- Opowiadanie: Cader - Inna Warszawa

Inna Warszawa

Oto nowy tekst. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Czekam na komentarze :)

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Inna Warszawa

Umieram. W sumie nie spodziewałem się takiego zakończenia, ale myślę że nikt nigdy takiego się nie spodziewa. Ból minął jakąś chwilę temu, gdy zajęli się mną ludzie z pogotowia. Widzę, że coś do mnie mówią jednak nic nie słyszę.

– Przeżyje? – pyta ktoś, nie widzę jednak kto to ponieważ nie mogę ruszyć głową.

Dziewczyna z pogotowia, śliczna blondynka o krótkich jasnych włosach kręci tylko przecząco głową.

Nie musi potwierdzać. Sam wiem, że to już koniec. Powoli zamykają mi się powieki…

 

– Zbudź się! – słyszę jakiś kobiecy głos.

Otwieram oczy i nie mogę w to uwierzyć. Siedzę w jakimś jasnym, niedużym pokoju, wyglądającym jak niewielki gabinet lekarski. Naprzeciwko mnie, po drugiej stronie biurka siedzi wysoka brunetka w okularach z grubą oprawką i przygląda mi się badawczo.

– Yyyy… Co… – próbuję zebrać myśli ale nie bardzo mi to wychodzi. Przed chwilą leżałem na ulicy, w kałuży krwi a teraz nagle siedzę w jakimś pomieszczeniu.

– Gratulacje! Nie żyjesz. Witamy po drugiej stronie. – mówi kobieta, przybierając wystudiowany uśmiech, jakby odprawiała tą scenę kilka razy dziennie.

-Umm… zaraz, co Pani powiedziała?

– Chyba słyszałeś dobrze – mówi przewracając oczami, po czym wychyla się w lewo i prawo – uszu nikt ci nie urwał więc, jeśli nie jesteś głupi to powinieneś zrozumieć co mówię – zawahała się lekko – nie jesteś głupi prawda? – pyta lekko skonsternowana.

– Głupi nie sądzę, a głuchy tym bardziej – odpowiadam zaskoczony. – Myślałem, że skoro rozmawiamy to sanitariuszom udało się mnie uratować…

– A co umarli nie mogą rozmawiać? – zapytała rozbawiona. – Oczywiście, że możemy! Jemy, pijemy i cała gama innych rzeczy. A i jeszcze jedno, przestań do mnie mówić na Pani. Może jestem stara ale takie gadanie tylko dodaje mi lat. Mam na imię Beata. – Mówi, poprawiając szal na szyi.

– Beato, Możesz mi wyjaśnić co się właściwie stało? – pytam, nadal rozglądając się po pomieszczeniu trochę zagubiony – I skoro umarłem to jakim cudem rozmawiamy? Czy to jest niebo? Hmm, chociaż w moim przypadku, może się okazać, że to to drugie…

– Ogólnie rzecz biorąc, nie wydaje mi się by istniał podział na piekło i niebo, w takiej postaci, jak się ludziom wydaje. Sama w to kiedyś wierzyłam ale cóż, jak widać jest trochę inaczej. Jesteśmy po prostu po drugiej stronie, nazwijmy to drugim życiem. – Mówi dalej szybko, jakby powtarzała wyuczoną formułkę. – Oczywiście dalej można umrzeć ponownie, ale co się wtedy dzieje, to już mi nie wiadomo. Jednakże to miejsce jest po prostu zwane zaświatami. Tak je chyba opisać najłatwiej. A co do twojego pytania: „ co się właściwie stało” – mówi, otwierając jakąś teczkę leżącą na jej biurku.

– Gabriel Denisowicz, urodzony w 1980r w Warszawie. I tak dalej. Zdobył licencję detektywa w 2006r. Nie jest w stałym w związku. Dalej, dalej, dalej. O jest. W dniu wczorajszym, został dźgnięty nożem, a następnie postrzelony z własnej broni, na ulicy Kolejowej w Warszawie. Umarł, mimo szczerych chęci pomocy ze strony sanitariuszy. Jeśli chodzi o sprawcę, to nie mój interes. Możesz sam go poszukać jak znajdziesz chwile czasu.

– Częściowo pamiętam… Ale nadal uważam, że to jakiś żart… Tu jest ukryta kamera prawda? – Zacząłem się rozglądać po pomieszczeniu.

-Kamera jest, nie ukryta. Znajduje się w prawym rogu pokoju i jest tu po to aby ochrona mogła cię zawlec do wariatkowa, gdyby przypadkiem ci odbiło po skonfrontowaniu się z takimi ciekawymi informacjami. – odpowiada z lekkim rozbawieniem – Ale wygląda na to, że do tego nie dojdzie. Chociaż nie powiem, czasem ciekawie ludzie się zachowują po tym jak usłyszą, że właśnie umarli.

– Domyślam się, mi chyba nic nie jest, choć nadal nie chce mi się w to wierzyć.

Kobieta lekko wzdycha i odwija swój szal. Na jej szyi widnieje paskudna szrama, ciągnąca się przez całą długość szyi. Jeśli mogę ocenić fachowo, takiego cięcia nikt nie byłby wstanie przeżyć.

– Pamiątka po kochance mojego męża gnidy. Nie dość, że mnie zdradził to jeszcze ubzdurał sobie by mnie ukatrupić. – mówi zawijając z powrotem szal.

– Więc czym jesteśmy? Duchami? – pytam, trochę bardziej zszokowany niż poprzednio.

– Ty tak. Ja jestem zombie. Po jakimś czasie po swojej śmierci, wstałam z dołu w którym mnie bezczelnie zakopali, obok naszej obory. OBORY!! Myślałam, że po dwudziestu latach małżeństwa zasługiwałam chociaż na bardziej przyzwoite miejsce ale się myliłam. W każdym razie wstałam, i gdy wróciłam do domu, rozerwałam ich na strzępy. Ich miny, gdy mnie zobaczyli podczas gdy się pieprzyli były bezcenne. – opowiadała, już bardziej zrelaksowana, z lekkim uśmiechem, jakby wspomnienie tego wydarzenia sprawiało jej frajdę. – Z tego co wiem nadal brakuje im paru części, które ukryłam – dodała puszczając do mnie oko.

– … wstrząsające… – to było jedyne słowo jakie udało mi się wypowiedzieć.

– W każdym razie, powinieneś wiedzieć, że oprócz duchów i zombie, możliwe, że spotkasz wszystkie stworzenia nadnaturalne o jakich zdarzyło ci się słyszeć w legendach, bajkach, baśniach i tym podobnych. Nawet niektóre seriale telewizyjne nie odbiegają daleko od prawdy. – Ciągnęła dalej nie przejmując się wcale moją reakcją. – W kwestiach formalnych, każdy nowo umarły ma prawo wybrać co chce robić w nowym życiu. Z reguły wybierają to samo co robili w życiu poprzednim ale jak kto woli. Więc jak będzie?

– Chyba zostanę przy prywatnej agencji detektywistycznej. Na tym się znam najlepiej. – odpowiedziałem po chwili zastanowienia.

-Doskonale. Niewielu jest takich w Warszawie.

– Czy coś jeszcze powinienem wiedzieć? – spytałem, gdy zajęła się wypełnianiem formalności.

– Jedna rzecz w sumie. Jako duch po tej stronie, jesteś w stanie oddziaływać na rzeczy „nadprzyrodzone”, jeśli wiesz o co mi chodzi. Na przykład inne byty. Po tej stronie masz nasze odpowiedniki rzeczy ze świata materialnego, na przykład jedzenie, picie, papierosy i tym podobne. Jednakże jeśli chodzi o świat ludzi, tylko niektórzy mają jakiś wpływ na rzeczy stamtąd. Oczywiście byty które, mogą przybrać fizyczną postać robią co chcą, ale na przykład duchy – przy tych słowach mrugnęła do mnie – nie bardzo mogą cokolwiek zrobić, chyba, że długo ćwiczą i wtedy udaje im się czymś poruszyć lub kogoś opętać, ale to by było tyle. Aby dalej nie przeciągać wyjaśniania, po prostu prawa fizyczne po tej stronie są inne niż po tamtej stronie. – dodała już z lekkim znudzenie. – Jeśli chcesz mogę ci dać numer telefonu do Alberta Einsteina, on ci lepiej to wyjaśni.

– Alberta Einsteina? Tu w Polsce? W tym roku? – spytałem z niedowierzaniem.

– A czemu nie? Lubi tu przyjeżdżać na wakacje. Ponoć powietrze mu tu dobrze służy – powiedziała z rozbawieniem w głosie.

– No tak. – też się uśmiechnąłem.

 – Gdybyś miał jakieś pytania możesz zadzwonić. – Powiedziała podając mi swoją wizytówkę. – A teraz podpisz się tu, tu i tu. – Wskazała kolejne miejsca na formularzu.

– Ok. W takim razie to wszystko.

– Ok… Dziękuję – Powiedziałem i wstałem kierując się w stronę drzwi.

 

 

 

Dwa miesiące później siedziałem w swoim biurze…

Znajduje się ono na ulicy Kaliskiej. W sumie było całkiem ładne. Nawet udało mi się załatwić kilka podstarzałych mebli ale pasujących do gabinetu prywatnego detektywa, rodem z seriali telewizyjnych. Udało mi się rozwiązać kilka spraw i trochę zarobić co było dobre, gdyż nie miejcie złudzeń, po drugiej stronie też niestety trzeba za wszystko płacić. W zasadzie oba światy z tego co się zdążyłem zorientować bardzo się od siebie nie różnią, chociaż można czasem zobaczyć budynki za swojej świetności, całe i piękne, które w świecie żywych stoją podniszczone i nie używane. Wspaniałe widoki.

 Siedziałem sobie paląc papierosa i popijając popołudniowego drinka jak zawsze po pracy, gdy ktoś zapukał do drzwi niespodziewanie, chociaż teoretycznie biuro było nie czynne ale co mi tam…

-Proszę wejść – kasa zawsze się przyda, prawda? – Dodałem w myślach.

Do gabinetu weszła starsza kobieta, w czerwonej sukience w białe kropki. Strój i ułożenie włosów, zdradziły mi, że zatrzymała się w modzie gdzieś na latach 60. Miała podpuchnięte oczy i mięła nerwowo chusteczkę, którą podcierała nos raz za razem. Jej postać zafalowała, ukazując jej prawdziwą naturę. Podniszczone i pomarszczone włosy, ziemista cera, wydłużone zęby oraz szponiasto zakończone palce, a także cmentarny zapach zdradziły, że jest ghulem. W ciągu tych kilku tygodni poznałem zaledwie garstkę mieszkańców zaświatów. Paru zombie, jednego ducha, dwa wampiry oraz wilkołaka. Raz nawet przyszła do mnie kobieta medium, która miała problem ze złośliwym Polter Geistem i wykorzystała już wszystkie sztuczki ze swojego arsenału. Powiem tylko, że to była niezła zabawa.

To był mój drugi ghul w zaświatowej karierze i nie wiedziałem czego się spodziewać bo każdy ma inną osobowość, więc jak zwykle zacząłem ostrożnie.

– Witam, proszę usiąść i opowiedzieć z czym do mnie Pani przychodzi. – powiedziałem z już wystudiowanym uśmiechem, zarezerwowanym dla starszych Pań w opałach.

– Dddzień dobry, mam nadzieje, że Panu nie przeszkadzam. – powiedziała siadając na wskazanym krześle i znowu podcierając nos chusteczką.

– Ależ skąd, słucham Panią.

– Maria powiedziała mi, że zajmuje się Pan zaginięciami. – Wspomniana Maria była jedną z pierwszych spraw, była zombie i jej córka, która jeszcze nie była nieżywa nie mogła tego znieść i uciekła z domu. Ale o tym innym razem. – Chciałabym aby odnalazł Pan mojego męża – w tym momencie jej postać znów zafalowała ukazując cóż, trochę brzydszą stronę jej wizerunku.

Jak się dowiedziałem w między czasie, niektóre stwory mogą spokojnie przyjmować ludzką postać by przebywać po drugiej stronie, znaczy pierwszej. Wiecie, o co mi chodzi. W każdym razie dopiero pod wpływem emocji tracą swoje podobieństwo do istot żywych i przybierają swoje prawdziwe oblicze. Musze przyznać, że nie łatwo mnie przestraszyć ale gdy pierwszy raz zobaczyłem przemianę był to nie lada szok.

– Naturalnie, proszę opowiedzieć co się dokładnie stało. Kim jest Pani mąż? Przepraszam ale nie dosłyszałem jak się Pani nazywa.

– Och, przepraszam, nazywam się Anita Krzeczkowska, mój mąż to Marcin. Oboje jesteśmy ghulami. – uśmiechnęła się przy tym nieśmiało, jakby wyjawienie tej informacji trochę ją krępowało. Zaginął, gdy wyszedł wczoraj by się pożywić. Niedawno był pogrzeb na Powązkach, i chciał przynieść coś na kolację. Ale do tej pory nie wrócił.

Nadal, można powiedzieć, że byłem w tym nowy i czasem takie ciekawostki mnie zaskakiwały.

– Oczywiście, oczywiście. I skąd Pani przypuszczenie, że zaginął? Może został, by przynieść więcej… pożywienia. – zakończyłem szukając odpowiedniego słowa.

Pokiwała przecząco głową i powiedziała z przepraszającym uśmiechem – To niemożliwe, wie, że robię się strasznie nerwowa gdy jestem głodna. Poszłam więc dziś przed południem na cmentarz, tam gdzie był pogrzeb, ale nie znalazłam po nim żadnych śladów. Ani ziemia nie była naruszona, ani nie było nigdzie śladów zadrapań czy śliny, mąż czasem jak się podekscytuje nowymi zwłokami zaczyna się mocno ślinić. ..

– Acha – powiedziałem by ukryć lekkie zniesmaczenie. – Proszę kontynuować.

– I to w sumie tyle. Nie było po nim żadnych śladów, jakby się rozpłynął w powietrzu lub nawet tam nie dotarł.

– Ok. Rozumiem, proszę mi teraz wybaczyć ale muszę oto spytać. Czy mógł uciec do innej… pani ghul? A może miał jakichś wrogów?

Znowu jej sylwetka zafalowała, tym razem dłuższą chwilę jakby to pytanie ją oburzyło.

– Ależ skąd! Na pewno nie do kochanki. Może Pan nie wie ale my ghule łączymy się w pary na całe życie. Po prostu, wykradanie zwłok i pożywianie się nimi, jakby tworzy między nami pewną nierozerwalną więź.

Pokiwałem ze zrozumieniem głową i miałem nadzieję, że wyglądało to szczerze bo trudno mi to było zrozumieć. Czasem miałem wrażenie, że nadal zbytnio trzymam się swojej ludzkiej strony.

– Rozumiem, a co do wrogów? – spytałem

– Być może jakiś inny ghul. Jesteśmy również mocno terytorialni i nie lubimy jak ktoś narusza nasze miejsce żerowania, zwykle mamy wyznaczone tereny na których możemy się pożywiać, o których inne ghule wiedzą. Ale oczywiście zdarza się, że niektórzy są zbyt zachłanni i podkradają zwłoki z nie swojego terytorium. Poza tym, oczywiście są jeszcze ludzcy łowcy – dodała z lekką pogardą w głosie – ci się dopuszczają na nas samych okropności. Uznali nas za czyste zło i chcą wytępić jeśli to możliwe. Poza tym również są inni entuzjaści martwych ciał, mówię tu o nekrofilach – tutaj już w jej głosie było słychać obrzydzenie – Da Pan wiarę, że bezczeszczą zwłoki w tak ordynarny sposób? To wprost okropne! Przecież to zupełnie psuje smak i świętość jaką są dla nas zwłoki.

Mimo wszystko nie mogłem, powstrzymać lekkiego uśmiechu. Ghul oburzony, bezczeszczeniem zwłok przez jakiegoś nekrofila. Za życia bym uznał takie coś za niezłą bajkę, ale teraz gdy już trochę poznałem inny świat, takie stwierdzenie wydało mi się zabawne.

– Przepraszam, czy Pana to bawi? – spytała?

– Nie, nie. Przepraszam. No dobrze, myślę, że mogę zająć się Pani sprawą – dodałem szybko z uśmiechem.

Po jej sylwetce dostrzegłem, że lekko się odprężyła usłyszawszy moje słowa.

– Wie Pani, że moja stawka to 100 zł za dzień i dodatkowo pierwsze 100 zł płatne z góry?

– Oczywiście, proszę bardzo. – powiedziała wyjmując pieniądze z portmonetki i kładąc je na brzegu biurka.

– Czy jest jeszcze coś o czym powinienem wiedzieć, Pani Anito? – spytałem, chowając pieniądze do szuflady.

Zaczęła się troszkę wiercić na krześle, jakby nie mogła się zdecydować ale w końcu zacisnęła usta, po czym sapnęła i powiedziała.

– Nie jestem pewna, to tylko plotki jakie słyszałam. – dodała z obronnym gestem. – Ale Grzegorz, taki wilkołak, rozpowiada, że byty z zaświatów znikają bez śladu.

– Przepraszam, co proszę? – spytałem zaskoczony.

– Ja tylko powtarzam co powiedział, nie wiem czy można mu wierzyć, bo to pijak ale słyszałam jak rozmawiał z pewnym zombie, jego kolegą od kieliszka, chociaż swoją drogą nie wiem jak ten zombie cokolwiek może wypić jak ma dziurę w bebechach i każdy kieliszek wylatuje z powrotem na zewnątrz plamiąc mu spodnie. – Dodała uśmiechając się z rozbawieniem. – W każdym razie, słyszałam jak mu mówił, ze słyszał, że różne stworzenia znikają. Duchy, ghule, zombie a nawet wampiry czy kościotrupy. Nie chciałam w to wierzyć ale odkąd zniknął Marcin, już sama nie wiem. Proszę mi pomóc odnaleźć męża – powiedziała błagalnym tonem.

– Ależ oczywiście, zajmę się tą sprawą jak najszybciej – powiedziałem, znad notatnika. – Będziemy w kontakcie.

– Dziękuję Panu Bardzo. – Powiedziała i wyszła z gabinetu.

Ja, swoim zwyczajem, zapaliłem papierosa i oparłem się wygodnie na krześle aby przetrawić poznane informacje. Myślę, że zacznę od sprawdzenia cmentarza, a potem z ciekawości porozmawiam z tym Grzegorzem.

 

 

 

 

– Kolejna ciekawa sprawa? – usłyszałem znajomy głos wychodząc ze swojego biura. Odwróciłem się, starając się przybrać surowy wyraz twarzy. Na murku niedaleko kamienicy, gdzie znajduje się moje biuro siedziała młoda dziewczyna. Miała rude włosy spadające na ramiona. Była ubrana w zwykłą bluzkę w paski oraz dżinsy. W ręku ściskała jakąś książkę. Udało mi się odczytać tytuł „ Rzeki Londynu” ale autora nie dostrzegłem.

– Moniko, ile razy mam ci powtarzać abyś zajęła się przyziemnymi sprawami i nie wtrącała w nasz świat? – spytałem, już lekko zrezygnowany, ponieważ przeprowadzałem tą rozmowę któryś raz.

– Zapewne do momentu, aż nie uznasz, że ci się do czegoś przydam – powiedziała nie zrażona.

– Ale ty jesteś człowiekiem! Jak ja przez to wyglądam, że szwendam się po ulicy z człowiekiem? – spytałem próbując jakoś się jej pozbyć.

– A pomyśl jak ja wyglądam rozmawiając z powietrzem. – odcięła się.

– Czyli chcesz wyglądać na wariatkę?

– Jeśli będę dobrze się przy tym bawić, to jest mi to obojętne. – uśmiechnęła się do mnie.

– No dobrze – westchnąłem z rezygnacją i udaliśmy się w stronę tramwaju.

– Naprawdę nie masz czegoś innego ciekawego w życiu do roboty?

Po chwili namysłu odpowiedziała.

– Niespecjalnie. Jak już człowiek pozna inną stronę życia, jakoś zwykli ludzie przestają być interesujący.

– Ale tamta sprawa to był tylko zwykły incydent. Skąd wiesz, że przy kolejnych nie stanie ci się krzywda?

– Krzywda może mi się stać nawet i bez tego. – wzruszyła ramionami i dodała – Czytałam, kiedyś artykuł o niesamowicie ostrożnym facecie, który nie wyściubiał nosa z własnego domu bo bał się, że coś mu się stanie. Koniec końców, znaleźli go we własnym domu martwego. Poślizgnął się schodząc po schodach i skręcił kark. To się może zdarzyć każdemu i wszędzie, więc przynajmniej przy okazji może być ciekawie.

– Ech i jak mam walczyć z takim argumentem. – dodałem lekko sarkastycznie.

– Nikt ci nie każe z tym walczyć, po prostu pozwól mi sobie pomóc od czasu do czasu, tak bym mogła zabić jakoś nudę.

– Uważaj bo cię usłyszy – przestrzegłem.

– Co? Kto? – spytała zaciekawiona.

– Nuda, duży facet, strasznie wredny charakter. Jak ktoś się nudzi, to on za tym stoi.

– Serio? – nadal dopytywała z niedowierzaniem w głosie.

– Kto wie.– powiedziałem i mrugnąłem do niej zostawiając temat.

Monika była kimś w rodzaju medium. Nie do końca rozumiała swoje umiejętności ale też nie było nikogo kto mógłby jej to wytłumaczyć. Widziała nad naturalne byty i mogła z nimi rozmawiać ale to chyba w zasadzie tyle, z tego co się orientowałem. Spotkałem ją podczas sprawy z wampirami, jakiś miesiąc temu. Umawiała się z chłopakiem który zataił dwie sprawy: Pierwsza to to że jest wampirem, druga, że ma towarzyszkę, która podejrzewała że jej bratnia dusza ma romans. Zrobiło się małe zamieszanie ale udało mi się wszystko rozwiązać bez rozlewu krwi. Monika zaś przyczepiła się do mnie, traktując mnie jako… sam nie wiem kogo w sumie.

– To gdzie się wybieramy Panie duchu? – spytała niewinnym tonem.

– Już ci mówiłem, że nie lubię jak tak do mnie mówisz. – odpowiedziałem rozdrażniony

– Ale nigdy nie powiedziałeś mi swojego imienia, poza tym… – zaczęła swoją tyradę, więc postanowiłem przerwać, bo i tak nie miała sensu.

– Gabriel. – powiedziałem

– i że… co? – spytała

– Gabriel, tak mam na imię. – powiedziałem i przyspieszyłem.

– Gabriel… Ładne imię. Jak ten anioł – powiedziała, doganiając mnie.

– Tak… Moja babcia niejako wymogła na moich rodzicach takie imię. Uparła się, że anielskie imię, zapewni mi drogę do nieba. Była dość mocno wierząca. – powiedziałem. – Haha ciekawe co by powiedziała jakby mnie teraz zobaczyła jako nie materialnego ducha, który robi to samo co zawsze tylko po drugiej stronie, w dodatku może stwierdzić, że nie ma czegoś takiego jak niego lub piekło. – dodałem uśmiechając się, na widok jej miny w myślach.

– No faktycznie, mogła by być nie pocieszona. – powiedziała Monika, nie czuła, na moje sarkastyczne tony.

Udało nam się wejść do tramwaju, który kierował się w stronę Powązek. Na szczęście, będąc duchem nie muszę płacić za przejazdy w świecie ludzi, to akurat jest jednym z plusów bycia martwym.

– To jak to jest być martwym, Gabrielu? – spytała jak już byliśmy w środku. Ja rozejrzałem się dookoła i zobaczyłem, że ludzie dziwnie patrzą w stronę Moniki i starają się od niej odsunąć.

– Wiesz, zaczynam się obawiać, że pewnego dnia się nie spotkamy, ponieważ pewni Panowie w białych kitlach zapuszkują cię za rozmawianie z powietrzem? – powiedziałem trochę sarkastycznie. – Zaś co do twojego pytania, umarłem raptem dwa miesiące temu więc dopiero się przyzwyczajam. Spytaj za kilka miesięcy. – powiedziałem z uśmiechem

Dojeżdżaliśmy już na miejsce. Ale coś przyciągnęło moją uwagę w drugim wagonie. Na jego końcu stała młoda kobieta, ubrana w strój żywcem wyjęty z lat 20 dwudziestego wieku. Niby nic nowego, ponieważ co jakiś czas widuje takie postacie z różnych epok. Ale ta była przerażona i wygląda jakby do mnie coś krzyczała. Nagle zobaczyłem co ją tak przeraziło. Między pasażerami drugiego wagonu, przedzierała się postać z twarzą przypominającą groteskowo wykrzywioną maskę niczym z jakiegoś upiornego teatru, a na jej plecach błyszczało coś zakrzywionego i ostrego. Dziwaczna postać zbliżyła się do dziewczyny i zdjęła ów przedmiot. Było to dziwnie wygięte ostrze, które postać wbiła w klatkę piersiową przerażonej dziewczyny. W tym momencie wszystko zalał oślepiający blask i obie postacie zniknęły. A ja stałem jednocześnie zdumiony i przerażony tym co zobaczyłem.

– O kurwa… – powiedziała Monika. – Co to było?

– Ty też to widziałaś? – spytałem nadal oszołomiony

– No raczej… W końcu widuje różne dziwactwa… – przy tym stwierdzeniu spojrzała na mnie.

– Dzięki. – powiedziałem, pochwytując jej spojrzenie.

– Widziałeś już coś takiego? – spytała

Pokręciłem przecząco głową. Faktycznie byłem nowy po tej stronie i nie wszystko widziałem. Słyszałem różne historie, zbyt dziwaczne nawet jak na zaistniałe dla mnie okoliczności, ale to było coś zupełnie nowego. Na szczęście znałem osobę która, być może, mogła trochę wyjaśnić sytuację, ale to musiało poczekać.

Powązki. Jeden z najlepiej utrzymanych cmentarzy w całej Polsce. Ludzie zlatują się do niego jak pszczoły do miodu. Nie wiadomo tylko czy to z powodu, że żałują bliskich czy dlatego, że taka panuje moda na pokazanie się w takich miejscach. Ja na przykład nie rozumiałem, dlaczego ludzie chodzą do marketów budowlanych typu Leroy Merlin nie po to by coś kupić ale by się pokazać. Nawet zabierają ze sobą dzieci dla zabawy. Dla mnie to zupełnie niezrozumiałe, za życia chodziłem tam po to tylko by kupić coś co mi potrzebne do remontu mieszkania, a nie po to by się przejść w te i z powrotem. Podobnie jest z Powązkami. Ludzie zapomnieli, że to święte miejsce. Większość nie jest świadoma, że jest pełne osób, które chcą po śmierci przemyśleć swoje życie w spokoju. Z tego co zdążyłem się zorientować, niektórzy trzymają się miejsca swego pochówku lub cmentarzy w ogóle, po to by prowadzić filozoficzne dysputy z przedstawicielami różnych okresów.

Nie miałem na to czasu, chociaż czasem mnie ciągnęło by porozmawiać z inteligencją z przeszłych wieków. Ale może innym razem, teraz miałem sprawę do rozwiązania, która z resztą robiła się coraz dziwniejsza.

Udaliśmy się w północną cześć cmentarza, aby sprawdzić miejsce gdzie powinien znaleźć się mąż mojej klientki.

– Więc co dokładnie tu robimy? – spytała Monika rozglądając się ciekawie do okoła.

– Szukamy śladów ghula. – odpowiedziałem ciekaw jej reakcji.

Monika zwolniła trochę, i zmarszczyła brwi jakby szukała czegoś w pamięci.

– Ghul, ghul… to te stworzenia co żywią się umarłymi? Fuj… – powiedziała z obrzydzeniem w głosie.

– Tak, niestety. Ale nie mnie oceniać co inni podjadają. – powiedziałem uśmiechając się.

Szliśmy dalej ścieżkami między nagrobkami aż trafiliśmy w odpowiednie miejsce. Zwykły pochówek jakich wiele. Ot, biedna dziewczyna, zginęła podczas wypadku samochodowego. Niby nic takiego, normalka, ale szkoda ponieważ miała dopiero dziewiętnaście lat i całe życie przed sobą. Zacząłem rozglądać się w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów, które mogły by zdradzić, że ktoś ostatnio próbował ją ekshumować i to nie po to by sprawdzić przyczynę zgonu. Nic takiego nie znalazłem, Monika która rozglądała się ze mną też nie zauważyła niczego ciekawego.

– Zaraz, a co to? – spytała podchodząc do jednego z nagrobków, po pewnej chwili.

– Co? – spytałem zaciekawiony.

– Są tu głębokie bruzdy jak po pazurach. Spójrz. – wskazała palcem jeden z nagrobków.

Rzeczywiście, po obu stronach nagrobka były wyraźne wyżłobienia, jakby coś próbowało się przytrzymać nagrobka, a coś innego je ciągnęło w inną stronę. Przejechałem przezroczystą ręką po śladach i nagle spłynęła na mnie fala emocji zostawiona przez istotę która zostawiła te ślady. Ból, determinacja by uciec jak najdalej ale przede wszystkim nie wyobrażalny strach.

– Co tu się dzieje do cholery? – spytałem w powietrze.

Monika, wzruszyła tylko ramionami i rozglądała się dalej. A nie nagle olśniło. Wydawało mi się, że coś jest nie tak ale nie mogłem tego sprecyzować.

– Słyszysz? – spytałem rozglądając się dookoła.

– Nie, nic nie słyszę – odpowiedziała, nasłuchując.

– No właśnie, nic nie słychać. Ptaków, owadów, żadnych dusz szwędających się i zajętych własnymi sprawami. Zupełnie pusto. – zastanawiałem się co może być przyczyną, że część jednego z najbardziej obleganych cmentarzy jest zupełnie pusta. Nawet żywych ludzi było tu zaskakująco mało, a ci którzy się pojawili, przechodzili pospiesznie by znaleźć się gdzie indziej.

– Chodź, wrócimy się i spytamy kogoś co tu się dzieje. – powiedziałem i odwróciłem się w stronę południowego wyjścia z cmentarza.

– No dobra, ale kogo ty chcesz pytać? Jakiegoś ducha? – spytała z lekkim podekscytowaniem w głosie.

– Może. Zobaczymy. Wiem, że jest tu pewien Grabarz, który zmarł tutaj dawno temu. Pracował tu i umarł ale nawet po śmierci nie przestał opiekować się tym miejscem. Dla niektórych praca nie kończy się wraz ze śmiercią. – powiedziałem

– Ciekawe, a jak długo zajmuje się tym cmentarzem? – spytała doganiając mnie.

– Jakieś sto pięćdziesiąt lat? Tak, mówią. Krążą plotki, że pracuje tu od samego początku istnienia tego miejsca.

– Masakra, tyle lat w tym samym miejscu. Ciekawe czy mu się nie znudziło. – zastanawiała się.

– Możesz spytać, jak go znajdziemy.

Szliśmy dalej, wzdłuż głównej alei. Zobaczyłem go po prawej stronie, trochę w głębi przy jednym z bardziej zaniedbanych nagrobków. Przestawiał znicze, co wprawiało w lekkie zaniepokojenie pewną starszą parę, która stała jakieś dwa groby dalej. Przesuwał kolejne znicze za każdym razem, gdy patrzyli w inną stronę. Usłyszawszy hałas za sobą znowu się oglądali się. W końcu zrezygnowani i lekko przestraszeni odeszli pospiesznym krokiem w stronę wyjścia oglądając się przez ramię w miejsce gdzie dochodził dziwny dźwięk. Grabarz nadal stał ustawiając wedle tylko sobie znanego schematu kilka zniczy. Był wysoki, chudy, z nieco przydługimi, siwymi włosami. Miał na sobie ciemną marynarkę i spodnie oraz białą koszulę.

– Widzę, Grabarzu, że znowu straszysz żyjących – powiedziałem podchodząc bliżej.

– Od czasu do czasu nawet mi przyda się trochę rozrywki – powiedział nie odwracając się. – Co tu robisz Gabrielu?

– Chciałem spytać co się dzieje, że w północnej części nie ma żywej duszy.

Na te słowa zamarł i jakby posmutniał. Odwrócił się i w jego oczach można było zobaczyć mieszankę bezsilnego gniewu i rezygnacji.

– To już raz się działo. Kilkadziesiąt lat temu. Wtedy byli jeszcze żywi, powiadają, że to uliczna trupa aktorska. Widziałem ich tylko raz i dla mnie to była banda dziwadeł w pokracznych maskach rodem z piekła. Szaleli na ulicach Warszawy, robiąc przedstawienia za dnia. Ale słyszano plotki, że w nocy dokonywali strasznych rzeczy, morderstwa, nekrofilia i inne rzeczy o których nawet nie chcę mówić. – powiedział spokojnym, smutnym głosem, siadając na posprzątanym nagrobku. – zdawało się, że nic nie jest w stanie ich powstrzymać, aż pewnej nocy nagle zniknęli. I nigdy więcej o nich nie słyszano. Aż do teraz. Wrócili, bardziej mroczni i bardziej brutalni niż wtedy. Widziałem jak w północnej części zaatakowali jednego z ghuli, próbowałem im przeszkodzić ale zanim dobiegłem, rozpłynęli się w powietrzu.

– To okropne. – powiedziała Monika przysłuchując się z przejęciem całej opowieści.

Grabarz zamrugał i spojrzał na nią, jakby ją dopiero teraz zobaczył.

– A to kto Gabrielu? Czyżby doskwierał ci brak kontaktu z żywymi? – spytał lekko się uśmiechając.

– To Monika, moja… asystentka – zawahałem się. Za późno na przemyślenia tego co właśnie powiedziałem, już widziałem błysk radości w jej oczach na określenie jej roli.

– Zgadza się – powiedziała z uśmiechem – Pracuję u Gabriela od niedawna. Miło mi Pana poznać.

Grabarz lekko zszokowany, uśmiechnął się do niej.

– A nie jesteś za bardzo… żywa by pracować dla martwego detektywa? – spytał kładąc wyraźny nacisk na słowo martwy.

– Nie przeszkadza mi to, w zasadzie nawet bardziej odpowiada ponieważ zwykła rzeczywistość Warszawy jest do bólu nudna i przewidywalna. W kółko te same problemy. Wszyscy się gdzieś spieszą i nie zwracają uwagę na nic, myśląc w większości o sobie. – Powiedziała wzruszając ramionami.

– Nie mogę się nie zgodzić. – rzekł Grabarz. Postanowiłem włączyć się do rozmowy.

– Cieszę się, że się poznaliście. Grabarzu czy wiesz coś o zniknięciach  nadnaturalnych istot w obrębie Warszawy w ostatnim czasie? Myślisz, że ma coś z tym wspólnego ta groteskowa banda aktorów?

– Słyszałem tylko plotki o zniknięciach. Ponoć Grzegorz z Pragi, ten pijany jak bela wilkołak coś wie więcej. A teraz wybaczcie muszę zająć się dalej czyszczeniem nagrobków – powiedział wstając i odwracając się by dalej przestawiać znicze.

– Chciałabym zapytać tylko czy Pana nie nudzi to zajęcie? Nie chciałby Pan odpocząć? Ponoć każdy odpoczywa dopiero po śmierci. – spytała Monika gdy już mieliśmy odchodzić.

– Moja droga, to stwierdzenie faktycznie ma sens jeśli nie lubisz swojej pracy i czekasz na śmierć by w końcu przestać. Ja lubię to zajęcie, zresztą moja rodzina jest w tym biznesie od pokoleń i nie widzę dla siebie innego zajęcia. – odpowiedział, a w jego głosie pobrzmiewała duma.

– Ok, dziękuję za wyjaśnienie – powiedziała Monika po krótkiej chwili, jakby chcąc przemyśleć sobie to co powiedział.

Szliśmy w stronę wyjścia, trawiąc nowo poznane fakty. Był piękny słoneczny dzień, po tej stronie cmentarza znowu zaroiło się od ludzi martwych i żywych. Stali obok siebie, nie widząc się nawzajem. Dawno zmarli członkowie rodziny, obok tych którzy przyszli ich odwiedzić. Wydaje mi się, że to dlatego niektórzy żywi przychodzą w miejsca pochówku ich najbliższych, by choć na krótką chwilę poczuć raz jeszcze ich obecność, nawet jeśli ich nie dostrzegają.

– To co teraz robimy, szefie? – spytała mnie, wyrywając z zamyślenia.

– Szefie? No tak, zapomniałem, jesteś moją asystentką – dodałem uśmiechając się lekko. – Teraz pozbierajmy więcej informacji. Skocz do Biblioteki aby poszukać czegoś o tej trupie aktorskiej, a ja odwiedzę pijanego wilkołaka i może się czegoś dowiem.

– Co? Dlaczego ja mam iść do biblioteki? To nudne… Nie możemy się zamienić? – powiedziała, mając błysk buntownika w oku. Pomyślałem, że to będzie męcząca współpraca. Westchnąłem, tak by usłyszała i powiedziałem.

– Ja się nie znam, na szukaniu takich rzeczy po bibliotekach, a ty jeśli mnie pamięć nie myli studiowałaś coś takiego mam rację? – nie dając jej przejąć inicjatywy dodałem – poza tym, jak to określiłaś ja jestem szefem.

– Uhm, będę bardziej uważać na to co mówię w przyszłości – powiedziała twardym tonem. – Zgoda. Widzimy się u ciebie w biurze w takim razie za kilka godzin?

– Zgoda. I… bądź ostrożna i uważaj na wszystko. – dodałem patrząc jak odchodzi.

– Ty też. – powiedziała nie odwracając się w moją stronę.

Wskoczyła do tramwaju i udała się do biblioteki. Ja zaś skierowałem się w stronę Pragi Północ, gdzie ponoć przebywał Grzegorz obecnie. Jechałem tramwajem, przyglądając się ludziom w nim, nikt się nie odzywał. Większość czytała książkę lub przeglądała ciekawostki w komórce. Ot, nowe czasy, w których technologia powoli zabija kontakty między ludzkie. Co sprawiło, że ludzie przestali ze sobą rozmawiać, stali się nie ufni i bardziej zajęci własnymi sprawami niż tym co się dzieje wkoło nich? Na takich rozważaniach minęła mi droga, wysiadłem przy Szwedzkiej i skierowałem się w stronę Białostockiej. Szedłem między budynkami, pytając napotkane dusze gdzie mogę znaleźć swojego, mam nadzieje w dobrym zdrowiu, informatora. Okazało się, że siedzi niedaleko torów Dworca Wschodniego, razem ze swoim kolegą Dziurawym Bartkiem, jak go w myślach zacząłem nazywać i zaczynają pierwszą dzisiaj flaszkę. Na szczęście byli jeszcze w stanie przed upojeniem więc, mogłem podpytać o kilka rzeczy, oczywiście oferując procentową zapłatę.

– Witam Panów. – Podszedłem akurat w momencie jak Dziurawy Bartek wychylał kolejkę i faktycznie, ciemno brązowy płyn zaczął mu się sączyć z dziury w brzuchu. – Widzę, że nie wylewacie za kołnierz.

Grzegorz po tych słowach zerknął na kolegę i zarechotał przepitym głosem.

– Dobre! Tego jeszcze nie słyszałem. – powiedział starając się uspokoić. – Kolejkę?

– To raczej pochodzi z ludzkiego arsenału więc równie dobrze mógłbym to wylać na ziemię, ale nie krępujcie się. – odpowiedziałem z uśmiechem.

– Co taka wesoła duszyczka jak ty porabia w tej okolicy? – spytał Grzegorz lejąc kolejną porcję do kubeczka.

– Słyszałem, że wiesz coś na temat zniknięć istot nadnaturalnych na terenie Warszawy, możesz mi powiedzieć coś więcej? – spytałem, patrząc jak jego ręka zaczyna drgać przez co wylał trochę cennego napitku.

– Szlag by to!! Taa, słyszałem co nie co. Dziwna sprawa… – popatrzył na mnie trochę nie ufnie, jakby zaczął oceniać co może mi powiedzieć. Wtedy wyciągnąłem z torby godny nowych informacji napitek i mu podałem. Dziurawy Bartek, chrząknął z zadowoleniem i chwycił butelkę zanim kompan zdążył zareagować. Całkiem żwawy ten zombie, muszę przyznać. Grzegorz wyglądał na ukontentowanego tym podarunkiem i trochę się rozchmurzył. – Bardzo dziwna sprawa, zaczęły znikać różne istoty. Nikt nie jest bezpieczny. Od wampirów po biedne zombie – przy tym klepnął kolegę w plecy, chyba w ramach pocieszenia.

– Dlatego my dwaj trzymamy się razem! Bezpieczniej, ma się rozumieć, jest. A i z kim wypić również. Co nie Bartłomieju? – spytał patrząc na kolegę. HA! trafiłem z imieniem! Na co kolega tylko odchrząknął z zadowoleniem, nadal siłując się by otworzyć nowy podarunek. – Ej, ej. Spokojnie. To będzie na później. – dodał Grzegorz zabierając mu butelkę.

– Czy coś jeszcze wiesz na ten temat? Widziałeś może jakichś dziwaków w groteskowych maskach? – gdy o tym wspomniałem aż się skulił ze strachu, zaś zombie zawył żałośnie.

– To są demony z piekła rodem. Nie wiem kto mógł z powrotem sprowadzić tych barbarzyńców i w jakim celu ale niech ma się na baczności – powiedział przestraszonym tonem.

– Co o nich wiesz? – chciałem się dowiedzieć jak najwięcej.

– Nie za dużo. Jedynie to, że są prawdziwymi bestiami. Gdy żyli, jeśli wierzyć plotkom to w bardzo brutalny sposób mordowali swoje ofiary a potem wykorzystywali ich części garderoby bądź części ciał w swoich przedstawieniach. – odpowiedział dalej nie chętnie. – Nie mam już nic więcej do powiedzenia, jesteśmy zajęcie.

– Ok. Dzięki, życzę udanego popołudnia. – odpowiedziałem nie chcąc już naciskać.

– I tobie, chociaż skoro ich szukasz może nie okazać się taki dobry. – powiedział mi na do widzenia.

Wróciłem na Ochotę do swojego biura. W między czasie próbowałem przetrawić kolejne informacje. Sprawa robiła się nie przyjemna i mam nadzieje, że Monice nic się nie stanie jak zacznie węszyć. Odetchnąłem z ulgą gdy zobaczyłem ją siedzącą na murku z książką w ręku. Podszedłem bliżej, podniosła głowę z nad lektury dopiero gdy się odezwałem.

– Cześć, nie było problemów?

– Cześć, żadnych. Ale jeśli chodzi informacje to nie ma tego za dużo. – powiedziała odkładając książkę i szukając czegoś w torebce. – Udało mi się ustalić, że nazywali się „ Diabelskie Trio”. Nazwa chyba adekwatna do tego co robią teraz, co nie? Występowali w różnych teatrach, pokazując dziwaczne i groteskowe spektakle. Stąd te okropne maski. Tak naprawdę nikt nie wie jak wyglądali w rzeczywistości ani jak się nazywali naprawdę. Udało mi się znaleźć zdjęcie. – mówiąc to wyjęła skserowaną kartkę na której było widać stare podniszczone zdjęcie, przestawiające trzech osobników w groteskowych maskach. Za nimi stał wysoki jegomość w cylindrze. Miał siwą brodę i zdawało się ze zdjęcia, że ma niepokojąco ciemne oczy.

– A to kto? – spytałem wskazując na faceta z tyłu.

– To Vladimir Orneczko, z tego co się doczytałam był właścicielem teatru w którym to Trio wystawiało większość sztuk. Budynek znajduje się na Inżynierskiej. Mam tu adres, wygląda na to że jeszcze stoi.

– Ciekawe. Nadal wyglądają tak samo groteskowo jak na tym zdjęciu. – popatrzyłem na nią uważnie i dodałem. – Ale nie możesz iść tam ze mną.

– COOO! Chyba żartujesz! Prześlęczałam kilka godzin w bibliotece by znaleźć te informacje bez których zapewne byś nic nie zdziałał, a teraz gdy już robi się ciekawie to chcesz mnie odsunąć? Mowy nie ma! – zaczęła mówić wzburzonym tonem.

– To zbyt niebezpieczne i nie chcę by moja asystentka zginęła podczas pierwszego wspólnego śledztwa. – powiedziałem starając się ją uspokoić. – Na pewno będzie jeszcze wiele spraw, w których będziesz mogła mi pomoc.

– Nie ma mowy. Tak jest zawsze, detektyw sam próbuje rozwiązać sprawę i pakuje się w kłopoty a potem i tak sekretarka musi przyjść z odsieczą. Umiem się bronić, wiesz. Mam kilka przydatnych zabawek w bagażniku. Naoglądałam się „Supernatural” i wiem co powinnam ze sobą mieć.

– Co!! Chcesz mi powiedzieć, że wiesz wszystko z serialu, który nie jest prawdziwy nawet? – teraz już przyjąłem pobłażliwy ton. – To jest prawdziwe życie, w którym możesz zginąć a nie jakiś durny serial.

Nie wiedząc co powiedzieć, tylko fuknęła i skierowała się do swojego Fiata 500 zaparkowanego niedaleko i otworzyła bagażnik.

– Wystaw łapę!! – rozkazała wściekłym tonem.

– Co? A po co? – spytałem stojąc za nią i próbując zajrzeć do bagażnika.

– Chyba taki twardy duch jak ty, nie boi się biednej bibliotekarki. – zapytała niewinnie, chociaż w jej głosie pobrzmiewała złowieszcza nuta.

– No dobra, proszę i co… AUUUU! Oszalałaś? – złapałem się za rękę, na której pojawiła się cienka linijka, przecinająca mi, skórę, że tak to ujmę. Z rany sączyła się, zdaje się ektoplazma, gdyż duchy jak powszechnie wiadomo nie mogą krwawić.

– Co to było? – spytałem patrząc na nią mało przyjaźnie, zaś na jej twarzy pojawił się wyraz triumfu.

– Poświęcona stal. – teraz zauważyłem, w jej ręku podłużny nóż, na oko 15cm długości. Miał na sobie wygrawerowane dziwne runy.

– Skąd to masz do cholery! – spytałem z niedowierzaniem.

– Po sprawie z wampirami zaczęłam zbierać informacje. Trafiłam również na środowisko, które zna się na rzeczach nad naturalnych. Mają książki, broń itp. Nie sądziłam, że broń jest prawdziwa, choć kosztowała nie mało, zapewniam. Ale teraz już wiem, że tak. – powiedziała uśmiechając się, po czym dodała niewinnie. – Boli?

– Pewnie, że boli!! Zacięłaś mnie. – nie wiedząc co powiedzieć z zaskoczenia, dodałem – Tak traktujesz swojego szefa w pierwszy dzień? Ciekawe co mi zrobisz za miesiąc…

– Nic, jeśli będziesz mnie traktował poważnie, tak jak zasługuję. Pamiętaj mam jeszcze sporo zabawek w bagażniku. – mówiąc to odsunęła się na bok, a ja podszedłem powoli, jakby miał kryć się tam jakiś demon. Faktycznie w środku znajdowała się różnego rodzaju biała broń. Wszystko miało na sobie dziwaczne runy, ale po spotkaniu z nożem, postanowiłem nie sprawdzać już jak działają. – no dobra… Możesz jechać ale masz nie wysiadać z samochodu do póki ci nie pozwolę, jasne?

– Jak słońce – udała, że salutuje. – To kiedy ruszamy, szefie?

– Niedługo, poczekamy aż się ściemni. – odpowiedziałem zrezygnowany bo wiedziałem, że już jej nie zniechęcę. – muszę zabrać kilka rzeczy z biura. W tym moją spluwę.

– Spluwę? A po co ci spluwa w świecie żywych? Nikomu nic nią przecież nie zrobisz. – powiedziała zaciekawiona.

– Ty masz swoje magiczne sprzęty, a ja mam swoje magiczne pif-puf, które może wyrządzić magiczne kuku w świecie nadnaturalnym – odpowiedziałem z uśmiechem.

 

Dochodziła godzina dwudziesta trzecia. Siedzieliśmy w samochodzie, kilka naście metrów od budynku, przed którym zrobiono zdjęcie piekielnej trupy aktorskiej. Budynek był z ciemno czerwonej cegły, stary i zaniedbany. Wyglądał na opustoszały. Zresztą, cała okolica tak wyglądała. Jakby żywi i umarli unikali tego miejsca. Ciekawe, ale nie wróżące nic dobrego.

– Nic się nie dzieje. – powiedziała zniecierpliwiona Monika już dłuższym siedzeniem w samochodzie.

– A co myślałaś, że po prostu wparujemy tam w biały dzień zrobimy rozpierduchę i wybijemy co do nogi wszystko co się rusza i nas atakuje? – odpowiedziałem rozbawiony.

– Może trochę. – znowu ten niewinny ton głosu.

– Dobra, ja się pójdę rozejrzeć a ty poczekaj w samochodzie.

– Co? Znowu zgrywasz twardziela?

– Nie, w przeciwieństwie do ciebie umiem się poruszać cicho jak duch. – odpowiedziałem spokojnie. Co ciekawe, to stwierdzenie jest akurat trafne. To była pierwsza sztuczka jaką się nauczyłem. Mogłem poruszać się bez głośnie, jedyny problem był taki, że musiałem przy tym przestać „oddychać” i stać się przez to wpół materialny, nawet w świecie istot nie żywych było to dziwnym zjawiskiem. Wyszedłem z samochodu, kryjąc się w cieniach. Wstrzymałem oddech i spojrzałem na swoje pół przejrzyste ręce. Jakoś nie mogłem się przyzwyczaić do tego stanu. Mogłem wtedy przejść przez dowolną materię znajdująca się w ludzkim świecie. Czy to była ściana, samochód czy cokolwiek innego. Nie było to łatwe, a w zasadzie dość wyczerpujące po dłuższym czasie ale zdawało egzamin gdy chciało się niepostrzeżenie gdzieś podkraść. Więc, podszedłem powoli do wejścia budynku, gdy nagle przeszła mnie fala elektryczna, i upadłem na kolana łapiąc oddech.

– Co do… – udało mi się wykrztusić po chwili.

Rozejrzałem się uważniej. Nad wejściem i dokoła zauważyłem jakieś dziwne znaki pisane cyrylicą. Nie znałem za bardzo rosyjskiego, ale coś mi pod powiadało, że nie jestem tu mile widziany. Spróbowałem dotknąć wejścia i znowu ta sama fala elektryczności przeszła mnie aż po koniuszki palców w butach. Udało mi się nie wrzasnąć z bólu choć ten był dość intensywny.

– Co się stało? – spytała Monika, podkradając się i klękając obok mnie. – Wszystko w porządku?

– No nie bardzo, nie mogę wejść do środka – powiedziałem, starając się ukryć zdziwienie. – Wiesz co tu jest napisane? – spytałem wskazując znaki. Monika odpaliła noktowizor, który pojawił się nie wiadomo skąd z jej przepastnej torebki i przyjrzała się bliżej znakom.

– Nie jestem pewna, coś o zakazie wchodzenia nie proszonym gościom. Jest coś o innych istotach. Nie rozumiem za dużo. – powiedziała po chwili.

– Dobra, plan B. Ale chyba ci się nie spodoba. – powiedziałem patrząc na nią.

– To znaczy? – w jej głosie zabrzmiała obawa.

– Czas na Opętanie. – powiedziałem ze spokojem

– Co proszę? Nie ma mowy, oglądałam „Egzorcystę” i nie mam zamiaru obracać głową o 360 stopni i bawić się krucyfiksem. – odpowiedziała.

– Taa, wszyscy zawsze mówią o tym filmie. Tam był demon, a ja jestem duchem. Trochę inaczej to wygląda. – dodałem.

– Czyli jak?

– Po prostu posiedzę w twojej głowie, coś jak współlokator ale i przejmę chwilowo kontrolę nad twoim ciałem.

– Nie podoba mi się to. Nie przepadam za dopuszczaniem do siebie ludzi na metr a co dopiero wpuszczaniem ich do swojej głowy! – wyszeptała z oburzeniem.

– To chcesz mi pomagać czy nie? Jak nie, to możesz wracać do domu. Droga wolna, ja coś wymyśle. – skończył mi się dobry nastrój, zapewne każdemu by się skończył po potraktowaniu prądem.

– Ok. Niech będzie. Ale żadnych głupich numerów. Ostrzegam cię! Jeśli zrobisz coś durnego, to, to że jesteś martwy będzie ostatnim z twoich zmartwień. – powiedziała po chwili wahania. Odetchnęła głęboko kilka razy i dodała. – Dobra to co mam zrobić.

– Oddychaj głęboko i spokojnie. Otwórz umysł dla mnie. – powiedziałem spokojnym głosem, dodając by ją pocieszyć – Pamiętaj, że w tym stanie nie musisz mówić bym cię usłyszał, wystarczy że pomyślisz. Nie będę zaglądał ci do głowy, obiecuje.

– Nie wiem, czy by ci się spodobało to co byś tam znalazł. – dodała, patrząc mi w oczy, a ja zrozumiałem, że mówi prawdę.

– No dobrze, zaczynamy – potarłem ręce i położyłem dłonie delikatnie z boków jej głowy.

Nauczyłem się tej sztuczki jako drugiej, i użyłem jej raptem dwa razy. Łącznie z tym teraz. Opętanie to dziwne uczucie. Jeśli oglądaliście film „Gamer” myślę, że będziecie mogli obrazowo sobie wyobrazić jak wygląda opętanie. Przynajmniej, ja uważam że tak wygląda. Taka osoba umożliwia dostęp do swojej głowy, swoich myśli i pragnień. Kontrolujący zaś ma pełną swobodę swoich poczynać, może nawet całkowicie odciąć od kontroli przejmowaną świadomość. Jednakże, czasem zdarza się, że jeśli osoba opętana jest wyjątkowo silna, może wyprzeć byt który, niejako się do niej włamał i wywalić ją ze swojej głowy, na dodatek sama, może zajrzeć do umysłu tego który chciał wyrządzić jej krzywdę.

Otworzyłem oczy i rozejrzałem się dookoła, spojrzałem w dół i zobaczyłem wcale nie mały dekolt, co wywołało mój uśmiech mimo chodem. Każdy facet by się uśmiechnął na taki widok. Musiałem się powstrzymać by przypadkiem nie unieść rąk…

– Wiem co myślisz! Nawet nie próbuj. – odezwała się trochę przytłumionym głosem Monika – Nadal tu jestem i pamiętaj, że to moje ciało, nie twoje.

– Ekhm, racja przepraszam. Przez chwilę byłem… lekko rozkojarzony – przy tych słowach niechcący znowu zerknąłem w dół.

– Niech ci będzie, ale pamiętaj co ci mówiłam. Jeden durny ruch i mnie popamiętasz. – oczami wyobraźni zobaczyłem jej gniewny wyraz twarzy i uniesiony ostrzegawczo palec.

– To się nie powtórzy. – zapewniłem pospiesznie, przypominając sobie jej arsenał. – Dobra, zaczynamy zabawę.

Podszedłem bliżej bramy, ostrożnie, gdyż nie wiedziałem czego się spodziewać. Dotknąłem cegły przy przejściu i poczułem lekkie mrowienie na palcach. Wziąłem głęboki oddech i dałem krok.

Poczułem się jakbym brnął przez głęboką wodę. Moje ruchy były powolne ale brnąłem na przód. I nagle wszystko się skończyło i o mało co się nie potknąłem z rozpędu walcząc o kolejny krok.

– Dobra, jesteśmy w środku. – powiedziałem.

– Świetnie, a czy mógłbyś już ze mnie wyjść? I bez durnych skojarzeń proszę! – odezwał się głos w głowie zaraz obok mnie.

– Ok Ok. Już wychodzę.

Chwila skupienia i już. Patrzyłem jej w oczy a ona w moje. Znowu byliśmy oddzielnymi bytami. Otrząsnęła i powiedziała.

– Mam nadzieje, że już nigdy nie będziemy tego musieli powtórzyć. Okropne uczucie…

– Hej. Nie było chyba tak źle! Przecież nic nie zrobiłem.

Nic nie powiedziała tylko spojrzała na mnie z mrużąc groźnie oczy. Więc szybko odwróciłem się w stronę budynku by na nią nie patrzeć.

– Dobra, to co teraz? – spytała już spokojniej.

– Idziemy dalej, bacznie się rozglądając. – powiedziałem, mając nadzieje, że rozładuję trochę napięcie. Nie udało się.

– Popatrz tam! – wskazałem niebieskawą poświatę, dochodzącą z kilku piwnicznych okienek znajdujących się tuż nad ulicą. – Podejdźmy bliżej.

Podeszliśmy starając się robić jak najmniej hałasu, znaczy Monika się starała – ja, aby pokazać swoją wyższość chociaż raz znowu użyłem swojej sztuczki i zakradłem się bezszelestnie i zerknąłem do środka.

Gdybym, miał krew na pewno by mi się ścięła ze strachu, na szczęście dla nas udało mi się również nie krzyknąć. Monika marszcząc brwi zerknęła do środka, ujrzałem również przerażenie na jej twarzy. Od wróciła głowę by nie patrzeć.

– To pieprzony nekromanta jest!!! – powiedziałem do niej głośniej, ale nie na tyle by ktoś usłyszał.

– Co jest? – spytała usiłując się uspokoić.

– Nekromanta, świr czarownik, który wykorzystuje zwłoki oraz inne byty do swoich chorych eksperymentów! Szlag by to trafił! – powiedziałem denerwując się coraz bardziej.

Zobaczyłem sporą halę, jakby kilka piwnic zostało połączonych w jedną wielką. Wzdłuż ścian rozstawione były klatki. Metalowe z grubymi prętami oraz szklane „terraria”. A w nich różne stworzenia nad naturalne. Wilkołami, ghule, strzygi oraz wampiry. Widziałem też parę zjaw i duchów. Wszystkie umęczone i zrezygnowane siedziały na środku swoich cel lub opierały się o ściany. Na środku zaś stał stół, taki jak do przeprowadzania operacji, z całym osprzętem. Na nim leżał zombie. Rozczłonkowany. Każda część poza korpusem, który był połączony z głową była oddzielnie. A ten, drań dalej przy nim majstrował. Mój strach zaczął zamieniać się w gniew. Martwy czy nie, czy to byt z zaświatów czy ze świata żywych – nieważne. Nikt nie zasługuje by na nim eksperymentować w bestialski sposób. W tym, momencie coś we mnie pękło.

Wstałem od okienka i ruszyłem w stronę najbliższych drzwi, mówiąc przy tym głosem zimnym jak lód.

– Idź do samochodu.

Nie czekałem na odpowiedź, ani też nie obejrzałem się sprawdzić czy mnie posłuchała. Szedłem ogarnięty żądzą mordu i nienawiścią. Wiecie, nie mam nic przeciwko gdy ludzie sobie robią krzywdę na własne życzenie, nawet lubiłem za życia oglądać filmiki o porażkach ludzi w Internecie, te śmieszne filmiki, gdzie osoby robią rzeczy które na pewno się nie udadzą ale mimo wszystko próbują. Bawiło mnie to, założę się że Darwin by teraz rozdawał nagrody na lewo i prawo.

Oglądałem również te w których im się udawało i wtedy byłem pełen podziwu. Ale nie znoszę znęcania się jednych osób nad drugimi. Obojętnie czym by nie były. To był jeden z powodów dla których zostałem detektywem. To, że umarłem nic nie zmieniło w tej kwestii. Tym razem musiałem zgodzić się z opinią Grabarza.

Wszedłem do środka, mimo, że byłem wściekły to nadal instynktownie poruszałem się tak by dbać o bezpieczeństwo. Rozglądałem się z uwagą, w poszukiwaniu tego nie bezpiecznego Trio, byłem pewien, że się gdzieś czają. Szedłem dalej brudnym, zaniedbanym korytarzem, po którym walały się kurz, śmieci i inne rzeczy na które nie zwracałem zbytniej uwagi. Na szczęście jako duch nie potrzebowałem latarki. To, że jest się martwym zmienia trochę percepcję, i dla mnie na przykład zmieniło się to, że w miarę dobrze mogłem widzieć w ciemności. W między czasie, zapewne instynktownie wyciągnąłem pistolet który luźno zwisał w mojej ręce, a teraz który wycelowałem przed siebie, gotów zastrzelić wszystko co wejdzie mi w drogę. Znalazłem drzwi prowadzące do piwnicy. Przechodząc przez nie, poczułem przerażenie istot które tędy przechodziły, a w zasadzie które były wleczone. Dezorientacja i strach. Strach którego nie możecie sobie wyobrazić. Dodało mi to jeszcze więcej energii i przyspieszyłem tylko kroku. Zszedłem na dół po krętych schodach. I stanąłem przed drzwiami prowadzącymi do laboratorium psychopaty. Wziąłem głęboki oddech i zamknąłem umysł. Dla tych którzy nie wiedzą, nekromanta najniebezpieczniejszy jest dla nie umarłych i dusz. Może przejąć nad nimi kontrole jeśli jest dostatecznie silny. Czytałem o tym w podręczniku, który dostałem gdy zjawiłem się po drugiej stronie.

Wszedłem do środka, używając sztuczki z chodzeniem cicho jak duch. Niektóre stworzenia zwróciły na mnie swoją uwagę, nie wszystkie byty da się tak oszukać. Widziałem w ich oczach kłębiącą się powoli nadzieje na wyrwanie się z tego piekła. Starałem się nie myśleć o niczym by się nie zdradzić ale było za późno.

– Witaj Gabrielu. Długo kazałeś mi czekać. – odpowiedział nekromanta nawet nie odwracając się od swojego zajęcia. Dalej było słychać piłowanie, któremu towarzyszył nieprzyjemny mokry odgłos. – Co cię tu sprowadza?

– Dobrze wiesz, ty cholerny psychopato! Gdy zaczynają znikać istoty, myślisz że nikt nie zauważy? – powiedziałem nadal wściekły.

– Ależ skąd. Wiem doskonale, że kogoś to zainteresuje. Ale wtedy zwykle zabijam tą osobę i przenoszę się do innego miasta. – powiedział nadal piłując biednego zombie.

– Mógłbyś przestać go kroić do diabła! – podniosłem głos i wycelowałem broń.

– Diabła? Dobre określenie… Zaraz go poznasz… Nawet trzech…  – powiedział spokojnym tonem, pozbawionym emocji podnosząc głowę do góry.

Ja również podniosłem głowę, obawiając się tego co zobaczę. Na żerdziach u góry siedziało „Diabelskie Trio” i przyglądało mi się uważnie.

– Zajmijcie się naszym gościem. – powiedział do nich nekromanta i wrócił do krojenia swojego obiektu „badań”.

Upiorna trójka podniosła się powoli i chciała ze skoczyć. Ja na szczęście dla mnie, byłem nadal na tyle wściekły, że zapanowałem nad strachem. Wycelowałem broń w nekromantę i strzeliłem mówiąc –

– Dosyć tego pieprzonego krojenia!!

Trafiłem go w głowę. Kula przeszła na wylot odłamując kawałek czaszki. Nekromanta zesztywniał i upadł na ziemię obok stołu. Trio zaczęło wrzeszczeć przeraźliwie i rozpłynęło się w powietrzu.

– Trzeba było mnie słuchać…

Podszedłem do zombie od drugiej strony stołu, nie chcąc stać obok tej gnidy z piekła rodem. Zombie co gorsza był nadal przytomny i pojękiwał cicho. W jego oczach widać było potworne przerażenie i ból.

– Szlag by to… – Zacząłem mówić i rozglądać się za czymś czym mógłbym przeciąć paski trzymające jego kończyny.

W tym momencie usłyszałem tubalny śmiech, spotęgowany kształtem pomieszczenia. Okazało się, że nie tak łatwo jest zabić takiego czarownika, dodam, że nie doczytałem informacji do końca bo mi się znudziło. Zapamiętać na przyszłość, instrukcje czytamy do końca. Podniósł się z podłogi nadal się śmiejąc.

– Durna namiastko życia, myślisz że takie coś zdoła mnie zabić? Mam prawie dwieście lat!! I próbowano mnie zabić już wiele razy! A teraz łaskawie zakończ swój „żywot” i więcej mi nie przeszkadzaj.

Przy tych słowach Trio zmaterializowało się obok mnie.

– Niech to szlag… – pomyślałem że to już koniec i zamknąłem oczy.

Nagle zgasło światło, usłyszałem tylko jeden dźwięk w zapadłej ciszy. Najpiękniejszy dźwięk na świecie! Szczęk otwieranych zamków. Okazało się, że zamki są magnetyczne i gdy prąd przestał płynąć przestały działać zamki w klatkach. Usłyszałem w ciemnościach odgłos pazurów i wycie. Wrzask radości. A przede wszystkich ryk wściekłości dochodzący z kilku dziesięciu gardeł.

Otworzyłem oczy by zobaczyć co się dzieje. Wszystkie stworzenia z rykiem wyrwały się ze swoich klatek i skoczyły na swoich oprawców, tnąc pazurami i rozrywając na strzępy gołymi rękami. Instynkt przetrwania, ta desperacja, która zawsze tli się gdzieś głęboko we wnętrzu każdej istoty. W połączeniu z chęcią zemsty za wyrządzone krzywdy tworzy istną mieszkankę pozwalającą przetrwać w najgorszych warunkach. Nie przeszkadzałem, zobaczyłem tylko jak jeden z wampirów odrywa nekromancie głowę po czym roztrzaskuje ją o ścianę potężnym uderzeniem.

Gdy skończyli, upewniłem się, że Marcin i inni są w kondycji na tyle mocnej by mogli sami wrócić do domu. Uczucie ulgi i radość, że to już koniec męki dodał im energii. Odwróciłem się w stronę schodów i poszedłem na górę.

W korytarzu czekała na mnie Monika. W trzęsących się rękach trzymała długą maczetę, lśniąca delikatnie w mroku.

– Chciałam zejść na dół i pomóc ale usłyszałam te wrzaski… i … – urwała nie wiedząc co powiedzieć.

– Już w porządku. Udręczeni sami mi pomogli. Jak to mówią zemsta najlepiej smakuje na zimno – powiedziałem wzruszając ramionami.

– Wyłączyłam prąd w budynku, pomyślałam że to pomoże… – dodała

– To ty? Myślałem że korki gdzieś strzeliły. Uratowałaś mi życie! Jeśli tak mogę to określić. – odpowiedziałem uradowany.

– To co teraz? – spytała nie pewnie dalej stojąc w korytarzu.

– Teraz ja idę na drinka, ty do domu. Widzimy się o 9 jutro u mnie w biurze. – powiedziałem uśmiechając się do niej.

Ona też się uśmiechnęła.

 

KONIEC

Koniec

Komentarze

Ben Akiba, czyli nihil novi, czyli, na przykład, “Randall i duch Hopkirka”.

W wielu miejscach składnia budzi wątpliwości z gatunku “co Autor ma na myśli”. Przecinkologia – nauka niemal nieznana Autorowi. A zapis dialogów woła o pomstę – hm, skoro, jak twierdzi Autor, ani nieba, ani piekła nie ma, to nie wiem, do kogo / czego wołanie powinno być skierowane…

– AdamKB -

Skąd ty wytrzasnąłeś ten serial :) w każdym razie nie wiedziałem ze takie coś istnieje.

Jak zapewne można zauważyć nie jestem po żadnych warszatatach pisarskich i piszę czysto amatorsko. Jak możesz napisz o co dokładnie chodzi z zapisaem dialogów.

Jeśli ktoś będzie miał uwagi proszę o wyjaśnienia bym nie popełniał błędu w przyszłości :)

Nad przecinkami popracuje ;)

Pozdrawiam!

Hmmm. Nie znam tego, o czym wspomniał AdamKB, więc sama historia nawet przyjemna, acz nie porywająco oryginalna. Za to wykonanie… Jeśli po ponaddziesięcioletnim flircie z pisaniem nadal popełniasz takie błędy, to nie jest dobrze.

Pal licho interpunkcję, masz pełno ortografów w tekście. Przeważnie polegają na pisaniu osobno tego, czego człowiek nie powinien rozdzielać; “nie ufnie”, “nad naturalny”, “mimo chodem” i mnóstwo innych. Sporo literówek, często polegających na zjedzeniu ogonka przy polskich znakach. Nie ma potrzeby, aby pana lub panią w dialogach pisać dużą literą. To nie list. A wątek między innymi o zapisie dialogów jest tutaj.

Czasami coś mnie rozbawiało – na przykład “biuro na ulicy”. Bohater naprawdę rozstawiał sobie straganik na asfalcie?

Wszyscy tu jesteśmy amatorami, ale to nie usprawiedliwienie.

Babska logika rządzi!

W zakamarkach globalnego magazynu głupot, jakim jest Internet, poniewierają się rzeczy i sprawy nieco wartościowsze, wrzucone tam przez czort wie kogo i czort wie, kiedy. Trafiłem na ten stareńki serialik po tylu linkach, ze sam nie miałem pojęcia, gdzie zawędrowałem… Jeden z pary detektywów został zabity, ale pomaga żywemu – dokładnie, jak sugeruje tytuł.

Podając ten tytuł chciałem zasygnalizować, że pomysł tworzenia pary: duch i człowiek istniejący fizycznie, jako wyjątek potrafiący widzieć ducha i komunikować się z nim, do nowości nie należy. “Szósty zmysł” z B. Willisem, jeśli pamięć mnie nie myli, z nowszych rzeczy…

Pomysł ten jest nośny, ale trzeba odejść od utartego schematu. Nie tak daleko, by stoczyć się w bezmyślny, naśladowczy horror – ktoś nieuchwytny straszy po nocach, morduje w okrutny sposób i tak dalej. Potencjał komediowy też kryje się w takim zestawieniu nietypowej pary…

<><><>

Finkla podał Tobie link do tematu, omawiającego podstawowe zasady zapisu dialogów. Na błędy ortograficzne jedyną radą jest słownik – chyba w każdej księgarni znajdziesz słownik ortograficzny; polecam PWN-owski z płytą, wgrasz do komputera i masz zawsze pod ręką, trzy kliki i już wiesz, co i jak.

Trafiłem na ten stareńki serialik po tylu linkach, ze sam nie miałem pojęcia, gdzie zawędrowałem…  – AdamieKB, wypraszam sobie, pogorszyłeś moje samopoczucie straszliwie crying Ja to oglądałam kiedyś jako nowość

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Caderze, przeczytałam, a teraz ledwo żyję i ledwo widzę. Jestem okaleczona i poturbowana. Doznałam dużego szwanku na ciele i umyśle, i zaczynam tracić wiarę, że autor potrafi… Wypuściłeś ogromne stado tak dorodnych byków, że encierros, odbywające się na ulicach Pampeluny, to pryszcz w porównaniu z tym, co właśnie przeżyłam. A niech Cię, Caderze, za takie atrakcje!

To, co poniżej, to zaledwie niewielka cząstka błędów, których pominąć nie mogłam. Z resztą bić się nie będę, bo poprawienia wymaga niemal każde zdanie.

I proszę mnie nie mamić obietnicą w rodzaju: „Nad przecinkami popracuje ;)”, tylko złożyć konkretną deklarację, że pracować będziesz Ty, a nie nie wiadomo kto. Powinieneś osobiście, ostro wziąć się do roboty! Nie przyjmuję usprawiedliwienia, że jesteś amatorem, bo na tej stronie nie ma zawodowców.

 

A opowiadanie jest nie najgorsze, ale też niczym nie porywa. Pomysł niezły, choć wtórny. Dobrze, że nie kazałeś Gabrielowi szukać własnego zabójcy, bo to już było wielokrotnie, za to pozwoliłeś mu otworzyć firmę w zaświatach.

 

„Widzę, że coś do mnie mówią jed­nak nic nie sły­szę.

– Prze­ży­je? – pyta ktoś, nie widzę jed­nak kto to po­nie­waż nie mogę ru­szyć głową”. – Nie rozumiem – w pierwszym zdaniu nic nie słyszy, a w drugim odzyskał słuch? ;-)

 

-Umm… zaraz, co Pani po­wie­dzia­ła?” Umm… zaraz, co pani po­wie­dzia­ła?

Formy grzecznościowe piszemy wielka literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

Błąd występuje wielokrotnie, w całym opowiadaniu.

 

„Jemy, pi­je­my i cała gama in­nych rze­czy”. – Wolałabym: Jemy, pi­je­my i robimy masę innych rzeczy.

 

„Beato, Mo­żesz mi wy­ja­śnić co się wła­ści­wie stało?” – Dlaczego po przecinku jest wielka litera?

 

„Umarł, mimo szcze­rych chęci po­mo­cy ze stro­ny sa­ni­ta­riu­szy”. – Obawiam się, że szczere chęci sanitariuszy nie pomogą utrzymać rannego przy życiu. ;-)

Proponuję: Umarł, pomimo wysiłków lekarzy, którzy zrobili wszystko, co w ich mocy.

 

„Mo­żesz sam go po­szu­kać jak znaj­dziesz chwi­le czasu”. – Literówka.

Chwila, to czas. Chwila czasu jest masłem maślanym.

Proponuję: Mo­żesz sam go po­szu­kać, jak znaj­dziesz chwi­lę. Lub: Mo­żesz sam go po­szu­kać, jak znaj­dziesz czas.

 

„Ka­me­ra jest, nie ukry­ta”.Ka­me­ra jest, nieukry­ta.

 

„Do­my­ślam się, mi chyba nic nie jest…”Do­my­ślam się, mnie chyba nic nie jest

 

„…obok na­szej obory. OBORY!! – Stawiamy jeden wykrzyknik. W uzasadnionych przypadkach, trzy. Nie stawia się dwóch wykrzykników.

Ten błąd występuje także w dalszym ciągu opowiadania.

 

„…do­da­ła już z lek­kim znu­dze­nie”. – Pewnie miało być: …do­da­ła już z lek­kim znu­dze­niem.

 

„…cho­ciaż teo­re­tycz­nie biuro było nie czyn­ne ale co mi tam…” – …cho­ciaż teo­re­tycz­nie biuro było nieczyn­ne, ale co mi tam

 

„Pod­nisz­czo­ne i po­marsz­czo­ne włosy, zie­mi­sta cera…” – Jak wyglądają pomarszczone włosy? Czy to takie, jak po fatalnie zrobionej trwałej ondulacji? ;-)

 

„…która miała pro­blem ze zło­śli­wym Po­lter Ge­istem…” – …która miała pro­blem ze zło­śli­wym po­lterge­istem

 

„Jak się do­wie­dzia­łem w mię­dzy cza­sie…”Jak się do­wie­dzia­łem w mię­dzycza­sie

 

Musze przy­znać, że nie łatwo mnie prze­stra­szyć…” – Czy mucha domaga się przyznania jej racji? ;-)

Muszę przy­znać, że niełatwo mnie prze­stra­szyć

 

„…pro­szę mi teraz wy­ba­czyć ale muszę oto spy­tać”. – …pro­szę mi teraz wy­ba­czyć, ale muszę o to spy­tać.

 

„Wie Pani, że moja staw­ka to 100 zł za dzień i do­dat­ko­wo pierw­sze 100 zł płat­ne z góry?”

 Wie Pani, że moja staw­ka to sto złotych za dzień i do­dat­ko­wo, pierw­sze sto złotych płat­ne z góry?

Liczebniki zapisujemy słownie. W literaturze nie stosuje się skrótów.

 

„Nie je­stem pewna, to tylko plot­ki jakie sły­sza­łam”.Nie je­stem pewna, to tylko plot­ki które sły­sza­łam.

 

„…po­nie­waż prze­pro­wa­dza­łem roz­mo­wę któ­ryś raz”. – …po­nie­waż prze­pro­wa­dza­łem roz­mo­wę któ­ryś raz.

 

„Za­pew­ne do mo­men­tu, aż nie uznasz, że ci się do cze­goś przy­dam – po­wie­dzia­ła nie zra­żo­na”.Za­pew­ne do mo­men­tu, aż uznasz, że ci się do cze­goś przy­dam – po­wie­dzia­ła niezra­żo­na.

 

„Wi­dzia­ła nad na­tu­ral­ne byty…”Wi­dzia­ła nadna­tu­ral­ne byty

 

„To gdzie się wy­bie­ra­my Panie duchu?”To dokąd się wy­bie­ra­my panie duchu?

 

„…jakby mnie teraz zo­ba­czy­ła jako nie ma­te­rial­ne­go ducha…” – …jakby mnie teraz zo­ba­czy­ła jako niema­te­rial­ne­go ducha

 

„…może stwier­dzić, że nie ma cze­goś ta­kie­go jak niego lub pie­kło”. – Literówka.

 

„…do­da­łem uśmie­cha­jąc się, na widok jej miny w my­ślach”. – Dziewczyna robiła miny w myślach, a Gabriel je widział? ;-)

Proponuję: …do­da­łem, uśmie­cha­jąc się w myślach, na widok jej miny.

 

„No fak­tycz­nie, mogła by być nie po­cie­szo­na”.No fak­tycz­nie, mogłaby być niepo­cie­szo­na.

 

„…po­wie­dzia­ła Mo­ni­ka, nie czuła, na moje sar­ka­stycz­ne tony”. – …po­wie­dzia­ła Mo­ni­ka, nieczuła na moje sar­ka­stycz­ne tony.

 

„…mia­łem spra­wę do roz­wią­za­nia, która z resz­tą ro­bi­ła się coraz dziw­niej­sza”. – Wolałabym: …mia­łem do roz­wią­za­nia sprawę, która zresz­tą ro­bi­ła się coraz dziw­niej­sza.

 

„…spy­ta­ła Mo­ni­ka roz­glą­da­jąc się cie­ka­wie do okoła”. – …spy­ta­ła Mo­ni­ka, roz­glą­da­jąc się cie­ka­wie dookoła.

 

„…ja­kich­kol­wiek śla­dów, które mogły by zdra­dzić…” – …ja­kich­kol­wiek śla­dów, które mogłyby zdra­dzić

 

„…spy­ta­ła pod­cho­dząc do jed­ne­go z na­grob­ków, po pew­nej chwi­li.

– Co? – spy­ta­łem za­cie­ka­wio­ny.

– Są tu głę­bo­kie bruz­dy jak po pa­zu­rach. Spójrz. – wska­za­ła pal­cem jeden z na­grob­ków.

Rze­czy­wi­ście, po obu stro­nach na­grob­ka były wy­raź­ne wy­żło­bie­nia, jakby coś pró­bo­wa­ło się przy­trzy­mać na­grob­ka, a coś in­ne­go je cią­gnę­ło w inną stro­nę”. – Wiem, że są na cmentarzu, ale, moim zdaniem, zbyt wiele tu nagrobków.

 

„…ale przede wszyst­kim nie wy­obra­żal­ny strach”. – …ale przede wszyst­kim, niewy­obra­żal­ny strach.

 

„A nie nagle olśni­ło”. – Pewnie miało być: A mnie nagle olśni­ło.

 

„…żad­nych dusz szwę­da­ją­cych się i za­ję­tych wła­sny­mi spra­wa­mi”. – …żad­nych dusz szwenda­ją­cych się i za­ję­tych wła­sny­mi spra­wa­mi.

 

„…oglą­da­jąc się przez ramię w miej­sce gdzie do­cho­dził dziw­ny dźwięk”. – …oglą­da­jąc się przez ramię na miej­sce, z którego do­cho­dził dziw­ny dźwięk.

 

„Wszy­scy się gdzieś spie­szą…”Wszy­scy się dokądś śpie­szą

 

„…dla­te­go nie­któ­rzy żywi przy­cho­dzą w miej­sca po­chów­ku ich naj­bliż­szych…” – …dla­te­go nie­któ­rzy żywi przy­cho­dzą w miej­sca po­chów­ku swych naj­bliż­szych

 

„Więk­szość czy­ta­ła książ­kę lub prze­glą­da­ła cie­ka­wost­ki w ko­mór­ce”. – Nie wydaje mi się, by większość pasażerów, jednocześnie czytała jedną książkę i korzystała z jednej komórki. ;-)

 

„…tech­no­lo­gia po­wo­li za­bi­ja kon­tak­ty mię­dzy ludz­kie”. – …tech­no­lo­gia po­wo­li za­bi­ja kon­tak­ty mię­dzyludz­kie.

 

„…fak­tycz­nie, ciem­no brą­zo­wy płyn za­czął mu się są­czyć z dziu­ry w brzu­chu”. – …fak­tycz­nie, ciem­nobrą­zo­wy płyn za­czął mu się są­czyć z dziu­ry w brzu­chu.

 

„Taa, sły­sza­łem co nie co”.Taa, sły­sza­łem co nieco.

 

„…po­pa­trzył na mnie tro­chę nie ufnie…” – …po­pa­trzył na mnie tro­chę nieufnie

 

„…od­chrząk­nął z za­do­wo­le­niem, nadal si­łu­jąc się by otwo­rzyć nowy po­da­ru­nek”. – To był jedyny podarunek. Innych, starych, nie było. ;-)

Wolałabym: …od­chrząk­nął z za­do­wo­le­niem, nadal usi­łu­jąc otwo­rzyć po­da­ru­nek.

 

„…od­po­wie­dział dalej nie chęt­nie”. – …od­po­wie­dział niechęt­nie.

 

„Nie mam już nic wię­cej do po­wie­dze­nia, je­ste­śmy za­ję­cie”. – Literówka.

 

„W mię­dzy cza­sie pró­bo­wa­łem prze­tra­wić ko­lej­ne in­for­ma­cje”.W mię­dzycza­sie pró­bo­wa­łem prze­tra­wić ko­lej­ne in­for­ma­cje.

 

„Spra­wa ro­bi­ła się nie przy­jem­na i mam na­dzie­je…”Spra­wa ro­bi­ła się nieprzy­jem­na i mam na­dzie­ję

 

„…pod­nio­sła głowę z nad lek­tu­ry dopiero gdy się odezwałem”. – …pod­nio­sła głowę znad lek­tu­ry, do­pie­ro gdy się ode­zwa­łem.

 

„z tego co się do­czy­ta­łam był wła­ści­cie­lem te­atru…”  – …z tego, czego się do­czy­ta­łam, był wła­ści­cie­lem te­atru

 

„…teraz za­uwa­ży­łem, w jej ręku po­dłuż­ny nóż, na oko 15cm dłu­go­ści”. Wielka to musiała była osobliwość – podłużny nóż, na piętnastocentymetrowej długości oko. ;-)  

Proponuję: …teraz za­uwa­ży­łem w jej ręku nóż, długi na prawie piętnaście centymetrów.

 

„…broń jest praw­dzi­wa, choć kosz­to­wa­ła nie mało…” – …broń jest praw­dzi­wa, choć kosz­to­wa­ła niemało

 

„…masz nie wy­sia­dać z sa­mo­cho­du do póki ci nie po­zwo­lę, jasne?” – …masz nie wy­sia­dać z sa­mo­cho­du dopóki ci nie po­zwo­lę, jasne?

 

„Sie­dzie­li­śmy w sa­mo­cho­dzie, kilka na­ście me­trów od bu­dyn­ku…”Sie­dzie­li­śmy w sa­mo­cho­dzie, kilkana­ście me­trów od bu­dyn­ku

 

„Bu­dy­nek był z ciem­no czer­wo­nej cegły, stary i za­nie­dba­ny”.Bu­dy­nek był z ciem­noczer­wo­nej cegły, stary i za­nie­dba­ny.

 

„To była pierw­sza sztucz­ka jaką się na­uczy­łem”.To była pierw­sza sztucz­ka, której się na­uczy­łem.

 

„Mo­głem po­ru­szać się bez gło­śnie, je­dy­ny pro­blem był taki, że mu­sia­łem przy tym prze­stać „od­dy­chać” i stać się przez to wpół ma­te­rial­ny, nawet w świe­cie istot nie ży­wych było to dziw­nym zja­wi­skiem”.Mo­głem po­ru­szać się bezgło­śnie, je­dy­ny pro­blem był taki, że mu­sia­łem przy tym prze­stać „od­dy­chać” i stać się przez to półma­te­rial­ny, nawet w świe­cie istot nieży­wych było to dziw­nym zja­wi­skiem.

 

„…spoj­rza­łem na swoje pół przej­rzy­ste ręce”. – …spoj­rza­łem na swoje półprzej­rzy­ste ręce.

 

„Nie zna­łem za bar­dzo ro­syj­skie­go, ale coś mi pod po­wia­da­ło…”Nie zna­łem za bar­dzo ro­syj­skie­go, ale coś mi podpo­wia­da­ło

 

„…coś o za­ka­zie wcho­dze­nia nie pro­szo­nym go­ściom”. – …coś o za­ka­zie wcho­dze­nia niepro­szo­nym go­ści.

 

„Nie będę za­glą­dał ci do głowy, obie­cu­je”. – Literówka.

 

„…może wy­przeć byt który, nie­ja­ko się do niej wła­mał i wy­wa­lić ze swo­jej głowy…” – …może wy­przeć byt, który nie­ja­ko się do niej wła­mał i wy­wa­lić go ze swo­jej głowy

 

„…ocza­mi wy­obraź­ni zo­ba­czy­łem jej gniew­ny wyraz twa­rzy…” – …ocza­mi wy­obraź­ni zo­ba­czy­łem gniew­ny wyraz jej twa­rzy

 

„Wzią­łem głę­bo­ki od­dech i dałem krok”. – Oddech, to wdech i wydech. Oddechu się nie bierze. Wolałabym: Nabrałem głęboko powietrza i dałem krok.

 

„Po­czu­łem się jak­bym brnął przez głę­bo­ką wodę. Moje ruchy były po­wol­ne ale brną­łem na przód”.Po­czu­łem się jak­bym brnął przez głę­bo­ką wodę. Moje ruchy były po­wol­ne ale parłem naprzód.

 

„Nic nie po­wie­dzia­ła tylko spoj­rza­ła na mnie mru­żąc groź­nie oczy”. – Pewnie miało być:  Nic nie po­wie­dzia­ła tylko spoj­rza­ła na mnie, mru­żąc groź­nie oczy.

 

Od wró­ci­ła głowę by nie pa­trzeć”.Odwró­ci­ła głowę by nie pa­trzeć.

 

„A w nich różne stwo­rze­nia nad na­tu­ral­ne”.A w nich różne stwo­rze­nia nadna­tu­ral­ne.

 

Wil­ko­ła­mi, ghule, strzy­gi oraz wam­pi­ry”. – Literówka.

 

„…w po­szu­ki­wa­niu tego nie bez­piecz­ne­go Trio…” – …w po­szu­ki­wa­niu tego niebez­piecz­ne­go Trio

 

„W mię­dzy cza­sie, za­pew­ne in­stynk­tow­nie…” W mię­dzycza­sie, za­pew­ne in­stynk­tow­nie

 

„Nie­któ­re stwo­rze­nia zwró­ci­ły na mnie swoją uwagę…” – Czy mogły zwrócić cudzą uwagę?

Proponuję: Niektóre stworzenia zauważyły mnie

 

„Wi­dzia­łem w ich oczach kłę­bią­cą się po­wo­li na­dzie­je…” – Literówka.

 

„Ale wtedy zwy­kle za­bi­jam osobę…”Ale wtedy zwy­kle za­bi­jam osobę

 

„Upior­na trój­ka pod­nio­sła się po­wo­li i chcia­ła ze sko­czyć”.Upior­na trój­ka pod­nio­sła się po­wo­li i chcia­ła zesko­czyć.

 

„A przede wszyst­kich ryk wście­kło­ści do­cho­dzą­cy z kilku dzie­się­ciu gar­deł”. – To w końcu ile było gardeł? Kilka, czy dziesięć? ;-)

A przede wszyst­kim ryk wście­kło­ści, do­cho­dzą­cy z kilkudzie­się­ciu gar­deł.

 

„W po­łą­cze­niu z chę­cią ze­msty za wy­rzą­dzo­ne krzyw­dy two­rzy istną miesz­kan­kę po­zwa­la­ją­cą prze­trwać w naj­gor­szych wa­run­kach”. – Istotnie, istna mieszkanka, wkurzona, pozwoli przetrwać wszystko, chyba nawet eksmisję. ;-)

Literówka, ale bardzo zabawna. ;-)

 

„…upew­ni­łem się, że Mar­cin i inni są w kon­dy­cji na tyle moc­nej by mogli sami wró­cić do domu”. – Wolałabym: …upew­ni­łem się, że Mar­cin i inni są w kon­dy­cji na tyle dobrej, by mogli sami wró­cić do domu.

 

„…spy­ta­ła nie pew­nie dalej sto­jąc w ko­ry­ta­rzu”. – Wolałabym: …spy­ta­ła niepew­nie, nadal sto­jąc w ko­ry­ta­rzu.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ilość błędów imponująca :p Ja się przyczepię do błędu rzeczowego – nie da się wysiąść z tramwaju przy Szwedzkiej z powodu braku torów :p Najbliżej Szwedzkiej jest pętla Czynszowa, ale po 1) – to zbyt daleko na określenie ‘przy Szwedzkiej’, po 2) jeździ tam tylko linia 23, z której chcąc udać się w kierunku Białostockiej, o wiele lepiej wysiąść przy dworcu Wileńskim – co znający Warszawę detektyw raczej powinien wiedzieć. Jeśli chodzi o samą treść – podoba mi się pomysł, natomiast moment kulminacyjny wypadł słabo – ot rach ciach i po wszystkim. Przydałoby się lepiej zbudować napięcie, wprowadzić elementy gry z czytelnikiem – zabrakło zagadki, nad którą czytelnik mógłby sam pogłówkować. No i dobrze byłoby dać trochę opisów tej Warszawy, skoro już umieszczasz akcję w konkretnym mieście. Całość sprawia wrażenie początku serii opowiadań o detektywie-duchu i w sumie to chętnie zerknę, jak się pojawi kontynuacja.

Dzięki za informację, nie znam aż tak warszawy więc posiliłem się targeo i tam wybrałem poprostu przystanek tramwajowy :) Co do opisu to niechciałem tym razem nimi zasypywać, ponieważ było pierwszym z wielu. Tak moim zamysłem jest cała seria bądź też pełna książka, ale raczej zostane przy opowiadaniach. Myślę, że w kolejnych już będzie więcej opisów i akcja też będzie bardziej rozbudowana. Tutaj chciałem sprawdzić również, czy taki pomysł w ogóle się przyjmie.

Dzięki za informacje i pozdrawiam :)

Nowa Fantastyka