- Opowiadanie: tintin - Dzień Dziecka w krainie Id

Dzień Dziecka w krainie Id

Nie chciałem w tekście wyjaśniać, czym jest Experyment w Gdyni. Wstępnie to napisałem, ale niezbyt dobrze wyglądało. W każdym razie, chodzi o centrum nauki, gdzie dzieciaki i dorośli mogą bawić się przy stanowiskach obrazujących niektóre prawa fizyki i chemii, oraz pokazujących działanie różnych urządzeń.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Dzień Dziecka w krainie Id

Cholera jasna, szlag mnie trafi przez tego dzieciaka. Jak go zdybię przy wyjściu, pożałuje, że nie urodził się bez tyłka.

Jest już poniedziałek rano. Tak się kończy chęć sprawienia dzieciakowi frajdy na pierwszego czerwca. Mam wory pod oczami i pogniecioną koszulę, a ręce mi się trzęsą na myśl, że za dwie godziny powinienem złożyć pod-szefowi wszystkich szefów wstępny raport z wprowadzenia nowej strategii marketingowej. Teraz to już sam nie wiem, czy – zakładając, że do tej pory Maciek się znajdzie – w ogóle powinienem do biura jechać. Dobrze choć, że Monika wyjechała w delegację. Oby się o niczym nie dowiedziała, bo w życiu mi go już nie odda na weekend, i żaden sąd jej tym razem nie zmusi.

Poszukiwania trwały przez cały wieczór i noc. Policja przetrząsnęła Experyment od góry do dołu. I nic. Zaczęli, oczywiście, od pokoiku z pochyłą podłogą w krzywą szachownicę. Staje człowiek w jednym rogu, a druga osoba patrząca z zewnątrz przez wizjer widzi olbrzyma. Przechodzi w drugi róg, a obserwatorowi wydaje się, że zmalał o dwa metry.

Maciek był zafascynowany tym stanowiskiem. Nie wiem, czy tak działa na wszystkie czterolatki, ale mój spędził przy nim wczoraj półtorej godziny. Kazał mi wchodzić chyba ze czterdzieści razy i zawsze zaśmiewał się do rozpuku. Błagałem, prosiłem, tłumaczyłem, że przeszkadzamy innym zwiedzającym, że muszę popracować na tablecie… nic z tego. Tata! Pokaż jeszcze raaaz! Potem zamieniliśmy się rolami i musiałem dokładnie opisywać smarkaczowi, co widzę, kiedy on spaceruje w lewo i prawo. O wszystkim opowiedziałem ładnej policjantce.

A także o tym, że w pewnym momencie, kiedy stanął w punkcie gdzie wydawał się najmniejszy, Maciek wykonał taki dziwny gest: jakby wyjmował z podłogi jedno z namalowanych czarnych, zwichrowanych pól szachownicy. Wyprostował się z triumfalnym uśmiechem, pokazał mi pustkę między rozłożonymi rękami – i zniknął. Myślicie, że mi uwierzyli? Pewnie, że nie. Już prędzej uznali za wariata, który sam nie wie, kiedy i gdzie zapodziało mu się dziecko.

Na szczęście, kierownictwo Experymentu pozwoliło mi zostać tu na noc, pod czujnym okiem stróża. Kilka razy spróbowałem powtórzyć sztuczkę Maćka, przysypiałem też trochę na niebieskim pufie, ale co to za sen w takich warunkach. Próbowałem też nadgonić pisanie sprawozdania.

A, chrzanić je. Nie wiem jak w miejscu, gdzie jest Maciek płynie czas, ale będę czekał do skutku.

Kilka razy, kiedy podchodziłem do tej przeklętej komory z iluzją optyczną, wydawało mi się, że słyszę jego śmiech. Ciekawe, czy łobuz nabija się ze mnie – czy po prostu świetnie się tam bawi.

Koniec

Komentarze

Dobre!

Mee!

Ciekawy pomysł.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Miałem tego nie czytać. Ale przeczytałem. Ciekawe!

Kazał mi wchodzić niezliczoną liczbę razy – liczba jest policzalna to po pierwsze, a po wtóre powtórzenie brzmieniowe ( …)zliczoną:liczbę. „Niezliczoną ilość” proponowałabym.

 

Niezły zalążek pomysłu o zupełnie, według mnie, niewykorzystanym potencjale. Mamy niefrasobliwego tatusia traktującego synka trochę jak kumpla a trochę jak ulubionego psa. Tatuś „zgubił” dzieciaka i jedyne, co mu przychodzi do głowy to czekać (korzystając ze świętego spokoju będzie mógł spokojnie popracować na tablecie) czy smarkacz wypłynie z czarnej dziury czy nie. Dobrze, że mały chlupnął w otchłań Experymentu, a nie Zatoki Gdańskiej. Heroiczne „będę czekał do skutku” to rozpaczliwa indolencja, z której może zostać boleśnie rozliczony, gdy zjawi się/zadzwoni  jego zaniepokojona żona. Zakończenie takie jak w tej chwili, to pójście na łatwiznę.

Dzięki, Koledzy, za odwiedziny i komentarze!

Koleżanko w_baskerville, Tobie oczywiście tym bardziej jestem wdzięczny, że zostawiłać po lekturze dłuższy wpis.

Uwaga o liczbie i ilości – rzeczywiście, powtórzenie jest i zaraz się go pozbędę, ale kłopot w tym, że “raz” jest policzalny, więc “ilość” do niego nie pasuje, jak do większośći tego typu rzeczowników. Dzięki, że zauważyłaś:) Twoja druga uwaga: podsumuję ją tak, że jak na zalążek pomysłu i mikrą objętość szorta udało mi się napisać całkiem sporą osobowość ojca, nie? ;-> Mam nadzieję, że nie czynisz mi zarzutu z tego, że nie jest on bohaterem pozytywnym… Na końcu tekstu zresztą jakby się nieco rehabilituje.

A, jeszcze jedno: była żona.

Pozdrawiam:)

A, jeszcze jedno: była żona.

 

Wiesz, że taka ewentualność przyszła mi do głowy podczas lektury? Nieporadny tatuś jakoś tak trącił byłym małżonkiem.

Natomiast co do bohatera, to ewentualność narażenia się na gniew (nota bene uzasadniony) BYŁEJ żony, powinien być dla niego gigaimpulsem do działania. BYŁE żony nie mają litości!

 

EDYCJA: Rzeczywiście umknęła mi informacja o byciu żony byłą żoną. I nie, nie oczekiwałam obowiązkowo wzorcowego tatusia, lecz raczej faceta z jajami, który nie klika na tablecie (potem już nie klikał) czekając na zmiłowanie boskie. Zdecydowałeś jednak, że działał nie będzie i tu znowu się z tobą zgodzę – jak na tak krótki tekst udało ci się stworzyć dość szczegółowy (i szczególny) portret bohatera.

Taaa, tytuł jest średniawy. Ale że chodzi o eks napisałem tutaj: “w życiu mi go już nie odda na weekend, i żaden sąd jej tym razem nie zmusi”. Bohater na razie się gniewem nie przejmuje, ma ważniejsze sprawy na głowie:)

EDIT: hi hi, śmieszna sprawa: przeczytałem fragment Twojego posta jako “nieporadny tytuł jakoś tak trącił (…)“ – stąd moja z lekka bezsensowna odpowiedź.

Interesujący pomysł.

Może tatuś mógłby stanąć w miejscu zniknięcia Maciusia i wykonać podobny gest. Niewykluczone, że odnalazłby syna i już nigdy nie musiałby przejmować się szefem… ;-)

Czy w Dzień Dziecka, w niedzielę, kiedy pewnie było bardzo wielu zwiedzających Experyment, chłopiec mógł okupować interesujące go pomieszczenie przez półtorej godziny?

 

„Przysypiałem trochę na niebieskiej pufie…”Przysypiałem trochę na niebieskim pufie

Słownik języka polskiego twierdzi, że puf jest rodzaju męskiego.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję, regulatorzy:)

Spróbuję uwzględnić Twoje spostrzeżenia. Założyłem, że tatuś nie potrafi tego powtórzyć, bo nie umie już tego, co czterolatek (ale trzeba o tym wspomnieć). Założyłem także, że zajmowali pomieszczenie w przerwach między innymi zwiedzającymi (ale może i trzeba o tym wspomnieć).

Za pufa trochę mi wstyd, choć nie tak, jak powinno być wymyślicielowi nazwy Experyment – pokracznej hybrydy angielsko-polskiej:/

Słownik Wikipedii pozwala siadać na pufie rodzaju żeńskiego, ale dla mnie, wiarygodny jest SJP.

Pufa jest także często używana w mowie potocznej.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bo siada się na pufie niezależnie od jej rodzaju gramatycznego, i stąd pomyłki – jeśli indywidualne, to pół biedy, poprawka i fertig, jeśli w czymś, co udaje słownik, wtedy gorzej…

Tekst, szczerze przyznaję, nie poruszył. Tata nawet nieźle odmalowany, ale gdyby tak Kolega olał limit i machnął ciąg dalszy…

Akurat taki pomysł na opko, skoro już kilkoro z Was zwróciło na niego uwagę, przyszedł mi do głowy częściowo dzięki temu, że niedawno przypomniałem sobie o Henrym Kuttnerze. Kiedy myślałem nad konkursowym, przyszło mi do głowy coś a la miniaturowe “Tubylerczykom spełły fajle” – czy jeszcze ktoś to pamięta? Eh, złota era fantastyki:)

Ciekawa koncepcja.

Nie bardzo rozumiem zarzuty kierowane w stronę ojca. Próbował powtórzyć sztuczkę? Próbował. Co jeszcze miał zrobić? Zadzwonić po chrzestną wróżkę?

Prawda, była żona tego nie zrozumie i nie uwierzy.

Ale zgadzam się, że przydałby się dalszy ciąg.

Aha, czytałam kiedyś coś podobnego. Tylko tam chłopiec zniknął, zrobiwszy coś w rodzaju czterowymiarowej wstęgi Mobiusa.

Babska logika rządzi!

Z Kuttnera najlepiej pamiętam “Dumnego robota”. 

Ech, to były czasy… Tam pisali nie dla idei (trylogia Borunia i Trepki), ale dla rozrywki, dla kasy, i od czasu do czasu wychodziły im, w porównaniu do pierduł z wampirami, perełki…

…w porównaniu do pierduł z wampirami, perełki.

Adamie, czy przypadkiem nie miałeś na myśli pierdół?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

A wiesz co, Finklo? Też chyba to czytałem:)

Ano, perełki, Adamie (”Dumny robot” – pamiętam!). Choć spojrzenie zaburzone możemy mieć teraz przez upływ czasu i przez to, że w Polsce wydawano wtedy tylko dobre rzeczy, a teraz wszystko. Stara przygodowa fantastyka… łezka się w oku kręci:) Ciekawe jak by się dziś czytało o Tumitaku z podziemnych korytarzy. Sądzę, że nadal całkiem nieźle.

 

Chyba nie sugerujesz, regulatorzy, że Adam napisałby na forum taki brzydki wyraz???

Adam walnął się podwójnie. Napisał z błędem, i nie dopisał do końca, bo miały być pierdółki… Ale ja też jestem, co najmniej bywam, człowiekiem, a wiadomo iż errare humanum est… :-)

Nie, niczego nie sugeruję. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

:-) Upiekło mi się… :-)

Hmm, przeczytałem. Jak dla mnie jakoś tak mało, tj. jeżeli chodzi wyłącznie o żart z komorą optyczną to myślę, że tekst można by trochę skrócić, a jeżeli jakiś szerszy zamysł – rozbudować. 

I po co to było?

Chodziło mi tylko i wyłącznie o zarysowanie i uzasadnienie sytuacji, kiedy Maciek idzie pobawić się gdzieś indziej, bez znerwicowanego i niepoświęcającego mu dość uwagi ojca:)

Komentarz w_baskerville ubawił mnie bardziej niż opowiadanie ;-)

 

Tak, zgodzę się, że tatuś lekko niekreatywny w poszukiwaniu syna, ale, kontynuując poetykę zaproponowaną przez przywołaną Użytkowniczkę, co zrobiłaby mamusia w takiej sytuacji? Czy nie dostałaby napadu szału, krzykami każąc całej reszcie otoczenia szukać, omdlewała z niepokoju na zamianę z wybuchami złości, otóż dlaczego świat nie szuka JEJ Maciusia? ;-) Efekt takiej paniki, oczywiście uzasadnionej, jest jednak zazwyczaj odwrotny do zamierzonego i albo ktoś szacowną panią odwozi do domu, albo do szpitala – byleby w końcu przestała przeszkadzać ;-)

 

Przejaskrawiam, rzecz jasna, po prostu ubawił mnie punkt widzenia. Na logikę rzecz biorąc, ojciec próbował, bez powodzenia, powtórzyć warunki zniknięcia. Ponieważ Autor nie doprecyzowuje, czy Experyment przetrząśnięto raz czy dwa razy i wyraźnie zaznacza, że ojciec nawet w obliczu zniknięcia syna pracuje na tableciku, ocena postawy takiego tatusia jest rzeczywiście negatywna, jakkolwiek obraz osobowości nie do końca odpowiedzialnego rodziciela – oddany dobrze.

 

I aż się prosi o coś większego… ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Czy dobrze rozumiem, że część uwag w komentarzach odnosi się do tekstu sprzed dodania tego i owego przez autora, aby zadośćuczynić sugestiom czytelników?

W każdym razie, w obecnej formie tekst mi się podoba. Tata zrobił ile mógł, teraz może co najwyżej zająć się pracą.

Brakuje mi jednak jakiejkolwiek inicjatywy zarządców ośrodka, w którym przecież zaginęło dziecko. Nie mają tam monitoringu, przynajmniej na zewnątrz, aby sprawdzić czy dziecko przypadkiem nie wyszło na zewnątrz?

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Tatuś z tabletem – fantastycznie archetypowy! Dostaje dzieciaka na weekend i myśli tylko o tym, by popracować na tablecie. W sumie – nawet go do końca nie mogę winić. :/ Ale to straszne jest.

Napisane ładnie, Tintinie, w ogóle ostatnio ładnie piszesz. Ten tatuś mnie ruszył, reszta nie za bardzo niestety. Ale tata to zawsze coś jak na tak krótki tekst. ;)

Bardzo dziękuję ostatnim Komentatorom za w miarę pozytywne oceny, ale przede wszystkim – za rozbudowane komentarze.

Może do tekstu wrócę, jak wpadnę na pomysł co jeszcze można z nim zrobić. Mógłby wtedy służyć za początek czegoś dłuższego. No cóż, poczekamy, zobaczymy.

Ocho, być może trochę ładniej piszę odkąd zacząłem się do tego bardziej przykładać. Zarzuciłem drable, na ten przykład. Bardzo mi miło, że zauważyłaś postęp.

Pozdrawiam Was serdecznie!

Jeśli planujesz to rozwijać, to obejrzyj koniecznie mini-serial “Zagubiony pokój”, o ojcu dziewczynki, która weszła do tajemniczego pokoju i na jego oczach znikła tak, jak chłopiec z Twojego szorta.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Nowa Fantastyka