- Opowiadanie: Fasoletti - Hit or Shit (bizarro)

Hit or Shit (bizarro)

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Hit or Shit (bizarro)

Siedzę w korytarzu wypełnionym kompletnymi pojebusami, zastanawiając się co ja tu do jasnej ciasnej robię? No dobra, doskonale wiem z jakiego powodu przyjechałem na ten zasrany casting. I dam wam dobrą radę. Jak już jesteście nawaleni w sztok i myślicie, że jednym pstryknięciem palców możecie zawojować świat, trzepnijcie się lepiej porządnie w makówę, idźcie do domu, puśćcie pawia i połóżcie się spać. W żadnym wypadku nie pozwólcie, tak jak ja, wkręcić się w jakiekolwiek debilne zakłady. Mądry Polak po szkodzie, kurwa…

Spode łba zerkam na sporych rozmiarów ekran wiszący tuż obok drzwi prowadzących na scenę. Dzięki niemu mogę umilić sobie czas obserwowaniem co też interesującego zaprezentują poprzedzający mnie uczestnicy.

Rozpoczyna się program. Najpierw czołówka rodem z amerykańskich show. Zza czerwonej kurtyny wynurza się wielki płonący napis „Hit or Shit”, w tle tnie kaprawa muzyczka, a po chwili za długim stołem przykrytym obrusem z flagą USA siadają członkowie jury. Prezenter w obszytym kolorowymi cekinami fraku przedstawia ich krzykliwym głosem. Boże, co za porażka!

Pierwszy z jurorów to Edzio Pedzio, ubrany w jakieś badziewne fatałaszki gej znany z tego, że kiedyś marzył o stosunku z Freddym Mercurym, a raz Elton John przypadkiem charknął mu prosto w gębę podczas koncertu. Od tamtej pory Edzio nie mył twarzy i z dumą nosi tę żelę zaschniętą na czole.

Drugim oceniającym jest Wojtacha de Łuszczyca. Ponoć piosenkarz, jednak nikt nigdy nie słyszał żadnej jego piosenki. Krążą plotki, że gra na gitarze, ale jak raz dali mu kobzę, to o mało nie udusił się strunami. Nie wiadomo, jak to zrobił, bo przecież kobza nie ma strun. Podczas wizyty królowej Elżbiety II w Polsce przypadkowo nadepnął jej na buta, a kiedy zrugała go oburzona, odparł: „Weź nie pierdol, bejbe!”. Po tym incydencie przez dwa dni królował na głównych stronach portali plotkarskich.

Trzecia jurorka, Nadina Leszcz, to znana osobistość w Gruzji. Promowała tam nasz kraj, czym rozwiązała problem nielegalnych imigrantów. Po kilku jej występach już nikt nie chciał tu uciekać. Do tego gdy Celin Dion śpiewała w Polsce, Nadina wypucowała jej buty. Gwiazda szczyci się też sukcesami za oceanem. Jedna z jej piosenek jest regularnie puszczana członkom organizacji terrorystycznych podczas przesłuchań w Guantanamo. Podobno jeszcze żaden nie przetrwał tej tortury.

Po prezentacji jurorów, zza kurtyny wybiega pierwszy uczestnik. Chudy jak szczapa, nieogolony i brudny. Pcha przed sobą sklepowy wózek wypełniony hamburgerami, hot-dogami, kebabami oraz masą innego śmieciowego żarcia. Z kieszeni potarganej flanelowej koszuli wystaje litrowa butelka wódki.

– Jak masz na imię, mój drogi, uci puci? – pyta Edzio Pedzio, wykonując dłonią gest zwany „wiotkim nadgarstkiem”.

– Roman – odpowiada facet, po czym zabiera się za pałaszowanie fast foodów.

Dosłownie wpycha w siebie to żarcie, połyka bez gryzienia, aż jego brzuch puchnie jak u kobiety z przenoszoną ciążą. Po opróżnieniu wózka zapija wszystko gorzałą. Osusza flaszkę jednym haustem. Publika szaleje, oniemiali z zachwytu ludzie klaszczą na stojąco, wyją i wiwatują. Ale to nie koniec przedstawienia. Roman zaczyna się krztusić, ślinić i charkać. Oczy wychodzą mu z orbit, twarz przybiera kolor zgniłej zieleni, bebech faluje. W końcu puszcza obfitego pawia. Rzygi, nim rozbryzgują się na podłodze, przybierają masę różnorakich kształtów – lew, samochód, smok, penis we wzwodzie. Roman znów przypomina wychudzonego menela. Kłania się nisko i w oczekiwaniu na werdykt beka kilkakrotnie.

– Pięknie. Wszystko pięknie – zaczyna Wojtacha – ale to chyba troszkę za mało. Szukamy tu ludzi naprawdę WYJĄTKOWYCH. Ale oczywiście nie skreślamy nikogo. Czy mógłbyś się rozebrać do naga i wytarzać w tych rzygach?

Romek bez szemrania wykonuje polecenie. Zrzuca z siebie ciuchy i wskakuje w kałużę wymiocin. Oblepiony niestrawionym żarciem turla się, robi fikołki, orzełki, pajacyki. Nad jurorami zapalają się trzy ogromne, zielone litery:

 

HIT

Uradowany Roman zbiega ze sceny, znacząc drogę cuchnącymi resztkami jedzenia.

Publika żegna go gromkimi brawami.

Po Romanie swoje talenty prezentuje coś, przedstawiające się jako Tomololo. Chyba hermafrodyta, bo kiedy opuszcza spodnie, pod penisem w stanie wzwodu ukazuje się ociekająca sokami wagina. Tomololo wpycha sobie fiuta w piczę i jedzie z samogwałtem. Wśród jęków, stęków, ochów i achów stawia pod siebie twardego kloca. Stopami rozdziela go na kawałki, rozpoczyna żonglerkę. Wywija nogami z niesamowitą prędkością, a brązowe bobki ze świstem przecinają powietrze. Wraz ze spustem we własną cipę sprawia, że spadające kulki gówna układają się w piramidkę.

Publika klaszcze, piszczy i wyje. Na ich twarzach maluje się bezgraniczny zachwyt. Nina ucisza tłum i zabiera głos.

– Podobało mi się niesamowicie, ale tradycją programu „Hit or Shit” jest, że musisz dostać jakieś zadanie. Czy mogłobyś zmasturbować się tym stolcem?

Tomololo prosi o kawałek sznurka. Ktoś z obsługi programu przynosi grubą dratwę i hermafrodyta nawleka na nią bobki jak koraliki. Następnie wpycha sobie to improwizowane „narzędzie rozkoszy” do pochwy. Wkłada je i wyciąga, wkłada i wyciąga, a gówno rozpuszcza się pod wpływem ciepła oraz tarcia, spływa po udach i pośladkach. Gdy kulki nikną całkowicie, ciałem Tomololo wstrząsa spazmatyczny skurcz. Nad każdym z jurorów zapala się napis:

 

HIT

 

Trzeci występ jest dosyć krótki. Młody chłopaczek, na pozór wyglądający normalnie, wbiega na scenę i bez słowa dokonuje rytuału seppuku plastikowym nożem. Zajmuje mu to trochę czasu, bo skóra nie daje się łatwo przeciąć, w końcu jednak wywleka sobie z brzucha jelita, owija wokół ciała, a potem pada zemdlony albo martwy. Trudno powiedzieć, bo dwóch gości z ekipy natychmiast wynosi go za kulisy. Ale, co dziwne, jury zapala zielone światełka.

– Nieźle, zaskoczył nas całkowicie. Jebnął nam tym popisem prosto w twarz. Jeśli przeżyje, chcielibyśmy widzieć go w kolejnym etapie – uzasadnia tę decyzję Wojtacha.

Nadchodzi moja kolej. Jestem zdenerwowany, drżę, nogi uginają się pode mną. Kurwa, co ja tutaj robię? No dobra, wszyscy wiemy…

Staję przed komisją, a oni wpatrują się we mnie świdrującym spojrzeniem.

– Jak masz na imię, ptaszynko? – pyta Edzio Pedzio.

– Karol – bąkam.

– A co nam zaprezentujesz?

Szlag. I co teraz? Zakład w sumie nie przewidywał występu. Miałem tu tylko być, wyjść na scenę, pokazać się. Ale może zaświrować? Zrobić coś z jajem? Ale co?

Publika milczy. Jurorzy milczą. Ja milczę. W tle słychać narastającą muzykę.

– W zasadzie, to ja lubię czytać… – bąkam niepewnie. – Dużo czytać. Fantastyki, książek naukowych, reportaży o ludziach. Próbuję też pisać, mogę kawałek zacytować. Co państwo na to?

Na widowni rozlega się przeciągłe buczenie, ogłuszające gwizdy. Pojawiają się ręce z kciukami skierowanymi w dół. Jurorzy nadal milczą. Nad ich głowami zapalają się trzy czerwone napisy:

 

SHIT

 

Umieram, przywalony krowim łajnem zrzuconym ze zbiornika zamontowanego pod stropem.

Koniec

Komentarze

Możemy ukraść Hit/Kit na GOREktyw? Do promo Olsztyńskich Dni Fantastyki. :)

Świetna puenta. Bardzo kontrastuje ze stylistyką reszty tekstu.

"Białka były czerwone, a źrenice większe niż całe oczodoły"

Nie zachwyciło mnie, ale końcówka nadaje całości wyrazu. 

Dzikowy, bierzcie, nie ma problemu :D

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Niesmaczne, obsceniczne, chore i przekraczające wszelkie granice.

A jednak doczytałem do końca. Gdyserwowałeś tak popaprany opis, że już myślałem, że nie da się go przebić, ty… go przebijałeś.

Sam nie wiem, czy to plus…

 

Finał trochę ratuje tekst, ale to nie jest “literatura” dla każdego. Prosty, a bywa, że i prostacki ze mnie gość, ale to chyba mnie przerosło.

Choć przyznam, że szalonej wybraźni ci nie brak. Może, by wykorzystać ją w jakimś wartościowszym tekście?

 

Pozdrawiam!

 

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

A ja swoje opowiadanka o Fryderyku Frączku śmiałam nazwać bizarro/ wymiękam, nigdy w życiu czegoś takiego nie napiszę, nie mówiąc o wymyśleniu.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Bemik, bizarro jest trudne, bo cholernie trudno “odpłynąć”. Najłatwiej uchwycić się nie jednego absurdalnego elementu, ale dwóch, które do siebie nie pasują. No i nie przejmować się, że ktoś może się obrazić. :)

"Białka były czerwone, a źrenice większe niż całe oczodoły"

Dzikowy, generalnie nie mam problemów z odpłynięciem, tyle że moje wody są czyściutkie, a Karola (Fasa) brudne jak ścieki z fekaliami.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Nawet nie wiesz, jak bardzo. :D

Ale bizarro nie musi być wulgarno-fekalne. Owszem, to ułatwia, ale bez sensownej historii i bohaterów się nie obroni. Są miłośnicy makabry, którzy pastwią się nad bohaterami, aż się porzygać można… z nudów. Tutaj masz twist. Grzeczniejsze wykonanie a’la Topor lub Lem nadal by się broniło.

"Białka były czerwone, a źrenice większe niż całe oczodoły"

Wiem, wiem, ale odnoszę wrażenie, że jeśli nie jest wulgarno-fekalne, to musi być makabryczne do bólu. A mnie się po prostu zdawało, że aby napisać bizarro wystarczy, żeby było dziwnie!

