- Opowiadanie: KalikstW - Pamiętnik Zbawcy Galaktyki str.17

Pamiętnik Zbawcy Galaktyki str.17

Tekst może być obraźliwy dla pewnych grup społecznych.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Pamiętnik Zbawcy Galaktyki str.17

Biegłem, jak Boga kocham biegłem ile sił w nogach. Oddychałem szybko, ale nie wystarczająco. Powoli zaczynało brakować mi powietrza, czułem, że mój organizm naprodukował już dość kwasu mlekowego i wkrótce odmówi posłuszeństwa. Pierwszym sygnałem były mroczki przed oczami, drugim syndrom leniwej nogi. Do osłony – och, ty moja tytanowa wybawicielko – zostało mi jeszcze ze sto metrów. Moja sytuacja była nie do pozazdroszczenia. Biegłem po linii prostej a waliło do mnie z trzydzieści miotaczy. No, może przesadzam, ale trzy na pewno. Lee miał jeszcze gorzej na swoich krótkich nogach był daleko w tyle i robił za moją tarczę. Kiedy się zorientowałem, że żółtek jest słabszy i zaczyna odstawać, starałem trzymać się równo przed nim i nawet pochyliłem głowę żeby mnie lepiej osłaniał

 

-Zaczekaj! – krzyczał za mną – Już nie mogę.

 

Przyśpieszyłem, wkrótce miałem stracić swoją tylną tarczę, więc lepiej było nie ryzykować. Zwłaszcza, że osłona przyjemnie się zbliżała.

 

Bach, usłyszałem jak Lee zwala się na metalową podłogę pokrywającą wszystkie korytarze na statku kosmicznym nieprzyjaciela. Zrobiliśmy właśnie mały rajd na ich siedzibę główną i wymordowaliśmy całe nieprzyjacielskie dowództwo. Użyłem słowa wymordowaliśmy, bo była to istna rzeź. Rzadko, który zwycięzca wystawia straże, kiedy armia wroga jest całkowicie rozbita. My byliśmy rozbici a oni świętowali. Mała wycieczka była moim pomysłem. Nasza gwiazda śmierci pojawiła się na ułamek sekundy przy statku wroga i wystrzeliła nas (mnie i Lee) w stronę ich statku matki. Pierwsza część zadania to cud, miód i orzeszki. Szliśmy jak przecinaki, niszcząc, paląc i gwałcąc( dobra obyło się bez gwałtów). Całe dowództwo na chorobowym leczyło kaca i wtedy my we dwóch jak nie wpadniemy, jak nie zaczniemy rozpieprzać. My strzelamy a tamci nawet się nie podnoszą. Cały byłem we krwi czy co oni tam mają. Sielanka nie trwała długo, na statku znalazło się kilku abstynentów i zaczęli nas ścigać. Amunicja się nam skończyła, a żadna z tych szumowin nie trzymał broni przy sobie a do tego zachciało mi się lać. Kiedy padły pierwsze– nie nasze -strzały zaczęliśmy uciekać.

 

Skończyło się na tym, że Lee upadł trafiony w nogę i wtedy odezwało się we mnie sumienie. Sporo razem przeszliśmy podczas treningu. To po pierwsze, a poza tym sam na statku wiele bym nie zdziałał i nawet jak będę go taszczył na plecach to przynajmniej zapewnię sobie dodatkową osłonę. Wróciłem się po niego, poczułem zapach spalonego mięsa i stopionej gumy. Właściwe był to zapach spalonej gumy, która zaczynała palić mięso na łydce Lee. Zarzuciłem go sobie na plecy i zadziwiająco lekko dotarłem do osłony.

 

No dobra, ale co teraz. Sytuacja na lepszą się nie zmieniła. Do ich miotaczy dołączały następne.

 

-Na co czekasz? Wezwij wsparcie!

 

-Wzywałem już nikt nie odpowiada.

 

-A niech mnie, ale boli.

 

-Wierz mi niedługo przestanie, zbliżają się. Szkoda, że jesteś ranny mógłbyś załatwić ich z kung-fu.

 

-To jest wushu do cholery, nigdy się białasy nie nauczycie? Kung-fu jest częścią wushu i nie znam się na tym.

 

-Jesteś chińczykiem i nie znasz sztuk walki?

 

-A ty jesteś polakiem i co umiesz jeździć konno i walczyć szablą?

 

Pomyślałem o tym przez chwilę, ale tylko przez chwilę, bo nie było czasu.

 

-Skoro jestem polakiem to pewnie umiem. Daj mi tylko konia i szablę!

 

Lee nie odpowiedział. Skulił głowę i zaczął biadolić.

 

-Boże zginiemy tutaj.

 

-Eee, jakby to …. Mam plan jak się uratować, ale musisz mi zaufać.

 

-Dobra zrób cokolwiek tylko wyciągnij nas stąd.

 

-Ratunku dla ciebie nie uwzględniłem… Sorki.

 

Chwyciłem Lee, uniosłem i rzuciłem w nacierających przeciwników. Lee oberwał kilka strzałów w korpus, ale dało mi to czas na atak. Skoczyłem. W sekundę, nim Lee bezwładnie walnął o podłogę, znalazłem się przy najbliższym. Jedną ręką chwyciłem go za łeb a drugą zaciśniętą w pieść wpakowałem mu w twarz aż po sam nadgarstek. Bolało, na szczęście jego bardziej. Nie wiadomo, kiedy broń znalazła się w moich rękach, zrobiłem efektowny zupełnie nie potrzebny obrót i strzeliłem dwa razy. Chybiłem. Broń była dla mnie nowa. Wkurzyłem się, chwyciłem karabin za gorącą lufę i z krzykiem na ustach jednym uderzeniem urwałem głowę drugiemu. Trzeci dostał dwa kopniaki, pierwszy w rękę trzymającą broń drugi w skroń. Widząc to, pozostali wycofali się. Dało mi to czas na ratowanie skóry. Zabrałem Lee ze sobą, bo dzielnie walczył i należał mu się odpowiedni pochówek.

 

 

 

Z pogrzebu nici. Lee przeżył i w pierwszych słowach po odzyskaniu przytomności życzył mi śmierci.

 

 

 

Pewnie chcielibyście wiedzieć jak do tego doszło, że ruszyliśmy na nieprzyjacielską flotę?

 

To może opiszę innym razem. 

Koniec

Komentarze

Ech, taki krótki tekst, a tyle niechlujnych błędów (i tak wklejam może połowę):

Oddychałem szybo ale nie wystarczająco.

Och moja szybooooo.

-Zaczekaj! – krzyczał za mną – już nie mogę.

Duża litera

Szkoda, że jesteś ranny mógłbyś załatwić ich z kung-fu

Brak kropki na końcu zdania.

-Ratunku dla ciebie nie uwzględniłem… Sorki

Znowu kropka.

Broń była dla mnie nowe.

Nowe broń?

Poza tym, ta gadka szmatka, jak docierają do statku jest mega nierealistyczna. Wróg ich goni, a oni za przeproszeniem pier* od rzeczy.

I jeśli chciałeś żebym znielubiła głównego bohatera to ci się udało. Egoistyczny i bez wyrazu. 

Niestety, nie podobało mi się. Przykro mi, może następnym razem.

 

EDIT: I brakuje takiego mnóstwa przecinków, że już mi się naprawdę nie chciało wklejać.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Popieram przedpiszącą. Niechlujny tekst o niczym ważnym, tło opowieści też nierealne. Na groteskę również za mało. Jest kilka momentów, w których można byłoby się uśmiechnąć, gdyby bohater nie był taki bezbarwny.

Aż dziw, że nie chciało Ci się sprawdzić, jakie błędy pokazuje edytor. Byłoby ich co najmniej połowę mniej.

No nie, Kolego, tyle potknięć w tak krótkim tekściku… Na akord pisałeś, czy co?

A bohater rzeczywiście taki jakiś nijaki, ani polubić, ani przekląć.

Takich głupot już dawno nie czytałem, a poza tym tekst jest mało ciekawy. P.

Tekst jest nie tyle usiany błędami, co bardzo kiepsko i niechlujnie napisanym. Totalny bezsens. Szkoda czasu.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Zgadzam się z przedpiścami co do języka. Trudno się nie zgodzić.

Do jakiej tytanowej osłony dążą bohaterowie? Wróg usłużnie zamontował coś na własnym statku? I może jeszcze drogę ewakuacyjną oznakował strzałkami?

Babska logika rządzi!

Zgadzam się niestety z przedmówcami. Tekst jest mocno niedopracowany technicznie (m.in. stylistycznie, interpunkcyjnie), poza tym jest niezbyt ciekawy. Wydaje się napisany przez fana gier/filmów akcji a nie przez fana książek, w uproszczeniu mówiąc ; ) Musisz trochę popracować nad prowadzeniem narracji, logiką świata przedstawionego i rzeczywiście bohaterem. Bo na ekranie jak coś wybuchnie i zacznie się dziać, to na wiele rzeczy można przymknąć oko. Ale jak to samo próbujemy opisać, to musi być wiarygodne i dopracowane.

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Powiadasz, Kalikście, że to grafomania… Jestem przekonana, że o grafomanii nie masz żadnego pojęcia. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka