- Opowiadanie: feron - Wyobraźnia

Wyobraźnia

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Wyobraźnia

,,Na każdego czyha wymysł jego własnej wyobraźni.”

Sir Hugh Seymour Walpole

 

 

 

– Tylko nie oddalaj się zbytnio Jessie – krzyknęła Sandra do córki. – I nie podchodź zbyt blisko wody, żebyś nie zamoczyła bucików.

– Dobrze mamusiu – odpowiedziała uśmiechnięta dziewczynka i pobiegła przed siebie, po deptaku, wzdłuż kamienistej plaży Southampton River.

Czteroletnia Jessica uwielbiała popołudniowe spacery. Biegała wzdłuż linii wody i wypatrywała kamieni o dziwnych kształtach. Miała ich w domu całą kolekcję.

– Patrz mamo, ten wygląda jak głowa myszki Mickey!- zawołała uśmiechnięta dziewczynka i podbiegła do mamy, aby pokazać, najnowsze znalezisko. Wokół jej nóg radośnie biegał basset Georg. Ukochany pupil Jessici.

– No rzeczywiście, jak głowa Mickiego, kochanie. Będzie świetnie pasował do twojej kolekcji. – Dziewczynka podała mamie kamień, który zniknął w czeluściach torebki.

Jak zwykle o tej porze roku, deptak był gęsto zaludniony. Przechodnie napawali się wspaniałym, czerwonym, lipcowym zachodem słońca. Wesoło podźwiękujące dzwonki, przejeżdżających rowerów i śmiechy dzieci dopełniały idyllicznego krajobrazu.

Typowe letnie popołudnie na Woolston.

– Uważaj na rowery Jessie, nie biegaj po całej ścieżce – zawołała Sandra. Dziewczynka jednak zdawała się nie słyszeć wołania mamy i pobiegła na koniec deptaka, gdzie rosły stare cisy.

– Mamo, mamo chodź zobacz, ile na tym drzewie ktoś zawiesił maskotek. – Dziewczynka nie mogła oderwać wzroku od pluszowych zabawek, wiszących na gałęziach drzewa.

– Musisz to zobaczyć mamusiu – wołała dziewczynka. – Nie uwierzysz, ktoś obwiesił drzewo maskotkami. Chodź zobacz, są tu wszyscy: Kubuś Puchatek, Prosiaczek, a tam wisi Papa Smerf.

Sandra podbiegła do córki i popatrzyła na leciwy cis.

– O czym ty mówisz córeczko? – zapytała. – Nic tutaj nie ma.

– Jak to mamusiu, nie widzisz ich? Są na prawie każdej gałęzi. – Dziewczynka uniosła rączkę wskazała palcem gałąź najbliżej mamy.

– Patrz, o tam, wisi Prosiaczek, a zaraz obok Smerfetka.

– Daj spokój Jessie, przestań się naigrywać z mamy.

– Ja się nie naigrowuje mamusiu. Są wszędzie, zobacz…

Dziewczynka spuściła głowę i ze smutkiem popatrzyła na swoje zielone tenisówki.

– Nie wiem dlaczego ich nie widzisz mamusiu.

– Daj już spokój Jessie, wracamy do domu. Georg już się niecierpliwi i marzy o swoim wieczornym posiłku.

Pies szczeknął, jakby rozumiał co powiedziała Sandra.

Matka wzięła dziewczynkę za rękę i odciągnęła od drzewa. Jessica popatrzyła jeszcze raz na cis udekorowany maskotkami, niczym świąteczna choinka bombkami.

,,Nie słuchaj jej Jessie, zostań jeszcze chwilkę, to coś ci opowiem” – szepnęło drzewo.

– Mamo, to drzewo do mnie mówi! – zawołała dziewczynka. – Prosi żebym została jeszcze chwilkę, to coś mi opowie. Mogę mamo? Proszę.

Georg szczeknął groźnie w stronę starego cisu.

– Kochanie, drzewa nie mówią i nie rosną na nich maskotki. To tylko twoja wyobraźnia która chyba troszkę wymyka ci się z pod kontroli kochanie. – Sandra pogłaskała córkę po głowie.

– Co to jest wyobraźnia mamo?

– Opowiem ci w domu, a teraz daj już spokój temu drzewu i chodź wracamy.

,,Wróć do mnie Jessie, to coś ci pokaże” – szepnęło ponownie drzewo, a dziewczynka skinęła głową i posłała uśmiech w stronę cisu.

Wrócę na pewno – pomyślała i odeszła z mamą w stronę domu.

Słońce już do połowy schowało się za widnokręgiem. Deptak się przeludnił i zostali już na nim tylko najwytrwalsi spacerowicze. Dotarły do domu po około dwudziestu minutach. Pies przez całą drogę powrotną, odbiegał do przodu i zatrzymywał się odwracając głowę w stronę Sandry, jak by chciał się upewnić że jego towarzyszki za nim podążają.

Po powrocie, Jessica pobiegła na górę, do swojego pokoju, ze swoim nowym kamieniem do kolekcji, a Sandra przygotowała kolację.

– Za chwilę kolacja, kochanie – zawołała z kuchni Sandra. – Umyj rączki i schodź na dół kochanie. Tata zaraz powinien wrócić z pracy.

– Dobrze, mamusiu – odkrzyknęła córka.

Kiedy Jessica zeszła na dół, do jadalni, Sandra zaczynała właśnie podawać posiłek.

– Tatuś właśnie dzwonił że stoi w korku, na Itchen Bridge. Pewnie zaraz będzie. Umyłaś raczki?

– Tak, mamusiu – odparła dziewczynka.

– Na pewno? Nie słyszałam żebyś odkręcała wodę w łazience.

– Tak naprawdę nie umyłam, ale mam czyste mamusiu.

– Jazda myć łapki do łazienki brudasku. Wiesz co się dzieje z dziećmi, które nie myją rączek przed jedzeniem.

-Tak wiem mamusiu. Już idę. – Jessie wstała od stołu i pobiegła do łazienki. W tym samym momencie, na podjazd przed dom, wjechał samochód Stephena. Sandra poszła otworzyć mężowi drzwi.

– Witaj, kochanie – przywitał ją Steve.

– Cześć, skarbie. – Pocałowała go w policzek i oboje weszli do domu.

– Cześć, tato! – zawołała Jessie i podbiegła do ojca, rzucając mu się w ramiona.

– Cześć, moja stokrotko. – Stephen złapał ją i okręcili się dookoła. – Pozwól mi się tylko ogarnąć córeczko i zaraz opowiesz mi przy kolacji, jak ci minął dzień. – Ojciec postawił córkę na podłodze i poczochrał jej blond włosy.

– Dobrze tatusiu. A mam ci coś superaśnie ciekawego do opowiedzenia. Prawda mamusiu? – Dziewczynka popatrzyła na stojącą obok Sandrę. Matka uśmiechnęła się do niej, spojrzała na męża i puściła mu oczko.

Kiedy wszyscy siedzieli już przy stole, a George leżał znudzony pod, oczekując na resztki z kolacji, Stephen zapytał:

– A więc jak ci minął dzień w przedszkolu Jessie.

– Świetnie tato, dzisiaj bawiliśmy się w chowanego na placu zabaw. Tym który przypomina ruiny zamku. Ja schowałam się w fosie pod kładka, i nikt mnie nie mógł znaleźć.

– Spryciulka z ciebie, Jessie.

– A pani Dewey powiedziała, że w piątek zabierze nas do Victoria Park.

– No to świetnie. Mam nadzieję, że pogoda nie pokrzyżuje wam planów.

– Ma być pogodnie – wtrąciła Sandra i nałożyła mężowi na talerz pieczonych ziemniaków.

– A wiesz tatusiu, dzisiaj na spacerze z mamą i Georgem, widziałam czarodziejskie drzewo. Rosły na nim maskotki.

Stephen spojrzał pytająco na żonę, a ta odpowiedziała mu uśmiechem, przewracając przy tym zabawnie oczami.

– Chodzi jej o ten stary cis, rosnący na końcu deptaka. Nasza córka widziała na nim maskotki.

– Tak tatusiu, widziałam tam cała gromadę z Puchatkiem i Prosiaczkiem na czele.

– Może jakieś dzieciaki dla zabawy, obwiesiły drzewo pluszakami – odpowiedział ojciec – może już nie chciały się nimi bawić i zamiast wyrzucać je do śmieci, udekorowały nimi drzewo.

– Nie wiem kto to zrobił tato, ale mama powiedziała, że to moja wyobraźnia, i że ona ich nie widzi.

– Ach rozumiem – odpowiedział Stephen i popatrzył porozumiewawczo na żonę.

– Czy wyobraźnia to jest coś co ja mam, a mama nie i dlatego nie widziała pluszaków? – Dziewczynka popatrzyła na ojca pełnymi ciekawości, niebieskimi oczami.

– Nie kochanie, wyobraźnia to jest coś co każdy ma, tylko czasem ona podpowiada nam obrazy , które niekoniecznie są realne i prawdziwe.

-Więc moja wyobraźnia jest inna niż mamy? – zapytała Jessie. – Czy dlatego mam nie widziała maskotek?

– Czasami tak jest, że dorośli nie widzą swoją wyobraźnią tego wszystkiego, co widzą dzieci.

– Czy ja kiedyś też przestane je widzieć, tatusiu?

– Na pewno nie, ale pod warunkiem, że będziesz grzeczną dziewczynka i będziesz pamiętała, żeby zawsze myć ząbki przed snem.

– Dobrze, tatusiu. Jessica zeskoczyła z krzesła i podbiegła do schodów prowadzących na górę do łazienki.

– Mam nadzieję, że moja wyobraźnia nigdy nie oślepnie, tak jak wyobraźnia mamy – zawołała dziewczynka i wbiegła po schodach, zostawiając na dole śmiejących się rodziców.

Sandra wyniosła brudne naczynia, po zjedzonej kolacji, do kuchni i włożyła je do zmywarki. Wróciła do salonu i usiadła mężowi na kolanach.

– A jak minął twój dzień, kochanie? – zapytała.

– Strasznie mi się dłużyło. Ale pocieszam się, że to już prawie koniec tygodnia i spędzimy razem super weekend.

Popatrzył na żonę i pocałował ją w policzek. Oddała mu pocałunek w usta.

– Poczytam Jessie na dobranoc i widzimy się w sypialni ok? – zapytał.

– Jak będziesz wychodził z jej pokoju, upewnij się że na pewno śpi.

Stephen popatrzył na żonę pytająco.

– Może zaczniemy dzisiaj pracować nad braciszkiem, dla naszej córeczki? – zapytała nieśmiało Sandra i popatrzyła na męża z uśmiechem. Stephen przytulił ją i pocałował w czoło. Siedzieli chwilę w milczeniu, delektując się miłością, której słodki zapach, niemal dało się wyczuć w powietrzu.

Idąc na górę, Stephen krzyczał, że nadciąga potwór z bagien, który porywa małe dziewczynki, zwłaszcza te, które zapomniały umyć zęby przed snem. Odpowiedział mu cichy śmiech dziewczynki, dobiegający z jej pokoju.

Była środa wieczorem i nim wszyscy zasnęli, nikt nie pamiętał już o drzewie na którym Jessie widziała wiszące maskotki.

Nikt z wyjątkiem dziewczynki.

 

Następnego dnia rano, Sandra odwiozła córkę do przedszkola.

– Obiorę cię tak jak zwykle kochanie – krzyknęła do Jessie, która pobiegła już do grupki bawiących się na placu zabaw dzieci. Dziewczynka odwróciła się tylko i pomachała matce na pożegnanie. Sandra odmachała jej i posłała całusa, którego Jessica złapała i udała, że chowa do kieszonki w bluzeczce.

Najlepszą koleżanką Jessie, była o rok starsza Ann. Dziewczynki nie rozstawały się na sekundę. Tego ranka, najważniejszą nowinką, było oczywiście czarodziejskie drzewo. Ann patrzyła z szeroko otwartymi oczami na Jessicę, kiedy ta opowiadała o magicznym drzewie, które widziała wczoraj na spacerze.

– Jeśli jutro pójdziemy do Victoria Park, to pokażę ci to drzewo, Ann. Na pewno będziemy koło niego przechodzić.

– Już nie mogę się doczekać – odparła zafascynowana dziewczynka. – Myślisz że ja zobaczę te wszystkie maskotki, których nie widzi twoja mama?

– Pewnie że tak. Mój tata powiedział, że dorośli mają ślepą wyobraźnię i są rzeczy, które tylko dzieci mogą widzieć. I tak właśnie jest z tymi maskotkami.

– To superaśnie, Jessie – uradowała się Ann, złapała swoja przyjaciółkę za rękę i dziewczynki pobiegły się bawić.

Sandra odebrała Jessie ze szkoły o szesnastej i pojechały razem na drobne zakupy.

– Czy dzisiaj możemy pójść na deptak mamo? – zapytała Jessie kiedy wracały już do domu. – Chcę zobaczyć jeszcze raz to drzewo.

– Możemy, kochanie – odparła Sandra i uśmiechnęła się do córki.

– A wiesz mamo, powiedziałam o tym drzewie Ann. Ona bardzo chce je zobaczyć. Powiedziałam jej, że może jak będziemy jutro szli do Viktorii to jej pokaże.

– W porządku, tylko nie oddalajcie się same od grupy, a najlepiej dajcie pani Dewey znać że chcecie podejść do tego drzewa.

– Ok, mamusiu. Zapytam panią Dewey czy mogę pokazać Ann moje magiczne drzewo.

Sandra zaparkowała Jeepa na podjeździe i obie, zabrawszy zakupy, weszły do domu. Na progu przywitała ich szczera, acz wiecznie smutna, morda basseta. Jessica uklęknęła przed psem i podrapała go za uszami. Georg położył się przed nią i po chwili pieszczot, przeturlał na grzbiet, okazując w ten sposób pełne zaufanie do swojej małej właścicielki.

– Daj mi dziesięć minut Jessie. Rozpakuje zakupy, zmienię ubranie na coś wygodniejszego i możemy iść, zobaczyć to twoje drzewo.

Matka i córka, szły powoli deptakiem, a dookoła biegał szczęśliwy Georg, merdając ogonem i poszczekując co chwila, na przelatujące obok jego oślinionej mordy motyle. Rzeka była spokojna, a jej fale delikatnie muskały brzeg. W powietrzu czuć było delikatny zapach glonów.

Sandra co chwilę rzucała psu piłkę, którą on niestrudzenie aportował. Jessica zdawała się jednak nie zwracać uwagi na psa, który przyniósł jej sflaczałą, obślinioną piłkę tenisową.

– Rzuć mu ją do wody Jessie – zdopingowała ją matka. – Niech trochę popływa. W taką pogodę wyschnie nim wrócimy do domu.

Jessica rzuciła psu piłkę do wody, ale zupełnie nie była zainteresowana obserwowaniem zdolności pływackich jej pupila. Widziała już w oddali, rozłożyste gałęzie cisu. Popatrzyła na mamę, a ta skinieniem głowy, dała jej znak, że dziewczynka może pobiec już do upragnionego celu swojego spaceru.

Jessica pobiegła do drzewa i stanęła pod nim, obserwując wiszące na nim maskotki.

„ Widzę że jednak wróciłaś, podobają ci się moje ozdoby?” – zapytało drzewo.

– Tak, bardzo. – odpowiedziała dziewczynka – Większość to moi ulubieni bohaterowie kreskówek.

– Z kim ty rozmawiasz, córeczko? – zapytała Sandra podchodząc do  Jessie.

-To drzewo pyta mi się czy podobają mi się jego maskotki. – odpowiedziała niewinnie dziewczynka.

– Daj spokój córeczko, nie przesadzaj. – skarciła córkę Sandra – W maskotki które tylko ty widzisz, mogę jeszcze uwierzyć, ale w to, że to drzewo mówi do ciebie, to już przesada.

Dziewczynka posmutniała i spuściła głowę. Sandrze zrobiło się żal córki. W końcu wybujała wyobraźnia dziecka, to nie powód aby go za to skarcić.

– Ej mała, nie smuć się. Wiesz dobrze że drzewa nie mówią. Jesteś już dużą dziewczynką.

– To mówi, mamusiu – Jessica spojrzała na matkę – może ty go nie słyszysz, bo twoja wyobraźnia jest ślepa…i głucha na dodatek.

Sandra uśmiechnęła się i pogłaskała córkę po głowie.

– Cóż, pewnie masz rację Jessie. Jestem już za stara na mówiące drzewa, obwieszone maskotkami. Chodźmy już do domu.

– Dobrze, mamusiu – odparła dziewczynka ze smutkiem w głosie i spojrzała w stronę starego drzewa.

 

Piątek zaczął się lekką mżawka, ale około jedenastej dzień rozbłysnął słońcem. Grupa Jessie, jak obiecała wychowawczyni, wybrała się do Victoria Park.

– Już nie mogę się doczekać, aż pokaże ci moje drzewo. – powiedziała Jessie do Ann – Strasznie jestem ciekawa, czy ty zobaczysz te wszystkie maskotki.

– Na pewno wygląda świetnie. – odpowiedziała jej przyjaciółka.

Klasa przeszła deptakiem wzdłuż Southampton River. Tym samym zresztą, którym prawie co dnia spacerowała Jessie z mamą i psem. Dzieci przysiadały co chwile na ławkach, gęsto rozsianych przy deptaku. Każda z ławek upamiętniała zasłużonego mieszkańca miasta. Niektóre miały kształt liści inne rozciągniętego na wietrze żagla. Pani Dewey, opiekunka grupy co chwilę pokrzykiwała na dzieci, aby nie rozchodziły się i nie oddalały zbytnio.

– Jest tam, na końcu. Widzisz? – Jessie wskazała palcem rosnący na końcu deptaka cis.

– O jejku. Jest ogromny! – Oczy Ann rozszerzyły się z zachwytu.

– Mówiłam ci, że to nie jest zwykłe drzewo. – Odparła z dumą w głosie Jessica – Poczekaj aż zobaczysz je z bliska.

Dziewczynki pobiegły w stronę drzewa trzymając się za rączki. Kiedy dobiegły do starego cisu, Ann stanęła zdumiona pod jego gałęziami.

– Gdzie niby są te maskotki Jessie?

– Jak to gdzie? Jest ich pełno na gałęziach. Popatrz, tam wisi Prosiaczek, a tam osiołek. – Dziewczynka wskazywała palcem raz na lewo raz na prawo.

– Nic tu nie ma Jessie. To tylko stare drzewo, jakich setki w okolicy. Nie mogę uwierzyć, że dałam się nabrać.

– Nie wymyśliłam tego! – krzyknęła Jessie i popatrzyła ze złością na swoją przyjaciółkę. – Może twoja wyobraźnia też jest ślepa, jak wyobraźnia mojej mamy.

– Sama jesteś ślepa! I kłamczucha na dodatek. Rozpowiem wszystkim że wymyślasz historię o magicznym drzewie, i wszyscy będą się z ciebie śmiać.

Ann odwróciła się w stronę nadchodzącej grupy dzieci. Jessie stała zasmucona i jednocześnie zła, pod drzewem.

– Dlaczego ona nie widzi twoich ozdób? – zapytała drzewo.

,, Nie widzi ich bo, nie chce ich widzieć.” – Odszepnął cis.

– Teraz rozpowie wszystkim że zmyślam i będę pośmiewiskiem. To wszystko przez ciebie.

Dziewczynka popatrzyła na drzewo z wyrzutem. Konary i gałęzie drzewa zaskrzypiały, jakby poruszone gwałtownym powiewem wiatru. Nagle z pnia cisu wystrzeliła w stronę Jessie, para rąk. Złapały one dziewczynkę, uniosły wysoko nad ziemię i posadziły na jednym z konarów drzewa.

Dzieciaki z grupy Jessie podbiegły do drzewa i stały pod nim z otwartymi buziami. Obserwowały co dzieje się z ich koleżanka i zastanawiały w jaki sposób zdołała się wspiąć tak wysoko.

Do grupki dzieci dołączyła panie Dewey.

– Natychmiast schodź z tego drzewa Jessie!- krzyknęła. Co ty wyprawiasz dziecko, chcesz spaść i zrobić sobie krzywdę?

– To drzewo mnie tutaj posadziło proszę pani. Nie mogę zejść bo trzymają mnie jego ręce.

– Ona kłamie – wtrąciła się Ann – mówi że to czarodziejskie drzewo. Podobno jest obwieszone maskotkami, które tylko ona widzi. To kłamczucha!

Dzieci wybuchły śmiechem, pokazując palcami na Jessie.

– Kłamczucha – zawołał któryś z chłopców.

Jessie rozpłakała się. Ręce które wyrosły z pnia drzewa, przytuliły ją bardziej.

– Widzisz co się dzieje? – zapytała przez łzy – Śmieją się teraz ze mnie.

,, Chcesz żeby przestali?” –  zapytało drzewo.

– Tak! – odkrzyknęła zła na swoich przyjaciół Jessie.

Kiedy to powiedziała, z pnia i konarów drzewa wystrzeliły dziesiątki rąk, zakończonych ostrymi jak żyletki szponami. Dłonie łapały dzieci i rozrywały ich małe ciałka na kawałki. Te które próbowały uciekać, odbiegały na kilka metrów i zostawały złapane, przez wystrzeliwujące spod ziemi korzenie drzewa. Korzenie wciągały krzyczące dzieci pod ziemie.

Jessie siedziała na gałęzi i obserwowała to wszystko z przerażeniem.

– Nie, nie! Przestań już proszę!

,,Już nie będą się z ciebie śmiali”

,,Nigdy”

– Chcę ich z powrotem – powiedziała dziewczynka. Nie chciałam żebyś ich zabijało. Już wolę żeby się ze mnie śmiali.

,, Już za późno” – odpowiedziało drzewo, a na jego gałęziach zaczęły się pojawiać maskotki. – ,, Teraz już wiesz skąd mam te wszystkie ozdoby” – drzewo zaśmiało się skrzypliwym głosem. – ,,Jedna dziecięca dusza – jedna maskotka”

Jessie patrzyła na pojawiające się obok niej maskotki. Do jej oczu napłynęły łzy. To wszystko moi przyjaciele – pomyślała. Zginęli bo ja widzę więcej niż oni.

– Chcesz moją duszę drzewo? – zapytała dziewczynka.

– ,,Hmm…twoja jest szczególnie cenna bo widzi więcej. Widzisz dziecko, stoję tutaj już ponad sto lat. Codziennie mijają mnie setki osób, nikt jednak nie widzi tego co ty zobaczyłaś. Raz na kilkanaście lat, trafia się ktoś taki jak ty. Widzisz, wyobraźnia jest wspaniałą rzeczą, ale może być też przekleństwem. Jeśli chcesz ofiarować mi swoją duszę, chętnie ja przyjmę. Dołączysz do swoich przyjaciół i będziesz wisiała na jednej z gałęzi, obok reszty. Sama przekonasz się jak niewielu ludzi zatrzymuje się, aby popatrzeć na to, co ty zobaczyłaś.

– Zabierz mnie do moich przyjaciół – powiedziała Jessie.

Ręce które dźwignęły ja na konar, na którym siedziała, ponownie uniosły ja w górę i wciągnęły do wnętrza drzewa.

Jessie wstrzymała oddech, a po chwili zobaczyła zielone, jaskrawe światło. Zrobiło jej się gorąco, a potem zapadła ciemność.

 

 

 

Daily Mail 25.08.2014

Policja ciągle nie natrafiła na żadne ślady, związane z tajemniczym zaginięciem grupy dzieci, z przedszkola pod wezwaniem św. Patryka. Ostatni raz dzieci, wraz z opiekunką były widziane na deptaku wzdłuż Southampton River. Jeśli ktokolwiek posiada jakiekolwiek informacje, na temat zaginionych dzieci, policja Hampshire, oraz zrozpaczeni rodzice proszą o kontakt, z najbliższym komisariatem policji.

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

– Patrz mamo, ten wygląda jak głowa muszki Mickey!

Miało być “myszki”.

– No rzeczywiście, jak głowa Mickiego kochanie. Będzie świetnie pasował do twojej kolekcji. Dziewczynka podała mamie kamień, który zniknął w czeluściach torebki.

Zaznaczone zdanie oddziel od dialogu.

– Mamo, mamo chodź zobacz, ile na tym drzewie ktoś zawiesił maskotek. Dziewczynka nie mogła oderwać wzroku od pluszowych zabawek, wiszących na gałęziach drzewa.

To samo. Przejrzyj tekst pod tym względem, bo trochę tego jest.

– Mamo, to drzewo do mnie mówi!

Brak przecinka. 

– Za chwile kolacja, kochanie

Literówka i brak przecinka. Zwróć uwagę, że przed tym jak się do kogoś zwracamy, używając jego imienia, stawiamy przecinek. Popraw tyle, ile znajdziesz.

– Tak, mamusiu – odparła dziewczynka.

– Na pewno? Nie słyszałam żebyś odkręcała wodę w łazience.

– Tak naprawdę nie umyłam, ale mam czyste mamusiu.

Brak przecinka. Ale odpowiedź dziewczynki mi się podoba ; )

– Witaj, Kochanie – przywitał ją Steve.

Brak przecinka.

– No to świetnie. Mam nadzieję, że pogoda nie pokrzyżuje wam planów.

Brak przecinka.

Nie mogę ków.uwierzyć że dałam się nabrać.

Kiedy to powiedziała, z pnia i konarów drzewa wystrzeliły dzieciątki rąk

Co dziennie mijają mnie setki osób

Interpunkcja trochę kuleje. 

Sama koncepcja nawet interesująca; początkowo nie podejrzewałem, że to drzewo będzie elementem grozy, chociaż zdawałem sobie sprawę, że musi mieć kluczowe znaczenie dla całości. Pomysł z maskotkami symbolizującymi “pożarte” dzieci – na plus. I ciekawa próba ukazania świata oczami dziecka. 

 

Pospieszyłeś się. Pewnie bardzo chciałeś już dojść do końca i mieć z głowy, co nie?

Nie nawiązałem kontaktu z ofiarą. Ot, ktoś zrobił dzieciom kuku, no i?

Fabuła jest dobra. Prosta, z elementem niezrozumiałym, ze środowiskiem, które ostatecznie zachowuje się inaczej niż by się czytelnikowi wydawało – jest twist i niedopowiedzenie.

Ale… nie budujesz atmosfery. Gonisz bez opamiętania. Tam nie ma za dużo refleksji. Nie ma głębokiej osobowości. Fabuły by starczyło na powieść, szczególnie na horror. Widzę tu potencjał na 2x dłuższe opko. Przynajmniej.

A tak są dialogi – skupiam się na śledzeniu dialogów i kolejnych czynnościach, a nie “polubieniu” postaci. Sam zabieg obsadzenia dziecka w roli ofiary jest trafiony i dużo załatwia z marszu, ale gdybyś w tym miejscu umieścił nie grupę dzieci, a worek kartofli, to czy byłbyś w stanie wykrzesać jakiekolwiek poczucie niepewności i zagrożenia?

Horror jest odporny na pompowanie. Dialogi już masz, teraz wystarczy dodać kilka klasycznych elementów. Może być bardzo soczysty klasyczny horror. Teraz to raczej scenariusz filmu. Nie spiesz się tak.

"Białka były czerwone, a źrenice większe niż całe oczodoły"

Bardzo dużo błędów interpunkcyjnych i w zapisie dialogów, mam wrażenie, że im dalej, tym więcej. Brakuje też kilku ogonków. Wygląda, jakbyś tego tekstu nie sprawdził przed opublikowaniem.

Fabuła jak fabuła, ani lepsza, ani gorsza od innych. Co nie jest zarzutem, bo gdyby odpowiednio zbudować atmosferę, to mógłby wyjść ciekawe, klasyczne opowiadanie grozy. Tylko że – moim zdaniem – napięcia zbudować się nie udało. Przeczytałam bez znużenia, nawet zainteresowana, do czego to prowadzi, ale dreszczyku nie poczułam. Skonstruowałeś taką słodką rodzinkę, która zwraca się do siebie okrągłymi zdaniami, zabawnie przewraca oczkami, przesyła sobie całuski. Dziewczynka jest skonstruowana w porządku (zastanawiam się tylko, czy czterolatka, która sama sobie myje zęby, wkrótce nie pozostanie bez nich – ale to detal) jednak cała rodzina balansuje mniej więcej na jej poziomie. To – w tym przypadku – zabiło jakąkolwiek grozę.

I rzeczywiście – to, czego tu brakuje przede wszystkim – to właśnie nastrój grozy.

Hej.Masz bardzo dużo powtórzeń w zdaniach, sama często popełniem ten błąd. Parę innych też się wkradło, ale musisz poczekać na opinie bardziej doświadczonych kolegów. Horror to moja ulubiona forma, za to duży plus. Trochę przesłodzony obraz rodzinki. Pomysł z drzewem bardzo mi się podobał, do momentu, dopóki nie zaczęło mordować, nagle opis stał się mało straszny. Gadu, gadu, pitu, pitu,  a w międzyczasie drzewko kroi dzieciaczki. Zdaję sobię sprawę, jak trudno jest wiarygodnie opisać takie sceny, dlatego  ogólnie oceniam opowiadanie na plus, pozdrawiam.

Jeżu kolczasty, jak to wygląda… Składnia, interpunkcja, zapis dialogów, literówki – co kto chce. Autorze, chyba prosto z klawiatury to puściłeś na portal… Tak trudno przeczytać powoli, słowo za słowem, poprawić błędy, które zawsze się wkradają?

Pomysł podobał mi się. Fakt, że dreszczy lektura nie wywołuje, że bliższe to bajce z morałem niż horrorowi, ale nie zmienia to faktu, że opowiadanie – pod warunkiem pominięcia błędów – jest niezłe. A gdyby tak lepsza była konstrukcja postaci…

Dziękuję za wszystkie komentarze. Biję się w pierś, gdyż jestem strasznym niecierpliwcem i swoje teksty wrzucam, często bez choć by szybkiej redakcji. Postaram się to zwalczyć, gdyż wiem że tekst po leżakowaniu nabiera innego wydźwięku i człowiek więcej błędów w nim dostrzega. Interpunkcja to mój najgorszy koszmar ale staram się z nim walczyć. Jak widać na razie z miernym skutkiem. Tym bardziej dziękuję więc AdamKB, że pomimo najeżonego kolcami tekstu dotarłeś do końca. Dziękuję też domkowi za pokazanie mi błędów, oraz wszystkim innym którzy przeczytali mój tekst.

Pozdrawiam.

Ach, gdyby to opowiadanie było jeszcze dobrze napisane…

Zrobiłam łapankę, ale nie bardzo wiem po co, bo mam wrażenie Feronie, że jesteś nie tylko niecierpliwy, ale także leniwy, skoro jeszcze nie poprawiłeś błędów dotychczas wskazanych.

 

…pod­bie­gła do mamy, aby po­ka­zać jej naj­now­sze zna­le­zi­sko. Wokół jej nóg ra­do­śnie bie­gał bas­set Georg. Jej uko­cha­ny pies. – Nadmiar zaimków.

 

Witaj Ko­cha­nie – przy­wi­tał ją Steve.Witaj, ko­cha­nie – przy­wi­tał ją Steve.

 

Po­zwól mi się tylko się ogar­nąć có­recz­ko… – Może: Po­zwól mi trochę się ogar­nąć, có­recz­ko

 

Sie­dzie­li chwi­le w mil­cze­niu, de­lek­tu­jąc się mi­ło­ścią… – Literówka.

 

Wcho­dząc po scho­dach na górę, Ste­phen krzy­czał że nad­cią­ga po­twór z ba­gien… – Masło maślane. Czy mógł wchodzić po schodach na dół? ;-)

Proponuję: Idąc na górę, Ste­phen krzy­czał, że nad­cią­ga po­twór z ba­gien

 

San­dra od­ma­cha­ła jej i po­sła­ła ca­łu­sa, któ­re­go Jes­si­ca za­pa­ła – Literówka.

 

Ann pa­trzy­ła sze­ro­ko otwar­ty­mi ocza­mi na Jes­si­ceAnn pa­trzy­ła sze­ro­ko otwar­ty­mi ocza­mi na Jes­si­cę

 

San­dra za­par­ko­wa­ła Jeepa na pod­jeź­dzie, wzię­ła torbę z za­ku­pa­mi i obie we­szły do domu. –Torba, mimo że wyładowana zakupami, dała radę samodzielnie wejść do domu? ;-)

Proponuję: San­dra za­par­ko­wa­ła jeepa na pod­jeź­dzie i obie, zabrawszy zakupy, we­szły do domu.

 

…przy­niósł jej sfla­cza­łą, ob­śli­nio­ną piłkę te­ni­so­wa. – Literówka.

 

…nie była za­in­te­re­so­wa­na ob­ser­wo­wa­niem he­ro­icz­nej walki psa z fa­la­mi rzeki. – Nie wydaje mi się, by pies heroicznie walczył z falami, ponieważ przed chwilą napisałeś: Rzeka była spo­koj­na, a jej fale de­li­kat­nie mu­ska­ły brzeg.

 

„ Widzę że jed­nak wró­ci­łaś” szep­nę­ło drze­wo. „ Po­do­ba­ją ci się moje ozdo­by?” – Otworzywszy cudzysłów, nie robimy spacji.

Ten błąd powtarza się także w dalszym ciągu opowiadania.

 

W końcu wy­bu­ja­ła wy­obraź­nia dziec­ka, to nie powód aby go za to skar­cić. – W końcu wy­bu­ja­ła wy­obraź­nia dziec­ka, to nie powód, aby je za to skar­cić.

 

Klasa Jes­sie, jak obie­ca­ła na­uczy­ciel­ka, wy­bra­ła się do Vic­to­ria Park”. – Wcześniej pisałeś: Na­stęp­ne­go dnia rano, San­dra od­wio­zła córkę do przed­szko­la. Wydaje mi się, że w przedszkolach nie ma klas, ani nauczycielek. W przedszkolach są chyba grupy i wychowawczynie.

 

Dzie­ci przy­sia­da­ły co chwi­le na ław­kach… – Literówka.

 

Po­cze­kaj aż zo­ba­czysz go z bli­ska. – Dziewczynka mówi o drzewie, więc: Po­cze­kaj, aż zo­ba­czysz je z bli­ska.

 

…zo­sta­wa­ły zła­pa­ne, przez wy­strze­li­wu­ją­ce z pod ziemi ko­rze­nie drze­wa. – …zo­sta­wa­ły zła­pa­ne przez wy­strze­li­wu­ją­ce spod ziemi ko­rze­nie drze­wa.

 

…ale może być tez prze­kleń­stwem. – Literówka.

 

Sama prze­ko­nasz się jak nie wielu ludzi za­trzy­mu­je się… – Sama prze­ko­nasz się jak niewielu ludzi za­trzy­mu­je się…

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przepraszam za opieszałość, ale natłok zajęć w pracy opóźnił edycję mojego tekstu. Dziękuję regulatorzy, za dokładną ,,łapankę” i pomoc w redakcji. Mam nadzieję, że po naniesieniu Twoich i domka sugestii, tekst stał się bardziej przejrzysty i łatwiejszy w odbiorze.

Jeszcze raz przepraszam za małe opóźnienie w naniesieniu poprawek.

Pozdrawiam.

Cieszę się, że mogłam pomóc i zdopingować do naniesienia poprawek. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jeszcze raz dziękuję za pomoc regulatorzy .

Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka