- Opowiadanie: syf. - Dziadek wrócił

Dziadek wrócił

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Dziadek wrócił

 

 

W przedpokoju krępy mężczyzna w swetrze szybko się ubierał. Już miał chwycić za palto, gdy otwarły się drzwi. W wejściu stanął zdyszany facet z połówką zawiniętą w szary papier.

– Skurwysynu, a ty gdzie uciekasz? – Janusz szepnął do Włodka, swojego brata. – Namówiłeś Halinę na te zabobony, to teraz siadaj na dupie przy stole.

– Sama przecież to wymyśliła…

Światło z jadalni wylewało się na korytarz razem z kobiecym trajkotaniem.

– Ale ty ją podpuściłeś. – Janusz poczerwieniał. – Czarowniki dwa się znalazły. Żeby w moim domu taki cyrk urządzać.

– Dziadziusia cyrkiem nazywasz? – odwarknął Włodek, z niechęcią zdejmując dopiero co założony but.

– Ty mi tu nie dziadziusiuj, tylko wracaj do jadalni.

– Skąd te nerwy, Janusz? – Włodek zaśmiał się nerwowo. – Ty zawsze taki patriota byłeś, na pisiarzy głosowałeś, to się powinieneś cieszyć, że dziadek wreszcie wrócił do domu.

– Poczekaj, ty. Ja zaraz powiem dziadziusiowi, kto, kurwa, na ubecję donosił. Od razu cię za ten twój kacapski łeb do piekła zabierze.

– Janusz. – Włodek wyciągnął palec w kierunku brata. – Bez takich mi tu. Nawet sobie nie myśl…

– Przestraszyłeś się, co?

Szeroki uśmiech zagościł pod wąsem Janusza.

– Przestraszyłeś się – syknął.

– Przyjdziecie tu, czy będziecie dalej tam stać – krzyknęła kobieta. – Wasz dziadek może by chciał z wami parę słów zamienić, skoro już odwiedził nasz dom.

– Ruszaj dupę – szepnął Janusz.

 

*

Halina siedziała obok dziadka, zupełnie nieporuszona jego wyglądem, trzymając przed sobą album ze zdjęciami rodzinnymi. Zgarbiona postać wodziła wzrokiem za jej palcem i zdawała się słuchać obszernych komentarzy do każdej z fotografii. W oknie stała świeca, która zgasła wraz z przybyciem niespodziewanego gościa. Na stole leżały okruchy chleba, zmieszane z odrobiną bigosu i gorzkiej herbaty, które zapewne stanowiły klucz do ciemnego świata zbłąkanych dusz.

– To Tomuś z Anetką, jak byli mali. Byliśmy wtedy całą rodziną na wycieczce na Helu.

Gość milczał.

– Anetka już z nami nie mieszka – opowiadała dalej. – Przeprowadziła się do swojego chłopaka, jak zaczęła studia. Tomuś poszedł gdzieś z kolegami. Pewnie niedługo wróci.

Mężczyźni dosiedli się do stołu, a Janusz po drodze zgarnął z szafki kieliszki do wódki. Włodek stuknął w denko i otworzył butelkę. Polał dla wszystkich – w tym dla gościa.

Dziadziuś siedział z wysuszonymi rękoma złożonymi na stole. Wpatrywał się teraz swoim jedynym okiem, posiniałym i pomarszczonym jak śliwka, w powierzchnię wódki w kieliszku. Drugiego oka nie miał – w tym miejscu ziała postrzępiona dziura wylotowa po kuli. Wlot znajdował się zapewne w potylicy, teraz przysłonięty strąkami posklejanych włosów.

Ubrany był w gruby, przegniły wojskowy płaszcz. Buty pewnie mu ukradli, rogatywkę zgubił.

– Dziadek się nie napije? – spytał niepewnie Włodek.

– …no, a tu jest zdjęcie z bierzmowania Tomusia…

– Przestań ględzić – powiedział w końcu Janusz.

Gość spochmurniał.

– Mamy tak siedzieć w ciszy? – zapytała Halina. 

– Może dziadek chce powiedzieć coś ważnego, skoro już przybył.

Dziadek milczał, a po chwili zaczął jeść.

 

*

– Zostaw, idioto – warknęła Halina, gdy Janusz chciał ręką zgarnąć okruchy ze stołu, by postawić talerz. – On przecież tylko to może zjeść. Taki jest zwyczaj.

