- Opowiadanie: BogusławEryk - Śpiew syren

Śpiew syren

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Śpiew syren

Zawsze fascynowała mnie wysokość; kiedy tylko między mną a stałym gruntem pojawiała się przestrzeń choćby kilku metrów, natychmiast zapominałem o zdrowym rozsądku. Śmierć stawała się mi wówczas bliska, znajoma. Przestawałem widzieć w niej jedną z wielu możliwości. Bez względu na to, jakim ogromem trwogi mnie napawała, gdy staliśmy twarzą w twarz, łaknąłem zgłębić jej sekrety.

Teraz jest inaczej. Pragnieniu nie towarzyszy lęk. Już nie. Wielka niewiadoma uchyliła rąbka swej tajemnicy, ukazując mi, że istnieje coś więcej…

Nie wierzę w cuda.

W akupunkturę, postrzeganie pozazmysłowe, feng shui i podobne newage'owskie wymysły szalonych guru z New Hampshire lub Salt Lake City. Twoje samopoczucie i stan zdrowia nie poprawią się tylko dlatego, że poprzestawiałeś kilka mebli – choć akurat w tym przypadku może zadziałać efekt placebo – a konsumpcyjne mrzonki nie ziszczą się, gdy co wieczór wyślesz dawkę "pozytywnej energii” w stronę fotografii wymarzonej rezydencji w centrum Miasta Aniołów.

Nie wierzę w cuda.

Ich mianem określam wyłącznie fakty, jakkolwiek nieprawdopodobne, to niepodważalne: skonstruowanie przez żyjących w XXVI wieku p.n.e. Egipcjan Wielkich Piramid w Gizie; wytrwanie przy życiu oraz zdrowych zmysłach załogi barkentyny Endurance, której członkowie przez dwa lata stawiali czoło demonom odizolowania i mrozu, grając w piłkę na powierzchni kry lodowej dryfującej na obrzeżach Antarktydy.

Nie wierzę w cuda.

Lecz nie potrafię zaprzeczyć świadectwu własnych zmysłów.

Są tu, na dachu, Irene i Lizzy, moje ukochane dziewczyny. Towarzysząc mi, zadają druzgoczący cios ludzkiej wiedzy o naturze Wszechświata. Nigdy nie byłem człowiekiem religijnym i nie śmiem snuć domysłów na temat istoty życia pozagrobowego. Niemniej, mając przed oczami oczywiste dowody, przestałem wątpić w jego istnienie. Widok Irene i Lizzy uzmysłowił mi, że gdziekolwiek toczy się życie po śmierci, miejsce to zamieszkane jest przez syreny.

 

Pamiętam ten dzień. Najdrobniejsze szczegóły. Sumienie nie pozwala mi zapomnieć.

Lizzy od bladego świtu biegała po domu, odgrywając scenę strzelaniny z jakiegoś filmu o gangsterach. Tu-tu-tu, tu-tu, puf-puf, piu-piu-piu i tak dalej, gorzej niż armia budzików. Podczas gdy jej rówieśniczki urozmaicały sobie codzienność SpongeBobem, lalkami Barbie i bajkami Disneya, Lizzy Simone Jones fantazjowała o przygodach u boku Michaela Corleone i Johna Dillingera. O rabowaniu banków i strzelaniu do ludzi.

Irene od bladego świtu milczała, traktując mnie jak powietrze.

"Obiecałeś". Dawała mi do zrozumienia tym milczeniem. "Przysięgałeś, zapewniałeś, a wyszło jak zwykle".

Gdy zbierały się do wyjścia, sięgnąłem po płaszcz. Zrezygnowałem jednak w ostatniej chwili, odwiedziony od zamiaru wymownym spojrzeniem Irene. "Nawet się nie fatyguj", komunikowało. "Weźmiemy taksówkę. W tym stanie i tak nie dałbyś rady prowadzić, a ja nie mam zamiaru pokazywać się publicznie w towarzystwie pijaka".

Pojechały same.

Irene śmiertelnie obrażona, Lizzy nazbyt podekscytowana wyprawą, aby przejmować się nieobecnością ojca.

 

Niebo jest bezchmurne, po twarzy cieknie mi pot. Drżę mimo upału.

Irene ma na sobie płaszcz, Lizzy zimową kurtkę, czapkę i szalik. Nie zmieniły się ani trochę; wyglądają dokładnie tak samo jak trzy lata temu, kiedy widziałem je po raz ostatni. Nie… coś jednak uległo zmianie: Irene przemawia do mnie, nie używając słów. Jej uśmiech zastępuje mi słowa. Rozumiem. Wybaczyła. Kocha i tęskni.

Czeka.

– Już niedługo, kochanie – mówię. – Jeszcze chwila i będziemy znowu razem.

Uśmiecham się, zamykam oczy i wychodzę naprzeciw największemu z moich lęków.

Spadam.

Pęd. Targający koszulą opór powietrza.

Sekunda… Dwie…

Zderzenie. Bezbolesne i miękkie.

Krzyki. Wiwaty. Brawa.

– No, stary, mów jak było!

Przewracam się na plecy, otwieram oczy. Błękit nieba znika, przysłonięty przez twarz Ricky'ego.

– A nie mówiłem, że zajebiste uczucie?! Pieprzyć psychiatrów i ich prozak, wystarczy jeden skok i każdemu odechce się depresji! No dalej, Mike, mów jak się czujesz?!

– Świetnie – odpowiadam zgodnie z prawdą. – Słyszę śpiew syren.

– Śpiew syren! A to dobre! Z taką opinią się jeszcze nie spotkałem!

Irene i Lizzy klęczą obok, ściskają moje dłonie.

– Lada moment – zapewniam. – Jeszcze chwila i znów będziemy razem.

– Cholera, coś ty pił, Mike? Cuchniesz jak… – Głos Ricky’ego oddala się i cichnie.

Śmierć jest mi bliska, znajoma. Ma zapach gorzkich migdałów.

Koniec

Komentarze

Wielka niewiadoma uchyliła rąbka swej tajemnicy, ukazują moim zmysłom, że istnieje coś więcej

Chyba powinno być “ukazując”.

 

Ciekawy tekścik. 

Owszem :) Dzięki za opinię.

Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper

Nie wierzę w cuda.

Akupunkturę, postrzeganie pozazmysłowe, feng shui i tym podobne newage'owskie wymysły szalonych guru z New Hampshire lub Salt Lake City.

Nie wierzę w cuda.

W akupunkturę, postrzeganie pozazmysłowe, feng shui i tym podobne newage'owskie wymysły szalonych guru z New Hampshire lub Salt Lake City.

 

?

 

Niezłe powiązanie syreniego śpiewu z życzeniem śmierci. Nie chcę spoilerować, ale czy bohater zażył ten tam, cyjanowodór?

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Temat samobójczej śmierci i spotkania później bliskich obrabiany był milion razy. Nie ruszyło mnie to opowiadanie.  Za mało więzi z samobójcą, żeby mnie wzruszyło lub zabolało.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Hmmm. Nie przemówiło do mnie. Końcówka wydaje mi się od czapy. Jeśli bohater łyknął aż tyle, że czuć zapach, to nie wiem, czy mógłby mówić. Chociaż, niby powietrze obok strun głosowych przepływa… Nie znam się.

a konsumpcyjne mrzonki nie ziszczą, gdy co wieczór wyślesz dawkę "pozytywnej energią" w stronę fotografii wymarzonej rezydencji w centrum Miasta Aniołów.

Jakby czegoś zabrakło na początku. Energii?

Lecz nie potrafię zaprzeczyć świadectwu własnych zmysłów.

Są tu ze mną, na dachu.

Ja to zrozumiałam, że zmysły są na dachu. No i słusznie. Też swoje wszędzie zabieram. ;-)

Lizzy od białego rana biegała po domu,

“Biały ranek” to dość późny ranek. Można tańczyć aż do niego i to jest jakieś osiągnięcie. W tym kontekście bardziej pasowałby “blady świt”.

Babska logika rządzi!

nie ziszczą

nie ziszczą się – chyba

 

Poza tym średnio mi się. Bohater mocno bezosobowy, czemu widzi te swoje syreny to nie wiem, ale urywek z pijaństwem tak ni stąd ni zowąd, wiele nie wnosi, ani nie tłumaczy. Wiemy, że miał problemy. Kto nie ma? A ta śmierć za sucha. Za miękka. i ten tekst kumpla taki nienaturalny – ja bym powiedziała, że dziwnie pachnie i trochę spanikowała, a nie tu taka profeska – to gorzkie migdały!

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Na kilometr jedzie od siebie gorzkimi migdałami!

Literówka: powinno być “od ciebie”. =)

Aczkolwiek czytało się fajnie.

Czytało się przyjemnie, ale czegoś mi tu zabrakło. Opowiadanie wydaje mi się trochę niedopracowane.

Ogólne wrażenia średnie.

Ogół nie chce wiedzieć, że jest myślącą masą złożoną z bezmyślnych jednostek

Traciłem, przestawałam – jakiej płci jest bohater? ; p

 

“a konsumpcyjne mrzonki nie ziszczą“ – chyba ziszczą się?

 

“Na kilometr jedzie od siebie gorzkimi migdałami!“ – jedzie od ciebie

 

No ja nie wiem, co z tym zapachem, nie znam się na tym i w życiu bym sama nie zgadła, że od kogoś jedzie akurat gorzkimi migdałami a nie czymś innym.

 

I jakoś tego ogólnie nie widzę, bo jawią mi się przed oczami kobieta i dziewczynka z syrenimi ogonami, a za to odziane w kurtki zimowe…

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

No to mi się oberwało :P

Tak to już jest, kiedy pisze się do białego rana, o bladym świcie – w ramach korekty – czyta jeden jedyny raz i… publikuje na forum? Niechlujstwo, niechlujstwo, po trzykroć niechlujstwo!

 

Ale dość tych wymówek!

 

Dziękuję komentującym za wyszukanie błędów i jednocześnie przepraszam, że musieliście robić to za mnie. Pozdrawiam i obiecuję poprawę :)

Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper

Wydaje mi się, że jeśli bohater przed skokiem zażył cyjanek i, skoro słyszy śpiew syren, właśnie schodzi, to prawdopodobnie z powodu drgawek lub porażenia, nie powinien móc gwarzyć z kumplem.

Ale nie jestem tego taka pewna, bo jeszcze nigdy nie zażywałam cyjanku, ani nie znam nikogo, kto by to uczynił ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Kurde, aż tak się nie poświęcę w imię resarchu ;)

Dzięki, Regulatorzy, za odwiedziny.

Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka