- Opowiadanie: Wroniec - O milenie, co strachu nie znała

O milenie, co strachu nie znała

Jest to moje pierwsze opowiadanie, które napisałem. Zostało dobrze przyjęte przez ówczesnego Redaktora, ale było zbyt krótkie na publikację.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

O milenie, co strachu nie znała

1

 

 

Czasem sny są bardziej realne od rzeczywistości, czasem nie dostrzega się różnicy między snami, a jawą. Nigdy zbyt wiele sobie nie robiłem ze snów i też nigdy nic mi się ciekawego nie wyśniło, poza zlepkiem wspomnień minionych zdarzeń. Jak bardzo się zdziwiłem historią Leny, a właściwie Mileny, takie bowiem było jej pełne imię. Opowiedziała mi ją pewnym zamglonym wieczorem, kiedy nie widać było nic poza wyciągniętą rękę, a prawda umykała gdzieś za zasłoną snu.

Byłem wtedy na wakacjach nad morzem, poznaliśmy się na plaży. Podszedłem z olejkiem do ciała, pytając bez ogródek, czy nie chce masażu. Byłem wtedy odrobinę wstawiony i być może dlatego odważyłem się odezwać, nie licząc jednak na zbyt wiele. Szczęście dotyka jednak tych, którzy najmniej się go spodziewają i ku mojemu zdziwieniu zgodziła się, najpierw na masaż, a potem na wspólny wieczór w knajpie przy mocno zakrapianym koncercie morskiego bluesa.

Milena miała bardzo wielu znajomych, niemal nie odrywała ucha od słuchawki telefonu. Mnóstwo rozmów, które tak cierpko znosiłem i zastygałem w momencie, kiedy odzywała się przebrzydła melodia jej telefonu. Rozmawiając, Milena miała zwyczaj zmieniać aranżację swojego pokoju. Przesuwała matę do ćwiczeń z jednego kąta w drugi, kwiaty wędrowały z nią, lądując w miejscach najbardziej nieoczekiwanych. Przenosiła poduszki z kanapy na fotele, czasami zaś brała się za lżejsze meble. A ponieważ miała dwa pokoje, jej dom podlegał ciągłych zmianom. Ja miałem wrażenie niestałości tego związku i przemożne uczucie, że za chwilę i mnie weźmie za rękę i zaprowadzi do przedpokoju, albo kuchni. Robiła to całkiem nieświadomie, a jedyną rzeczą których nie przestawiała, były zdjęcia jej ojca.

Tata Mileny był kapitanem statku marynarki wojennej. Ile się nasłuchałem o jej ojcu od jej koleżanki. Nie miał bym nic przeciwko niej i jej opowieściom, gdyby nie jej ciągłą, irytująca obecność przy nas. Doprawdy trudno było nam o moment, w którym zostalibyśmy sami, w ciszy niezakłócanej telefonami, ale i tak wspominam te wakacje wyjątkowo. Życie składa się momentów, które zdaje się omijać czas. Są to takie małe jednostki wieczności, które pozostają w nas na zawsze. Nie wiem czy to lato było tak wyjątkowe, czy to ja byłem tak bardzo inny, niż zwykle. A może sprawiła to Milena. Jedno jest pewne – nigdy wcześniej ani później żadna osoba nie wzbogaciła mojego życia tak bardzo, jak ona. Pamiętam jak na początku naszej znajomości siedzieliśmy przy plaży, ćmiąc beztrosko papierosy. Jej koleżanka właśnie nas opuściła, pozostawiając nas samych. Dopiero wtedy Milena uprzedziła mnie delikatnie, że jest bardzo zmienną  osobą. Spytałem, co to znaczy, lecz mi nie odpowiedziała, a ja nie dopytałem, lub stało się wtedy coś, co zmieniło tor rozmowy. W rzeczywistości jednak nie miałem wcale ochoty, by mi to wyjaśniła. Nigdy nie poznasz morza, dopóki się w nim nie zanurzysz – tak mawiała moja babka.

Milena zwykła wylegiwać się na ręczniku w upalne dni, leniwie głaszcząc się po ramieniu. Wspaniały był to widok, ale dopiero kiedy ujrzałem po raz pierwszy jak wstaje otrzepując się z piasku, dotarło do mnie z kim tak naprawdę mam do czynienia. Była smukłą blondynką o dużych, jasnych oczach, w których odbijało się całe morze. Skórę miała opaloną na brzoskwinkę, a dwuczęściowy strój zdawał się być jej użytecznym tylko po to, by mężczyźni nie wariowali zbytnio na jej widok. Jej proporcje były idealne. Piersi okrągłe i pełne, a biodra lekko zaokrąglone, naturalne dla jej młodego jeszcze wieku. Największe jednak spustoszenie czyniła we mnie wyglądem swej twarzy. Delikatne rysy rzeźbiły jej podbródek, usta i nos, aż do czoła. Kiedyś miałem w ręku monetę. Byłem wtedy jeszcze mały. Pamiętam, że na jednej ze stron umieszczony był profil pięknej kobiety. Zachwycałem się tym wizerunkiem i nosiłem go przez długi czas w kieszeni. Otóż ten profil odzwierciedlał całą jej urodę.

Lubiła się wylegiwać godzinami na plaży. Słońce lubiło ją, a ona lubiła je. Poza tym uwielbiała te wszystkie rzeczy, które dziewczyny w jej wieku robią, czyli malować sobie paznokcie, dobierać ciuszki i rozmawiać o niczym konkretnym. Miała zaledwie dwadzieścia jeden lat. Nie byłem o wiele starszy, a i tak czułem się przy niej, jak dziadek. Doprawdy trudno było za nią nadążyć.

Nie jestem zazdrosny, toteż nigdy nie obchodziło mnie, co zajmowało ją poza naszą znajomością. Pisali do niej koledzy ze szkoły, minionych wakacji i dawni przyjaciele. Była przyzwyczajona do zaczepek i zwykle na nie nie odpowiadała. Pewnego jednak dnia na jej internetowym komunikatorze pojawiła się wiadomość od nieznajomego, na którą musiała odpisać. Autor powoływał się na znajomość z jej ojcem, który według jej wiedzy pokonywał właśnie ostatnie setki mil w drodze do domu.

Skąd znasz mojego ojca? – spytała konkretnie.

Byłem kelnerem na jego przyjęciu. Opowiadał mi o Pacyfiku, a ty stałaś wtedy obok. Podawałem wam kieliszki z szampanem. – napisał tajemniczy nieznajomy.

Aha – rzekła i po dłuższej chwili tak też odpisała. Z tego co napisał, nie wynikało nic nagłego ani specjalnie ważnego. Poza tym malowała sobie właśnie paznokcie u stóp. W pamięci mignęła jej sylwetka sobie przystojnego, choć nieco przygarbionego młodzieniaszka, który obsługiwał na przyjęciu z okazji wypłynięcia w morze jej taty. Była wtedy trochę pijana i musiała mu przypadkiem dać swój namiar. Było to o tyle niedawno, że zapamiętała nawet jego imię. Nazywał się Marek. Powinien się w istocie nazywać nocny Marek. Napisał bowiem bardzo późno, po północy. Poza tym sprawiał dziwne wrażenie. Pisał ogólnikami, nie zdradzając jawnie swoich zamiarów. Nie wiedziała, czy chodzi mu o spotkanie, czy o coś innego.

Po co do mnie napisałeś – spytała wreszcie zniecierpliwiona.

Nie odpowiedział. Zamiast tego na jej komunikatorze zamigotała informacja o nowej wiadomości. To jej były chłopak zapraszał ją na spotkanie. Nie chciała się z nim spotykać, ale ponieważ śmieszyły ją ciągle jego żarty, zaczęła z nim pisać. Po piętnastu minutach odezwał się znowu Marek.

Śniłaś mi się – napisał. Wyznanie dosyć niecodzienne, a dalej pisał jeszcze dziwaczniej. – Miałaś dłuższe włosy spięte na dwa węzły i byłaś ubrana w metalową, jasną zbroję.

Że jak? – zawołała zaskoczona, po czym wróciła do poprzedniej rozmowy. Zdarzali się jej już wielbiciele, zdolni wymyślić każdą historyjkę, by się z nią spotkać, lecz takich rzeczy jeszcze nie słyszała. Potraktowała to więc, jako dobry żart i zamknęła okno rozmowy, lecz dziwny podrywacz pisał dalej.

Coś mi chciałaś powiedzieć. Naprawdę chciałem zrozumieć, ale widziałem jedynie niemy ruch twoich ust.

Nie zwracając więcej na niego uwagi Milena życzyła mu dobrej nocy, po czym obiecała swojemu byłemu chłopakowi, że kiedyś się jeszcze spotkają, a następnie zmęczona przebiegiem całego dnia, zanurkowała w pościeli, by po ledwie paru minutach zasnąć.

Nazajutrz, jak zawsze poszła do pracy. Pracowała w telemarketingu, całe osiem godzin dzwoniła do klientów z jednym i tym samym tekstem, który znała już na pamięć i przeklinała cicho w duchu. Nudziła ją ta praca, ale jak na razie nie potrafiła sobie znaleźć lepszej. Poza tym potrzebowała mnóstwo pieniędzy na fryzjera, torebki i kosmetyki. W weekendy zaś Milena normalnie chodziła na studia. Była na drugim roku historii sztuki. W czasie wakacji zaś, tego lata po pracy kilka godzin poświęcała na kartkowanie dziesiątek grubych tomisk, gdyż musiała się przygotować do drugiej tury egzaminów. Dopiero wieczorem przeważnie spotykała się ze mną. Opowiadała mi wtedy o wszystkich tanich podrywaczach, których spotkała w czasie dnia. Słuchałem tego z kołaczącym sercem, mając w pamięci okoliczności naszego spotkania. Tym razem jednak oszczędziła mi tych wynurzeń. Była w świetnym humorze, bo udało jej się zakwalifikować na rozmowę kwalifikacyjną do pracy, jako asystentka szefa biura HR. Była z tego niezmiernie dumna.

Było niezwykle gorąco pomimo wieczora. Sączyliśmy słodkie piwo i nie zawracaliśmy sobie głowy drobnostkami. Nie wspomniała mi wtedy o swojej dziwnej znajomości, bo właściwie nie było o czym opowiadać. Miała tysiące innych spraw, które bez reszty ją pochłaniały, a ja byłem jej wieczorną słodkością, wiśniowym deserem, który połykała łapczywie. Kosztowaliśmy się nawzajem, lecz jest to dość oględne stwierdzenie. W rzeczywistości bowiem parzyliśmy się, jak dwa koty na rozgrzanym dachu.

Milena nie zdążyła jeszcze odetchnąć po tym jak od niej wyszedłem, kiedy Marek znów się odezwał.

Śniłaś mi się znów – napisał.

Widząc otrzymaną wiadomość, Milena poczuła znużenie, a potem wściekłość. Z pasją uderzyła w klawisze klawiatury, chcąc jak najszybciej pozbyć się intruza.

Co tym razem?

Nie śmiej się ze mnie. Nie jestem wariatem.

Trudno mi w to uwierzyć. O co chodzi? Miałam zbroję i walczyłam z dzikusami?

Prawie zgadłaś, ale nie do końca. Walczyłaś z kimś, ale nie wiem kto to był, wyglądali na dzikich na pewno, ale nie byli to ludzie. Wyglądali na mutantów, widziałem twój miecz. Nazywałaś go Ostrzem Opierunku.

Co ty powiesz?

Ale nie to jest najważniejsze. Skupiłem się tobie, na tym jak zwinnie się poruszasz i z jaką odwagą stawiasz czoła groźnym bestiom, a nie zauważyłem, że walczycie na morzu. Dopiero potem to do mnie dotarło, kiedy spostrzegłem, że potwory wyłaniały się z wody, coraz to nowe, a była ich może z setka.

Nigdy mnie nikt w ten sposób nie podrywał. To nawet zabawne – pomyślała.

Walczyłaś dzielnie, ale potworów ciągle przybywało. Krzyknęłaś coś w ogniu walki, ale nic nie zdołałem usłyszeć.

Dość na dziś – odpisała mu – Dobranoc.

Zakończyła tą pozbawioną sensu – jak jej się zdawało – paplaninę i zadzwoniła do mnie. Nie miała jednak zamiaru się skarżyć na nocnych natrętów.

Przyjedź do mnie – rzekła, a ja przyjechałem.

Noc była księżycowa, powietrze naelektryzowane. Niewielu tej nocy tak naprawdę spało, a ja cieszyłem się z każdej chwili, którą spędzaliśmy razem. Przywiozłem wino i zakąski, które zjedliśmy przy świecach. Zadbałem o to by było romantycznie, choć mam wrażenie, że ona wcale o to nie dbała.

 

 

 

2

 

 

Następnego dnia zjedliśmy śniadanie i każde z nas poszło, jak zwykle w swoją stronę. Ja próbowałem nauczyć się żeglować, a ona udawała że pracuje. Byłem wtedy na łódce, starając się nią manewrować w porcie, kiedy zadzwoniła do mnie.

Po raz pierwszy usłyszałem, jak załamuje jej się głos. Mówiła bez ładu i składu. Zrozumiałem jedynie tyle, że na morzu był sztorm i jej ojciec miał wypadek. Wybiegła z pracy bez słowa i czym prędzej pognała do Centrum Ratownictwa Morskiego. Powiedzieli jej, że olbrzymia fala zmyła ze statku jej ojca i dopiero po paru godzinach udało się go wyłowić. Pogrążony w śpiączce, leciał helikopterem do szpitala.

Kim ty jesteś? – napisała drżącymi rękami na klawiaturze do Marka, lecz nie otrzymała odpowiedzi. Cały dzień kazał jej na siebie czekać. Dopiero późnym wieczorem leżąc bezwładnie na łóżku, usłyszała dźwięk przychodzącej wiadomości.

Nie jestem chyba nikim szczególnym – odpowiedział. Wyczuła jego droczący się ton i gdyby tylko stał obok, otrzymałby potężny policzek. Nerwowo, powstrzymując emocje spytała:

Czy wczoraj też ci się śniłam?

Tak – odpisał po chwili milczenia.

Przez głowę przebiegły jej setki myśli. Co ten szaraczek sobie wyobraża? Że będzie nią z nią tanio pogrywał? Wystarczyła chwila, by się z nim rozprawić!… Ale jeśli rzeczywiście coś wie, jeśli jego sny nie są żartem? Jeśli mógłby jej jakoś pomóc? Zdrowy rozsądek wygrał w niej w końcu i odezwała się do niego, jakby nic się nie stało:

Co tym razem stworzyła twoja wyobraźnia?

Hm, od czego tu zacząć. Mówiłem ci, że walczyłaś na morzu, lecz bestii było zbyt wiele. Wciągnęły cię w odmęty wody, lecz twój miecz ciął tam równie skutecznie. Walczyłaś więc z nimi w głębinach, tak jakbyś nie musiała nabierać powietrza.

Milenę przebiegł nieprzyjemny dreszcz, lecz drążyła dalej.

Śniło ci się coś jeszcze?

Nie, ostatnio nie mam zbyt wiele czasu na sen. Tak wiele się dzieje – napisał, wysyłając jej na koniec uśmiech.

Jak on śmie! Czyżby coś wiedział? Nie, nie byłby aż taki bezczelny. Inaczej znalazłabym go i… nie ręczę za siebie.

Zakończyła bez słowa rozmowę, gdyż nagle zadzwonił telefon, że jej ojciec został przetransportowany do szpitala. Pobiegła tam i siedziała przy nim długo w nadziei, że otworzy oczy. Lecz stan kapitana nie ulegał zmianie. Ze łzami w oczach żegnała mnie na peronie, bo mój urlop się skończył i musiałem wracać do siebie. Pamiętam, jak prosiła, żebym nie odjeżdżał. Stała mi się wtedy znacznie bliższa i po raz pierwszy poczułem się potrzebny. Nie wysiadłem jednak z pociągu – na tyle starczyło mi instynktu samozachowawczego. Serce jednak miałem rozdarte, a powrót do beznadziejnej pracy wcale mnie nie pocieszał. Wracałem na południe i jeszcze w pociągu tęskniłem do zapachu morza, do nagłych porywów wiatru i tęskniłem do niej.

W ciągu kolejnych dni Milena każdą wolną chwilę przeznaczała na pobyt w szpitalu. Przed zaśnięciem dzwoniła do mnie i jak dawniej opowiadała mi swój dzień. Nie mówiła mi o swoich zmartwieniach, lecz ton jej głosu dopowiadał resztę. Zauważyłem też, że wraz ze smutkiem, była jak nigdy wcześniej skłonna do przyjacielskiej rozmowy. Gadaliśmy o wszystkim długimi godzinami i pierwszy raz to ja zacząłem kończyć rozmowy. Łudziłem się też, że zaczęło jej na mnie zależeć i łapałem się na tym, że tworzę oczami wyobraźni nasze wspólne plany.

Smutna Milena poszła na umówioną tydzień wcześniej rozmowę kwalifikacyjną i wygrała ją bez wysiłku. Nie ucieszyło to ją jednak wcale. Tymczasem nocny Marek, o którym nawet mi nie wspomniała, odezwał się ponownie.

Śpisz?

Zdenerwowała się. Była pierwsza w nocy, a on do niej pisał, jak gdyby nigdy nic.

O co chodzi? – wystukała na klawiszach i przeklęła ze złością że nie może mu tego krzyknąć prosto w oczy.

Pamiętasz te sny o których ci pisałem?

Jak mogłabym zapomnieć.

Jest wreszcie jakiś ciąg dalszy. Śniłaś mi się znowu.

Nie umiałam się już doczekać – zadrwiła, choć w jej słowach kryło się ziarno prawdy.

To było, jak oniryczne olśnienie. Okazało się, że bestiami, z którymi walczyłaś, były wielkie fale. Przecinałaś je jedna za drugą, tak długo, aż udało ci się wydostać na spokojne wody. Gdybyś tylko mogła się zobaczyć w tej zbroi i z mieczem. Było na nim coś wygrawerowane…

Nie obchodzi mnie, jak wyglądał. Czy było coś jeszcze?

Nie, to już chyba wszystko.

Lena opadła na krzesło zrezygnowana. Jej ojciec był w śpiączce od dwóch tygodni. Lekarze rozkładali ręce.

Poczekaj, przypomniałem sobie! – napisał Marek. – Na końcu przemówiłaś do mnie, a ja pierwszy raz usłyszałem. Może było już spokojne, a ty powiedziałaś: Człowiek z gór.

Człowiek z gór, co to może znaczyć? – zastanowiła się dziewczyna.

Nie wiem. To co, może się umówimy?

Nie bardzo.

Ehh… Przynajmniej spróbowałem.

Była druga w nocy, spałem już wtedy twardo I dopiero za trzecim razem obudził mnie telefon Mileny.

Mieszkasz w górach prawda?

Na Górnym Śląsku.

To musisz być ty.

Hm. Niech będzie – uśmiechnąłem się z zadowoleniem, cokolwiek miały znaczyć jej słowa.

Musisz przyjechać do mnie.

Bardzo chętnie, a kiedy?

Natychmiast.

Hm, to trochę kłopotliwe, bo widzisz, jest środek tygodnia. Pracuję, mam swoje obowiązki tutaj. Może gdybym wiedział.

Albo teraz albo wcale – rzekła twardo, kończąc negocjacje. Po krótkim namyśle ubrałem spodnie, wsiadłem do auta i korzystając z ciemności nocy pojechałem do niej. Czarne zaś niebo usiane było tysiącem gwiazd.

 

 

 

 

3

 

 

Przyjechałem nad ranem, naciskałem bowiem mocno pedał gazu, by nie zasnąć po drodze. Im więcej walczyłem z sennością, tym szybciej się zbliżałem, aż wreszcie zastał mnie świt.

Czekała na mnie pod swoim domem, a kiedy wyszedłem, żeby ją ucałować, bez zbędnych wstępów wytłumaczyła mi moje zadanie.

Poszliśmy do szpitala i dopiero wtedy ujrzałem obiekt opowieści jej przyjaciółki. Pamiętam jego twarz, skupioną, jakby właśnie łowił wieloryba. Głębokie bruzdy rysowały jego surową, naznaczoną długim pobytem na morzu twarz. Ręce spoczywały wzdłuż tułowia nieruchomo, tak jak całe ciało. Oddychał spokojnie i miarowo, niewzruszony zamieszaniem, gdyż obok uwijały się pielęgniarki wokół przywiezionego właśnie rybaka, któremu maszyna do wyciągania sieci złamała szczękę.

Milena podeszła bliżej ojca i kiwnęła mi bym do niej dołączył. Nie wiedziałem tak naprawdę, co mam właściwie zrobić. Nie powiedziała mi dotąd o Marku i jego dziwnych snach. Jednak to co zrobiła później sprawiło, że zrobiło mi się cieplej na duszy i odetchnąłem, jakbym wrócił do domu, po długiej podróży.

Masz, przywiozłam ci go tak jak chciałeś. Spójrz tato – rzekła cicho, a widząc że nic się nie stało, zalała poduszkę łzami. Chwyciłem ją za rękę i pociągnąłem do siebie. Wtuliła się we mnie, jak małe dziecko i tak już została, by następnie osunąć się bezwładnie na moje kolana.

Postanowiłem zostać u niej kilka dni, dopóki nie ochłonie. Pomagałem jej w codziennych obowiązkach i mówiłem co ma robić, żeby nie myślała o ojcu… Kogo ja chcę oszukać!? Tak naprawdę spełniałem każdą jej zachciankę w nadziei, że wdzięczność przechyli szalę jej uczuć w moją stronę. W rzeczywistości byłem jej przytulanką, a co gorsza się na to godziłem. Były jednak też i momenty, kiedy pozwalała mi zapomnieć, jak bardzo jestem od niej zależny. Siedzieliśmy wtedy razem na kanapie i jakby nigdy nic, cieszyliśmy się swoją obecnością. Ja oglądałem telewizję, Milena robiła obiad, a potem się kochaliśmy.

Po kilku dniach ojciec Mileny się przebudził. Słysząc tą wiadomość, rzuciła mi się na szyję, a zaraz potem pobiegła do szpitala. I kiedy wszystko zaczęło wracać do normy, niespełniony podrywacz odezwał się znowu.

Nie wiem dlaczego, ale śniłaś mi się znowu. Tym razem nic nie zagłuszało twojego głosu. Słyszałem cię wyraźnie. Krzyknęłaś do mnie, że chcesz ofiary.

Rozumiem – odrzekła Milena i traktując tym razem całą sprawę jak najbardziej serio postanowiła, że wreszcie pozna mnie z Markiem. Co więcej, postanowiła, że prześpię się u niego jedną noc. Powiedziała mi przy tym jedynie część prawdy.

Wiesz, Marek robi prace naukową o przystosowaniu do nowych warunków mieszkaniowych. Czy mógłbyś spędzić u niego jedną noc?

Przyjechałem pod jego dom wieczorem, przygotowany dosłownie na wszystko. Doprawdy mało wtedy rzeczy mogło mnie wprawić w zdumienie.

Wszedłem do mieszkania dzięki kluczom, które mi wręczył. W całym domu było ciasno i wilgotno, dlatego ucieszyłem się z własnego pragmatyzmu. Wziąłem bowiem ze sobą śpiwór w razie, gdyby nie było na czym spać. Położyłem się na – jak się zdawało – jego łóżku i chcąc mieć to czym prędzej z głowy, zapiąłem zamek śpiwora pod samą szyję i już po chwili ogarnął mnie błogi sen. Kiedy zaś rankiem się otworzyłem na powrót oczy, rzeczywistość stanęła wobec mnie niczym nierozsupłany worek pełen zagadek. Śniła mi się Lena, a jakże! Miała na sobie zbroję, złotą, wytłaczaną, która błyszczała w promieniach onirycznego Słońca. Nosiła miecz o pięknym grawerowanym ostrzu, niezwykle ostrym, jak się wydawało. Stała wysoko nade mną i spoglądała spokojnie, jak zwycięzca. Na szczęście nie użyła miecza, widać bawiło ją moje położenie w tym śnie. Najbardziej jednak utkwiła mi w pamięci siła, jaką dysponowała ta smukła, młoda dziewczyna. Nic nie powiedziała, lecz wyraz jej twarzy mówił jasno, że nic dla niej nie znaczę. Kpiła ze mnie bezlitośnie, a ja kuliłem się jak mały robak.

Otwarłem lodówkę i wygrzebałem po dłuższych poszukiwaniach coś, co nadawało się do zjedzenia. Zrobiłem kawę w niedomytym kubku i tkwiłem potem nad nim próbując zebrać wszystkie fakty. Zastanawiało mnie, do czego miało służyć moje doświadczenie. Czy przeszedłem pomyślnie próbę, czy się sprawdziłem, i w końcu – skoro ja spałem tu, to gdzie do cholery spał Marek?!

Uprzedzając moje domysły, zachrobotał zamek i do mieszkania wpełzł wolno jego właściciel. Wyszedłem mu na spotkanie szykując się, by spytać go o wiele rzeczy. Coś mi nie pasowało w zachowaniu tych dwojga – jego i samej Mileny. Kiedy go jednak zobaczyłem, nie miałem ochoty już pytać o nic. Oczy miał podkrążone i zapadłe, a twarz zszarzałą. Wlókł nogi za sobą i wydawał się być jeszcze bardziej zgarbiony niż wcześniej. Minął mnie bez słowa i osunął się na krzesło.

Parę dni później Milena dała mi kosza, nie podając żadnej przyczyny. Wściekły wróciłem na Śląsk i zacząłem szukać nowej pracy. Poprzednią bowiem straciłem na skutek przedłużającej się nieobecności. Wracałem tamtego roku nad morze jeszcze kilkakrotnie, a przypadkiem spotkałem ją późną jesienią, kiedy przechadzała się po molu. Co dziwne do chwili tamtego spotkania, poruszałem się jakby w jakimś amoku, jakbym śnił. W istocie nie byłem świadom, po co wracałem nad morze, dopóki jej nie ujrzałem. Usiedliśmy wtedy, jak kiedyś, przy plaży i machając nogami roztrząsaliśmy najważniejsze sprawy wszechświata. Opowiedziała mi też o snach i o Marku, który podobno zaciągnął się do marynarki. Morze cichło wraz z nadchodzącym wieczorem. Gasły światła, zapalały się latarnie, a wiatr niósł każdą tajemnicę między fale.

Koniec

Komentarze

Opowiadanie jest kiepsko przemyślane. Błędy logiczne i potknięcia stylistyczne, powtórzenia. Fabuła rozwlekła i niezbyt ciekawa. Niektóre fragmenty trochę lepsze, ale całość mało interesująca. Ani narrator, ani druga bohaterka, ani “nocny Marek”, niczym mnie nie zainteresowali. Niemniej, jeżeli to debiut, to wiele autorowi można wybaczyć. Pozdrawiam.

A te zbroje i miecze w portalowych opowiadaniach, to istna epidemia.

przykłady, przykłady!… Strasznie ignorancki komentarz z Twojej strony, nie dziękuję!

 

Zainteresowało mnie na tyle, że przeczytałam do końca – to na plus. Ale obawiam się, że nie zrozumiałam zakończenia. Spodziewałam się rozwiązania tajemnicy, a tymczasem wydarzenia robią wrażenie nieco jakby przypadkowych. Ale skoro to debiut, to spodziewam się, że następny tekst będzie dużo lepszy i bardziej przemyślany, początki zawsze są pod górę…

 

Pewnym problemem, do przemyślenia, jest też narracja. Generalnie historię opowiada chłopak, ale pewne fragmenty robią wrażenie “widzianych oczami” Mileny. Robi to wrażenie niekonsekwencji. Oczywiście chłopak może znać wydarzenia, zreferowane mu przez dziewczynę – ale wtedy snute przez niego opisy nie byłyby aż tak szczegółowe, prawda?

 

Masz rację odnosnie narracji. Nie zauważyłem tego. Przemyślę sobie jeszcze raz to opowiadanie, choć niczego większego z tego nie będzie. Bardzo się cieszę, że opowiadanie ląduje tutaj, po dobrych kilku latach “zimowania”. Jednym słowem dziękuję za uczciwy komentarz, a nie wylewanie szamba na głowę. za takie komentarze jak mojego od dziś “wielkiego przyjaciela” ryszarda powinno sie dawac naprawdę długiego bana.

Jeśli chodzi o zakończenie, to pozostało ono mgliste, tak jak sen, tak jak chciałem. 

Autorze.

Twoje zadufanie i brak umiejętności przyjmowania krytyki sprawi ci w przyszłości wiele kłopotów. Opowiadanie jest takie jakie jest, a Twoje obrażanie się jest po prostu dziecinne. Pozdrawiam życzliwie, darując Ci ten arogancki ton.

Przykłady…

Okej.

Opowiedziała mi ją pewnym zamglonym wieczorem…

Trochę nie tak z odmianą. Powinno raczej być: Pewnego zamglonego wieczoru/wieczora…

 

Ile się nasłuchałem o jej ojcu od jej koleżanki. Nie miałbym nic przeciwko niej i jej opowieściom, gdyby nie jej ciągła, irytująca obecność...

Ile razy można walnąć jej w dwóch zdaniach?

 

Największe jednak spustoszenie czyniła we mnie wyglądem swej twarzy.

O kurde. Ja rozumiem, że to komplement miał być, ale brzmi jak najgorszy horror…

 

W pamięci mignęła jej sylwetka sobie przystojnego…

Po co niby to sobie ?

 

Udało jej się zakwalifikować na rozmowę kwalifikacyjną…

No, to wiadomo.

 

W rzeczywistości parzyliśmy się jak dwa koty na rozgrzanym dachu…

Ale co spowodowało te poparzenia u Mileny i Narratora?

 

Siedzieliśmy wtedy na kanapie i jakby nigdy nic cieszyliśmy się swoją obecnością. Ja oglądałem telewizję, a Milena robiła obiad…

To jak duża była ta kanapa? Wielofunkcyjna jakś…

 

Wtedy zaś rankiem się otworzyłem na powrót oczy…

Po co się?

 

Rzeczywistość stanęła wobec mnie nierozsupłanym workiem tajemnic…

A tu to Cię zdrowo poniosło…

 

To tylko nieliczne kwiatki, Drogi Autorze. Brak czasu nie pozwala mi na wyłuszczenie wszystkich. Co do treści… Lubię moment opisujący niestałość, niedookreślenie i roztrzepanie Mileny, ten, w którym wciąż przemeblowuje mieszkanie. To naprawdę niezłe. A końcówka… Rozumiem, że narrator został puszczony w trąbę przez MIlenkę, która wolała egzaltowanego niby – poetę. A potem poeta olał ją. Cacy, fajna obyczajówka, ale gdzie tu fantastyka?

O popapranej narracji pisała już Smuga, więc nie będę powtarzał.

Reasumując, Drogi Autorze, opowiadanie nienajlepsze. Ale twierdzisz, że pierwsze, więc wszystko przed Tobą. Masz niezłe podstawy, reszta to tylko kwestia pracy i doświadczenia.

Pozdrawiam.

 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Skoro to debiut, to faktycznie można wybaczyć to i owo. Moje zarzuty: bardzo płytcy bohaterowie: dziunia, której głównym hobby jest opalanie, malowanie paznokci i paplanie o niczym przez telefon oraz facet, którego kręci, że ma przy boku młodą i ładną dziunię. Naprawdę, losy takiej parki nijak mnie nie obeszły. Aha, jeszcze trzeci, który wyrywa lasię przez komunikator. Ciekawszą postacią mógł być ojciec – ale istnieje tylko jako tło. Drugi zarzut: język. Pełen powtórzeń i dziwnych łamańców, czasem wychodziły z tego całkiem zabawne rzeczy, jak np:

“Największe jednak spustoszenie czyniła we mnie wyglądem swej twarzy. Delikatne rysy rzeźbiły jej podbródek, usta i nos, aż do czoła.“ – zwizualizowałam to sobie z grubsza w ten sposób i wcale się nie dziwię, że poczyniła w narratorze spustoszenie; albo:

“W rzeczywistości bowiem parzyliśmy się, jak dwa koty na rozgrzanym dachu.“ – faktycznie, na rozgrzanym dachu można się oparzyć, aczkolwiek mam wrażenie, że temu narratorowi chodziło o coś innego :p

“Po krótkim namyśle ubrałem spodnie, wsiadłem do auta i korzystając z ciemności nocy pojechałem do niej.“ – spodniom było zimno, że trzeba je ubierać? Bohater pojechał do nocy czy do ciemności?

Jeśli chodzi o samą fabułę, to powtórzę za poprzednikami – nieprzemyślana i niewiele z niej wynika. Brakuje napięcia.

No dobrze, dziękuję za wnikliwą analizę thargone i Bellatrix. Dziękuję szczególnie za poświęcony czas, wezmę sobie do serca wasze wskazowki. Pozdrawiam!

chyba Cie pogieło koles

Ojej, jak nieładnie :( My tu tak do siebie mie piszemy, drogi Wrońcu. Ryszardowi należą się przeprosiny.

https://www.martakrajewska.eu

Przeczytałam opowiadanie i miałam zamiar napisać merytoryczny komentarz na jego temat, jednak zacytowana wyżej przez Krajemartę wypowiedź sprawiła, że straciłam na to ochotę. Szkoda poświęcać czas na pomoc dla człowieka, który zachowuje się w podobny sposób.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

chyba Cie pogieło koles

Mój drogi, jeżeli masz zamiar tak zwracać się do ludzi na tym portalu, to obawiam się, że możemy Cię niedługo pożegnać. Potraktuj to jako ostrzeżenie.

 

EDIT: A wszystkich pozostałych komentujących uprasza się o zgłaszanie takich komentarzy moderatorom.

 

EDIT2: A obu panów uprasza się o odpuszczenie dalszej dyskusji :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Opowiadanie zostało napisane w sposób, delikatnie mówiąc, utrudniający lekturę.

Ponieważ o niedostatkach napisali już wcześniej komentujący, na tym poprzestanę, bo nie chcę narażać się Autorowi.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Domagam się Beryl jakiejś notki dot. ryszarda, ja uważam jego wpisy za zwykłe trolowanie. Zostałem przez niego nazwany zadufanym w sobie. Czy to nie jest zwykłe obrażanie?? a teraz jestem też chamem, choć niczym sobie na to nie zasłużyłem. a w kwestii samego opowiadania to w skrócie zostało ono ocenione przez ówczesnego redaktora prozy polskiej, Macieja Parowskiego jako obiecujące.

Dj Jajko, zwany również djem, Jajkiem, Przewielebną Żółtobliwością, Żółtopłomiennym Jajem Turlającym Się Na Kurhanach Opowiadaniach Swoich Użytkowników, po zapoznaniu się z powyższym tematem stwierdza, co następuje:

  1. Odblokowuję temat ale proszę, abyście w dyskusji trzymali się tematu opowiadania.
  2.  W komentarzu ostatnim dokonuję subtelnej edycji (nie cytuje się korespondencji oraz nie wsadza kija w oko (kij powinien być z małej litery lub wcześniej powinna być kropka).
  3. Oznajmiam, że nie będzie notek dot. ryszarda (nie, jego wpis nie jest trolowaiem).
  4. Oznajmiam, że tak samo będę tępić agresywne, prowokacyjne komentarze autora tekstu jak i agresywne, prowokacyjne, trollujące i inne, wiadomo jakie.
  5. Na koniec oczywista oczywistość – szanujcie się, kuźwa, przecież to proste. Piszcie, oceniajcie, chwalcie i krytykujcie – macie do tego prawo (a jak już trolujecie to z wdziękiem :)

Tyle ode mnie :)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

A żeby nie było – przeczytałem.

Na plus oniryczny klimat, pochrzaniona narracja (kto jest narratorem miesza się ciekawie).

Na plus minus historia, której zakończenia nie załapałem (chyba nie tylko ja).

Na minus (uwaga, będzie krytyka!) kiepski styl, czasem wstawiane na siłę pretensjonalne zdania, które klimatu nie budują (vide niebo pełne gwiazd), ale nad tym akurat da się popracować.

 

Zgadza się – opowiadanie ma potencjał, żeby po solidnym przeredagowaniu być dobrym debiutem portalowym.

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Hmmm. Można to uznać za zwykłą obyczajówkę i to z mało interesującymi bohaterami (spodobał mi się opis Belli). Coś tam się fantastycznego pojawia, są jakieś przebłyski, ale w końcu ich nie wyjaśniasz. To wcale nie jest niemożliwe, że ludziom śni się znajoma dziewczyna. Choćby nawet i w zbroi. Ale co z tego wynika?

Zdziwiło mnie, że fala może tak po prostu zmyć kapitana statku. Ale nie znam się, może i on szarpie za liny razem z majtkami, zamiast siedzieć na mostku kapitańskim…

Może było już spokojne, a ty powiedziałaś: Człowiek z gór.

Ojjj. Paskudny ortograf.

Po krótkim namyśle ubrałem spodnie,

Ubrań się nie ubiera.

Dlaczego wskazane błędy jeszcze nie są poprawione?

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka