- Opowiadanie: sally been - Hrabia Wisław

Hrabia Wisław

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Hrabia Wisław

HRA­BIA WI­SŁAW

 

Staś­ko świa­dom zmian dłu­go­ści dni, re­ago­wał na nie od­po­wied­nio wcze­śniej, co było dla niego nie­zwy­kle cha­rak­te­ry­stycz­ne. Sub­tel­nie wy­chwy­tu­jąc róż­ni­cę na­tę­że­nia świa­tła sło­necz­ne­go, wy­szedł  z So­ly­atu, by zop­ty­ma­li­zo­wać jego pa­ra­me­try do wy­daj­nej pracy w go­dzi­nach noc­nych. Dźwi­ga­jąc do góry cięż­ki pa­row­nik, rzu­cił pod nosem prze­kleń­stwo. Przy­twier­dziw­szy go na dzio­bie po­jaz­du do sta­lo­wych uchwy­tów, wy­ra­sta­ją­cych z osi wzdłuż­nej, przy­łą­czył zbior­nik bu­fo­ro­wy. Uśmiech­nął się do sie­bie za­do­wo­lo­ny, że teraz przej­dzie na droż­szą ta­ry­fę. Woda kosz­to­wa­ła nie mało, nie wspo­mi­na­jąc o węglu. Po­spiesz­nie udał się na rufę i otwie­ra­jąc cięż­kie drzwicz­ki do kotła, za­czął ła­do­wać do środ­ka wę­giel za po­mo­cą ma­lut­kiej ło­pat­ki.

– Pan nie za­pa­la, po­je­dziem jesz­cze na słoń­cu – przy­szły klient ode­zwał się za ple­ca­mi Staś­ko, który nawet nie ura­czył go jed­nym spoj­rze­niem, zgrab­nie gra­biąc okrusz­ki węgla le­żą­ce na bla­sze po­jaz­du.

– Nie, nie sza­now­ny klien­cie! – od­rzekł zde­cy­do­wa­nie. – Sło­necz­ko już ni­ziut­ko, jarzy le­ciut­ko. Prze­cho­dzę już na ta­ry­fę nocną. Zanim piec i pa­row­nik roz­grze­ją się, minie kawał czasu, a jak zaj­dzie nasza gwiazd­ka uko­cha­na, to sta­niem na środ­ku drogi. I co wtedy?

Za­pa­dła cisza. Staś­ko prze­stra­szył się, że tą dra­stycz­ną i twar­dą po­sta­wą wy­stra­szył swo­je­go po­ten­cjal­ne­go na­byw­cę usłu­gi prze­wo­zo­wej. Wy­pro­sto­wał się i od­rzu­ciw­szy ło­pat­kę od­wró­cił się, by spoj­rzeć na miej­sce, w któ­rym jak są­dził za­trzy­mał się męż­czy­zna. Je­go­mość nie od­szedł jed­nak. Stał dum­nie ze szkieł­kiem w oku, gła­dząc się po gę­stych, dłu­gich i za­krę­co­nych na boki, si­wych wą­sach. Ubra­ny w ele­ganc­ki frak pre­zen­to­wał się szla­chec­ko i do­stoj­nie. Staś­ko szyb­ko po­znał z kim ma do czy­nie­nia. Do jego So­ly­atu pa­ro­we­go chciał wsiąść nie kto inny, jak sam hra­bia Wi­sław Sta­nic­ki. Czło­wiek wiel­ce za­słu­żo­ny i sław­ny we wszyst­kich czę­ściach kraju. Szla­chec­kie ko­rze­nie ary­sto­kra­ty się­ga­ły cza­sów śre­dnio­wiecz­nej Pol­ski,w któ­rej to jego przod­ko­wie dum­nie i trwa­le za­pi­sa­li się w hi­sto­rii Pań­stwa, dzię­ki swym szla­chet­nym i bo­ha­ter­skim po­sta­wom, jakie przyj­mo­wa­li w sy­tu­acjach tego wy­ma­ga­ją­cych.

Staś­ko był świa­do­my, że czasy świet­no­ści zna­mie­ni­te­go rodu nie­po­wra­cal­nie mi­nę­ły, a war­to­ści jakie były przez jego człon­ków ho­łu­bio­ne, zo­sta­ły wy­par­te przez mo­der­ni­stycz­no-so­cja­li­stycz­ny po­rzą­dek świa­ta. Choć sam woź­ni­ca ko­rze­ni ma­gnac­kich, ni nawet kro­pel­ki krwi szla­chec­kiej w swo­ich ży­łach nie miał, to przez swego ojca– kon­struk­to­ra pa­row­ni­ków, na­uczo­ny był ro­dzi­ny takie sza­no­wać i czo­łem przed ich do­ko­na­nia­mi jak i wy­zna­wa­ny­mi war­to­ścia­mi bić po­kło­ny. Ma­wiać tatko zwykł, iż „re­spek­tem wza­jem­nym się Po­la­cy winni da­rzyć, cham ma ko­chać pana jak pan chama, wtedy o kraju szczę­śli­wym możem ma­rzyć”. Staś­ko wie­dział bar­dzo do­brze, że daw­nej po­zy­cji spo­łecz­nej hra­bia już nie miał w obec­nym sys­te­mie, po­dob­nież jaki ma­jąt­ku. Tak samo bo­wiem jak ze swego na­zwi­ska, sły­nął także z ubó­stwa.

– Na­le­gam – rzekł dum­nie i wy­nio­śle ubogi szlach­cic. Pra­gnął ewi­dent­nie po­je­chać jesz­cze na dzien­nej ta­ry­fie.

Pro­mie­nie słoń­ca po­wo­du­ją­ce prze­pływ elek­tro­nów w prze­ciw­nie spo­la­ry­zo­wa­nych no­śni­kach, ge­ne­ro­wa­ły ruch elek­tro­nów i co za tym idzie po­wsta­wa­nie siły elek­trycz­nej, wy­twa­rza­ją­cej pole ma­gne­tycz­ne. Siła ta wy­ko­rzy­sty­wa­na była do roz­ru­chu po­tęż­nych me­ta­lo­wych zę­ba­tek i ra­mion. Me­cha­nizm ge­nial­ne spraw­dzał się w po­jeź­dzie, który po­ru­szał się na­pę­dza­ny dar­mo­wą ener­gią. Go­rzej nie­ste­ty było w dni po­chmur­ne, albo póź­ny­mi wie­czo­ra­mi, gdy słoń­ce cho­wa­ło się za chmu­ra­mi, bądź ho­ry­zon­tem. Woź­ni­co­wie wów­czas prze­łą­cza­li się na wę­giel i pa­row­nik. Funk­cjo­nal­ność ta­kie­go sys­te­mu była więk­sza, ale cena już nie­ko­niecz­nie ko­rzyst­na dla klien­ta.

– Pro­szę, mości hra­bio – Staś­ko za­pro­sił ge­stem ręki ary­sto­kra­tę do za­ję­cia miej­sca na tyl­nym sie­dze­niu So­ly­atu. – Może uda nam się do­stać do celu przed za­cho­dem. Zro­bię co w mojej mocy.

– Pod mój pałac na Fran­cisz­kań­skiej, po­pro­szę – za­ży­czył sobie hra­bia, wy­god­nie roz­pie­ra­jąc się na miej­scu.

Staś­ko ucie­szył się nie­zmier­nie, gdyż od­le­głość nie była duża i ist­nia­ła szan­sa, że zdążą przed zmro­kiem. Jed­nak wtedy woź­ni­ca bę­dzie mu­siał roz­grze­wać pa­row­nik po ciem­ku, a bar­dzo tego nie lubił. Cze­góż nie robi się jed­nak dla szlach­ty?

Je­cha­li spo­koj­nie, nie od­zy­wa­jąc się do sie­bie i na­słu­chu­jąc dźwię­ków pracy po­tęż­nych wałów i ło­żysk. Ściem­nia­ło się i po drga­niach sil­ni­ków Staś­ko wy­czu­wał, że mocy jest coraz mniej. Na szczę­ście skrę­ci­li w lewo, zjeż­dża­jąc z ulicy Sło­wac­kie­go, gdzie zo­sta­ła im ostat­nia pro­sta do celu.

So­ly­at za­trzy­mał się. Po­tęż­ne ma­szy­ny uci­chły.

– Ile na­le­ży się za tę przy­jem­ność? – spy­tał hra­bia, się­ga­jąc za pa­zu­chę po port­fel.

– Dwa­dzie­ścia zlo­tych, po­pro­szę – od­po­wie­dział Staś­ko.

Hra­bia z tru­dem pró­bo­wał wy­cią­gnąć z ma­łe­go port­fe­la bank­not gru­by­mi pa­lu­cha­mi. Gdy to się udało podał woź­ni­cy. Otwo­rzył drzwi i po­wo­li wy­gra­mo­lił się

z po­jaz­du.

Staś­ko wziąw­szy bank­not, za­czął go roz­pra­so­wy­wać pal­ca­mi, by wło­żyć go do ka­set­ki. Spo­strzegł nagle, że hra­bia podał mu przez omył­kę dwa bank­no­ty za­miast jed­ne­go. Pe­cho­wo skle­iły się one ze sobą, a ary­sto­kra­ta mu­siał nie wy­czuć, że za­pła­cił po­dwój­nie. Woź­ni­ca świa­do­my ubo­go­ści klien­ta, a także wy­so­kiej ceny prze­jaz­du (20 zlo­tych to bar­dzo dużo) od razu zro­zu­miał, że hra­bie­go nie było stać na tak ogrom­ny na­pi­wek i mu­siał się po­my­lić. Uniósł oba bank­no­ty do góry.

– Prze­pra­szam, pan hra­bia się po­my­lił – po­wie­dział gło­śno, od­da­jąc jeden.

Woź­ni­ca do­strzegł w oku ary­sto­kra­ty świa­do­mość po­peł­nie­nia błędu. Potem jed­nak hra­bia prze­niósł wzrok na niego. Wtedy Staś­ko zo­ba­czył w oczach ubo­gie­go szlach­ci­ca coś jesz­cze. Coś czego nie wi­dział nigdy u ni­ko­go. Nawet wśród przed­sta­wi­cie­li naj­bo­gat­szej kasty rzą­dzą­cej. Hra­bia wy­szedł z po­jaz­du nie przy­jąw­szy zwro­tu pie­nię­dzy i rzu­cił jedno zda­nie na po­że­gna­nie.

– Pan hra­bia, panie ko­le­go, się nigdy nie myli…

Koniec

Komentarze

Hmmm. To właściwie scenka, z której niewiele wynika. Ot, czytelnik zapoznał się z wynalazkiem, ale fabuła go nie powaliła.

Bardzo dużo zbędnych enterów.

Promienie słońca. powodujące przepływ elektronów w przeciwnie spolaryzowanych nośnikach, powodowały ruch elektronów

Powtórzenie i zbędna kropka.

Mechanizm genialne sprawdzał się

Mechanizm był genialny czy genialnie się sprawdzał?

Babska logika rządzi!

Wtrącę swoje trzy grosze. Czyta się fatalnie przez przez brak porządnego sformatowania (jak wspomniała Finkla – zbyt dużo enterów). 

I jak dla mnie zbyt dziwny jest miks – przeplatanie słownictwa i wyrażeń stylizowanych na wieki minione z – może już nie futurystycznymi, bo energia solarna to obecnie codzienność, ale współcześnie technicznymi pojęciami. I to zmieszanie energii słońca z używaniem węgla – energię z solarów można zmagazynować w bateriach i przy braku słońca z tej energii korzystać. Osobiście w takiej postaci nie umiem tego zaakceptować – gdyby w tekście pojawił się rozsądny powód takiego miksu, to może inaczej bym to odbierała. A tak – brak mi tu logiki. 

Spróbuj to poprawić, przeredagować, popracuj jeszcze.

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Steampunk w polskich realiach? Czemu nie. Tekst sprawia wrażenie wyrwanego z większego kontekstu, przez co satysfakcja z czytania staje się ciut mniejsza (bo chciałoby się więcej, a tu tylko fragment). Jak dla mnie – idziesz w dobrym kierunku, ale o gustach podobno się nie dyskutuje. Pewnie zaraz ktoś napisze, że tekst jest do d… – i mina Ci zrzednie. Ale ja to kupuję, bo zwyczajnie lubię takie klimaty. Mało na tym portalu porządnego steampunku ; ) Pzdr.

 

...always look on the bright side of life ; )

Najpierw baty – poza enterami natknęłam się jeszcze na zbędną kropkę i brak spcji przed myślnikiem (czy półpałzą czy innym dziwadełkiem). Wyczyść tekst z takich smieci, bo niepotrzebnie psujesz sobie PR :)

Szlacheckie korzenie arystokraty – masło maślane jak dla mnie.

Promienie słońca. powodujące przepływ – tu masz tę niesforną kropkę

Poza tym niektórym zdaniom zmieniłabym szyk, żeby były czytelniejsze.

Co do stylizacji – ja wiem, jakie to trudne. Czy tu jest uzasadnione? Może nie w każdym przypdaku, bo w tej chwili masz taki trochę miks, niespójność. Coś tu nie gra.

 

A teraz miodek. Krótki obrazek, ale bardzo barwny, działający na wyobraźnię. No i jest to historia z morałem, choć nie podanym łopatą. Szybka myśl o honorze, dumie, uczciwości i zapłacie za nią.

Bardzo to sympatyczne. Pracuj nad warsztatem i dawaj coś dłuższego. No chyba, że juz dałeś, Anonimie :)

https://www.martakrajewska.eu

jacku – też napisałam ostatnio steampunk w polskich realiach, na konkurs do antologii Wolsung. Było to na tyle przyjemne, że rozważam więcej historii w takim klimacie. A zawsze myślałam, że to nie moja bajka :)

Offtop mode: OFF

https://www.martakrajewska.eu

O, fajnie. Jak by co – z chęcią poczytam. Steampunk po polsku zawsze jest przyjemny, co Wolsung udowodnił z dużym naddatkiem. Pozdrowienia dla wszystkich wielbicieli pary i maszyny różnicowej ; )

...always look on the bright side of life ; )

Cześć! Na wstępie dziękuję wszystkim za konstruktywne komentarze.

 

  1. Finkla, masz rację jest tam nie potrzebna kropka. Nie zauważyłam po prostu przez małą czcionkę w wordzie.

    Promienie słońca. powodujące przepływ elektronów w przeciwnie spolaryzowanych nośnikach, powodowały ruch elektronów

    Powtórzenie i zbędna kropka.

  2. No chodziło mi, że mechanizm się genialnie sprawdza, nie wiem czy jest genialny.

    Mechanizm genialne sprawdzał się

    Mechanizm był genialny czy genialnie się sprawdzał?

  3. Śniąca, generalnie miał to być miks steampunkowy. Czasy przeszłe z dawnym językiem i imionami, ale wyposażony w technologię “nowoczesną”, która w tych czasach nie istniała, a dziś istnieje, ale troszkę inaczej wygląda. Taka moja (niemoja) wariacja. W moim świecie, w tym opowiadaniu, nie istnieje takie coś jak bateria słoneczna. Tak sobie to wymyśliłam. Nie ma baterii, nie ma nowoczesnych urządzeń i stąd mój szalony pomysł, że takie coś funkcjonuje. Dlaczego tak? Pojazdy nawet dziś nie są wstanie działać tylko na energii elektrycznej bez dodatkowego źródła. Silnik spalinowy w moim świecie nie istnieje. Jest tam po prostu silnik parowy wykorzystujący spalanie węgla? Chcesz debatować czy to ma sens? No w tym opowiadaniu ma, pewnie gdybym chciała zbudować takie coś to nie.

  4. Jacku, dziękuję :) Niestety muszę przyznać, że nie jest to wyrwane z kontekstu. Wymyśliłam historyjkę z morałem, rano idąc po ulicy. Gdy jadłam obiad wymyśliłam jakiś steampunkowy świat, a wieczorem napisałam i dodałam tutaj.

  5. Jeszcze raz dziękuję wszystkim za te konstruktywne komentarze :). Mam kolejne pomysły na steampunkowe shorty, a jeśli będę wiedzieć, że moje rzeczy podobają się z pewnością napiszę coś dłuższego.

Dawaj więcej. Zobaczymy, czy rzeczywiście jesteś taka szybka w pisaniu ; )

...always look on the bright side of life ; )

Nie chcę być szybka, tylko dobra :)

“Promienie słońca. powodujące przepływ elektronów w przeciwnie spolaryzowanych nośnikach, powodowały ruch elektronów…” – jak już wspomniała Finkla, paskudnie powtarzasz, że słońce powoduje przepływ i jednocześnie ruch elektronów…

 

O formatowaniu też wspomniano, niestety pozostawia do życzenia.

 

“Uniósł oba banknoty do góry.“ – jestem zagorzałą przeciwniczką “unoszenia do góry”, bo uważam to za masło maślane.

 

Poza tym troszkę mnie drażniła stylizacja, tekst czytało mi się dość trudno. A i pointa mnie nie przekonała. Chociaż troszkę mi się szkoda pana hrabiego zrobiło…

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Przeczytałem z uśmiechem, ale za godzinę zapomnę. Pozdrawiam.

Formatowanie już w porządku.

Szkoda, że tylko scenka, bo w tych klimatach bym się odnalazł :)

 

zgrabnie grabiąc

To brzmi dosyć śmiesznie :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Domyślam się, że tekścik jest pretekstem do zaprezentowania dowcipu. Niestety, dowcip nie rozbawił, a tekścik pozostawia bardzo wiele do życzenia. :-(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka