Przedstawiciel koncernu farmaceutycznego promieniał wręcz szczęściem, patrząc na setkę ludzi siedzących na teatralnej widowni auli prywatnego Uniwersytetu Medycznego.
Pilotem uruchomił film promujący zasługi firmy dla ludzkości. Według obrazu były one znaczne: poczynając od wytrzymałych narzędzi chirurgicznych, które produkowali w XIX wieku, a kończąc na zestawach medycznych pakietów ratunkowych dla kosmonautów. Po bokach ekranu pulsowały ciekłokrystaliczne monitory z napisem: „Proszę zajmować miejsca! Zaczynamy za:”. Tu znajdował się licznik, odmierzający czas od 2 minut do zera. Wraz z końcem spotu reklamowego, który można było obejrzeć tylko tu (firmy farmaceutyczne i producenci medyczni mieli mocno obostrzone prawnie zasady promowania swojej działalności), na obu ekranach pojawiły się cyfry 00:00. Po chwili zamieniły się w napis: „Proszę o ciszę!”
Przedstawiciel koncernu wcisnął klawisz na pilocie i ekran za jego plecami wypełnił się logotypem korporacji, wraz z hasłem misyjnym: „Dla nas skuteczność nie ma ceny”. Z profesjonalnym uśmiechem podszedł do mównicy, która bezszelestnie wyłoniła się z czerwonej podłogi.
Chwycił mikrofon i krzyknął w przestrzeń:
– Szanowni Państwo! Koncern Galactik, Saxon i Verbain wita was serdecznie w progach Uniwersytetu Medycznego im. Ambrożego Paré, którego jest fundatorem i właścicielem!
Dziękujemy, że podjęliście wyzwanie, że zaangażowaliście się w proces tworzenia lepszej, jakości życia! Czasu nie można pokonać, ale my – wspólnie – sprawiliśmy, że wszyscy będą mogli mieć go więcej! Bo skuteczność nie ma ceny!
Tu zawiesił głos, spodziewając się oklasków, czy innych spontanicznych reakcji, jakimi obdarzyliby go zapewne szczodrze dealerzy. Na sali panowała jednak cisza. Piotr popatrzył na najbliżej siedzących. Twarze mieli zmęczone lub zacięte.
Prowadzący chrząknął i ciągnął tym samym entuzjastycznym tonem.
– Od jutra rozpoczynamy badania szczegółowe. Następnie na koszt Galactik, Saxon i Verbain wypoczniecie w naszym kompleksie turystycznym w Alpach!
Znów zawiesił głos. Na Sali tak samo, jak poprzednio panowała cisza. Żadnego ożywienia, czy choćby przychylnego pomruku.
Z braku innych możliwości konferansjer powrócił do swoich czynności. Był zawodowcem. Jego głos nie zmienił barwy. Nawet jeśli przemodelował właśnie swoje wystąpienie i skrócił je do niezbędnego minimum, nikt tego nie zauważył.
– Wiemy, że jesteście zmęczeni tym nowym nie tylko dla was, nowym dla całej ludzkości wspaniałym doświadczeniem związanym z okiełznaniem czasu! Dziś prosimy was jedynie o wypełnienie krótkiej przedwstępnej ankiety ewaluacyjnej. Jest anonimowa. Składa się tylko z dwóch stron formatu A5. Część pierwsza to pytania. Część druga to wasze uwagi spisane na gorąco oraz metryczka. Wypełnione ankiety proszę zagiąć na pół i wrzucić do jednej z urn ustawionych przy wyjściu. Następnie zostaniecie państwo zaprowadzeni do swoich pokoi w luksusowych akademikach naszej uczelni. Jutro – tuż po śniadaniu – rozpoczynamy testy i badania! Gdy skończymy je pomyślnie, posłużą udoskonaleniu szczepionki, co pozwoli wypuścić ją na rynek!
Pamiętajcie „dla nas skuteczność nie ma ceny”! Pozostawiam was z ankietami. Ankiety proszę – krzyknął w górę.
Skądś spod sufitu posypały się kartki papieru opatrzone logotypem w postaci znaku wodnego. Strumienie powietrza prowadziły ankiety tak, że te lądowały na pulpitach tuż przed uczestnikami ewaluacji. W tej samej chwili przed setką osób zapaliły się lampki.
„Tanie efekciarstwo” pomyślał Piotr. Równie dobrze można było te ankiety ułożyć na pulpitach, nim przyszli albo rozdać teraz z ręki. Skutek taki sam.
Na ekranach po obu stronach pojawił się czas na wypełnienie ankiet – 45:00.
Z głośników popłynęła łagodna, relaksująca muzyka. Piotr przeklął w duchu swoją decyzję sprzed pół roku i zatopił się w myślach. Pierwsza brzmiała „uważaj na marzenia, bo się mogą spełnić”…
Zwalczenie „subiektywnego przyspieszenia upływu czasu” było nie tylko jego marzeniem (co łatwo było zauważyć, patrząc po auli Uniwersytetu). Dobrze pamiętał czas lekcji w szkole podstawowej, kiedy jako dzieciak patrzył na zegarek i doświadczał tego, jak wolno przesuwa się wskazówka sekundowa. Miał chyba dwadzieścia osiem lat, kiedy pierwszy raz uświadomił sobie fakt, że czas zaczyna pędzić. Mocno zaangażowany w pracę, zauważył też, że tydzień wcale nie ma siedmiu dni, tylko dwa. Pierwszy to długi dzień roboczy przerywany krótkimi godzinami snu. Drugi to krótki dzień wypoczynku, często przerywany pracą.
Po trzydziestych piątych urodzinach doszedł do wniosku, że czas galopuje jak szalony. I choć godzina wciąż ma sześćdziesiąt minut, to nie trwa dla niego nawet tyle, co kiedyś kwadrans. Zagadnienie zaczęło go ciekawić. Zwracał na nie uwagę na kartach literatury. Zastanawiał się, czemu sztuka mu współczesna tak stroni od tego tematu. Zupełnie jakby ludzie kultury wstydliwie uciekali od zagadnienia. W minionych stuleciach bywało inaczej. Joseph Heller pisał w „Paragrafie 22”: „jeszcze niedawno byłeś w szkole podstawowej i miałeś ośmiotygodniowe wakacje, które trwały sto lat, a i tak był za krótkie”. Ośmiotygodniowe wakacje… Kilka lat temu miał przerwę w pracy nawet dłuższą i tak była jak pstryknięcie palców. Wreszcie trafił na dwudziestowieczny utwór Jana Krzysztofa Kelusa „Ars longa Vita brevis”. A w trop za nim do myśli Schopenhauera. Filozof zauważył, że czas przyspiesza z biegiem lat w pewnej funkcji stałej. To tak jakby życia w pełni doświadczało jedynie roczne dziecko. Czas bowiem dla malucha płynie w skali jeden do jednego. Z jego perspektywy ten sam wzór wyglądał jak jeden do czterdziestu czterech. Czterdzieści cztery razy szybciej…
W trakcie omawianie kwestii na firmowym drinku, jeden z kolegów rzucił na pocieszenie: „Spoko wodza! Niedługo to już będziemy się tylko budzić i zasypiać!”. Przepili to zdanie „Kirynem” i zmienili temat.
Piotr fascynował się jednak tym zagadnieniem dalej. Zobaczenie znów stojącej w miejscu wskazówki sekundowej czynnego zegarka stało się wręcz jego obsesją. Żadne szkolenia z zakresu zarządzania czasem i sobą w czasie, czy mistrzowskiej organizacji pracy, nie pomogły. Dni niemiłosiernie ubywało.
Dlatego też zareagował entuzjastycznie na reblogowane przez kogoś zaproszenie do stania się „królikiem doświadczalnym – zbawcą ludzkości”. Duży koncern farmaceutyczny zapraszał sto osób, które ukończyły już trzydziesty rok życia, do wzięcia udziału w testach szczepionki niwelującej zjawisko subiektywnego upływu czasu. Tekst został udostępniony z obleśną emotikonką. A sam post brzmiał: „Chcesz, żeby ci znowu stanął? To se szczepionkę weź”! Komentarze były na zbliżonym poziomie. Dlatego też do wypełnienia ankiety online nie przyznał się nikomu.
Odpowiedź zwrotna i zaproszenie na badania sprawiły, że ucieszył się jak dziecko. Dostał takiej energii, że naprawił automatycznie rozsuwane drzwi do garażu, o co żona prosiła od pół roku.
Efekt wstępnych badań lekarskich też był pomyślny. Kiedy odbierał wyniki z analiz krwi i testów wytrzymałościowych, może dziewiętnastoletnia pielęgniarka, której wargi zdobił kolisty kolczyk, powiedziała, z wyraźnym podziwem w oczach: „ma pan niezłą kondycję jak na swój wiek”! Sprawiło to, że zaczął pożądać szczepionki bardziej niż czegokolwiek innego na świecie.
Przyswajanie szczepionki, która okazała się malutką pomarańczową kuleczką było już mniej przyjemne. Łykał ją co dwie godziny, co dzień przez długie sześć miesięcy. Żona miała dosyć jego budzika nastawionego na „pory łykania” już po tygodniu. Po dwóch zażądała, żeby się wyprowadził na kanapę w salonie. Cierpiał, ale cierpiał z godnością – wszak na końcu czekała na niego nagroda: czas! Coś, czego nikt dotąd nie mógł kupić za żadne pieniądze świata!
Po pół roku łykania pigułki przyszedł moment na zastrzyk. Zastrzyk, który miał sprawić, że znów będzie wchłaniał świat w relacji jeden do jednego, jak niemowlę!
Emocje sięgały zenitu! Ampułka została wstrzelona wprost do rdzenia kręgowego strzykawką w kształcie pistoletu i… tak zaczął się najgorszy dzień w jego życiu.
Wszystko niemiłosiernie się wlokło. Zgodnie z umową zawartą z GSiV miał to być jego normalny dzień roboczy. Prozaiczne zawodowe czynności, którym zdawało się nie mieć końca, doprowadzały go prawie do obłędu. W sytuacjach wymagających niestandardowego myślenia wydawało mu się, że zawisa w jakiejś próżni i prawie czuje jak mózg podejmuje decyzje. Zaczął się też przyłapywać na lęku o to, że inni widzą jak on dramatycznie wolno myśli, borykając się z problemem, z którym w normalnej sytuacji radziłby sobie równie łatwo, jak z mrugnięciem okiem.
Wszystkie bodźce docierały z opóźnieniem. Nawet seks nie okazał się fajnym doświadczeniem. Każdy gest, czy ruch, lub uczucie dotyku były tak rozciągnięte, jakby oglądało się film 5D o wyjątkowo wysokiej rozdzielczości, na jakimś muzealnym sprzęcie, powiedzmy z pierwszej połowy XXI wieku.
Finisz dnia był taki, że nie mógł zasnąć. Wałując się w małżeńskim łożu, marzył tylko o tym, żeby szczepionka przestała działać.
Po dwudziestu czterech godzinach od momentu wstrzyknięcia ampułki był już na nogach. Miał potworną chandrę. Był zmęczony dniem, który był zdecydowanie za długi. Liczba zaś upierdliwych rzeczy, z którymi musiał się w nim zmierzyć, napawała szczerą melancholią. Było ich oczywiście mniej więcej tyle samo, co zwykle, ale wszystkie trwały w nieskończoność: od oddawania moczu, poprzez parzenie kawy, aż po zejście po schodach i odbijanie chipu obecności w biurze Europejskiej Agencji Kosmicznej.
Najchętniej by uciekł, ale kontrakt zobowiązywał go do wizyty w auli Uniwersytetu Medycznego koncernu i poddanie się dalszym badaniom.
Siedział teraz i czytał pytania z ankiety.
Ankieta ewaluacyjna szczepionki ATT (Anty Time Tab.)
Ile Twoim zdaniem powinien trwać okres aplikowania szczepionki, by był on atrakcyjny dla konsumentów?
– Pół roku
– Dwa miesiące
– Miesiąc
Skreślił dostępne odpowiedzi i napisał z boku: „Sposób aplikowania szczepionki niszczy pożycie małżeńskie w tydzień. Jeśli znajdą się ludzie dość szaleni, by ją zażyć, powinni uzyskać rezultat od ręki”.
Jak długo Twoim zdaniem powinien trwać czas działania szczepionki, w stosunku do okresu aplikowania?
– Jeden do jednego
– Dwa do jednego
– Jeden do dwóch
Znów skreślił odpowiedzi i dopisał obok: „Niech ten koszmar nie trwa dłużej niż godzinę. Godzina w zupełności wystarczy, by się zorientować, z jakim przekleństwem mamy do czynienia!”
Ile Twoim zdaniem powinna kosztować szczepionka, by cena była atrakcyjna dla odbiorców (spodziewamy się takich znaleźć w grupie ludzi o ponadprzeciętnych dochodach)?
– 100.000 Dolarów
– 75.000 Dolarów
– 50.000 Dolarów
Po przekreśleniu odpowiedzi napisał: „Nikt nie potrzebuje tej szczepionki. Powinniście do niej dopłacać! Wtedy cena 100.000 Dolarów może okazać się adekwatna!”
Jak, na gorąco podsumujesz okres działania szczepionki i Twoje zwycięstwo nad subiektywnym upływem czasu?
– Czułem się wręcz bosko, to był najpiękniejszy dzień tego roku
– Czułem się bardzo dobrze
– Czułem się dobrze
Oczywiście przekreślił propozycje i napisał „Czułem się fatalnie. To był najprawdopodobniej najgorszy dzień mojego życia”
Czy czas płynął dla Ciebie wystarczająco wolno?
– Upływ czasu był idealny
– Chciałbym, żeby czas płynął jeszcze trochę wolniej
– Chciałbym, żeby czas płynął dużo wolniej
Zamaszysty gest skreślenia. Dopisek: „Chciałbym, żeby ta cholerna szczepionka nie zadziałała…”.
Dalej następowała bardzo długa lista potencjalnych skutków ubocznych: od wymiotów i biegunki aż do swędzenia gałek ocznych. Pominął wszystkie opisane pola. Zaznaczył „inne” i napisał „chandra, ogromny smutek, zmęczenie”.
Dział „Dodatkowe uwagi” pozwalał na napisanie zaledwie pięciu linijek tekstu. Odłożył na chwilę długopis i odchylił głowę. Sufit auli wyglądał jak odzwierciedlenie odległej galaktyki, migotały na nim delikatnie punkciki gwiazd i jednostajnie świeciły planety. Zamknął oczy i układał zdania. Emocje już opadły. Gdyby wypełniał tę część ankiety, jako pierwszą zapewne potwornie by w niej klął. Teraz skupiał się na jak najsensowniejszym oddaniu tego, co czuje. W końcu napisał:
„Najlepiej zrobicie, rezygnując z dalszych prac nad szczepionką. Nie otrzymałem dzięki jej działaniu nic z tego, czego pragnąłem. Jedyne, co dostałem to rozciągnięty dramatycznie czas prozaicznych czynności i spowolnione docieranie bodźców pozytywnych. Dziękuję, że podjęliście tę próbę poprawienia Pana Boga. Niestety efekt jest dramatyczny. Czuję się rozczarowany i potwornie smutny. Obawiam się, że będzie to najtrwalszy efekt działania szczepionki. Jeśli nie życzycie takiego losu swoim klientom, zarzućcie ten pomysł”.
Wstał i ruszył ku wyjściu. Podświetlona na fioletowo urna z logotypem korporacji stała zgodnie z zapowiedzią spikera przy wyjściu. Wrzucił ankietę i znów wróciła w nim radość. Radość z tego, że wrzucanie ankiety trwało tyle, ile w jego świecie trwać powinno, a nie „wieczność niemowlaka”, który jeszcze nie uczynił pierwszego kroku i z trudem zaczynał odróżniać mamę od karuzelki wiszącej nad łóżeczkiem.