- Opowiadanie: langsuyar - Geniusz

Geniusz

Z przymrużeniem oka… pisanie o pisaniu.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Geniusz

Bohater energicznie zerwał się z łóżka. Okazuje się, że zrobił to zbyt szybko. Chwyta się za głowę, w której szumi od wypitego zeszłej nocy alkoholu. Siedzi tak przez chwilę, półnagi, spocony, z gołymi stopami na zimnej posadzce. Pozwala by przeszły przez niego kojące, zimne dreszcze. Bohater to mężczyzna w średnim wieku. Jego ciało dość wysportowane, włosy lekko szpakowate.

Bierze się w garść, rozgląda wokoło, odruchowo spogląda na zegarek. Dopiero teraz widzi, że jest wcześnie i wcale nie zaspał. Do tego kalendarz ścienny jednoznacznie wskazuje sobotę. Mężczyzna głośno wzdychając, kładzie się na łóżku i zanurza w powracających wspomnieniach poprzedniego wieczoru. Testował chyba jakąś nową mieszankę alkoholu. To były drinki z kategorii tych lekkich i przyjemnych jak orzeźwiający cytrusowy soczek, a okazujących się przebiegłymi, ścinającymi nawet najgrubsze pnie drwalami.

W tłumie ludzi zobaczył ją, tańczącą, ponętną, oplecioną stroboskopowymi światłami. Tańczyli razem. On, pewien swojego geniuszu, szeptał jej do ucha wyrafinowane komplementy. Ona słuchała, uśmiechnięta i pochłonięta wczuwaniem się w rytm. To były, jego zdaniem, piękne tyrady. Po alkoholu jego geniusz triumfuje, tylko czy przypadkiem nie ulatnia się potem wraz z procentami?

Zacisnął dłoń marszcząc prześcieradło.

– Nie ma jej tutaj ze mną – pomyślał i przełknął gorycz porażki.

*

Pisarz Gorszy zamyka laptopa zamaszystym uderzeniem. Aż dziw bierze, że ten się nie rozpadł.

Pisarz jest zły na siebie, podenerwowany czuje, jak wena ucieka. Wstaje i podchodzi do okna. Chce zawiesić wzrok w oddali i spokojnie pomyśleć. Jednak za oknem nie znajduje absolutnie nic inspirującego. Wodzi oczyma po kamienicach. Ktoś krząta się w kuchni, obok blada poświata telewizora wypełnia ciemny pokój. Najwidoczniej jest późno.

Zawiedziony Gorszy wraca do biurka i zanurza usta w cierpkim, czerwonym, wytrawnym winie. Jego smak ma pobudzić duszę, nadając tekstowi głębi. Prawdę powiedziawszy, zastosował wszystkie znane mu techniki pobudzające wenę. Nastrojowy, jazzowy kawałek powoli i majestatycznie sączy się z głośników. Jest późny wieczór, najlepsza pora dla poetów. Przygasił światła. Na blacie stoi butelka drogiego wina z elegancką etykietą, nieodzowny atrybut każdego dobrego pisarza. I jest też Bohater. W średnim wieku, wysportowany, lekko szpakowaty. Przeraźliwie nudny. Powód złości. Doprawdy Gorszy nie umiał chyba wymyślić nic bardziej pospolitego. Żeby jeszcze bardziej pogrzebać swoją nikłą inwencję, wylicza dalej: Jest też ona, kac, ból głowy, wspomnienie wieczoru. Makabra! – A przecież zasiadając do pisania, czuł tę przypływającą falę. Czuł jak rośnie w nim pewność siebie. Czuł w sobie pierwiastek geniuszu.

Gorszy opróżnia kolejny kieliszek, otwiera laptopa i spogląda na postawione przez siebie litery. Podpiera głowę na rękach i ciężko wzdycha. Blada poświata zalewa jego twarz. – I gdzie ten mój geniusz?

*

Pisarz Średni nagle odrywa ręce od klawiatury i wpatruje się w tekst na ekranie laptopa. Palce lewitują nad klawiaturą. Wygląda jak sparaliżowany. Powoli odsuwa dłonie, zupełnie jakby bał się, że coś zepsuje, że tekst ucieknie w zapomnienie. Sięga po szklankę whiskey i ponownie czyta napisany przez siebie tekst. Butelka z kolorowym paskiem, świadczącym o długim leżakowaniu trunku, jest w połowie pusta.

Średni wstaje ostrożnie, zaczyna szybko krążyć po pokoju, to go uspokaja i pozwala skupić myśli. Przejaw geniuszu. Wszystko dotychczas jest dobrze. Jest Bohater, trywialny, ale jest. A tu nagle, nad nim pisarz. Jeden z tych czujących, wrażliwych. Podkreślać ma to cała otoczka. Pokój pogrążony w półmroku, melodyjny jazz wpleciony w membrany głośników, w rękach pisarza kieliszek czerwonego, koniecznie wytrawnego wina.

Średni zdecydowanie woli whiskey i pisanie w świetle dziennym; oczy się mniej męczą. Lecz cóż, stereotypy działają na czytelników. Zadowolony z siebie pogłaśnia Genesis, przedstawiciela ukochanej przez siebie muzyki lat osiemdziesiątych i pozwala myślom odlecieć.

Gdy w głowie układał sobie pomysł noweli, widział świetny odbiór czytelników. Ręce same składały się do oklasków. W wyobraźni czytał recenzje wychwalające jego geniusz. Czuł już, jak zabiera się za coś większego. Być może materiału starczy na powieść? Problem polega na tym, że ma na razie ledwie wprowadzenie. Jest Bohater, w wieku średnim, szpakowaty, dosyć wysportowany. Jest opisujący go pisarz. I dalej nie ma nic.

Średni klnie głośno i na nowo siada przy biurku. Palce jednak, jak sparaliżowane, odmawiają posłuszeństwa. Jest geniuszem, to pewne. Tylko chwilowo weny brak.

*

Pisarz Lepszy uśmiecha się sam do siebie. Jest przekonany, że osiągnął pełne zaskoczenie. Już widzi rozdziawione usta czytelników, wpadających w sidła kolejnych pułapek paradoksu. W sumie nie wie, dlaczego włożył w ręce pisarza whiskey. Sam jej nie lubi. Woli piwo pszeniczne. Spogląda teraz na mętny napój, idealnie schłodzony. To nic, że jest wieczór i w sumie jest zimno. Piwo musi być zimne; to jeden z dogmatów. Natchnienia pilnuje progresywny rock, odbijający się basem po meblach. Współczesne echo legendarnego Genesis.

Chciałby wstać sprzed komputera i rozruszać kości, ale w sumie to mu się nie chce. Boi się stracić twórczy ciąg. Ma już wstęp, nieźle pogmatwane wątki. Pisarza na pisarzu i lekko szpakowatego Bohatera w średnim wieku, całkiem nawet wysportowanego. Bardzo dobry pomysł. Brakuje jedynie zakończenia. Chwyta kufel piwa i bierze duży łyk, zamyka oczy.

W myślach trzyma statuetkę za najlepszą powieść roku. Stoi na podeście tuż obok mównicy i uśmiecha się szeroko. Błyskają flesze. Sala cichnie w oczekiwaniu na jego wystąpienie, a on mówi jak natchniony. Dowcipne, dopracowane w szczegółach, bardzo inteligentne przemówienie, tylko utwierdza zgromadzonych w wyborze. Potem już tylko bankiet i spijanie śmietanki. Sława czeka.

– Jeszcze tylko to zakończenie. Najważniejsze. – Po pięknej wizji przychodzi moment zadumy. Wie jaka wątła jest jego psychika. Wie, jak jeden szczegół może zburzyć ten idealny do pisania nastrój.

Dzwoni telefon. – Nosz kur…, już po wenie. – mówi głośno i podnosi słuchawkę. Trzeba będzie na jakiś czas odłożyć koronację geniuszu.

*

Mężczyzna, ubrany w cętkowaną piżamę, wypija mały łyk wody mineralnej i patrzy na zapisane kartki notatnika, ledwo oświetlone nocną lampką. Cicho obraca strony, by nie zmącić idealnej ciszy panującej w sypialni.

Kiedyś pił, gdy pisał. Niestety, gdy przychodziło otrzeźwienie, okazywało się, że wszystko co zapisał, nadawało się do wyrzucenia. Od tego czasu pilnuje, by niepotrzebnie nie mącić umysłu.

– Tak więc. – Skupia myśli. – Jest jakiś nędzny Bohater. Zarysowany jednym zdaniem. Szpakowaty, w wieku średnim, całkiem wysportowany. Totalna sztampa. Potem pisarz. Potem chyba jeszcze jeden, a może dwóch. Sam nie umie się rozczytać… – Co to wszystko warte? – Wraca do pierwszej strony i w duchu przeklina sam siebie: „Opleciona stroboskopami” – Boże, co za kalafior! – z niedowierzaniem kręci głową.

– Idziesz wreszcie spać? – Pod kołdrą coś się poruszyło.

– Tak kochanie, już, już… – Gasi światło, człapie w kierunku łóżka i wsuwa się pod kołdrę.

– Genialnie, mój ty najlepszy. – Przebudzona kobieta obejmuje go.

Kto wie, co przyniesie poranek.

 

Koniec

Komentarze

A przecież zasiadając do pisania, czuł tę przypływającą falę. – Ja tak mam, tyle że często fala przepływa i zostają same śmieci.

Ciekawy tekst, zapętlony.  Troszkę mi nie zagrało zakończenie, bo za co niby dostał od kobiety to “genialnie”. Gdybyś dodał coś w stylu – powiedziała kobieta czując jego sprawne dłonie na swoim ciele albo coś bardziej perwersyjnego – wtedy miałoby – moim zdaniem – większy sens.

Ale i tak duży plus.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Chodziło raczej o to, że dla tej kobiety on jest i tak “geniuszem” nie ważne jaki jest efekt jego pracy.

 

Dzięki za pozytyw:)

Boże [,+] co za kalafior!

Nosz kur… [,+] już po wenie.

Ładna piramidka. I, cholera, prawdziwa w pewnym szczególe. Ta kapryśna zołza wena…

Oj tam, oj tam. Wena to kobieta; wystarczy świetnie ją rozumieć i podkarmiać czekoladkami, a nie upijać w celu wykorzystania. Bo potem czuje się porzucona.

Tekst ciekawy o tyle, że skłania do odgadywania zakończenia. Czytelnik zaczyna się zastanawiać, ile jeszcze warstw będzie. Nie odgadłam, więc na plus. :-)

Babska logika rządzi!

– Nie ma jej tutaj ze mną [.-] – pomyślał i przełknął gorycz porażki.

Też nie odgadłem. Myślałem, że mniej.

Ciekawie napisane, z przymrużeniem oka. Ot, prosta historyjka.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Historyjka zmierzała w bardzo dobrym kierunku, czytałem z zainteresowaniem, byłem ciekaw jakiejś puenty. Ale niestety końcówka zwyczajnie mnie zawiodła, spodziewałem się czegoś bardziej pomysłowego.

Szkoda, bo można było to inaczej rozegrać. W obecnej postaci tekst pozostaje nijaki.

Przyznam, że nie lubię tekstów o pisaniu, szczególnie takich prostszych – nie chodzi o to, że ten jest jakiś gorszy – jest całkiem przyzwoity – ale ten temat w takiej formie został na portalu już tak totalnie przemielony, że ciężko się zabrać do czytania ; )

I po co to było?

Czytało się przyjemnie, ale po kolejnej warstwie też miałam nadzieję, że się nadzieję na jakąś zaskakującą puentę.

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Znużyło mnie wielce, a fantastyka, jeśli była, to chyba bardzo szczątkowa. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie porwało mnie :(

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka