał się po­ru­szyć, lecz wy­sił­ki speł­zły na ni­czym. Chi­chot mor­der­czy­ni po­twier­dził tylko jego przy­pusz­cze­nia, że użyła ja­kie­goś za­klę­cia. – Za­sta­na­wia mnie dla­cze­go? Czemu po­sta­no­wi­łaś zmie­nić się w… coś takiego?

Na jego słowa córka na­miest­ni­ka zmarsz­czy­ła brwi.

– Dla­cze­go? – po­wtó­rzy­ła ze zło­ścią. – Gdyż mój oj­ciec jest głup­cem! Nie po­tra­fi nic zro­bić po­rząd­nie, a poza tym cał­ko­wi­cie igno­ru­je moją opi­nię! Chcia­łam go zabić… – za­mil­kła na chwi­lę – ale to tylko wzbu­dzi­ło­by po­dej­rze­nia. Potem po­sta­no­wi­łam użyć wpły­wów Rady. Oni jed­nak nie chcie­li mnie słu­chać!

– Dla­te­go po­sta­no­wi­łaś zo­stać mor­der­czy­nią – stwier­dził po­nu­ro Aidred, uda­jąc znie­chę­ce­nie. – Cie­ka­wi mnie jed­nak jak to zro­bi­łaś bez dobrze rozwiniętych umie­jęt­no­ści ma­gicz­nych.

Mu­siał szyb­ko uwol­nić się spod dzia­ła­nia uroku. Roz­pro­sze­nie rzu­ca­ją­ce­go czar było je­dy­nym spo­so­bem na prze­rwa­nie dzia­ła­nia jego wy­two­rów. Nie­ste­ty, zło­dziej nie mógł ani ude­rzyć, ani za­ata­ko­wać Aste­rii w żaden inny spo­sób. Mógł ją tylko roz­zło­ścić… i mo­dlić się, żeby nie za­bi­ła go pod wpły­wem wście­kło­ści.

– My­lisz się. Dawno temu roz­po­zna­no u mnie ta­lent do magii. – Jej twarz wy­krzy­wił gry­mas, który od biedy można by na­zwać uśmie­chem. – Na­dwor­ny mag twier­dził nawet, że je­stem Szep­czą­cą. Mój drogi oj­ciec, gdy tylko się o tym do­wie­dział, po­sta­no­wił za­blo­ko­wać moją moc z po­mo­cą in­nych cza­row­ni­ków. Długo żyłam bez niej…

Wzrok córki na­miest­ni­ka na chwi­lę zro­bił się pusty, jakby przed ocza­mi wi­dzia­ła wy­da­rze­nia roz­gry­wa­ją­ce się w prze­szło­ści.

Tym­cza­sem sy­tu­acja Aidre­da sta­wa­ła się coraz gor­sza. Jeśli Yeran była Szep­czą­cą… to mógł do prze­wi­dy­wa­nych ro­dza­jów śmier­ci do­li­czyć po­grze­ba­nie żyw­cem. Szep­czą­cy byli ludź­mi o po­nad­prze­cięt­nej mocy ma­gicz­nej, któ­rej czę­sto nie dało się kon­tro­lo­wać. Szcze­gól­nie gdy ste­ro­wa­ły nimi emo­cje. Roz­wście­cze­nie jej mogło się nawet przy­pad­kiem skoń­czyć dla niego śmier­cią. Nie­ste­ty, innej al­ter­na­ty­wy nie miał.

– Póź­niej do­wie­dzia­łam się o tym, że ry­tu­ały zwią­za­ne z oży­wia­niem zwłok po­tra­fią obu­dzić uśpio­ne źró­dło magii – kon­ty­nu­owa­ła. – I wtedy wpa­dłam na po­mysł wy­ko­rzy­sta­nia Rady. W tym celu mu­sia­łam się po­zbyć paru… nie­wy­god­nych osób.

– Je­steś sza­lo­na – rzekł Te­nath z nie­uda­wa­nym obu­rze­niem. – Jak mo­głaś coś ta­kie­go zro­bić nie­win­nym lu­dziom?

Ko­bie­ta zmru­ży­ła oczy. Wy­glą­da­ła nie­mal jak ja­do­wi­ty wąż szy­ku­ją­cy się do ataku.

– I kto to mówi? Po­spo­li­ty zło­dzie­ja­szek, który za bar­dzo lubi roz­głos.