– Pogańskie farmazony.

Dziadek rzeczywiście dłonią w kolorze butwiejącej tektury zbierał drobiny chleba, kawałki kapusty, rozgotowanego mięsa, kiełbasy i grzybów; jego nadgarstek poznaczony był śladami po drucie kolczastym. Na koniec pokracznym ruchem schylił się i zsiorbał z blatu plamy herbaty. Potem wyprostował się, wpatrzony w wódkę.

Włodek od razu zrozumiał i szybko wylał zawartość kieliszka na stół.

Dziadek jeszcze raz się schylił, by spić alkohol.

– Może jeszcze dziadkowi polać? – zapytał Włodek.

– Przecież widzisz, że on tylko tak symbolicznie – rzuciła Halina.

– A skąd ty możesz wiedzieć? – wtrącił się Janusz. – Taka z ciebie wiedźma?

– Nie zaczynaj.

Rozległ się szczęk zamka. Zaskrzypiały drzwi. Plecak walnął o podłogę.

– Matka, jedziemy z chłopakami do Warszawy na marsz!

Chłopak stanął w wejściu do jadalni i zamarł.

– Pradziadek od strony twojego ojca nas dzisiaj odwiedził – powiedziała Halina.

– Pradziadek z Katynia – powiedział w końcu chłopak. – Komuchy dziadka zabiły, ale my pamiętamy.

Gość zdawał się nieco ożywić.

Chłopak patrzył na postać przy stole. Widział rany i okrucieństwo. Czuł narastający gniew.

– My dziadka pomścimy za dwa tygodnie. – Jego głos drżał z przejęcia. – Rok temu żeśmy rozpieprzyli czerwonym mur, a teraz puścimy ich z dymem!

– Tomek! – jęknęła Halina.

– Chowasz bandytę – mruknął Włodek.

– Dobrze robi – powiedział Janusz. – Mój chłopak. Poszedł w ślady tatusia. No i dziadziusia.

– Ale ty bzdury opowiadasz… – powiedziała Halina.

– Nie rób takiego bohatera z naszego ojca – dodał Włodek – bo on najwięcej to się nabohaterzył w Czechosłowacji w tym, no, sześćdziesiątym ósmym.

– Rozpierdzielił ruskim czołg?

– Rozpierdzielił, ale jak prowadził po pijaku i w most nie wcelował.

– Przestańcie się kłócić – powiedziała Halina, podchodząc do kuchenki, by odgrzać synowi obiad.

– Pokażę pradziadkowi chorągwie na marsz. – Chłopak znikł w przedpokoju.

– A pradziadek mi powie – zaczął Janusz. – Bo ten Katyń to niedaleko Smoleńska jest. Jak to było z tym tupolewem, ruskie zamach zrobili?

Dziadek patrzył w kierunku albumu ze zdjęciami.

– Ty sam jesteś zamach – mruknął Włodek, nalewając sobie wódki. – Ty i twój Antek Lotnik.

– Stary komuch zawsze będzie bronił swoich. – Janusz wskazał na gościa. – Zobacz, co twoi przyjaciele zrobili dziadkowi.

Chłopak wrócił z plecakiem i wyciągnął ze środka transparenty z napisami: „Polska dla Polaków” i „Oddajcie suwerenność”. Przy okazji wypadło kilka petard.

– Dziadek może i nic nie mówi, ale na pewno jest z ciebie dumny – powiedział Janusz.

– Wstyd przed rodziną wszyscy robicie – rzuciła Halina. – Byś może nowy telewizor dziadkowi pokazał. I kafelki w łazience.

Słychać było kolejny szczęk zamka w drzwiach, znów skrzypienie i głosy rozmowy.

 

*

Anetka krzyknęła przerażona, widząc gościa.

– Nie bój się – powiedziała Halina. – Pradziadek nas odwiedził.

– Miło mi pradziadka poznać – powiedziała, wziąwszy głęboki oddech. – A to jest Grzesiek, mój chłopak.

Gość zainteresował się dopiero co przybyłymi.

– Dzień dobry – wymamrotał Grzesiek.

– A co wyście tacy ustrojeni? – zapytał Janusz.

Grzegorz miał na sobie wampirzy płaszcz, natomiast Aneta umalowała się na biało, z czerwonymi ustami i zacienionymi oczodołami. Spięła włosy w wysoki kok, a skraj jej ciężkiej sukni szorował podłogę.

– Byliśmy w nocy na imprezie – powiedziała Aneta. – W domu lodówka pusta, więc przyszliśmy na obiad.

– Klauny się na halołin wystroiły – zarechotał Tomuś. – Lewackie tradycje ze zgniłego zachodu…

– Żebyśmy znów nie musieli wieźć twojej matki do Warszawy, jak będziesz siedział na komisariacie – rzucił Grzesiek.

Janusz wyszedł na balkon zapalić. Włodek powoli opróżniał butelkę. Halina mieszała bigos w garnku.

– Na zomowskim komisariacie – powiedział Tomek. – Reżim walczy, ale wie, że po niego idziemy.

– Najpierw to pójdź na studia.

Aneta tymczasem usiadła naprzeciw pradziadka i zaczęła go obserwować. On odwzajemnił zainteresowanie.

– Studia-srudia. Polska jest ważniejsza.

– Tobie się Polska z normalnym życiem pomieszała.

– Ty jesteś po prostu takim lewakiem, który boi się, że mu zabiorą ciepłą wodę z kranu. Dajesz się im doić. A jakby była wojna, to byś pewnie od razu do Niemiec zwiał – Tomuś podniósł głos.

– Hah. – Grzesiek nie krył rozbawienia. – A ty to niby co byś zrobił?

– Ja bym oddał życie za ojczyznę. Jak pradziadek. Proste.

– Weź mnie nie rozśmieszaj.

– Masz – powiedziała Halina do syna, stawiając przed nim talerz z bigosem. – Jedz.

– Dzięki, mamo.

– Skoro pan już tu jest – Grzegorz zaczął mówić w kierunku gościa – to może opowiedziałby pan o tej zbrodni. Naoczny świadek pozwoli lepiej opisać to zdarzenie.

– Naprawdę? – rzuciła zniesmaczona Anetka.

Pradziadek nie zwrócił uwagi na Grześka, który – niezrażony – dalej pytał.

– A ilu było Rosjan, a o której zabrali do ciężarówek, a mówili, kto kazał zabijać, jak wyglądała egzekucja…

Tomuś też zaczął dopytywać.

– Bezduszność – westchnęła Halina.

Janusz wrócił z papierosa.

Włodek polał sobie i jemu.

– Wam też? – spytał, unosząc butelkę.

– Dzięki, ja prowadzę – odparł Grzesiek.

– A co to szkodzi?

 

*

Aneta w międzyczasie wzięła album i powoli wertowała karty razem z dziadkiem. Kiedy Grzesiek z Tomkiem skończyli dyskutować, spytała:

– A pradziadek to długo tu siedzi?

– A z godzinę – rzucił Janusz. – Matka razem z Włodkiem zrobili jakiś zabobon i się nagle pojawił.

– Zaraz zabobon – wybełkotał Włodek. – Halinka zapaliła świeczkę i żeśmy trochę bigosa wysypali na stół.

– Idę zobaczyć, co w telewizorze – mruknął Janusz, wychodząc.

– A ktoś się pytał, dlaczego pradziadek przyszedł?

– Jak: po co przyszedł? – zapytała Halina.

– Posiedzieć z rodziną – krzyknął Janusz z drugiego pokoju.

– W czasie Dziadów przychodzą tylko takie dusze, które coś chcą od żywych, bo nie mogą zaznać spokoju.

– Pradziadek przyszedł pokazać, co mu ruskie zrobiły, żebyśmy nie zapomnieli – powiedział Tomuś znad talerza.

– Wódki wypił – wymamrotał Włodek. – To chyba jest zadowolony. Nic nie mówi.

– Pradziadku – zapytała Aneta, nachylając się nad gościem. Jej biała skóra i czerwone usta kontrastowały z kartonową szarością zmarłego. – Dlaczego nas dziś nawiedziłeś?

– Gdzie Kazia? – widmowy głos rozniósł się po pokoju.

Janusz zerwał się z kanapy i przybiegł, Tomuś mało nie zadławił się bigosem, Halina upuściła garnek, Włodka zatkało.

Anetka popatrzyła po zebranych.

– Jednak mówi – jęknął Włodek.

– To co z tym Smoleńskiem? – ryknął Janusz.

– Trzeba bić ruskich, prawda? – krzyknął Tomuś.

– Trzeba patrzeć w przyszłość – powiedział Grzesiek

– Oddałby drugi raz pradziadek życie za Polskę? – jeszcze głośniej wrzasnął Tomuś.

