- Opowiadanie: Ragga - Czerwony przycisk

Czerwony przycisk

Apokalipsa z nieco innej strony.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Czerwony przycisk

– Ja rozumiem, że niedawno przejął pan tę posadę, panie prezydencie, ale takie zachowanie nie ma najmniejszego usprawiedliwienia. – mówiłem do niego, ale jak grochem o ścianę. Dwadzieścia lat nauki w szkołach i na kursach, żeby moim szefem miał być taki półgłówek? Żeby prezydentem Polski miał być taki półgłówek? Do czego to doszło, Piłsudski w grobie się przewraca.

– Andrzej, daj spokój – mówił do mnie minister sportu, kolega od flaszki i współruchacz niejednej kurewki – Musimy o czymś porozmawiać. Chyba jestem ci winien kilka wyjaśnień. Jesteśmy ci winni.

– Do cholery, o czym ty mówisz Edward? – prezydent nadal stał koło nas wpatrując się ślepo w ścianę.

Spojrzał na niego. Było to spojrzenie z rodzaju tych, które wysyła się małym dzieciom, kiedy ubrudzą sobie buzię lodem. Troska. A powinien być wkurzony na tego nieudacznika. Jak można gadać takie głupoty na referendum? Jak? Cały kraj się śmieje. Cała Europa.

– To sobowtór – rzucił.

– Sobowtór? – spytałem kontrolnie, bo dokładnie słyszałem co powiedział, każdą zgłoskę. – Nie może być.

– A jednak. Dokładniej – zaczął, rozejrzał się po pokoju prezydenckim. Przy drzwiach stało dwóch bodygardów zapiętych po szyję i uzbrojonych po zęby. Od razu bezpieczniej. Zniżył głos. – To robot.

– Niech cię szlak, Edward. Słyszę co mówisz, ale na samą Konstytucję RP przysięgam, że ci nie wierzę. Jak to robot? Bzdury. – Wyglądał na oszołoma, ale robot? Przecież to niemożliwe. Dzisiejsza technologia… nie możliwe!

– Kongres się uparł i bach, jest. Nie mieliśmy nic do gadania. Wiesz jak z nimi jest. – podszedł do ukrytego barku, wystukał pięciocyfrowy kod i wyciągnął nastoletnią brendy. Podniósł ją do góry i wysłał mi znaczące spojrzenie. Nie odmówię.

Powoli przegryzłem jego słowa, ale były twarde jak kamienie. Robot, w Polsce? Kiedyś widziałem program o tworzeniu robotów. Kątem oka oczywiście, bo akurat piłem z Zygmuntem ze Ministerstwa Zdrowia. Mówili, że technologia wchodzi dopiero w Chinach, Japonii. Pewnie w Stanach też, ale za to nie dam sobie jaj uciąć.

– I powiedz jeszcze, że ma bateryjki w dupie. – brnąłem. Farsa, czy głupi żart Edwarda. Naprawdę trudno powiedzieć.

– No to spójrz. – rzucił do mnie i odstawił szklankę na stół – Panowie, możecie wyjść? – spytał ochroniarzy. Spojrzeli po sobie, po czym wyszli. Takie same półgłówki jak cała reszta. Zasłonił granatowe kotary w trzech wielkich oknach. – Panie prezydencie. – odparł.

Prezydent kiwnął głową. Edward ściągnął jego marynarkę, rozluźnił krawat, a później zaczął rozpinać koszulę. Wystarczająco obleśne. Kiedy rozpiął ostatni guzik pokazał klatkę piersiową prezydenta. Wtedy oniemiałem. Zapamiętam ten widok chyba do końca moich dni, choć z lekka niechętnie. Wybałuszyłem oczy wyglądając przy tym bardziej głupio niż zazwyczaj. Na klatce prezydenta, zamiast włosów i sutków, było multum pozwijanych, kolorowych kabelków. To chyba jakiś żart. Niech mnie szlak. Na środku, a może raczej z lekka po lewej stronie świecił na czerwono spory przycisk on/off. Cud, że nie było widać tego światła przez koszulę.

– Wystarczy dowodów? – spytał.

Wyraz twarzy prezydenta był tak samo tępy jak wcześniej. Już mi się kiedyś zdawało, że żaden człowiek nie gadałby takich głupot, że musiał być zaprogramowany. A tu masz? Jednak trzeba wierzyć przeczuciom.

Edward powoli zapiął mu koszulę, włożył w spodnie, zawiązał bordowy krawat i założył marynarkę. Marionetka jak nowo narodzona.

– Kto? – spytałem tylko.

– Europa, – zaśmiał się Edward – Unia.

Pan Robot usiadł na swoim fotelu. Pod nogami znalazł srebrną teczkę. Gdybyśmy zwrócili na niego uwagę od razu dostałby po łapach. Ale nie dostał. Rozszyfrował zamek w teczce i otworzył ją. Dopiero wtedy zauważyliśmy co ma przed oczyma.

– Za Polskę, za kraj, za śmierć. – powiedział tylko. Nie miałem czasu zastanawiać się co znaczyły jego słowa.

Nacisnął czerwony guzik znajdujący się w teczce. Kiedy do odpowiednich oddziałów dotarła wiadomość o konieczności wypuszczania bomby atomowej nie było już odwrotu. Nie zdążylibyśmy wyrecytować alfabetu, a już biała bomba ruszała w odpowiednim kierunku.

– Jezusmaria – wycedziłem.

Nie mogłem rozszyfrować miny Edwarda. Z jednej strony był w takim samym szoku jak ja, z drugiej, jakby się tego spodziewał.

– Nic nie powiesz? Jest już po nas! – krzyknąłem.

– Apokalipsa 2014 – wycedził i uśmiechnął się półgębkiem.

– Za śmierć – rzucił jeszcze pan prezydent robot.

Koniec

Komentarze

Pomysł ciekawy, ale rozłożony wykonaniem.

Błędny zapis dialogów. Czasami gubiłam się, o kim mowa. Na przykład tu:

prezydent nadal stał koło nas wpatrując się ślepo w ścianę.

Spojrzał na niego.

Kto spojrzał i na kogo? Bo w poprzednim zdaniu podmiotem był prezydent, który patrzył gdzieś indziej. Jeszcze trochę drobiazgów.

Co znaczy “za śmierć”? To toast, motyw zemsty (ale za czyją śmierć?), jeszcze coś innego? Kto tak głupio zaprogramował robota?

Babska logika rządzi!

…a nie pisze się “szlag” a nie “szlak”? Ja tam nie wiem, ale mnie to jakoś kole/bodzie po oczach :) 

Zależy, co ma się na myśli. Jeśli turystyczny, to raczej szlak. W tym przypadku raczej ten drugi.

Babska logika rządzi!

…a to dobrze mnie bodło/kolało. kolało też mnie bodzie. Koli. koka-koli.

Kłuje, kłuło?

Babska logika rządzi!

kakao – i po makale

wystukał pięciocyfrowy kod i wyciągnął nastoletnią brendy.

Wyciągnął brendy czy Brendy? A jeśli to drugie, to ile miała dokładnie lat i czy jest na sali prokurator? :)

(nie, nie ma tu błędu innego niż brandy – ale pośmiać się zawsze można ;) )

 

O dzikim szlaku górskim, którego pokarmem ulubionym są Edwardy, było już wcześniej :)

– Europa, – zaśmiał się

A ten przecinek to co? Pan tu nie stał!

 

No właśnie, o co tu chodzi, w tym “zaśmierciu”?

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Pan prezydent został zaprogramowany, żeby posłać bombę atomową w “odpowiednim kierunku”. Wtedy “odpowiedni kierunek“ (jeśliby zdążył) wysłałby bombę na Polskę. Początek końca. III WŚ.

Dzisiejsza technologia… nie możliwe! – jak piszemy nie z przymiotnikami?

 

Przeczytać i zapomnieć.

 

Pozdrawiam

Mastiff

Ja w sumie nie rozumiem, po co ta afera z robotem? Tej bomby nie mogły odpalić jakieś małe chińskie rączki? :)

Myślisz, że małe chińskie rączki dostałyby się do pokoju prezydenckiego? Chyba w opakowaniu z chińszczyzną xd Europejska wtyczka do rozwalenia spokoju. Nikt nie wie kto go zaprogramował, więc każdy ma czyste rączki.

 

Ani trochę nie przekonywająca historyjka. Kabelki na wierzchu, czerwone światełko, nikt nic nie wie, a bomby atomowe to już w ogóle…

I spokojnie, to nie Chińczycy zaczną. Za mądrzy na to.

Przeczytałam.

Tekst jest dość nieporządny – błędy w zapisie dialogów, szlag nie szlak, “niemożliwe” łącznie itp.

I jakieś słabe te zabezpieczenia…

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Mnie też niestety nie porwała ani ta historyjka, ani sposób, w jaki została napisana. Jednak duży plus za największe fantasy, z jakim zetknąłem się bodaj od ostatnich wyborów parlamentarnych – Polskę z dostępem do broni jądrowej.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Nie, nie nie (choć współruchacz godny zapamiętania). Trywialne i banalne i już się kajam za krytykę :(

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Przeczytałam. Teraz żałuję, że tak się stało, ale mam nadzieje, że zaraz zapomnę.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka