- Opowiadanie: michal3 - Ostatni krok

Ostatni krok

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Ostatni krok

– Slavo? – Materac zwilgotniał od potu. Śmierdział. – Słyszysz mnie?

Tornado okalające chałupę Śniącego zaczynało wyłamywać źle wbite deski. Volotko miał coraz mniej czasu. Żałował, że siedem lat temu stracił lewą dłoń, czary rzucane oburącz są o wiele silniejsze.

Spróbował najpierw delikatnie dotknąć czoła Slava, jednak przeszył go zimny prąd. Poczuł palący ból, najpierw dłoni, a później całego ciała.

– Długo tak śpi? – zapytał Yergieja. Opiekuna Śniącego.

– Dopiero trzy lata. Czy to ważne? – Westchnął. – Musisz go obudzić?

Volotko cały czas utrzymywał tornado, aby nikt nie wszedł. Nikt z armii, nikt z obozu. Był wyczerpany i bał się konsekwencji.

Zamknął oczy.

– Slavo? – Starał się wniknąć do snu. Obudzić. Pierwszy raz wymówił imię przyjaciela głośno, potem po cichu, a następnie tylko szepnął. Bez reakcji.

Chciał ponownie go dotknąć, gdyż kontakt fizyczny ułatwiał transmisję, jednak skacząca iskra tym razem poraziła go wielokrotnie mocniej. Myślał, że straci przytomność, że tornado opadnie, ale nic takiego się nie stało.

Czuł w ustach… turkus?

Yergiej podszedł do Śniącego, po czym bez najmniejszych oznak bólu położył na jego czole dłoń. Delikatną i gładką. Jak u kobiety. Kochanki. Było w tym coś intymnego, zachwycającego. Pięknego.

– Pomogę ci… – powiedział, ostrożnie dobierając każde słowo – ale pod jednym warunkiem.

Volotko kiwnął głową. Konsekwencje były nieistotne. Zgodziłby się na wszystko, ale prośba Opiekuna go zaskoczyła. I zasmuciła. Położył bezwładną prawą dłoń na karku Yergieja.

Pierwsza faza zakończyła się powodzeniem.

 

– Slavo? – Kraina była ciemna, zakrwawiona i bolesna. Zmysły oszalały. Wiedział już po co Śniącym Opiekunowie.

Czuwający świętujący zmarł.

– Gdzie jesteś?

Mag potknął się o wystający głaz. Wywrócił się, przekoziołkował, zdarł skórę z kolan. Nie poczuł bólu. W piersi zaczęło wibrować serce.

Zawahał się. Wrócić? Uciec?

Oszust powinien burczeć nogami.

Głos Slava brzmiał inaczej niż zwykle. Już nawet nie chodzi o to, co mówił. Ten zdystansowany młodzieniec od zawsze ważył każde słowo. Teraz wystrzeliwał je jak kule ognia.

Dziecko wodniste zaufania godne.

Slavo stał na węglowej skale otoczonej czerwoną cieczą. Jednak trudno było stwierdzić czy to krew czy magma. Im bliżej podchodził do Śniącego tym bardziej czuł, jakby coś ucinało mu kończyny.

Gałganek?

Każdy kolejny krok był nadludzkim wysiłkiem.

Zemdlał.

 

– Witaj przyjacielu. – Ocucił go kubeł zimnego śluzu.

– Gdzie ja…

– W przestrzeni śniącej – odpowiedział Slavo, po czym schylił się dziarsko i pomógł Volotce wstać łapiąc go pod pachami. Co prawda obaj wyglądali, jakby potrzebowali soli trzeźwiących, ale siarczysty policzek wystarczył, aby mag odzyskał rezon.

– Co cię do mnie sprowadza przyjacielu? – Śniący upił łyk wina ze stojącego na dębowym stoliku kielicha. – Chyba nie jest to wizyta czysto towarzyska?

– Mechoryci są za drzwiami twojej chatki.

Najadekwatniejszym stwierdzeniem byłoby „czas się zatrzymał”, jednak w śnie nie miało to większego znaczenia. I tak wszystko zależało od Slava.

– Jesteś pewien?

– Oczywiście, że jestem pewien! Tylko moje tornado ich powstrzymuje!

Oczy Slava spoczęły ponownie na kielichu, który powoli zaczął przeobrażać się w diamentową kulę. Wziął ją do ręki, po czym spojrzał ostrożnie.

– Niezłe tornado. – Sztuczny zachwyt.

– Daruj sobie. Musisz się obudzić. Teraz. Już.

Salvo się uśmiechnął. Odłożył kulę. Podrapał po krótkiej brodzie. Nabił fajkę.

– Wracaj i uciekaj. – Volotko nie tego się spodziewał. Zdenerwował się. Już chciał coś powiedzieć, ale nogi się pod nim załamały. Po chwili stracił przytomność.

 

Panna wanna pierze jeże. – Głos brzmiał inaczej niż pamiętał. – Wole oko chce kolano.

Wiedział jak się tu znalazł. Wiedział, co zrobił, aby się tu znaleźć. Jednak nie wiedział jak wyjść.

Pstryknąć?

 

Obudził się totalnie zaskoczony skutecznością tego jakże niedorzecznego pomysłu. Tornado słabło, jeżeli już nie ustało. Zapewne Mechoryci poczekają chwilkę zanim wejdę, gdyż na dobrą sprawę nie mają pewności czy to nie podstęp. Na szczęście było ich niewielu. Nigdy się nie dowiedzą jak uciekli.

– Ruszaj się Yergiej. – A teraz szybko tajnym przejściem.

Pół godziny później czuł się jak noworodek. Tylko, że nie potrzebował klapsa w różowy pośladek.

 

Barallus jako główny dowodzący taboru pierwszy wszedł do chaty Śniącego. Pomimo obstawy trójki łuczników czuł pewien dyskomfort. Jednak nie spotkało ich nic złego. A co ważne – Śniący wciąż tu był.

Dziwne było tylko to, że Slavo miał jedną dłoń. Zawsze mu się wydawało, że posiadał jeszcze obie. Widocznie ktoś chciał wyrównać z nim porachunki. Dłonie ucinano tylko z powodu rażącego nieposłuszeństwa.

Klęknął ze stoickim spokojem, wyjął nóż i poderżnął leżącemu gardło. Brunatna krew chlusnęła na ścianę chatki.

– Spalcie ten zatruty dom – rzekł wycierając sztylet o szatę. – Chcę mieć pewność, że ten Śniący zdechnie tak, jak na to zasłużył.

Koniec

Komentarze

Nie jest to źle napisane!

Ale, możecie mnie wziąść za głupca, lecz nie do końca wiem co się tu wydażyło.

 

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

wziąść, wydażyło devil 

Mam awaryję kompa, pisuję z telefonu – bezmyślnie i szybko;)

 

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Nie ma to jak uwagi do tekstu Lordzie Vedyminie. Szkoda, że nie do mojego. :-)

Work smart, not hard

Hmmm. Pokazałeś kawalątek świata. Scenkę, która nic nie wyjaśnia. Po co? Dlaczego? O co walczyli?

Babska logika rządzi!

Przepraszam. Ogólnie podoba mi się, tylko przydałoby się rozwinięcie. Dlaczego Śniący jest tak ważny, do czego jest powołany? Czy kwestie wypowiadane przez niego we śnie mają jakiś sens?

Dobre zakończenie i dobrze, że wyjaśniło się o co opiekun poprosił maga. Zastrzeżenie mam do tego, że, jak już wspomniałem, konieczne wręcz jest rozwinięcie i narracja wymaga uważnego czytania, żeby się nie pogubić (ale może to tylko przez charakter sceny). No i są jakieś małe błędy, ale nie chce mi się ich teraz szukać.

ved

 

Czyli, że Volotko dał szyję, a Slavo się obudził? Czytanie tego opowiadania bardzo mnie zmęczyło, może dlatego, że taka literatura do mnie nie przemawia (rzecz gustu). Forma bogata, ale przekaz do mnie nie dotarł. "Zabili go i uciekł" ale po co,kto, dlaczego, to już tajemnicza tajemniczość… Gałganek.

Ps. Do szturmowania budynku nie zabierałabym łuczników, ale obstawę dysponującą bardziej poręczną bronią, zdatną do walki w małych pomieszczeniach. :-)

@ Finkla

 

Mam zamiar napisać jeszcze kilka szortów w tej rzeczywistości (ile dokładnie, nie wiem), więc najzwyczajniej w świecie nie chciałem od razu wszystkiego łopatologicznie wyjaśnić. Poza tym, uznałem że nie to jest najważniejsze. Masz rację, to kawalątek świata, jedna scenka, ale ta króciutka historyjka jest według mnie zamknięta.

 

 

Dzięki za wszystkie komentarze.

Work smart, not hard

Z kwestii technicznych – dużo brakujących przecinków. Pamiętaj, że przecinki oddzielają od siebie zdania, nawet jeśli nigdzie nie występuje “ale” czy “że” (”… obaj wyglądali, jakby potrzebowali soli trzeźwiących…”), jak również imiesłowy kończące się na “-ąc” (”…powiedział, ostrożnie dobierając każde słowo…”). Ponadto parę potknięć w stylu “klapa” zamiast “klapsa”. Przejrzyj, proszę, ten tekst. Przy tak małej ilości znaków nie wypada mieć w opowiadaniu tylu kwiatków.

Poza kwestiami technicznymi tekst wywarł na mnie naprawdę dobre wrażenie. Stylistycznie piszesz dobrze (nigdy nie potrafiłem pojąć, jak można jednocześnie mieć dobry styl i gubić przecinki, ale wychodzi, że jednak można) i potrafisz wciągnąć czytelnika do swojego świata. Szkoda tylko, że tego świata jest w tym tekście tak mało. Może następnym razem coś dłuższego?

@ vyzart

 

Przecinkami gnębią mnie od podstawówki. Najpierw za dużo, później za mało. I jak widać zostałem przy tym za mało. Innym problemem jest to, że jak coś czytam któryś raz, to widzę klapy zamiast klapsów, chociaż wiem, że tam jest klaps.

Będzie coś dłuższego, skoro przyjęcie było więcej niż dobre. Przynajmniej w moim odczuciu.

Dzięki.

Work smart, not hard

A mnie się wydaje, bo nie mam pewności, że to jest napisane dziwnie, choć nie wykluczam, że dobrze. Na pewno jest magicznie.

Prawdę mówiąc, sama nie wiem co o tym tekście sądzić. Pewnie za sprawą kilku łyków wina upitych z kielicha, stojącego na biurku. Obok laptopa.

Poczekam na dalsze kawalątki Twojego świata. Może, kiedy zbierze się ich więcej, dopełnią obrazu całości i wtedy zobaczę więcej. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@ regulatorzy

 

Ok, trzymam za słowo :)

Work smart, not hard

test

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

ciekawa uwaga :P

Work smart, not hard

test kolejny :P

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Cóż. Scenka. No to i o czym ja mam się wypowiadać? Nie zrozumiałem rzeczy, których zrozumieć się nie dało, bo przecież to tylko część. Ale z pewnością było napisane dosyć dziwnie : )

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nowa Fantastyka