- Opowiadanie: Serafinek - Nekromanta

Nekromanta

Witam! Każdego kto ma wolną chwilę zachęcam do przeczytania tego opowiadania, a co ważniejsze do pozostawienia po sobie jakiegoś komentarza.  Za każdą krytykę z góry dziękuję. 

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Nekromanta

 W pomieszczeniu opartym na pentagonie znajdowało się kilka okien, niestety większość z nich była pokryta nienaturalnie grubą warstwą kurzu zlepioną tłuszczem i kropelkami krwi. Pokój był wysoki, a wręcz potwornie wysoki. Nawet kiedy zachodzące słońce przebijało się przez szyby i z trudem oświetlało wnętrze, nie widać było sklepienia.

Jedyne co dawało jakiekolwiek pojęcie o prawdziwej strzelistości tego budynku to wiszące wszędzie klatki. Tysiące poczerniałych prętów tworzące setki misternych więzień, lub po prostu schowków, zwisało ze szczytu budynku na grubych łańcuchach. Każda z nich zawieszona była na różnej wysokości i podpięta do misternego mechanizmu, ukrytego poza granicą widoczności. Urządzenie to pozwalało na opuszczenie dowolnej klatki, po pociągnięciu odpowiedniej dźwigni. Ponad setka takich drążków zajmowała południową ścianę pokoju.

U większości ludzi pracownia Nekromanty wywoływała paniczny strach, i to nawet kiedy więzienia były puste. Czy to przez trochę zaniedbane okna, czy kilka plam krwi które wsiąkły już zbyt głęboko żeby je usunąć? Przez wszechobecną czerń i mrok? Właściciel pracowni czasami myślał o tym i nigdy nie potrafił odnaleźć odpowiedzi na to pytanie. Mało go to w sumie obchodziło. Zwłaszcza, że jeżeli ktoś już się tu znalazł, to wystrój wnętrz bardzo szybko stawał się jego najmniejszym problemem.

Nekromanta uwielbiał gości. Oni zazwyczaj nie lubili go. Jego pracownia ma już blisko dwadzieścia lat, a jedynie Igor – jego asystent – zachowywał radość znajdując się w tym miejscu. Nikt inny nie rozumiał jak ważne są przeprowadzane tu eksperymenty.

Stół operacyjny był wytarty. Stal w niektórych miejscach była przerdzewiała, lub permanentnie zabarwiona na szkarłatno.

-Trzeba by kupić nowe oprzyrządowanie. – Mruknął pod nosem przejeżdżając ręką po dziurze od wiertła które chybiło celu, a raczej to właśnie cel uciekł od wiertła, po tym jak zerwały się pasy bezpieczeństwa. – Nikt nie rozumie…

Nekromanta rozejrzał się po swoim laboratorium. Spędził tu wiele lat i nie przeszkadzała mu panująca tu ciemność. Jego oczy przyzwyczaiły się do niej kompletnie i niczym kot widział najmniejszy ruch w swym leżu. U góry, w klatce numer 67 właśnie poruszył się jego najnowszy gość.

-Igorze, spuść klatkę. – Jego głos był bardzo niski.

W tej samej chwili rozległ się znany mu stukot łańcuchów, a klatka powoli poczęła zbliżać się do ziemi. Metalowe więzienie znajdowało się metr nad podłogą kiedy coś stuknęło, metal zaskrzeczał i mocno podziurawione dno odpadło.

-Na Życie… – Warknął Nekromanta.

Na ziemi leżała półnaga kobieta kwicząc ze strachu i zalewając się łzami.

-Na stół? – Spytał asystent gapiący się na kobietę, masując sobie przy tym kroczę.

-Na krzesło.

Procedury były zawiłe. Igor nie był zbyt rozgarnięty. Bardziej intrygował go sam proces przemiany lub badań niż wartości naukowe. Ostrza, wiertła i krew po prostu silnie działały na jego prosty umysł. O wiele mniej intrygowała go używana przy tym magia.

-Mhm. -Mruknął asystent i swymi silnymi rękoma zawlekł wrzeszczącą kobietę do starego dębowego krzesła, gdzie z trudem przypiął ją do niego przy pomocy skórzanych pasów. Kiedy skończył wykonał kilka susów i po chwili wrócił z pudłem z narzędziami.

Nekromanta spojrzał na zakrwawione piły do kości, obcęgi, młotki i łyżeczki oraz skalpele. Kiedyś się ich brzydził, teraz były tylko przedłużeniem ręki podczas pracy.

-Nie będą mi dziś potrzebne. Przynieś mi notes i pióro.

Igor wykonał polecenie z wyraźną niechęcią. Wiedział, że będzie musiał poczekać na swoją rozrywkę. Nie będzie robienia nowego zombie, ani wydobywania szkieletu, nawet zwykłych tortur. Podczas przesłuchań jego asystent znikał w swoim małym ciemnym pokoju i bawił się swoimi pająkami lub robił sekcje na złapanych szczurach. Często przy tym zapominał, że sekcje robi się na zwłokach a nie żywych osobnikach.

– A teraz zejdź mi z oczu. – Dodał.

 

 

Ostatnie dwadzieścia lat poświecił tej pracy, by dojść do stadium, w którym jest teraz. Niedługo okaże się, czy to wszystko miało jakiś sens. Teraz musiał rozegrać to powoli, zważając by wszystko wyszło perfekcyjnie. W dłoni dzierżył pióro i i notes gotów do robienia notatek.

Kobieta ciągle wyglądała na przerażoną jednak przestała już płakać. Zerknął na zegarek i zanotował czas.

-Ccco…. cco… – Zaczęła mamrotać. Na papierze pojawiła się kolejna notka. – Cco mi zrobisz?

Nekromanta spojrzał na kobietę. Wedle kartoteki miała dwadzieścia pięć lat i trzy miesiące, 172 centymetry wzrostu, niebieskie oczy, włosy blond. Wszystko jak na razie się zgadzało. Dalej, kilka szczegółów bez znaczenia, blizna długości dwunastu centymetrów na lewym udzie, brak zębów mądrości, zrośnięte złamanie prawego przedramienia. Kolejna strona, ta której szukał.

Pojemność czaszki 1390 cm3.

-Witam. – Powiedział spokojnie i zrobił kilka kolejnych notatek. Kobieta sprawdzała wytrzymałość skórzanych pasów. – Chce zadać ci tylko kilka pytań.

-Ttt… ttylko? – Wyglądała jak przerażone zwierze. Jej oczy błądziły w ciemnościach szukając ucieczki. Całe jej ciało drżało.

-Tak.

-A ppotem?

Dobre pytanie – pomyślał.

-Mam nadzieję uczynić cię wiecznie żywą.

Spojrzenie, które mu rzuciła definitywnie świadczyło o tym, że ma go za psychopatę. Naukowców bardzo często myli się z psychopatami.

-To jakiś żart? – Spytała pewniejszym głosem. – Zabijesz mnie, prawda? Jak w tych horrorach.

Napięła mięśnie i szarpnęła próbując się uwolnić z więzów. Nie była świadoma, że te pasy służą tylko jej bezpieczeństwu.

-Jak już powiedziałem na początku chce zadać ci kilka pytań. Z tego co wiem przesłuchania nie są ci obce. Mam rację? – Skrobnął pojedyncze zdanie nie doczekawszy się odpowiedzi i ponownie skupił na niej swój wzrok.– Czy miałaś kiedyś jakieś poważne urazy głowy?

-Zabijesz mnie, prawda?

-Czy może pani przestać dywagować i odpowiadać na zadawane pytania? – Jego ton był chłodny, pozbawiony jakichkolwiek emocji. – Nie mam w zwyczaju powtarzać. Współpraca w znacznym stopniu wpłynie pozytywnie na nasze relacje.

-Nie. – Powiedziała po chwili milczenia, którą spędziła na wpatrywaniu się w jego oczy.

Nie odwrócił wzroku. Coś go połaskotało. Po dłoni spacerował mu pająk. Z jego obserwacji wynikało, że ludzie pałają olbrzymim strachem do tych owłosionych i niegroźnych istot. Zapominają kto jest na końcu łańcucha pokarmowego. Heteropoda maxima na pewno nie należała do maluszków spotykanych w domach. Odłożył notes i złapał arachnida. Pająk próbował uciec jednak nacisk był coraz większy począł kąsać by skonać kilka sekund później. Nekromanta wytrał dłoń i wrócił do pracy.

-Dziękuję. – Zrobił notatkę. – Padaczka lub problemy z sercem?

-Nie.

-Inne długotrwałe choroby? Ktoś w rodzinie miał jakieś problemy na podłożu psychicznym?

Kiedy wspomniał rodzinę wzdrygnęła się. Pokręciła głową. Niestety w posiadanej przez niego kartotece nie było powiedziane nic o jej krewnych. Nic, poza tym, że nie żyją. Spore zaniedbanie.

-Bardzo dobrze. Zechce pani opowiedzieć mi coś prywatnego, jakąś nieznaczną informację z przeszłości. Jak nazywał się pani pies, lub kiedy dostała pani swą pierwszą miesiączkę.

-Kitka.

-Kot?

Pokiwała głową.

Jego profesjonalizm był wystawiony na wielką próbę. Wiedział, że jest bliski przeprowadzenia ostatniego, koronnego eksperymentu, lecz by potwierdzić, że wszystko poszło zgodnie z planem musiał wykroczyć poza zwykłe relacje nekromanta – pacjent.

-Tak jak już wcześniej powiedziałem mam zamiar zaoferować ci wieczne życie. – Widział, że chciała mu przerwać jednak nie dał jej dojść do słowa. – W ramach dobrej woli nie zamknę cię ponownie w klatce i pozwolę zostać w celi na dole. Jedyne o co proszę to byś odpowiadała na moje pytania i sama nie zadawać zbyt wiele zbędnych.

-Mam być twoim niewolnikiem? – Spojrzała na niego z pogardą. Widocznie nie tak łatwo jest zapomnieć o przeszłości. – Kim ty w ogóle jesteś?

-Nekromantą.

Gdyby nie mrok tego pomieszczenia, klatki i narzędzia pomyślała by, że ten staruszek sobie z niej żartuje. Jednak teraz, nawet nie przyszło jej to do głowy. Ogarnęła ją kolejna fala przerażenia. Kiedyś słyszała o szaleńcach zajmujących się rozkładającymi zwłokami i zszywającymi je z jeszcze żywymi kobietami. Doskonale pamiętała opowieści babki o procesie jednego ze złoczyńców po odkryciu dziesiątek rozczłonkowanych ciał w jego piwnicy. Gdyby tylko wiedziała co znajduje się pod jej stopami…

-Zabijesz mnie? Zabijesz i zmienisz w zombie? Pierdol się! Nie będę chodzącym trupem.

-Masz rację, nie będziesz. – Dał sygnał, a Igor zaciągnął ją do celi u boku sali.

Krzyczała. Ludzie kiedy się bali, bardzo przypominali zwierzęta. Zdzierała sobie gardło próbując złapać się za cokolwiek, umknąć od oprawców niczym kurczak wybrany na rosół. Walcz lub uciekaj. Takie to proste. Co jednak kiedy nie można ani uciec ani walczyć? Strach wtedy prowadzi tylko do szybszej i często o wiele bardziej bolesnej śmierci.

Kiedy odkładał notes ciągle słyszał jej jęk.

 

 

 

Szachownica przed nimi miała już swoje lata, jednak ciągle trzymała się zaskakująco dobrze. Gra dochodziła właśnie do kluczowego momentu, gdzie mieli przed sobą „odkryć karty”.

-Ile ja już tu jestem? – Spytała pacjentka. Nekromanta znał już jej imię i wiele, wiele szczegółów z jej życia, jednak profesjonalizm nakazywał mu nazywanie jej pacjentką, nawet we własnej głowie. W pracowni łatwo było stracić poczucie czasu. Zawsze panował tu półmrok i tylko dzięki prowadzeniu dziennika Nekromanta wiedział, jaki mają akurat miesiąc i dzień tygodnia. Ta wiedza nie była mu niezbędna, ale jako szanujący się naukowiec nie mógł pozbawić swoich zapisków chronologii.

-Tydzień. – Powiedział spojrzawszy na prawy górny róg swojego notesu. Kiedy zaczynał był całkowicie pusty, teraz została w nim już mniej niż połowa wolnego miejsca.

-Mogę zadać ci pytanie?

Po pewnym czasie przestała płakać. Wystarczył dzień w mokrej celi gdzie spacerowały jedne z setek heteropoda maxima zajmujące jego zamek by wybrać towarzystwo Nekromanty.

-A czy to już nie było jedno? -Pokiwał głową, wiedząc, że z tym upartym indywiduum nie ma sensu dyskutować. – Możesz.

-Naprawdę jesteś tym, za którego się podajesz? – Spojrzała na niego z ukosa. Właśnie przesunęła swego gońca.

-Tak. – Powiedział spokojnie. Wiedział już dokładnie co planuje, jak i w rozmowie, tak i w szachach. Wizyta gościa, który z założenia ma żyć dłużej niż da się wytrwać po jednym posiłku była tutaj rzadkością i zmusiła go do kupienia produktów spożywczych których normalnie nigdy by nie używał. Właśnie dlatego teraz wgryzł się w jabłko.

-To dlaczego ja jeszcze żyje? Dlaczego spokojnie gramy sobie i rozmawiamy jak starzy znajomi?

-Miałaś zadać jedno pytanie a zadałaś już pięć.

-Czyli nie dostanę odpowiedzi.

-Kobiety zadają znacznie więcej pytań. Często nawet nie chcą znać odpowiedzi, tylko usłyszeć to co same sobie wymyśliły.

-Sugerujesz coś? – Spytała atakując pionka na G4. To tylko mała dywersja żeby zamaskować jej poczynania po drugiej stronie pola bitwy.

-Nie sugeruję, tylko wiem. – Ciągle udawał, że nie widzi tego, co szykuje się na planszy. Chciał to dobrze rozegrać i wygrać obie potyczki. – Masz już ustaloną własną wersję historii. Możesz równie dobrze mi powiedzieć co zaplanowałem.

Rzuciła mu szybkie spojrzenie i zrobiła grymas, który znał z czasów kiedy jeszcze wychodził z pracowni. Uważała kobiety za lepsze od mężczyzn.

-Po pierwsze porwałeś mnie i zamknąłeś w tym przerażającym pomieszczeniu. Po drugie jestem kobietą, i to całkiem atrakcyjną. Po trzecie mimo że jesteś kim jesteś, a przynajmniej podajesz, ja jeszcze żyję, a ty najgorsze co zrobiłeś to zanudzanie mnie niektórymi pytaniami. – Poczęła finalną akcję swojego ataku. – Nie trzeba być geniuszem, żeby dodać jeden do dwóch, a potem na końcu do trzech, żeby wiedzieć, że wyjdzie sześć. Jesteś samotnym starcem i potrzebujesz towarzystwa. – W tym momencie przesunęła gońca i uśmiechnęła się szeroko. – A do tego nie umiesz grać w szachy, w kolejnej turze mam twojego króla.

-Na pewno? – Spytał spokojnie nie odrywając wzroku od jej twarzy. Po chwili zobaczył na niej bolesną realizację. Nie skrywał, że jej wyczekiwał.

-Pieprz się. – Powiedziała wstając od stołu i zamaszystym ruchem przewracając większość figur. Dumnie podniosła głowę i skierowała się do swojej celi.

-Znasz tylko cyfry. – Również wstał od stołu, jednak tylko po to by posprzątać szachy. – Jednak nie wiesz co czai się między nimi. – Tę część dodał ciszej, jednak podejrzewał, że i tak to usłyszała.

Nekromanta został sam w swej pracowni. To miejsce od dawna nie było świadkiem rozmowy, zakrwawione mury odbijały tysiące wrzasków, setki jęków i dziesiątki ostatnich oddechów, jednak tylko jeden atak kobiecej furii. Oparł się o fotel który skrzypnął złowieszczo i spojrzał się w górę zawieszając spojrzenie na klatkach. Cały ten eksperyment bardzo dużo od niego wymagał i jako profesjonalista doceniał chwile odpoczynku.

-Igorze.

Jego pomagier wyszedł z cienia, tam gdzie zazwyczaj czekał na jego polecenia. Chłopak mógł spędzać godziny w swoim gnieździe, jeżeli wiedział, że nie czeka go żadna rozrywka. Zawsze był jednak gotowy, by stanąć przed swoim panem. Teraz ręce miał umazane krwią, tak samo jak podbródek.

-Tak mistrzu?

-Masz coś dla mnie?

-Oczywiście.– Chłopak skoczył w mrok by wrócić z kartoteką. Była całkiem spora jak na tak młodego pacjenta i z świeżymi czerwonymi odciskami na okładce. – Która klatka?

-Numer 89. Zanim ją przyprowadzą sprawdź czy metal nie przerdzewiał. Nie chcemy kolejnego wypadku. – Powiedział spoglądając na niego stanowczo. – Rozumiemy się?

-Oczywiście, mistrzu. – Skakał już do ściany z wajchami kiedy Nekromanta odezwał się po raz kolejny.

-Zamknij również drzwi od celi. I przynieś mi klucz. Nie chcemy przedwczesnego spotkania, a ona niech sobie myśli, co tylko chce. A, i umyj się.

 

 

Zbliżał się dzień wielkiej próby. Nekromanta przechadzał się po swojej pracowni, nie ukrywając zniecierpliwienia. W notesie dotyczącym tego eksperymentu zostało już tylko kilka wolnych kartek, które miał zamiar poświęcić na podsumowanie swego osiągnięcia.

Na zewnątrz szalała właśnie burza. Pioruny uderzały coraz to bliżej, swymi błyskami rozjaśniając na ułamki sekund wnętrze pracowni, tworząc wspaniałe obrazy, stworzone z tysięcy cieni. Igor zrezygnował z przesiadywania w swoim zakątku i z fascynacją oglądał przedstawienie natury. Na Nekromancie nie robiło ono zbyt dużego wrażenia. Już niedługo, zrobi coś równie oszałamiającego.

Jako, że nie chciał odciągać swojego pomocnika od okna, zszedł do piwnicy, gdzie otworzył jedną z trumien. W tych kamiennych kryptach wiecznie panowała temperatura poniżej zera, co było niezbędne przy przetrzymywaniu zwłok.

Obudził swojego ostatniego pacjenta. Przed powzięciem decyzji o przeprowadzeniu akutalnego eksperymentu, Nekromanta zajmował się udoskonalaniem starodawnej sztuki tworzenia zombie.

-O witam! – Powiedział młodzieniec po odsunięciu głazu znad jego grobowca. – Minęło trochę czasu stwórco.

Chłopak był pomocny jednak bardzo gadatliwy. Dopiero teraz przypomniał sobie dlaczego zamknął go w kamiennym grobowcu. Jego spojrzenie zniesmaczenia musiało zostać przez omyłkę uznane jako zachętę do spowiedzi.

-W ciemnościach naprawdę nie ma zbyt wiele do roboty. Można tylko kontemplować nad sensem swojego życia. – Zombie naciągnął płat skóry odstający z uda i przyklepał go na miejsce. Jego plecy były porośnięte pleśnią i były mocno zdeformowane od długotrwałego przebywania w bezruchu. – Stwórco, tylko ja nie mam życia! Czy można mieć sens życia bez życia? Sens nie-życia?

Nekromanta pokręcił głową i zabrał się do łatania swego dzieła. Oczywiście ten wykorzystał to do konwersacji. A raczej monologu.

-Mistrzu musiałeś zapomnieć wprowadzić mnie w trans. Nie bój się, nic mi się jednak nie stało. Rozmawiałem sobie. Czas całkiem szybko spłynął. O, o! Tam. Dziękuję, trochę mi to doskwierało. W każdym razie jestem niesamowicie wdzięczny, że sobie o mnie przypomniałeś.

Po skończeniu napraw poczęli wspinać się na górę, a naukowiec coraz bardziej żałował doboru pomocnika. Niestety on i Igor nie będą w stanie przeprowadzić tak skomplikowanego zabiegu bez pomocy osób trzecich. Schody były pokryte śluzem który powstaje kiedy płyny ustrojowe człowieka zostaną wystawione na działanie bakterii. Smród był niemiłosierny a przy okazji wystarczył najmniejszy błąd by pośliznąć się i zabić. Z łezką w oczach przypomniał sobie jak na początku jego dzieła były tak pokraczne, że nie potrafiły wspiąć się po tych wąskich i wysokich stopniach. Wtedy stanowiły one pierwszą linię obrony podczas buntu umarlaków, którzy niekiedy mieli za złe odebranie sobie życia. Jego towarzysz ciągle coś gderał jednak nie zwracał on na to zbytniej uwagi.

-Stwórco? – Powiedział trup i zamilkł. Wiadome było, że wcześniej powiedział coś ważnego i teraz oczekuje na odpowiedź.

-Słucham.

-Myślę, że skoro nie żyje, to nie mogę mieć sensu życia.

-Wydaje się logiczne.

-Ale jeżeli będę pomagać osiągnąć sens życia żyjącym, to czy przez taką pomoc nie będę dzielił ich sensu? Otrzymując przy tym jakiś sens dla siebie.

-Nie wiem.

-To ja myślę, że skoro stwórca jest żywy, a ja martwy to nie mamy nic do stracenia i możemy spróbować.

-Skoro tak uważasz.

Byli już na górze. Igor ciągle siedział przy oknie wypatrując kolejnych błyskawic. Jego zombie mruczał pod nosem coś przepełnionego radością. Z góry poczęła kapać woda. Wiatr musiał zerwać kilka klepek z dachu. Kiedyś pewnie wpierw poszedłby załatać dziurę, kiedyś. Teraz po prostu poczeka aż przestanie padać.

-Posprzątajcie tutaj i przygotujcie stół. – Nekromanta spoglądał na kropelki kapiące na jego buty i pokiwał głową. Igor usłyszawszy swoje słowo klucz porzucił miejsce pod oknem i w kilku podskokach dostał się do stołu operacyjnego i począł go czyścić. – Potem przygotujcie narzędzia i sprawdźcie pasy. Nie chcemy, żeby ktoś znowu się uwolnił. – Tutaj spojrzał na swojego zombie, a ten z wyraźnym wstydem uciekł od niego wzrokiem.

Nekromanta usiadł na swoim ulubionym, czarnym i zniszczałym fotelu. Czarna skóra była popękana a samo siedzenie nierealnie twarde. Mu to jednak nie przeszkadzało. Spojrzał w górę gdzie w klatce numer 89 znajdowała się jego druga pacjentka. To ona znajdzie się na stole. Pierwsza wyląduje na krześle ustawionym kilka metrów dalej. Przed zabiegiem zsunie ze sobą meble.

Kartoteka którą przeglądał już nie raz znowu przyciągała go do siebie, jednak on wiedział, że nie znajdzie w niej niczego nowego. Ludzie którzy je sporządzali znali się na rzeczy, jednak mimo wyboru najlepszych ku temu celu placówek, nie możliwe było by dostać szczegółowe informacje potrzebne mu do zabiegów.

Druga pacjentka nie sprawiała mu żadnego problemu. Była w śpiączce. Jutro odbędzie się eksperyment.

 

 

-W końcu się zjawiłeś? Co, nudziłeś się beze mnie? – Kobieta siedziała w kącie na kupie zwiniętych szmat. Jej włosy były pozwijane. Nie znosiła niewygód celi zbyt dobrze.

Zignorował jej komentarze i usiadł na jedynym krześle w celi. Miał ze sobą notatki i chciał tylko upewnić się czy wszystko idzie zgodnie z planem. Siadając zgniótł pająka. Widocznie dlatego wolała tamto legowisko.

-Dobrze się czujesz? – Spytał poprawiając szatę.

-Mogłoby być lepiej. – Spojrzała na niego z lekko zadartym nosem. Widocznie odebrała jego postawę jako swoje zwycięstwo.

-Zawroty głowy lub problemy ze wzrokiem?

-Nie. – Odpowiedziała zdziwiona. – A co, dodałeś mi czegoś do wody?

-Prócz witamin, niczego. – Wstał i począł powoli chodzić wkoło. Starał się ciągle mieć ją na oku w razie gdyby chciała go zaatakować. Znając jej historię jest to mało prawdopodobne. ale nie mógł ryzykować, kiedy był już tak blisko od przeprowadzenia swego eksperymentu. – Pamiętasz, na początku obiecałem ci, że przedłużę twoje życie. Nie kłamałem. Mam zamiar to uczynić w przeciągu kilku kolejnych godzin.

-A co będzie jeśli się na to nie zgodzę. – Spytała przykrywając się kocem i dosuwając na swej pryczy do rogu pokoju.

-Jesteś idealną kandydatką. Twoja odmowa nie ma już znaczenia. Byłaś na tyle pomocna, że udało mi się cię poznać. Nie tylko na płaszczyźnie wspomnień, ale również charakteru. Boje się, że żadna inna kobieta, porwana przez obcego mężczyznę, nie otworzy się do tego stopnia co ty.

-Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.

Nekromanta pokiwał głową.

-Igor zaciągnie cię siłą. Jeżeli będziesz stawiała opór to niestety może dojść do uszkodzeń ciała. Mniejszych lub większych, obędziesz się bez kończyn.

-I obiecujesz, że nie zmienisz mnie w zombie ani nic takiego?

-Obiecuję. Oboje wiemy, że w swym obecnym stanie nie pożyjesz zbyt długo. Okłamałaś mnie przy wywiadzie. Twoja kartoteka jednak nie kłamie. Oferuje ci tylko szansę na lepszy żywot.

-Jeżeli obiecasz mi, że nic mi się nie stanie, to ci pomogę. Prowadź.

Była zdesperowana. Widział to w jej oczach. Mógłby skłamać, jednak nie musiał. Jej dobro, było teraz powiązane z dobrem eksperymentu. Pokiwał głową. Sposób w który zdobywał pacjentów mógł być uważany za bestialski, jednak kto lepiej nadaje się do eksperymentów niż ktoś kto już jest lub był pacjentem?

W sali było jaśniej niż zazwyczaj. Igor wraz ze swym nowym kompanem rozpalili świece w pobliżu stołu operacyjnego. Drgające płomienie dodawały jego pracowni jeszcze bardziej ponurego klimatu.

Pacjentka wyraźnie chciała coś powiedzieć jednak tylko pokiwała głową i usiadła we wskazanym miejscu. Czuł jak drgała, kiedy przypinano ją do krzesła. Z opuszczonej klatki wyjęto dziewczynkę. Miała góra kilkanaście lat. Była blada i miała zamknięte oczy. Jedyne po czym można było poznać, że żyje to wolno podnosząca się klatka piersiowej.

-To twoje nowe ciało. – Powiedział Nekromanta sprawdzając wszystkie pasy.

-Ona… Żyje?

-To zależy. Jej mózg nie funkcjonuje. Nie ma osobowości, jest warzywem.

Pacjentka chciała zadać kolejne pytanie, jednak nekromanta zrobił jej zastrzyk. Poruszyła ustami jeszcze kilka razy, jednak nie wydawała żadnego dźwięku. Włączył stoper.

-Wiem, że jeszcze przez chwilę będziesz mnie słyszała więc będę się streszczał. Nie mam już ochoty na więcej pytań. Przez ostatnie tygodnie poznawałem cię tylko po to, by wiedzieć czy ten eksperyment będzie udany. Jeżeli tak, to proszę, jeżeli tylko wróci ci panowanie nad swym ciałem to uderz mnie z całej siły w twarz.

Zatrzymał stoper. Ciało przypięte do metalowego krzesła zastygło w bezruchu. Jej krążenie zwolniło do tylko kilku uderzeń serca na minutę. W sporym stopniu przypominała teraz trupa.

-Zaczynamy.

Igor, jako, że miał więcej doświadczenia zajmował się młodszym ciałem, drugi pomagier asystował Nekromancie, którego zadanie było o wiele trudniejsze. Oboje zaczęli od ogolenia głów swych pacjentek. Następnie osobiście narysował linię cięcia na obydwu ciałach. Prócz znieczulenia w płynie, tylko dla pewności rzucił na oba ciała zaklęcie znieczulające. Nie było to wymagane jednak jeżeli eksperyment się uda to może to przyśpieszyć otrzymanie wyników. Potem zaczęła się część, którą tak uwielbiał Igor.

Piła do kości zachrzęściła. Krew spływała mu po rękach jednak nie zaprzestawał cięcia. Dźwięk otwieranej czaszki zawsze wywoływał w nim niepokój. Zombie oczyszczał rany. Kości ocierane przez metal poczęły wydawać specyficzną woń która zawsze go irytowała. Po bliżej nie określonym czasie górna część czaszki znajdowała się już w słoju z odpowiednim roztworem. Dzięki wstrzykniętym specyfikom oraz umiejscowieniu cięcia krwawienie było tylko śladowe.

Mózg. Zakrwawiona paćka poznaczona fałdami. Całe nasze jestestwo. Zapiski wszystkich naszych wspomnień i umiejętności, a nawet charakteru znajdują się w tych rowkach. Zawsze go to fascynowało. Miał ochotę dotknąć tej skarbnicy wiedzy, pogładzić ją i ukraść jej sekrety. Powstrzymał się jednak i wziął głęboki wdech. Musiał działać profesjonalnie.

Następne kroki wymagały wiele wprawy i musiał przeprowadzić je samodzielnie. Złapał delikatną, różową i galaretowatą masę i wysunął ją z czaszki na tyle ile to możliwe i zablokował ją na specjalnym urządzeniu zrobionym z kilku prętów. Kiedy mózg był już bezpiecznie ustawiony na stelażu wszedł w trzecią fazę zabiegu.

Wpierw rzucił zaklęcie którego opracowanie zajęło mu tak wiele czasu. Zeskanował każdy milimetr, każde zagłębienie, każdy neuron, każde powiązanie, każdy impuls mózgu kobiety której umysł miał ztransferować. Proces ten był powolny lecz niesamowicie dokładny. Gdyby nie jego lata doświadczenia i potęga magii nie uwierzył by, że takie coś jest możliwe. Jednak było.

Mógł oczywiście po prostu wyjąć narząd i wstawić go do drugiego ciała. Wtedy po prostu zabił by dwie osoby. Nie licząc niezgodności krwi taki transfer osobowości był po prostu niemożliwy. Wiedział o tym, już nie raz go próbował. Dlatego właśnie opracował ten eksperyment.

Kiedy posiadał już kompletny i idealny obraz umysłu pacjentki nacisnął sprzęgło, które za zadanie miało wbić w nią igłę i wtłoczyć truciznę by zabić bezużyteczne już ciało.

Potem przeszedł do stołu gdzie Igor przygotował już biorcę. Na twarzy dziewczynki było pełno krwi, a jej oczy były na wpół otwarte. Musiał otworzyć je podczas cięcia. W świetle świec wyglądała naprawdę makabrycznie, i musiał przyznać to nawet sam Nekromanta.

Mózg tego dziecka był prawie pusty. Dosłownie, po spędzeniu całego życia w śpiączce nie było zapisanych na nim zbyt wielu informacji i dlatego stanowił idealnego biorcę. Później będzie musiał opracować technikę czyszczenia wcześniejszych zapisków, jednak na razie musiał sprawdzić, czy w ogóle jest w tym jakiś sens.

Im dłużej zwlekał z nałożeniem obrazu tym większa była szansa, że coś pójdzie nie tak, więc jak najszybciej, chodź z największą ostrożnością rozpoczął proces. Przenoszenie trwało o wiele dłużej niż pobranie i dawało też o wiele bardziej spektakularny efekt. Mózg przed nim nieustannie się zmieniał, formował aż w końcu po czasie który wydał mu się wiecznością zastygł.

-Dokonało się. – Powiedział z ulgą i odetchnął.

Miał ją już ochotę wybudzić i sprawdzić czy wszystko się udało. Pozostało jednak jeszcze wsadzenie narządu na jego miejsce i zaszycie skalpu. Procedura była czasochłonna a on czuł się niesamowicie wyczerpany. Stół był powleczony specjalnym zaklęciem zapewniającym mu nieskazitelność, musiał jednak jak najszybciej zamknąć czaszkę, by ograniczyć do niej dopływ powietrza które niestety nie było całkowicie wysterylizowane, i znajdowały się w nim potencjalnie niebezpieczne mikroby.

Posługiwał się sporą ilością magii by tylko zapewnić odpowiednia higienę i odpowiednią wytrzymałość łączeń. Z każdą sekundą czuł jak słabnie a jego ruchy stają się mniej precyzyjne. Kiedy w końcu skończył kiwnął na swego zombie, a on wraz z Igorem odłączyli blat stołu i używając go jak noszy zanieśli go do celi.

Rozpoczęło się czekanie.

 

 

Przez wiele lat trenował u siebie wytrwałość i systematyczność lecz wytrzymał tylko jedną zbyt krótką i niespokojną drzemkę. Unikał niecierpliwości, gdyż ta tylko szkodziła nauce, teraz jednak nie mogąc się opanować i wybudził pacjentkę, a tak naprawdę obie.

Mrugnęła. Mimo sporego znieczulenia na jej twarzy pojawił się grymas bólu. Ku jego zdziwieniu uderzyła go w twarz. Nie był to zbyt mocny cios ale i tak zrzucił go z krzesła.

Udało mu się.

-Pamiętasz?

Pokiwała głową. Miała inną twarz, inne ciało jednak to była ona. Wynalazł sposób na życie wieczne.

-Kto wygrał w szachy? – Spytał.

Ona pokręciła głową i wskazała na niego. Jego ekscytacja sięgała zenitu.

-Jak nazywał się twój kot?

-Ki… Kitka. – Powiedziała. Mówiła z trudem, jednak mówiła.

-Sukces! Oczywiście będę musiał sprawdzić wszystkie zgromadzone dane, zrewidować wspomnienia i nasze interakcje, ale na pierwszy rzut oka wydaje się, że mi się udało!

-Cii…. Głowa mi pęka.

Zazwyczaj nie miał poczucia humoru, ale jej rozłupana czaszka wywołała u niego salwę śmiechu. Udało się!

-Przyślę Igora, będzie cię pilnował i mniej gadał. Musze rozładować jakoś moją radość. Gdzieś powinienem mięć wino… – Powiedział i wyszedł z celi.

Mimo, że jeszcze kilka chwile temu był wykończony teraz rozpierała go energia. Odnalazł wino i usiadł w swym ulubionym fotelu. Nalał sobie lampkę alkoholu i począł rozmyślać. Dokonał czegoś tak niesamowitego. Stał się niemal bogiem! Jak Życie lub Śmierć. Przełamał zasady, przełamał ograniczenia. Jego myśli pędziły tak prędko, myślał z taką euforią, że niemal nie zauważył zbliżającego się zombie.

-Panie? – Spytał. – Czy twój eksperyment się powiódł? Czy osiągnąłeś sens swojego życia?

-Tak. – Odparł Nekromanta.

-To wyśmienicie. Od razu mi lepiej. Co do twojego ostatniego polecenia, to nie mogę go wykonać.

-Nie rozumiem. – Powiedział sącząc kolejny łyk wina. Obecność gadatliwego zombie trochę go denerwowała. – To nie może poczekać?

-Może. Właściwie to czekanie rozwiąże sprawę. Dziękuję.

Zombie odszedł.

Coś było nie tak. Co on kazał robić temu przeklętemu chodzącemu trupowi?

Czego on nie może zrobić?

Skupił się.

Kazał mu usunąć zwłoki z krzesła. Czego ten cholerny idiota nie potrafi zrobić? Chce żeby w całej pracowni śmierdziało zgnilizną?

-Co za niekompetencja. – Mruczał do siebie wstając z krzesła i ruszając na drugą stronę pracowni. – Czego znowu nie potrafisz zrobić? – Spytał podchodząc do zombie wpatrzonego w byłe ciało jego pacjentki. Widok był dosyć odpychający więc wbił swe stanowcze spojrzenie w swego asystenta. Ten natychmiast począł się tłumaczyć.

-Panie nie mogę usunąć zwłok.

-Dlaczego?

-Bo tu nie ma żadnych.

-Co ty pierd… – Nekromanta miał ochotę zakląć jednak ciarki przeszły po jego ciele. Spojrzał na swą pacjentkę. Ona oddychała. Puste i bezwartościowe truchło które powinno się tu znajdować żyło.

Mechanizm uwalniający igłę z zastrzykiem śmierci nie zadziałał. Sprężyna połączona do pedału przerdzewiała i pękła.

Dotknął jej dłoni. Jej załzawione oczy otworzyły się i wbiła w niego swe puste spojrzenie przesiąknięte niewyobrażalnym bólem. Odpiął przypinające ją pasy. Ręka, którą podniosła z niewyobrażalnym trudem musnęła go po policzku.

To była ona. Z mózgiem na wierzchu, z rozpłataną czaszką. Siedziała tak unieruchomiona przez kilka godzin. Owinięty na stelażu narząd błyszczał niezdrowo jednak jasna jego cholera ciągle funkcjonował. Kiedy już myślał, że wie wszystko o ludzkim ciele zawsze zdarza się coś co pokazuje jak był naiwny.

Wiedział, że to była ona. Prawdziwa, jedyna i oryginalna. Nie mógł patrzeć jak się męczy i pociągnął wajchę bezpieczeństwa z drugiej strony krzesła. Kolce przebiły jej ciało przerywając rdzeń kręgowy, serce, płuca i większość narządów. Takiego ataku nie mógł przeżyć nawet nieumarły.

Zombie zdjął zwłoki i położył je na noszach. Kiedy stało się to możliwe automatycznie wykonał dany mu rozkaz. Nekromanta wpierw chciał go powstrzymać. Szybko jednak zmienił zdanie. Wrócił na swój fotel i zaczął myśleć.

Eksperyment się nie udał. On wcale nie przedłużył jej życia. Tak naprawdę zabił ją i zrobił jej kopię. Kopię! Nie o to mu chodziło. Nijak taka podróbka nie pasowała mu do tego, co chciał osiągnąć. Co z tego, że ta druga posiadała wiedzę tej pierwszej. Oryginał już nie żyje, a kopia ma się dobrze. Ta technika nie zapewnia nieśmiertelności. Nie pomyślał o tym w ten sposób. Umknął mu taki banalny szczegół o którym pomyślało by każde dziecko, a on, geniusz – nie.

 

 

Kilka minut później zebrał myśli i ruszył do celi gdzie odprawił Igora i zasiadłszy na krześle wpatrzył się w abominację, którą stworzył.

-Udało się. Dotrzymałeś słowa. – Powiedziała spoglądając na niego.

Kiedy tylko skończyła mówić zabił ją jednym zaklęciem. Jej głowa eksplodowała zabarwiając całe pomieszczenie na czerwono. Nie potrzebny był mu dowód jego porażki. Zawołał Igora który spojrzał na niego z żalem. Ominęło go przedstawienie.

-Posprzątaj tu i znajdź mi kolejnego pacjenta. – Przeszły po nim ciarki i obrzydzenie. – Przez chwilę było mi jej żal.

Koniec

Komentarze

Zacznę od wytykania: zły zapis dialogów np.: -Udało się. Dotrzymałeś słowa. – Powiedziała spoglądając na niego. Powinno być: -Udało się. Dotrzymałeś słowa – powiedziała spoglądając na niego.

Przecinkologia. Powtórzenia, szczególnie na początku. Za często używasz czasownika “być”. Za dużo zaimków osobowych. Gdzieś na początku zdania napisałeś “Mu… coś tam, coś tam”. Powinno być “jemu”.  Czasownik + by piszemy razem, np.: zrobiłby

Teraz do treści: Kiedy posiadał już kompletny i idealny obraz umysłu pacjentki nacisnął sprzęgło, które za zadanie miało wbić w nią igłę i wtłoczyć truciznę by zabić bezużyteczne już ciało. – Jakoś mnie nie przekonuje to zdanie. Nie mógł jej zrobić zwyczajnie zastrzyku? Rozumiem, że było to potrzebne do poprowadzenia zakończenia, ale dla mnie trochę zbyt naiwne.

I samo zakończenie: Eksperyment się nie udał. On wcale nie przedłużył jej życia. Tak naprawdę zabił ją i zrobił jej kopię. Trochę tego nie rozumiem. A czego innego się spodziewał? Przecież od początku wiadomo było, że wrzucenie “zawartości” mózgu kobiety do mózgu dziewczynki daje tylko i wyłącznie kopię mózgu w nowym ciele.

A tak poza tym, gdyby wyeliminować niedociągnięcia zarówno w fabule, jak i w wykonaniu, wyszedłby całkiem niezły nowy Frankenstein. Warto popracować, żeby uniknąć błędów.

 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Cóż, Bemik ma całkowitą rację. Mimo to mnie, Drogi Autorze, dostałeś. Niby zdawałem sobie sprawę z tego, iż cały tekst dąży do finałowego fajerwerku i spodziewałem się takiegoż, to o oczywistości stworzenia kopii nie pomyślałem. Ha, najwyraźniej dzielę z Nekromantą jego obłęd i zaślepienie. Dlatego motyw istoty pozostawionej ns całe godziny z otwartą czaszką i mózgiem na wierzchu, a jednak żywej, czującej i świadomej, zrobił należyte wrażenie. Brawo. Nie wiem tylko gdzie w tym jest miejsce dla gadatliwego, zastanawiającego się nad sensem nie-życia zombi. Tak, akcent humorystyczny, wszak tekst ma charakter pastiszu. Ale nie parodii, a o nią elokwentny nieumarły się niebezpiecznie ociera. Jedno jest pewne – nigdy nie wejdę do żadnego portalu teleportacyjnego, nieważne, czy magicznego, czy wyprodukowanego w CERN-ie. Pozdrawiam.

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Jej, sorki Serafinek, nazwalem Cie nieopatrznie AUTOREM. Jeszcze raz przepraszam, Droga Autorko.

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Ups, ja też przepraszam, Serafinku-o

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Dziękuję za komentarze. Jak widać mam jeszcze nad czym popracować. Edycja tekstu jest jednak naprawdę moją słabością, podobnie jak samokrytyka :) Pozostaje mi tylko się odrobinę dokształcić i wracać do pisania.

Nowa Fantastyka