- Opowiadanie: barfly - Celebryta

Celebryta

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Celebryta

 

 

Każdy bę­dzie miał kie­dyś swoje 15 minut sławy

 

Andy War­hol

 

***

 

 

Drogi panie Al­ber­cie. Z nie­zwy­kłą przy­kro­ścią przy­ję­li­śmy pań­ską od­mo­wę uczest­nic­twa w na­szym pro­gra­mie. Wy­sy­ła­my zatem po­na­gle­nie, pro­szę nie­zwłocz­nie zgło­sić się do stu­dia 76 przy ulicy Ba­to­re­go gdzie w na­stęp­ny po­nie­dzia­łek od­bę­dzie się ca­sting. Ko­lej­ne nie­sta­wie­nie się w ter­mi­nie bę­dzie gro­zi­ło po­waż­ny­mi kon­se­kwen­cja­mi łącz­nie z karą grzyw­ny i po­stę­po­wa­niem ko­mor­ni­czym. Z wy­ra­za­mi sza­cun­ku Ko­mi­sja ds. Roz­ryw­ki.

 

 

 

Al­bert spuchł i po­czer­wie­niał, za­ci­snął zęby, go­to­wy po­drzeć list i spa­lić go na po­piół. Po­wstrzy­mał się jed­nak i za­czął roz­glą­dać za czymś do pi­sa­nia. W końcu zna­lazł pisak wpię­ty w nie­roz­wią­za­ną krzy­żów­kę, od­wró­cił list na drugą stro­nę, za­czął ener­gicz­nie skro­bać po pa­pie­rze.

 

 

 

Sza­now­na Ko­mi­sjo ds. Roz­ryw­ki. Z nie­zwy­kłą przy­kro­ścią ko­lej­ny raz muszę od­mó­wić wa­szej proś­bie. Grzyw­ny pła­cić nie za­mie­rzam a ko­mor­ni­ka do domu i tak nie wpusz­czę. Prze­stań­cie do mnie pisać a naj­le­piej po­ca­łuj­cie mnie w dupę. W wy­ra­za­mi nie­ukry­wa­nej po­gar­dy Al­bert Skow­ron.

 

 

 

Odło­żył dłu­go­pis po czym wło­żył list do czy­stej ko­per­ty i na­kle­ił zna­czek. W skrzyn­ce, do któ­rej wrzu­cił list zna­lazł dar­mo­wą ga­ze­tę. Więk­szość stron za­peł­nia­ły re­kla­my i spon­so­ro­wa­ne ar­ty­ku­ły, je­dy­nie sport dało się po­czy­tać, z czego Al­bert skwa­pli­wie ko­rzy­stał, głów­nie w to­a­le­cie. Sie­dząc na desce i wer­tu­jąc stro­ni­ce, na­tknął się na zna­jo­mą twarz. Gruby czar­ny lit krzy­czał:

 

 

 

WIO­LET­TA SKOW­RON UKRA­DŁA MOJĄ KRE­ACJĘ! Roz­pacz­li­wa spo­wiedź zna­nej pio­sen­kar­ki.

 

 

 

Wy­mo­wa ar­ty­ku­łu brzmia­ła mniej wię­cej tak, że dwie baby ubra­ne iden­tycz­nie, przy­szły na ban­kiet co za­ogni­ło kon­flikt i wza­jem­nie oskar­że­nia na ła­mach prasy. Skan­dal wi­siał w po­wie­trzu, choć Al­ber­ta in­te­re­so­wa­ło bar­dziej zdję­cie byłej żony niż wy­nu­rze­nia okra­dzio­nej z kre­acji pio­sen­kar­ki. Mógł przy­siąc, że jej biust optycz­nie się po­więk­szył, także usta wy­da­wa­ły mu się peł­niej­sze. Ile to już lat mi­nę­ło? Pró­bo­wał sobie przy­po­mnieć kiedy ode­szła. Przy­wo­łał w pa­mię­ci jej ostat­nie słowa

 

– Tak nie może być. Mam dość, sły­szysz? Wy­ba­czy­łam ci, że nie cho­dzisz ze mną na przy­ję­cia, wy­ba­czy­łam nawet to, że nie zgo­dzi­łeś się na wy­wiad w „Splen­do­rze". Ale tego po­bi­te­go fo­to­gra­fa, nie da­ru­je! Ten czło­wiek leży w szpi­ta­lu, ze zła­ma­ną szczę­ką. Wiesz co teraz o mnie piszą? Miesz­kam z de­wian­tem, ban­dy­tą! Gdzie się nie po­ka­żę wy­ty­ka­ją mnie pal­ca­mi.

 

– Skąd mo­głem wie­dzieć, że za­pro­si­łaś go do domu? Wzią­łem go za wła­my­wa­cza

 

– Ty kre­ty­nie! Który wła­my­wacz nosi ze sobą apa­rat fo­to­gra­ficz­ny?

 

– Mam iden­tycz­ny, my­śla­łem, że to mój!

 

Pięć minut póź­niej spa­ko­wa­ła się i wy­szła. Dzień póź­niej w ga­ze­cie uka­zał się wy­wiad, z niego Al­bert do­wie­dział się o roz­wo­dzie, choć pa­pie­ry od ad­wo­ka­ta przy­szły pół roku póź­niej. Wiele razy miał ocho­tę do niej za­dzwo­nić, choć nie miał po­ję­cia, o czym mógł­by z nią roz­ma­wiać. Od czasu jej wy­stę­pów w ka­na­le 31 te­ma­ty do dys­ku­sji umar­ły śmier­cią na­tu­ral­ną. Może, gdyby jed­nak po­szedł na to prze­słu­cha­nie. List leżał wciąż w skrzyn­ce nie­wy­sła­ny. Wy­star­czy­ło go wyjąć i na­pi­sać nowy. Albo nic nie pisać i po pro­stu zja­wić się w po­nie­dzia­łek w stu­diu 76 na ulicy Ba­to­re­go. Myśl ta prze­szła mu po gło­wie i znik­nę­ła rów­nie szyb­ko jak się po­ja­wi­ła.

 

 

***

 

– Skow­ron, pod­pisz­cie tutaj – po­wie­dział maj­ster, ma­cha­jąc przed twa­rzą świst­kiem pa­pie­ru. Al­bert odło­żył po­zio­mi­cę, którą mie­rzył wła­śnie jedną ze ścian.

 

– A co to ta­kie­go?

 

– Zgoda na udział w pro­gra­mie – od­parł maj­ster – Pod­pisz­cie, szko­da czasu

 

– A można wie­dzieć co to za pro­gram?

 

– „Czło­wiek z mar­mu­ru" jakiś nowy re­ali­ty na ka­na­le 40. Za dwa dni przy­cho­dzą z ka­me­ra­mi, będą krę­cić tu przez mie­siąc

 

Al­bert spo­chmur­niał, za­wa­hał się przez chwi­lę

 

– Nie pod­pi­sze

 

– Co?

 

– Nie pod­pi­sze. Nie chce!

 

– Je­steś jakiś nie­nor­mal­ny Skow­ron! Kiedy ja cię ostat­nio w te­le­wi­zji wi­dzia­łem? Zaraz, niech sobie ja przy­po­mnę – maj­ster po­dra­pał się po gło­wie– No tak! W ogóle cię nie wi­dzia­łem, boś ty ni­g­dzie nie wy­stę­po­wał!

 

– I nie wy­stą­pię! – ob­ru­szył się Al­bert i wziął z po­wro­tem po­zio­mi­ce, za­bie­ra­jąc się za mie­rze­nie.

 

– Ja w twoim wieku w trzech pro­gra­mach byłem! Czter­dzie­ści jeden ar­ty­ku­łów o mnie na­pi­sa­li, w tym jeden na­uko­wy!

 

– Ten o ewo­lu­cji wstecz­nej? Czy­ta­łem, bar­dzo cie­ka­wy

 

– Kpij­cie sobie kpij­cie. Praw­da jest taka, że wy Skow­ron je­ste­ście ano­ni­mo­wi. A być ano­ni­mo­wym, to jak w ogóle się nie uro­dzić! Ale nie mar­tw­cie się, prę­dzej czy póź­niej wła­dza was zmusi. Z jakim ka­na­łem pod­pi­sa­li­ście kon­trakt, co?

 

– 44

 

– O, oni tak łatwo nie od­pusz­cza­ją. Jesz­cze się o was upo­mną, zo­ba­czy­cie!

 

Już upo­mnie­li, po­my­ślał Al­bert i za­klął pod nosem. Co go też sku­si­ło żeby wy­brać aku­rat kanał 44? Gdyby pod­pi­sał umowę na przy­kład z ka­na­łem 13 miał­by pro­blem z głowy bo od dzie­się­ciu lat sta­cja nie ist­nia­ła. Nie­ste­ty ci z 44 mieli agen­tów, roz­sia­nych w każ­dym mie­ście i kon­tak­ty z ku­ra­to­rium oświa­ty. Każ­de­go kto skoń­czył osiem­na­ście lat na­ma­wia­li. Al­ber­ta też. Dla świę­te­go spo­ko­ju pod­pi­sał, bo pod­pi­sy­wa­li wszy­scy. Nikt nie my­ślał wtedy o przy­szło­ści.

 

Póź­nym po­po­łu­dniem przy­je­chał Stań­czak, kie­row­nik bu­do­wy. Facet nigdy nie roz­sta­wał się ze swoim pa­sia­stym gar­ni­tu­rem i ró­żo­wą ko­szu­lą. Był to efekt cu­dow­nej me­ta­mor­fo­zy, do­ko­na­nej na oczach mi­lio­nów wi­dzów. „Zmień sie­bie", tak na­zy­wał się fla­go­wy pro­gram ka­na­łu 12, w któ­rym sty­li­ści prze­ko­ny­wa­li uczest­ni­ków do zmia­ny wi­ze­run­ku. Stań­czak, wcze­śniej mi­ło­śnik fla­ne­lo­wych ko­szul i kan­cia­stych por­tek, skwa­pli­wie ko­rzy­stał z rad i od tej pory nie za­kła­dał nic, co mogło su­ge­ro­wać pięć prze­ży­tych dekad.

 

– Pro­blem jest sze­fie – rzekł na po­wi­ta­nie maj­ster – Skow­ron nie chce pod­pi­sać pa­pie­rów

 

– Skow­ron, to praw­da?

 

– W rze­czy samej panie kie­row­ni­ku.

 

– Jak ty to sobie wy­obra­żasz? Przy­je­dzie ekipa, wszyst­kich fil­mo­wać będą a ty gdzie się po­dzie­jesz?

 

Al­bert przez chwi­lę po­my­ślał, choć od­po­wiedź miał już dawno go­to­wą. Za­miast tego od­po­wie­dział py­ta­niem.

 

– Tak się za­sta­na­wiam panie kie­row­ni­ku, po co oni to kręcą? Prze­cież my tylko domy bu­du­je­my, nic cie­ka­we­go do oglą­da­nia tu nie ma.

 

– Oni już le­piej wie­dzą co się do te­le­wi­zji na­da­je a co nie. Wi­docz­nie jest za­po­trze­bo­wa­nie.

 

Al­bert nic nie po­wie­dział. Za­le­gła cisza, kie­row­nik po­pra­wił man­kiet ma­ry­nar­ki, chrząk­nął, po­my­ślał chwi­lę, po czym pod­jął de­cy­zję

 

– Nie widzę in­ne­go wyj­ścia. Pod­pi­szesz albo po­że­gnasz się z ro­bo­tą

 

– Za­sta­nów­cie się! – od­parł maj­ster – Co wam tak ta te­le­wi­zja prze­szka­dza? Lu­dzie was zo­ba­czą, sław­ni zo­sta­nie­cie, może na jakiś ban­kiet za­pro­szą. Ja w tam­tym ty­go­dni na po­ka­zie mody byłem. Takie du­pecz­ki cho­dzi­ły! – maj­ster w od­po­wied­ni spo­sób zi­lu­stro­wał wa­lo­ry mo­de­lek. Na Al­ber­cie nie wy­war­ło to chyba jed­nak wiel­kie­go wra­że­nia.

 

– Trud­no, znaj­dzie­cie in­ne­go fa­chow­ca, bar­dziej me­dial­ne­go

 

Zdjął kask, po­ło­żył go na ziemi po czym ru­szył w stro­nę par­kin­gu gdzie stał jego sa­mo­chód. Od­cho­dząc sły­szał krzy­ki kie­row­ni­ka.

 

– Je­steś nie­nor­mal­ny Skow­ron! Osioł ma wię­cej ro­zu­mu od cie­bie! Chcesz czy nie sława w końcu sama cie­bie znaj­dzie! Tak ten świat jest skon­stru­owa­ny czy ci się to po­do­ba czy nie!

 

 

***

 

Była czwar­ta nad ranem, kiedy po­sta­no­wił za­dzwo­nić. Tej nocy nie mógł za­snąć, wier­cił się i prze­wra­cał z jed­ne­go boku na drugi. Bez­sen­ność przy­wo­ła­ła wspo­mnie­nie, wspo­mnie­nie ukry­te głę­bo­ko, upcha­ne w z senne ma­ja­ki i nie­re­al­ne fan­ta­zje.

 

Wró­cił nad morze, gdzie spę­dził swoje pierw­sze wa­ka­cje w życiu. Miał czter­na­ście lat, ona była w jego wieku. Sie­dzie­li na mo­krym pia­sku, wpa­trze­ni w fale, oszo­ło­mie­ni wi­do­kiem czer­wie­nią­ce­go słoń­ca, za­cho­dzą­ce­go za ho­ry­zont. Czuł za­pach jej sło­nej opa­lo­nej skóry, ja­snych, wil­got­nych od morza wło­sów. Po raz pierw­szy zdał sobie spra­wę jaka jest pięk­na. Nic jed­nak nie po­wie­dział, nie było ta­kiej po­trze­by.

 

Przy­ło­żył słu­chaw­kę do ucha, ponad mi­nu­tę cze­kał na sy­gnał. W końcu ode­zwał się za­spa­ny męski głos

 

– Słu­cham?

 

– Chcia­łem roz­ma­wiać z Wio­let­tą

 

– Kto mówi?

 

– Były mąż

 

– Czło­wie­ku, jest czwar­ta rano!

 

– Gdy­bym chciał się do­wie­dzieć, która jest go­dzi­na za­dzwo­nił bym na ze­ga­ryn­kę.

 

W tle usły­szał głos Wio­let­ty.

 

– Dzwo­ni twój były – rzekł męż­czy­zna i oddał słu­chaw­kę

 

– Al­bert?

 

– Cześć.

 

– Osza­la­łeś? Jest śro­dek nocy!

 

– Nie mo­głem za­snąć

 

– Le­szek ma rano zdję­cia! Jak on się po­ka­że na pla­nie nie­wy­spa­ny?

 

Le­szek był jej dru­gim mężem. Ak­to­rem te­le­no­we­li na ka­na­le 31. Po­zna­li się w pro­gra­mie „Pokaż co po­tra­fisz", gdzie oboje za­sia­da­li w trzy­dzie­sto­oso­bo­wym jury. Al­bert kie­dyś obej­rzał jeden od­ci­nek. Zdał sobie spra­wę, że na jed­ne­go uczest­ni­ka przy­pa­da pię­ciu ju­ro­rów. Nigdy jed­nak nie miał od­wa­gi za­py­tać żony o powód tak do­bra­nej ekipy.

 

– Czy­ta­łem wczo­raj ar­ty­kuł. Nie wie­rze w ani jedno słowo tej pio­sen­kar­ki

 

– I tylko to mi chcia­łeś po­wie­dzieć?

 

Al­bert za­my­ślił się przez chwi­lę

 

– Halo, je­steś tam?

 

– Pa­mię­tasz nasze pierw­sze wa­ka­cje nad mo­rzem? By­li­śmy na ko­lo­ni w Ju­ra­cie. Nigdy ci tego nie mó­wi­łem ale już wtedy się w tobie ko­cha­łem

 

– Wzru­sza­ją­ce

 

– Tak było. Sie­dzie­li­śmy razem na plaży i wtedy we mnie ude­rzy­ło ja­kieś dziw­ne cie­pło. Od tam­tej pory nie mo­głem prze­stać o tobie my­śleć.

 

– Nie wy­dur­niaj się. Nie sie­dzie­li­śmy na żad­nej plaży. Je­dy­na rzecz jaką pa­mię­tam to twój mocz, który od­da­wa­łeś z ko­le­ga­mi na zamki z pia­sku. Nie dzwoń do mnie wię­cej, tym bar­dziej o ta­kich go­dzi­nach!

 

Trza­snę­ła słu­chaw­ką. Nie­na­wi­dzi­ła go choć on sam nie wie­dział za co. Po­dej­rze­wał, że cho­dzi o jego ano­ni­mo­wość, prze­cięt­ność, nie udo­ku­men­to­wa­ną w te­le­wi­zji ani żad­nym innym bru­kow­cu. Nigdy jed­nak nie po­wie­dzia­ła o tym wprost. Przy­po­mniał sobie słowa maj­stra. Być ano­ni­mo­wym to tak jakby w ogóle się nie uro­dzić. Za­sta­na­wiał się ile w tym praw­dy.

 

 

***

 

 

Zgod­nie z obiet­ni­cą ka­na­łu 44 do drzwi Al­ber­ta za­pu­kał w końcu ko­mor­nik. Al­bert na­tych­miast go po­znał, na bie­żą­co śle­dził pro­gram „Ka­na­lia" w któ­rym ów pan wy­stę­po­wał, wy­rzu­ca­jąc na bruk zu­bo­ża­łych ren­ci­stów i matki z nie­peł­no­spraw­ny­mi dzieć­mi. Im gor­szą ka­na­lią był, tym bar­dziej go nie­na­wi­dzo­no. Im bar­dziej go nie­na­wi­dzo­no, tym bar­dziej sta­wał się roz­po­zna­wal­ny. Jako, że naj­now­szy sezon jego przy­gód wła­śnie do­biegł końca, po­ja­wił się bez ekipy te­le­wi­zyj­nej

 

– Pan Al­bert Skow­ron?

 

– Zga­dza się

 

– Nie po­ja­wił się pan w okre­ślo­nym ter­mi­nie na prze­słu­cha­niu w ka­na­le 44. Tym samym zła­mał pan obo­wią­zu­ją­cy kon­trakt za­war­ty ze sta­cją szes­na­ście lat temu. Stra­ty fi­nan­so­we moim mo­co­daw­ców zo­sta­ły wy­ce­nio­ne na war­tość dwóch blo­ków re­kla­mo­wych nada­wa­nych w cza­sie prime time. Mam tu są­do­wy nakaz kon­fi­ska­ty ma­jąt­ko­wej pań­skich dóbr. Po prze­li­cze­niu war­to­ści domu oraz wy­po­sa­że­nia znaj­du­ją­ce­go się w środ­ku, wy­cho­dzi na to, że wciąż jest pan winny jesz­cze dwie­ście ty­się­cy, osiem­set dwa­dzie­ścia czte­ry euro. Chce pan coś po­wie­dzieć?

 

– Tak. Mógł­bym pro­sić o au­to­graf?

 

 

***

 

Zima była sroga, mróz szczy­pał w uszy i prze­ni­kał przez kości, mimo gru­be­go weł­nia­ne­go swe­tra i pu­cho­wej kurt­ki, wci­śnię­tej na wy­chu­dzo­ny kor­pus. Al­bert ogrze­wał ręce nad tlą­cym się w koszu kok­sem. Mi­nę­ło sześć lat odkąd ode­szła od niego żona, i do­kład­nie czter­dzie­ści czte­ry mie­sią­ce kiedy stra­cił dom i pracę. Czter­dzie­ści czte­ry. Jego pe­cho­wa licz­ba. Przy­zwy­cza­ił się jed­nak do no­wych wa­run­ków a by­to­wa­nie pod mo­stem miało swoje plusy. Tu nie do­cho­dzi­ło żadne po­na­gle­nie od sta­cji, nawet ko­mor­nik, nie od­wa­żył się go szu­kać, mimo, że dług Al­ber­ta we­dług jego wstęp­nych kal­ku­la­cji urósł już do ośmiu blo­ków re­kla­mo­wych nada­wa­nych w okre­sie świąt Bo­że­go Na­ro­dze­nia. Prze­szka­dza­ło mu je­dy­nie sa­mot­ność. W ubie­głą zimę ko­czo­wa­li tu dwaj bra­cia, mi­ło­śni­cy moc­nych trun­ków lecz wio­sną po­ja­wił się na ka­na­le 17 nowy pro­gram „Detox", w któ­rym ci wzię­li udział. Al­bert zo­stał więc sam.

 

Nowym ulu­bio­nym za­ję­ciem stało się węd­ko­wa­nie. Spę­dzał więk­szość dnia przy prze­rę­bli, z pro­wi­zo­rycz­nym wę­dzi­skiem, na które łowił, głów­nie pło­cie i ja­poń­ce. Wie­czo­ra­mi na­to­miast wy­pra­wiał ko­la­cję, wy­obra­ża­jąc sobie wy­kwit­ną re­stau­ra­cję gdzie na por­ce­la­no­wym ta­ler­zach po­da­wa­no naj­roz­ma­it­sze ra­ry­ta­sy. Al­bert de­lek­to­wał się do­sko­na­le przy­pra­wio­nym rybim mię­si­wem, choć w rze­czy­wi­sto­ści to co zja­dał, sma­ko­wa­ło zie­lo­ny­mi glo­na­mi i dymem z pa­lą­ce­go się kosza.

 

Czar­ne lam­bor­ghi­ni za­je­cha­ło od po­łu­dnio­wej stro­ny mostu i za­trzy­ma­ło się tuż przed zaspą śnie­gu. Drzwi się otwo­rzy­ły. Al­bert do­strzegł zgrab­ną nogę, która ostroż­nie wy­su­nę­ła się na ze­wnątrz. Z sa­mo­cho­du wy­sia­dła ko­bie­ta. Mimo szalu za­wi­nię­te­go wokół twa­rzy na­tych­miast ją roz­po­znał.

 

– Wio­let­ta?– zdzi­wił się na jej widok.

 

– Długo cię szu­ka­łam. Wy­na­ję­łam pry­wat­nych de­tek­ty­wów i ja­sno­wi­dza, wy­da­łam ma­ją­tek by cię zna­leźć

 

– Zwró­cę ci – od­parł z prze­ką­sem – Co ty tu ro­bisz?

 

– Do czego ty się do­pro­wa­dzi­łeś Al­bert? Po­patrz na sie­bie, wy­glą­dasz jak dziad

 

– Nie tylko wy­glą­dam, je­stem nim

 

– Wiem o two­ich dłu­gach, wiem, że się ukry­wasz przed tym ko­mor­ni­kiem z „Ka­na­lii". Tak się skła­da, że znam pro­du­cen­ta pro­gra­mu. Prze­ko­nam go by prze­stał cie­bie szu­kać. Wszyst­kie długi spła­cę tylko pro­szę wróć do domu!

 

– Nie mam domu, kanał 44 mi go skon­fi­sko­wał

 

– Za­miesz­kasz ze mną.

 

– Tu mi jest do­brze

 

Wio­let­ta zbli­ży­ła się do Al­ber­ta. Skrzy­wi­ła się lekko czu­jąc bi­ją­cy od niego za­pach by­to­wa­nia pod mo­stem. Od­su­nę­ła sza­lik, uka­zu­jąc zmar­twio­ną twarz. Jej usta znów zmie­ni­ły kształt, spo­strzegł Al­bert, jed­nak nic nie po­wie­dział.

 

– Wtedy, kiedy za­dzwo­ni­łeś…Nie byłam z tobą szcze­ra. Pa­mię­tam nasze wa­ka­cje, pa­mię­tam tamtą plażę. Ja też to po­czu­łam, to samo co ty. Wie­dzia­łam, że to po­czą­tek cze­goś pięk­ne­go. I wiesz, to nigdy się nie skoń­czy­ło. Co­kol­wiek mię­dzy nami się stało, to trwa nadal. Ko­cham Cię i nigdy nie prze­sta­nę ko­chać

 

– Więc dla­cze­go mnie zo­sta­wi­łaś?

 

– Bo byłeś taki upar­ty. Ro­bi­łeś wszyst­ko by mnie znie­chę­cić. Mia­łam wra­że­nie, że ro­bisz świa­tu na złość. Gdy­byś tylko po­szedł do pro­gra­mu… nic cię to nie kosz­to­wa­ło. Mo­głeś je­dy­nie zy­skać.

 

Al­bert za­my­ślił się

 

– Kiedy ja chcia­łem mieć po pro­stu świę­ty spo­kój.

 

– I co, zna­la­złeś go na tym śmiet­ni­ku? Pro­szę Al­bert, wróć do mnie. Wszyst­ko na­pra­wi­my, bę­dzie tak jak daw­niej, obie­cu­je

 

– A co z te­le­wi­zją?

 

– Znaj­dzie­my dla cie­bie coś od­po­wied­nie­go. Widzę, że lu­bisz łowić ryby. Na ka­na­le 95 leci pro­gram o węd­ka­rzach. Na­da­ją go z sa­me­go rana, nikt prak­tycz­nie tego nie oglą­da.

 

Al­bert za­wa­hał się przez chwi­lę. Może rze­czy­wi­ście kom­pro­mis to dobre roz­wią­za­nie. Od­zy­skał­by dawne życie, od­zy­skał­by żonę.

 

– Do­brze, wrócę – od­parł prze­ko­na­ny.

 

Uśmiech­nę­ła się, zła­pa­ła go za rękę i po­pro­wa­dzi­ła w stro­nę sa­mo­cho­du. Za­wiał wiatr, wokół nóg Al­ber­ta za­tań­czy­ła ga­ze­ta. Spoj­rzał w dół o zo­ba­czył zdję­cie Wio­let­ty. Na­chy­lił się, roz­pro­sto­wał zgię­tą stro­nę i prze­czy­tał.

 

 

 

SKAN­DAL ROKU. BYŁY MĄŻ WIO­LET­TY SKOW­RON KO­CZU­JE NA ŚMIET­NI­SKU! Gwiaz­da Ka­na­łu 31 to suka bez serca, oce­nia ry­wal­kę znana pio­sen­kar­ka.

Koniec

Komentarze

Z niezwykłą przykrością kolejny raz muszę odmówić waszej prośbie.

Odmawia się osobie, czy prośbie wystosowanej przez tę osobę? Chyba to pierwsze, nie?

 

Hmm, najpierw piszesz, że ów Albert załatwiając swoje potrzeby zapoznaje się z wiadomościami sportowymi, a później dajesz artykuł o kradzieży kreacji. Zamierzony zabieg? :)

 

Gdzie się nie pokażę, wytykają mnie palcami.

Wziąłem go za włamywacza.

Dzień później w gazecie ukazał się wywiad, z niego Albert dowiedział się o rozwodzie,

Lepiej by brzmiało chyba “z którego”

 

– Zgoda na udział w programie – odparł majster – Podpiszcie, szkoda czasu

Kropki po “majster” i “czasu”

 

Za dwa dni przychodzą z kamerami, będą kręcić tu przez miesiąc

 

Albert spochmurniał, zawahał się przez chwilę

 

– Nie podpisze

Chyba wiadomo, gdzie kropki. W dodatku “podpiszę

 

– Nie podpisze. Nie chce!

Ogonki!

 

– Jesteś jakiś nienormalny Skowron!

Przecinek po “nienormalny”

 

majster podrapał się po głowie–

“majster” z dużej litery i kropka po “głowie”

 

– Ten o ewolucji wstecznej? Czytałem, bardzo ciekawy

Życiowy ten sarkazm ;) Szkoda, że po “ciekawy” nie ma kropki.

 

– Kpijcie sobie kpijcie.

Przecinek po “sobie”

 

Prawda jest taka, że wy Skowron jesteście anonimowi.

Powinno być: Prawda jest taka, że wy, Skowron, jesteście anonimowi.

 

– 44

Tak trudno to napisać słownie?

 

Już upomnieli, pomyślał Albert i zaklął pod nosem.

“pomyślał Albert” to wtrącenie, więc powinno zostać poprzedzone i zakończone przecinkiem.

 

Każdego kto skończył osiemnaście lat namawiali.

W tym fragmencie wymuszasz złe postawienie akcentu zdaniowego. Lepiej brzmi: Namawiali każdego, kto skończył osiemnaście lat.

 

– Problem jest szefie – rzekł na powitanie majster – Skowron nie chce podpisać papierów

Kropki po “majster” i “papierów”

 

pomyślał chwilę, po czym podjął decyzję

Kropki na końcu zdania nadal obowiązują

 

– Nie widzę innego wyjścia. Podpiszesz albo pożegnasz się z robotą

I nadal.

 

– Zastanówcie się! – odparł majster –

Kropka po “majster”

 

majster w odpowiedni sposób zilustrował walory modelek.

Majster

 

 

– Trudno, znajdziecie innego fachowca, bardziej medialnego

Kropeczki są takie ładne, okrągłe… Czemu z nich rezygnować?

 

Zdjął kask, położył go na ziemi po czym ruszył w stronę parkingu gdzie stał jego samochód. Odchodząc słyszał krzyki kierownika.

Po “ziemi” i “odchodził”, przecinek.

 

– Jesteś nienormalny Skowron!

Przecinek po “nienormalny”

 

Chcesz czy nie sława w końcu sama ciebie znajdzie!

Przecinek po “nie”

 

– Chciałem rozmawiać z Wiolettą

– Były mąż

Kropki na końcu.

 

zadzwonił bym

razem!

– Nie mogłem zasnąć

Znowu kropka na końcu!

 

– Czytałem wczoraj artykuł. Nie wierze w ani jedno słowo tej piosenkarki

wierzę

I znowu kropka na końcu.

 

Albert zamyślił się przez chwilę

Znowu

 

Nigdy ci tego nie mówiłem ale już wtedy się w tobie kochałem

 

– Wzruszające

I znowu

 

Straty finansowe moim mocodawców

moich

 

dwieście tysięcy, osiemset dwadzieścia cztery euro.

A tu akurat bez przecinka.

 

Minęło sześć lat odkąd odeszła od niego żona, i dokładnie czterdzieści cztery miesiące kiedy stracił dom i pracę.

Po co przecinek przed “i”? 

 

wyobrażając sobie wykwitną restaurację gdzie na porcelanowym talerzach podawano najrozmaitsze rarytasy.

Przecinek przed “gdzie”

 

choć w rzeczywistości to co zjadał,

Przecinek po “to”

 

Wynajęłam prywatnych detektywów i jasnowidza, wydałam majątek by cię znaleźć

Kropeczki na końcu!

 

– Zwrócę ci – odparł z przekąsem –

Po “przekąsem” kropka.

 

Popatrz na siebie, wyglądasz jak dziad

Kropka.

 

– Nie tylko wyglądam, jestem nim

Znowu kropka na końcu.

 

– Tu mi jest dobrze

Znowu kropka.

 

Robiłeś wszystko by mnie zniechęcić.

Przecinek przed “by”

 

Albert zamyślił się

Kropka.

 

będzie tak jak dawniej, obiecuje

obiecuję i kropka na końcu.

 

 

 

Ogólnie:

Hmm, musisz popracować nad znakami interpunkcyjnymi. Styl jednak jest dość niezły. Gdyby nie te błędy, czytałoby się dobrze. Końcowa puenta rozbrajająca ;)

Jeśli miałbym odnieść się do przedstawionego świata… hmm. Świat opanowany przez telewizję i reality show wydaje się straszny, ale myślę, że nam coś takiego nie grozi. Ludzie przechodzą do internetów. Ale czy to dobrze??? ;)

Salute laugh

Ogół nie chce wiedzieć, że jest myślącą masą złożoną z bezmyślnych jednostek

Dziękuje za szczegółowe uwagi, bardzo mi się przydadzą przy poprawkach :-) 

Pozdrawiam. 

Świat którym zawładnie Internet, będzie jeszcze gorszy.

Niezły, rzekłbym: realistyczny tekst i takież zakończenie. Za to brawko. Ale za takie śmieszne błędy w takiej ilości…

No, no. Ciekawy tekst. Tylko dlaczego taki niedopieszczony? Chyba szybciutko po napisaniu zamieściłeś na portalu. Ale pomysł – bardzo dobry.

 

Pozdrawiam

Mastiff

Sama nie wiem, co mam myśleć. Bo zazwyczaj, jak widzę taki niechlujny tekst (gdzie są kropki?!) – to odpuszczam i nie czytam, bo jak się autorowi nie chciało, to i mnie się nie chce. A tu – nie dość, że przeczytałam, to jeszcze mi się spodobało. I mnie wciągnęło na tyle, że przeczytałam, mimo że sobie obiecałam, że przynajmniej jeden mecz obejrzę. Ale że mecz był nudny (jak to mecz piłki nożnej) to i dla Twojego tekstu nie stanowił jednak konkurencji.

Fajny pomysł, żywy język. Tylko te durne błędy! W takiej ilości! 

 

A, i taki wytłuszczony wstęp do artykułu to raczej nie będzie lit, tylko lid.

W wyrazami nieukrywanej pogardy Albert Skowron.

Z wyrazami.

 

Wymowa artykułu brzmiała mniej więcej tak, że dwie baby ubrane identycznie, przyszły na bankiet co zaogniło konflikt i wzajemnie oskarżenia na łamach prasy.

Według mnie lepiej brzmiałoby, gdybyś napisał:

 

Wymowa artykułu brzmiała mniej więcej tak, że dwie baby przyszły na bankiet ubrane identycznie (lub identycznie ubrane), co zaogniło konflikt i wzajemnie oskarżenia na łamach prasy.

 

Wtedy akcent byłby położony na fakt, że przyszły ubrane identycznie, a nie że przyszły na bankiet. :)

 

Pięć minut później spakowała się i wyszła. Dzień później w gazecie ukazał się wywiad, z niego Albert dowiedział się o rozwodzie, choć papiery od adwokata przyszły pół roku później.

Powtórzenia.

 

Może, gdyby jednak poszedł na to przesłuchanie. […] Myśl ta przeszła mu po głowie i zniknęła równie szybko jak się pojawiła.

Po “przesłuchaniu” aż mi się cisnęło w oczy, żeby użyć trzykropka. Tak jakby bohater się zastanawiał.

I myśl chyba przez głowę przechodzi.. nie?

 

Albert przez chwilę pomyślał, choć odpowiedź miał już dawno gotową. Zamiast tego odpowiedział pytaniem.

Powtórzenie.

 

Bezsenność przywołała wspomnienie, wspomnienie ukryte głęboko, upchane w z senne majaki i nierealne fantazje.

W? Z? Ale o co chodzi :)?

 

Ogólnie: czytało mi się przyjemnie, chociaż z interpunkcją jesteś na bakier ;) Kropeczki, ogonki – nad tym musisz popracować.

 

Pomysł oryginalny, chociaż bardziej spodziewałam się zakończenia, że żonka bierze udział w jakimś reality show “Rozstania i powroty” albo “Piękna i żul”.

 

Fajnie, ale musisz “dopieścić” tekst.

To mógł być całkiem niezły tekst. Gdyby nie to stężenie błędów.

Nie wiem, czy ktoś już o tym wspomniał, ale pousuwaj zbędne puste linijki.

Babska logika rządzi!

Dobre to jest :-)

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Przesympatyczna groteska (chyba, bo jeszcze mi satyra brzęczy koło ucha, ale goła i groteska są na “g”, a ja lubię gołą ;-) Chociaż, z drugiej strony, satyra i seks… ) satyra, ale natężenie niepoprawionych, drobnych błędów w tekście trochę psuje wrażenie.

Pomysł, poprowadzenie fabuły – dla mnie super, wciągnąłem się, uśmiechnąłem i już ten uśmiech aż do końca nie spełzł mi z twarzy. :-) Dzięki za miło spędzony czas.

 

I na wszystkie chochliki w ucho cyngolone, popraw te błędy i błędziki…!

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Po usunięciu mankamentów, moim zdaniem, humoreska nadaje się do publikacji papierowej. Pozdrawiam.

Humoreska! Na “h”! Kurczę, chędożenie jest na “ch” :-(

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Świetne! Nawet błędów nie zauważyłam. Wciągnęło, a puenta na piątkę!

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Mocno przerysowana, jak na mój gust, jest ta groteska, no i raczej smutna. Czytało się nieźle, ale błędy i usterki i tak przeszkadzały.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka