- Opowiadanie: wiwi - Bez szans na powodzenie

Bez szans na powodzenie

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Bez szans na powodzenie

Zawsze marzyła, żeby być matką, i to nie taką zwyczajną jak każda inna. Ona chciała być w czołówce najlepszych matek, takich z prawdziwego zdarzenia. Chciała być matką idealnego dziecka – dziecka najwyższej jakości. Niestety, większość potomstwa umierała jeszcze w łonie. Inne sama unicestwiała zaraz po narodzeniu nie będąc zadowolona z tego, co wydała na świat.

Czasem mijało dużo czasu nim decydowała się na kolejne poczęcia, innym razem rodziła jedno dziecko za drugim. Mało które uchodziło jednak z życiem. Większość nie miała szansy by dorosnąć, dojrzeć… Podcinała im skrzydła nim zdążyły je rozwinąć. Najczęściej rozszarpywała je bezlitośnie i w szale wyrzucała do kosza lub skrzętnie ćwiartowała, a następnie spuszczała w klozetowej muszli. Inne – paliła w kominku. Nie zastanawiała się zbytnio nad tym, jak tego dokonać. Wystarczył impuls, chwila… Gorszy dzień, przykre słowo, krytyka… Była bardzo drażliwa na punkcie swoich latorośli. Każda niemiła uwaga, obraza, negatywna ocena skierowana w ich stronę mocno ją raniła. Odbierała je bardzo osobiście. W końcu przecież to za jej przyczyną ujrzały światło dzienne, a okrutny świat nie przyjął ich należycie.

Nie targało nią poczucie winy. Uważała, że ma do tego prawo. W końcu przecież ona je tworzy, więc może sama decydować o ich dalszym losie. Wrodzona wrażliwość sprawiała, że każdy taki incydent nie pozostawał obojętny dla jej delikatnej psychiki. Z każdym kolejnym zgonem umierała również cząstka niej samej. Doświadczenia te były okropnie wyniszczające.

Jestem nieudolną matką. Nie potrafię urodzić sensownego dziecka. Wszystkie one są jakieś dziwaczne, pokraczne… kreatury wstrętne! Wadliwe niedoróbki. To bliźniaczo podobne do dziecka sąsiadki, to znów do niczego niepodobne, zupełnie popaprane. Kolejny żmudny poród, a cały trud na nic! Znowu porażka. Następna część mnie obumarła i nie wiem który to już raz muszę zaczynać wszystko od nowa. Ileż można? Czy w końcu mi się uda? Czemu innym przychodzi to tak naturalnie i bezproblemowo?

Choć zamordowała ich wiele, każda ta zbrodnia była doskonała. Nikt nawet nie przypuszczał, że tyle poczęć i narodzonych w pocie czoła niewydarzonych istnień ma na sumieniu.  

Na początku, przeważnie wszystkie dzieci wydawały się jej fantastyczne, cudowne, udane. W niektórych zakochiwała się od pierwszej chwili, od momentu pojawienia się  

w głowie chociażby samego zamysłu czy imienia. Jednak fascynacja zazwyczaj nie trwała długo. Szybko się nimi nudziła i zniechęcała. Nie miała ochoty na tyle się trudzić i męczyć, by je dobrze wykształcić, wychować. Szybko się irytowała, zniechęcała. Nie starczało jej sił i wytrwałości by pracować nad nieudacznikami, wolała rodzić następne, a nuż… tym razem idealne, nadzwyczajne. Zawsze marzyła o dziecku innym od wszystkich, niepowtarzalnym, wręcz genialnym.

Tak naprawdę kilkoro dzieci miała, choć nie do wszystkich się przyznawała. Najstarsze dawno opuściły rodzinne progi. Niektóre poszły nawet w świat, ale bez większego echa. Inne nie poradziły sobie w krytycznym i wymagającym świecie, nie przetrwały w jego brutalnych realiach. Nieodparta chęć posiadania na swoim koncie cudownego dziecka nie pozwalała jej przestać! Czuła wręcz wewnętrzny przymus. Wierzyła, że w końcu musi się udać!

Wierzy i próbuje nadal…

Historia ta choć optymizmem nie napawa, nie jest odosobniona. Wiele jest takich pseudomatek wiecznie niezadowolonych z siebie i ze swoich dzieci, które często wylewają z kąpielą.  Wyrywają z korzeniami i palą każdy pomysł, zanim zdąży rozkwitnąć.

 

 

 

Koniec

Komentarze

[…] wolała rodzić następne, a nóż… tym razem idealne, […]. ---> czy aby na pewno chodziło o kolegę widelca i znajomego łyżki?

Spalona końcówka. Tak mniej więcej o sześć słów za dużo…

Dobra, zaraz naprawię ten błąd i usunę zbędne słowa;) dzięki Adamie.

Każdy koniec daje szansę na nowy początek...

Cykl narzekań i zwierzeń autorów (i autorek) trwa:P

Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą. Lub psychologiem.

Zobaczymy, czy Twoje myśli biegną torem moich… :-)

? To do mnie? Torem? Moje myśli biegają, gdzie chcą:P

Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą. Lub psychologiem.

Mam nadzieję, że nasze tory myślowe nie rozjeżdżają się za bardzo… ;)

 

Każdy koniec daje szansę na nowy początek...

Nie do Ciebie, sfunie. Do anonimowej Koleżanki.

Czy anonimowa koleżanka zmieniła tor jazdy na właściwy, Adamie? Czy się rozminęliśmy bezpowrotnie? ;)

Każdy koniec daje szansę na nowy początek...

Aaaa… to taki nowoczesny tekst, na podryw?:) jeśli tak, to nie przeszkadzam:)

 

Ale tekścik nawet, nawet… “Cześć, wiesz, że moje myśli biegną torem Twoich?”:)

Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą. Lub psychologiem.

Prawie prawie, Koleżanko. Zostało jedno zbędne, bo za wiele ujawniające przed czasem i na dobitkę dublujące ósme po przecinku, słowo i poprzedzająca je półpauza.

Dodam, że i to ósme też bym wycofał. Ostatnie zdanie mówi wszystko. W sposób, bardzo mi się podobający.

Cholercia, ja mam tak samo!

Nazgul też jest… matką!

 

Ja bym wyrzucił ostatni akapit. Wyuszczenie sprawy tak wprost psuje całość, a nawet ktoś może pokusić się o stwierdzenie, że obraża inteligencję czytelnika

;-)

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Ja mam trochę mieszane uczucia. Bo tekst czyta się dobrze, jest naprawdę nieźle napisany, niepokojący. I mimo że w oczywisty sposób czeka się na jakieś zaskoczenie w finale, bo jakoś można podejrzewać, że chodzi tu o pewien końcowy zwrot – to akurat mnie nieco zawiódł. Bo tekst niepokojący, a zakończenie takie trochę banalne. No własnie – jak to napisał Sfun – tekst dołączył do tego niekończącego się “cyklu narzekań i zwierzeń autorów”. I napisane to zakończenie tak trochę mniej zgrabnie niż reszta.

Ale – do ostatniego akapitu emocje tylko zwyżkowały. Potem siadły. Więc większość czasu było całkiem przyjemnie. ;)

Tekst do bólu prawdziwy – i to się da wyczuć. Może być rodzajem magicznego lustereczka, które w najmniej oczekiwanym momencie powie prawdę. Pzdr.

...always look on the bright side of life ; )

Nie wiem Adamie, czy dobrze wyliczyłam te słowa, ale bardzo dziękuję za nawigację;)

Trochę poprawiłam końcówkę Nazgulu, mam nadzieję, że już mniej uwłacza inteligencji czytelników:)

EDIT: Zgadzam się z tobą ocho, zakończenia są chyba moją najsłabszą stroną:/ ale cieszę się, że poza tym nie jest najgorzej:)

Dziękuję za uwagi i sugestie:)

Każdy koniec daje szansę na nowy początek...

Wyliczenia OK. Jest dobrze! Teraz, moim zdaniem, zakończenie dopiero w ostatnich słowach w pełni ujawnia, o kogo i o co chodzi.

Cieszę się i bardzo Ci dziękuję, Adamie, za wskazanie właściwego toru;) Pzdr.

Każdy koniec daje szansę na nowy początek...

Narzekania stare, ale w nowym ujęciu. Fajny tekścik.

Autorko, a ilu jest ojców dumnych z każdego plemniczka? ;-)

Babska logika rządzi!

Oj, jakość nasienia bywa naprawdę różna Finklo… ;)

Każdy koniec daje szansę na nowy początek...

Ja to wiem, Ty to wiesz… A ojcowie i tak dumni. Niekiedy nawet zawzięcie bronią każdego błędu w kodzie. ;-)

Babska logika rządzi!

NMZC, PSNP, Anonimowa Koleżanko.

Że nie ma za co, to rozumiem ;), ale psnp – już nie…

Każdy koniec daje szansę na nowy początek...

Prawdopodobnie Setki Nawiązań Pomysłu

Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą. Lub psychologiem.

Oj tam, kombinujecie. Adam Poleca SNa Przyszłość.

Za to CW,CTP chyba jeszcze nikt nie rozszyfrował…

Babska logika rządzi!

Dzięki za wyjaśnienie skrótów myślowych Adama, Finklo:)

Każdy koniec daje szansę na nowy początek...

Widzę, Sfunie, że nie możesz przeboleć tego, iż popełniłam ten tekst ;P Czuję się zobowiązana do udzielenia ci pomocy psychologicznej, bo obawiam się, że kolejna odsłona tegoż setki razy nawiązywanego pomysłu może być dla ciebie jeszcze dotkliwsza… ;)

Każdy koniec daje szansę na nowy początek...

Cześć, S? ;)

Znajome te porodowe bóle, oj znajome.

Pozdrawiam.

Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper

S? Niee.. ;)

Każdy koniec daje szansę na nowy początek...

ee nie no, taki mały prztyczek, sam też napisałem bardzo podobne w pomyśle opowiadanie, ale dziesięć razy słabsze warsztatowo od Twojego. :)

Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą. Lub psychologiem.

Dzięki za komplement, sfunie;)

Każdy koniec daje szansę na nowy początek...

Nie przepadam za dziećmi, ale ponieważ nie jestem matką, żadnego nie miałam okazji zabić. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ja, przyznam, nie lubię tekstów o bólach twórczych  ; )

I po co to było?

To nie czytaj tego, syfie;) Ja w przeciwieństwie do ciebie teksty lubię, bólów nie;)

Każdy koniec daje szansę na nowy początek...

Nowa Fantastyka