- Opowiadanie: Kinga - Wampirek (Wampireza)

Wampirek (Wampireza)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wampirek (Wampireza)

Tydzień temu dałam ogłoszenie do gazety: że poszukuje pracy jako opiekunka. Po tygodniu zadzwoniła do mnie kobieta, z propozycją pracy. Zgodziłam się. Pracowałam we wtorek, środę i piątek, od 12 do 18 we wtorek i od 14 do 20 w środę i piątek. Chłopiec miał 9 lat i uczęszczał do trzeciej klasy, miał jasno brązowe loki i o tym samym odcieniu oczy. Następnego dnia odebrałam Grzesia ze szkoły. W progu domu przywitał nas mały piesek o sierści szarej i również kręconej.

– O cześć Wampirek

– Jak go nazwałeś? – spojrzałam zdziwiona.

– Wabi się Wampirek, ładnie prawda? Nikt nie ma takiego imienia. Ale wymyśliłem nie?

– A dlaczego tak go nazwałeś?

– Nie przyglądałaś mu się jeszcze i dlatego nie wiesz. On ma na górze dwa ząbki, kły! – dodał z fascynacją – wysunięte na przód – oczka rozbłysły mu niesamowitym blaskiem.

– To ciekawe, przyznaję, nie widziałam czegoś takiego.

– Choć to ci pokażę! – zawołał, wbiegając do swojego pokoju razem z pieskiem. Położyłam reklamówkę na płytkowym blacie stołu z zachciankami małego i ruszyłam w stronę pokoju. W pokoju siedział z nim na łóżku, trzymając go i odsłaniając jego kły.

– Faktycznie, ma je wysunięte przed inne ząbki – usiadłam i spojrzałam na te bieluchne małe zęby – a właściwie czemu takie ma?

– Takiego mama dostała dla mnie od taty, taki już był. Gdy jeszcze był malutki, mama była u weterynarza i powiedział, że to jest wada, ale nie groźna, że taki urok tego pieska.

– Aha – przytaknęłam – ma rację doktor, ząbki dodają mu uroku i w dodatku ma je śliczne. Na koniec uśmiechnęłam się do małego, wstałam i wyszłam. Musiałam przygotować obiad na jutro i na dziś kolację, a na podwieczorek była pepsi i ptysie w polewie malinowej dla Pani domu, w polewie tofii dla małego, a dla mnie po prostu ptyś. Mały bawił się z Wampirkiem, w bliżej nie znany mi scenariusz wielowątkowej historii.

Minął miesiąc. Dzisiaj z Grzesiem wyszliśmy na spacer, było bardzo ciepło jak na porę jesienną. Pierwsze dni października, środa.

– Smakuje ci szejk?

Mały pociągnął kilka łyków, a potem zassał się na dłuższą chwilę, po czym gdy skończył odpowiedział – Smakował! Spojrzałam na niego, a on podał mi pusty kubeczek po szejku.

– Mogę jeszcze? – dziecinny głosik wyrażał prośbę.

– Nie, na dziś ci wystarczy – odpowiedziałam spokojnie. Tymczasem piesek kręcił się koło naszych nóg, merdając wesoło ogonkiem.

– A masz wodę?

– Tak, mam… – wyciągnęłam z plecaka pół litrową butelkę wody i podałam mu. W pierwszej kolejności złapał pieska, otworzył mu buzię i wlał trochę wody. Po czym sam się napił, gdy skończył, oddał mi butelkę prawie pustą.

– Chciało nam się pić – odrzekł po czym zaczął biec wołając pieska.

– Uważaj żebyś się nie wywrócił! – krzyknęłam, widząc rozchodzący się tłum ludzi przed Grzesiem i Wampirkiem goniącym za nim.

Do domu wróciliśmy za pięć siódma, mały poszedł się umyć a ja zrobiłam kolację. A potem ogarnęłam jego pokój z wszędobylskich zabawek, oczywiście książki były na miejscu, jeżeli w ogóle do nich zaglądał? Pościeliłam łóżko i w momencie gdy poruszyłam kocem z łóżka z frunęła zgnieciona kartka. Miałam jej nie rozwijać, ale coś mnie tknęło i ja rozwinęłam. Treść brzmiała: „oni są wśród nas, te czarne stwory nas obserwuję, ale mam ochronę wampirek je zna i one nas nie skrzywdzą. Wampirek jest jednym z nich i przemienia się kiedy go nie widzimy". No tego się nie spodziewałam, mały miał wyobraźnię i chyba wiedziałam co mógł, a raczej kogo sobie wyobrażać. Gdy przyszedł do kuchni przebrany w piżamę, czekałam na niego z tą karteczką. Usiadł i zaczął jeść, widziałam, że zauważył kartkę.

– Przeczytałaś? – przełknął kęs.

– Najpierw zjedz a potem mów – odrzekłam – a powinnam przeczytać?

– Nic się nie stało, że przeczytałaś, znasz już prawdę – zawahał się – kim jest Wampirek.

– Ja wiem kim jest, ale kim są ci „oni"? powiesz mi? – spojrzałam na niego, jadł chlebek i nie podnosił wzroku.

– Są ludźmi ale i też wampirami – nadal był w tej samej pozie.

– Aha, i ty z nimi rozmawiasz? Kolegujesz się? – nie odpowiedział nic – no dobrze, napisałeś, że one krzywdzą, ale tobie nic nie zrobią, dlaczego?

– Przez niego – zerknął w stronę pieska, który siedział przy nim jak gdyby się przysłuchiwał

– Przez wampirka? – dodałam szybko

– Przez wampira – odrzekł, wstał od stołu, wypił całą szklankę soku i poszedł do pokoju.

Piesek przyglądał się mu, następnie zerknął na mnie i w końcu pobiegł za małym. Zegar wskazywał za piętnaście ósma, wiedziałam, że jutro muszę porozmawiać z jego mamą.

Był piątek. Ku mojemu zaskoczeniu Pani domu zdecydowała się dziś, pojechać na polanę (rodzinne wypoczynkowe miejsce), co do rozmowy to stwierdziła, że każdemu przyda się łyk czystszego powietrza. Do nas dołączył przyjaciel Pani domu, zostaliśmy sobie przedstawieni i na tym był koniec poznawania trzydziestoparoletniego szatyna. A szkoda! Kiedy się rozpakowaliśmy i zostało rozpalone ognisko, mały koniecznie chciał mnie wyciągnąć pod las.

– Choć coś ci pokażę? – wprost błagał.

– No dobrze. Proszę Pani idę z Grzesiem się przejść.

– Tylko uważajcie na siebie – dobiegł chichot – a.. i weź telefon – chwila przerwy – nie śpieszcie się.

– Oczywiście – odparłam, wsadzając telefon do kieszeni krótkich spodenek.

Stanęłam z małym przed lasem, cały teren wokół nas był porośnięty przez dość uciążliwą turzycę. Psiak nagle wbiegł do lasu.

– I co teraz, wiesz, że zwierzęta nie mogą być w lesie? – Wówczas mały pierwszy raz od wczoraj uśmiechnął się do mnie, był wcześniej jakiś zgaszony.

– Nie martw się Wampirka nikt nie rozpozna – oznajmił mi to pewnym siebie tonem – przemienił się i wygląda jak człowiek.

– A można go chociaż zobaczyć?

– Jak chcesz to idź, on tam gdzieś jest.

– Ja pójdę po Wampirka, a ty tu stój i nigdzie się nie ruszaj, zgoda?

– Zgoda – odpowiedział pogodnym głosikiem.

Las był ciemny choć nie gęsty, owiany ciszą i spokojem, przeszłam już dobry kawał wołając Wampirek. No ładnie niech jeszcze pies się zgubi, chyba mały nadal tam jest. Kurcze!

– Wampierek! Wampirek! – nagle poczułam zimno, odwróciłam się, to nic takiego, moja wyobraźnia – Wampirek! Piesku, gdzie jesteś?! – i znów to samo zimno, odwróciłam się, nic!

Podemną chrupnęła gałązka, zapiszczałam, w tym momencie las dziwnie zaszumiał. Ze dwa razy obróciłam się wokół własnej osi, żywej osoby nie widziałam, a jednak odczuwałam, że jestem obserwowana. Stwierdziłam, że lepiej jak zawrócę i nagle coś jakby wielkości człowieka przebiegło niedaleko odemnie. A za chwilę poczułam jak by za mną coś stało.

– Cholerne Wampiry! – krzyknęłam – Jak mogę być taką idiotką i w to wierzyć – wypowiedziałam na głos. Nie będę kłamać, rzuciłam się do ucieczki, słyszałam tylko odgłos własnych nóg, strzelających gałęzi i nadmierne bicie serca. Gdy wybiegłam przed las małego nie było. Obejrzałam się dookoła siebie, niedowierzałam ale na horyzoncie go nie było.

– Grzesiu! Grzesiu! – krzyczałam – Grzesiu, gdzie jesteś?! – wydarłam się na cały głos, łzy stanęły mi w oczach. Gdy usłyszałam pisk pieska, zamarłam. Nie minęło 5 sekund jak zaczęłam przedzierać się przez trawy biegnąc w prawo ku lasowi, wbiegłam do lasu.

– Wampirek, Grzesiu – i na odwrót – Grzesiu, Wampirek – nie ustawałam krzyczeć. Nagle zauważyłam niewielkie zwiniątko, był to piesek, całą sierść miał umazaną we krwi, a chyba połamaną tylną nóżkę, bo zapiszczał jak go podniosłam. Gdy wyszłam z lasu ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam Grzesia.

– Widziałaś ich, widziałaś? – aż podskakiwał – widziałaś ich, no powiedz coś. Byłam przerażona jego zachowaniem, był jak w transie.

– Przestań! Przestań skakać! – podniesiony głos zrobił swoje, Grzesiu przestał nachalnie skakać i wówczas zobaczył kogo mam na rękach.

– Co mu się stało, mój piesek, on żyje? – tylko nie histeria pomyślałam.

– Grzesiu uspokój się! Nie posłuchałeś mnie i widzisz co się stało! Gdzie byłeś?

– Mój piesek – zaczął płakać.

Byłam brudna, odrapana, zmęczona i wściekła. Po drodze zadzwoniłam na policję i powiadomiłam ich o zdarzeniu. Następnie zjawiła się policja w asyście straży leśnej i samego leśniczego. Nawet zjawił się weterynarz. Mama chłopca była w szoku całym tym zbiegowiskiem. Przesłuchano nas wszystkich, w zasadzie niczego niepokojącego się nie dowiedzieli. Na ile chłopiec zniknął nie potrafiłam powiedzieć. Oczywiście, że o wampirach nie wspomniałam. Gdy tak wszyscy siedzieliśmy przy ognisku przyszedł facet ze straży leśnej podszedł do leśniczego i pokazał co trzyma w ręku.

– Gdzie to znaleźliście?

– Około 200 metrów od miejsca gdzie znaleziono psa.

– Aha – odparł leśniczy – Moi drodzy Państwo – spojrzał na całe nasze towarzystwo – to są najprawdziwsze wnyki, mamy kłusownika bądź kłusowników na tym terenie i trzeba ich złapać na gorącym uczynku – po tych słowach odszedł do swojego dżipa.

Nie wiem jak miałam rozumieć całe to wydarzenie, ale może faktycznie wampirom nie chce się już po prostu biegać i zastawiają wnyki. Jedno jest pewne wszyscy przeżyli, o undeads nic mi nie wiadomo.

Koniec

Komentarze

Straż, leśniczy i policja siedząca przy ognisku? Mało wiarygodne. Tekst za bardzo napisany w stylu reporterskim. Niektóre zdania przydałoby sie skrócić, bo po co nam wiedza kto ile zjadł, albo która dokładnie była godzina, gdy wrócił do domu. Temat ciekawy, bo w sumie nie wiemy czy były te wampiry, czy ich nie było, ale trochę jak na mój gust niedopracowany.

Dodane do konkursowych.

> Zgodziłam się. Pracowałam we wtorek, środę i piątek, od 12 do 18 we wtorek i od 14 do 20 w środę i piątek. Chłopiec miał 9 lat i uczęszczał do trzeciej klasy, miał jasno brązowe loki i o tym samym odcieniu oczy. Następnego dnia odebrałam Grzesia ze szkoły.

1) straszny chaos, każde zdanie o czym innym - z grafika pracy przeskakujesz na opis chłopca, a z niego na właściwą akcję.
2) "Następnego dnia" - po czym? Nie widzę w tekście żadnego określenia, do którego to "następne" mogłoby się odnosić. Następnego dnia po daniu ogłoszenia? Niemożliwe, pracodawczyni zadzwoniła do niej po tygodniu, czyli... eee, dzisiaj?
3) Nie bardzo rozumiem opis kłów psa "wysuniętych przed inne ząbki". Kły mięsożerców zawsze wystają, to normalna sprawa. W jaki sposób one były wysunięte?
4) Otworzył pieskowi BUZIĘ? No daj spokój...
5) W tekście jest za dużo powtórzeń, co nie świadczy najlepiej o stylu.
6) "Wydarłam się" - zanadto kolokwialne jak na narrację literacką.

> W pokoju siedział z nim na łóżku, trzymając go i odsłaniając jego kły.

Za dużo zaimków, zdobądź "Galerię złamanych piór" i poczytaj, co na ten temat pisał Feliks W. Kres.

Ogólnie: czy dobrze zgaduję, że masz 13-14 lat?...

Jak na czternaście lat to tekst jest bardzo dobrze napisany. Ale proponowałbym nie pytać autorów o wiek. Mam ochotę zapytać co ma piernik do wiatraka? Ktoś dobrze pisze, albo słabo. Korelacja umiejętności pisarskich z wiekiem nie jest aż tak dla mnie oczywista. Chociaż faktycznie występuje. Jest jednak sprawą bardzo indywidualną, gdyż każdy w różnym tempie się rozwija.

Fakt.

> Mam ochotę zapytać co ma piernik do wiatraka?

Nic, po prostu jakoś ten tekst wydał mi się odstający stylem i klimatem od większości umieszczanych tu opowiadań i chciałam sprawdzić, czy dobrze się domyślam.

A ja myslę, że w tym przypadku wiek jest ważny. Tekst jest arcy-uroczy jeśli wyobrazić sobie, że pisała go 11-12 letnia istota. No spójrzcie tylko na to: "Musiałam przygotować obiad na jutro i na dziś kolację. A na podwieczorek była pepsi i ptysie w polewie malinowej dla Pani domu, w polewie toffi dla małego, a dla mnie po prostu ptyś". Nigdy takiego obiadu nikt mi nie zaserwował:) Ocena w zasadzie zależy od wieku. Jeśli napisany przez jeszcze nie nastolatka to gratuluję, życzę powodzenia dla młodego pisarza i odwagi, że zdecydował się wrzucić tekst tam, gdzie pływają starsze ryby. Brawa dla najmłodszego/najmłodszej. Jeśli nie - hmmm. Do popracowania. Jak Achika, uważam że wiek jest ważny. Bez oceny.

Witam,

Nie dało się, nie zauważyć, że jestem nowa. Z góry dzięki za wszystkie wypowiedzi. Faktycznie Wampirek ma swój inny klimat (konkurs). No tak, buzia (irracjonalne nazwanie ryja, pyska, mordy) psa. Wiek? Kiedy wysyłam na konkurs tekst, czy ktoś się pyta jak wyglądam? Ile mam lat? Co robię? I w cholerę, na co im truję dupę? No, nie! Chodź bywa i tak " Mile widziane kilka słów o sobie" ??? Fantastyka? Lubię historie wyssane z palca. ludowe wierzenia, dziwaczne zabobony. Górnolotna literatura fantastyczna... niech tworzą sobie inni. Życie i tak werfikuje wszystko! Cenne uwagi się przydadzą, i twórczy obiektywizm, choć szczypta egoizmu też nie jest zła. Najprościej to rozumieć: no ten tekst to kula u nogi.

Pozdrawiam

Nowa Fantastyka