– Przy­naj­mniej nie je­stem bez­dusz­nym mor­der­cą. Poza tym nie msz­czę się za to, że ktoś pró­bo­wał mnie chro­nić.

Salę wy­peł­nił prze­szy­wa­ją­cy śmiech Yeran. Jego plan za­czął dzia­łać. Aste­ria aż trzę­sła się od wy­peł­nia­ją­cej ją zło­ści i wy­da­wa­ła się po­wo­li tra­cić kon­tro­lę. Nie tylko nad sobą. Te­na­tho­wi pra­wie sta­nę­ło serce, gdy usły­szał zło­wiesz­czy sze­lest i kil­ka­na­ście nie­wiel­kich skal­nych odłam­ków upa­dło na pod­ło­gę sali. 

– Rze­czy­wi­ście, je­steś tak aro­ganc­ki, jak mówią – stwier­dzi­ła, wy­krzy­wia­jąc usta. – Na moim miej­scu bez wąt­pie­nia zro­bił­byś to samo. Poza tym… nie zja­wił­byś się tutaj, gdy­bym tego nie chcia­ła.

Aidred spoj­rzał na nią, przez chwi­lę nie mogąc wy­du­sić z sie­bie słowa.

– To ty? Ty mnie wro­bi­łaś? Dla­cze­go?

– Och, nie bierz tego do sie­bie. Po­trze­bo­wa­łam kogoś, kto po­tra­fi wszędzie wniknąć. Tra­fi­ło aku­rat na naj­lep­sze­go zło­dzie­ja w Kaj­re­dii. Za­sko­czy­ło mnie, że tak łatwo dałeś się wy­ko­rzy­stać. Wierzyłeś we wszystko… nawet w słowa podstawionej służącej, która opowiedziała ci tylko to, co chciałam. Przy­znam, że nieco mnie za­wio­dłeś.

– Nie bar­dziej niż ty swo­ich pod­da­nych, wasza wy­so­kość – po­wie­dział Te­nath, wy­ma­wia­jąc te ostat­nie słowa zło­śli­wym tonem. – Widać, że ne­kro­man­cja była ci nie­po­trzeb­na. Na wskroś prze­żar­ła cię żądza wła­dzy. Spójrz, czym się sta­łaś! Je­steś tylko…

Jego nie­po­chleb­ną wy­po­wiedź prze­rwa­ło mocne ude­rze­nie w twarz. Usły­szał chrup­nię­cie, choć oszo­ło­mio­ny nie po­czuł bólu od razu. Zło­dziej spoj­rzał z za­sko­cze­niem na Se­ne­fa, który chwi­lę wcze­śniej stał przy ścia­nie sali, a teraz po­chy­lał się nad nim z nie­prze­nik­nio­nym ob­li­czem. Mło­dzie­niec po­czuł na twa­rzy lepką cie­płą ciecz, którą do­strzegł także spły­wa­ją­cą po pię­ści lorda. Nie przy­po­mi­nał sobie, żeby ary­sto­kra­ta po­ru­szał się tak szyb­ko i po­tra­fił wy­pro­wa­dzić po­rząd­ny cios. Widać po­wrót zza grobu zmie­nia ludzi.

– Na­stęp­nym razem do­sta­niesz szty­le­tem – wy­ce­dzi­ła ko­bie­ta, ści­ska­jąc w ręce rze­czo­ny przed­miot.

Aidred za­śmiał się ner­wo­wo.

– Nie spo­dzie­wam się ni­cze­go in­ne­go. Szko­da tylko, że twój oj­ciec cię teraz nie widzi. A ra­czej tego po­two­ra, któ­rym się sta­łaś. Cie­ka­we, co by zro­bił, gdyby się o tym do­wie­dział. Pew­nie nie po­trak­to­wał­by cię ulgo­wo… a ra­czej nie po­trak­tu­je.

Mło­dzie­niec uci­szył się na­tych­miast, gdy zdał sobie spra­wę z tego, co wła­śnie po­wie­dział. Jego słowa od­nio­sły jed­nak na­tych­mia­sto­wy sku­tek. Po­wie­trze za­czę­ło się robić gęste jak zupa i pra­wie tak samo go­rą­ce. Po­je­dyn­cze ka­mie­nie spa­da­ły na nich jak czar­ny deszcz, a wil­got­na dotąd pie­cza­ra zmie­nia­ła się w łaź­nię.

Ko­bie­ta albo nie zda­wa­ła sobie z tego spra­wy, albo prze­sta­ło ją to in­te­re­so­wać. Wy­mie­rzy­ła szty­let pro­sto w szyję zło­dzie­ja, któ­re­mu serce nie­mal po­de­szło do gar­dła. Mimo wście­kło­ści uda­wa­ło jej się utrzy­mać za­klę­cie!

– Jak sobie ży­czysz – po­wie­dzia­ła Aste­ria, uno­sząc broń do góry. Te­nath wpa­try­wał się jak za­hip­no­ty­zo­wa­ny w spa­da­ją­ce na niego ostrze. Na chwi­lę przed ude­rze­niem, całą salę wy­peł­ni­ły roz­dzie­ra­ją­ce wrza­ski. Ręka Yeran za­wi­sła w po­wie­trzu za­le­d­wie kilka cen­ty­me­trów od celu. Zdez­o­rien­to­wa­na ko­bie­ta od­wró­ci­ła się i spoj­rza­ła ze zdzi­wie­niem na Se­ne­fa.

Za­sko­cze­nie nie tyle brało się z krzy­ków lorda, ile z jego twa­rzy. Wy­ra­ża­ła takie cier­pie­nie, jakby męż­czy­zna był co naj­mniej przy­pa­la­ny że­la­zem. Aidred po­czuł uza­sad­nio­ny nie­po­kój. Mar­twi nie czują bólu.

– Za­bi­łaś mnie! – krzyk­nął ary­sto­kra­ta dziw­nie przy­tom­nym tonem. – Za­bi­łaś mnie…!

– Nie zbli­żaj się – ostrze­gła mor­der­czy­ni, gdy oży­wie­niec wy­ko­nał parę kro­ków w jej kie­run­ku. Pod­nio­sła szty­let w obron­nym ge­ście. – Roz­ka­zu­ję ci! Ja, twoja pani…

– Nie je­stem mar­twy – prze­rwał jej Senef – już nie. A ty nie masz nade mną żad­nej wła­dzy.

Ko­bie­ta szyb­ko pod­nio­sła się i wy­ce­lo­wa­ła broń w stro­nę zbli­ża­ją­ce­go się męż­czy­zny. Wy­po­wie­dzia­ła pod nosem parę nie­zro­zu­mia­łych słów, na co ary­sto­kra­ta wy­buch­nął śmie­chem.

– My­ślisz, że czar­na magia tu po­mo­że? W żad­nym wy­pad­ku. Nie ura­tu­je cię też przed koń­cem. Takim samym, jaki zgo­to­wa­łaś innym szlach­ci­com. A co do cie­bie… – Senef spoj­rzał na Aidre­da, który bez­sku­tecz­nie pró­bo­wał wto­pić się w pod­ło­gę – prze­każ innym, że to moja wina.

Te­nath po­pa­trzył na męż­czy­znę ze zdzi­wie­niem. Ten jed­nak nie od­wza­jem­nił spoj­rze­nia i mo­men­tal­nie zna­lazł się przy Aste­rii. Córka na­miest­ni­ka nie miała żad­nych szans na re­ak­cję. Senef ude­rzył mor­der­czy­nię w głowę tak, że na­tych­miast wy­pu­ści­ła z rąk srebr­ną broń. Zwin­nie jak kot wsu­nął się za nią i wy­ko­nał szyb­ki ruch. To w zu­peł­no­ści wy­star­czy­ło. Szyja ko­bie­ty wy­krę­ci­ła się, a głowa bez­wład­nie opa­dła, ob­ró­co­na pod dziw­nym kątem. Na twa­rzy za­bój­czy­ni nadal tkwił wyraz skraj­ne­go zdzi­wie­nia, gdy jej ciało bez naj­mniej­sze­go sze­le­stu upa­dło na po­sadz­kę.

Dosłownie sekundę później do sali wbiegły odzia­ne w czar­ne zbro­je po­sta­ci. Nie musiały nawet patrzeć na zwłoki córki namiestnika. Zdążyli zobaczyć jej koniec.

Strażnicy zwrócili się w stronę szlachcica, obnażając miecze. On jednak zadawał się ich nie zauważać. Jak w transie wyciągnął z kieszeni szaty długi sztylet. To wystarczyło. Ostrza natychmiast przeszyły Se­ne­fa, który o dziwo nie pró­bo­wał się bro­nić. Jakby cze­kał na śmierć.

– Dzię­ku­ję – wy­chry­piał ary­sto­kra­ta do mło­dzień­ca peł­nym wdzięcz­no­ści gło­sem, zanim jego mar­twe zwło­ki ru­nę­ły obok ciała Yeran.

 

****

 

– To rzeczywiście był Senef?

– Tak… panie.

– Nie wy­da­jesz się prze­ko­na­ny.

Aidred po­tarł głowę ręką, czego na­tych­miast po­ża­ło­wał, gdy pod masą ban­da­ży  ból roz­go­rzał po­now­nie. Trud­no było mu mówić o tym, co zda­rzy­ło się w ja­ski­ni, pa­trząc na cier­pie­nie w oczach na­miest­ni­ka. Tym bar­dziej nie mógł mu zdra­dzić praw­dzi­wej toż­sa­mo­ści ne­kro­man­ty. Nie miał za­mia­ru w naj­bliż­szym cza­sie po­peł­niać sa­mo­bój­stwa.

– Trud­no mi w to uwie­rzyć – mło­dzie­niec wzru­szył ra­mio­na­mi – ale to praw­da. Lord Senef był wszyst­kie­mu wi­nien. Miej­my na­dzie­ję, że na tym skoń­czą się te mor­der­stwa.

Na­miest­nik po­ki­wał głową.

– Tak, tak. Nie­ste­ty stra­ci­li­śmy wielu człon­ków Rady…

I ko­lej­ny nie­przy­jem­ny sku­tek tej spra­wy. Po śmier­ci Yeran wiele oży­wio­nych przez nią ary­sto­kra­tów, czy ra­czej ich zwłok, wró­ci­ło do stanu wiecz­ne­go spo­czyn­ku. W od­róż­nie­niu od Se­ne­fa, który by­naj­mniej nie był zwy­czaj­nym oży­wień­cem. Z tego, co zro­zu­miał Aidred, wynikało, że Aste­ria przy­pad­kiem do­ko­na­ła peł­ne­go wskrze­sze­nia lorda. Nie zda­rzy­ło się to nigdy wcze­śniej w całej, dłu­giej hi­sto­rii ne­kro­man­cji. Udo­wad­nia­ło to, że mor­der­czy­ni rzeczywiście była Szep­czą­cą. Tym bar­dziej dla dobra przy­szło­ści nie na­le­ża­ło roz­po­wia­dać o jej wy­czy­nie.

– Oczy­wi­ście, panie – rzekł nieco zgryź­li­wie złodziej, gdy szlach­cic skoń­czył łzawy wy­stęp pod ty­tu­łem „nie­od­wra­cal­na stra­ta dla całej pro­win­cji”. – Cała Kaj­re­dia na tym ucier­pia­ła.

Męż­czy­zna na szczę­ście nie wy­czuł nuty kpiny w gło­sie mło­dzień­ca i tylko smęt­nie wpa­trzył się w dal.

– Z pew­no­ścią nie ci wszy­scy prze­stęp­cy – po­wie­dział mo­no­ton­nie, a Aidred ledwo po­ha­mo­wał śmiech. Co jak co, ale więk­szość „prze­stęp­ców” wła­śnie ze­szła z tego świa­ta. – Naj­waż­niej­sze, że Kaj­re­dia po­zby­ła się naj­więk­sze­go za­gro­że­nia.

– Tak, tak…

– A co się cie­bie tyczy… Je­steś wolny…

Na­miest­nik ski­nął głową na sto­ją­ce­go obok tronu Eado­ina. Do­wód­ca stra­ży pod­szedł z krzy­wą miną do Te­na­tha i nie­spiesz­nie wrę­czył mu za­pie­czę­to­wa­ny per­ga­min. Mło­dzień­co­wi nie mie­ści­ła się w gło­wie tak wiel­ka do­bro­dusz­ność mo­nar­chy i dla pew­no­ści spraw­dził treść do­ku­men­tu. I tam jed­nak wszyst­ko się zga­dza­ło.

Zło­dziej po­ki­wał z za­do­wo­le­niem głową. Może jednak nie cała szlachta kochała kłamstwa.

– Dzię­ku­ję, panie.

Ary­sto­kra­ta mach­nął ze znu­dze­niem ręką.

– Odejdź, zanim się roz­my­ślę. I le­piej, żebym o tobie nigdy wię­cej nie usły­szał. Na­stęp­nym razem mogę nie być taki li­to­ści­wy.

Aidred ukło­nił się i wy­szedł z sali, ma­sku­jąc iro­nicz­ny uśmiech.

Kto po­wie­dział, że ma speł­nić jego proś­bę?

 

Koniec

Komentarze

No cóż, opowiadanie jakich wiele już było dane mi przeczytać, niczym, niestety, nie zaskakuje i nic nowego nie wnosi. Intryga wątła, postaci stereotypowe, zagadka niespecjalnie tajemnicza, finał do przewidzenia. Jednak biorąc pod uwagę, że niedawno zaczęłaś pisać, a to jest Twój drugi tekst, no i nie zapominając, ile masz lat, muszę powiedzieć, że jest nieźle. ;-)

Z zadowoleniem stwierdzam, że, w porównaniu z pierwszym opowiadaniem, zrobiłaś postępy. Nekromanta z Isagroth,  jest zdecydowanie lepiej napisany. Jeśli jeszcze dopieścisz interpunkcję i popracujesz nad budową zdań, będę spokojna, że w przyszłości dasz sobie radę. ;-)

 

ary­sto­kra­ta mógł je­dy­nie pa­trzeć na za­sło­nię­te kap­tu­rem ob­li­cze. – Skoro oblicze było zasłonięte kapturem, nie mógł na nie patrzeć. ;-)

 

Jego serce nie­mal sta­nę­ło na widok mie­cza wy­cią­ga­ne­go z po­chwy. Ma­chi­nal­nie wy­cią­gnął rękę… – Powtórzenie.

 

Aidred uniósł wzrok na męż­czy­znę sie­dzą­ce­go na ol­brzy­mim, rzeź­bio­nym tro­nie. Na­miest­nik pro­win­cji spo­glą­dał na mło­dzień­ca nie­przy­chyl­nym wzro­kiem… – Powtórzenie.

 

twarz wy­krzy­wiał mu gry­mas wy­ra­ża­ją­cy nie­chęć do po­spól­stwa. – Jaki grymas pokazuje niechęć do pospólstwa?

 

Mo­nar­cha spoj­rzał na mło­de­go czło­wie­ka… – Wcześniej piszesz, że to namiestnik. Namiestnik nie jest monarchą.

 

rzekł z lek­kim wa­ha­niem. - Nie pi­śniesz… – Powinna być półpauza w miejsce dywizu.

 

Dzię­ki nim w za­tę­chłym za­pa­no­wał pół­mrok, gdy za­sło­ni­li nie­mal wszyst­kie okna. – Co było zatęchłe?

 

Ale nie myśl, że moi lu­dzie nawet na chwi­lę spusz­czą cię z oka.Ale nie myśl, że moi lu­dzie choćby na chwi­lę spusz­czą cię z oka.

 

Senef? A kim on jest?– za­py­tał z za­cie­ka­wie­niem Aidred. – Brak spacji po pytajniku.

 

Ca­sred zmarsz­czył, pa­trząc, jak w jego kie­li­chu po raz ko­lej­ny lą­du­je wino. – Co zmarszczył Casred?

 

Nie zna tu zbyt wiele osób i pew­nie temu uczest­ni­czy tylko w na­ra­dach ary­sto­kra­cji… – Pewnie czemu uczestniczy w naradach?

Nie zna tu zbyt wielu osób

 

a na­stęp­nie od­głos szu­ra­nia czymś cięż­kim po po­sadz­ce. – Posadzka w jaskini? ;-)

 

Aidred od­wró­cił wzrok z bi­ją­cym ser­cem. – Pierwszy raz czytam, że wzrok może mieć bijące serce. ;-)

Bijące serce jest czymś zupełnie naturalnym. Proponuję: Alfred, czując jak szybko bije mu serce, odwrócił wzrok.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przeczytałem, co prawa pomijając kilka zdań i zgadzam się z regulaorami. Jak dla mnie prawdę mówiąc nic specjalnego, ale w ostatnim czasie żaden tekst mnie tutaj nie zachwycił szczególnie. A im dłuższy, tym mniej czytać się go chce. Jakaś taka niemoc mnie owładnęła;/

Dzięki wielkie za pomoc! Z tym, że pomysł aż taki oryginalny nie jest, muszę się zgodzić. Niestety, nie potrafiłam wymyślić niczego lepszego przez bardzo długi czas. W takim wypadku postanowiłam napisać coś, czego nie udałoby mi się tak bardzo zepsuć. Jeszcze raz dzięki za sprawdzenie wszystkiego, bo już myślałam, że gorzej być nie może. ;)

Dobra. Poprawione. ;)

"Świat składa się w jednej połowie z ludzi, którzy mają coś do powiedzenia, lecz nic nie mówią i w drugiej połowie z ludzi, którzy nie mają nic do powiedzenia i wciąż to powtarzają."- R. Frost

Czytało się nieźle. Baza językowa porządna, zdarzają ci się tylko niewielkie potknięcia. Fabuła taka 50/50 – nie nudzi, ale też zbytnio nie wciąga.

 

Nikt cię nie pytał o zdanie[+], kapitanie Eadoinie.

Wołacz oddzielamy od reszty zdania przecinkiem.

 

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Postać wbiła broń prosto w serce mężczyzny, zachlapując klingę karmazynową krwią.

Krew nie chlapie po wbiciu broni w serce. Powstała w ten sposób dziura jest zablokowana ostrzem. Dopiero po jego usunięciu dochodzi do masywnego krwotoku i może co nieco chlapnąć.

 

Kiedy złodziej złapał służkę i wydobył z niej informacje, grożąc nożem, zachowywała się ona zbyt spokojnie i udzielała bardzo wyczerpujących wyjaśnień, nie okazując przy tym cienia strachu. Potem ją wypuścił, nie dając na pożegnanie buzi i nie zakładając, że może ona zaalarmować strażników i stanowić źródło zagrożenia. Powinien ją dla pewności pozbawić przynajmniej przytomności. Albo uwieść. Tak, tutaj jest dobre miejsce na jakiś watek romantyczny.

Odniosłem wrażenie, że córka namiestnika zna złodzieja dość dobrze, a nawet jest jego koleżanką. Z taką ufnością dzieli się z nim informacjami. No ok, później okazuje się, że jest, kim jest, lecz złodziej nie powinien być czasem bardziej podejrzliwy? Dalej pojawia się stwierdzenie, że jest najlepszym złodziejem, choć… Czy najlepszy złodziej nie powinien czasem pozostawać nieznany i niewykryty? :P

Myślę, że jakby wprowadzić córkę namiestnika dużo wcześniej i troszkę bardziej akcję poprzeplatać, tekst by na tym zyskał.

Językowo jest całkiem nieźle. 

Dzięki za poprawki. Ja chyba czasem powinnam patrzeć, co piszę. xd Tylko nie chciałam zrobić tekstu zbyt długiego, żeby nie zaplątać się w akcji i nie napisać 100 stron. Głównie chodziło mi tu o sprawdzenie mojej pracy jeśli chodzi o język, bo ostatnio miałam z tym problemy. Dzięki jednak za radę. Przyda się. ;)

"Świat składa się w jednej połowie z ludzi, którzy mają coś do powiedzenia, lecz nic nie mówią i w drugiej połowie z ludzi, którzy nie mają nic do powiedzenia i wciąż to powtarzają."- R. Frost

Jeśli tylko o język chodziło, to jest całkiem całkiem :) Ja w wieku 16 lat pisałem jak jaskiniowiec.

Jeny, w takim razie nie widziałeś poprzedniego (i lepiej nie oglądaj). ;) A co do fabuły to i tak przez długi czas nic mi do głowy nie przychodziło. A tekst bez żadnego bezsensu i głupoty fabularnej – tego mi się jeszcze nie udało osiągnąć. Poza tym nie wiedzieli byście, że to ja piszę. Taki znak firmowy. ;)

"Świat składa się w jednej połowie z ludzi, którzy mają coś do powiedzenia, lecz nic nie mówią i w drugiej połowie z ludzi, którzy nie mają nic do powiedzenia i wciąż to powtarzają."- R. Frost

Może jednak zajrzę do tego poprzedniego tekstu. Zapowiada się ciekawie :D

Następnym razem powstrzymam się przed palnięciem czegoś głupiego… xd

"Świat składa się w jednej połowie z ludzi, którzy mają coś do powiedzenia, lecz nic nie mówią i w drugiej połowie z ludzi, którzy nie mają nic do powiedzenia i wciąż to powtarzają."- R. Frost

Nowa Fantastyka