– A numery w lotka dziadek poda? – Włodek nachylił się nad stołem.

– Przestańcie! – zawyła Anetka. – To jest wieczór pradziadka, nie nasz! To pradziadek przyszedł po prośbie. Nie patrzcie na niego przez pryzmat dziury w głowie. On był… jest duszą, która nie może znaleźć spokoju.

– Przecież siedzi w rodzinnym domu – mruknął Janusz.

– Właśnie – potwierdziła Halina.

– Nie opowiadacie mu o rodzinie, tylko dopytujecie o historię i się kłócicie. A on ma raptem pięć minut, żeby załatwić swoje sprawy. A nikt się tym nie zainteresował.

Wszyscy umilkli.

– Pradziadek chce do Kazi? – Anetka wstała. – To pójdziemy do Kazi. Prababcia umarła i ma swój grób na cmentarzu. Zaprowadzę pradziadka.

Wstała od stołu, a gość razem z nią.

Zgromadzeni w pokoju obserwowali, jak Anetka i pradziadek – biała szeroka suknia do ziemi i ciemny wojskowy płaszcz – idą korytarzem. Anetka łapie swój płaszcz. Pradziadek wyciąga skądś rogatywkę, bierze dziewczynę pod rękę i w końcu nikną za drzwiami.

 

 

Koniec

Komentarze

Gość spochmurniał.

– Mamy tak siedzieć w ciszy?

 

Ostatni podmiot sugeruje, że to pradziadek zadaje pytanie, ale z dalszej opowieści wynika, że jednak chyba nie on, skoro pytanie o Kazię tak wszystkich zdumiało.

 

Dziwne opowiadanie, a przy tym takie smutne. Żywi w zgiełku swoich egoizmów jakoś kompletnie nie interesują się potrzebami ducha. Ściągnęli go na ziemię, ale w sumie nie wiadomo po co i dlaczego. Milczenie pradziadka jest zdumiewająco głośne.

 

Ładne, bardzo ładne.

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Poprawione. 

I po co to było?

Dwa razy jest 'Helena' zamiast 'Halina'.

 

Jak w większości Twoich tekstów bardzo podobał mi się mistrzowski naturalizm. Za to zakończenie jakby mało wyraźne moim zdaniem, chyba że nie dostrzegłem czegoś.

Miałem zamiar nie komentować tekstów z Dziadów do zakończenia konkursu, z racji, że sam coś szykuję (w dodatku tematyka trochę się pokrywa), ale zbyt mi się podobało.

miło mi, a helenki poprawione 

I po co to było?

Ciekawa koncepcja, ponury obraz życia rodzinnego. Nie mogło być przyjemnie, co? ;-)

– Pradziadek od strony twojego ojca nas dzisiaj odwiedził

To nie jest dokładne określenie. Pradziadków ze strony ojca zwykle ma się dwóch.

Ta herbata to też taki prastary słowiański zwyczaj? ;-)

Trochę miałam problem z określeniem czasu akcji – z jednej strony zomowski komisariat, z drugiej głosowanie na PiS i Smoleńsk…

Ale ogólnie, niezły tekst.

 

 

Babska logika rządzi!

Nie mogło być przyjemnie, co? ;-)

 

Aż tak źle chyba nie jest ; P

 

Co do czasu akcji – zupełna współczesność, to Tomuś ma nieco zniekształcony odbiór rzeczywistości. 

I po co to było?

Syf.ie, jak na Ciebie, to wręcz landrynkowo. ;-)

Babska logika rządzi!

Gorzko i ponuro, jak zwykle. I – jak zazwyczaj – mi pasuje.

Sorry, taki mamy klimat.

Halina siedziała obok dziadka, zupełnie nieporuszona jego wyglądem [ brak opisu dziadka,  zatem zdanie jest zbędne, bo nic nie wnosi di fabuły, tylko wprowadza potknięcie w czytaniu tekstu] trzymając przed sobą album ze zdjęciami rodzinnymi. – 

 

– Rozpierdzielił, ale jak prowadził po pijaku,w most nie wcelował. [szyk zdania do poprawy].

 

Opowieść prowadzisz dialogami, tak też malujesz bohaterów. Opisy są anemiczne, co powoduje  po kilku akapitach zmęczenie, śledzeniem wypowiedzi bohaterów. Od razu kojarzy się z dziennikarskim sznytem, jakby narrator zakradł się cichaczem i włączył dyktafon. Ale, aż tak dobrze nie jest, bo opisywane postacie wysławiają niekonsekwentnie. Raz plują słowami jak menele, by później prawić jak literaci przy stolyku. Domyślam się powodu pójścia na skróty – brak budżetu, kasa wydana na znicze itp – nagród nie będzie :))

Atmosfera wcale nie przeszkadza, jest groteskowa, przerysowana. Dobry pomysł szczególnie mocny kawałek, w którym dzieciaki opisują, jak pomścili dziadka – urocze. Tak powstaje gwardia narodowa, tfu…ruch narodowy, ciekawe czy już maszerują z “gestami Brevika”?

Ogólnie, zachwycony nie jestem, ale zniesmaczony też nie. 

 

 

 

 

No, dzięki za komentarze.

Raz plują słowami jak menele, by później prawić jak literaci przy stolyku.

Musisz mi pokazać, gdzie Włodek i Janusz jak literaci… to poprawię ; )

 

I po co to było?

to wynika z konstrukcji zdań, raz są złożone, a raz prostackie. W sumie, też miałem problem z rozróżnieniem , kto był kim z samych dialogów.  

 

W wolnej chwili rzucę okiem na tę kwestię. Dzięki za informację. 

I po co to było?

A ja jestem zadowolona z lektury. Opisy mi niepotrzebne, bo wszystko wychodzi z dialogów. Bardzo ciekawe studium rodziny.  Takiej jak wiele, a może nawet wszystkie w Polsce.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Byłam, przeczytałam.

Nie komentuję, bo juroruję.

Przyznam tylko, że abstrakcyjne wydaje mi się to, że wszyscy tak na spokojnie tego dziadka przyjmują ; p

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Podobało mi się. Dziadek mnie wzruszył. Miałam problem z ustaleniem kiedy dzieje się akcja opowiadania, ale poza tym same plusy. Żywe dialogi, ciekawy pomysł, porządna realizacja. Póki co, w pierwszej piątce. Pozdrawiam. 

Jako betaczytaczka napiszę tylko, że jakoś tak mega zachwycona nie jestem, chociaż podobać to mi się dość podobało. :)

Aha, i zapomniałam jeszcze wcześniej napisać, że koniec z dziadkiem, któremu chodzi o Kazię, podobał mi się zdecydowanie.

Dzięki za komentarze. 

I po co to było?

Przeczytałem. Za dużo, jak dla mnie polityki. Pozdrawiam ciepło.

W przedpokoju krępy mężczyzna w swetrze szybko się ubierał.

 

Coś z szykiem tego zdania jest nie tak, a że jest pierwsze, to razi po oczach.

Może – Krępy mężczyzna w swetrze ubierał się szybko w przedpokoju?

 

Opinia po :)

 

Bemik – jak wszystkie? Przecież sa jeszcze rodziny sethrarelowców :D

https://www.martakrajewska.eu

Przedstawiona przeze mnie rodzina jest… z innej rodziny, że tak powiem. ;)

Sorry, taki mamy klimat.

A, zapomniałam! Łan fing, jak to się mówi: w Dziady powracają nie tylko dusze ktore czego s nie załatwiły. Wracały również takie zupełnie dobre, duchy przodków itp.

Ale rozumiem, że Anetka mogła tego nie wiedzieć a pieknie popchnęła opowiadanie w zamierzonym kierunku ;)

https://www.martakrajewska.eu

Całkiem niezłe, chociaż jakoś szczególnie szału nie robi;) Ale generalnie nawet mi się podobało.

Każdy koniec daje szansę na nowy początek...

Dzięki za komentarze ; )

 

ryszardzie – również pozdrawiam

I po co to było?

Syf.ie, kupuję Twoje opowiadanie! Takie, jakie jest, od razu i natychmiast! A osobliwie dlatego, że w nasze pulsujące i namacalne „tu i teraz” wplotłeś pradziadka, którego, jeśli dobrze zrozumiałam, za przeproszeniem co wrażliwszych, gówno to wszystko, o czym mówią potomni, obchodzi. Pradziadka, dla którego ważne jest tylko: Gdzie Kazia?

W Twoim opowiadaniu, które niedawno miałam zaszczyt betować, bohater przegląda się w dużym lustrze, stojącym w rogu sypialni. Ty, w tym opowiadaniu, postawiłeś lustro przed nami.

 

Już miał chwy­cić za palto, gdy otwar­ły się drzwi.Już miał chwy­cić palto, gdy otwar­ły się drzwi.

 

Polał dla wszyst­kich – w tym dla go­ścia. – Wolałabym: Polał wszyst­kim, także go­ściowi.

 

Matka, je­dzie­my z chło­pa­ka­mi do War­sza­wy na marsz! Chło­pak sta­nął w wej­ściu do ja­dal­ni i za­marł. – Może w pierwszym zdaniu: Matka, je­dzie­my z kumplami do War­sza­wy na marsz!

 

Prze­stań­cie się kłó­cić – po­wie­dzia­ła Ha­li­na, pod­cho­dząc do ku­chen­ki, by od­grzać sy­no­wi obiad. – Wcześniej napisałeś: Ty mi tu nie dzia­dziu­siuj, tylko wra­caj do ja­dal­ni. Natomiast powyżej: Chło­pak sta­nął w wej­ściu do ja­dal­ni…  – Czy kuchenka na pewno znajduje się w jadalni?

Domyślam się, że wszyscy prawdopodobnie siedzą przy stole w kuchni, w jej części jadalnej, więc może zdanie z początku opowiadania powinno brzmieć:  Ty mi tu nie dzia­dziu­siuj, tylko wra­caj do stołu. A ostatnie zdanie: Chło­pak sta­nął w drzwiach kuchni…  

 

Sły­chać było ko­lej­ny szczęk zamka w drzwiach, znów skrzy­pie­nie i głosy roz­mo­wy. – Wolałabym: Sły­chać było ponowny szczęk zamka, skrzy­pie­nie drzwi i głosy roz­mo­wy.

 

Miło mi pra­dziad­ka po­znać – po­wie­dzia­ła, wziąw­szy głę­bo­ki od­dech. – Oddech, to wdech i wydech. Nie można wziąć oddechu.

Proponuję: Miło mi pra­dziad­ka po­znać – po­wie­dzia­ła, zrobiwszy głę­bo­ki w­dech/ nabrawszy głęboko powietrza/ głęboko odetchnąwszy.

 

…na­to­miast Aneta uma­lo­wa­ła się na biało, z czer­wo­ny­mi usta­mi i za­cie­nio­ny­mi oczo­do­ła­mi. – Wolałabym: …na­to­miast Aneta, z twarzą uma­lo­wa­ną na biało, miała czerwone usta i zacienione oczodoły.

 

Skoro pan już tu jest – Grze­gorz za­czął mówić w kie­run­ku go­ścia – Wolałabym: Skoro pan już tu jest – Grze­gorz za­czął mówić, zwracając się do go­ścia

Osobiście nie umiem mówić w czyimś kierunku, mówię do kogoś. ;-)

 

Aneta w mię­dzy­cza­sie wzię­ła album i po­wo­li wer­to­wa­ła karty razem z dziad­kiem. – Dziadka też wertowała?! ;-)

Może: Aneta w mię­dzy­cza­sie wzię­ła album i po­wo­li, wraz z dziadkiem, wer­to­wa­li karty.

 

Po­sie­dzieć z ro­dzi­ną – krzyk­nął Ja­nusz z dru­gie­go po­ko­ju. – Jeśli siedzą w kuchni, to wolałabym: Po­sie­dzieć z ro­dzi­ną – krzyk­nął Ja­nusz z po­ko­ju.

 

Gdzie Kazia? – wid­mo­wy głos roz­niósł się po po­ko­ju. – Z powodu jw., wolałabym: Gdzie Kazia? – wid­mo­wy głos roz­niósł się po pomieszczeniu/ kuchni.

 

Trze­ba pa­trzeć w przy­szłość – po­wie­dział Grze­siek – Brak kropki na końcu zdania.

 

Zgro­ma­dze­ni w po­ko­ju ob­ser­wo­wa­li, jak Anet­ka i pra­dzia­dek…Zgro­ma­dze­ni ob­ser­wo­wa­li, jak Anet­ka i pra­dzia­dek

 

Pra­dzia­dek wy­cią­ga skądś ro­ga­tyw­kę, bie­rze dziew­czy­nę pod rękę i w końcu nikną za drzwia­mi. – Wolałabym: Pra­dzia­dek wy­cią­ga skądś ro­ga­tyw­kę, bie­rze dziew­czy­nę pod rękę i nikną za drzwia­mi

Coś się dzieje… coś dokonuje… Idą razem – pradziadek zabity w Katyniu i współczesna dziewczyna wracająca z maskarady Halloween…  

Wielokropek pozwala mi wyobrazić sobie twarze tych, którzy pozostali przy stole – twarze zdumione, z szeroko otwartymi oczyma, z niewypowiedzianymi słowami zawieszonymi na rozwartych wargach…

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Miło mi, że dziadek się spodobał ; )

Jest po terminie konkursu, więc poprawek, choć są trafne, chyba już nie wypada wprowadzać, mimo to dzięki za wysiłek. 

I po co to było?

Mimo wszystko sympatyczne :-) Najsmutniejszy – los dziadka, kiedy jeszcze żył. Ale to było dawno.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Przeczytałem. Wreszcie :P

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Poważna sprawa; a – zadam pytanie naturalnie nasuwające się w tej sytuacji – jak tam grafomania? ; P

I po co to było?

Fajny koniec – dziadek ma priorytety. :) Jak na jedną rodzinę to spory rozstrzał w podejściu do polityki ;) Ogółem fajne czytadło.

dzięki za komentarz ; )

I po co to było?

O mamo.

Naturalizm, partykularne egoizmy, własne frustracje, zaślepienia – przede wszystkim ludzie nasączeni ideologicznymi bzdurami jak gąbki. Coś za dużo tv oglądają. I jeszcze ten młody Tomuś, zapalony do jedynego słusznego “Bij wroga! A my ci go wskażemy…”.

I zero, ale to zero chęci prawdziwego kontaktu z pradziadzkiem, no, może poza pikantnymi szczegółami jego własnej egzekucji.

Dość przygnębiająca recenzja wynaturzeń ludzkich postaw w dzisiejszej Polsce, zebrana niczym w soczewce – w jednej rodzinie. I to, że jedyna normalna wyprowadziła się z domu, też o czymś świadczy? Jedyna moja obawa to taka, że być może za czas jakiś opowiadanie się zdezaktualizuje.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Miło mi ; )

 

Jedyna moja obawa to taka, że być może za czas jakiś opowiadanie się zdezaktualizuje.

 

A co się stanie za jakiś czas?

I po co to było?

Inne opcje polityczne, inne samoloty spadną, inne tęcze spłoną etc. :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Jak patrzę na coraz to kolejne wybory, to to dochodzę do wniosku, że możliwość wystąpienia “innych opcji politycznych” raczej nie wchodzi w grę.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Myślałem, że jakąś konkretną wizję sprzedasz ; P

I po co to było?

Gość zdawał się nieco ożywić. ---> dziwne to zdanie, dziwnie złożone…

Po terminie czy nie po terminie, poprawki wprowadziłbym.

Krótko, bo “nagadali się” inni przede mną: wręcz delikatne, jak na Twój tekst, ale – może i dzięki temu? – dobre, naprawdę dobre tak ogólnie, do tego celnie skontrastowane postawy, oczekiwania…

Beryl ;-) Syf.ie, czyżby blada twarz spodziewał się, że Milczący Okoń, Który Staje O Poranku zdradzi mu tajemnice duchów, ujrzane w oparach szamańskiego ziela? Pshaw! ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Świetne opowiadanie, bardzo dobrze prowadzone, jedno z tych, że niby nic, a jednak coś :). Styl przywodzi na myśl Joannę Bator genialnym przedstawieniem ludzkich zachowań i utrzymaniem specyficznej atmosfery zwykłej, polskiej rodziny. Piszta wincyj! :D

Już chyba tak zostanie. Trza się przyzwyczaić, że Tomba bywa na NF mocno nieregularnie. "Gdy ktoś pyta, czy może coś wziąść, należy mu odpowiedzieć że owszem, może to braść."

miło mi  ; )

I po co to było?

Wiem, że trochę odkop, ale jest to jedno z pierwszych opowiadań, jakie na stronce przeczytałam i naprawdę je lubię. Szybko się czyta, do bólu naturalne dialogi, chaos w rodzince, w której każdy jest zajęty własnymi sprawami. Zakończenie na początku wydawało mi się zbyt słabe, ale po drugim przeczytaniu i odniesieniu go do treści całego tekstu myślę, że jest niemal idealne w swej prostocie.

No to się cieszę – dzięki za komentarz i zapraszam również do pozostałych opowiadań ; )

I po co to było?

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka