- Opowiadanie: Modern_Elf - Kompan

Kompan

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Kompan

 

"A którzy czekali błyskawic i gromów,

Są zawiedzeni.

A którzy czekali znaków i archanielskich trąb,

Nie wierzą, że staje się już.

Dopóki słońce i księżyc są w górze,

Dopóki trzmiel nawiedza różę,

Dopóki dzieci różowe się rodzą,

Nikt nie wierzy, że staje się już."

Czesław Miłosz "Koniec świata"

 

***

Usiadłem w fotelu i zamknąłem oczy. Dotyk chłodnego, skórzanego obicia i wszechogarniająca cisza apartamentu dawały wrażenie spokoju i zachęcały do odpoczynku. Gdy przymknąłem oczy,  usłużnie pojawiły się projekcje problemów minionego dnia. 

Szybko je odtrąciłem i poszedłem do kuchni. Wyjąłem z lodówki sałatkę z łososia i białe wino. "Jest piątek, trzeba odpocząć"– przemknęło mi przez myśl. Rodzina, dumna z syna– polityka, nie miała pojęcia, w co się wpakowałem. Nie znali nawet połowy prawdy. Śniącej mi się codziennie, absolutnie prawdziwej rzeczywistości.

Wracając do salonu zauważyłem na podłodze kosę. Stanąłem jak wryty, z lampką wina w jednej dłoni i sałatką z łososia w drugiej.

-Wino? Bez sensu. Masz wódkę?– spytała mnie postać, siedząca w moim fotelu. Cholerna, najprawdziwsza Śmierć, wypisz-wymaluj wyciągnięta z tandetnego horroru.

-Spoko, nie przyszedłem po ciebie. Masz wódkę?– powiedziała głosem, sugerującym znudzenie lamentującymi śmiertelnikami. Podszedłem do witrynki z kieliszkami.

-Nie kłopocz się. Daj mi butelkę.– Spełniłem jej życzenie. Wypiła ćwierć wódki wprost z butelki.

-Czemu zawdzięczam tak nagłą wizytę?– spytałem dyplomatycznie.

-Politycy. Cholerni gawędziarze. Kiedy przychodzę do rolników, klną na czym świat stoi i przynajmniej dostarczają rozrywki. Jestem przez was na bezrobociu. Sam zobacz.

Telewizor uruchomił się samoistnie. Reklama. Tak, znam ją– to najczęściej emitowany spot ostatnich lat.

"Nie zatańczę już z tobą, 

Nie wezmę cię w objęcia,

Nie pójdę w noc najczarniejszą

Nie zabiorę cię w podróż poza ląd…"

Na ekranie żałosnym głosem zawodził przystojny aktor, przebrany za śmierć. 

"Przed użyciem nie konsultuj się z lekarzem i farmaceutą, gdyż żaden lek niewłaściwie stosowany nie zagrozi więcej Twojemu życiu lub zdrowiu". Wyświetlił się obraz smutnego lekarza, z walizką w dłoni zamykającego gabinet.

Koncern farmaceutyczny, produkujący "LiveForever", przewyższył dochodami nawet Billa Gatesa. Objęty tajemnicą składnik leku powodował samoregenerację komórek ciała, aktywował cały system obronny organizmu, czego efektem były ozdrowienia z najcięższych przypadków raka i AIDS, spadek do zera umieralności z powodu jakichkolwiek chorób czy zwykłej starości.

-Nie tylko ty masz przez to problemy. Ja muszę wypłacać wieczne emerytury, a dziura budżetowa rośnie. 

-Nie znoszę waszych tabelek i wykresów. Jestem samotny.

-Samotny?– nie mogłem ukryć zdziwienia.

-Ludzie, którzy szykowali się do spotkania ze mną, stawali się moimi przyjaciółmi. Wiedzieli, że zabiorę ich w lepsze miejsce, bez bólu i ziemskich zmartwień. Teraz nikt już się nie szykuje. Zabieram wyłącznie ofiary wypadków i żołnierzy. Szarpią się i wściekają.

-Jeśli nic się nie zmieni, będziemy umierać z głodu.

-Nie grozi wam to. "LiveForever" już szykuje drugą kampanię. Odżywki zapewniające dostarczenie wszystkich niezbędnych składników odżywczych. Zniwelują marnowanie żywności, a produkować je potrafią nawet z trawy. Będziecie żyć, dopóki nie podusicie się z braku tlenu.

-Tlenu?

-Tak. Tak będzie wyglądać Apokalipsa. Wszyscy się udusicie. Ilość ludzi przewyższy możliwości regeneracji atmosfery. "Dzień ten przyjdzie jak złodziej"– Śmierć zacytowała fragment z Biblii. – "Pomiędzy rynkiem Miasta a rzeką, po obu brzegach, drzewo życia, rodzące dwanaście owoców; wydające swój owoc każdego miesiąca; a liście drzewa służą do leczenia narodów". Zerwaliście owoc z drzewa życia, a każdy, kto z niego skorzysta, będzie potępiony. "Jako karę poniosą wieczną zagładę z dala od oblicza Pańskiego i od potężnego majestatu Jego". Nie przyjdę po nich. Już nikt nie będzie potrzebował przewodnika do Edenu. 

-Co się z nimi stanie?

-Ci, "którzy będą potępieni zostaną wrzuceni do jeziora ognia. Niebiosa z trzaskiem przeminą, a żywioły rozpalone stopnieją, ziemia i dzieła ludzkie na niej spłoną". Planeta spłonie. Spali was wasza własna gwiazda, bo atmosfera nie będzie w stanie was przed nią ochronić.

-I co? To już koniec?

-Cholerny koniec. A ja będę błąkać się po Edenie i śmiertelnie nudzić całą wieczność-zachichotała z udanej gry słów i wypiła więcej z butelki.

-To nieciekawie, stary– powiedziałem w roztargnieniu.– Miałeś rację, wino tu nie pasuje– wychyliłem duszkiem kieliszek wódki.

-Jest coś, co mogę z tym zrobić?-zapytałem, licząc na wyjaśnienie powodu nietypowych odwiedzin.

-Niestety, stary. Nic się nie da z tym zrobić– powiedziała Śmierć i utkwiła mętne spojrzenie w metropolitalnym widoku z okna. Wieżowce płonęły blaskiem zachodzącego słońca. Ciekawe, jak będą wyglądały, płonąc żywym ogniem.

-Nie da się uniknąć nieuniknionego– wybełkotałem, odurzony alkoholem.

-Otóż to. Mówię ci, stary. Odkąd świat istnieje, błądzę tu, wypełniając obowiązki. A teraz zostałem z niczym. Na wieczność.

-Naprawdę ci współczuję.

-Ja tobie też. współczuję wszystkim, którzy skończą w płomieniach.

-Rzucam tą robotę. Chodźmy poszaleć na mieście. Skoro i tak nie ma dla nas ratunku…

-Jesteś genialnym kompanem do wódki. Mam lepszy pomysł. Zabiorę cię ze sobą.

Koniec

Komentarze

Podobało mi się.

 

Fajnie dokleiłaś do fabuły Biblię. Choć jej treść interpretuje się różnie i raczej łatwo o taki zabieg. Jednak sama wizja intrygująca. 

Nieśmiertelność jest początkiem końca (to niby już znane) z powodu… braku tlenu. 

Nie jestem specem do sf, a zwłaszcza science, ale skoro ludzie zużywają tlen, a wydychają dwutlenek węgla, który z koleji rośliny wykorzystują do fotosyntezy, której skutkiem ubocznym jest tlen, to czy więcej ludzi to nie więcej CO2, a to więcej fotosyntezy, a to więcej… tlenu?

Koło się zamyka;-)

Nie wiem ile w tym mądrości, a ile mej głupoty:-(

Ale bardziej wiarygodne do tego scenariusza dla mnie by było… wytrzebienie roślinności.

Ale tak się tylko czepiam:-)

Tekst i tak jest dobry.

 

Aha w dialogach po “-“ (myślniku) zawsze spacja.

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Dzięki za pozytywny komentarz :-)

Odnosząc się do fotosyntezy– w tej wizji praktycznie nie ma już roślin. Być może nie dość wyraźnie to zaznaczyłam ;-)

Pozdrawiam!

Ciekawa koncepcja, ogólnie tekst niezły.

Jeśli chodzi o język, to do uwagi Nazgula dorzucę, że przed myślnikiem też. “Tę robotę” a nie “tą”. I czasami źle zapisujesz dialogi. Tutaj jest wątek między innymi o tym.

Co do zniszczenia atmosfery też się zgodzę z Nazgulem. Zasadniczo – w jego kółku nie kupuję ogniwa więcej CO2 => więcej fotosyntezy. To jeszcze od ilości (i wielkości) roślinek zależy. Tak, O2 może zniknąć, ale jego miejsce zajmie wydychany CO2. W przyrodzie nic nie ginie, tlen w płucach też nie znika. A N2? Zostaje sobie spokojnie nienaruszony, a to prawie osiemdziesiąt procent… Tym bardziej, że większość substancji bez tlenu bardzo słabo się pali. Więc w wizję ognia nie uwierzyłam. Ale widzę jeszcze jedno rozwiązanie – możliwe, że to cwana śmierć naściemniała niedouczonemu politykowi… Jeśli taki był Twój zamysł, to mi się spodobał. :-)

Babska logika rządzi!

-Spoko, nie przyszedłem po ciebie. Masz wódkę?– powiedziała głosem, […].

Albo klasyka, ta nasza, czyli Pani Śmierć, albo Pratchett, czyli Pan Śmierć.

Czym się charakteryzuje “metropolitalny widok z okna”?

Cóż, przykro mi, takie sobie to opowiadanko…

Ja Pratchetta nie znam, więc jego wizji śmierci również. Mnie w każdym razie dialog się podobał, tj. zblazowanie kosy. Tekst jako krótki przerywnik się nieźle sprawdza.

I po co to było?

Nie będę wnikał w kwestie O2 i CO2, bo przyczynę Apokalipsy łyknąłem gładko, mimo że może budzić ona wątpliwości. Nie zepsuło mi to dobrej zabawy, jaką miałem z czytania. Ogólnie bardzo lubię  Śmierć jako postać  (szczególnie tego Pratchettowiskiego, Pana Śmierć) i cieszy mnie, kiedy ktoś napisze scenkę z Ponurym Kosiarzem dobrze. Tobie się udało, brawo! :)

Tekst, niestety, nie poruszył mnie w najmniejszym stopniu. Przeczytałam i pewnie zaraz o nim zapomnę. Mam nadzieję, że kolejne opowiadanie będzie ciekawsze.

 

Gdy przy­mkną­łem oczy,  usłuż­nie po­ja­wi­ły się pro­jek­cje pro­ble­mów mi­nio­ne­go dnia”. – W pierwszym zdaniu Autorka napisała: „Usia­dłem w fo­te­lu i za­mkną­łem oczy”. Czy to znaczy, że bohater przymknął zamknięte oczy? ;-)

 

"Jest pią­tek, trze­ba od­po­cząć"– prze­mknę­ło mi przez myśl. – Brak spacji po zamknięciu cudzysłowu.

 

„Ro­dzi­na, dumna z syna– po­li­ty­ka…”Ro­dzi­na, dumna z syna po­li­ty­ka

 

„Masz wódkę?– spy­ta­ła mnie po­stać, sie­dzą­ca w moim fo­te­lu”. – Wystarczy: Masz wódkę? – spy­ta­ła po­stać, sie­dzą­ca w moim fo­te­lu.

 

„Cho­ler­na, naj­praw­dziw­sza Śmierć, wy­pisz-wy­ma­luj wy­cią­gnię­ta z tan­det­ne­go hor­ro­ru”.Cho­ler­na, naj­praw­dziw­sza Śmierć, wy­pisz wy­ma­luj, wy­cią­gnię­ta z tan­det­ne­go hor­ro­ru.

 

„Masz wódkę?– po­wie­dzia­ła gło­sem, su­ge­ru­ją­cym znu­dze­nie la­men­tu­ją­cy­mi śmier­tel­ni­ka­mi”. – Skoro jest znak zapytania, to raczej: Masz wódkę? – spytała/ zapytała gło­sem, su­ge­ru­ją­cym znu­dze­nie la­men­tu­ją­cy­mi śmier­tel­ni­ka­mi.

 

„Wy­pi­ła ćwierć wódki wprost z bu­tel­ki”. – Ćwierć wódki – jaka to ilość?

 

„…żaden lek nie­wła­ści­wie sto­so­wa­ny nie za­gro­zi wię­cej Two­je­mu życiu lub zdro­wiu”. – …żaden lek nie­wła­ści­wie sto­so­wa­ny, nie za­gro­zi wię­cej two­je­mu życiu lub zdro­wiu.

Zaimki piszemy wielka literą, gdy zwracamy się do kogoś listownie.

 

Od­żyw­ki za­pew­nia­ją­ce do­star­cze­nie wszyst­kich nie­zbęd­nych skład­ni­ków od­żyw­czych”. – Powtórzenie.

Wolałabym: Substancje/ Preparaty za­pew­nia­ją­ce do­star­cze­nie wszyst­kich nie­zbęd­nych skład­ni­ków od­żyw­czych.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka