- Opowiadanie: syf. - Pierwszy krąg piekła

Pierwszy krąg piekła

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Pierwszy krąg piekła

1

Anna była blada. Miała czerwone ręce. Krew wypływała z niej i wsiąkała w materac. Plama na zmiętym prześcieradle kwitła nierównomiernie jak róża.

Kobieta patrzyła w stronę uchylonych drzwi do łazienki; krople na podłodze znaczyły drogę, którą przebyła od momentu, gdy…

Otworzyły się drzwi.

– Cześć, kochanie! – Głos z przedpokoju.

Próbowała wydobyć z siebie krzyk, ale powietrze jakby zastygło w jej płucach na kamień.

– O mój Boże! – Głos w pokoju, ale wciąż jakby odległy. – Co się stało?

…gdy coś w niej pękło i popłynęła krew.

Mężczyzna w panice rzucił siatkę z zakupami i wbiegł do łazienki. Zaskrzypiały drzwi, on zamarł w wejściu. Znieruchomiał.

– Ja… – wyjęczała wreszcie Anna. – Ja nie chciałam!

Jej słowa przeszły w wycie. Chwyciła się za brzuch i zsunęła z łóżka na podłogę. Krzyk był jak woda z zepsutego kranu – nie można było go zatamować, zalał cały pokój.

Mężczyzna chwycił ręcznik i wyszedł z łazienki. Rzucił się ku kobiecie i wsadził materiał między jej nogi. Drżącymi rękoma ją utulił.

– Musimy jechać do szpitala – powiedział, gdy przestała wyć.

Kobieta naprężyła się jak kopnięty kot.

– Michał, nie… Ja nie chcę. Nie zabieraj mnie tam – szlochała.

– Musimy – wyszeptał. – Nie chcę, byś umarła.

 

 

2

Niedługo po odjeździe karetki przyjechali policjanci, wezwani zapewne przez dyspozytora pogotowia. Michał chciał ruszyć do szpitala, ale poprosili, by uczestniczył w ich czynnościach. Potem wpadł również prokurator. Technik w kitlu i gumowych rękawicach w obecności lekarza zebrał do worka zakrwawione ciałko, leżące na dywaniku przy wannie; pępowina wyglądała jak wyrwana z kontaktu wtyczka. Potem do osobnego woreczka wrzucił nożyczki. Spakował swoje rzeczy i wyszedł. Policjant zabrał ciałko i podążył za nim. Lekarz i prokurator też znikli.

– Proszę się stawić jutro o czternastej na komisariacie celem złożenia zeznań – powiedział drugi policjant. Po chwili dodał: – Współczuję panu.

Michał stał w pustym pokoju, na dywanie zadeptanym błotem, patrząc na zapaćkaną krwią łazienkę.

Również wyszedł.

 

3

– Co z moją żoną? – Michał spytał ordynatora.

Wcześniej siedział przy łóżku śpiącej Anny, zastanawiając się, co powiedzieć policjantom w trakcie przesłuchania.

– Dobrze – odparł lekarz. – Stwierdziliśmy anemię, a to plus dzisiejsza utrata krwi sprawią, że pańska żona posiedzi u nas trochę, ale nic jej nie będzie. No chyba że, wie pan…

– Co?

– …drapną ją. Policjanci przyszli dzisiaj po dokumentację medyczną pańskiej żony. No ale myśmy ciąży nie prowadzili. Chcieli od razu ją przesłuchać, ale im zabroniłem. – Uśmiechnął się. – Pan pójdzie, z żoną pogada.

– Dziękuję.

 

4

– Jak się czujesz, kochanie? – zapytał.

Nic nie odpowiedziała.

– Musisz mi dokładnie powiedzieć, co się stało.

Wciąż milczała.

Zza parawanika słychać było szeptanie zdrowasiek; po drugiej stronie sali – mocz spływający po metalowej ściance kaczki; z korytarza – skrzypienie pchanego łóżka.

Nachylił się nad żoną i szepnął jej do ucha:

– Chyba nie chcesz iść do pierdla, co?

Popatrzyła na niego zapłakanymi oczami.

– Ja nie chcę, żeby tak się stało – dodał. – Mów.

– Ja… – zaczęła głośniej, ale również ściszyła głos – poszłam na spacer. Tak długo sama nie wychodziłam. Czułam się już lepiej. Zaszłam do fryzjera. Potem przypomniało mi się, że skończył nam się olej. W sklepie kupiłam jeszcze parę drobiazgów. Na schodach róg opakowania od sera rozerwał siatkę i parę rzeczy wypadło, schyliłam się, żeby je pozbierać, a jak się wyprostowałam… wtedy zakręciło mi się w głowie i spadłam. – Z jej oczu pociekły łzy. – Przepraszam.

– Przecież lekarz kazał ci siedzieć w domu.

– Wiem – szeptała, płacząc. – Ale już nie mogłam. Miałam dość siedzenia w czterech ścianach, a ciebie wciąż nie ma. Wracasz po nocach…

– Pracuję – mruknął.

– A ja się dusiłam. Od rana do nocy albo na łóżku, albo na krzesełku przy oknie. Czułam się jak w więzieniu. Jakbym to wraz z ciążą dostała wyrok…

Posiedział z nią jeszcze przez chwilę i wyszedł.

 

5

– Cześć, Wojtek – powiedział, wchodząc. – Mam pewien problem.

– Siemasz, Michał – odparł kolega.

Siedział na skórzanym fotelu z wysokim oparciem, przed sobą miał masywne biurko zarzucone stertą papierów, za sobą zaś pretensjonalną szafę z oprawionymi w skórę, pokrytymi złoconymi literami komentarzami do ustaw.

– Mandacik za przekroczenie czy śmigałeś po pijaku?

– Anna poroniła. To znaczy miała wypadek i poroniła.

– Przykro mi. A co to był za wypadek?

– Spadła ze schodów.

– Nic jej nie jest?

– Przebywa w szpitalu.

– A w czym leży problem?

– Wiesz, byli u nas policjanci, oglądali wszystko, zabrali… dziecko.

– No tak, to normalna procedura. W Konstytucji jak wół stoi, że dziecko poczęte to też człowiek, no więc trzeba zbadać, czy poronienie, rozumiesz, nie było intencjonalne. 

– Normalna? Straciliśmy dziecko, a stado trepów władowało się nam do domu.

– Umarł człowiek. Trzeba przeprowadzić czynności – powiedział Wojtek. – Powiedz mi jedno: czy jak twoja żona chodziła do lekarza, to dostawała jakieś specjalne zalecenia?

– Tak, a co?

– Jakie konkretnie?

– Złapała jakiś czas temu anemię, więc lekarz nakazał, żeby nie wychodziła z domu, a ona, głupia, poszła do fryzjera. A poza tym, wiesz, mieszkamy na trzecim piętrze i nie ma u nas windy. Zakręciło się jej w głowie na schodach i spadła.

– To zmienia postać rzeczy.

– To znaczy?

– To znaczy, że będzie można jej przypisać odpowiedzialność za przestępstwo.

 

6

– Dzień dobry. Proszę usiąść – powiedział policjant.

Zabrał dowód i przystąpił do przesłuchania. Wypełniwszy dane w protokole, rzekł:

– Prowadzone jest postępowanie o występek z art. 160 § 2 w zbiegu z art. 155 w związku z art. 11 § 2 Kodeksu karnego, to jest o narażenie… przepraszam, czy wybrane zostało imię dla dziecka?

Michał patrzył w okno, nie chcąc – za nic, ale to za nic – spojrzeć w kierunku policjanta.

– Tak – powiedział w końcu. – Amelka.

– Należy dokonać rejestracji w urzędzie stanu cywilnego – wtrącił. – …o narażenie nienarodzonej Amelii Kowalskiej na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia przez osobę, na której ciążył obowiązek opieki, co doprowadziło do nieumyślnego spowodowania śmierci ww. Pouczam pana o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań oraz…

Michał w aktach dostrzegł wkładkę ze zdjęciami. Zrobiło mu się niedobrze.

– To przeciwko mojej żonie?

– Póki co w sprawie.

„Póki co?” pomyślał.

– A ile jest za to lat?

– Do pięciu.

Na korytarzu słychać było szarpaninę i wyzwiska.

– Proszę opisać zdarzenie.

– Żona była w domu. Gdy wróciłem, zastałem ją w takim stanie, była w łazience… – opisywał, czując jak zalewają go na przemian zimne i gorące fale potu.

– Czy pan wie, co żona wcześniej robiła?

– Myślę, że była w domu.

– Myśli pan? – rzucił policjant. – Ustaliliśmy, że zdarzenie, polegające na upadku, wskutek którego dziecko umarło, miało miejsce na schodach.

– Ja żonę zastałem w domu. – Michał zesztywniał.

– A proszę mi powiedzieć, który lekarz prowadził ciążę? Brak jest wpisów w eWUSiu.

– Prywatnie.

– A nazwisko i adres?

– Nie pamiętam, ale sprawdzę i podam panu.

– Dobrze. Proszę podpisać tu i tu… Jak pan załatwi w urzędzie, to proszę zgłosić się po odbiór zwłok do zakładu medycyny sądowej.

 

7

Był wieczór. Maj. Ciepłe powietrze leżało nad miastem, przygniatając ludzi i drzewa aurą leniwości. Wiatr niósł zapach kwitnących kwiatów z parkowego klombu.

Michał stał przed wejściem do gabinetu doktora Tomaszewskiego. Wróciwszy do domu, szybko wygrzebał papiery żony z szafy. Znalazł wizytówkę. W samochodzie zastanawiał się, co właściwie należy zrobić. Był na miejscu, a wciąż nic nie wymyślił.

Wszedł i usiadł w poczekalni. Z pokoju zabiegowego dochodziły odgłosy rozmowy. Czekał.

Po dłuższej chwili wyszła kobieta i szybko znikła za drzwiami.

Lekarz wychylił się na korytarz i, spostrzegłszy jeszcze jednego pacjenta, rzekł:

– Pan pomylił lekarza czy to pozory mnie mylą?

– Nie, jestem mężem Anny Kowalskiej.

– Jak pan chce o małżonce porozmawiać, to proszę pokazać dowód osobisty.

– Proszę.

– Dobra. – Zaprosił Michała do gabinetu. – Co pana sprowadza.

– Moja żona poroniła. – Widząc budzącą się na twarzy rozmówcy podejrzliwość, szybko dodał: – Wskutek wypadku.

Opisał okoliczności zdarzenia.

Lekarz w międzyczasie wyciągnął z szafy kartę pacjenta.

– Przecież zabroniłem pacjentce wychodzić. – Rzucił okiem na dokumentację. – Dostała konkretne zalecenia i wyjaśniłem jej, czym grozi przemęczanie. Nie mówiąc o wchodzeniu w pojedynkę po schodach. Można powiedzieć, że pana żona zabiła to dziecko.

– Policja pytała o pana i tę dokumentację.

– Ja wiem do czego pan zmierza – uciął lekarz.

Zza okna, z parku dochodziły pokrzykiwania pijaków; położnik podszedł i je zamknął. Potem wrócił do biurka i napisał na kartce:

– Dwadzieścia tysięcy. Do jutra.

Pokazał jej treść Michałowi.

– Dobrze – odparł, zastanawiając się, jak to możliwe, że tak łatwo poszło. – Jutro rano przyjdę.

 

8

Kupił kwiaty i czekoladki. W międzyczasie wstąpił do domu i się umył; po wizycie u lekarza cuchnął jak szczur. Nic dziwnego, pomyślał, do czynienia z Policją miał wcześniej raz – jak dostał mandat za przekroczenie prędkości, a teraz od razu uderzył z grubej rury i wziął się za niszczenie dowodów. A wszystko przez wycieczkę do fryzjera, dodał.

Jak zawsze musiał swoje odczekać, Marlena nie spieszyła się z otwieraniem drzwi. W końcu jednak wpuściła go do środka.

– Przykro mi, Michał, z powodu waszej straty – zaczęła.

– Mnie też, wyobraź sobie. – Wręczył jej upominki.

– Skoro już nic nie łączy cię z tą kobietą – podjęła temat – to może jeszcze raz przemyślisz moją propozycję.

– Może – powiedział, siadając przy stole.

Marlena postawiła filiżanki z kawą oraz talerzyki z ciastem. Potem przysiadła się i położyła dłoń na jego udzie.

– Potrzebuję dwadzieścia tysięcy złotych – rzucił. Spodziewał się, że kobieta odskoczy jak oparzona. Nic takiego jednak się nie stało.

– Po co ci takie pieniądze?

– Dookoła Anny zrobił się straszny gnój. Muszę go posprzątać.

– A zwrócisz mi te pieniądze?

– Raczej nie.

– Nie szkoda zachodu? – jęknęła, rozpinając mu rozporek.

– Nie, czuję, że muszę to załatwić.

– Skoro taka jest cena za pozbycie się tej krowy…

Płynnym ruchem zsunęła się na podłogę – jak obrus – ściągając również jego spodnie.

 

9

Cmentarz komunalny, obok cmentarz parafialny, na nim alejka małych aniołków, a spory kawał dalej, pod murem – miejsce dla dzieci nienarodzonych.

Któregoś dnia spytał cmentarnego ciecia: „a dlaczego pod murem?”. „A bo to niepoświęcona ziemia”, odparł tamten. „Nieochrzczone dzieci nie dostępują zbawienia”. Zapytał wtedy: „a gdzie idą?”. „Żyją po wsze czasy w pierwszym kręgu piekła. Dantego żeś pan nie czytał?”.

Dobre sobie. Grabarz i „Boska komedia”.

Michał dotarł do małej płyty nagrobnej. Uprzątnął wypalone świeczki. Wywalił zwiędłe kwiatki. Na koniec postawił świeże.

Ostatni raz zamienił z Anną słowo, gdy dowiedział się, że policjanci umorzyli postępowanie. Lekarz, mimo że bezduszny skurwysyn, zrobił swoje z najwyższym profesjonalizmem. Funkcjonariusz z zapewne czystym sumieniem mógł zakończyć sprawę. Anna wróciła do domu i zamknęła się w sobie. Nic dziwnego, pomyślał. Przecież zabiła dzieciaka z powodu fryzjera. I ledwo co uniknęła pierdla.

Z drugiej strony strata dziecka to świetny powód do rozwodu.

W szczególności takiego, gdzie nie orzeka się o czyjejkolwiek winie.

Pozapalał nowe znicze i pomyślał, że nie ma co zwlekać z wizytą u pana mecenasa – po co dawać Marlenie czas. Jeszcze weźmie i się rozmyśli. Wtedy dopiero mogłoby się zrobić piekło.

Koniec

Komentarze

No, ten tekst naprawdę zrobił na mnie wrażenie. Nie masz pojęcia, jak się wkurzyłam.

Nie masz pojęcia, jak się wkurzyłam.

Co to dużo mówić – miło mi, że tekst wywołał emocje ; )

I po co to było?

Trochę za późno na poprawki (jest już po zakończeniu konkursu), ale wypisałem kilka kwestii, które wybijały mnie z rytmu:

blada + czerwone ręce

drzwi do łazienki

Co się stało. – może lepszy byłby znak zapytania albo wykrzyknik…

wsadził materiał między jej nogi – brzydki czasownik:(

wyrwana z kontaktu gniazdka wtyczka – wiem, że “tak się mówi”, ale jednak mówi się niepoprawnie. O ile nie czepiałem się w przypadku “siatki” ( → torby), o tyle tu już mi zgrzytnęło.

„Póki?” pomyślał → “Póki co?” pomyślał

miał wcześnie raz – literówka

uderzył z grube rury – identyczna:)

A wszystko przez wycieczkę do fryzjera, dodał. – “dodał” bym użył gdyby Michał rozmawiał z kimś innym niż ze sobą.

 

A fantastyka?

 

Nie zrozum mojego czepialstwa źle – napisałeś fajne, wciągające opowiadanie. Wkurzające, to też. Jakoś nie potrafiłem przejść do porządku dziennego nad usterkami, ale cóż, niektórzy już tak mają. Wiesz, czytając cały czas zastanawiałem się jak rozwiążesz kwestie fantastyki, z tym większym zainteresowaniem im bardziej zbliżałem się do końca. No i, ten tego, nie dowiedziałem się:(((

na pw napisałem ; )

I po co to było?

Bardzo dobre.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

OSZUKAŁEŚ!!!!!!!!!!!!!!!!!!! OSZUKAŁEŚ mnie strasznie!!!!!!!!! No tak, ale czego się można spodziewać po facetach – zawsze kłamią, obojętnie trzeba czy nie.

(słychać było) po drugiej stronie sali – mocz spływający po metalowej ściance kaczki – nie przesadziłeś trochę z tą słyszalnością?

W rozmowie z kumplem bohater mówi “przebywa w szpitalu” – sztywniacko jakoś, wg mnie powinno być “jest w szpitalu”

Co do samego opowiadania: jak dla mnie za płytko potraktowane. Rzucasz problem i pozwalasz mu odpłynąć, zasłaniając kolejnym problemem. Pomysł na całą długą historię skondensowany za bardzo, a przez to niewykorzystany, spłaszczony, strywializowany. Na Twoim miejscu poświęciłabym więcej czasu i miejsca i napisała tę historię jeszcze raz.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

E, ale ja też fantastyki nie zauważyłam. Jest? To proszę również o pw. 

Może chodzi o te małe aniołki albo o I krąg piekła. Albo o to, że grabarz czytał Dantego.

 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

:)

Dla mnie to taki idealny tekst na dzień kobiet.

Ocha, no tu już przegięłaś… :-)

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Pomysł na całą długą historię skondensowany za bardzo

Czułem podskórnie, że tak może być, ale ostatecznie zdecydowałem pomysł wykorzystać na konkurs, a tam i limit znaków i termin ; )

 

Dobra – co do fantastyki: historia alternatywna; inna aksjologia. Dzisiaj o człowieku w rozumienia prawa karnego mówimy od rozpoczęcia porodu – w opowiadaniu od poczęcia, co zmienia prawnokarne znaczenie poronienia. Była o tym dyskusja w mediach jakiś czas temu, przypomniało mi się, jak zobaczyłem ogłoszenie o konkursie ; )

Nie chciałem pisać wprost, żeby nie było, że prawnicza nudzizna zalega w opowiadaniu, ale wrzucę jednak jakieś zdanie sygnalizujące problem.

I po co to było?

Ok, spoko. W czasie dyskusji na temat deklaracji wiary … lekarzy (???) mogą takie rzeczy umknąć. Bo generalnie człowiekowi wydaje się, że żyje w rzeczywistości alternatywnej do zdrowego rozsądku.

 

Nie mam też wrażenia, że ten tekst prześlizgnął się po problemie. To zależy  – po jakim problemie. Bo tu dla mnie właściwie nastąpiło płynne przejście od jednego do drugiego problemu. Ale może ja też mam już jakieś spaczone publicystyczne postrzeganie rzeczywistości.

Do poczytania na później. :)

Mee!

Bo generalnie człowiekowi wydaje się, że żyje w rzeczywistości alternatywnej do zdrowego rozsądku. – Wiesz co, Ocho? To powinno być wpisane do jakiś złotych myśli. Lekarze i deklaracja wiary??? Kretynizm do potęgi, sama nie wiem której.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Moim skromnym zdaniem, jeżeli lekarz chce coś podpisać, to niech podpisuje z tym zastrzeżeniem, że pracując na kontrakcie z NFZ ma stosować się do ustawy, a jeśli chce żyć w zgodzie ze swoją wiarą, powinien zrezygnować z publicznych pieniędzy i otworzyć prywatną praktykę ; )

I po co to było?

… Na drzwiach której wielkimi literami powinien napisać “przedkładam prawo boskie nad Twoje życie i zdrowie,  mój drogi pacjencie”.

Mocny tekst.

Babska logika rządzi!

Dzięki  ; )

I po co to było?

Krótki, ale za to bardzo dobry kawałek prozy.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Pomysł. Jako pomysł konkursowy oceniam pozytywnie, choć tę fantastykę przydałoby się jednak bardziej zaakcentować. Ciekawe, mocne skojarzenie. I fakt, na Dzień Matki też byłoby w sam raz, choć głównym bohaterem jest ojciec. 

Fabuła. Ogólnie było bardzo dobrze do momentu, w którym… niestety zgodzę się z innymi, że ostatecznie prześlizgnąłeś się po temacie, uciekając z jednego wątku w drugi. A ponieważ ten drugi wątek jest znacznie słabszy, to opowiadanie pozostawia jak dla mnie niedosyt. Może chodzi też o to, że druga część opowiadania jest prowadzona szybciej w porównaniu do pierwszej.

Tytuł. Bardzo fajny tytuł i bardzo fajna scena na cmentarzu.

Łazienka. Wiesz… nigdy nie poroniłem, więc tematu nie znam, ale to, że dziecko tak po prostu wyleciało z brzucha matki na podłogę, wydaje mi się mało wiarygodne. Zdarzają się takie przypadki?

Lekarz. Podobała mi się wizyta u lekarza prowadzącego. Swoją drogą spodziewałem się, że na koniec zaserwujesz kolejny twist – że poronienie wcale nie było wypadkiem, a lekarz z matką to wszystko uknuli i teraz oni też mogą zacząć wspólne życie, bez balastu w postaci bachora, za to z 20 tys. na jakieś luksusowe wakacje.

Dialogi. Dialogi pełnią w opowiadaniu ważną rolę. Nie wiem, czy nie dało się bardziej zróżnicować języka poszczególnych bohaterów, czuć za to w jakimś stopniu, że wyrażają odmienne emocje. Zaintrygowały mnie słowa matki, jakby celowo wyzute z emocji dotyczących straty dziecka, może pod wpływem środków przeciwbólowych, może pod wpływem apatii albo po prostu niedojrzałości. Czuć za to u niej strach.

Marlena. Ich układ jest moim zdaniem niedostatecznie opisany. W zasadzie nie bardzo wiem, po co Marlenie ten facet? On przynosi jej upominki, zakładam regularnie, ale przecież to ona ma więcej pieniędzy od niego. Akcent na upominki może oznaczać, że Marlena jest prostytutką (bo raczej nie sponsorowaną studentką). Jeśli tak, to czy jeśli się zejdą, będzie musiała zrezygnować z pracy?

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Nie na dzień matki, tylko na dzień kobiet. I ja nie mogę w ogóle uwierzyć, że ten tekst napisał facet.

, że dziecko tak po prostu wyleciało z brzucha matki na podłogę, wydaje mi się mało wiarygodne. Zdarzają się takie przypadki? – zdarzają. 

Zdarza się nawet, że kobieta zaczyna rodzić choć nawet nie wiedziała, że jest w ciąży (wiem, bo zdarza mi się oglądać dziwne programy na TVNStyle)

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

I ja nie mogę w ogóle uwierzyć, że ten tekst napisał facet.

ocho, w jakim sensie? ; )

dziecko tak po prostu wyleciało z brzucha matki na podłogę

zdaje się, że potrafią ot tak wypaść

W zasadzie nie bardzo wiem, po co Marlenie ten facet?

oj, przecież jesteś dużym chłopcem,  nie muszę chyba tłumaczyć ; P Być może mogłem coś więcej na ten temat napisać, ale z drugiej strony tym wątkiem chciałem głównie uwypuklić skur… syństwo bohatera i bałem się może może się reszta rozwodnić

 

zaserwujesz kolejny twist

zastanawiałem się, ale uznałem, że za dużo byłoby tych twistów i zbyt zmieniłoby to postać kobiety ; )

 

dzięki za komentarze.

I po co to było?

Napiszę w mojej (nad)interpretacji. Wieczorem. :)

 

I dziecko może tak sobie wylecieć. Na porodówce byłam w pokoju z dziewczyną, której położne już na korytarzu zaglądały pod kieckę, bo się bały, że im dziecko łupnie na posadzkę. 

Syf.ie, szkoda, że nie znalazłeś czasu na poprawienie ewidentnych literówek i innych błędów w tekście.

Jak widzę, nie jest to w sumie konieczne by wejść do Biblioteki. W zasadzie to się cieszę, odpada mnóstwo roboty przy edycji:)

Więcej niż dobry. no i mocny tekst, ale do rozwinięcia. W tej chwili wygląda na rozwinięty i dopracowany konspekt opowiadania. W pierwszej części po “Co się stało.” znak zapytania, a chyba nawet i wykrzyknik – ten brak rzuca się w oczy. Parę razy w tekście występuje ‘zniklo” – chyba, a raczej na pewno “zniknęło”.

W epizodzie, w którym policjant szczegółowo wymienia hipotetyczny zarzut, mamy taki zapis: ”§”, “kk” itd. Policjant mówi., a więc – powie “paragraf”… Błąd w zapisie dialogu – do poprawienia.

Jakby tekst rozwinąć, bardziej nasycić szczegółami, mógłby stać się bardzo dobry. Po dopracowaniu zastanowiłbym się nad publikacją na innym portalu.

Pozdrówka.

Świetnie napisane. Życiowe. Kompletny brak fantastyki. Być może bohater jakoś bardziej emocjonalnie powinien zareagować na śmierć dziecka, bo z tekstu wynika, że po nim to spłynęło. Przejął się żoną, ale nie dzieckiem. Ale może jest takim urwysynem. Wtedy zaznacz, że to świadomy zabieg. RogerRedeye już zwrócił uwagę, ale uzupełniam:

“…co doprowadziło do nieumyślnego spowodowania śmierci ww.” – jeśli w mowie użył skrótu, zapisz “wu-wu”. Albo po prostu pełnymi słowami.

 

W epizodzie, w którym policjant szczegółowo wymienia hipotetyczny zarzut, mamy zapis taki :”§”, “kk” itd. Policjant mówi., a wiec powie “paragraf”… Błąd w zapisie dialogu – do poprawienia.

Przyznam, że z mojej strony był to zabieg świadomy, tak samo jak ww., zmierzający do pewnego ograniczenia czytelności zapisu, mającej wywołać u czytelnika wrażenie konfuzji czy niepewności, jakie zapewne towarzyszy zwykłemu człowiekowi w zderzeniu z takim przejawem prawa.

 

Jak będę miał czas, to może trochę przyszlifuję i uderzę na portal do Heleny.

 

Dzięki za komentarze.

I po co to było?

Zabieram się za ten komentarz już trzeci raz i za każdym razem kasuję, bo wychodzę na wariatkę. Napiszę więc tylko, że dla mnie to studium opresji – najpierw prywatnej, potem systemowej. Ofiara jest w tle i jako jedyna pozostaje ofiarą, bo jako jedyna nie może powiedzieć: umywam ręce. Wina męża jest oczywista – ale jak to w życiu, wszyscy wskazują na matkę.

Pewnie Syf. chciał napisać co innego, ale mnie się to właśnie tak ułożyło w głowie. Nie mogę uwierzyć, że ten tekst napisał facet, bo dla mnie to radykalny manifest feministyczny.

Pisałam, że będę nadinterpretować? :)

Jeśli sugerujesz, że mąż jest winien tego, że żona nie słuchała zaleceń lekarza… ;-)

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Brajcie, jeżeli ona siedziała z zagrożoną ciążą, przez kilka miesięcy, w czterech ścianach, sama, całymi dniami, do późnej nocy, bo jej mąż w tym czasie wybierał towarzystwo niejakiej Marlenki – to tak, to jest właśnie to, co sugeruję.

To ona przez całe życie nie zdobyła choć jednej psiapsiółki, która by jej towarzystwa dotrzymywała, jak jej się nudzi? Bez fryzjera nie da się wytrzymać?

Inna sprawa – ona się może tłumaczyć, że to przez niego, ale skoro on mówi, że “złapała anemię jakiś czas temu”, to to nie było parę miesięcy. Parę miesięcy to nie “jakiś czas temu”.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Psiapsiółki może mieć niegłupie, wiedzące, że trzeci trymestr to ostatnia szansa, żeby rodzice pobyli ze sobą tylko we dwoje.

Bez fryzjera da się wytrzymać, ale przetrzymywanie kogoś w pojedynczej celi, bez kontaktu z innymi i bez spacerniaka, podobno jest niehumanitarne. A jeszcze bez wyroku – nielegalne.

I nie, nie odebrałam tekstu tak jak Ocha. Ale skoro, chłopaki, macie pytania… :-)

Babska logika rządzi!

Brajcie, dzieworództwo wśród ludzi nie istnieje. Odpowiedzialne są dwie osoby. Tyle w temacie.

Byłem na odwiedzinach nie raz – w więzieniu, wojsku, szpitalu. Mnie też odwiedzano. Ale mnie miał kto odwiedzać, bo wcześniej poświęciłem czas na to, aby mieć znajomych. To nie jest jego wina, jeśli ona ich nie ma. I psiapsiółki może i mogą tak myśleć, ale jakby do nich sama zadzwoniła, to by przecież przyszły. Chyba, że dzwoniła do nich tak często i marudziła, że miały jej już dość.

EDIT: OK, przyjmuję argument, że to jego wina, że ona zabiła dziecko, bo to on ją zapłodnił.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Myślę, że to nawet nie jest kwestia, czy mogła mieć psiapsiółki, czy nie. To i tak nie byłoby to samo, a świadomość posiadania dziecka w takiej sytuacji, raczej nie jest łatwa. Trzeba coś ze sobą zrobić.

O, ciekawa dyskusja się kroi.

Poczekam, aż się rozkręci i może napiszę coś o mojej autorskiej interpretacji tekstu ; )

I po co to było?

Syf.ie, z mojej strony się nie rozkręci raczej. Brajt pisze dokładnie to, co miałam na myśli, więc co tu dodawać. :)

Zabiła? Mocne słowo.

Jakoś nie kojarzę świetlanej postaci w tym tekście. Żona głupia i bez wyobraźni, mąż dziwkarz, kochanka nieludzka i też bez wyobraźni, lekarz z sumieniem w portfelu, policjant nieludzki… No, może grabarz… Ale, jak już zauważyła Ocha, oprócz żony, wszyscy żyją długo i szczęśliwie.

Babska logika rządzi!

Te feministyczne próby obarczania winą ciekawe jednak są. Moja żona, która wychodząc dziś z domu zapomniała zabrać swój telefon (a okazał się później potrzebny), gdy ów fakt odkryła, oświadczyła, że to naturalnie nie jej wina, że zapomniała go wziąć, bo przecież ja powinienem był jej o tym przypomnieć. ;) Teraz, Ocho, Twoja sugestia rozbawiła mnie powtórnie. A może jednak jakiś kompromis? Na przykład taki, że mąż jest chociaż współwinny, a nie po prostu winny, hm? ;)

 

Syfie, to co piszesz, nie współgra z Twoim nickiem. :)

Sorry, taki mamy klimat.

Ale coś dobrego z tej dyskusji wynikło. Pomysł na szorta. Nie, nie będzie o problemach rodzinnych.

 

EDIT: Finklo, ja bym powiedziałbym, że wszyscy poza dzieckiem.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Jaa, to, że cały czas mówicie o winie, mimo że chodzi o wypadek, chyba świadczy znakomicie o tekście syf.a. Tak mocno wciągnął was w realia i sposób myślenia wykreowanego świata ;)

A czy ja napisałam, że on jest winny, a nie współwinny? A czy ja napisałam, że ona nie popełniła błędu? Nie, napisałam tylko, że wszyscy wskazują paluchem na nią – to ona “zabiła” (takie słowo się tam powtarza). On, zostawiając i oszukując ciężarną żonę – winy nie ponosi żadnej.

Naprawdę tak uważacie?

Ocho, nawiązywałem do tej konkretnej wymiany zdań:

BRAJT: Jeśli sugerujesz, że mąż jest winien tego, że żona nie słuchała zaleceń lekarza… ;-)

OCHA: …bo jej mąż w tym czasie wybierał towarzystwo niejakiej Marlenki – to tak, to jest właśnie to, co sugeruję.

 

Sorry, taki mamy klimat.

Wiesz co, Sethraelu, to jest czepianie się szczególików. Naprawdę, nie za bardzo mi się chce dyskutować, bo zastanawiałam się nad tym komentarzem długo i wiedziałam, że jeżeli użyje słówka na f to rozpęta się burza. Bo już nikt nie będzie się zastanawiał, o co mi chodzi.

Jest dziecko, ma dwoje rodziców. To, że podczas ciąży i przez jakiś czas po porodzie jest związane przede wszystkim z matką – to jest oczywistość, to jest fakt biologiczny i niezmienny. Ale to nie znaczy, że ojciec nie ponosi ŻADNEJ odpowiedzialności. 

Napisałabym coś jeszcze, ale chyba nie ma za bardzo sensu.

EDIT: I sorry, ale porównywanie tego do przekomarzań się z powodu telefonu komórkowego… No to ja w ogóle nie wiem, jak na to zareagować. Ja też mówię mojemu mężowi, że mi się auto przez niego zepsuło.

Dzień dobry, Ocho! :) Chciałbym zauważyć, że w mojej wypowiedzi, która chyba Cię niepotrzebnie poruszyła, pojawiły się aż dwa uśmieszki, co mogłoby świadczyć o jej żartobliwym tonie. :) Opisana przeze mnie sytuacja ową żartobliwość miała tylko podkreślać, bo przecież tak na prawdę ma się nijak do poważnego problemu, o którym pisałaś.

Teraz za to na poważnie odniosę się do innego fragmentu wypowiedzi, który z kolei wydaje mi się naprawdę istotny. Chodzi mianowicie o zdanie: Wina męża jest oczywista – ale jak to w życiu, wszyscy wskazują na matkę.

To przecież to głównie matka jest odpowiedzialna za dziecko – powie spora część społeczeństwa, nie skorzystawszy wpierw z mózgu. I tak, dzięki takiemu myśleniu, a właściwie z powodu jego braku, mamy sytuacje, które krzywdzą ludzi. I nie, nie tylko kobiety. Taki stereotyp, w przypadku krzywdy wyrządzonej dziecku, powoduje zwalenie większości winy (w oczach społeczeństwa często nawet całej) na matkę. Ale też ten sam stereotyp w przypadku rozwodu rodziców z automatu, wyrokiem sądu, przyznaje matce prawo do opieki, nawet jeśli w konkretnym przypadku to ojciec jest znacznie lepszym rodzicem. Prawda? Prawda, niestety. Tak na poważnie, boli mnie nieco, że feministki często nie dostrzegają tej drugiej strony medalu, krytykując jeden z aspektów danego podejścia, zaś drugi, który im odpowiada, akceptują przeważnie bez problemów i zbędnych refleksji.

Ps. Mam nadzieję, że nie muszę Ci udowadniać, że nie jestem przeciwnikiem feminizmu. Wręcz przeciwnie, o czym zapewne wiesz po kilku wymianach zdań, czy generalnie moich wypowiedziach, które komentowałaś – a więc i czytałaś. Niemniej moje sympatyzowanie z wartościami, które niesie feminizm, nie przeszkadza mi w dostrzeganiu (jak to nazwać, by nie użyć słowa hipokryzja… ?) pewnych luk interpretacyjnych, czy też półświadomej jednostronności w ocenach spraw, które mają przecież tak wiele płaszczyzn. Peace.

Sorry, taki mamy klimat.

Sethraelu, chyba mamy podobny tryb życia. :)

Zgadzam się z tym, co napisałeś w 100%. Feminizm jest źle postrzegany, bo jak mówi się “feministka”, to widzi się babę piszczącą o waginie i plującą na mężczyzn. To samo jest, jak mówi się “gender”, po już rozróżnienie między płcią biologiczną a społeczną jest dla niektórych zbyt trudne.

Nie wiem, czy feministki nie dostrzegają problemu – m.in. – praw ojców. Ja się uważam za feministkę (być może sobie stworzyłam jakąś własną definicję feminizmu, bo ideologicznie zawsze kiepska byłam) i ten problem widzę. Równość praw implikuje równość obowiązków. I odwrotnie. Sama mam w najbliższym otoczeniu parę z dzieckiem, która – prawdopodobnie  – stoi na krawędzi swojego związku. I jeżeli przyjdzie co do czego – murem stanę za ojcem, bo się bardziej nadaje na rodzica.

Też posługujesz się teraz stereotypem – feministki nie dostrzegają lub trywializują prawa ojców. Nie, nieprawda. To nie ma nic wspólnego z ideologią, to ma  za to dużo wspólnego ze zdrowym rozsądkiem. Gdybyś zapytał część  pań sędzin, które z automatu rozstrzygają tak a nie inaczej, czy są feministkami – obruszyłyby się i przeżegnały i splunęły przez lewe ramię. ;)

Ja problem praw ojca dostrzegam, ich traktowanie przed sądami uważam za rażąco niesprawiedliwe.

 

I tak – moim wyjściowym komentarzem tekst Syf.a trochę strywializowałam. Bo tak. :)

No widzisz, to teraz lubię Cie jeszcze bardziej. I racja, również posłużyłem się stereotypem, lecz zrobiłem to celowo. A nawet jeśli nie, to się nie przyznam, o! :D

Sorry, taki mamy klimat.

Podobno w Belgii standardem jest, że w razie rozwodu dzieci mieszkają na zmianę po tydzień czy dwa u rodziców. A większymi kosztami, typu wyjazd wakacyjny czy rower, mama i tata dzielą się po połowie. Sprawiedliwie, bez alimentów… Może i my kiedyś do tego dojdziemy.

Babska logika rządzi!

Syf.ie, szkoda, że nie znalazłeś czasu na poprawienie ewidentnych literówek i innych błędów w tekście.

 

Literówki, jak się zdaje, były dwie, raczej nie ewidentne, bo nie skutkowały czerwonym podkreśleniem w edytorze. Dwie sugestie wziąłem pod uwagę, z resztą pozwoliłem sobie się nie zgodzić. Jak na 11.000 znaków to nie jest szczególnie dużo, nie przesadzałbym z tym “ nieprawidłowym korzystaniem z uprawnień bibliotekarzy” ; )

Niemniej jednak dzięki za sugestie.

I po co to było?

Fakt, chyba trochę przesadziłem. Już się pokajałem (w Hyde Parku). 

Gratuluję Biblioteki i pozdrawiam:)

Zastanowiłbym się też nad tytułem – i jednak cyfrę rzymską zastąpiłbym liczebnikiem.

Chyba jednak tytuł jest z błędem, a ponadto – trzeba nad nim nieco się zastanowić, bo cyfra wygląda jak duże ”i”. “Pierwszy krąg piekła” – i wszystko gra.

Pozdrówko.

Oj, fakt. Ile razy zdarzyło mi się już przeczytać ten tytuł jako “i krąg piekła” zamiast “Pierwszy krąg piekła”…

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

cyfra wygląda jak duże ”i”

U mnie w edytorze dobrze wyglądało, a – przyznam – nie chciałbym zmieniać kształtu tytułu ze względu na krój czcionki na stronie ; )

I po co to było?

To to jest jedynka arabska, a nie rzymska? :-O

Babska logika rządzi!

tak, to jest rzymska cyfra “jeden”. I właśnie przy tym zapisie o to idzie. Ale – autor decyduje…

III – rzymska cyfra “trzy” – ale już nie trzeci / trzecia. Dalej podobnie. IV – cztery, ale nie czwarty, czwarta. Przy cyfrach arabskich do zmiany odczytywania cyfry stosujemy przecież kropkę…  

Pozdrówko.

Roger, dzięki za wyjaśnienia. Skoro Ty też wiesz, na czym polega rzymski zapis liczb, to skąd Twoja uwaga, że duże “i” wygląda jak duże “i”?

Babska logika rządzi!

A którą w błędzie ty bierzesz za trwogę;

Idźmy, bo mamy jeszcze długą drogę».

I mnie wprowadził, a sam naprzód kroczył,

440

W krąg pierwszy, który tę otchłań otoczył[53].

Tam, ilem słyszał, ile pomnieć mogę,

Nie były skargi, lecz tylko westchnienia,

Od których wieczne powietrze wciąż drżało:

Był to głos jakiś smutku bez cierpienia,

445

Głos mnóstwa mężów i niewiast, i dzieci.

Syf,ie nie przekonałeś mnie do niezastosowania liczebnika w tytule, bo to opowiadanie jednak nie jest “Boską komedią”…

Ale – decyduje autor.

Pozdróweczko.

Ze spraw technicznych, jakby ktoś przypadkiem próbował klikać. Linki u góry nie działają nie dlatego, że coś jest u nas źle, tylko że stanowią zwykłe kotwice – na stronie źródłowej nie odnosiły się do bezpośrednich adresów, a jedynie do miejsca na tej samej podstronie. Stąd nie mają prawa działać poza stroną źródłową.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Rogerze, odpowiadam na Twoje słowa “Przy cyfrach arabskich do zmiany odczytywania cyfry stosujemy przecież kropkę“: niekoniecznie, ja na przykład raczej nie stosuję:)

Ją wiem, że nie jest. Tytuł jest jednak gramatycznie poprawny, a skoro w takiej formie wisi od paru dni, to już nie chce go zmieniać.

I po co to było?

Ale nudzicie. Pokłóćmy się o coś fajniejszego! :)

Wrócę do domu, to napisze coś więcej o izmach i takich tam :)

I po co to było?

Dzień dziecka, kuźwa, toś wymyślił :/

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

No właśnie, Didżeju, no właśnie. A jeszcze zapowiadał, że będzie śmiesznie. To ja się zapytowywuję, co by było, gdyby miało być nieśmiesznie!!!!

:-)

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Czemu nikt nie zwrócił uwagi na jeden prosty fakt – ta kobieta sama sobie męża wybrała.  Męża i ojca dla przyszłego dziecka. Wybrała bardzo źle. Tu nie ma żadnej opresji, tylko błędne decyzje, za które ponosi się konsekwencje.  Opresja jest w Arabii Saudyjskiej, gdzie małżonkowie widzą się po raz pierwszy w dniu ślubu. 

Mocny tekst, ale rzeczywiście przydałoby się rozwinąć. 

Smutna kobieta z ogórkiem.

No, ale tu już zostało z grubsza ustalone, że jakoś wybitnie mądra to ona może i nie była. A jaki to ma związek z odpowiedzialnością ojca za własne dziecko?

Taki, że dopóki dziecko znajduje się w ciele kobiety, to ona ponosi  za nie największą odpowiedzialność. Siłą rzeczy to właśnie pod jej opieką jest wtedy dziecko. Taka już nasza biologia. Ojciec był fatalnym mężem, wybrał fatalną kobietę na matkę swojego dziecka, ale nie ponosi bezpośredniej odpowiedzialności za jej decyzję o wyjściu z domu.

Smutna kobieta z ogórkiem.

W ciekawą stronę potoczyła się wymiana zdań. Myślałem, że uwagę przykuje kwestia karania za poronienie, a najwięcej hejtu poszło na tatusia ; )

Teraz nie wiem, albo za słabo lub za mało czytelnie wyeksponowałem to zagadnienie, albo nie budzi ono aż tak dużego sprzeciwu. Ciekawe.

I po co to było?

Bo żeś takiego tatusia wybrał. :) A najwięcej hejtu jednak na mamusię – morderczynię poszło. I widzisz – nawet tu nie wszyscy odebrali to jak poronienie, tylko jak zabójstwo dziecka.

Syf.ie wydaje mi się, że ta kwestia karania nie stanowi po prostu aż tak rzucającego się w oczy motywu. Bo na dobrą sprawę jakbyś przeniósł akcję gdzieś zagranicę, do kraju, gdzie w ten sposób funkcjonuje prawo, to już by to w ogóle nie była rzeczywistość alternatywna, tylko nasza własna.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

wybrał fatalną kobietę na matkę swojego dziecka,

Ja nie wiem, czy ona jest fatalną kobietą. Znamy ją tylko z tego, że po dłuższym czasie siedzenia w domu w związku z chorobą, jak się lepiej poczuła, wyszła na dwór – i zleciała ze schodów, schylając się po rzeczy z rozerwanej siatki. Warto myślę zauważyć, że gdyby poszła wyłącznie do fryzjera, nie kupując mężowi kolacji, to pewnie nic by się nie stało ; )

“Kwestię fryzjera” powtarza potem Michał, jak myślę, chcąc strywializować zachowanie żony.

 

nie ponosi bezpośredniej odpowiedzialności za jej decyzję o wyjściu z domu

To również jest ciekawe – bo czy gdyby mąż był na miejscu, to czy do wypadku by doszło, tj. gdyby spędzał z nią cały swój czas poza pracą,  w tym również asekurując jej spacery – tak, żeby nie doprowadzić do sytuacji, że ona za wszelką cenę będzie starała wyrwać się z domu ; )

I po co to było?

Uf.

jakbyś przeniósł akcję gdzieś zagranicę

Nie znam innych krajów i wtedy by nie była nasza rzeczywistości. A tak mam jakąś alternatywną rzeczywistość i mogłem opublikować na nf ; )

 

Uf.

Co się stało? 

I po co to było?

No, ulżyło mi. Bo był taki moment w tej dyskusji, kiedy poczułam się nieco absurdalnie, a teraz jakby jednak trochę mniej.

Jakoś nie kojarzę świetlanej postaci w tym tekście. Żona głupia i bez wyobraźni, mąż dziwkarz, kochanka nieludzka i też bez wyobraźni, lekarz z sumieniem w portfelu, policjant nieludzki… No, może grabarz…

Aż się prosi, żeby napisać, że życie nie jest takie proste…

 

Ale, ja nie o tym. Opowiadanie rzeczywiście mnie poruszyło, a to jest – no może poza warstwą komunikatywną – najważniejsza funkcja tekstu. Pozostaje pytanie co do rozłożenia akcentów w tekście. Poprowadziłeś opowiadanie w taki sposób, że jego osią stał się ojciec, jego poczynania, jego dążenia. W rezultacie zagadnienie, które miało być głównym przekazem umyka odbiorcom a wraz z nim fantastyka.

Podczas czytania miałem jedno miejsce, na początku, w którym utknąłem. Czytałem je chyba ze trzy razy żeby zrozumieć. Fakt, że było późno w nocy, ale… Nie mogłem załapać tego jak mężczyzna poruszał się po mieszkaniu i kiedy co ujrzał. Przez chwilę wyszło mi nawet, że do pokoju kobiety wszedł przez łazienkę i gdy stanął w drzwiach – łazienki – to ujrzał co się dzieje w pokoju. W końcu poukładałem co i jak, ale dopiero druga scena dała mi stuprocentową pewność. Wcześniej nie byłem pewien czy kobieta poroniła w łazience czy w pokoju. Jeżeli stwierdzicie, że jestem tępy, przyjmę to na klatę.

Tak, czy siak tekst bardzo mi się podobał, jakkolwiek więcej takich i możesz być odpowiedzialny za mój alkoholizm. Tak na sucho nie idzie tego przełknąć.

"A jeden z synów - zresztą Cham - rzekł: Taką tacie radę dam: Róbmy swoje! Póki jeszcze ciut się chce! Róbmy swoje!" - by Wojciech Młynarski

W rezultacie zagadnienie, które miało być głównym przekazem umyka odbiorcom a wraz z nim fantastyka.

Na początku również myślałem, że błędem było, że te akcenty tak mi się rozłożyły w opowiadaniu. Ale z komentarzy wynika, że ludzie raczej zauważyli problem związany z wątkiem kobiety i raczej nie chcieli go roztrząsać, czy też przeszli obok – i to samo w sobie też jest całkiem ciekawe.

Z drugiej strony chciałem tym wątkiem stworzyć raczej sytuację poglądową (temat w głębszej analizie jest trudny, więc mógłbym literacko nie podołać), zostawiając ją do oceny czytelników – tak by nie ładować się do opowiadania z własnymi poglądami. 

No i wobec tego skupiłem się na tym, co w miarę umiem – czyli kreowaniu niesympatycznych ludzi ; )

Kiedyś – tak na marginesie – będę musiał spróbować wymyślić takiego bohatera, którego będzie dało się lubić.

I po co to było?

W komentarzach poruszono chyba wszystkie kwestie, jakie z tym opowiadaniem mogą się wiązać – i wiążą się z całą pewnością – więc niczego nowego już nie dodam. Poza jedną uwagą: tekstu “rozciągać” nie ma potrzeby. Dorzucić tu i ówdzie po zdaniu, po dwa, aby silniej zaakcentować czy to postać, czy wydarzenie, ale nic więcej, bo temat ulegnie rozwodnieniu.

Co do paragrafów i ww. Też nie stosowałbym skrótów. One wcale nie skłaniają czytelnika – przynajmniej takiego, jak ja – do dodatkowych refleksji, tylko dziwnie wyglądają i nawet “nie smakują”.

Dzięki za komentarz; pomyślę jeszcze nad tymi paragrafami. 

I po co to było?

Hm… Ja też mogę prosić o wyjaśnienie, gdzie fantastyka na pw? :)

Mocne opowiadanie, choć bardzo skrótowo potraktowane, jak dla mnie.

 

Dobranoc!

Mee!

Jest wyjaśnienie w komentarzach.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

laugh

Nie czytałem.

Mee!

; )

I po co to było?

No wstrząsające nie powiem… czytając, miałam ochotę ubić wszystkich bohaterów. Poza tym jednym, ubitym na wstępie…

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Miło mi  ; )

I po co to było?

O żeś, syf.-ie, nasyfił… ;-)

 

To tak: mocna rzecz. Bohaterów miałem ochotę co do jednego uciukać, albo za ich egoizm, albo za bezmyślność albo za cynizm i dupochrońską obojętność. Pomysł traktowania poronienia jak morderstwa – iście absurdalny, szczególnie w środku dyskusji i mocno wierzącym panu profesorze, który zrobił brzydkie świństwo w imię przekonań religijnych (a primum: non nocere to chyba zinterpretował, by sobie nie zaszkodzić…). Kapitalny kontrapunkt z Grabarzem-amatorem literatury. Miałem ochotę w pierwszym odruchu napisać “Osz ty gnoju, zepsułeś mi słoneczny dzień”, bo poziom negatywnych emocji po lekturze sięgnął tego, jaki mnie opadł po wysłuchaniu telewizyjnych wiadomości o trzylatce w samochodzie (wybaczcie, po prostu chcę porównać reakcje – jak to słyszę w pudełku zła, to już mnie tak trzęsie, że natychmiast zmieniam kanał).

 

Komentarz początkowy Ochy za to przyprawił mnie o spazm śmiechu i niedowierzania, ale na szczęście pojawił się Sethrael i jego niezawodna małpiszonowata złośliwość, co w efekcie doprowadziło do wymiany zdań przywracających mi wiarę w zdrowy rozsądek pań. Ja powiem tak: zwróćcie uwagę, że w opowiadaniu brak tła (poza może czteromiesięcznym siedzeniu w mieszkaniu “mamusi”). Nie wiemy, jakie były relacje między małżeństwem w ciąży, nie wiemy, jak na siebie oddziaływali, w którym momencie między nimi pękło poza możliwość użycia super-kleju, nie znamy anatomii rozpadu tego związku, motywacji, zachowań – a tu pojawiają się jakieś sądy, wartościowania… Syf. nagimnastykował się, by wszyscy bohaterowie jednako byli sparszywieli, nieczyści, głupi lub łajdaccy. Każdy dzieciaty facet wie, że kobieta w ciąży potrafi przemienić życie w piekło na ziemi (zwłaszcza, gdy oprócz błogosławionego stanu dochodzą jeszcze inne czynniki stresogenne), każda dzieciata kobieta wie, że facet w tym czasie to nieczuły debil, bo nigdy “ciężarówki” nie pojmie. Dygresja o sposobie orzekania w polskich sądach tak ku*ewsko smutna, bo – o ile dobrze pamiętam – od “Tato” Ślesickiego minęło już prawie dwadzieścia lat, a kretynizm automatycznego zostawiania dziecka przy matce wciąż wśród tych cymbałów w togach pokutuje. Sędziów jako ogół przepraszam, ale czytałem o idotyzmie zwanym badaniem związku dziecka z rodzicami – w klasycznym polskim pieprzniku zwanym rodziną, matka rezygnuje z siebie i siedzi nawet kilka lat w domu, a ojciec zasuwa od rana do wieczora, by burdelik utrzymać, a potem psycholog oświadcza, że didź z seniorem związek ma słaby. Jeżu kolczasty, debilizm stosowany w majestacie prawa – a mówię to zdając sobie sprawę, że szczególnie w pierwszych latach życia dziecko musi, naturalną siłą rzeczy, bardziej polegać na matce niż ojcu. Papa w tym czasie ma dbać o świeżego mamuta w jaskini. Ot, przyroda.

 

Wracając do opowiadania – myślę sobie, że może i dobrze, że syf. nie zaryzykował budowania tych postaci z ich dłuższą historią, bo tu po prostu jeden zły krok, jedno słowo nie takie – i już, bach, z którejś strony poleci święty granat ręczny, rozpirzucha byłaby jak nic :-) Dzięki temu garnitur antypatycznych postaci oglądamy jak w migawce. Wystarczy, by ich gremialnie (poza grabarzem) znielubić, ale to tylko wycinek całości – więc unikam oceny przedstawionych postaw jak ognia.

Bardzo wiarygodnie napisany wycinek.

 

Se pójdę nominować, bo już po drugim czytaniu jak jestem zły, to znaczy, że tekst dobry. Jasne? :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Nikt mnie nie rozumie. ;(

 

A tak serio – ok, mój wyjściowy komentarz bez wątpienia był nieco przeszarżowany, nieco może niepotrzebnie prowokacyjny (ale to mi zostało z czasów, kiedy byłam młodsza – najpierw prowokacja, potem główkowanie;)). Ale wciąż mnie nieco dziwi, że wzbudził więcej kontrowersji i zacietrzewienia niż komentarze sugerujące lub oznajmiające wprost, że kobieta popełniła zabójstwo, bo się przewróciła na schodach. Oraz te, sugerujące, że ojciec nie odpowiada za dziecko. Bo – jak słusznie zauważył Sethrael – ten sam argument jest później używany w sądach, z automatu i bezmyślnie. Broń obosieczna.

I w sumie – przy takim myśleniu – nie ma się czemu dziwić.

 

EDIT: w klasycznym polskim pieprzniku zwanym rodziną, matka rezygnuje z siebie i siedzi nawet kilka lat w domu, a ojciec zasuwa od rana do wieczora, by burdelik utrzymać, a potem psycholog oświadcza, że didź z seniorem związek ma słaby. – o, to, to. Tyle że tradycyjnie nie da się niestety mieć ciastka i zjeść ciastka. No, chyba, że ma się dwa, a to tylko, jeżeli jest się pobożnym męskim wyznawcą wesołego szariatu. Albo niemal równie wesołej wizji JKM. I potem – tradycyjnie postrzegając rodzinę  – sądy wydają tradycyjne wyroki. I mężczyzna staje się ofiarą “tradycyjnej” rodziny.

Dobra, koniec publicystyki.

Wszystko co mądre już napisano, więc oryginalna nie będę. Równie świetne, co wkurzające. A już ogromny szacun dla Ciebie, syfie, że tak omotałeś czytelników Swoja wizją, że przyjmując zrąbaną optykę przedstawionego świata zaczęli dyskutować o tym, kto był winny zabójstwa:)

Z czepialstwa:

Stwierdziliśmy anemię, a to plus dzisiejsza utrata krwi sprawią, że pańska żona posiedzi u nas trochę, ale nic jej nie będzie.

Po dużej utracie krwi zawsze stwierdza się anemię. Sądzę, że lekarz powiedziałby raczej coś w rodzaju: “Dzisiejsza utrata krwi pogłębiła/nałożyła się na wcześniejszą anemię”

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

A cię powiem, Ocha, że ta publicystyka pod opkiem równie ciekawa jak ono samo :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Łał, ale dyskusja się rozkręciła ; )

I po co to było?

Ocho, ja jeszcze o publicystyce.

Nie wiem czy dobrze przekazałem swoją myśl, ale chodzi mi o to, że akurat w naszym coraz bardziej posranym kraju (urażonych patriotów zapraszam na osobną dyskusję w dowolnym innym wątku) ten podział ról nie wynika tylko z “tradycji”, ale także z np. realiów ekonomicznych – i niestety jest faktem. 

Dalej chyba się rozumiemy: że bezrefleksyjne nie uwzględnienie tych ograniczeń doprowadza do takich kretynizmów jak ta opinia psychologa, którą rzeczeni “cymbałowie w togach” chętnie traktują jako podkładkę do łatwego orzeczenia o np. zamieszkiwaniu dzieci z matką. Nie, nie bronię ojców – jestem pewien, że większy odsetek matek niż ojców lepiej nadaje się na rodzica, chodzi mi tylko o stereotyp rządzący całkiem poważnymi w skutkach osądami. Znam co najmniej jeden przypadek, gdy to kobieta zarabiała na rodzinę, a facet zajmował się dziećmi i nie robił kariery. Rozeszli się, a dzieci… przy matce. Nie znam oczywiście wszystkich szczegółów, które mogą być ważne, ale trudno mi to pojąć – bo ten człowiek, nie tylko w mojej ocenie, rzeczywiście więcej, lepiej i bardziej angażuje się w ich wychowanie niż była żona.

No i urzekło mnie szerokie spektrum poglądów zaprezentowane w komentarzach, a już szczególnie szybkie ocenianie postaw bohaterów opowiadania. Ech, sam autor napisał, że starał się bardzo swoich poglądów nie wkładać, dzięki czemu mamy ożywioną rozmową ;-)

 

Powinieneś się z tego cieszyć syf.-ie, że tekst stał się inspiracją do wymiany poglądów społeczno-literacko-rodzinnych. Znaczy, udał ci się manewr z pobudzeniem czytelnika do myślenia i wyrażania opinii. :-)

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Znaczy, udał ci się manewr z pobudzeniem czytelnika do myślenia i wyrażania opinii. :-)

 

Owszem, cieszę się ; )

 

rzeczeni cymbałowie w togach

Uprzejmie proszę o nieobrażanie  ; )

 

sam autor napisał, że starał się bardzo swoich poglądów nie wkładać, dzięki czemu mamy ożywioną rozmową

Jeżeli ktoś być może odniósł wrażenie, że być może nie odpowiadam na komentarze – również w dyskusji staram się nie angażować w wykładnię opowiadania, żeby przez przypadek nie kierunkować interpretacji czy ocen. 

I po co to było?

Uprzejmie proszę o nieobrażanie  ; )

Ech, figura stylistyczna podkreślająca mój negatywny stosunek do stosowania pewnej stereotypowej praktyki sądownictwa w Polsce, która powtórzyłem. Zaraz wstawię cudzysłów, żeby było jasne, iż popadłem w samouwielbienie i cytuję sam siebie :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Psycho, odpowiedziałabym, ale że chyba znowu musiałabym użyć argumentów nie do końca popularnych – to mi się jednak nie chce. :)

Łe, leniuszek! ;-) To pisz prywatnie, jak się bojasz publicznych linczów ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Piszesz syf.ie w sposób, powiedziałabym, obrazkowy.

Pokazałeś dziewięć obrazków, a ułożyły się one w opowieść taką, że łeb urywa!

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Znowu powiem, że bardzo mi miło ; )

I po co to było?

Mnie najbardziej zaintrygował nastrój jaki zbudowałeś. Sama opowieść nieco płytko przedstawiona, ale i tak coś w niej jest.

Dzięki za komentarz. 

I po co to było?

Mocna rzecz. Spodobał mi się taki fragmentaryczny rodzaj narracji.

Spodobał mi się taki fragmentaryczny rodzaj narracji.

 

Ciekawa rzecz jest, że u nas na stronie, jak zauważyłem, ludzie generalnie kupili ten sposób opowiadania, tj. od punktu do punktu bez detali – podczas gdy u Heleny równo mnie zjechali za szkieletowość tekstu ; )

I po co to było?

Wydaje mi się, że gdybyś z tego zrezygnował i bardziej rozwinął tekst, to mógłby trochę stracić na sile przekazu.

“U Heleny”? Gdzie to?

Bo my nie musimy dostawać kawy na ławę, ani herbatki pod nos.

Kiedy dobry Autor zaprezentuje porządne opowiadanie, choćby i fragmentaryczne, uważny czytelnik odczyta wszystko i wszystko zrozumie. Nawet to, czego Autor nie napisał. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

zygfrydzie

http://www.herbatkauheleny.pl/news.php

 

regulatorzy 

Być może zbiorowy gust naszej społeczności powędrował w innym kierunku; ja z kolei przyznam, że mnie się od jakiegoś czasu podoba takie fragmentaryczne pisanie, bo to mało czasu zajmuje, a i pewnie szybko się czyta ; )

Z drugiej strony jest całkiem możliwe, że jeszcze mi ten szkieletowy styl pisania nie wychodzi w sposób optymalny, więc czytelnicy, którzy przykładają więcej wagi do formy, mogą być w pewien sposób niezadowoleni ; )

I po co to było?

Syf.ie, gustów wszystkich czytelników i tak nie zadowolisz. Pielęgnuj więc szkielety fragmentarycznego pisarstwa w którym zagustowałeś i racz nas jego owocami. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zobaczym ; )

I po co to było?

Dotychczas, jedyne co czytałem to Twoje „Dziewczyny”, które nie zachęciły mnie do lektury innych opowiadań. Błędnie. Powiem więc od razu komplement, jaki uważam, należy Ci się w pierwszej kolejności. Syfie, jesteś zaj…istym prowokatorem, a i nie wiem czy przypadkiem i nie manipulantem. Gratulacje.

Skąd komplement? Opowiadanie ograniczone ilością znaków. Temat trudny, wręcz arcytrudny. Co by autor nie napisał, byłoby źle, bo jak widać w komentarzach, co człowiek to inne doświadczenia życiowe i podejście do świata. Nie wiem, czy to był efekt zamierzony, czy też samo tak wyszło, ale fenomenem opka jest to, że opowiadanie napisało się samo na jakieś pięćdziesiąt tysięcy znaków, przy czym wkład początkowy autora stanowi dwadzieścia procent całości, a efekt końcowy jest lepszy niż ktokolwiek mógłby sam wymyślić.

Jak ja to widzę. Ciąg dalszy opowiadania to rozprawa sądowa w stylu amerykańskim, gdzie mamy ławę przysięgłych. Dobór ławników nieprzypadkowy. Reprezentują obie opcje. Rozprawa jak rozprawa, pokazała suche fakty, ale to co działo się podczas ustalania wyroku to jatka. Ławnicy prawie skoczyli sobie do gardeł, a w efekcie wyrok nadal nie jest wydany. Bo przecież nie jest to łatwa sprawa. Dowody nie są wystarczające, by jednoznacznie wskazać winnego.

To tyle mojej fantazji. A jak jest? Zamysł autora jak mniemam, był od samego początku taki, żeby dawkować informacje, aby odbiór był niejednoznaczny. Dzięki temu osiągnięty został efekt bardzo ciekawej korespondencji uczuć i doświadczeń życiowych czytelników, którzy napisali to opowiadanie lepiej niż napisałaby to jedna, choćby najzdolniejsza osoba. Jednocześnie jasne dla wszystkich staje się to, że rozwiązanie do trywialnych nie należy, bo przecież o konsensus było tak trudno.

Jakie wywarło na mnie wrażenie samo opowiadanie?

Pierwsze odruchy były podobne do prezentowanych. Biłem się z myślami, kto zawinił i w jakiej proporcji. Panom, miałem chęć zaproponować zamianę ról choć na kilka dni z żonami, najlepiej tak w pierwszych tygodniach życia dziecka. Osobiście jestem pełen szacunku dla odporności psychicznej kobiet i pracy jaką wykonują w domu. To nie jest łatwy kawałek chleba. Wiem co mówię, bo próbowałem i mimo początkowego zapału, darem od losu okazał się powrót do pracy. Z drugiej strony wiem, jak postrzegana jest rola ojca oraz nierówność praw i obowiązków, więc mógłbym przychylić się do niektórych argumentów strony męskiej. Ale dyskusja wyszła dalej niż ramy opowiadania, więc i ja się ograniczam.

Na podstawie przedstawionego profilu bohaterów karkołomne jest rozsądzanie, kto i w jakiej proporcji zawinił. Niezależnie od tego, czy subiektywne odczucia wskazują na 51% do 49% czy 10% do 90% odpowiedzialność za życie nowego człowieka ponoszą zawsze rodzice (oboje! jakie znaczenie mają proporcje?) od momentu poczęcia. W wielu swoich tekstach często podkreślam fakt, że my jako rodzice jesteśmy swego rodzaju bogami dla naszych dzieci (na portalu zamieściłem jedno z takich opowiadań – „Mój Bóg”). Rodzice dają iskrę, która pobudza do życia, a potem dzień po dniu tworzą świat, w którym dziecko ma żyć. Dlaczego o tym piszę?

Otóż dla mnie w tekście i w komentarzach najbardziej symptomatyczne jest to, że sam tytuł wskazuje na najważniejszą kwestię. A opowiadanie (zakładam, że celowo) i komentarze pod nim traktują tę istotę marginalnie. Zakładając, że nieochrzczone dziecko rzeczywiście miałoby trafić do pierwszego kręgu piekła to winą obojga rodziców jest fakt, że tak czysta istota miałaby ponosić konsekwencje za ich wybory życiowe i błędy (niezależnie od tego czy są to decyzje świadome czy po prostu zaniedbania).

O ile czegoś nie pominąłem, jedyną osobą, która jest tego w pełni świadoma to grabarz! Osobiście nie zgadzam się z doktryną Kościoła we względzie grzechu pierworodnego, ale przyjmuje, że jest to istotny punkt opowiadania i to on powinien stanowić sedno analizowanego problemu. Tak jednak się nie stało. Autor zadbał o to, żeby podsunięte umiejętnie strzępy informacji o matce i ojcu pochłonęły dyskusję. Czy taki był plan, żeby pisząc tak mało o dziecku, jednocześnie dać do myślenia o tym jacy jesteśmy? Nie wiem. Ale jeśli taki był zamysł, skłaniam się nisko.

Jako po części wkręcony i żeby nie było, że migam się od jednoznacznej odpowiedzi, powiem, że sercem jestem jednak bliżej matki (czuję, jak bardzo może skrzywić się psychika kobiety zamkniętej w czterech ścianach i bez wsparcia męża, pokazuję to w „Bezsenności”, gdzie zagadnął mnie autor:), a duszą z dzieckiem. Gatunek męski zdradzam, świadom konsekwencji;)

 

Pozdrowienia dla wszystkich, o ile jeszcze ktoś tu kiedyś zajrzy:)

empatia

Opowiadanie ograniczone ilością znaków.

Na wstępie powiem, że format +/-10.000 znaków jest superancki. Pisze się szybko, dużo osób przyjdzie i przeczyta – no a najważniejsze, przy tak ograniczonej objętości każde słowo nabiera dużego znaczenia i można pisać bez zbędnych ozdobników, lecąc od razu ku puencie. Fajna sprawa.

 

Jak ja to widzę. Ciąg dalszy opowiadania to rozprawa sądowa w stylu amerykańskim, gdzie mamy ławę przysięgłych.

Nie, nie – u nas na szczęście jest styl polski i zapewne jeden sędzia zawodowy ; )

 

Ale dyskusja wyszła dalej niż ramy opowiadania, więc i ja się ograniczam.

To jest kolejny plus krótkich opowiadań, że łatwo sprowokować dyskusję czytelników, a – przyznam – że bardzo lubię, jak zaczynają się ścierać różne poglądy ; )

 

Na podstawie przedstawionego profilu bohaterów karkołomne jest rozsądzanie, kto i w jakiej proporcji zawinił.

To jest ciekawa sprawa – ale ja się powstrzymam od autorskich rozważań na temat. 

 

Zakładając, że nieochrzczone dziecko rzeczywiście miałoby trafić do pierwszego kręgu piekła to winą obojga rodziców jest fakt, że tak czysta istota miałaby ponosić konsekwencje za ich wybory życiowe i błędy (niezależnie od tego czy są to decyzje świadome czy po prostu zaniedbania).

Wyszło mi, że to będzie fajna puenta. Taki automatyzm Bożego wyroku wobec podmiotu, który ma znikomy wpływ na własną sytuację. Przy czym – jak dla mnie – jest to w pewien sposób paralelne z losem mamy z opowiadania.

 

(czuję, jak bardzo może skrzywić się psychika kobiety zamkniętej w czterech ścianach i bez wsparcia męża, pokazuję to w „Bezsenności”, gdzie zagadnął mnie autor:),

W pewnym sensie oba opowiadania korespondują w tematyce obrazu Matki Polki ; )

 

Dzięki za rozbudowany komentarz. 

I po co to było?

Jak to wszystko (tekst i komentarze) przeczytałem zaczęło się we mnie trochę kotłować;) A jak emocji jest za dużo, nie daje mi to spokoju. Pisanie pozwala sobie wszystko ładnie poukładać, a emocje w przyzwoity sposób uzewnętrznić:)

Swoją drogą, nie sądzisz, że na podstawie wypowiedzi tutejszych ławników można by stworzyć całkiem dokładne portrety psychologiczne bohaterów;)

empatia

Co człowiek, to opinia ; P

 

Pisanie pozwala sobie wszystko ładnie poukładać

Ja również uważam, że pisanie pozwala uporządkować myśli. 

 

 

I po co to było?

Jeszcze jedno posiedzenie bandy baranów na Wiejskiej, a staniesz się, syf.-ie, prorokiem we własnym kraju.

 

Takie ryzyko fantastyki bliskiego zasięgu… 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Temat wraca jak bumerang  ; ) 

I po co to było?

Ano… Choć zdawałoby się, że istniejące prawo stanowi jakiś tam konsensus. Ale nie ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Wydawałoby się, że z Trybunałem Konstytucyjnym wszystko jest jasne, a tu nie…

Syf.ie, w ogóle nie pamiętałam tego tekstu. :-)

Babska logika rządzi!

A tu, uzupełniająco, nieżyjący George Carlin w temacie, z roku 1996. Momentami przegina, ale taka jego uroda – pośmiać zawsze się warto. :-) Napisy po PL dostępne.

 

https://www.youtube.com/watch?v=yyQefUG1DFM&oref=https%3A%2F%2Fwww.youtube.com%2Fwatch%3Fv%3DyyQefUG1DFM&has_verified=1 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Nowa Fantastyka