- Opowiadanie: Cień Burzy - Jak giną światy

Jak giną światy

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Jak giną światy

Loree

 

Loree pędził przez bezkres żółtych, obumierających traw już od stu dni i stu nocy, a mimo to ani on, ani jego koń nie wyglądali na zmęczonych, wręcz przeciwnie: radosny, choć niczym nie uzasadniony uśmiech nie znikał z pięknej, doskonale ukształtowanej twarzy elfa, a z jego wielkich, mądrych oczu barwy letniego nieba biła siła równie potężna co i łagodna. Wykonana z łusek Złotego Smoka zbroja płytowa, która chroniła muskularną pierś Loreego, jasno lśniła w blasku trzech słońc dzielących niebo nad Morzoziemiem, a rękojeść Zabójcy Smoków – miecza wykonanego z kości Srebrnego Smokaskrzyła się nad ramieniem herosa niczym ogromny diament. Równie pięknie prezentowała się reszta jego wyposażenia: hełm wyrzeźbiony z jaja Białego Smoka, ukształtowana z zaschniętej krwi Czarnego Smoka tarcza, płaszcz zrobiony z języka Czerwonego Smoka, oraz buty ze skrzydeł Niebieskiego Smoka.

Wierzchowiec Loreego – niezmordowany kary olbrzym o spojrzeniu niemal równie inteligentnym jak spojrzenie jego pana – prezentował się nie mniej pysznie; siodło ze skóry Brązowego Smoka, lejce z żył Zielonego Smoka, wędzidło z zęba Pomarańczowego Smoka i w końcu strzemiona – stara, dobra stal.

– Jeszcze trochę, mój wierny… koniu. – Jak on się zwał? Świat bez imion jest taki pusty. – Jeszcze tylko trochę i będziemy mogli odpocząć. – Elf poklepał szyję wierzchowca i lekkim pociągnięciem cugli skierował go w stronę wysokiego wzgórza o łagodnym, porośniętym wrzosem, stoku.

 

Karol

 

Karol usiadł na bloku równo poukładanej kostki brukowej i oparł się ramieniem o betoniarkę, jednak natychmiast od niej odskoczył, krzywiąc się z bólu – rozgrzany na słońcu metal parzył. Mężczyzna zaklął pod nosem, a potem rozejrzał się ukradkiem. Na szczęście jedynym świadkiem tego drobnego wypadku był Uczniak – gołodupiec, który nie widział jeszcze dna flaszki, cipki, ani wąsów pod własnym nosem. Gówniarz nauczył się już, że jest tutaj nikim i wiedział, jak bardzo nie popłaca udawać, że jest inaczej. Robił więc co mu kazano i siedział cicho. Teraz też, spiorunowany groźnym spojrzeniem Karola, szybko odwrócił wzrok i zajął się swoim obiadem.

W końcu każdy chce żyć.

 

Loree

 

Kiedy Loree dotarł w końcu na szczyt, wykrzyknął:

– Udało się! Zdążyłem! Podążałem tu bez odpoczynku przez sto dni i sto nocy na grzbiecie mojego wiernego rumaka, popędzany trwogą, ale udało się! Oto widać przed nami Krąg, zwany też Świątynią Mądrości, siedzibę Mędrców – obwieścił niebu i ziemi, i rozejrzał się uważnie wokół, w pełni wykorzystując potencjał swoich, owianych niejedną legendą, oczu. Nie dostrzegł jednak nikogo, co niezmiernie go ucieszyło.

– Raz, i dwa, i… – Wziął kilka szybkich, głębokich wdechów i mocno zacisnął powieki – …i TRZY! – krzyknął, a potem zwalił się ciężko na ziemię, jęcząc przy tym z bólu.

Obdarte ze skóry pośladki, które po stu dniach i stu nocach odkleiły się w końcu od siodła, paliły żywym ogniem, a lniane spodnie elfa znów nasiąkły krwią.

 

 

Karol

 

Karol uspokoił się wyraźnie – nie miał najmniejszej ochoty wysłuchiwać głupich docinków ze strony tych wszystkich palantów z brygady. I bez tego czuł się dostatecznie fatalnie.

Ściągnął żółty kask i zaczął się nim ospale wachlować. Pot lał się z niego obficie, tworząc wyraźne bruzdy w cienkiej warstwie pyłu pokrywającego opaloną na ciemny mahoń skórę, a gorące letnie powietrze dosłownie parzyło mu usta. Marzył o zimnym prysznicu i butelce jeszcze zimniejszego piwa, ale gdzie tam! Dopiero co minęło południe; do fajrantu zostało jeszcze kilka długich godzin.

Dzień był bezchmurny i niemal bezwietrzny, a lejący się z nieba żar nieubłaganie wysysał życie z każdej istoty, której zabrakło szczęścia lub rozumu, by ukryć się przed jego palącym oddechem. Jedyną ulgę przynosiły silne podmuchy powietrza wywoływane przez przejeżdżające z dużą prędkością ciężarówki. Niestety, razem z nimi przylatywał też ciężki smród spalin z wyeksploatowanych silników diesla, od którego z godziny na godzinę Karola coraz mocniej bolała głowa.

 

Loree

 

Doprawdy paradne! – pomyślał Loree, starając się zagłuszyć ból. – Świat się kończy, znikają całe krainy, każdego dnia tysiące i tysiące tysięcy niewinnych istot odchodzi w niebyt, a ja, Loree Niezwyciężony z rodu Królewskich Elfów, Pogromca Smoków, Pierwszy Kochanek, Dziedzic Wschodu, Pan na Wielkiej Puszczy, Bohater Tysiąca Pieśni, Władca Olbrzymów, Przyjaciel Wszystkich Ludów i jedyna nadzieja na ocalenie całego Morzoziemia, leżę na ziemi i jęczę, że boli mnie dupa. Doprawdy, paradne!

Elf wielkim nakładem sił uniósł głowę i spojrzał ponad fioletowymi wrzosami na północ. Krąg, zwany też Świątynią Mądrości – miejsce do którego trzeba wędrować sto dni i sto nocy bez odpoczynku, niezależnie od tego, skąd się wyrusza – wciąż jeszcze stał na swoim miejscu; ogromny, niezachwiany, niezdobyty i… zmienny?

Loree patrzył ze zdumieniem, jak strzeliste białe Wieże Mądrości zmieniają się w szare, potężne Baszty Strachu, a Zamek Wiedzy przeistacza się w Pałac Wiedzy, a potem znów w Pałac Rozumu. Niezdobyta Brama i Pradawny Mur na jego oczach stały się Niezwyciężonym Szańcem, zaś chorągwie ze Złotą Księgą na białym tle przeistoczyły się w chorągwie z Białą Księgą na złotym tle, lecz tylko po to, by po chwili zupełnie zniknąć.

Tak, jak znikało całe Morzoziemie.

 

Karol

 

Z wyraźną niechęcią nalał sobie do uświnionego kubka kupnej herbaty, która mrożona nie była już nawet z nazwy – etykieta odkleiła się pod wpływem ciepła i diabli dawno ją porwali – a potem rozwinął folię, w którą miał zapakowane kanapki. Cienka warstwa margaryny rozpuściła się i wsiąknęła w chleb, a szynka zdążyła już nieco zzielenieć. Za to grube plastry ogórka niemal zupełnie utraciły cały swój kolor i smak, a do tego jeszcze sflaczały paskudnie.

Jedzenie było ohydne, ale sam proces konsumpcji budził w Karolu jeszcze większy niesmak; rozmiękczone i wilgotne kanapki dosłownie rozpadały się w jego brudnych rękach, a każdy następny kęs z coraz większym trudem przechodził przez zaschnięty na pieprz przełyk. I nie pomagał tu nawet pachnący chemią, niemal równie gorący jak lipcowe powietrze napój.

 

Loree

 

Bo… gowie! Boże? Sprawiedliwa Dwójco…? – wymruczał na próbę, smakując brzmienie swoich słów. Wydały mu się jednak zupełnie obce, więc próbował dalej: – Albo… Potężna Piątko! Ro-Ka Zuchwały… Ro-Ka Bezczelny? Ojcze swego Ojca! Zuchwała Siło? Wszechmogący Boże-Rybo! – Elf w końcu się poddał: Ty tam! Wielka Mocy o Zapomnianym Imieniu i Utraconej Twarzy! Ulituj się nad swoim wiernym dziecięciem… Albo sługą… Nade mną się ulituj w każdym razie, i oddal to szaleństwo, które zaćmiewa mój umysł! Mam misję do wykonania! Morzoziemie mnie potrzebuje! – Pierwszy Kochanek czekał cierpliwie na odpowiedź, ale nadaremno. – Dlaczego milczysz!? – krzyczał, rozczarowany, w kierunku popołudniowego nieba. – Czyż nie jestem godny, byś mi odpowiedział i udzielili swej łaski!? Cóż takiego uczyniłem, że odwracasz się ode mnie teraz, kiedy najbardziej cię potrzebuję!?

Dalej nic. Elf poczuł się zdradzony i zebrało mu się na płacz. Pierwszy raz od stu tysięcy lat. Jak Bóg mógł o nim zapomnieć? I dlaczego on zapomniał Boga; jego imienia, twarzy, nadanych przez niego praw? Zresztą czy Bóg – jakkolwiek ma na imię i w ilu osobach występuje – kiedykolwiek o nim pamiętał? Brał go w ogóle pod uwagę? Rozmawiali ze sobą? Czy Bóg w ogóle istniał?

Loree nie pamiętał nic, co mogłoby pomóc mu w odnalezieniu odpowiedzi na te pytania, a mimo to mógłby przysiąc, że kiedyś istniał jakiś Bóg, a on był Jego ulubieńcem.

Nagle Elf uświadomił sobie straszliwą prawdę.

To nie ja zapomniałem Boga. To On zapomniał o mnie.

 

Karol

 

Kurwa! – Karol wypłukał herbatą resztki jedzenia spomiędzy zębów i splunął. – Ocipieję tutaj zaraz… Jak to możliwe, że skończyłem w taki sposób? Czterdziestka na karku, a ja dalej układam tę pierdoloną kostkę! Nie tak miało być… – Zgnębiony wrócił myślami do swojej zmarnowanej młodości i marzeń, które nigdy się już nie spełnią.

Zawsze był marzycielem. W dodatku ambitnym. Marzył o zawojowaniu boisk Katalonii, o przywdzianiu munduru; mniejsza o to jakiego, o podróżach w najdziksze zakątki ziemi, a także poza nią… A kiedyś nawet chciał zostać papieżem i błogosławić tłumy wiernych z balkonu na Placu Świętego Piotra.

 

Loree

 

Był straszliwie zmęczony, ale wiedział, że jeśli teraz zaśnie, to będzie musiał na nowo przebyć Drogę Stu Nocy i Stu Dni, żeby dotrzeć do Świątyni, a serce mówiło mu, że nie może sobie pozwolić na stratę choćby jednej godziny.

Dźwignął się na kolana. Z pomocą bogów lub bez niej, musiał dokończyć swoją misję.

Każdy ruch i najbardziej nawet delikatne zetknięcie rozognionej skóry z materiałem spodni, powodowały tak ogromny ból, że Loree nie odważył się choćby marzyć o tym, by ponownie dosiąść konia.

Doprawdy paradne – myślał. – Ja, Nieznający Lęku, Mocarny Wódz, Pierwszy w Boju, Jeździec Strachokruków, Zabójca Morskiej Maszkary i jedyna nadzieja świata, wzdrygam się wsiąść na konia i popędzić mu na ratunek, choć każda minuta jest bezcenna… A wszystko dlatego, że boli mnie dupa! Doprawdy, paradne!

A mimo to szedł dalej, trzymając się siodła i posykując cicho.

Kiedy już dotrę na miejsce, Pradawna Magia Mądrych Mnichów uleczy mnie i przywróci siły mojemu dzielnemu… wierzchowcowi – pocieszał sam siebie. – Potem Najmądrzejszy Mnich objawi mi, co muszę zrobić, by ocalić Morzoziemie, a ja to po prostu zrobię; kolejny bohaterski czyn, który będą opiewać w pieśniach. I wszystko będzie dobrze, tak jak zawsze… Tylko dlaczego tak trudno mi się skupić? Jestem taki znużony…

 

Karol

 

Papież, kurwa… – Na samo wspomnienie mężczyzna skrzywił się z zażenowaniem. – Dobrze chociaż, że nikomu o tym nie powiedziałem. Pewnie skończyłoby się jeszcze gorzej niż z tym cholernym opowiadaniem…

Aż wzdrygnął się na samą myśl o początku – a jednocześnie i zakończeniu – swojej kariery pisarskiej.

Przez całe życie próbował wyrzucić tamto wspomnienie z pamięci, i po części nawet mu się to udało; z biegiem lat zatarły się szczegóły historii, którą napisał – imiona, miejsca, nazwy, zdarzenia. Nawet główny bohater, którego młody Karol uwielbiał i którego potrafił wyobrazić sobie bardzo wyraźnie, w końcu stracił twarz, a nawet imię.

Przepadło wszystko, prócz tytułu.

 

Loree

 

Wędrówka zdawała się nie mieć końca. Ani początku. W pewnym momencie straciła też sens, gdyż jej cel – Krąg – rozmył się gdzieś w przestrzeni. Zniknął.

Jednak Loree nawet tego nie zauważył. Wędrował dalej, pogrążony w letargu trwającym może kilka chwil, a może całe lata.

Nagle, jakby pobudzony do życia potężnym impulsem, elf otrząsnął się i wymierzył sobie siarczysty policzek. Aureola pięknych, złotych loków zafalowała w proteście, na doskonale wyrzeźbionej twarzy wykwitł rumieniec, a w oczach, w których zakochiwała się każda kobieta bez wyjątku, stanęły łzy. Jednak Loree zupełnie się tym nie przejmował.

Dość! Obudź się, głupcze! Musisz wykonać zadanie! W końcu tyś jest… – Gwałtownym ruchem wydobył miecz z pochwy i uniósł go prosto ku niebu, jakby wzywał bogów na świadków przysięgi, którą pragnął złożyć całemu Morzoziemiu. Zawahał się jednak, a po chwili opuścił miecz.

Nie było już Morzoziemia.

 

Karol

 

O samym debiucie też nigdy nie pozwolą mi zapomnieć, skurwysyny.

Miał może dziesięć lat, kiedy postanowił zaprezentować swoje epickie dzieło podczas corocznego zjazdu rodzinnego, organizowanego z okazji rocznicy ślubu dziadków. Był wtedy z siebie tak cholernie dumny; stworzył wspaniałego bohatera, który przeżywał niesamowite, pełne napięcia przygody – walczył, zabijał, czarował, jadł, kochał, śpiewał, tańczył, jeździł na koniu… A wszystko w całkowicie wymyślonej przez małego Karola krainie, do której ten narysował nawet mapkę.

No po prostu cudo!

 

Loree

 

Elf rozejrzał się bezradnie. Wokół niego rozpościerała się już tylko pustka; bezkres czarnego nieba nad głową, a pod stopami trawa ukryta w sięgającej kolan mgle. Wszystko inne – Świątynia Mądrości, wzgórze, trzy słońca, wszystkie wspomnienia, a nawet jego własne imię – zniknęło…

Został tylko koń o nieokreślonej już teraz maści i ciężki miecz w dłoni.

Ładny. – Elf zamachnął się nim na próbę. – Chyba miałem kiedyś podobny…

W tej samej chwili cały świat z powrotem ożył, a Loree; potężny, zuchwały i niezwyciężony, znów przemierzał bezkres Morzoziemia na swoim Nieustraszonym Ogierze – ach, jak cudownie, że odnalazło się jego imię! – i walczył ze smokami, ratował księżniczki, zabijał potwory, zwiedzał mroczne lochy Nawiedzonego Zamku, zgłębiał tajniki Zabójczej Magii w Kręgu, uwodził piękne dziewczęta, śpiewając im serenady i przygrywając na harfie, pojedynkował się z Mrocznym Zbójem i w niezliczonych bitwach gromił jego armie… A wszystko to działo się jednocześnie – jego przygody, jedna za drugą, zaczynały się i kończyły, niczym sen szaleńca. Ale Loree nie śnił, nie wspominał i nie marzył! Nie był też szaleńcem – naprawdę tam był, w tych wszystkich miejscach, i znów przeżywał najpiękniejsze chwile swojego niekończącego się życia.

Więc dlaczego nie czuł radości, a jedynie smutek i… irytację?

 

Karol

 

Stał na środku pokoju i czytał na głos, jąkając się trochę z przejęcia, a horda jego rozbawionych, na wpół pijanych krewnych milkła powoli. Wpatrzony w tekst nie widział ani jawnie okazywanego przez większości rodziny niesmaku, ani zażenowania malującego coraz wyraźniejsze rumieńce na twarzach rodziców. Dopiero gdy skończył czytać i z uśmiechem triumfu rozejrzał się dookoła, pomyślał, że chyba jednak coś jest nie tak…

 

Loree

 

Wszystko skończyło się tak samo niespodziewanie, jak się zaczęło. Znów był sam, a cały jego świat zniknął; nie było już nawet konia i miecza. Nie było też nieba, ani ziemi. Została tylko pustka.

Oderwany od wszystkiego co znał, kochał i rozumiał, Loree nagle ujrzał się… Nie; został sobie ukazany, w zupełnie nowym świetle. Wszystkie jego przygody były żenujące, czyny trywialne i głupie, dokonania nic niewarte, stój błazeński, a on sam – żałosny, śmieszny i infantylny. Wręcz groteskowy. Głupiec, będący zabawką równie głupiego Boga.

Boga, który zapomniał o Morzoziemiu. A gdy w końcu znów sobie o nim przypomniał, zapałał gniewem…

Ostatnim uczuciem, jakiego doznał elf, nim w końcu zniknął, potępiony przez swojego pełnego pogardy Stwórcę, nie był strach ani rozpacz.

To był wstyd.

 

Karol

 

Morzoziemie”, ja pierdolę!

Koniec

Komentarze

Wszechmogący Boże-Rybo!

Tak, zdecydowanie to opowiadanie od tego momentu jest naprawdę dobre i podoba mi się nadzwyczajnie ;)

 

 A tak poza tym, ciekawe ujęcie tematu zagłady – takiej publicznej, w dodatku upokarzającej. Miła lektura, muszę przyznać :)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Dlaczego PsychoFishowi od pewnego momentu opowiadanie spodobało się nadzwyczajnie, już wiadomo :-) i nie budzi to zdumienia. :-)

Mi także spodobało się. Może nie aż nadzwyczajnie, wszak o mnie tam ani słowa :-), ale jednak… No dobrze, poważnieję.

Chwyt, polegający na przeniesieniu apokalipsy do świata wyobrażonego, przebieg tejże katastrofy wyznaczony etapami zapominania, uważam za interesujący. Podwójność rzeczonej apokalipsy – jedna dotyka Morzoziemię, druga samego Karola, wszak tylko pamięć o samym momencie klęski przetrwała – też mam za rzecz ciekawą.

Przy okazji Autor nieźle diagnozuje jeden z powodów porzucania marzeń. I to można trzecią apokalipsą nazwać…

Do podwójnej narracji miałam uraz, ale tutaj wyszła świetnie ;)

“niebo nam“ niebo nad

 

“lekkim pociągnięciem lejc“ – nope. Lejce są u wozu. Jak jedziemy wierzchem, to używamy wodzy bądź cugli.

 

“chorągwie z Złotą Księgą“ – ze Złotą Księgą

 

“Morzoziemia mnie potrzebuje!“ – A nie Morzoziemie?

 

“na doskonale wyrzeźbionej twarzy wykwitł rumień“ – wbrew pozorom, rumień to nie to samo, co rumieniec ; ) Rumień to zaczerwienienie wywołane chorobą…

 

Przeczytałam, Cieniu Burzy. Co to za rodzina, która nie cieszy się, że dzieciak czegoś próbuje? ; ( Nawet jeśli pisze dziecinne dziecinności, to przecież od tego właśnie są dzieci ; (

No ale cóż, mnie też matka zawsze powtarzała – i nadal to robi – że nie umiem pisać. Aha, i śpiewać…

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Biedni moi bohaterowie… nie zapomnę żadnego z nich. Nigdy!

Solennie obiecuję! Tego, tego… jak mu, cholera, było na imię???

 

 

Bardzo ładne opowiadanie, chociaż, przyznaję, wymiękłam przy odzieniu elfa :)

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

[…] jak mu, cholera, było na imię???

Vercinthar’iandrehrangtorpyrks, do usług. :-)

Kurcze, Adam, musi być ze mną strasznie źle… straaaasznie… bo nie pamiętam żadnego mojego bohatera o takim imieniu :D

Vercinthar’iandrehrangtorpyrks, mówisz? Muszę przekopać stare rękopisy. te sprzed dwudziestu lat. Szkoda chłopiny (o ile chłopina to jest). Trzeba żebym odgrzebała jego przygody i ożywiła światy.

 

Ale serio? Vercinthar’iandrehrangtorpyrks…

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Emelkali, Vercinthar’iandrehrangtorpyrks to piękne imię. Sam bym je chętnie nadał któremuś ze swoich bohaterów, ale jak już zaklepałaś, to lipa…

Niezależnie od prawdziwych Twoich intencji, fakt, że zrobiło Ci się przeze mnie miękko, będę traktował jako komplement. I to niepośledni.

 

Adamie, Boże-Rybo – dziękuję za dobre słowo i jeszcze lepszą analizę tekstu. Wyraziliście mój zamysł lepiej, niż sam zdawałem sobie z niego sprawę.

 

Cieszynianko – cieszę się, że wyleczyłem Cię z urazów względem podwójnej narracji.

 

Joseheim, jeśli śpiewasz tak samo źle jak piszesz, to w przyszłym roku chce Cię widzieć na Eurowizji.

Za ukazania mi moich niedoskonałości kłaniam się nisko a szczerze. Poprawiłem wszystkie, choć tak naprawdę rumień jest tutaj chyba równie dobry i równie nieodpowiedni, jak rumieniec. Oba zjawiska powodowane są rozszerzaniem naczynek krwionośnych. Tyle, że rumieniec dotyczy tylko policzków i jest wywoływany pod wpływem emocji, a rumień już niekoniecznie – może pojawić się wszędzie i zazwyczaj jest następstwem stanów chorobowych (choć również może zostać wywołany pod wpływem emocji). Nigdzie też nie znalazłem wzmianki o tym, rumień czy rumieniec powstaje pod wpływem dynamicznego zetknięcia twarzy z ciałem obcym. Już pisząc opowiadanko miałem tutaj spory dylemat. Postawiłem na rumień, bo jednak chorobie bliżej do mechanicznego urazu – a tym wszak jest omawiane zaczerwienienie – niż emocjom. Ale muszę przyznać, że rumieniec brzmi tu lepiej i naturalniej, a gdy dodatkowo został podparty Twoim autorytetem, to koniec dyskusji.

Rodzina natomiast… Jeśli Ty nie masz żadnych złośliwców i prześmiewców w swojej, to podziękuj komu trzeba, choćby i Wszechfishowi. Nie mówię, że to opowiadanie ma elementy autobiografii (bo nie ma), ale w mojej – licznej i średnio przeze mnie kochanej rodzinie, a zwłaszcza w tej jej części, która oddycha węglęm – nie brak jest takich, którzy i mniejsze “przewinienia” z perwersyjną wręcz rozkoszą wypominają zarówno mnie, jak i sobie wzajemnie. Poza tym marzyciele to wrażliwe ludzie są, łatwo ich zranić. A w każdym razie kiedy mają dziesięć lat i dopiero wstępują na drogę bólu i zgorzknienia, która prowadzi wprost ku wszystkojebliwości. Niestety często jest to droga po pętli… No, ale to nie miejsce i czas na takie dyskusje. W każdym razie dla mnie ta scenka jest zupełnie naturalna.

 

Peace!

 

P.S.

Pingwinka całuję po skrzydełkach.

 

Fish Bless!

 

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Prawdziwy wyznawca… No, to czas na jakieś dziewice w ofierze… ;)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Cieniu… eee… czekaj, zarumieniłam się i kontenans straciłam :*

 

Psycho, ale dziewica??? Toż to towar na wymarciu.

I szkoda :)

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Fishu, nie bój nic – mam dla Ciebie dziewicę jak marzenie. Piękna niczym slumsy Manhattanu, młodziutka jak sama Europa, uczynna niczym Koń Trojański, miła sercu jak padlina oku i nozdrzom, miłością powszechną darzona większą niż sam Toniek Dusk, a wesoła przy tym nadzwyczajnie – wszystkie inne wiedźmy od Pirenejów aż po Kaukaz pewnikiem zazdroszczą jej śmiechu. Na ofiarę nada się doskonale.

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Fajne, chociaż wydaje mi się, że jeszcze fajniej wyszłoby, gdybyś skupił się na “małym” Karolu i leciał  historią elfa równolegle do sytuacji, kiedy młody, dumny z siebie, czyta opowiadanie rodzinie. Bo teraz, to kurde tak nie do końca adekwatnie jest i przez połowę opowiadania zastanawiałam się, na cholerę jest ten Karol ;)

Nie zgadzam się Prokris. Tak jest lepiej. Gdyby była opowieść o małym Karolku, trzeba byłoby też zmienić historię elfa. Mały Karol był dumny ze swojego opowiadania, stworzył arcydzieło, więc i elf nie mógłby wędrować nie pamiętając imienia swego konia. Morzoziemie za czasów małego Karola miało się dobrze. Dopiero stary Karol zarżnął ten świat zapominając o nim i wstydząc się go.

I fakt, ja też zastanawiałam się po cholerę ten Karol. W tym właśnie urok zakończenia.

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Proksis, dziękuję za wizytę i niezmiernie cieszę się, że Ci się podobało, ale Emelkali ma rację – tylko w obecnej formie cały zamysł – apokalipsa poprzez zapomnienie – ma rację bytu. Emi ma również rację co do uroku – oczywiście o ile ktoś dostrzega w tym urok – zakończenia; to był zabieg jak najbardziej celowy.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Apokalipsa ciekawa, ale nie rozumiem, jak coś takiego można zrobić dziesięciolatkowi. No już niech będzie, można się ponabijać ze starego konia, przypomnieć przedszkolny rysunek, na którym piesek niespecjalnie różnił się od siostrzyczki. Ale powiedzieć coś wrednego dzieciakowi? I to na serio? Nigdy!

Poza tym, kiedy elf się przebrał? Bo krew wsiąkała w lniane portki, a dotykały go skórzane. ;-)

Babska logika rządzi!

Skoro już i tak muszę edytować portki – jak Tyś to zdołała wyhaczyć? – to chyba dopiszę zdanie lub dwa zaznaczające, że Karolka spotkało otrzeźwiająco zimnie przyjęcie, a nie jakaś masakra. To, że teraz rodzinka wypomina mu ten piękny dzień, jest tam gdzieś wspomniane, ale chyba nikogo już nie dziwi.

Dziękuję za wizytę, dobre słowo i trafną uwagę techniczną.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Bo, mój drogi, Finkla widzi WSZYSTKO.

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Bo, mój drogi, Finkla widzi WSZYSTKO.

A i tak za Boga uznaje się Rybę… Nie ma sprawiedliwości. ;-)

Babska logika rządzi!

Bo to MEN’S WORLD jest, kochana :D

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Bóg-Ryba był, jest i będzie. Men’s, nie men’s – ale koń zielony! ;-P ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Portki poprawiłem, ale ewentualne zmiany w samej treści – tak z czystej przyzwoitości – wprowadzę dopiero po rozstrzygnięciu konkursu.

 

I nie przejmuj się zanadto, droga moja Finklo; Ryba może i jest Bogiem Morzoziemia, ale mojemu sercu i tak znacznie bliższe są wszystkie normalne, miłe i ciepłe (wybacz Emi, musiałem to podkreślić :) kobiety. A jeśli przy tym są inteligentne i spostrzegawcze, to tylko lepiej. Tak więc – pomimo całej mojej sympatii dla tego wesołego bożka – deklasujesz go już na starcie.

 

Peace!

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Gniew swój zsyłam, płetwą lewą bardziej niż prawą…! ;)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

“...ciepłe (wybacz Emi, musiałem to podkreślić :)“ Ależ czemu mnie przepraszasz, Słońce moje? Ja jestem ciepła… Mąż żesz mój nie narzeka. Mówi, że nawet gorąca :P

 

 

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

A ja się zbytnio nie przejęłam. Ani swoją nie-boskością, ani powyższym gniewem Ryby… ;-)

Babska logika rządzi!

Ty weź może autorytetu przy dzieciach nie podważaj, dobrze? :-) :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Emelkaliemu skłonny jestem wierzyć na słowo, niemniej, żono jego, podjęłaś się roli adwokata pewnej… damy i oboje dobrze wiemy, jak zawzięcie potrafisz bronić pewnych jej walorów.

 

A Ty, Finklo, skoro się Go nie boisz, to może zgodziłabyś się zostać ofiarą dla Niego? Bo ostatnią, zbył wymownym milczeniem…

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Ej, Cieniu, te dzieci to o mnie i o Tobie? Bo nie wiem… Pogubiłam się… :D

Ja jeno słabą, acz gorącą, kobietką jezdem :P

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Tak, to chyba o nas… Niemniej nie uniosę się słusznym gniewem, bo jeszcze dostanę z płetwy.

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

A Ty, Finklo, skoro się Go nie boisz, to może zgodziłabyś się zostać ofiarą dla Niego? Bo ostatnią, zbył wymownym milczeniem…

Czyli to o mnie było, tak?

Piękna niczym slumsy Manhattanu, młodziutka jak sama Europa, uczynna niczym Koń Trojański, miła sercu jak padlina oku i nozdrzom, miłością powszechną darzona większą niż sam Toniek Dusk, a wesoła przy tym nadzwyczajnie – wszystkie inne wiedźmy od Pirenejów aż po Kaukaz pewnikiem zazdroszczą jej śmiechu.

Ojjj, Cieniu, nagrabiłeś sobie… ;-)

Babska logika rządzi!

Nie! Uchowaj Boże… Rybo…?

 

To była kandydatka, która najwidoczniej nie zadowoliła Rybę Fishmogącego, więc szukam dla niej zastępstwa.

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Aha.

Wprawdzie wątpię, czy tak złośliwa, pyskata i przemądrzała baba nadaje się na ofiarę, ale możemy spróbować. Tylko pod jednym warunkiem: ofiarę składa sam Fishmogący, a nie żaden kapłan. Fanatyków, to ja się trochę boję…

Babska logika rządzi!

*zaciera płetwy*

Ale będzie odjazd! ;-) Zaraz się jakąś ceremonię ofiarowania opracuje, a póki co trzeba zamówić: Stół ofiarny, byle wygodny i duży, do baraszkowania zdatny, trunki wszelakie (bo ofiarowanie to musi być biba, nie lza inaczej), cosik do palenia dla tych mniej pijących, wygodne poduszki dla gości – no, a przede wszystkim wyborny catering. Tak, bez cateringu składanie ofiary to sobie można…

 

Cieniu – tamta miała tyle zalet, że oniemiałem w swej boskości.

Elemelku – o was jak o was, ale tutaj na portalu bywają niepełnoletni, a Finkla tak jawnie… No jak to wygląda, jak jeden duży podważa zdanie drugiego dużego? No jak? ;)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

“No jak to wygląda, jak jeden duży podważa zdanie drugiego dużego? No jak? ;)

Normalnie. Normalnie wygląda.

Bo nikt nie jest tak wielki jak Finkla. Ty się weź nie stawiaj na równi, co? Nie godzien jesteś, nie godzien…

Tylko Finkla widzi WSZYSTKO.

więc jej, po prostu, WOLNO.

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

No dobrze. Skoro nikt nie jest taki wielki…

 

… to zamówimy większy stół ofiarny.

;-)

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Ależ jakie podważanie? Ja tylko oznajmiłam, że się nie boję gniewu, mniemając, że nawet w gniewie nie chlasnąłbyś płetwą kobiety.

Aha, jak będziecie załatwiać te graty na ofiarę, to nie zapomnijcie zarezerwować miejsce w loży dla Pani PsychoFishowej. Niech ma dobry widok. ;-p

Emelkali. Hmmm, dziękuję. Ale lepiej nie przesadzaj z kultem jednostki, bo mi się zrobi głupio.

Babska logika rządzi!

Absolutnie! Będzie siedziała w pierwszym rzędzie!

 

Na “Żylecie”. ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Jezus Maryja, Finkla! Ty chcesz powiedzieć, że jest jakaś pani PsychoFishowa??!

Serio?!

Masakra…

Toż to jest masochizm w czystej postaci.

Predefiniowany, bym rzekła.

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Psycho wspominał kilka razy o potomstwie. Sam się chyba o ten narybek nie postarał. Ktoś musiał ikrę złożyć…

Babska logika rządzi!

Prze-ż w dzisiejszych czasach to można sobie ikrę wynająć na zlecenie… Zazdrośnice jedne ;-)

Nie, płetwą nie chlasnąłbym kobiety – ja tylko płetwą gniew zsyłałem :)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

 

Ach, Aivalornie, mój Aivalornie! Jakżesz ty nieszczęsnego Loree w dramatyźmie swym przypominasz! A miałeś Wielkiego Katana Orchii na wycignęcie miecza jak i ocelanie całego Kryształów Czasu świata!

Ups!

Siem zagalopił…

Do układania tetrisa z kostki brukowej, wzorem bohatera tej oto opowiastki brakuje mi jeszcze parę lat i całe szczęście, zdrowia fizycznego. :)

Za przypomnienie moich pierwszych grafomamani: Meeeega Plus!

Uśmiechnąłem się i zamyśliłem. Czyli podobało się. :)

 

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Bardzo, bardzo fajny pomysł, ciekawie napisany – wrzucam do puli.

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Zalth, dziękuję za wizytę i cieszę się, opowiadanie przypadło Ci do gustu, oraz że znalazłeś w nim coś osobistego, a przy tym wzbudzającego radość w sercu.

Życzę jak najwięcej zdrowia prze proporcjonalnie odwrotnej liczbie kostek bruku.

 

Dj’u, specjalnie dla Ciebie sparafrazuję kolegów i koleżanki po piórze:

Hmmm… Dziękuję za komentarz.

Niechaj chociaż raz te słowa nie wzbudzają w Tobie wyrzutów sumienia, jeno zadowolenie wynikające ze świadomości, że wielką sprawiłeś mi przyjemność, zarówno słowem jak i czynem.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Zawsze mam wyrzuty sumienia – albo, że za nisko oceniłem, albo że za mało pochwaliłem, albo że dałem za niską ocenę, albo że tekst mógł pójść do publikacji a jest spalony.

Ciężki los dja, smutek i wyrzuty sumienia co chwila.

 

Może małe parahaiku?

 

Każdy uśmiech losu.

Przygniata.

Szczęściem.

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Dobrze rozumiem? Skoro ZAWSZE masz wyrzuty sumienia, Dj’u, to względem mnie również? Ale nie za ocenę, bo ta jest zacna, ani nie za to, że za mało pochwaliłeś, bo szczodrymi odnajduję Twe słowa nadzwyczajnie, więc…?

 

Tylko smutne serce.

Tworzy.

Poezję.

Prawdziwą.

 

Eeee… Nie umiem tak ładnie jak Ty.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Cieniu Burzy, Twój tekst nie jest wolny od błędów. Ewentualnie potknięć – technicznych. Język mógłby być gładszy, warsztat sprawniejszy, zdania okrąglejsze… ale wszystko jeszcze przed Tobą, jeżeli o to chodzi.

Fabuła natomiast i cały Twój zamysł naprawdę zasługują na wyróżnienie, dlatego też uznałam, że akurat ten tekst dostanie ode mnie najwyższą liczbę punktów w konkursie. Nie jest krótki, nie jest lekki, jest zaplanowany, przesmutny i głęboki. Widać, że włożyłeś w opowiadanie sporo pracy. Nie chcę przy tym dyskredytować autorów tekstów krótszych, ale jednak odniosłam wrażenie, że napisanie tego wymagało od Ciebie więcej wysiłku i zaangażowania niż od większości innych forumowiczów.

 

Cieszę się, że wygrałeś, bo zasłużyłeś ; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Ciekawy pomysł i świetnie prowadzona narracja. Początkowo obstawiałam, ze będzie chodziło o grę, tak mi się pancerz elfa z Baldurem kojarzył.

Biedny dzieciak. Rodzinka na szczęście zwykle mnie wspierała, ale do dziś pamiętam, jak w wieku lat trzech z kawałkiem miałam wyrecytować jakiś wierszyk na balu maskowym, a zainspirowana sukienką jakiejś koleżanki, postanowiłam poszaleć z improwizacją i zamiast “Papużki” Brzechwy stworzyć coś ad hoc. Zaczynało się od “Motylek wśród kwiatków lata”, a potem… pustka. Stanie bez słowa na scenie. I tłum rówieśników oraz towarzyszących im wielkoludów gapiących na mnie ze zdziwieniem. Koszmar :D

Przy okazji – gratuluję wygranej

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Joseheim, Ty, która jesteś zakodowana w moim umyśle jako jedna wielka superlatywa, powiedzieć Ci po prostu “dziękuję”, to – w tej sytuacji i w odniesieniu do mnogości kłębiących się myśli – niedopowiedzenie tak wielkie, że aż niedorzeczne. A powiedzieć, wyrazić coś ponad to – abstrakcja. Dlatego chyba lepiej zrobię, jeśli po prostu się zamknę i skupię na tym, żeby wizjonerska część Twojej wypowiedzi – ale wszystko jeszcze przed Tobą, jeżeli o to chodzi. – stała się równie prawdziwa co cała jej reszta.

 

Alex, myślę, że nie będzie żadnej ujmy dla Ciebie, jeśli Tobie jednak w najprostszych możliwych słowach podziękuję za gratulację, ocenę, nominację do biblioteki, dobre słowo w komentarzu i cywilną odwagę, by własnym przykładem potwierdzić, że Cierpienia młodego Karola nie są przypadkiem odosobnionym i nierealnym.

Tak więc: Dziękuję za gratulację, ocenę, nominację do biblioteki, dobre słowo w komentarzu i cywilną odwagę, by własnym przykładem potwierdzić, że Cierpienia młodego Karola nie są przypadkiem odosobnionym i nierealnym. Zresztą chyba każdy przeżył taką prywatną, małą apokalipsę i ma własne traumy powiązane z wydarzeniami, które dla innych nie mają praktycznie żadnego znaczenia. Ważne, że duża Alex potrafi śmiać się z tego, co wycierpiała maleńka Fagus.

Przy okazji, szczerze podziwiam rozmach. Moja pierwsza przygoda z kreacją słowem wyglądała znacznie skromniej: wziąłem kilka kartek, spiąłem je zszywkami i zacząłem pisać (musiałem zatem mieć wtedy już jakieś osiem – dziewięć lat, więc pod tym względem również mnie bijesz na głowę) – pełna prowizorka. Na pierwszej stronie walnąłem wielkie “Nosferatu“ a potem machnąłem historię, którą można streścić mniej więcej tak: wylazło z Nilu (serio), zabiło kilku niewolników i uciekło.

Potem bracik dorwał się do tego dzieła i pokazał rodzicom. Myślałem, że gada uduszę. I pewnie zrobiłbym to, gdyby nie był starszy i silniejszy. Rodzice, przeczytali, pokiwali głową… i w sumie tyle. Oczywiście nie miałem pojęcia kim, lub czym, w kulturze masowej jest Nosferatu. Po prostu spodobało mi się samo imię.

Puenta tej historii, jeśli już koniecznie jakaś musi być, zabrzmi chyba tak: Nie świecił, więc się go nie wstydzę.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

O.o (Zdumiona) Cóż, cieszę się, że jesteś zadowolony ; )

 

Nawiasem mówiąc, co tak mało głosów do biblioteki? Ludzie, klikajcie, klikajcie!

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

To ja się cieszę, że Ty się cieszysz, że ja się cieszę! Bo jak się tu nie cieszyć, kiedy wszyscy się cieszą, że każdy się cieszy?

Tylko skąd to zdumienie?

 

Popieram (acz z zachowaniem wszelkich pozorów skromności) – Klikajcie, klikajcie!

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Czytam i myślę sobie – kicz na przemian z czymś strawnym. A potem niespodziewanka! To tak miało być. Za to zaskoczenie ogromny plus. Zresztą całość na plus.

Zamiast rodziny mogłeś dać brać forumową, która miażdży dzieło chłopca życzliwymi komentarzami. Byłoby bardziej wiarygodnie ;)

Nie mógł. Kiedy bohater był chłopcem, nie było jeszcze internetu. Ale życzliwa krytyka rodziny (no, bardzo ładnie napisałeś. Tylko powinieneś czasami sprawdzać w słowniku ortograficznym, jak się pisze różne wyrazy) odebrana jako masakryczna – jak najbardziej.

Babska logika rządzi!

Mógł. Wybroniłby się, bo przecież nie wiemy, kiedy toczy się akcja.

Niestety, nie wiem o co chodzi z tą ortografią, bo jeśli o “niespodziewankę” to było to świadome.

Cały nawias to przykład życzliwej krytyki, którą dzieciak mógłby odebrać jako koniec świata. Nic osobistego. :-)

No dobrze, mógłby. :-)

Babska logika rządzi!

Morzoziemie jednoznacznie mi się z Ziemiomorzem Le Guin skojarzyło :P

wsiąknęła w chcleb,

Chleb?

Jak to się możliwe,

Jak to jest…

pierdoloną kostkę

 

Czytało się fajnie, a i pomysł ciekawy! Trochę się zawczasu zaczęłam domyślać, ale przyjemności z lektury mi to nie zepsuło.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

O kurczę. Tyle czasu po premierze, rozdaniu laurów, przeczytaniu komiksów, wyplątaniu się ze stosu staników rzuconych przez te wszystkie szalejące fanki, etc., a błędy nadal są. To się nazywa Magia!

Cieszę się, że Ci się podoba i dziękuję. Bardzo dziękuję.

Cóż więcej mogę dodać?

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Zgodnie z obietnicą przeczytałem uważnie. Tekst niebanalny i skłaniający do refleksji o stopniowym oddalaniu się od marzeń. Jest literacki pomysł. Naprawdę niezły tekst i piszę to bez odrobiny sarkazmu. Pozdrawiam z wakacji, z podkrakowskiej wioski, z posiadłości mojej córki.

Ryszardzie, wybacz, że tak długo kazałem Ci czekać na odpowiedź, tym bardziej, że Twój komentarz jest nadzwyczaj miły mojemu sercu, ale ja też byłem na wakacjach; krótkich ale intensywnych, u Jurka w Kostrzynie. Ten, to dopiero potrafi organizować imprezy.

Wracając do meritum, niezwykle się cieszę, że moje opowiadanie przypadło Ci do gustu. Zmotywowałeś mnie potężnie do dalszej, intensywniejszej pracy, za co dziękuję równie serdecznie, co za dobre słowo.

Pozdrów proszę wszystkich, których warto pozdrowić – oczywiście ze szczególnym uwzględnieniem Twojej córki – i korzystaj z uroków wiejskiego lata, póki jeszcze trwa. Ja mam je na co dzień i chyba już zapomniałem, jak wielki to skarb. A przecież pewnych rzeczy – zdawało by się – nie sposób przecenić.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Pozdrawiam.

Bardzo fajne :) Polubiłam naszego bezimiennego elfa…

Głupi ten Karol ;p

Pisz tylko rtęcią, to gwarantuje płynność narracji.

Dziękuję. Przekażę mu lajka. Oczywiście o ile gdzieś tam jeszcze istnieje…

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Tekst napisany z jajem.:) Bardzo mi się spodobał. Karol to faktycznie ma talent pisarski. Normalnie pierwsza klasa! Zaskoczenie zmienia całe podejście do tekstu. :)

Pozdrawiam!

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Czarujesz, Moargiano. Czarujesz. W dodatku bardzo pięknie. Uśmiecham się do Ciebie, wiesz?

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

To się cieszę! :) Odpowiadam Ci również uśmiechem. Mam nadzieje, że będę częściej uśmiechać się, czytając Twoje teksty. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

To się może udać. O ile nie zajrzysz wgłąb “Szybu”. Tam nieco inny klimat panuje. Za to cała reszta tylko czeka, żeby wywołać Twój uśmiech.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Z miłą chęcią przeczytam. Tylko proszę dać mi trochę czasu. ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Ofiarowałbym Ci go chętnie, ale nie mam takiej władzy, albowiem Twój czas jest wyłącznie Twoją własnością.

Niemniej opowiadanka nigdzie się nie wybierają.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Kolejny dziś Twój tekst i już mam pewność, że to u Ciebie reguła. Bez wyjątków.

A że miałeś bardzo dobry pomysł, to i opowiadanie świetne. ;-)

 

w stro­nę wy­so­kie­go wzgó­rza o ła­god­nym, po­ro­śnię­tym wrzo­so­wi­skiem stoku. – …w stro­nę wy­so­kie­go wzgó­rza o ła­god­nym stoku, po­ro­śnię­tym wrzo­sem.

Stok porośnięty wrzosem jest wrzosowiskiem.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg, rozkminiałem przez jakieś pół minuty, jak by Ci tu należycie podziękować za odwiedziny pod moimi opowiadaniami, komentarze, każde bez wyjątku słowo (zwłaszcza te dobre) i – przede wszystkim – za to, że tak bardzo potrafisz mnie dowartościować, zmotywować do dalszej pracy i wprawić w nad wyraz kłopotliwe co prawda, jednak niezmiernie przyjemne poczucie dumy i satysfakcji.

Mam nadzieję, iż wybaczysz mi, że podziękowania za wszystkie Twoje komentarze zamieszczę tutaj.

Zdumiewasz mnie, Cieniu, każdym kolejnym opowiadaniem. Nie ma dla Ciebie rzeczy niemożliwych, umiesz napisać o wszystkim.

Te słowa zostaną ze mną już na zawsze, a w najbliższym czasie będę do nich wracał szczególnie często, bo akuratnie zamierzam napisać kilka rzeczy niemożliwych.^^

I postaram się znaleźć odpowiedni sposób, by Ci za nie podziękować.

 

Peace!

 

EDIT: pogubiłem się we własnych myślach: rozkminiałem przez te pół minuty, myślałem, i chyba mam pomysł. Nie wiem, czy coś z tego wyjdzie, ale spróbować na pewno warto.

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Dopóki nie zdałam sobie sprawy, czego całość dotyczy, to było dobre, ale w sumie nic specjalnego.  Ale jak już połapałam się o co chodzi, no to spojrzenie na sprawę od razu inne :)

Świetny pomysł na ukazanie apokalipsy wymyślonego świata i zgubnego wpływu podcinania skrzydeł.  

Nie wiem, czy to było celowe, ale z tym wyśmianiem dziecka i końcem światów skojarzyło mi się, że czasem takie szydzenie i krytykowanie rzeczywiście może mieć bardzo negatywny wpływ na młodego człowieka – jakby zawalił mu się świat. 

lenah, witam Cię serdecznie na granicy ginącego świata, do którego od dawna nikt już nie zagląda.

Cieszę się, że opowiadanie Ci się podobało już jako niejasność. A że jako jasność spodobało Ci się jeszcze bardziej, cieszę się podwójnie.

Tak, to było celowe. Trochę autopsyjne nawet. Niemniej fakt, że jestem tutaj, tworzę i nawet zaczyna mi coś z tego wychodzić, kładzie nacisk na “trochę”.

 

Dzięki wielkie za wizytę i komentarz.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Trochę się wynudziłem. Rozumiem, że ani dzieło dziesięciolatka, ani wspominki przeciętnego robotnika nie są z zasady ciekawe, ale czuję się jako czytelnik trochę oszukany. Zwabiony piórkiem i komentarzem Lenah liczyłem na coś innego. 

Całość nabiera sensu pod koniec. Pierwsze zdanie jest ciekawe (sto dni i sto nocy bez odpoczynku – o co mogłoby chodzić), ale potem wieje nudą. Aż musiałem przewinąć w górę, by się upewnić, że nie ma tagu “grafomania”, “absurd” czy “humor”. No nie było, czytałem dalej. Przebłyski humoru się pojawiły, ale ostatecznie opowiadanie pozostawia niesmak… Niesmak, bo zniszczone marzenia są strasznie gorzkie. A o zniszczonych marzeniach, jak rozumiem, chciałeś opowiedzieć. 

A zatem czuję się oszukany, sądząc jednocześnie, że taki był Twój zamiar. Czytałem z uśmiechem politowania opis ekwipunku elfa. Potem ten uśmiech zmazywałeś z mojej twarzy. Na koniec został grymas, jakbym pestkę z grejpfruta rozgryzł. (Oczywiście mam na myśli moją wewnętrzną “twarz”, zewnętrzne oblicze funthesystema pozostało kamienne :D). Czułem się jak obecni na tej rocznicy ślubu. 

Nie potrafię stwierdzić, czy mi się spodobało, czy nie. Twór wydaje się trochę hermetyczny. Najlepiej zrozumieją go ci, którzy sami podejmowali się prób literackich. Zadziała, bo będą potrafili się utożsamić z Karolem. Ale nawet po zrozumieniu tekstu, pozostaje on dla mnie pusty. Poszedłeś na łatwiznę, uciekając się do dwóch stereotypów: grafomańskiego fantasy i przeciętnego robotnika. Opisy elfa i jego zakrwawionej dupy były nudne. Tak samo fragmenty “robolskie”, choćby ten o zepsutej kanapce. Wartościowe wydaje mi się chyba jedynie przedstawienie epizodu z rocznicy ślubu. Tam, wśród szwagrów i ciotek, rozegrała się mała, osobista apokalipsa. 

Jak widzisz, Cieniu, mętny komentarz odzwierciedla mętny odbiór. Coby to jakoś na koniec podsumować, nasunęła mi się taka metafora: “Jak giną światy” jest jak wódka. Kiedy się ją pije, nie smakuje. Ale kiedy dotrze do głowy – jest fajnie. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Y!

 

Najsampierw chciałbym Cię przeprosić za rozczarowanie. Za gust lenah nie odpowiadam, ale piórko faktycznie nie do końca jest fair. Wokół konkursu, w którym to opowiadanie wzięło udział – i który, że się pochwalę – wygrało, swojego czasu wybuchło małe zamieszanie i trochę kontrowersji, bo Jego Jajeczność Didżej samowolnie rozdał kilka(naście?) piórek tekstom poza normalnym trybym. Ale piórka już zostały, a ja – choć nie do końca usatysfakcjonowany drogą, jaką je zdobyłem – jestem jednak bardzo kontent, że jest. Przydało się.

Nie potrafię stwierdzić, czy mi się spodobało, czy nie. Twór wydaje się trochę hermetyczny. Najlepiej zrozumieją go ci, którzy sami podejmowali się prób literackich.

Myślę, że tutaj za bardzo popadłeś w skrajność. Chyba każdy, kto kiedykolwiek poczuł się publicznie upokorzony – czyli… KAŻDY? – niezależnie od tego, czy upokorzenie miało miejsce naprawdę, czy tylko rozegrało się w głowie delikwenta, jest w stanie utożsamić się z Karolem. Już abstrahując od form sztuki wszelakiej, które mogą tutaj z powodzeniem zastąpić akty literckie, są jeszcze jakieś podśmiechujki podczas szkolnych apelów, gdy człowiek się zająknął, konkursy szkolne, gdy człowiek się pomylił, potknięcie się podczas pierwszej komunii, czy nawet publiczne obściskiwanie przez jedną z niezliczonych ciotek Zofii tego świata, kiedy człowiek jest już “zbyt dorosły” na takie pierdoły, zrobienie z siebie idioty, chcąc się popisać przed kimś, na kim nam zależy… Chyba wszyscy mamy jakieś takie wspomnienia, które budzą w nas niesmak, zażenowanie i nieraz pewnie wstyd. I które coś w nas niszczą, jakąś cząstkę niewinności.

Czy tekst jest oparty na schematach? Być może. Nie siliłem się tutaj jednak na nic ponad to, by sprostać wymogom konkursu i w niedługim tekście opowiedzieć o końcu świata. Miało to być, oczywiście, jeszcze napisane tak, by sama lektura była przyjemnością. Ale skoro mówisz, że było nudno, to widać się nie udało. A w każdym razie niezupełnie. Ale przynajmniej jesteśmy kwita.^^

Czułem się jak obecni na tej rocznicy ślubu. 

Więc przynajmniej Ziemiomorze jest takim, jakim być powinno.

Skoro jednak stanęło na tym, że jest wódka i jest w sumie fajnie, to wypijmy za to! Zdrowie!

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

A, to jedno z tych piórek. 

Myślę, że tutaj za bardzo popadłeś w skrajność.

Nie do końca skrajność. Miałem na myśli, że NAJLEPIEJ zrozumieją tekst ci, którzy podejmowali się podobnych prób. Nie wiem, jak odebrałby to ktoś, kto piszących ma w poważaniu. Testowałeś na kimś takim może?

No, na zdrowie :)

 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Nie. A w każdym razie nie świadomie – nie mam serca nakłaniać kogokolwiek do mnie czytania.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Humoru jak zwykle u Ciebie sporo, ale w moim odczuciu to opowiadanie jest jednak przede wszystkim gorzkie. Zwłaszcza, że jest to goryczka dobrze mi znana ;) Historię mojej pierwszej próby – a zarazem porażki – literackiej już słyszałeś, więc pewnie rozumiesz o co chodzi. 

Spodobało mi się jednostkowe, niedosłowne podejście do apokalipsy, pokazanie czytelnikowi małej, kameralnej tragedii, która liczy się tak naprawdę tylko dla jednego człowieka i często przez otoczenie bywa niezauważana. 

Na plus też zagranie na oczekiwaniach czytelnika. Tekst zaczyna się jak grafomańskie fantasy, a okazuje się… no cóż, grafomańskim fantasy. Fajny zabieg ;)

Napisane porządnie, profesjonalnie, ale u Ciebie to norma (chociaż coraz bardziej doceniam Twoje umiejętności do tworzenia plastycznych opisów). Lubię sobie tak płynąć przez tekst… 

Tytuł pro. 

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Gravel, dziękowałem Ci już za komentarz, zdaje się, inaczej i przy innej okazji, ale że za dość postanowiłem uczynić wszystkim moim zaległościom komentatorskim i ulżyć tym samym sumieniu, publicznie powtórzę:

Dziękuję.

Pochwały i uwagi cokolwiek skromnym pominę milczeniem (gdybym potrafił Cię w tej materii oszukać, dodałbym, że rumienię się jakoby dziewica przechodząca koło stogu siana), a pierwszej literackiej próby, mimo wszystko, zazdroszczę. Choć ja bym pewne rzeczy inaczej rozegrał. No, ale ja zawsze byłem ten pyskaty.

Z ukłonem w pas,

Twój Cień

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Być może Fun ma trochę racji. Nie wykluczam tego, ponieważ opowiadanie strasznie mi się spodobało, a to z tego względu, że…

…no cóż, można by powiedzieć, że jestem Karolem.

Nawet wiek się zgadza, zawód – może nie do końca, ale dość blisko.

Na swoją obronę mam to, że nad opcją zostania papieżem zastanawiałem się bardzo krótko. Miałem jakieś 8-9 lat. Proboszcz roztoczył nam na katechezie wizję awansu w hierarchii kościelnej. To było bardzo inspirujące z punktu widzenia kilkuletniego chłopca. Na szczęście dość krótko.

Niemniej – sądzę, że prawdziwą puentą tego opowiadania jest to, że choć “Morzoziemie” umarło, to na swoje przywołanie z niebytu wciąż czekają krainy o niebo ciekawsze i mniej pretensjonalne.

Jest czas. Póki żyje Karol.

Elfa zbrojnego w smoczy ekwipunek jakby mniej żal.

No dobra, trochę żal, szczególnie zakrwawionych pośladków :)

… ale dajmy już mu spokój.

 

Czytelnik! Mój Boże, a ja taki… nieprzygotowany!

 

Witam, witam, Panie “Karolu”!

Bardzo się cieszę, że raczyłeś raz jeszcze wydźwignąć Morzoziemie z niebytu, a jeszcze bardziej, że sprawiło Ci to przyjemność, choć pewnie na swój sposób gorzką.

Jako niedoszły ministrant – nie pytajcie, to nie będę musiał odpowiadać – przyznaję, że również znam tę mroczną fascynację, jaką dobry katecheta potrafi wzbudzać w dziecięcych umysłach (choć dalej niż poza komżę ambicjami nie wybiegałem – i chwała Bogu: wyobraźcie sobie moje kazania;). Na szczęście siły potężniejsze niż ja uchroniły mnie przed tym błędem.

Ale wróćmy może do tej ciekawszej fantastyki i bardzo trafnego spostrzeżenia: póki żyje Karol, póty mieszkańcy Morzoziemia – kto wie, może mniej infantylnyego i pretensjonalnego – i innych, z pewnością ciekawszych światów, mogą mieć nadzieję.

Żyjmy więc, silver_adwencie, bo elfy nas potrzebują!

 

Bardzo dziękuję za Twoją tu obecność i jej świadectwo, nawet jeśli w ostatecznym rozrachunku okażą się to tylko ślady na piasku i kręgi na wodzie w od dawna wymarłym świecie.

Ech, chyba zrobiłem się sentymentalny.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Nowa Fantastyka