- Opowiadanie: Idaho_Iowa - Rozprawa

Rozprawa

Więc, ten tego, wrzucam opowiadanie “troszeczkę” dłuższe, bo fragmenty tutaj nie są mile widziane ;) 

Wszelkie powtórzenia pojawiające się w tekście są powtórzeniami zamierzonymi ;)

 

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Rozprawa

Dzień Rozprawy. Godzina 11:58

Niewielki, skromny pokój w Sądzie Nadzwyczajnym, umiejscowiony na trzecim piętrze, w którym dominował zapach starości, kurzu i poczucia winy. Głównie poczucia winy i pokory, ale nie w tym przypadku.  

– Czy oskarżony przyznaje się do winy? – Zapytał Sędzia. Odziany w czarną togę wyglądał niczym śmierć, a jego blade, wręcz wrogie lico nie wykazywało żadnych emocji mogących świadczyć, iż należy ono do człowieka.

– Nie – odpowiedział krótko rubaszny mężczyzna, który mimo młodego wieku, nie więcej niż trzydzieści lat, zdążył pożegnać się z większością włosów na głowie.

 – Oskarżony jest świadomy, iż zgodnie z artykułem dwieście siedemdziesiątym ósmym kodeksu karnego, może zostać osadzony w placówce karnej na dwadzieścia lat? – wyrecytował Sędzia, monotonnym, wyczuwalnie znużonym głosem.

– Ponownie powtarzam. Nic nie zrobiłem. Nie możecie mnie osądzić, za coś czego nie dokonałem. Jestem niewinny. – Oskarżony powtórzył to co mówił przez ostatnie dwadzieścia minut, tym razem z delikatnym, świadczącym o poirytowaniu, naciskiem. – Zresztą, dwadzieścia lat? Serio?

– To nie miejsce i czas na informowanie oskarżonego, dlaczego NSK (Nowy System Karny, wprowadzony piętnaście lat wcześniej przez zakompleksionego ustawodawcę, który mimo sukcesów zawodowych żył z piętnem osoby dręczonej w przez cały okres szkoły) przewiduje taki a nie inny wymiar kary. Może obrońca miałby w końcu coś do powiedzenia? – Sędzia spojrzał w stronę wychudzonego mężczyzny, który wykazywał większe zainteresowanie poprawieniem rękawa swojej (bądź pożyczonej) kraciastej marynarki, aniżeli tym co się dzieje na sali.

– Eeee… taaak, mój klieent, jak już wczeeśnieej wspomniałeem jest nieepoczytalny, stąd teeż w dalszym ciągu wnioskuję, o umieeszczeniee go w klinicee psychiatryyczneej – odpowiedział, kręcąc głową i pocierając dłonią policzek, nie podnosząc wzroku z biurka.  

– Obrońca jest świadomy tego, iż badania wykazały, że oskarżony jest osobą poczytalną.

– Jeest – odpowiedział, tym razem poprawiając zieloną, w żaden sposób nie dopasowaną do reszty stroju, muchę.

– Obrońca nie uważa, że to nie najlepsza linia obrony? – Sędzia nie ustępował.

– Tak, niee. Niee.

– Przecież ta sierota wygląda jakby sam dopiero co opuścił placówkę. – Skwitował oskarżony, przez co musiał stawić czoła nie tylko sędziemu i prokuratorowi, ale również smutnemu spojrzeniu rozbieżnych oczów swego obrońcy.

– Ostrzegam. Jeszcze jedna uwaga z ust oskarżonego bez mojej zgody i będę musiał ustanowić karę w postaci dodatkowych trzech miesięcy pobytu w zakładzie karnym.

– To są jakieś jaja! – Roześmiał się oskarżony.

– Ostrzegałem. Zarządzam dodatkowe trzy miesiące do wyroku ostatecznego! – Sędzia klepnął młotkiem w blat, by uprawomocnić swą decyzję. – Głos może zabrać prokurator.

– Urk, hrum! Hram, wram, brrrram! – Odezwał się wielko-otyły, ubrany w idealnie skrojony, szyty na zamówienie, czarny garnitur od Pigmaniego, Knurohumanoidalny oskarżyciel (Knurohumanoidalni przez przeszło dwadzieścia lat walczyli o wprowadzenie odrębnej nazwy, która mogłaby odróżniać męskich przedstawicieli od żeńskich, zwanych Świniohumanoidami, gdyż ta była dla nich obraźliwa).

 STWIERDZAM, IŻ TEORIA O NIEPOCZYTALNOŚCI OSKARŻONEGO JEST NIE MA MIEJSCU, GDYŻ CZŁOWIEK, Z PROBLEMAMI, ŻE TAK POWIEM, NIE DZIAŁA Z PEŁNĄ PREMEDYCTACJĄ NA SZKODĘ DRUGIEJ JEDNOSTKI. – Po chwili, rozbrzmiał kobiecy głos tłumaczący kwestię wychrumkaną przez prokuratora Barnabla Knurkwiksona, światowej sławy kryminalistyka, lubującego się w sprawach dziwnych, wręcz beznadziejnych.

– Hrumk, hramk! – Dodał, gdy translator ucichł.

TAK WIĘC, W DALSZYM CIĄGU WNIOSKUJĘ O NAJWYŻSZY WYMIAR KARY.

– Proszę, jeeszcze raz puścić zeeznania oskarżoneego – rzekł obrońca. – Czy tak wygląda człowieek, który kłamiee? Niee. A jako organy prawa, stojącee na straży sprawieedliwości musimy być peewni, żee człowieek, któreego chceemy pozbawić wolności jeest naprawdę winny! – Zakończył swą przemowę, kolejny, trzeci już raz, powołując się na klauzulę trafności zebranych dowodów, zmuszającą, za każdym razem gdy ta zostanie użyta, do ponownego przeanalizowania użytych w rozprawie materiałów.

– No więc, włączyć wizję – rzekł Sędzia, wzdychając ciężko.

– Wnioskuję o przewinięcie początku rozprawy i przejście do samego zeznania – powiedział ktoś z tłumu.

– Podtrzymuję! – Na twarzy Sędziego przez moment można było zauważyć niezwykłą reakcję, która u zwykłego śmiertelnika byłoby oznaką zadowolenia. Zresztą w żadnym innym przypadku takie zachowanie, jak przewinięcie materiału, nie miałoby racji bytu, ale w tych okolicznościach nikt nie miał nic przeciwko.

Na środku sali przez ułamek sekundy rozbłysło jasne światło, które następnie zmieniło się w wirujące, rozmyte barwy przybierające powoli kształt miniaturowego pomieszczenia i zebranych w nim ludzi.

– Kamera lubi moją twarz – wyszeptał oskarżony swemu obrońcy, widząc się na wizji.

 

Dzień Rozprawy. Godzina 10:34

– Tak jak już wcześniej wielokrotnie mówiłem zebranym tutaj, a także wszystkim innym, którzy do mnie przychodzili, nazywam się Parraller Oralong Dróżnik. Jestem światowej sławy pisarzem. A także podróżnikiem w czasie, co prawda z przypadku, ale podróżuję – kontynuował, nie zwracając uwagi na irracjonalność wypowiadanych przez siebie słów. – A raczej podróżowałem.

– Ekhm. – Sędzia poprawił kołnierz, spoglądając niepewnie w stronę przekonanego o prawdziwości swych słów mężczyzny. – Oskarżony może wyrażać się jaśniej?

– Jaśniej, hmm już się chyba nie da, ale spróbuję. Więc od początku… Nie nazywam się Parraller Oralong Dróżnik, a Albin Węgryłło. Dróżnik to mój pseudonim literacki. Urodziłem się w niewielkiej wiosce, gdzie też dorastałem. Mój ojciec, Horacy Węgryłło, był hodowcą piesorybów, na których zbił niemały majątek. Jednak ja miałem większe aspiracje niż bycie kolejnym Węgryłłem, hodowcą piesorybów. Dlatego też skończyłem nie interesujące mnie studia, swoją droga dwa razy podchodziłem nim w końcu udało mi się zdobyć tytuł magistra. Znalazłem też dobrze płatną pracę, która również nie sprawiała mi przyjemności. Jedynym moim osiągnięciem była Amelia, moja żona, lecz po pewnym czasie i to było dla mnie zbyt mało. Brakowało mi rozmachu w życiu, chciałem być powszechnie znany, dlatego też postanowiłem zostać gwiazdą. Początkowo umieszczałem krótkie filmiki, vlogi na youtubie, lecz nie udało mi się przebić liczby stu subskrypcji. Następnie pisałem blog, poradnik lifestylowy, lecz i tutaj poległem, jeszcze mniejszą ilością osób odwiedzających. Później kilka mniejszych ról we wstydliwych produkcjach telewizyjnych. To wszystko jednak było za mało. Moja obsesja rosła! Rosła do rozmiarów niewyobrażalnych wielkości, co w późniejszym czasie poskutkowało tym. – Tutaj mężczyzna poklepał ręką po niemal łysej już głowie. – A wraz z nimi odeszła również i moja Amelia, której macicą zawładnęła piekielna chuć do jakiegoś bujnogrzywego ogiera z filmów dla dorosłych. Tych niszowych, jeżeli wiecie co mam na myśli. – Kończąc mrugnął porozumiewawczo.

– W dalszym ciągu nie rozumiem w jaki sposób to wszystko ma związek ze sprawą? – Sędzia był już nie tyle zirytowany co znudzony opowieścią snutą przez oskarżonego.

– Hrum! Hram! Hrrr! – Knurkwikson pokręcił głową.

OSKARŻONY MYŚLĄC, ŻE WYŁGA SIĘ Z POPEŁNIONEGO CZYNU KARALNEGO CHOROBĄ PSYCHICZNĄ JEST W DUŻYM BŁĘDZIE. – Translator przetłumaczył słowa prokuratora.

–  Mogę kontynuować? – Zapytał, lekko poirytowany mężczyzna.

– Proszę bardzo, byle szybciej. – Zezwolił sędzia.

– No więc… W momencie, gdy Amelia mnie zostawiła rozpoczął się mroczny okres mojego życia. Będąc niemal łysym, porzuconym facetem, który resztki oszczędności przetracał na tani alkohol i jeszcze tańsze, brzydkie dziwki nie miałem większych oporów przed zatracaniem się w czarną przepaść, gdyż nie spodziewałem się, iż coś dobrego mnie jeszcze spotka w tym życiu. Tak więc pewnej nocy, wracając z baru, z opróżnioną już do połowy butelką Jakuba Daniela, na którego swoją drogą namówiła mnie seksowna barmanka… ech, powiedzmy, że nie była zainteresowana mną tak bardzo jak ja nią. Ale wracając do denka, sedna… meritum sprawy. Gdy szedłem, zrozpaczony nad marnością swej podłej, niemalże gadziej egzystencji, potknąłem się i wpadłem do sporych rozmiarów wyrwy wypełnionej po brzegi wodą. Poważnie, myślałem, że się tam utopie…

 

Feralna noc. Godzina 23:54

– Wstawaj kurwo! Na kolana! – Rozbrzmiał piskliwy głosik.

– Bul, bul, bul? – Zdziwił się Albin, starając się przez zmrużone oczy dostrzec źródło tego wulgarnego dźwięku.

– Tutaj jestem szmato, do stu wyszczerbionych na pirackiej armacie dziwkach! Stań na kolana! – Piskliwy głosik nie ustępował.

Po, zdawałoby się trwającej wieki, walce z grawitacją, wodą, a także własnymi słabościami Albinowi udało się złapać równowagę i oprzeć się na kolanach, wtedy też zauważył, z niemałą ulgą, iż woda sięga mu zaledwie do pasa.

 – No kurwa, będziesz tak się przyglądał jak małpa na banana? Pomóż mi! – Głosik nie ustępował w swym wulgarnym nawoływaniu.

Albin zaczął rozglądać się wokół, lecz nie był w stanie nic dostrzec. Klepnął dłonią w twarz (na tyle mocno, na ile pozwalała mu odwaga, gdyż miał on niewielką tolerancję na ból) i spojrzawszy na niemal pustą już butelkę Jakuba (po chwili zastanowienia upił resztkę trunku)wyrzucił ją za siebie.

– No w dupę ptakota! Kutach będzie się przyglądał jak zdycham i nawet palcem nie ruszy! – Ponownie przypomniał o sobie głosik.

– Ktoż to mnie przemówi? – Zapytał niepewnie wystraszony Albin, będąc przekonanym, iż nadmiar alkoholu daje o sobie znać.

– Twoja żona!

– Alemelia! – Mężczyzna naprężył się z nadzieją, iż zaraz dojrzy swą kobietę.

– Pierdolnij ty się w łeb i spójrz w dół. Widzisz mnie? Chyba tak, w innym przypadku tak ryja byś nie krzywił! Na co czekasz? Weź mnie na rękę nim całkiem utonę! No już raz, dwa dziwko! Nie ma czasu do stracenia!

 Po tych groźbach Albin, mimo iż nie miał ochoty, wziął do ręki małe, wulgarnie przemawiające stworzonko. Podstawił dłoń bliżej oczów, by móc się dokładniej przyjrzeć owemu znalezisku.

Była to malutka kobieta, o ładnej twarzy i brzydkim, wychudzonym, garbatym ciele, a z pleców wyrastała jej para nietoperzych, przemoczonych skrzydeł. Albin wzdrygnął się widząc pokraczne zjawisko, lecz zachował kamienną twarz, by ukryć obrzydzenie.

– I co tak ryja krzywisz, wróżki nigdy nie widziałeś? – Zapytała istotka.

­MAMY UWIERZYĆ, ŻE TO JEST PRAWDA? – Odezwał się z nieba głos. TAK – odpowiedział inny głos, który Albinowi wydawał się być znajomy.

– A czy wróżki nie powinny być seksowne i miłe? – Zapytał, jakby nieco trzeźwiejszy.

– A czy wpierdol dawno nie dostałeś? – Mała istotka uniosła w górę, większą z rąk, by pogrozić nią Albinowi.

– Nie bądź taka cwana, bo możesz zostać zdeptana. – Zagroził mężczyzna, delikatnie zaciskając dłoń.

– Dobra, mordo… przecież żartowałam! Po co te nerwy? Luzuj pas i mnie wypuść. – Wróżka zatrzepotała skrzydełkami, lecz były one za mokre, by mogła odlecieć.

– Chyba jednak się nigdzie nie wybierasz. – Roześmiał się Albin.

– Przed zmrokiem muszę wrócić do swojej krainy, światło dzienne jest dla mnie mordercze! Ja Umrę!

– W słoiku pod szmatką będziesz mogła czuć się bezpiecznie, a ja trochę na tobie zarobię.

– Nie.

– Co nie?

– Nie zgadzam się. – Wróżka sprawiała wrażenie tej, która może stawiać warunki.

– Nie masz nic do gadania.

– Mogę cię zabić.

– Taa? Proszę bardzo, i tak nie mam nic do stracenia.

– No dobra, nie mogę cię zabić– powiedziała po chwili wpatrywania się w oczy Albina. – Ale jeżeli mnie wypuścisz spełnię twoje trzy życzenia. Co ty na to? Trzy życzenia ziom, hehe. – Na zakończenie mrugnęła okiem szelmowsko się uśmiechając.

– Do złotej rybki ci daleko.

– W takim razie założę fez, w tle będzie pobrzękiwać „arabską noc”, a ja będę udawała dżina, lepiej kurwa? – Niemal wycharczała.

– To byłoby całkiem zabawne.

– Nie bądź taki cwany, bo gówno dostaniesz. Posłuchaj mordeczko, mogę spełnić twoje trzy życzenia. Jedynym warunkiem jest to, byś zachował wiedzę o mnie w tajemnicy, najlepiej gdybyś o mnie zapomniał. Mogłabym sprawić, że o mnie zapomnisz, ot tak. – Pstryknęła palcami. – Więc lepiej doceń to co mam ci do zaoferowania i nie zadawaj głupich pytań. Więc?

– No ok, już mogę powiedzieć pierwsze życzenie? Czy musimy poczekać do pełni, by złożyć ofiarę z krwi dziewicy, by twa magia nabrała mocy?

– Już dawno zrezygnowaliśmy z rytualnych morderstw. – W głosie wróżki pierwszy raz od momentu, gdy Albin wyciągnął ją z wody, można było wyczuć urazę.

– Więc co muszę zrobić?

– Wystarczy, że mnie pocałujesz.

– To wszystko?

– W usta.

– Zdajesz sobie sprawę, iż jest to fizjologicznie nie możliwe? Przypadkiem mógłbym cię połknąć. – Zarechotał Albin.

– A ja z przyjemnością stanęłabym w twoim gardle i czekała, aż się udławisz na śmierć! Nie martw się – dodała po chwili. – Wystaw język, a ja cię w niego pocałuje. To sprawi, iż na jakiś, zaznaczam krótki, czas zostaniemy połączeni i moja aura przejdzie na ciebie, a wtedy będę mogła spełnić te pieprzone życzenia.

– A jeżeli pocałujesz mnie dwa razy, to będę miał sześć życzeń?

– Trzy albo nic!

– Dlaczego akurat trzy? Nie mogą być dwa? Albo cztery?

– Nie ma sprawy ziom, działamy dwa!

– Trzy! Umawialiśmy się na trzy! Trzy albo wracasz do wody!

– Mordo przecież żartowałam, luzuj pas! A teraz podstawiaj mnie i wystaw język. Chcę mieć to już za sobą.

Albin przybliżył Wróżkę do twarzy, podstawiając ją niemal pod sam nos. Wystawił język i zamknął oczy, tak na wszelki wypadek. Mała istotka przemieściła się na krawędź dłoni, zatrzymując się tuż przed różowym kawałkiem obślizgłego mięsa, była niemniej obrzydzona, tym czego musi dokonać, od samego Albina, gdyż lizanie człowieczego języka nie było najprzyjemniejszą rzeczą dla wróżek. Tym bardziej, iż nawet we wróżkowych, bardzo niskich standardach, Albin nie uchodziłby za przystojnego.  Istotka wystawiła język i przez krótki moment przyłożyła go do języka człowieka, trwali tak przez kilka sekund.

– Już! – odezwała się w końcu i splunęła pod nogi ocierając usta.

– I co teraz? – zapytał Albin, poruszając językiem w niesmaku.

– Teraz wystarczy, że wypowiesz życzenia, byle szybko, bo nie chcę cię oglądać dłużej niż to koniecznie.

– Vice versa.

– I Versace sale.

 Wróżka, prawdę mówiąc nie miała pojęcia co oznacza słowo „vyceverza”  ale uznała, że to coś obraźliwego w języku ludzkim dlatego też postanowiła użyć słowa, które kiedyś przeczytała na jednym z mieszkań, a jej zdaniem było idealną odpowiedzią na użyty prze Albina zwrot – „Verzacezale”.

– Dolce gabbana? – Rozśmiał się człowiek, wprawiając wróżkę w zakłopotanie.

 

Dzień Rozprawy. Godzina 10:40

– No więc, wiecie. – Oskarżony snuł dalej swą opowieść, nie zwracając uwagi na miny swych słuchaczy. – Trzy życzenia, to nie hop na krowę i jest cielak. Musiałem się zastanowić, by zbyt pochopnie ich nie wykorzystać, dlatego postanowiłem spotkać się z wróżką za dwa dni, od tamtego momentu. Niestety… tak się złożyło, że jedno życzenie zmarnowałem już wtedy, gdyż jak każdy racjonalista, natrafiający na wróżkę, musiałem wykonać test, by potwierdzić, iż mówi ona prawdę. Każdy myślący człowiek tak robi! Najczęściej powątpiewając w prawdziwość wróżkowych słów wypowiada ironiczne życzenia, łatwe do zrealizowania. Większość popełnia ten błąd, ale nie ja. Tak, powiedziałem, że zmarnowałem je, ale to nie do końca prawda, gdyż zażyczyłem sobie czegoś lepszego niż pucharek lodów, czy chihuahua w trykocie i koroną, ujeżdżający różowego kucyka z cyrkonowym rogiem udającego jednorożca. Ja zażyczyłem sobie zmiany imienia i nazwiska na Parraller Oralong Dróżnik, gdyż od dawna było to moim marzeniem, by tak się nazywać – kontynuował oskarżony, nawet na chwilę nie zmieniając wyrazu twarzy, który od samego początku pozostawał poważny, niczym wykuty z kamienia.

– Hrm! Hrr! Hrrrm! – Prokurator uniósł racice w górę i spojrzał, z oburzeniem w ślepiach, w stronę Sędziego.

TOŻ TO JAWNA KPINA Z WYMIARU SPRAWIEDLIWOŚCI! Z SĘDZIEGO! ZE MNIE! ZE WSZYSTKICH! DOMAGAM SIĘ ZAPRZESTANIA TEGO CYRKU! ŻĄDAM PRAWDY! OSKARŻONY JEST PISARZEM, ŻYJE Z PISANIA TAKICH BAJEK JAK TA! SPRZCIW JEGO ZEZNANIOM! – Wyrecytował translator.

– Obrońca ma coś do dodania? – Sędzia spojrzał w stronę, przecierającego monokl, mężczyzny.

– Eee… sprzeeciw? – Powiedział, a raczej zapiszczał niepewnie.

– Ktoś jeszcze traktuje mojego obrońcę poważnie? –  Zdziwił się oskarżony. –  Przecież on jest z urzędu! Nie musi nic mówić, nie musi nawet wygrać, żeby dostać kasę! Więc z całym szacunkiem dla wysokiego sądu, ale darujmy sobie pytanie o cokolwiek mego pożalsiębogowie, utalentowanego obrońcy i przejdźmy dalej, bo jeszcze nawet nie jestem w połowie mojej historii, a nie zamierzam spędzić tutaj całego dnia.

– Oskarżony dalej jest przekonany o swojej niewinności? – Sędzia spojrzał w oczy mężczyzny.

– Jak najbardziej.

– Proszę zatem kontynuować.

– Hrum!

<BEEE> – Zapipczał translator.

 – Jak już mówiłem wróżka spełniła moje życzenie. Dosłownie, pstryk. – Tutaj oskarżony pstryknął palcami. –  I było już po. Nie wierzyłem, ale dowód, prawo jazdy, karta biblioteczna i bankowa należały do Dróżnika.

 

Dwa dni po feralnej nocy. Godzina 20:39

Albin zniecierpliwiony oczekiwał gościa w swoim pokoju. Panował półmrok, gdyż jedynym źródłem światła, była niewielka lampka stojąca tuż obok fotela, na którym siedział.

– Już myślałem, że się nie zjawisz – powiedział spokojnie Albin, widząc wróżkę.

– Wasze domy, wszystkie wyglądają tak samo! Zresztą musiałam!

– Musiałaś? – Albin przeraził się, wiedząc jaką odpowiedź za moment usłyszy.

– No oczywiście, to było twoje drugie życzenie. Chyba nie myślisz, że sama z siebie bym do ciebie wróciła? – Zarechotała wróżka.

– Podstępna żmijo! – Człowiek machnął ręką z nadzieją, iż trafi w istotkę. Niestety spudłował.

– Wy ludzie macie to do siebie, że nie myślicie. A teraz szybko! Mów życzenie, bo mam randkę.

– Ty? – Zdziwił się Albin.

– Że co? Sugerujesz, że jestem brzydka? Uwierz mi, że nie jeden wróż chciałby mieć taką wybrankę jak ja.

– Skoro tak mówisz… nieistotne. Słuchaj uważnie, byś nic nie przekręciła. Chcę być w posiadaniu wehikułu czasu.

– Nie do zrealizowania, ale w zamian mogę ci sprawić pucharek lodów, co ty na to?

– Dlaczego nie?

– Posłuchaj mnie człeniu uważnie. Jestem wróżką, nie naukowcem wynalazcą.

– Ale magia…

– Magia też ma swoje ograniczenia. Mówiąc prosto, byś zrozumiał, nie mogę stworzyć coś z niczego. Mogę „wyczarować” coś co już odkryto, np. lody, jesteś pewny, że ich nie chcesz?

– Nie chcę lodów kurwa mać! – Albin dał upust swemu rozczarowaniu. – Dobra, inaczej. Możesz przenieść mnie w czasie?

– Mogę.

– A nie możesz stworzyć wehikułu czasu?

– Nie.

– Gdzie tu logika?

– To magia, nie musi być logiczna. Musi działać.

– Dobra, więc posłuchaj mnie uważnie. Chcę odbyć podróż w czasie. Zacząć w roku, powiedzmy za dwadzieścia lat od teraz i spędzić tam dwadzieścia cztery godziny, następnie chcę się znaleźć w roku powiedzmy, dziesięć lat wstecz od dzisiaj. Rozumiesz mnie? To jak wycieczka po świecie, tyle że zamiast zwiedzać świat chce zwiedzać lata, rozumiesz?

– Nie mów do mnie jak do debilka. Rozumiem. Ale to są dwa życzenia.

– Jedno, gdyż zażyczyłem sobie wycieczki po czasie.

Wróżka spojrzała na niewzruszonego, przekonanego o swojej racji, Albina, który sądząc po wyrazie twarzy, nie zamierzał ustąpić.

– No dobra mordo. Gotowy?

– Jak nigdy wcześniej, tylko pamiętaj. Najpierw przyszłość, później przeszłość.

– No kurwa, wiem! Zaciśnij zwieracze, bo będzie pierdolnięcie ziomuś!

Albin trochę się przeraził słysząc to ostrzeżenie, prawdę mówiąc nie wiedział jak ta podróż może się dla niego skończyć, ale jeżeli wróżka bez oporów się na to zgodziła, zapewne nie było to nic niebezpiecznego…dla wróżek. A dla ludzi? Było już za późno, by się wycofać, dlatego też Albin zrobił jedyną rzecz, na którą mógł się zdobyć. Zacisnął, ze wszystkich sił zwieracze. Oba.

Następnie wszystko co widział, zaczęło się poruszać, wirować dookoła niego. Budynki zaczęły się walić, drzewa rosnąć. Następnie ruiny zostawały zastępowane przez wieżowce, a drzewa zostawały ścięte. Albin w ciągu kilku sekund był świadkiem tego, co czekało to miejsce w ciągu kolejnych dwudziestu lat. Oczy zaczęły mu łzawić, głowa boleć, a dłonie pocić. Albin odnosił wrażenie, iż za krócej niż moment wymiotuje, lecz udało mu się powstrzymać. Opróżnił żołądek, dopiero, gdy wszystko wokół niego się zatrzymało. Padł na kolana i poczęstował podłogę, zjadanym wcześniej obiadem.

 

Dwadzieścia lat po drugim spotkania z wróżką. Godzina bliżej nieznana, popołudniowa.

– Co?! Co do chuja! – Wrzasnęła, skąpo ubrana, jedynie w różowe stringi, blondynka zakrywając kocem swoje, nadmuchane do granic przyzwoitości, baloniki.

– Świetnie, zaledwie się zjawiłeś, a już pracujesz nad opinią zboczeńca. Gratulacje mordo.

– Co? Co ty tutaj robisz? – Albin oderwał wzrok od blondynki i spojrzał na wróżkę, której nie spodziewał się tutaj spotkać.

– Chyba nie myślałeś, że puszczę cię samego?

– Właściwie to tak.

– Lepiej spierdalajmy, zanim paniusia zadrynda po psiarnie.

Mówiąc to wyleciała przez uchylone okno. Albin rozejrzał się po pokoju, by zlokalizować drzwi, których nie mógł dostrzec. Niestety z każdej strony otaczały go ściany. Nie miał wyjścia, ruszył w stronę okna, lecz nim to zrobił spojrzał jeszcze raz w stronę zszokowanej kobiety, a następnie w kierunku kamery i ekranu, na którym przewijała się lista komentarzy. Albin dostrzegł tylko jeden – „teraz się zacznie, sypać żetony!” i już wiedział z czym ma do czynienia. Niektóre rzeczy się nie zmieniają – pomyślał i otworzył okno, przez które wyskoczył. Na szczęście, długo nie leciał, gdyż pokój umiejscowiony był na parterze. Wstając z asfaltu, usłyszał szyderczy, rubaszny śmiech wróżki.

– Z czego rżysz? Ta wariatka nie miała drzwi! – Zaczął się bronić.

– To jest przyszłość, musisz przestać myśleć jak człowiek ze swojego okresu! Czasy się zmieniły, nastąpił postęp!

– Więc już tutaj bywałaś?

– Miliony razy! Głupki ty myślałeś, że wysłałabym cię, gdybym nie była pewna, że to możliwe? Hahah, głupi ludzie. Nie jesteś pierwszym podróżnikiem w czasie, jest taki aktor Kijano Brydż, nie bez powodu krążą teorie spiskowe na temat jego nieśmiertelności. Otóż uwierzysz, że ten wariat od kiedy dowiedział się o naszym istnieniu, regularnie na nas poluje? A najlepsze w tym jest to, iż zawsze ma to samo życzenie. Podróż w czasie! Przyszłość i przeszłość, bliska i daleka. W końcu kiedyś, w akcie desperacji i zmęczenia, umówiliśmy się z nim na spotkanie, by ofiarować mu prawdziwą długowieczność, by mógł sam to wszystko przeżyć, a nam dał spokój. I wiesz co? Odmówił! Powiedział, że najlepsza w tym wszystkim jest podróż! To chory człowiek!

­– Ty? Jak ty w ogóle masz na imię? Masz jakieś imię w ogóle?

– No tak, nazywam się Wróżka – odpowiedziała mu ze zdziwieniem.

– Wróżka Wróżka?

– No tak. Co w tym dziwnego?

– Jak nazywała się twoja matka w takim razie? Macie matki?

– Nie, rodzimy się z fasoli! Kurwa. Moja matka miała na imię Wróżka. – Zdziwienie ustąpiło miejsca oburzeniu.

– Wróżka Wróżka ma córkę, która nazywa się Wróżka? W takim razie jak nazywa się twój ojciec? Też Wróżka?

– Robisz sobie jaja? Mój ojciec ma na imię Wróż, a jego ojciec, jeżeli cię już to ciekawi ma na imię Wróż.

– Nieważne… idziemy do centrum handlowego, szybko.

Albin szedł chodnikiem kolejno mijając identyczne, szklane budynki. Przeszedł pół miasta wyglądającego jak jedno wielkie szklane blokowisko. Przyszłość jest taka monotonna – pomyślał, ciesząc się, iż nie musi tutaj żyć na co dzień. W końcu doszedł do upragnionego centrum handlowego, w którym spędził ponad godzinę, gdyż książki zostały zastąpione e-nal-kami, czyli elektronicznymi plastrami nalepianymi na ciało, by informacje tam zawarte przeniosły się do mózgu, na czas dopóki e-nal-ka nie zostanie usunięta. Oczywiście w przypadku odlepienia się urządzenia, informacje zostają, podobnie jak po przeczytaniu książki, jednak dopóki jest ono na ciele, znamy jej treść na pamięć. Po wykonaniu najważniejszego zadania, które sprowadziło tutaj Dróżnika, resztę dnia spędził na zwiedzaniu miasta, lecz już po dwóch godzinach odczuwał znużenie wywołane jednolitością „szklanego miasta”.

 

Dziesięć lat przed drugim spotkaniem z wróżką. Godzina bliżej nieznana, poranna.

Albin rozejrzał się dookoła. Poznawał otaczającego go budynki, było  to miasto, do którego wprowadził się za jakieś pięć lat. Spojrzał na wróżkę siedzącą na jego ramieniu.

– Zmęczyłam się – powiedziała, jak gdyby uświadamiając go, iż nie opuści posterunku.

– Jak tam sobie chcesz, ruszamy na PKP.

– Po co?

– Zapomniałem, że dziesięć lat temu, jeszcze tutaj nie mieszkałem.

– Chyba nie chcesz….– Zaniepokoiła się Wróżka.

– Jeżeli masz na myśli spotkanie młodszego siebie to tak, dokładnie to mam na myśli.

– Ale właściwie po co? – Miast odpowiedzi Albin prychnął zawadiacko i ruszy przed siebie.

 

Dzień rozprawy. Godzina 11:20

– Jak było później już wiecie. Gdy wróciłem do teraźniejszości, byłem już sławnym pisarzem, którego dwie z trzech książek zostały zekranizowane. Oczywiście, na wszelki wypadek, gdyby okazało się, iż ja i ja z przeszłości żyjemy w innych liniach czasowych, które się nie pokrywają, miałem przy sobie dodatkowych kilka, jeszcze nie wydanych książek, które mógłbym opublikować. Mimo pieniędzy, kobiet i sławy, postanowiłem w końcu i tak je wydać. I wtedy jak wszyscy wiemy zaczęły się wasze domniemania, a raczej mój problem. Kto mógł wiedzieć, że jedna z książek będzie już prawie napisana? Nikt! I tutaj właśnie jest problem! Prawie. Więc ponownie powtarzam, nie możecie mnie osądzić, za coś czego jeszcze nie zrobiłem! 

Koniec

Komentarze

No! Idaho, wreszcie jakiś porządny tekst z (w miarę) uczciwym zakończeniem! Jest postęp. Ale ten tytuł? Nic bardziej zniechęcającego do czytania nie było?

Adwokat z urzędu wydaje mi się przerysowany. Argument “czy tak wygląda człowiek, który kłamie?” jest do luftu. Czy w Twoim świecie aktorzy zawsze byliby poza podejrzeniami?

Trochę brakuje mi informacji, o co właściwie oskarżono bohatera. O plagiat? Za to grozi mu dwadzieścia latek? Niezłe czasy…

Językowo – sporo literówek, ale to się powinno dać wytępić.

– To nie miejsce i czas na informowanie oskarżonego, dlaczego NSK (Nowy System Karny, wprowadzony piętnaście lat wcześniej przez zakompleksionego ustawodawcę, który mimo sukcesów zawodowych żył z piętnem osoby dręczonej w przez cały okres szkoły) przewiduje taki a nie inny wymiar kary. Może obrońca miałby w końcu coś do powiedzenia?

Jesteś pewien, że sędzia wypowiedział zawartość nawiasu?

Oczów?! Kurczę, Idaho, za takie uporczywe robienie tego byka chyba powinieneś po łbie dostać. Mimo całej mojej niechęci do przemocy i rozwiązań siłowych. Trzepniesz się w głowę czy jednak zapamiętasz?

Babska logika rządzi!

Oj, Finklo, moja Finklo…oczów, oczy, oczami… byłem pewny, że tym razem dobrze piszę! Pisząc oczu uświadomiłem sobie, iż skoro tak chce napisać, to musi to być źle i muszę poprawić na ten drugi wyraz– oczów.  Kara wykonana, głowa rozbita ;( 

 

Co do zakończenia, przyznam, urwałem tekst w połowie, bo nie chciało mi się go dalej pisać! Pod ostatnim opkiem wyznałem swoje winy i przyznałem się do grzechu, że nie lubię pisać niczego dłuższego niż “fragmenty”… może powinienem pisać publicystykę? 

Adwokat wydaje się być przerysowany, bo w późniejszej części miało “coś zaskoczyć” ale zrezygnowałem z tego, tak samo jak wykastrowałem wizytę w przeszłości i skróciłem pobyt w przyszłości. 

Od razu też się przyznaję, iż pozbyłem się postaci świadka, którym był autor książki, a zakończenie jest podsumowaniem fragmentu, który miał dotyczyć dokładnego wyjaśnienia popełnionego przestępstwa, a dokładniej powodu, dla którego oskarżony został skazany. 

 

Zdanie w nawiasie to taki dopisek autora, bądź odsyłacz….pomyślałem, że będzie to zrozumiałe ;( 

Nie wali się wtrąceń w nawiasie w czyjejś wypowiedzi. Nieważne czy to może być zrozumiałe, czy nie.

Niestety, ale od pewnego momentu z irytacją przewijałem tekst w dół, raczej przelatując wzrokiem, niż czytając. Wymuszone żarty, często nienajmądrzejsze, capslock, jakieś wtrącenia w nawiasach, literówki, pogrubienia, pochrząkiwania, olbrzymia liczba przekleństw…

Ale fakt, jest lepiej niż ostatnio.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Mogło być całkiem nieźle, ale mam wrażenie, Idaho, że, być może nieświadomie, zrobiłeś sporo, aby utrudnić czytanie opowiadania – miejscami tekst wygląda na dość zabałaganiony. Pewnie miało być zabawnie, ale wyszło tak sobie. Obawiam się, że Rozprawa nie zagości zbyt długo w mojej pamięci.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dobrze mi się czytało :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka