- Opowiadanie: Wicked G - Brud

Brud

Moja wariacja na temat pewnego znanego motywu kulturowego :)

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Brud

Zawsze byłem nieśmiały. Nie miałem zbyt wielu kolegów. Zamiast na dworze wolałem spędzać czas przy książkach albo komputerze, zaś przebywanie na hałaśliwych szkolnych korytarzach przyprawiało mnie o ból głowy. Na rodzinnych spotkaniach odzywałem się tylko wtedy, gdy mnie o to proszono. Ogólnie rzecz biorąc, relacje interpersonalne nigdy nie należały do ulubionych sfer mojego życia.

Lecz to, co się dzieje teraz, można określić jedynie mianem istnego koszmaru. Staram się w ogóle nie wychodzić ze swojego mieszkania, jednak czasami jest to po prostu nieuniknione – w końcu muszę gdzieś kupować jedzenie i zarabiać pieniądze. Pewnego razu, w akcie desperacji, postanowiłem udać się gdzieś w dzicz i pozostać tam do końca swoich dni. Aby dobrze się do tego przygotować, kupiłem sprzęt warty furę kasy i obejrzałem wszystkie odcinki “Szkoły przetrwania”. Po czterech dniach wróciłem do domu głodny, zmarznięty i ostatecznie przekonany, że telewizja kłamie.

Nie ma dla mnie żadnej ucieczki. To dzieje się wszędzie tam, gdzie są obecni ludzie. Nieważne, czy w pobliżu znajduje się kobieta z dzieckiem, starsza pani, bogacz ubrany w garnitur Armaniego czy miejscowy chuligan. Od każdego z nich, w mniejszym bądź większym stopniu, zalatuje obrzydliwą stęchlizną. Jadąc zatłoczonym autobusem, czuję się, jakby ktoś przewoził mnie śmieciarką pełną gnijących odpadów. Niewyobrażalny smród atakuje moje nozdrza na ulicach, w fabryce, w której pracuję, w urzędach, w sklepach. Na całe szczęście mieszkam sam, więc gdy zamykam się w swoim lokum, mogę cieszyć się odrobiną spokoju.

Sam zapach dałoby się jeszcze wytrzymać. Problem dotyczy również i innych zmysłów. Niektóre jednostki wręcz tryskają ohydną, czarną mazią, oblepiająca wszystko dookoła. Jeśli tylko przejdę koło kogoś, kto ma trochę więcej za pazurami, usta od razu wypełniają mi się goryczą.

Wszystko zaczęło się kilka miesięcy temu. Któregoś dnia po prostu obudziłem się i tak już było. Z początku myślałem, że to jedynie halucynacje. Bałem się iść do lekarza, gdyż obawiałem się, że zamkną mnie w psychiatryku. Postanowiłem żyć dalej tak, jakby nic się nie stało. Kumple z roboty zawsze uważali mnie za dziwoląga, więc niewielkie zmiany w zachowaniu, takie jak machinalne zatykanie nosa czy też otrzepywanie się z brudu, którego inni zauważyć nie mogli, nie robiły na nich większego wrażenia. Moi bliscy kontaktują się ze mną sporadycznie, więc jak do tej pory nie zdążyłem wzbudzić u nich większych podejrzeń.

Po pewnym czasie udało mi się rozgryźć, o co chodzi w tym całym zamieszaniu. Doszedłem do wniosku, że to, co obserwuję, jest niczym więcej jak tylko negatywną energią emitowaną przez ludzi. Choć nigdy zbytnio nie interesowałem się duchowością, magią i innymi tego typu pierdołami, to wytłumaczenie zdaje się dla mnie być jedynym sensownym. Bo niby jak inaczej wyjaśnić to, że intensywność zjawiska zależy od tego, jak wiele złych uczynków popełnia dana osoba? Od tej prawidłowości nie ma wyjątków. Najgorszy syf wylewa się z dresów, bezdomnych alkoholików, bądź też wysoko postawionych ludzi umoczonych w jakieś przekręty. Raz natknąłem się na takiego “ę,ą” w tramwaju. Jechało od niego jak z obory. Dwa tygodnie później jego zdjęcia z czarnym paskiem na oczach widniały na pierwszych stronach gazet.. Okazało się, że był to jakiś profesor uniwersytecki zaangażowany w defraudację publicznych pieniędzy.

Na początku też emitowałem całkiem spore ilości tego szlamu. Zmuszony byłem więc przeżyć wewnętrzną przemianę. Przestałem pić, oddaję sporą część pensji na cele charytatywne, nauczyłem się kontrolować swój gniew. Teraz jest już lepiej, nie duszę się tak bardzo we własnych wyziewach.

Co dziwne, nie zauważyłem, żeby istniała jakakolwiek przeciwwaga dla tej złej aury. Są po prostu ci, którzy produkują jej więcej albo mniej. Czyżby stwierdzenie św. Augustyna było prawdziwe, tyle że w odwrotną stronę? Dobro jest jedynie brakiem zła? Sam nie wiem co o tym myśleć. W głowie mam mętlik. Za dużo naczytałem się o tych wszystkich filozofach…

Piszę to chyba tylko po to, żeby nie zwariować. Papier jest dobrym powiernikiem tajemnic. Znacznie…

 

***

 

Marteen, nie będąc już dłużej w stanie walczyć z chęcią zaspokojenia potrzeby fizjologicznej, odłożył długopis, wstał od biurka i udał się do łazienki. Szybkim krokiem przemierzył niewielką kawalerkę, skorzystał z toalety i umył ręce. Wycierając dłonie spojrzał w lustro. Z wrażenia upuścił ręcznik. Na samym środku czoła, w miejscu, z którego jeszcze niedawno wyrastałem całkiem spory pryszcz, znajdowało się oko. Nieco mniejsze od dwóch pozostałych i pozbawione tęczówki.

Serce mu zadrżało. Sekundę później ten organ o mało co nie opuścił jego klatki piersiowej. Mężczyzna na swoim ramieniu poczuł czyjąś dłoń, a zwierciadło pokazywało tylko jego odbicie.

Wrzasnął na całe gardło i odwrócił się. Stał teraz twarzą w twarz z osobnikiem ubranym w długi płaszcz z kapturem. On również posiadał nadliczbowy narząd wzroku.

– Spokojnie, synu – powiedział nieznajomy. – Nic ci nie grozi. Przybyłem tu, aby zaprosić cię do wstąpienia do naszego Bractwa. Przed tobą długa droga do Oświecenia…

Koniec

Komentarze

Mam wrażenie, jakby to było niedokończone.

 Pod względem językowym dobrze, nic szczególnie drażniącego nie rzuciło mi się w oczy (ale pochłaniałem szybko, w trybie wieczornym ;) ), poza zdaniem o organie opuszczającym… Po prostu dziwnie dla mnie brzmi.

Sam pomysł nie porwał mnie na kawałki.

Pomysł ciekawy, ale zgadzam się z Lordem Vedyminem, że wygląda dopiero na początek. Skonstruowałeś bohatera, zawiązałeś akcję. Co dalej?

nie ważne => nieważne

Jadąc zatłoczonym autobusem czuje się, jakby ktoś przewoził mnie śmieciarką pełną gnijących odpadów. Niewyobrażalny smród atakuje moje nozdrza na ulicach, w fabryce, w której pracuje, w urzędach, w sklepach.

Przecinek po autobusie. Czuje czy czuję? Przy pracowaniu już na pewno zjadłeś ogonek, wszak to nie smród pracuje w fabryce…

Babska logika rządzi!

Przykro mi, ale tekst, niestety, nie wywarł na mnie żadnego wrażenia i zupełnie nie mam pojęcia, co Autor miał nadzieję nim wyrazić. :-(

Może następnym razem…

 

…jed­nak cza­sa­mi jest to po pro­stu jest to nie­unik­nio­ne… – Zbędne powtórzenie.

 

Nie ważne, czy w po­bli­żu znaj­du­je się ko­bie­ta z dziec­kiem…Nieważne, czy w po­bli­żu znaj­du­je się ko­bie­ta z dziec­kiem

 

Naj­gor­szy rynsz­tok wy­le­wa się od dre­sów, bez­dom­nych al­ko­ho­li­ków… – Jeśli coś się wylewa, to nie od czegoś/ kogoś, ale z czegoś/ kogoś.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Po lekturze w mojej głowie pojawiła się myśl: po co to przeczytałem? Więcej emocji dostarcza poranne mycie zębów… Niestety, zupełnie nie podobało mi się.

 

Pozdrawiam

Mastiff

Dziękuję wszystkim za przeczytanie i komentarze :) Błędy poprawiłem. Jeżeli zaś chodzi o samą fabułę, to  celowo "uciąłem" ja w punkcie zwrotnym – tekst z założenia miał być krótki i przedstawiać jedynie pewien koncept, jakim jest przedstawienie zła jako pojęcia duchowego w formie doznań zmysłowych.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Aby dobrze się do tego przygotować, kupiłem sprzęt warty furę kasy i obejrzałem wszystkie odcinki “Szkoły przetrwania”. Po czterech dniach wróciłem do domu głodny, zmarznięty i ostatecznie przekonany, że telewizja kłamie. ---> pośmiałem się z tego odkrycia, dokonanego dopiero po takim doświadczeniu. Bystrzacha z Marteena…

Najgorszy rynsztok wylewa się od dresów, […].  ---> Rynsztok jako taki nie wylewa się. Nie może tego czynić. Gdzieś tam na obrzeżach chyba dowolnego większego miasta znajdziesz uliczki, na których zamiast kanalizacji “pracują” rynsztoki; obejrzyj, a uwierzysz, że nie mogą się wylewać… :-)

Czyżby stwierdzenie św. Augustyna […] Za dużo naczytałem się o tych wszystkich filozofach…  ---> samo czytanie o filozofach nie czyni takich szkód, jakie stają się udziałem tych, którzy filozofom uwierzą… :-)

<> Nie da się, no nie da się, mimo dobrych chęci, zaliczyć Twojego tekstu do odkrywczych. Ale do takich, które stanowić mogą wstęp do historii o “ludziach z trzecim okiem”, z pewnością należy.

Literówkę wyłapałem: “czyje się”/ “czuję się”.

 

Ezoteryka, teozofia – witam w Bractwie. Ja tam Winckeda rozumiem: młody umysł ciągnie ku wszelakim technikom rozwoju świadomości, a lotne pióro ma potrzebę przelania tego na papier.

Wicked, w moim odczuciu – sama tematyka jest super. Pogłówkuj tylko trochę nad atrakcyjniejszymi rozwiązaniami fabularnymi. Zbyt monotonne Ci wyszło – jak kołysanka. Widzę jednak, że wciąż się rozwijasz. Tak trzymaj!

Dziękuję za komentarze Adamie i Ambroziaku. Pisząc rynsztok miałem na myśli bardziej jego zawartość niż samą infrastrukturę – wzorowałem się na potocznym okręśleniu "rynsztok leje się komuś z pyska". Z tym o filozofach zgodzę się w stu procentach :)

Literówki poprawiłem, tu niestety odbija mi się czkawką korzystanie z komunikatorów internetowych i SMSów, gdzie poprawność gramatyczna przegrywa z szybkością odpowiedzi. Będę musiał uważać na "ę" w 1.os l.poj.

Note to self: więcej akcji! :D

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Dokładnie!

Pomysł ciekawy, ale zmieniłabym tytuł z Brud na Smród, bo mimo wszystko skupiasz się najbardziej na doznaniach węchowych;) Czytając tekst, pierwsze co przyszło mi na myśl to fobia społeczna albo jakaś nerwica natręctw na punkcie czystości. Ty nadałeś temu wymiar bardziej duchowy – poznaj człowieka po jego zapachu:) Zło jako fetor i brud – ok. Szkoda, że nie rozwinąłeś tego wątku. Wydaje się jakby to był dopiero początek wszystkiego, a tu nagle koniec.

Ostatni fragment z tym okiem i bractwem jak dla mnie nie bardzo pasuje do tej historii… Nie wiem co ma piernik do wiatraka? ;)

Każdy koniec daje szansę na nowy początek...

Zgadzam się z poprzednikami, że ten tekst wygląda ledwie na wstęp do czegoś, nie jest zamkniętą całością. Masz w głowie pomysł, kim są ludzie z trojgiem oczu i czego chcą? ; ) Napisz i pokaż nam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Dzięki wiwi i joseheim! Może kiedyś, jak najdzie mnie wena twórcza to rozwinę tego szorta :) O co chodzi z Bractwem? U Maartena objawił się wyjątkowy dar i pewe tajne zgromadzenie zapragnęło,aby dołączył do nich. 

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

O co chodzi z Bractwem? U Maartena objawił się wyjątkowy dar i pewe tajne zgromadzenie zapragnęło,aby dołączył do nich. 

Czyli pomysł masz. Rozwiń go. Prawdę pisząc do ekstra nowości nie należy, ale wiadomo, że wszystko już było, więc nie ma się co przejmować, tylko przedstawić swoją wersję. Cel, metody…

[…] wzorowałem się na potocznym okręśleniu "rynsztok leje się komuś z pyska". ---> gdy mowa o języku, to tak, OK. Znamy określenia typu “rynsztokowe słownictwo, język rynsztoków”, i on może się wylewać, lać z pyska, mordy, paszczęki, ryja i tak dalej. Ale Ty nie piszesz o słownictwie, ale o zapaszkach rodem z rynsztoka, dawno nie spłukanego deszczem, więc chociaż smród jako taki może się rozlać po okolicy, to sam rynsztok nie popłynie, nie poleje się… :-) Najzwyczajniej zawinił skrót myślowy w trakcie pisania. Popraw odpowiednio i nie ma o czym dalej gadać… :-)

Trochę pomyślałem i zmnieniłem "rynsztok" na "syf". Teraz jest już lepiej? :)

Dam tekstowi chwilę odpocząć i potem spróbuję go rozwinąć.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Lepiej. Duuużo lepiej. Dzięki temu, że “syf” obejmuje znaczeniami, w które obrósł z biegiem czasu, niemalże wszystko, co brudne, paskudne, śmierdzące. Co prawda nie jestem zwolennikiem używania tego typu słów, ale przyznaję: bywają przydatne…

Daj odpocząć, tekstowi oczywiście, obmyśl, co należy obmyślić przed pisaniem, i rozszerzaj.

Powodzenia.

Dzięki! Marteen mógłby teraz zacytować klasyka: "I'll be back." ;)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Nowa Fantastyka