Nie wiem, czy czytałeś mojego Fryderyka Frączka – wydawało mi się właśnie, że to można uznać za bizarro, bo jest dziwnie, acz z sensem. Dlatego nazwałam to softbizarro, bo nie pasuje do tych wyżej wymienionych “norm”.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Rzucę gałką, gdy tylko skończę szorcika na konkurs, ok? ;)

"Białka były czerwone, a źrenice większe niż całe oczodoły"

W tekście brakuje trochę przecinków, poza tym przeredagowałbym kilka zdań, bo brzmią tak sobie. A sama fabuła to zupełnie nie mój klimat. Jakoś tam przeczytałem i rozumiem Twój zamysł, ale taki sposób przekazywania emocji nie trafia do mnie.

Pozdrawiam

Mastiff

Może było i wulgarne, może było i fekalnie (trudno, taki urok dzieł), ale przede wszystkim było świeżo i inteligentnie – jak we Freshmarkecie na Boże Narodzenie! Świetna satyra na współczesny „show biznes”! Uśmiałem się setnie. Ja pierd…, Fasoletti, jak Ty to robisz, że tak pięknie piszesz takie brzydkie rzeczy? Wcześniej czy później – Twoje opki znajdą się w mainstreamie. Pzdr.

...always look on the bright side of life ; )

Fasoletti… Czytam, czytam i myślę :bleeeee, a potem :ojacięku…pier…lę, a potem zaczynam się śmiać. A teraz stawiam sobie pytanie, czy to ze mną jest coś nie tak, czy z Tobą? :-) gratuluję odwagi, pojechałeś po bandzie, chłopie i nawet nieźle to jest napisane, aczkolwiek od opisu jury (ciut banalne i stereotypowe) bardziej do gustu przypadły mi występy uczestników. No i dziękuje, że przybliżyłeś mi tę formę, bo to dla mnie nowość.  Pozdrawiam.

Jak już rok temu napisałem, Fasoletti to świetne pióro zanurzone w gównie. Podobno coś wydałeś – pochwal się. Pozdrawiam.

Jak już rok temu napisałem, Fasoletti to świetne pióro zanurzone w gównie.

Genialne :D

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Jak na osławione bizarro w wydaniu Fasa, to nie było tak źle – dałam radę doczytać do końca. Ale nie na kolanach.

zastanawiając się co ja tu do jasnej ciasnej robię?

Przecinek po “się”. Ja bym tego nie kończyła pytajnikiem, ale to Ty jesteś Autorem.

Babska logika rządzi!

Jak dla mnie, to jeden z bardziej strawnych i wytrawnych Twoich tekstów. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jak już rok temu napisałem, Fasoletti to świetne pióro zanurzone w gównie.

I do dziś ten komentarz pamiętam.

 

Zaś co do tekstu, być może jestem nienormalny, ale uśmiałem się przy lekturze – jak przy większości tworów Fasa – i pokiwałem głową z okazji gorzkiej puenty.

 

 

Sorry, taki mamy klimat.

Do mnie nie trafiło. Zupełnie nie moje klimaty.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Kobza ma struny. No, chyba, że to bizzare kobza była. A wyobraźni to tylko pogratulować. Jestem pod wrażeniem. Masz talent większy, niż zdolności uczestników Hit Or Shit.

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Właśnie sobie przypomniałem, że dawno, dawno temu, w jakimś telewizyjnym programie, widziałem laskę, która włożywszy sobie zapalone cygaro w wiadome miejsce, puszczała kółka z dymu. Zaiste, życie depcze po piętach nawet najbardziej szalonym twórcom.

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Fasoletti klasyczny, czyli albo zemdli, albo rozbawi. Dziwne to może, ale mnie nigdy nie mdliło, chociaż gore i bizarro to nie moje bajki. Zasługa pióra, uważam.

A mnie to jakoś nie obrzydziło, ale nie rozbawiło też jakoś mocno. Choć uważam, że dosyć trafna refleksja na temat tych wszystkich “mam talent” i innych gówien…

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Nie wiem jak to działa, ale działa. Świetny opis jury swoją drogą.

Pośmiałem się. A komentarz Ryszarda – HIT ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Nowa Fantastyka