- Opowiadanie: Katniss - Anioł Śmierci

Anioł Śmierci

Moje kolejne (tym razem bardzo krótkie) opowiadanie... Dajcie znać, czy się podoba... ;)

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Anioł Śmierci

Dziewczyna wydaje z siebie okrzyk pełen bólu, kiedy do jej ciała docierają przerażające macki ciemności. Z jej łopatek powoli zaczyna sączyć się ciemnoczerwona krew, jej dłonie wyginają się pod dziwnymi kątami, oczy wypełnia wyraz skrajnego przerażenia. Kapłan, szepczący zaklęcia w starożytnym języku uśmiecha się tylko jadowicie, widząc, jak dziewczyna przemienia się podczas bolesnego rytuału, krzycząc przeciągle. Anielski śpiew małej dziewczynki wypełniający mroczną kaplicę kontrastuje z demonicznym obrazem, który widziałby każdy, który by się tam znalazł. Lecz miejsce to jest ukryte głęboko w ciemnym, niedostępnym lesie, postarano się o to dobrze. Nikt nie ma prawa przerywać kapłanowi podczas wzywania anioła Śmierci.

Nagle cienka tkanina okrywająca plecy dziewczyny rozrywa się z upiornym trzaskiem, jakby pękał kamień. Z jej łopatek wyłaniają się ogromne, pierzaste skrzydła, jak u anioła, lecz czarne niczym bezgwiezdne nocne niebo. Jęki i krzyki ofiary powoli zaczynają cichnąć, jakby uchodziło z niej życie. Dziewczynka o anielskim głosie nie przerywa swej pieśni, mimo że jest przerażona tym, co widzi. Wie, co ją czeka, jeżeli nie będzie posłuszna kapłanowi. Może być następna, a tego za wszelką cenę chce uniknąć. Ile to już nieudanych rytuałów widziała? Ile razy musieli uciekać, uwolniwszy demony, których kapłan nie był w stanie kontrolować?

Ciemność niespodziewanie wypełnia małą salkę w kaplicy, a śpiew cichnie, urwany. Nic nie widać, lecz można wyczuć w powietrzu lekkie wibracje, jakby coś bardzo potężnego i mrocznego coraz bardziej się zbliżało. Nagle w mroku rozbłyskuje dwoje oczu o płonących źrenicach i czarnych tęczówkach. Ciemność rozwiewa się i przed kapłanem oraz dzieckiem staje przepiękna kobieta o długich blond włosach, odziana w powiewną czarną suknię. Gdyby nie płonące oczy i ogromne skrzydła, można by uznać ją za zwykłą śmiertelniczkę. Uśmiecha się kpiąco na ich widok.

– Wzywałeś mnie, człowieku? – odzywa się głosem, który mrozi krew w żyłach i przywodzi na myśl pękający lód na tafli jeziora.

Kapłan przez długą chwilę nie odzywa się, wpatrzony w kobietę w oniemiałym zachwycie. Na dźwięk jej głosu pada na kolana, pociągając za sobą dziewczynkę.

– Tak, o pani – mówi w końcu cicho, lekko zachrypniętym ze strachu głosem. Widział już wiele demonów, lecz żaden nigdy go tak nie przeraził i zachwycił jednocześnie. – Jestem kapłanem Mroku, służącym…

– Wiem, kim jesteś, śmiertelniku! – przerywa mu kobieta, a podłoga u jej stóp pokrywa się lodem i ciemnością, pełznącą powoli we wszystkich kierunkach. – Dlaczego więzisz mnie w tym marnym ciele?! – grzmi, a mrok rozprasza się, okrywając kolumny i ołtarz kapliczki, lecz omijając stojących w centrum ludzi. Dziewczynka przybliża się lekko do kapłana, chowając za jego plecami. Nienawidzi go, lecz od dość dawna jest jej jedynym opiekunem.

– O pani… Ja tylko chciałem… – zaczyna mówić mężczyzna, lecz głos więźnie mu w gardle pod wpływem strachu. Lękliwie rozgląda się na boki, obserwując wciąż rozszerzającą się ciemność.

– Chciałeś co?! – ponagla go kobieta. – Poprosić o przysługę?! A może się zaprzyjaźnić?! Ze Śmiercią nie można się zaprzyjaźnić, a tym bardziej prosić jej o przysługę! – kpina w jej głosie powoduje, że temperatura w pomieszczeniu spada o kilka stopni, a kapłan i dziecko kulą się obok siebie w przerażeniu. Dziewczynka po raz pierwszy widzi swojego opiekuna w takim stanie. Ostrożnie podnosi wzrok na istotę, która to spowodowała i napotyka spojrzenie skrzydlatej kobiety. Nie odwraca jednak oczu, zahipnotyzowana ogniem w jej źrenicach. – Dziecko, jak ci na imię? – jej głos nagle staje się łagodniejszy.

– Aonith, pani – odpowiada dziewczynka tak cicho, że niemal niedosłyszalnie. Jednak anioł Śmierci słyszy wszystko. Na jej ustach pojawia się uśmiech, odsłaniający białe zęby, podobne do wilczych kłów.

– Wiesz, że zostałaś nazwana imieniem jednej z mych córek? Mojej ulubionej córki, księżniczki Mroku, władczyni Lodu, Aonith Mroźnej – głos kobiety łagodnieje zupełnie, staje się niemal, jakby zapomniała o niezwykle irytującym śmiertelnym kapłanie, który ją wezwał.

Dziewczynka tylko potrząsa głową, wstaje i wychodzi zza mężczyzny, by lepiej przyjrzeć się kobiecie. Ciemność cofa się przed nią. Uśmiechają się do siebie, a mała Aonith przestaje czuć lęk. W tej istocie widzi szansę na uwolnienie się od kapłana, który teraz kuli się za jej plecami.

– Co się stało z twoją córką? – pyta dziewczynka, bez lęku patrząc na mrocznego anioła.

– Została zniszczona przez grupę takich śmiertelników jak on! – wskazuje na kapłana, wokół którego zacieśnia się krąg ciemności. – Ty też byłaś przez niego zniewolona, prawda, maleńka? – pyta, nachylając się w kierunku dziecka z uśmiechem, który nie wróży nic dobrego dla mężczyzny.

Dziewczynka potwierdza skinieniem głowy i odwzajemnia uśmiech. Teraz wyglądają uderzająco podobnie. Obie w czarnych sukienkach, z blond włosami. Obie żądne zemsty na kapłanie.

– Aonith! – wykrzykuje nagle demonica. – Przyjmuję cię do grona moich dzieci i mianuję władczynią Mroku i Lodu!

Nagle w oczach dziewczynki zapala się ogień, podobny do tego w źrenicach kobiety, lecz iskrzący się odcieniami błękitu. Aonith unosi się nieco nad ziemię, rosną jej piękne, srebrne skrzydła. Zmienia się w księżniczkę Mrozu. Przeistoczenie dokonuje się szybko i po chwili dziecko zmienia się w niezwykle niebezpiecznego demona.

Obie odwracają się w stronę kapłana, który gwałtownie zrywa się, widząc przemianę małej. Próbuje uciec, rzucając się w stronę wyjścia z kaplicy, lecz cienie unieruchamiają go. Dwie mroczne i mroźne istoty zbliżają się do niego powoli, krok po kroku. Na ich ustach widnieją drapieżne uśmiechy, w ich oczach płonie ogień, ze wszystkich stron otocza je Mrok. Mężczyzna szarpie się i wyrywa, lecz cienie nie ustępują i otaczają go coraz ciaśniej, drąc ubrania, pozostawiając krwawe ślady na skórze, kiedy kobiety zbliżają się do niego. W końcu są blisko, na wyciągnięcie ręki. Spoglądają na siebie nawzajem, potem na niego i uśmiechają się. W jego oczach widnieje mieszanka strachu i niedowierzania, kiedy wyciągają szpony w jego kierunku.

Ciemność nocy rozrywa nagły krzyk, pełen przerażenia i bólu…

 

KONIEC. Na razie…

Koniec

Komentarze

No, niestety, nie wysiliłaś się specjalnie, a w dodatku oszukujesz!

Napisałaś, że to nowe opowiadanie, a tymczasem zaprezentowałaś jedną scenę, po której trudno się zorientować, co się dzieje i dlaczego. :-(

 

Nagle cien­ka tka­ni­na okry­wa­ją­ca plecy dziew­czy­ny roz­ry­wa się z upior­nym trza­skiem, jakby pękał ka­mień. Z jej ło­pa­tek wy­ła­nia­ją się ogrom­ne, pie­rza­ste skrzy­dła… – Tkanina, domyślam się, była wyjątkowa, wręcz osobliwa, skoro miała plecy, z których wyrosły skrzydła… ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hm, nie za bardzo wiem, co mam myśleć. Opowiadaniem chyba rzeczywiście nie można tego tekstu nazwać, raczej dość rozbudowaną scenką. Napisane warsztatowo jest całkiem nieźle, tylko że jest to styl, który do mnie nie trafia, bo jest nadmiernie patetyczny. Z drugiej strony – jak opisywać (na serio) Anioły Śmierci oraz Władczynie Mroku i Lodu?

Nie moja bajka, niestety.

Nic niemówiący tekścik, bez pomysłu. W dodatku jakieś dziwne Anioły…

Gdyby na końcu pojawił się jakiś jajcarski pastiszowy twist, to powiedziałbym, że dobre opowiadanie. Pisanie na serio takim stylem to już gorszy pomysł ; p

I po co to było?

Nowa Fantastyka