- Opowiadanie: Fiyo - Złodziej wspomnień

Złodziej wspomnień

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Złodziej wspomnień

 Tępy ból czaszki wyrwał go ze snu. Trwało to już od kilku tygodni. Edgar nie mógł się wyspać, a najdziwniejsze było to, że nawet kiedy budził się w połowie snu, nie był sobie w stanie przypomnieć o czym śnił. Jedyne co pamiętał i co, jak mu się wydawało, było elementem wspólnym dla jego sennych marzeń, to drewniana skrzyneczka, którą za każdym razem trzymał w rękach.

Skrzyneczka zawsze była pusta, co Edgar uznał za znaczący fakt. Prawdopodobnie wszystko co kiedykolwiek mu się przyśniło, można było uznać za znaczący fakt, a każdy taki fakt był z kolei wytłumaczony, w którymś z tysiąca senników dostępnych za pośrednictwem telesieci i to najprawdopodobniej w więcej niż jednej interpretacji.

Edgar jednak nie należał do ludzi, którzy wierzyliby czy korzystali z senników. Był mądrakiem, reprezentantem inteligenckiej kasty, wobec czego ciążyła na nim odpowiedzialność nie tylko względem jego grupy przynależnościowej, ale także względem całego społeczeństwa, któremu musiał służyć. Czasami żałował, że nie urodził się półgłówkiem, na co, patrząc statystycznie, miał znacznie większe szanse. Natura jednak chciała inaczej i tak, z matki i ojca, którzy z dumą mogli pochwalić się przynależnością do moronów, narodził się chłopiec o ponad przeciętnej inteligencji. Włączało go to automatycznie do klasy wyższej – elity na skalę globalną.

Podniósł się z łóżka i ruszył do salonu. Czujniki teleekranu zareagowały natychmiast. Na wyświetlaczu pojawiła się konferencja prasowa Rady Starszych. Przemawiał Przewodniczący Hugo Nestor.

– Prowadząc do schizmy, nasi praprzodkowie nie chcieli by władza spoczywała wyłącznie w rękach jednostek wybitnych. Do rządów, powinni mieć dostęp wszyscy, bez względu na inteligencję.

Jego słowa zostały natychmiast przywitane gorącymi owacjami przez siedzących na sali dziennikarzy, a on sam jawił się na ekranie otoczony ramką z serduszek, która skutecznie zasłaniała pozostałych, mniej entuzjastycznych członków Rady.

Obraz zniknął. Zastąpił go wizerunek Prezesa Telekanału, co było oznaką końca części informacyjnej. Edgar wyłączył ekran. Pozostała zawartość ramówki skierowana była do moronów, a on nie miał jeszcze ochoty się degradować.

 

*

 

Gabinet doktora Dickensona stanowił oazę spokoju. Na środku stały dwa fotele, z których jeden przeznaczony był dla pacjenta, drugi zaś dla humanoidalnego robota z twarzo-ekranem, na którym wyświetlało się oblicze lekarza. K. P. Dickenson pełnił funkcję publiczną, co wiązało się z dużą ilością pacjentów, a nie z każdym mógł przebywać osobiście. Osobną kwestią był wśród nich duży odsetek moronów, których problemy z punktu widzenia medycyny nie były warte uwagi.

Siedzący naprzeciwko maszyny Edgar miał tego świadomość i nie oponował, jeśli tylko mógł żywić nadzieję, na znalezienie rozwiązania dla jego problemu.

– Na czym polega twój problem? – zapytał robot.

Edgar spojrzał na ekran z ukosa. Rozmawianie z maszyną miało swoje minusy, a schematyczność dialogów była największym z nich.

– Nie pamiętam.

Ekran zajarzył się na czerwono, a zamiast twarzy doktora Dickensona widniało na nim teraz oblicze Przewodniczącego Nestora.

– Pamięć konstytuuje wspólnotę. Pamięć tworzy tradycję. Kto nie pamięta, ten nie służy ogółowi i jako taki podlega następującym grzywnom…

– Nie o taką niepamięć chodziło – przerwał szybko Edgar. Nagranie zatrzymało się i znów wpatrywały się w niego bystre oczy K. P. Dickensona, tym razem jakby żywsze i mniej ufne.

Edgar opowiedział robotowi o swoich snach i powtarzającym się w nich motywie skrzynki. Miał właśnie pytać o symbolikę skrzyni w różnych kulturach i tradycjach, ale Dickenson przerwał jego wywód.

– Czy w swoich snach kiedykolwiek zamknąłeś skrzynkę?

Maszyny nie przestawały go zadziwiać. Sprawiały wrażenie, jakby los człowieka był im całkowicie obojętny, a potem niespodziewanie dawały znak swojej świadomości i trafiały w samo sedno sprawy.

– Owszem. Raz. Jakiś tydzień temu, podczas erotycznego snu z ładną brunetką o obfitym biuście. Wolałbym nie wdawać się w szczegóły, ale czułem, że chciałbym zatrzymać to wspomnienie i myślałem, że może to będzie sposób. I faktycznie się udało. To póki co jedyny sen jaki pamiętam.

Mechaniczne ciało siedziało w bezruchu. Obraz na twarzo-ekranie był zamrożony pokazując doktora Dickensona w jakimś dziwnym stanie przechodnim między siedzeniem a staniem. Edgar musiał rozmawiać z prawdziwym człowiekiem, który postanowił przerwać połączenie. Nie wiedział tylko z jakiego powodu.

Nagle robot podniósł się i stanął przy jego fotelu górując nad nim. Edgar poczuł jak jego serce przyspiesza. Twarz Dickensona znów była ruchoma i przybliżała się do niego na mechanicznej szyi. Doktor świdrował go wzrokiem.

– Nigdy więcej jej nie zamykaj – powiedział.

 

*

 

Znajdował się mieszkaniu, jakby żywcem wyjętego z muzeum XX wieku.

Siedział na podłodze w salonie, naprzeciwko telewizora. Przez ekran przemykały różne obrazy, często bardzo brutalne, ale motywem powracającym były ujęcia głównej ulicy miasta, przez którą przechodził skandujący tłum. Jego dziecięcy umysł nie nadążał za przemykającymi przez kadry napisami na transparentach, ale dzięki wrodzonej bystrości i wychwyconym pojedynczym słowom, rozumiał, że ma to coś wspólnego z buntem przeciw mądrym ludziom.

W normalnych okolicznościach mama nigdy nie pozwoliłaby mu oglądać takich okropności, teraz była jednak zajęta kłóceniem się z tatą. Krzyczała na niego, gdy wiązał buty i zakładał swój długi, beżowy płaszcz. Z miejsca, w którym siedział, był w stanie dojrzeć lustro znajdujące się w korytarzu, w którym odbijała się cała scena. Ojciec stał ze spuszczoną głową, potem spojrzał mamie głęboko w oczy, powiedział coś i pocałował w czoło. Chwilę później już go nie było. Matka stała sama w holu i płakała wbijając wzrok w zamknięte drzwi.

Spojrzał z powrotem na ekran. Stojący tam mężczyzna w ciemnej, dwurzędowej marynarce, z wściekle zielonym krawatem zawiązanym pod szyją próbował zwrócić na coś jego uwagę.

Wtedy zorientował się, że w dłoniach trzyma otwartą skrzynkę. Znów zerknął na ekran. Mężczyzna w zielonym krawacie gestem nakazywał mu zamknąć wieko. W oddali usłyszał czyjeś wołanie, brzmiące jak groźba, ale nie wiedział o co mogło chodzić. Spojrzał jeszcze raz na matkę, a potem zamknął skrzynkę.

 

Otworzył oczy. Znów był w swoim mieszkaniu. Spojrzał na zegarek. Było jeszcze wcześnie, ale wiedział, że już nie zaśnie dlatego podniósł się z łóżka i włączając po drodze teleekran, udał się pod prysznic.

Opłukując się strumieniami gorącej wody, słuchał płynącej z odbiornika muzyki. W większości były to popowe kawałki, opierające się na chwytliwej melodii i prostym tekście, albo remiksujące hity sprzed lat. Edgar nie przepadał za tego typu rozrywką, ale nie miał ochoty myśleć, a do tego nadawała się ona wprost idealnie.

Nagle muzykę przerwał dżingiel programu informacyjnego. Edgar owinął się ręcznikiem i przeszedł do salonu.

Na ekranie dwa rządowe Malwiny odprowadzały wierzgającego Hugo Nestora, który ubrany był tylko w staroświecką piżamę.

– Hugo Nestor, został usunięty ze stanowiska Przewodniczącego Rady Starszych, po tym jak dzisiejszego ranka podczas rutynowego mem-skanu, okazało się, że stracił swoje najstarsze wspomnienie. Kolejne w kolejności wspomnienie pana Nestora nie upoważnia go do zasiadania w Radzie, toteż powstał wakat, który zostanie zapełniony na drodze powszechnego mem-skanu. Przeprowadzony zostanie on dziś do końca dnia. Obywatelu, nie czekaj, znajdź dyżurującego na twojej ulicy Malwina i przeskanuj się już teraz.

Twarz reporterki zniknęła, a na jej miejsce pojawił się zegar, odliczający czas jaki pozostał obywatelom na zeskanowanie swoich wspomnień.

Edgar stwierdził, że załatwi to od razu. W końcu nie miał szans na zostanie nowym Przewodniczącym. Ubierając się, próbował przypomnieć sobie swoje najwcześniejsze wspomnienie, które maszyny wezmą pod uwagę przy klasyfikacji.

Nagle uświadomił sobie, że dokładnie pamięta sen, jaki nawiedził go tej nocy. Pamiętał wszystko: płaczącą kobietę, którą uważał za swoją matkę, beżowy płaszcz mężczyzny, którego w nocy uważał za swojego ojca i zamieszki oglądane na starym ekranie. Edgar Fellis wiedział jednak dobrze jak wyglądają jego rodzice, a ludzie, których podobizny miał w głowie nie byli do nich nawet podobni.

Zdezorientowany stanął przed teleekranem i zaczął wydawać polecenia.

– Ekran: szukaj – "Hugo, Nestor, rodzice".

Ekran zapełnił się rzędami danych, których Edgar nie miał czasu ani chęci czytać. Pojawiło się też kilka obrazków, wszystkie jednak były karykaturami Hugo Nestora albo graficznymi przeróbkami jego zdjęć. Na jednym z nich jego głowa była pusta środku, a w umieszczonym obok niej dymku widniało pytanie, które Przewodniczący kierował do stojącego przed nim Malwina. Pytanie brzmiało: "Kim jestem?".

Edgar przeszedł do przeglądania obrazów i po przekopaniu się przez jeszcze większe ilości karykatur oraz zrzutów z programów informacyjnych, natknął się na zdjęcie, na którym mały chłopiec jechał na rowerze. Idąca za nim kobieta, ta sama, którą widział w swoim śnie, asekurowała go, trzymając za przymocowany do ramy kij. Edgar wszedł na stronę i odnalazł zdjęcie. Podpis pod nim głosił "mały Hugo Nestor z matką".

 

*

 

Na ulicy było jak zawsze tłoczno. Choć Edgar przynależał do mądraków, nigdy nie przeprowadził się do jednej z ich dzielnic, chcąc pozostać blisko innych ludzi. Uważał, że niechęć do innych pobudza jego rozwój intelektualny.

Gdy stanął na chodniku, ubrany w pomiętą koszulę, bojówki i skórzaną kurtkę pożałował swoich poglądów. W tym momencie nie pragnął niczego bardziej, niż zaszycia się w miejscu, gdzie nie było nikogo. Zwłaszcza patrolujących ulice Malwinów. Jeden z nich stał na rogu i odwrócił się właśnie w jego stronę. Edgar nie planował tak rychłego spotkania z mechanicznym przedstawicielem prawa. W swojej głowie posiadał najstarsze, ludzkie wspomnienie i nie miał pojęcia czy roboty mają narzędzia, by odkryć, że nie należy do niego.

Odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie. Idący za nim Malwin przyspieszył kroku.

– Obywatelu, czy poddałeś się już dzisiaj obowiązkowemu mem-skanowi? – zawołał za nim swoim syntezatorowym głosem – Może to TY będziesz następnym Przewodniczącym – dokończył ciepłym, uwodzącym, kobiecym głosem, jakie zapewne często wykorzystywały agencje reklamowe początku XXI wieku.

– Zostaw mnie! Nie mam teraz czasu – odkrzyknął mu Edgar nie odwracając się. Wiedział, że pyskowanie Malwinowi może nie być najlepszym pomysłem, ale nie miał wyboru.

– Obywatelu… – zaczął robot, ale nie dokończył bowiem obok Edgara zatrzymała się limuzyna. Tylne drzwi otworzyły się, a ze środka wychylił się mężczyzna w zielonym krawacie.

– Jedź ze mną, jeśli chcesz żyć.

Nie trzeba go było długo namawiać, Edgar błyskawicznie wsiadł do limuzyny, która z piskiem opon ruszyła w dalszą podróż.

Stojący na chodniku Malwin obserwował przez chwilę oddalający się pojazd.

– Do końca skanowania pozostało dziewiętnaście godzin – powiedział, po czym odszedł w poszukiwaniu kolejnych obywateli.

 

*

 

Dopiero teraz Edgar miał okazję przyjrzeć się mężczyźnie siedzącemu na fotelu pasażera. Był mniej więcej w jego wieku, może trochę starszy. Rysy twarzy miał surowe, ale po chwili Edgar uświadomił sobie, że to kwestia jego mimiki. Ani na chwilę nie rozluźniał mięśni twarzy, trzymając je w nieustannym skurczu. Prawdopodobnie z tego powodu tu i ówdzie odnaleźć można było głębokie zmarszczki, które postarzały go o kilka lat, dając mu wygląd zmęczonego życiem młodzieńca zamiast naznaczonego doświadczeniem, dojrzałego mężczyzny.

Ubrany był w ciemną, dwurzędową marynarkę a pod szyją zawiązany miał krawat w kolorze wściekłej zieleni.

– Kim jesteś? Jestem pewien, że nigdy się nie spotkaliśmy, a mimo to pamiętam cię z mojego snu.

– Wszystkie twarze, które widzimy w naszych snach, to twarze ludzi, których kiedyś gdzieś spotkaliśmy. Nie musimy zwracać na nich uwagi, żeby nasz mózg zapamiętał ich obraz.

Edgar nie odpowiedział. Wpatrywał się w mężczyznę wyczekująco.

– Nazywam się P. Prokop i jestem psonikiem, tak jak pan panie Fellis.

"Psonik", Edgar pierwszy raz słyszał to słowo.

– To kolejne stadium rozwoju, mądrak, który wyewoluował. Być może to zaskakujące, ale mimo przewagi moronów, przepaść między nami a nimi pogłębia się, zamiast zanikać. Co do pańskich zdolności… Pana sny, nie są ludzkie, to sny psonika, to pańska zdolność.

Zaczynał żałować, że wsiadł do tego samochodu. Z jednej strony siedział obok człowieka, którego widział w swoim śnie, mimo że nigdy się nie spotkali. Z drugiej jednak, facet plótł jak wariat i Edgar nie mógł z tego nic zrozumieć.

– A ja myślę, że rozumie pan doskonale. Ma pan świadomość, że dymisja Hugo Nestora, to konsekwencja tego co pan zrobił.

– A co ja zrobiłem? – zapytał Edgar, chociaż od kiedy zobaczył na teleekranie ustępującego Nestora znał odpowiedź. Jego późniejsze poszukiwania tylko go w tym upewniły. Czuł jednak potrzebę usłyszenia tego od kogoś innego.

– Wszedłeś do głowy Hugo Nestora i ukradłeś jego najstarsze wspomnienie.

Edgar wpatrywał się tępo w swojego rozmówcę. Choć ta odpowiedź brzmiała nieprawdopodobnie wiedział, że musiała być zgodna z prawdą. Tylko ona tłumaczyła związek między dziwnym snem, a późniejszymi wydarzeniami. Do wyjaśnienia pozostała tylko jedna kwestia.

– Dobrze zatem, a jaką ty masz moc?

– Jestem telepatą. Potrafię wejść w ludzki umysł.

– A co jeśli ci nie wierzę?

– Nie musisz. Spójrz na moje usta.

Edgar spojrzał. Wcześniej tego nie zauważył, ale gdy wreszcie zwrócono na to jego uwagę, uświadomił sobie, że P. Prokop od jakiegoś czasu rozmawia z nim bez poruszania ustami.

Prokop uśmiechnął się do siebie po czym sięgnął do znajdującej się w fotelu przed nim kieszeni i wyciągnął z niej maskę przeciwgazową. Założył ją bez słowa wytłumaczenia.

Wtedy Edgar usłyszał głośny syk i zobaczył jak z podłogi pojazdu wydobywa się gęsta chmura. Spojrzał przerażony na Prokopa, ale ten odwrócony do niego plecami, wpatrywał się w krajobraz za oknem. Edgar pomacał kieszeń w fotelu przed sobą, ale nic w niej nie znalazł. Chciał złapać telepatę i zerwać mu z twarzy maskę, ale w tym momencie gęsta chmura dosięgła jego twarzy, wdzierając się do jego nozdrzy i pozbawiając przytomności.

 

*

 

Otworzył oczy. Leżał na uniesionym pod kątem, metalowym łóżku, które znajdowało się w obszernym pomieszczeniu bez okien. Pod ścianami ustawiony był stary sprzęt medyczny. W pierwszej chwili pomyślał, że trafił do szpitala, kiedy jednak spróbował się poruszyć zdał sobie sprawę, że wokół jego nadgarstków i kostek zaciśnięte były metalowe łańcuchy, które skutecznie to uniemożliwiały. Edgar nigdy nie był w szpitalu, ale jeżeli tak wyglądała opieka zdrowotna, to wolał już zachorować się na śmierć.

– Wreszcie się pan obudził panie Fellis. Proszę się nie martwić, za chwilę pana przeniesiemy.

Człowiek, który do niego mówił był mały, łysy i miał jeden z tych cwanych uśmieszków, które sprawiają, że ma się ochotę wypróbować na nich siłę swoich ciosów.

Edgar znał tę twarz. Należała do Roberta J. Gideona, mądraka, piastującego urząd Prezesa Telekanału. Sprawujący władzę mądrakowie, chcieli kontrolować swoich podwładnych, a Kanał Główny był ich najpotężniejszym narzędziem.

– Czego ode mnie chcesz ty… – Edgar puścił wiązankę przekleństw, które, jeśli były znane Gideonowi, to z pewnością nigdy nie zostałyby puszczone na wizji.

– Ależ panie Fellis, po co ta agresja? Gdy teraz o tym myślę, dochodzę do wniosku, że dużo łatwiej byłoby zwyczajnie poprosić o pańską pomoc, bo może by się pan zgodził. Przypuszczam, że teraz już na to za późno.

Edgar szarpnął ręką, ale metalowa blokada skutecznie ją trzymała.

– Tak też sądziłem – Robert odwrócił się do P. Prokopa, który robił coś przy terminalu. Edgar dopiero teraz zauważył, że poza nimi w pomieszczeniu znajdowały się jeszcze trzy osoby. Jedną z nich był poznany wcześniej telepata. Pozostałych dwóch stało przy drzwiach w uzbrojeniu ochrony. Od urządzenia, przy którym stał Prokop odchodziły trzy długie i grubekable. Każdy z nich kończył się przy jednym z metalowych łóżek, takich samych, jak to, do którego przypięty był Edgar. Z każdego zwisały także mniejsze kable, które on miał już zapewne przyczepione do ciała.

– To tylko zły sen Edgarze.

Robert trzymał teraz w ręku drewnianą skrzynkę, z którą się do niego zbliżył.

– Zaraz się obudzisz. To się nigdy nie wydarzyło. Nie w twoim życiu – podał mu otwartą skrzynkę, którą Edgar chwycił w uwolnione już dłonie. Nie wiedział co się dzieje, dość szybko tracił poczucie realności. Podniósł wzrok na Roberta, ale jego już nie było. Rozejrzał się i zobaczył tylko leżącego na jednym z łóżek Prokopa. Telepata patrzył na niego nieobecnym wzrokiem. Edgar zamknął skrzynkę.

 

*

 

Obudził się w swoim łóżku cały spocony. Wstał i wyjrzał przez okno. Spomiędzy budynków wyzierały promienie wschodzącego słońca. Poszedł pod prysznic, po drodze włączając teleekran.

Gdy wrócił do salonu przepasany ręcznikiem, puszczano materiał o ustępującym ze stanowiska Przewodniczącym Hugo Nestorze. „Coś jest nie tak” – pomyślał – „To już się zdarzyło”. W tej samej chwili zorientował się, że w dłoniach trzyma zamkniętą skrzynkę. Kierowany częściowo ciekawością, a częściowo odruchem otworzył ją. Pokój zalały wizje wspomnień z całego jego życia. Wśród nich było także wspomnienie małego Hugo Nestora, a na kanapie leżała piersiasta brunetka, którą też komuś wykradł. Wszystkie wizje koegzystowały w obrębie salonu.

Mały Hugo Nestor siedział przed teleekranem i oglądał swoją dymisję, podczas gdy w holu jego matka krzyczała na ojca. Edgar zobaczył samego siebie jak idzie chodnikiem, podczas gdy obok przejeżdża czarna limuzyna. Gdy go mijała otworzyły się drzwi. Jechała jednak dalej. Pojazd zatrzymał się dopiero przy siedzącym na ziemi Nestorze. Ze środka wyskoczył P. Prokop próbując pochwycić malca. Edgar patrzył na to jak zahipnotyzowany. Zobaczył twarz szofera kierującego limuzyną. Gościł na niej ten sam cwany uśmiech, który oglądać można było codziennie na teleekranach.

Edgar zamknął skrzynkę i w tej samej chwili wszystko zniknęło. Nie tylko wizje wyparowały, to samo stało się z salonem i samym Edgarem. Ciemność okryła wszystko.

Z ciemności wyłoniło się laboratorium P. Prokopa z nim samym stojącym przy maszynerii i Robertem Gideonem podającym skrzynkę przypiętemu do łóżka Edgarowi.

– Co się stało – zapytał Robert – Nie udało się nam?

– Byliśmy za mało finezyjni. Za szybko zorientował się co się dzieje… Ale chyba jeszcze nie wyszliśmy. – Prokop spojrzał pytająco na swojego przełożonego i wtedy to do niego dotarło. W chwili, gdy Edgar ukrył swoje wspomnienia zmienili obiekt eksploatacji. Znajdowali się w głowie Gideona.

Było już jednak za późno. Uwolniony Edgar wyszarpnął skrzynkę i zamknął wieko. Ciemność znów wszystko pochłonęła

Pojawili się w laboratorium. Tym razem to Prokop leżał na łóżku, a Robert Gideon stał przy terminalu. Prokop miał się zaraz połączyć z umysłem Fellisa i skłonić go do kradzieży wspomnienia Przewodniczącego. Wiedział jednak, że do tego nie dojdzie.

– Musisz przestać sobie przypominać! On ci wykrada wspomnienia!

– Bardzo dobrze, o to chodzi. Żeby tylko wykradł to jedno właściwe – Prokop przypomniał sobie, że te same słowa wypowiedział Gideon tamtej nocy. Musiał być nieświadomy obecnej sytuacji.

– Ma je w głowie, ale teraz chce ukraść twoje. Wycisz swoje myśli!

– No panie Prokop, teraz albo nigdy. Jutro to ja będę Przewodniczącym.

Robert nacisnął przycisk odpalający sekwencję i umysł Prokopa zalały wspomnienia. Inaczej niż ostatnio nie były to wspomnienia Przewodniczącego Nestora. Tym razem oglądał życie Roberta Gideona.

Prokop był bezsilny. Przed oczami przemykały mu cudze wspomnienia, a w każdym z nich pojawiał się Edgar, który tylko po to, żeby zamknąć swoją skrzynkę.

Nie trwało długo nim ciemność ogarnęła ich po raz ostatni.

 

*

 

Znów byli w laboratorium. Prokop chciał się podnieść, ale zamiast tego zsunął się tylko bezwładnie ze swojego stanowiska. Wędrówka przez umysł Roberta Gideona wyczerpała go psychicznie. Czuł, że nie nie będzie w stanie użyć swoich zdolności przez co najmniej kilka tygodni. Może nawet poprzestanie na byciu zwykłym mądrakiem. Spojrzał na swojego szefa.

Gideon też wypadł ze swojego łóżka i teraz leżał na podłodze z kończynami wyrzuconymi w różnych kierunkach. Z ust ciekła mu ślina, gdy bełkotał coś pod nosem. W jego oczach nie było śladu inteligencji. Prezes Kanału Głównego cofnął się w rozwoju, stając się moronem z krwi i kości.

Edgar, który jako jedyny pozostał na swoim miejscu, wskutek trzymających go zacisków, wyglądał na przemienionego. Choć fizycznie nie zmienił się znacząco, to jego ciało wyglądało teraz dumnie i poważnie, a twarz nabrała rysów przywódcy. Patrzył na Prokopa z wyższością, a choć wciąż był uwięziony, to w jego oczach dojrzeć można było błysk satysfakcji.

Nagle drzwi wyleciały w powietrze, a w kłębach dymu do pomieszczenia wkroczył oddział Malwinów. Ochroniarze, którzy teoretycznie byli tam na wypadek takich właśnie sytuacji, zostali momentalnie rozbrojeni i poddani mem-skanowi.

– Do zakończenia skanowania pozostało trzydzieści sekund – obwieścił jeden z robotów, po czym podszedł do Prokopa, postawił go na nogi i przeskanował.

Prokop nie miał siły się bronić. Nie miał też przed czym. Robot puścił go bez słowa, po czym ruszył w kierunku Fellisa.

– Nie wykryto tożsamości – powiedział inny Malwin, który właśnie skończył skanować to, co było kiedyś Robertem Gideonem – Iloraz inteligencji równy dziesięć. Umieścić w zakładzie specjalnym na ponowną memoryfikację – podniósł Gideona i wyniósł z pomieszczenia.

Edgar został uwolniony. Stał teraz z cwanym uśmieszkiem na twarzy patrząc wyzywająco na skanującego go Malwina. Robot zakończył procedurę, cofnął się o krok i zamarł. To samo zrobiły pozostałe.

– Datowanie wspomnień zakończone. Wykryto konflikt danych. Potwierdź swoją tożsamość.

– Robert J. Gideon urodzony 22 lipca 2014 roku, numer identyfikatora ZX421244, Prezes Kanału Głównego.

Malwin myślał przez chwilę. W końcu odpowiedział.

– Tożsamość potwierdzona. Jesteś nowym Przewodniczącym. Zgłoś się do siedziby Rady w ciągu 24 godzin.

Prokop nie wierzył własnym uszom. Jego umysł był przemęczony, chwilę zajęło mu więc rozeznanie się w sytuacji.

Edgar Fellis wychodził dumnym krokiem z laboratorium. Przez kilka sekund Prokop łudził się, że może na skutek ich wędrówki przez wspomnienia Gideona zatracił własną tożsamość lub doznał jej rozszczepienia. Fellis zatrzymał się jednak by podnieść z ziemi atrapę skrzyneczki, którą skonstruował Prokop, a którą Robert wręczył mu rozpoczynając w ten sposób proces. Edgar patrzył chwilę w pustą przestrzeń, we wnętrzu drewnianego pudła. Nagle odwrócił się i spojrzał na obserwującego go Prokopa. Uniósł skrzyneczkę w geście podziękowania, po czym zatrzasnął wieko i wyszedł.

Cały świat zniknął w ciemności. Prokop stracił przytomność.

Koniec

Komentarze

Tępy ból czaszki wyrwał go ze snu. Trwało to już od kilku tygodni. ---> Co trwało kilka tygodni? Sen czy ból? Poza tym czaszka nie boli. To jest określenie potoczne, a zapisuje się znacznie inaczej.

 

Edgar nie mógł się wyspać, a najdziwniejsze było to, że nawet kiedy budził się w połowie snu, nie był sobie w stanie przypomnieć o czym śnił. Jedyne co pamiętał i co, jak mu się wydawało, było elementem wspólnym dla jego sennych marzeń, to drewniana skrzyneczka, którą za każdym razem trzymał w rękach.

 

Skrzyneczka zawsze była pusta, co Edgar uznał za znaczący fakt. Prawdopodobnie wszystko co kiedykolwiek mu się przyśniło, można było uznać za znaczący fakt, a każdy taki fakt był z kolei wytłumaczony, w którymś z tysiąca senników dostępnych za pośrednictwem telesieci i to najprawdopodobniej w więcej niż jednej interpretacji.

 

Edgar jednak nie należał do ludzi, którzy wierzyliby czy korzystali z senników. – > Całe, dosłownie całe to zdanie to istny labirynt logiki słownej i śmietnik.

 

 

Cóż, dotrwałem do tego miejsca z wyłapywaniem błędów. Dalej jest podobnie, czyli źle. Ogólnie w tekście roi się od powtórzeń, zaimkozy i błędów logicznych, przez co opowiadanie jest niespójne i nie czytelne. Trudno mi nawet jednoznacznie określić o czym to jest. Słabe.

 

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Przykro mi to pisać, Fiyo, ale opowiadanie jest napisane bardzo źle. Niedobrze do tego stopnia, że nie podjęłam się poprawiania czegokolwiek. Nie porwało mnie także treścią i Twojego Złodzieja wspomnień, w pamięci raczej nie zachowam. Gdyby się jednak darzyło, że obciąży mi jakiś zwój, to tylko przez chwilę i jako złodziej czasu. :-(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hmmm. Stworzyłeś bardzo ciekawy świat. Pomysł, IMO, świetny. Ale tekstowi przydałby się remont. Zgadzam się z przedpiścami i nadmiar zaimków niekiedy utrudnia zrozumienie, co Autor chciał przez to powiedzieć.

Babska logika rządzi!

Nie byłem w stanie dotrwać do końca. Skończyłem na wizycie u doktora Dickensona. Warto brnąć dalej czy nic nie tracę pomijając resztę tekstu? 

Nic nie tracisz. Idź wpier**lić księżyc.

I po co tyle agresji? 

Na razie ustawiliśmy się z kolejce. Obiecujemy przeczytać i skomentować obszerniej na początku przyszłego tygodnia : )

 

/Aeli i Jaaf

@Fiyo

Bez nerwów. Mój debiut też został zmiażdżony. Zamiast się gniewać – no, trochę się gniewałem – i wyrzucać żale wziąłem się do roboty.

 

 

Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą. Lub psychologiem.

Tu nie chodzi o gniewanie się, bo zdaję sobie sprawę, że wiele rzeczy mogło tam być lepsze, tylko nie doszedłem do tego jak to zrobić. Tu chodzi o bycie burakiem w internecie i dodawanie komentarzy, które nie są ani konstruktywne, ani przyjemne. A taka postawa mnie już irytuje.

@Fiyo jeżeli to “że nie byłem w stanie dotrwać do końca” nie daje Ci nic do rozumienia, powiem dosadniej, żeby Twoj pusty umysł zrozumiał buraka: tekst jest ch*jowy i w ogóle mi sie nie podobał, pomijając sam fakt, że jest tutaj błąd na błędzie, wiec lepeij zamilcz jak nie umiesz czytac ze zrouzmieniem. 

@Idaho_Iowa:

 

Nie lubię tego pisać, ale jestem zmuszony. Moje pierwsze ostrzeżenie w związku z naruszeniem jednego z punków regulaminu.

 

Jeśli chcesz ocenić i skrytykować tekst, proszę bardzo, masz do tego prawo. Ale na drugi raz zastanów co chcesz napisać, bo wydaje mi się że trochę przesadziłeś w zamieszczonym przez Ciebie ostatnim, powyższym komentarzu.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

@mkmorgoth

 

Czyli moja nieobraźliwa nikogo wypowiedź była zła, ale jego “Nic nie tracisz. Idź wpier**lić księżyc.” jak najbardziej w porządku? Co to za pokrętna logika? 

Mkmorgoth nie jest tutaj moderatorem, natomiast ja – tak.

Idaho_Iowa ocenił tekst, bez złośliwości czy obraźliwych epitetów i nie widzę w tym nic złego. Natomiast zachowanie Fiyo było bardzo nieładne.

 

Fiyo – naucz się panować nad emocjami i nie obrażać innych użytkowników portalu. Nieważne jest to, czy ocena była konstruktywna czy nie – Twoja reakcja była zbyt emocjonalna. Jeżeli następnym razem uznasz, że ktoś zachował się niezgodnie z regulaminem, skorzystaj z opcji “zgłoś komentarz”, zamiast go obrażać.

 

Idaho_Iowa – Twój przedostatni post również specjalnie grzeczny nie był. Powtórzę się zatem: jeżeli uznasz, że ktoś złamał regulamin, zgłoś odpowiedni komentarz moderatorom, zamiast silić się na pyskówkę.

 

A teraz sugeruję, żebyście obaj zapomnieli o sprawie i do niej nie wracali. Z góry uprzejmie dziękuję.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

ok:(

Prawdopodobnie z tego powodu tu i ówdzie odnaleźć można było głębokie zmarszczki, 

które postarzały go o kilka lat, dając mu wygląd zmęczonego życiem młodzieńca zamiast 

naznaczonego doświadczeniem, dojrzałego mężczyzny.

To zdanie nie ma sensu. Czemu zmarszczki sprawiają, że ktoś wygląda jak zmęczony życiem młodzieniec, zamiast jak starzec? Przysiągłbym, że jest wręcz przeciwnie.

można by – możnaby, niepotrzebna spacja

grubekable – A tu z kolei spacja by się przydała

Ciemność okryła wszystko.

Z ciemności wyłoniło się laboratorium P. Prokopa – powtórzenie. Może "z mroku wyłoniło się"…

Przed oczami przemykały mu cudze wspomnienia, a w każdym z nich pojawiał się Edgar, który tylko po to, żeby zamknąć swoją skrzynkę.

Temu zdaniu czegoś brakuje. Który był? Znajdował się tam? 

Czuł, że nie nie będzie w stanie użyć swoich zdolności przez co najmniej kilka tygodni. – powtórzenie. Ponadto co najmniej, jako wtrącenie, powinno być chyba odgrodzone przecinkami.

Gideon też wypadł ze swojego łóżka  – Czemu też? Czy Prokop przypadkiem się nie osunął na łóżko? I Gideon w ogóle leżał na jakimś łóżku?

Malwin myślał przez chwilę. – To roboty myślą?

Edgar patrzył chwilę w pustą przestrzeń, we wnętrzu drewnianego pudła. – Patrzył w tą przestrzeń, siedząc w drewnianym pudle? Czy ta "przestrzeń" była w drewnianym pudle?

 

Fiyo, historia którą stworzyłeś nie jest aż taka zła. Problem w tym, że jest mało wciągająca, opowiedziana strasznie chaotycznie i pełna wszelakiej maści błędów logicznych i językowych. Odnoszę wrażenie, że nie przeczytałeś nawet swojego opowiadania przed publikacją, nie mówiąc już o redakcji. W przyszłości sugeruję skorzystanie z betalisty – na tym forum jest mnóstwo ludzi, którzy chętnie ci pomogą, udzielając rad, poprawiając twoje błędy i generalnie serwując konstruktywną krytykę, której najwyraźniej oczekujesz.

Jestem przekonany, że stać cię na dużo więcej, niż nie ukrywajmy, dosyć mierne opowiadanie jakim jest Złodziej czasu. Pisz dalej, dużo czytaj, doskonal warsztat i co najważniejsze – nie wstydź się poprosić o pomoc.

 

"Nie wierz we wszystko, co myślisz."

Komentarz dwuosobowy : )

 

Aeli:

W gruncie rzeczy – zgadzam się z gnoomem i niewiele mogę dodać od siebie. Tekst jest faktycznie chaotyczny, czytając nie czuje się związku z bohaterem, ani specjalnie nie przejmuje jego losem. Być może brakuje tu trochę przemyśleń samego Edgara, który znalazł się w być nie być, ciężkim położeniu. Jak na kogoś z klasy wyższej, kto nagle obudził się przykuty łańcuchami (to na pewno te czasy?) do łóżka reaguje na wszystko dziwnie obojętnie. Owszem, zdenerwował się, ale sposób, w jaki wszystko zostało opisane powoduje, że czytając czułam się jak w szklanym kokonie – wszystko docierało do mnie przytłumione i wyprane z emocji.

Początkowo akcja dzieje się dość leniwie, potem z kolei przyspiesza na tyle, że trudno za nią nadążyć. Przeskakuje się od zdania do zdania, ale nie sposób zrozumieć, co tak naprawdę się dzieje.

W całości brakowało mi mocniejszego osadzenia w świecie, oraz emocji, o których pisałam już wcześniej. Warsztatowo przed Tobą dużo pracy – między innymi dlatego warto, żebyś wprowadził poprawki, które wypunktował Ci gnoom. Pamiętaj też o uważaniu na powtórzenia i o lepszym porządkowaniu tekstu – kolejne zdanie musi mniej lub bardziej wynikać z poprzedniego. Wiem, że brzmi to jak wiedza podstawowa, ale mnie kiedyś taka uwaga pomogła. Następnym razem, pisząc, postaraj się wyeliminować możliwie jak najwięcej błędów, które wytknięto Ci pod tym opowiadaniem, a będzie lepiej. Później przeczytaj je w całości i powtórz proces eliminacji błędów, powtórzeń, nieścisłości i tym podobnych, dziwnych rzeczy, które w tekstach się przytrafiają. Betalista także jest dobrym rozwiązaniem.

 

 

Jaaf:

Przyznam że czytałem na 2 razy opowiadanie. Po pierwszej połowie byłem pod wrażeniem, co omawiałem z Aeli, która znała już całość w drodze nad morze. 

Autor stworzył sobie genialne pole do manewru! W miarę oryginalny i ciekawy świat, dużo możliwości, a przy tym wszystkim bohater wciąż pozostaje wielką niewiadomą, białą kartką na której zapisanie człowiek czeka. Jedynym sporym minusem początku była pewna niepotrzebność scen. Wydaje mi się, że niektóre mogły być połączone z innymi by zrobić mniej przeskoków jak np. wyjście z prysznica. Prysznic nie dodaje do opisu świata a późniejsze przemyślenia bohatera można było z powodzeniem wpleść do kolejnego fragmentu. Ale niestety, na drugiej części się zawiodłem srogo. Główny bohater nie został zapisany, świat lakonicznie wyjaśniony a akcja ruszyła z takiego kopa, że zostawiła czytelnika w tyle.

Jeśli miałbym dać radę piszącemu, to dałbym taką:

przeczytać wszystkie komentarze, wyciągnąć z nich wspólne atrybuty (co się wszystkim nie podoba a co się podoba) i przepisać opowiadanie jeszcze raz. Jest w nim potencjał, jest naprawdę dużo miejsca na rozbudowę. Przemyślane od podstaw i dopracowane, myślę że przyciągnie wielu czytelników. 

Powodzenia!

Nowa Fantastyka