- Opowiadanie: ambroziak - Smyczek

Smyczek

Ze specjalną dedykacją dla Rooms i Emelkali...

 

A, i uwaga dla purystów językowych... W opowiadaniu pojawia się słowo “kastaniet”. Wiem, że SJP dopuszcza jedynie liczbę mnogą (”kastaniety”), ale słownik hiszpańsko-polski tłumaczy “castanuela” jako “kastaniet” i przypisuje temu rzeczownikowi rodzaj męski.  

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Smyczek

 

Icek grał. Grał. Nie przestawał. Nie mógł przestać… Żołnierze tańczyli. Nogi odrywały się od klepiska, ręce frunęły w górę. Ciała kręciły się i gięły w rytm muzyki. Czapki i hełmy walały się po zydlach i ławach. Krople potu spływały po czerwonych policzkach i obrzmiałych twarzach, rosiły łysiny i czoła. Teraz tańczył nawet ten żołnierz, który wcześniej przyciskał lufę do skroni malca; wywijał ciężką parabelką jak zwiewnym kastanietem. Tańczył też tate; oficer wpakował kilka kul w klepisko przed jego butami. Rozczochrane pejsy omiatały poczciwe oblicze, pełne niepokoju. Pod pachami białej koszuli powiększały się mokre plamy. Ogień skakał po drwach na kominku. Płomienie rozściełały po ścianach miedziane jęzory. Żołnierze stłukli wszystkie lampy: strzelali dla zabawy, do celu. Rozedrgany blask omiatał pląsające sylwetki, snuły się wokół makabryczne cienie. Przekrwione ślepia płonęły odbitym światłem.

 

Icek grał. Nie mógł przestać… Opuszki paluszków lewej rączki były twarde i zgrubiałe, przywykłe do strun. Prawe ramię mdlało. Leciutki smyczek wydawał się teraz ciężki jak srebrna cukiernica. Nosił ją wiele razy z kuchni do pokoju. – A dajże no co, Icek, do osłody – wołała mame, pijąc przy stole herbatę. Często zapominała o cukrze. Dzieciak dźwigał pełne naczynie, a wtedy rączka mdlała. Pieszczoty i pocałunki, nagroda za trud i pomoc, były słodsze od worka pełnego cukru. Smyczek ciążył, rączka mdlała. Zaszkliła się łezka; chwilkę drgała w kąciku zmrużonego oczka, spłynęła po bladym policzku. Nóżki drżały i gięły się w kolankach.

 

Icek grał. Nie przestawał. Niemiecki zwiad zawitał tu późnym wieczorem. Niedobitki oddziału polskiej kawalerii rozproszyły się ponoć po pobliskich lasach. Esesmani wpadli do karczmy z wielkim hukiem. Zażądali kiełbasy, kartofli i piwa. Dużo wypili. Postawili Icka i tate pod ścianą. Mame wyszła ze ściany. Pokazała Ickowi wiszące na haku skrzypce. Smyczek tkwił zatknięty za struny. Mały kochał muzykę. Zdjął skrzypce i przeciągnął smyczkiem po strunach. Muzyka wypełniła salę, rozświetloną ognistym blaskiem. Mame zawisła pod powałą, rąbek sukni zatoczył koło, zwiewna postać wpadła w radosne pląsy. Icek grał, mame tańczyła, hen, w górze, żołnierzy porwała muzyka. Dopóki gra – wszyscy tańczą. Nie mógł przestać…

 

Icek grał, rączka mdlała. Nóżki coraz niżej gięły się w kolankach, mokre plecki szukały oparcia na ścianie. Nie mógł przestać… Opętańczy taniec wycieńczał. Żyły pulsowały na skroniach. Padł pierwszy żołnierz. Ciążący smyczek uderzył nie tę strunę, struna wydała fałszywą nutę. Sylwetki zamarły, zmrożone bezruchem. Jeszcze ten jeden wysiłek: mdlejąca rączka pewnie ujęła smyczek. Znów popłynęły radosne tony, znów wirowały czarne mundury. Icek grał, rączka mdlała. Padł drugi żołnierz. Icek grał. Nie mógł przestać… Kolejny czarny mundur rozciągnął się na podłodze. Mdlejąca rączka dzielnie dzierżyła smyczek. Ktoś przysiadł przy ścianie. Smyczek hasał po strunach. Huk łamanego zydla: ten z parabelką zwalił się pod stół. Icek grał. Nikt już nie tańczył, wszyscy leżeli. Tate też leżał…

 

Icek grał. Mame spłynęła spod powały. Złożyła dłonie, podparła nimi pochylną na bok głowę. – Czas spać, Icek – tak zwykle mówiła, gdy kończyła bajkę, kończyła modlitwę, złożonymi dłońmi podpierała głowę. Śpiewała kołysankę, a dłonie i głowa falowały w rytm sennej melodii. Teraz też zaczęły w ten sposób falować. Falowała głowa, falowały dłonie – te same, smukłe, spracowane ręce, obleczone pajęczynką niebieskawych żyłek, które pieściły i tuliły przed snem małą główkę. Pieściły jeszcze wtedy, gdy nie miały już siły głaskać. – Zawsze będę ci ja przy tobie, Icek – tyle wyszeptały siniejące usta, nim zamarły na główce nieruchome dłonie.

 

Dłonie i głowa falowały w rytm kołysanki. Mame milczała, Icek grał. Smyczek wydobywał ze strun senne tony. Wspólny, ciężki oddech zlewał się z dźwiękiem skrzypiec w jednobrzmiący akord. Tate chrapał. Icek grał. Nie mógł przestać… Ogień w kominku dogasał. Zmęczone nóżki niosły w głąb cienistej sali. Icek grał. Zdartym czubkiem starego bucika szturchnął białą koszulę. – Tate, tate, zmykać musiem – szeptały spieczone wargi. Biała koszula pokazała mokre, powalane plecy; nie milkło chrapanie. Icek grał. Zadarł drżącą nożynę; ledwie dosięgała blatu wysokiej ławy. Zdarty czubek starego bucika kopnął dzbanek z piwem. Dzban leżał na ławie, puszysta piana płynęła po blacie, chłodny prysznic rosił uśpione czoło tate. Tate nie chrapał. – Musiem zmykać, tate… – szeptały spieczone wargi, mdlejąca raczka dzielnie dzierżyła smyczek. Icek grał. Grał. Nie przestawał. Nie mógł przestać…

 

Pozostawieni na warcie żołnierze też spali. Mame jaśniała bladą poświatą, stała pod drzewem, machała ręką. Gwiazdy nad horyzontem gasły, ale do brzasku było jeszcze daleko. Do lasu – najwyżej dwa kroki…

 

Koniec

Komentarze

Podobało mi się. Przejmujące, smutne. Może zbyt często powtarza się refren, ale to tylko drobiazg.

literówka:

Nóżki coraz niżej gięły się w kolankach, mokre placki szukały oparcia na ścianie.

EDIT: dziękuję za dedykację :)

Piękne.

Jak odetchnę, napiszę więcej.

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Na mnie wrażenie zrobiła właśnie powtarzalność frazy. Natrętna, namolna, dźwięcząca, zmuszająca do tańca, usypiająca.

I unoszący się duch mame.

Zdawałoby się, zaledwie scenka – a ile w niej treści!

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

W sumie może masz rację, Regulatorzy, może chodziło o to, żeby fraza męczyła, przeszkadzała. Tak czy inaczej szort mnie poruszył.

EDIT: Początkowo myślałam, że mame Niemcy powiesili u powały, ale skoro wyszła ze ściany…

Ano, właśnie. Nie wiem jaka melodię grał Icek, ale pewnie będę miała ją w głowie dość długo.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mnie również ujęło. Bardzo udany tekst. 

Zgadzam sie z regulatorzy; bez często powtarzającego się “refrenu” całość sporo by straciła.

Urokliwe i słodko-gorzkie.

Dołączam się do grona zadowolonych z lektury – przejmujący tekst. Szkoda, że w rzeczywistości nie było ickowych skrzypiec.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Piękny tekst.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Chyba się znów wyłamię, bo mnie nie ruszyło zupełnie. Kolejny szorcik w stylu ‘gramy na emocjach bo mamy krzywdę dziecka’. Tu z tym graniem nawet dość dosłownie. Ot, żydowska wariacja na temat “Janka Muzykanta”, przewidywalna od pierwszych zdań. Fragment z “tańczącą mamą” przypomniał mi znakomite opowiadanie Surfaceofthesun (pojawia się tu jeszcze?) “Dzieci to lubią”. Fantasy to trudno mi się dopatrzeć w tym tekście.

Kochani, dziękuję za pozytywne opinie i słowa krytyki. Dziękuję też Redakcji za Bibliotekę. Literówkę poprawiłem. Cholercia, spieszę się: mam na piętnastą dentystę. Wieczorem coś więcej napiszę.  

Bardziej niż to, że grał mały Icek – jakkolwiek jest to kwestia nie bez znaczenia – poruszyły mnie okoliczności opisanej sytuacji.

I nie wiem czy słusznie, ale natychmiast nasunęło mi się skojarzenie ze sceną z Polskich dróg, kiedy w szkole tańca, Niemcy zmusili do tańczenia Lolusia (Zdzisław Maklakiewicz).

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

I dla mnie wiek muzykanta miał drugorzędne znaczenie. Ważniejsza była muzyka słów, urok obrazów i mame pokazująca smyczki. Nie zgadzam się, że jest to tylko utwór grający na emocjach krzywdą dziecka. To piękna, poetycka opowieść z krzywdą dziecka w tle.

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Masa zdrobnień, a tych nie lubię, i emocje troszkę na siłę wywoływane cierpieniem dziecka, ale skoro (SPOILER!) małemu nic się nie stało i w sumie wywiódł w pole Niemców, ten zarzut traci przynajmniej część swojego uzasadnienia. Duch matki – rewelacja, klimat – świetny. Icek grał – powtarzanie tego wprowadza pewien rodzaj niepokoju, zapowiedź usypiającego obłędu. Bardzo mi się Twój tekst podobał, dzięki.

Sorry, taki mamy klimat.

Cóż, najwyraźniej nie jestem odporny na pretensjonalne granie na emocjach, bo tekst wrażenie zrobił należyte. Rytm, melodia opowieści, poetyckie piękno formy znakomicie współgrało z treścią. A to sztuka, którą nie każdy włada. Ktoś pamięta "Muzykę Ericha Zahna" Lovecrafta? To o dziadku, co nocami, w swoim mieszkanku w niemal opuszczonej kamienicy, grał na skrzypcach niesamowite, nieledwie nieziemskie melodie. Po to, by żadne paskudy zza okna nie mogły wejść. Okna, które wyglądało na jakiś piekielny wymiar. Tu mamy hitlerowców, nie demoniczne obrzydlistwa (choć to na jedno wychodzi), ale zasada muzyki dającej odpór złu jest ta sama. Kiedy czytałem opek Lovecrafta, byłem w wieku wczesnolicealnym, zrecenzowałem go więc słowami: "O ja pierdolę…!". Dziś powiem po prostu – znakomity, piękny tekst, Panie Ambroziak (znowu!). Ha, i w dodatku lepiej napisany, niż "Muzyka Ericha Zahna". Gratuluję.

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Bardzo udany tekst, gratulacje… Jest tak dobry, ze nie mam wiecej nic do powiedzenia, chyle czola przed autorem. 

Przyznam, że rzuciły mi się w oczy szósteczki od regulatorów(!), Emelkali, S. Leiss i piątka od rooms.

Przyznam, że już to zrobiło wrażenie;-)

 

Co do tekstu:

Oczekiwania były wielkie i… sprostałeś im!

Kompozycja świetna! Dla mnie coś zupełnie świeżego.

Co do treści, wymieniano już tutaj kilka tytułów z podobnym motywem, dodam kolejny i ja:

Roger z Malowanego człowieka. Chłopak grą na skrzypcach odganiał demony. Tak, że rzecz wałkowana wielokrotnie. Choć ze świetnymi patentami (mame!). I klimatyczne!

 

Zdecydowanie bardzo dobry tekst. Nie wybitny, ale cieszę się, że mogłem go przeczytać.

 

Dzięki, pozdrawiam!

I niech Icek gra dalej! Niech rączka nie mdleje!

:-)

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Gratulacje, ambroziak. Dałeś czadu ; ) Pzdr.

edit: By the way: jutro rozpoczyna się żydowskie święto Rosz Haszana – taki odpowiednik naszego Nowego Roku.

...always look on the bright side of life ; )

Opowiadanie jest ciekawie skomponowane, w tym tkwi jego siła. Jest też do bólu przewidywalne, w tym tkwi jego słabość.

 

Pozdrawiam

Mastiff

Opowiadanie wpisuje się w antologię “II wojna światowa oczami dziecka” (taki roboczy tytuł) razem z opkiem Syf.a (”Januś miał przyjaciela”)  i Brajta (”Kiedy byłem mały”). A może jest ich więcej, tylko się nie dokopałam?

Opko, o którym wspomniałaś, Bellatrix, też niesamowite – szkoda, że takie perły giną na stronie…

Świetny tekst. Może i gra na emocjach – ale z jaką wirtuozerią!

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Bardzo dobry tekst, mi też podobnie jak Nazgulowi skojarzyło się (jak najbardziej pozytywnie) z “Malowanym Człowiekiem”.  

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Podobało mi się.

Trochę szkoda, że zaspoilerowałeś i w różnych miejscach wyjaśniłeś, o co chodzi.

Jeśli chodzi o wzorce literackie, to był jeszcze “Flecista z Hameln”, a wcześniej Orfeusz. Ponoć muzyka łagodzi obyczaje. Ale że nawet esesmanów…

Babska logika rządzi!

Jeszcze raz wszystkim serdecznie dziękuję za komentarze i oceny!

 

Wszystkim, którzy doszukali się wspólnych punktów z innymi historiami, opowiem krótko o genezie tego opowiadania… Widziałem coś podobnego u Kolskiego, bodaj w “Wenecji”. Tam się skończyło tragicznie, więc postanowiłem zrobić to po swojemu. Od dawna chodziło mi to po głowie, a opowiadania Rooms i Emelkali przyspieszyły sprawę. Chylę przed Szanownymi Paniami czoło.

 

Powtarzalność frazy była oczywiście zabiegiem celowym. Taka sympatyczna i zdolna dziewczyna z Forum NF – Czaga – napisała kiedyś, że niektóre miniatury literackie przypominają jej biały wiersz. Poszedłem tym tropem… Poezję charakteryzuje rytm (przynajmniej powinien charakteryzować). Tak samo – muzykę. Powtarzalność fraz nadaje rytm, a opowiadanie jest w końcu o muzyce. Muzykę trudno zagrać słowem. Próbowałem… Wyszło chyba coś w klimacie prozy poetyckiej… Przynajmniej miało wyjść. 

 

Regulatorzy, cieszę się, że udało mi się zaszklić łezkę (jak Ickowi) w Twoim surowym oku. Dzięki Twoim wcześniejszym uwagom wiedziałem – na co zwrócić szczególną uwagę.

 

Bellatrix, zgadzam się z Tobą w stu procentach. Podobne słowa krytyki wyraziłem w odniesieniu do opowiadań Rooms i Emelkali: budowanie emocji na krzywdzie dziecka to prosty chwyt. Jak wiać – skuteczny. Cóż… Ukształtowały nas miliony lat ewolucji. Czy nam się to podoba, czy nie – ludzie (Czytelnicy) potrzebują takich emocji. A piszemy przecież dla Czytelników…

 

Thargone, powiem krótko: to największy komplement, jaki usłyszałem w życiu. Porównanie z Lovencraftem – i to jeszcze na mój plus, to naprawdę…

 

Jeżeli kogoś nie wymieniłem z nicka i nie podziękowałem osobiście, gorąco przepraszam, ale miałem dzisiaj bardzo ciężki (i radosny) dzień. Oczy już mi się kleją… Jutro wczytam się pilnie we wszystkie komentarze – i pewnie przyjdzie mi jeszcze coś do głowy.

 

A, i specjalne podziękowania dla LadyBlack z forum NF, za wskazanie mi tego Portalu. Ona tam tak samo sumiennie przykłada się do roboty, jak tutaj – Regulatorzy.

 

 

 

 

Bardzo ładnie napisane, klimatyczne opowiadanie.

I, kurczę, stąd mój z nim problem. Bo – w szczególe – tragiczny los dzieci mnie zazwyczaj “bierze”,  a w ogóle Holocaust to jest jedno z tych wydarzeń, których mój umysł pojąć i ogarnąć nie potrafi, emocjonalnie rujnuje. A ten tekst – nie poruszył mnie specjalnie.

I to chyba właśnie przez jego formę. Bo ja cały czas mam z tyłu głowy, że to, co się tam naprawdę wydarzyło, z metafizyką i “klimatycznością” nie miało absolutnie nic wspólnego. I kiedy czytam taki tekst, piękny, dopracowany to odczuwam dysonans (to nie dotyczy tylko tego opowiadania, po prostu tak – w podobnych przypadkach – mam). Forma przytłoczyła u mnie emocje. Wczytuję się w zdania, doceniam powtarzalność frazy… Podziwiam formę, gubiąc emocje.

Jeśli miał to być po prostu ładny tekst, wszystko jest na miejscu. Jeśli miał wzruszyć – to, w moim przypadku, nie zadziałał.

Ale to przecież nic złego. Jeszcze nikt, oczywiście, nie dogodził (całkowicie) każdemu. ;)

Pozdrawiam.

Wszystko zostało powiedziane, znaczy napisane – i pochwały, i przytyk się znalazł… Porównywać z niczym i nikim nie będę, bo widzę ten bardzo prosty – w tym jego siłą i urok – tekst jako klasę dla siebie. Ambroziaku, kłaniam się…

Ocha, jak napisałaś: “jeszcze się taki nie narodził…” Ja na przykład nigdy nie szukałem w literaturze emocji. Dobrze jednak rozumiem Czytelników, którzy ich poszukują. Zgadzam się, że często – w pogoni za formą – autor gubi treść. Starłem się, aby i forma tu była, i treść. Jak wyszło…? Sam autor nie jest w stanie tego ocenić.

 

Adam, podziękowanka! Dziękuję też innym kolegom za komentarze (koleżankom już dziękowałem). Myślałem, że trafię tym opowiadaniem tylko do serc kobiet, żon, matek. A tutaj – proszę… 

 

 

Uch, a ja nie podzielę zachwytów. Nie mówię, że tekst jest zły – napisany dynamicznie, czuje się ten szał gry, smyczek szybko sunący po strunach. Ale ja nie lubię, gdy tekst opiera się na złych Niemcach i biednych jude. Za dużo takich chwytów już czytałam.

A tu dochodzi jeszcze krzywda dziecka.

Odnoszę po prostu wrażenie, że każdy kto napisze coś o II wojnie światowej dostaje Pulitzera. I podobnie mam wrażenie, że każdy tekst o II wojnie zostaje uznany za piękny i smutny. To była tragedia, nie zaprzeczam, ale tym bardziej mnie ten chwyt jakoś tak odrzuca…

Dla mnie powyższy tekst jest po prostu dobry ;) Dobre tempo, dobrze oddane szaleństwo, chociaż te “nóżki, rączki, plecki” to mnie zaczęły wkurzać w pewnym momencie, szczególnie, że później pojawiła się (o zgrozo!) NOŻYNA xD Nagle z ciałka Icka zrobiło się cielsko?

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

W pierwszej wersji była “nożynka”, ale to zdrobnionko wydało mi się przegięte. Jakoś zdrobnienia pasowały mi do charakterystyki głównego bohatera – dziecka.

Już o tym pisałem w innym kontekście, może więc tylko dodam… Skoro Czytelnicy domagają się II wojny, żydów, holokaustu i krzywdy dziecka (nie wszyscy, oczywiście), to – widać – tego potrzebują. Dajmy im to… Od tego tutaj jesteśmy! 

Hm, widzisz, ja odnoszę wrażenie, że nie tyleż potrzebują, co nikt broń Boże nie powie złego słowa o historiach obrazujących tragizm tamtych wydarzeń… A jak łatwo taką krytykę obrócić przeciwko tobie. No bo jak uważasz, że historia umierających żydów jest nudna, to co? Antysemita bez serca, jak nic! ;]

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Tu niestety, pomimo wielkiego szacunku dla autora, nie mogę zgodzić się ze starszym Panem Kolegą, Ambroziakiem. Uważam  bowiem, że to na twórcach spoczywa odpowiedzialność za kreowanie gustów odbiorców, a nie na odwrót. Dając publiczności to czego oczekuje można w najlepszym razie uzyskać Dodę Elektrodę, czy jak jej tamy, gwiazdy tańczą na wrotkach i “Zmierzch”– Boże, zmiłuj się nad nami.  Serwowanie gawiedzi rozrywki zgodnej z oczekiwaniami i to mordowanie sztuki i obniżanie pułapu intelektualnego społeczeństwa, jednym słowem– zidiocenie.

 

Tensza, wydaje mi się, że jednak racja jest tutaj po mojej stronie… Zobacz: gdyby Czytelnicy tego nie potrzebowali, książki Grossa nie rozchodziłby się w wielotysięcznych nakładach. Może to potrzeba, może moda, może histeria – nazwijmy to sobie, jak chcemy – takie jednak są fakty.

 

Leiss, dotykamy starego jak świat dylematu: czy komercja, czy ambicja? Mój tekst z założenia nie był komercyjny (bo jak?), a wykorzystując nośną i chwytliwą kanwę, próbowałem potraktować temat ambitnie. Zresztą, już dawno przestałem oburzać się na komerchę. Pozostawiam to młodym ludziom. Z wiekiem człowiek staje się konformistą. Nie mam pretensji do twórców, którzy trzepią konkretną kasę, karmiąc gawiedź tanią rozrywką. Kijem nie zawrócimy Wisły. Ludzie potrzebują rozrywki i chętnie za nią płacą; jeżeli Heniek na tym nie zarobi, to napcha kabzę Zdzisiek. A ambitni artyści często przymierają głodem…

 

 

 

 

Drogi Ambroziaku, widzę, że dyskusja nad tym tekstem poszła w dość nieoczekiwanym kierunku. Przypuszczam, że – w dłuższej perspektywie – może ona wyrządzić Twoim tekstom więcej szkody niż pożytku. Sądzę, że nie zawsze trzeba wtajemniczać ludzkość we wszystkie pobudki i motywacje stojące za powstaniem danego utworu literackiego. Bardzo łatwo można odczarować coś, co później będzie bardzo trudno zaczarować z powrotem ; ) Pzdr.

...always look on the bright side of life ; )

Jacek jak zwykle mądrze prawi…  A ja, jak każdy młody idealista umrę pewnie z głodu… W imię sztuki, oczywiście :-) albo przejdę na konformizm na stare lata, któż to może wiedzieć? Póki co wierzę w to, co napisałam, w sumie to na teraz chyba nawet nie umiałabym napisać czegoś “komercyjnego”, poza tym uważam, że jeśli robisz coś w zgodzie ze sobą i z pełnym przekonaniem, inni też to czują. To jest właśnie to nieuchwytne “coś”. Czytałam tu opowiadania, które pomimo świetnego warsztatu były napisane “jak ludzie odbiorą ten tekst?” i to było (przynajmniej dla mnie wyczuwalne), dlatego wolę opowiadania napisane z potknięciami, ale szczerze niż te bardziej…wyrachowane. 

Wow. Po prostu wow. Pierwszy raz z takim przejęciem wyczekiwałem na koniec szorta. 

Jacek, święte słowa i rada warta złota, ale, kurcze, co zrobię, że szczery jestem do bólu. Jednak to, że nie obrażam się na twórców masowej rozrywki, nie oznaczam, że sam taką (tylko taką) tworzę. “Smyczek” może być chyba tego przykładem…? Ten tekst wysoko ocenili Czytelnicy i Recenzenci naszego Portalu i Redakcji NF, za co im szczerze dziękuję, ale wydaje mi się, że przeciętny Kowalski czytałby go z takim samym entuzjazmem, jak fraszkę Kochanowskiego.

 

Leiss, konformizm przychodzi z wiekiem, uwierz… “Smyczek” dojrzewał we mnie ze dwa lata. Jak już mówiłem: nieco podobną scenkę możemy zobaczyć w “Wenecji” Kolskiego. Tam żydowski chłopczyk gra na skrzypkach, kończy, esesman strzela z parabelki w głowę. Uznałem, że to niesprawiedliwe i nie może się kończyć w ten sposób. Pisałem z potrzeby serca i wrażliwości na krzywdę dziecka. I tyle…

 

 

 

 

Leszku, dziękuję!

A ja się trochę wyłamię. Nie w ocenie, bo tekst mnie urzekł. Ale ja się spodziewałem złego zakończenia! Albo że to zakończenie już było, że Icek też już tańczy i rączka mu nie zemdleje, bo on już nie gra.

Hm, chyba mam jakieś skrzywienie. Jakoś nie mam litości dla postaci literackich.  ;)

Bardzo dziękuję za kilka wyjątkowych minut. Wyrzucam melodię z głowy i wracam do pracy.

"Białka były czerwone, a źrenice większe niż całe oczodoły"

Dzikowy, serdeczne dzięki!

 

Wiesz, wyżej pisałem, że złe zakończenie widziałem już u Kolskiego, w “Wenecji”. Jestem wrażliwy na krzywdę dziecka. Mam dzieci i wnuki. Rozumiesz…? 

Sprawnie napisane, wzbudzające emocje i napięcie opowiadanie. Świadome powtórzenia to trudna sztuka i często, wbrew intencjom autora, miast służyć tekstowi, drażnią. Temu tekstowi zdecydowanie się przysłużyły. Dzięki ich zastosowaniu, lektura kojarzy się z utworem muzycznym, jednak bynajmniej nie ze wesołą i skoczną melodyjką. Brawo, Ambroziaku!

Pozdrawiam.

Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper

Bogusławie, miło mi, że zerknąłeś w moje opowiadanko. Jeszcze milej, że zasłużyło na Twoje uznanie. Przejrzałem kilka Twoich tekstów i zdążyłem się zorientować, że jesteś tu “lotnym piórem”. Zarobiony jestem, więc niewiele dotąd komentowałem. Ale, jak to mówią: “co się odwlecze…”

Lepiej późno niż wcale ;) A i o krzywdzie dziecka coś się u mnie znajdzie (Zły Człowiek).

Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper

Czytałem. Przeczytam raz jeszcze i wrzucę komentarz.

No, proszę pana… To historia jest dobrze zagrana! Krzywdę bajtla olalem, bo odnioslem wrażenie, że to bardziej jest o miłości matczynej, która nawet zza grobu o dziecię dba, za uszy z opresji wyciąga. Forma, rytm, oniryczna konwencja – co ja się będę powtarzał… Sześć;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Ech, Psycho, no fajnie, że ci się to podobało. Wiesz, bardziej to dla wprawy i własnego ego pisałem. Mówiąc szczerze, to wolę takie niegrzeczne historyjki, jak “Znaki”. Ale podobne, na tym portalu, nie mają najmniejszych szans powodzenia.

A, postanowiłem przeczytać Twoje pirackie opowiadanko dopiero wtedy, gdy wrzucę już swoje. Muszę się streszczać, bo termin zakończenia konkursu za pasem.

 

No i widzisz, masz kłopot. Wprawka buduje ci markę. A było zatrudnić speca od pijaru? ;-) Teraz twoje teksty określają ciebie, a nie ty je, cóż za horror! :-D

 

EDIT: Nie rozumiem twierdzenia o niegrzecznych historyjkach. Niegrzeczne daje radę, o ile jest dobrze niegrzeczne i niegrzecznie dobre ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Wszystko zależy od tego, jaką definicją pojęcia “dobre” posłuży się czytelnik. Przyznam się po cichu, że wierni odbiorcy mojej “tworczości” okrzyknęli “Smyczek” najgorszym opowiadaniem.  

Za dużo komentarzy, przeglądnęłam pobieżnie, żeby się nie powtarzać.

 

A teraz o tekście – piękny, świetnie ubrany w formę i pełen emocji. Muszę powiedzieć, że do końca nie wiedziałam, czy uśmiercisz Icka czy nie. Bałam się, że tak, a tego nie znoszę. Lubię happy endy tam, gdzie chodzi o dzieci. Jak kiedyś wspominałam, jestem przeciwna modzie na zapadanie w pamięć poprzez usilne krzywdzenie dzieci w filmie i literaturze.

Tutaj tego nie było. Była za to bardzo wiernie oddana postać dziecka i miłości matki. Zabrzmi to bardzo źle i pysznie, ale trochę jak u mnie w “Daję życie, biorę śmierć”. I jeszcze to, że duch matki wraca, bo obiecał nigdy nie opuścić dziecka. No po prostu musiało mnie chwycić za gardło.

Cudne to.

I tak sobie myślę, drogi ambroziaku, że trzeba mieć trochę życiowego doświadczenia, żeby tak emocjonalne teksty pisać. Żeby tak pieknie oddać postaci właśnie choćby dzieci. Żeby je tak znać.

Jak mawiają teraz ludzie z mojego pokolenia trzydziestolatków – gimby nie zrozumiejo :)

 

Pozdrawiam bardzo gorąco i chylę czoła.

https://www.martakrajewska.eu

Krajemar, teraz to ja się wzruszyłem.

Ech, ojcem dwójki pacholąt jestem i dziadkiem dwójki wnucząt. I zawsze będę powtarzał, że te pociechy, to najwspanialsze, co mnie w życiu spotkało.

Generalnie dzieci to nasz skarb. Dzieciobójcy – do gazu! Uwierz: w życiu nie uśmierciłbym Icka. Bądź pewna: nigdy nie skrzywdzę dzieciaka. 

Bardzo przejmujące. Nawet misia. Odkurza. Może przeczytają nowi, młodzi czytelnicy

Nowa Fantastyka