- Opowiadanie: Rhodd duw o rhith - Defekt

Defekt

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Defekt

Nie dość że pada, to jeszcze zimno– powiedział Robert wyciągając kolejnego papierosa z kieszeni. Pogoda była taka sama od dwóch tygodni– żadnych zmian. Wciąż tylko deszcz i temperatura na minusie. Taka dziwna anomalia, chociaż gdyby dokładniej się temu przyjrzeć– był to jeden z normalniejszych elementów krajobrazu. Od czasu ostatniego pogromu na świecie dzieją się same dziwne rzeczy. Morze, na którym ta platforma stoi– zamarzło i odmarznąć nie chcę. Niektórym żal starego życia– a mi?– nie– wydaje mi się że raczej nie. Szkoda tylko dzieci– żadnego już uświadczyć nie można. Bałtyk nie jest już wesołym miejscem– jeszcze kiedyś o tej porze szalałyby tu tłumy turystów z różnych miast. Młodzież pluskałyby się w wodzie, a słonko prażyłoby im plecy. W porównaniu z dzisiejszym, mroźnym i ciemnym niczym ludzka natura, dniem– trudno jest przywołać na myśl tamte lata. Robert rzeczywiście nie jest w dobrym nastroju. Myślałem sobie, że to wina nadchodzącej groźby głodu, ale to musi być coś innego. Zaciska zęby jakby miał zaraz beton palcami skrobać. Rozchmurz się– myślę w duchu– przecież jeszcze żyjemy. Jednego papierosa pali w tempie pędzącego samochodu– to źle– tytoń skończy się jeszcze szybciej niż przypuszczaliśmy. Leon robił nawet notatki, ale wystarczył nasz sceptycyzm by się zniechęcił i skończył. Wszystko co ważne cholernie szybko się kończy– liczę tylko że ta zasada nie tyczy się naszych istnień. Zresztą, co to za życie na platformie wiertniczej, przymieranie głodem, samotność i zimno. Mieszkał tu taki jeden– Palec na niego wołali– chłopaczyna dobry był, tyle że słaby psychicznie. Gdy mu przyszło wybrać się z nami na ląd… Jak wrócił to szybko do pokoju, pętla na szyję i żegnaj okrutny świecie. Ahh palec– chyba pójdę i wypije twoje zdrowie. Spojrzałem jeszcze na Roberta i spytałem czy idzie.

– Zostanę, a nóż widelec kogoś zauważę– uśmiecha się i wyjmuje kolejnego papierosa.

Ludzie już dawno wyginęli. Cały ich gatunek poszedł w odstawkę. Dla tych, którzy przeżyli lepiej by było umrzeć razem z innymi. Czemu więc twierdzę że gatunek wymarł skoro ktoś ocalał? Otóż trudno nas jeszcze nazwać ludźmi. Każdy ma coś na sumieniu– Ja dajmy na to zabiłem swojego najlepszego przyjaciela– Palec miał na imię. Pewnego dnia jak wróciliśmy z wyprawy poszedłem z nim do jego kwatery i udusiłem. Pamiętam jaki wtedy byłem spokojny, jak bardzo wyprany z emocji. Jedynym pragnieniem jakie mną kierowało był głód– pamiętam że miał on coś w swojej lodówce– coś bardzo cennego, coś– co musiałem dostać, a on nie chciał mi tego dać. Trudno jest nazwać nas ludźmi, jeszcze trudniej jest powiedzieć, że już nimi nie jesteśmy. Idąc na górę, myślałem jeszcze o wielu rzeczach. O świecie sprzed kilku lat, kiedy to mieszkałem w ładnym, jednorodzinnym domu. Niestety zapomniałem już czy mieszkałem sam, czy z kimś. Wydaję mi się że ktoś tam jeszcze był, ale głowy sobie za to uciąć nie dam. Zresztą, to już nie ważne. Idę mechanicznie, jak we śnie– mój pokój wzywa mnie a ja odpowiadam mu miarowym stukotem ciężkich butów. Metalowa, kratowana podłoga zdaję się prosić mnie o to bym się położył. Ja jednak nie słucham jej i idę dalej. Dzika muzyka puszczana w mózgu schorowanego bytu– aż do kości– myślę, po czym otwieram drzwi. W pokoju panuje półmrok– stolik stoi przytwierdzony do podłogi. Łóżko wisi na ścianie– trzyma się na starych, pordzewiałych łańcuchach. Cały pokój– metalowy. Jedynie żaluzja, prześcieradło, materac i butelka na stole są wykonane z innych surowców. Podchodzę do nich– jestem gotów złapać te wszystkie przedmioty i wybiec w siną dal– w mróz bałtyckiego krajobrazu– sennej mary– upiornej i sugestywnej– a zarazem tak bardzo rzeczywistej. Siadam na łóżku i chwytam butelkę. Wydawało mi się że jeszcze wczoraj była pełna– dziś, nie ma w niej ani kropelki. Nie mamy już konwencjonalnych metod śmierci– trzeba mi było o tym powiedzieć zanim, zniszczyłem świat. Mój mózg nie zniesie samotności. Muszę iść z kimś porozmawiać. Wychodzę z pokoju do którego dopiero co wszedłem, przecież już tu byłem– dawno temu– zabiłem człowieka– miał na imię palec. Na dole nikogo nie ma. Robert już sobie poszedł– chyba nie na morze, nie do miasta– oby nie– ludzie wracają stamtąd jacyś dziwni– tacy jakby przygaszeni, jakby życie już nie istniało, jakby to wszystko nie miało sensu. Dawno temu byłem inny– zaznałem szczęścia, ale go nie pamiętam. Robert mi pomoże, on przecież wie co tu się stało. Szukałem go przez cały czas, i nie mogłem znaleźć. Przecież rozmawiałem z nim jeszcze kilka minut temu. Ależ jest– widzę cię Robert! Nie musisz już udawać– znalazłem cię. Pytanie tylko– czemu cię zabiłem? Czemu się powiesiłeś? Czy to przez to miasto? Tam w oddali, majaczy na horyzoncie– duże i piękne, pozbawione ludzkich oczu– miasto, które jako jedyne zrozumie czas i motyw człowieka zwanego Palcem– jego krucjatę i zemstę. Schorowany umysł doktora nie pozwala mu leczyć pacjentów. Witamy w świecie skrupulatnego pisaka skaczącego po wyimaginowanym posrebrzanym dywanie transhumanizmu. Przepowiednia przyszłości i Ewolucja myśli społecznej. Śmierć w najczystszej postaci– epitafium bezdroży chcących mówić ludzkim głosem. Zaraza wypleniona– wszyscy nie żyją, cała platforma wiertnicza może pogratulować człowiekowi zwanemu palec, za wzorowy mord na ludzkości. Za przepiękną chorobę zdolną zdominować świat. Pokłony niech będą składane, listami na stos przy lodowym piecu bałtyckich pustkowi. Początek i koniec– sens i bezsens– życie i śmierć. Już nie pada, wszystkie papierosy wysypały się na podłogę i zniknęły w czeluściach zimy. Nagrobek ludzkości. Skończyli tak jak zaczęli. Pozdrowienia z wakacji. Klinika zamknięta. Proszków nie dostaniesz. Umieraj i ciesz się zdrowiem. Piękno. Jako jedyny przeżyłem początek świata– do końca jeszcze długa droga. Odrodzenie. Świadomość klęski Palec przyjął na początku. Ja zresztą też. Przepowiednia rzucona, sens zdobyty, życie stracone– wcale nie wygrają wojny, zbudują istnienie, ominą niedogodności i wskrzeszą poległych. Żegnaj wędrowcze, jutro porozmawiasz o mnie z innymi.

Koniec

Komentarze

Wybacz Autorze, ale tekst bardzo ciężko się czyta. Duże bloki tekstu, mnóstwo literówek – szczególnie z ogonkami przy polskich literach masz problemy. Interpunkcja – brak większości przecinków i spacji po obydwu stronach myślników. To wszystko utrudnia odbiór.

Poza tym, tekst wydaje mi się tak chaotyczny, że jego sens do mnie nie dotarł.

Babska logika rządzi!

Cóż, masz absolutną rację – popełniłem podstawowy błąd i przed wrzuceniem tekstu na stronę sprawdziłem go tylko raz, bez znajomości panujących tu reguł.

Liczę na to, że nie zniechęcicie się do mnie przez to krótkie, abstrakcyjne opowiadanie pisane przez półprzytomnego człowieka o trzeciej nad ranem.

Pozdrawiam

PS. Mam nadzieję, że sens jednak do kogoś dotrze.

Stary, popraw, a nie przepraszaj. Edycja tekstu jest dobrem powszechnym i nielimitowanym, za co God bless Brajta i jemu podobnych.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Bez odautorskiej egzegezy ani rusz…

Zamysł był taki by przedstawić chorobę. Tekst jest niespójny. Zawiera błędy logiczne i rzeczowe. Ale jak pisze ktoś nie do końca zdrowy psychicznie? Czy uświadczymy w jego umyśle logikę – w tym konkretnym przypadku – nie. Strzępki myśli– wyrwanych z kontekstu i powklejanych byle jak. Jak jeden człowiek może zareagować na zagładę własnego gatunku? Czy jego mózg pozostanie zdrowy? Ten mężczyzna, z którego perspektywy chciałem opisać świat – miesza fikcję z rzeczywistością.

Na początku rozmyśla sobie w towarzystwie kolegi. Wszystko wydaje się być na swoim miejscu. Potem jednak gdy idzie do pokoju następuje atak choroby– słyszy muzykę i zaczyna mieszać fakty. Jego umysł łączy ze sobą przypadkowe zjawiska, zamienia je miejscami i dodaje do tego swoje projekcje. Bez ładu i składu. Potem zaczyna szukać człowieka, który mógł tak naprawdę nie istnieć. Kto wie czy ta platforma to rzeczywistość czy jego wymysł. Pod koniec zaczyna wymieniać: “klinika zamknięta” “pozdrowienia z wakacji” “wcale nie wygrają wojny”. Apogeum– różne zdarzenia z różnych okresów swojego życia – brak jakiejkolwiek chronologii, nieprzerywalny tok zakończony mało spektakularnym bezsensownym zdaniem rodem z fantasy. Cała ta opowieść to defekt mózgu.

Przekombinowane– może tak. Ale ciekawym doświadczeniem jest próba pisania z perspektywy chorego. Nadal science fiction, bo nie będąc chorym, nie da się myśleć jak on. Chociaż spróbować nie zaszkodzi, wnioski płynące z tego doświadczenia są ciekawe.

Tak czy inaczej, przy tak gargantuicznych rozmiarach akapitów, podczas czytania występują na czoło siódme poty ;p

And one day, the dream shall lead the way

Naprawdę, nie dałem rady tego przeczytać i zrozumieć sensu, o czym piszesz. Totalny chaos, błędy wszelakie. Słaby tekst. Czekam na coś lepszego, w twoim wydaniu.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Abstrahując od treści, forma w jakiej jest podany tekst znacząco utrudnia odbiór. Nawet jak ktoś jest chory psychicznie to powinien dialog zaczynać od pewnego znaczka “--“ i choroba psychiczna nie tłumaczy braku akapitów… Najpierw forma, potem treść. A im trudniejsza treść, tym bardziej powinna być dopracowana forma.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Przekombinowane– może tak. Ale ciekawym doświadczeniem jest próba pisania z perspektywy chorego. Nadal science fiction, bo nie będąc chorym, nie da się myśleć jak on. Chociaż spróbować nie zaszkodzi, wnioski płynące z tego doświadczenia są ciekawe.

Czy przekombinowane – nie wiem i sądzę, że na dobrą sprawę jedynie fachowiec, psycholog / psychiatra z dużym doświadczeniem byłby osobą, mogącą podjąć się próby odpowiedzi, oceny, czy tak lub dostatecznie podobnie wyglądałby tekst, wychodzący spod ręki chorego.

Co do doświadczenia autorskiego – cóż, najczęściej chodzi o dowiedzenie się, jak ten konkretny, tego rodzaju, tekst został odebrany. Trudno wnioskować, generalizować, w oparciu o zaledwie kilka opinii, ale jednocześnie, porównując liczbę osób komentujących z zarejestrowaną ilością odwiedzin, niezbyt optymistyczny dla Ciebie wniosek z tego można wyciągać…

Może “strzel” coś klasycznego? Dla porównania chociażby.

Cóż, na początku chciałbym podziękować wszystkim za opinie i rady. Szalenie motywujące do dalszej pracy.

Po kolejnym przeczytaniu swojego tekstu, dochodzę do wniosku, że porwałem się z motyką na słońce. Nie mam wspomnianego wyżej doświadczenia i przedłożyłem zamiary nad siły. Pomysł wydaję mi się dobry, ale wykonanie najwyraźniej mnie przerosło.

Nad opowiadaniem jeszcze kiedyś popracuję, ale jak na razie pójdę za radą i wyskrobię coś mniej ambitnego, skupiając się bardziej na formie.

Przeczytałem, ale gdyby ktoś mnie zapytał, o co chodziło w tekście, to trudno by mi było odpowiedzieć. Chaos, istny chaos! ; )

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

No cóż, nie zastosowałam się do polecenia zawartego w przedmowie, niczego nie słuchałam i pewnie dlatego nie zrozumiałam tego, co Autor napisał. :(

Wykonanie woła o pomstę do nieba. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie widziałam tu chyba gorzej napisanego tekstu :(

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka