- Opowiadanie: Chochlik - Pochrzanione jajka

Pochrzanione jajka

Opowiadanie powstało na szybko, pomysł zrodził się niczym jajko, po czym rozlało się w moim umyśle. Czy wyszła z tego dobrze przyprawiona jajecznica, czy też mdłe gluty. Ocenicie sami.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Biblioteka:

dj Jajko

Oceny

Pochrzanione jajka

– Co?

– Jajeczko!

Dowcip stary jak świat, a jak zwykle dałem się nabrać. Moja sekretarka pani Przepiórka, nie mogła sobie odpuścić. Długo słyszałem jej głośny śmiech, niepasujący do jej drobnej postury.  Chociaż miała już swoje lata, pracowała jak zaczynałem robotę w biurze, to nadal wyglądała młodo. Jej skorupka nadal była bez skazy, piękna i gładka. Obcisły żakiet tylko dodawał jej uroku. Wielu próbowało dobrać się do jej żółtka i wielu potłukło się przy tym.

 

Sprawa była owalna, niczym porwany syn państwa Sadzonych. Sprawca – czarna kura domowa. Wolałem być przygotowany na najgorsze, dlatego gdy opuszczałem wydział, wszyscy patrzyli na mnie jak na wariata. Mało kto bierze na akcję pełen zestaw – obezwładniające jajka, wędzona kiełbasa oraz chrzan, co by sprawy nie schrzanić. Może i byłem szalony, ale swoje przeszedłem, wolałem dożyć kolejnego dnia choćby, jako wariat. Oklapnięte ucho – pamiątka po Gangu Wydmuszek, białe blizny na plecach – ślad po Kukuryku – kogucie-mordercy. Koszyk zawiesiłem na lewej łapce, prawej wolałem nie nadwyrężać zbyt mocno. Jeszcze w pełni nie doszedłem do siebie po ostatniej akcji. Zdjęcie szajki rozprowadzającej GMO – nowy narkotyk miało być łatwe i proste. Okazało się trudne i pełne ostrych krawędzi. Właśnie jedna z nich połamała moje delikatne kości. Guma, którą żułem tylko rozbudziła mój apetyt na marchewkę, od której podobno się uzależniłem. Podobno źle na mnie działała. Głupi konował. Spojrzałem na opakowanie. Skład: bla, bla, bla… karoten(0,7%). A miało być bez, prosiłem wyraźnie. W kitce miałem lekarza i jego durne rady. Potrzebowałem tego.

 

Wiedziałem, że daleko nie musiałem jej szukać. Ukryła się tam gdzie łatwo było wtopić się w tłum, pozostać anonimową. Zbyt długo robiłem w tej branży by dać się oszukać.

Drzwi od kurnika otworzyły się szeroko, ukazując mi całą grozę sytuacji. Mogłem się domyśleć, że coś było nie tak. W okolicy było zbyt cicho jak na kurnik. Specyficzny zapaszek, który wisiał w powietrzu, był nie tylko zapachem starych odchodów, ale też aurą strachu.

 

 Kury siedziały ściśnięte jedna przy drugiej, wyglądające niczym jedno wielkie kłębowisko piór. Nikt nie zareagował na moje wejście, wszystkie wpatrywały się w jeden punkt. To, co zobaczyłem sprawiło, że mocniej zabiło moje zajęcze serce. Na jednej z belek siedziała kura, sprawczyni całego zamieszania. Tuż obok niej kulił się porwany syn państwa Sadzonych, jajeczko w głowie swej mamusi. Wystarczyło muśnięcie pióra by roztrzaskał się on na podłodze. Kura była szalona, i planowała najwidoczniej złamać prastare powiedzenia – kura jajek nie marnuje.

 

Wyjdzie moje panie – powiedziałem, nim uświadomiłem sobie, co takiego uczyniłem. Stałem w drzwiach, zasłaniając im jedyne wyjście. Oszalały ze strachu pierzasty huragan ruszył w moją stronę, pełen ostrych dziobów, zakrzywionych szponów. Błyskawicznie sięgnąłem po mój kiełbasiany bicz. Posyłając go w powietrze, modliłem się by trafić. Udało się! Końcówka owinęła się wokół jednej z belek, wysyłając w lot nad oszalałym stadem. Gdy wylądowałem spojrzałem w oczy porywaczki. Zobaczyłem w nich dziwne błyski, źrenice były rozszerzone, a pióra miała nienaturalnie nastroszone. Miałem przechrzanione, amulet z chrzanu nie mógł pomóc tym razem. Kura była naćpana aż po sam grzebień. Tylko jedna rzecz tak działała na te biedne istoty. GMO! Narkotyczne ziarna zmieniające je w oszalałe, bezrozumne istoty, gotowe popełnić największą zbrodnie swej rasy – rozbić jajko. Nie było, na co czekać. Sięgnąłem do koszyka po dobrze znane mi kształty. Nadgryzłem lekko skorupkę. Zapach amoniaku podrażnił moje wrażliwa nozdrza. Spojrzałem na trzymany w ręku granat, po czym zamarłem. Ktoś pomalował moje jajka w pisanki, zmieniając je w czerwono-białe coś z czarnym paskiem pośrodku. Zawór bezpieczeństwa otaczało czarne kołem. Widocznie koledzy zażartowali ze mnie, zafascynowani jakąś durną kreskówką. Wściekły rzuciłem granatem, nawet nie celując zbytnio. Poniewczasie uświadomiłem sobie, że rzuciłem prawą łapką, która nie była do końca sprawną. Jajeczny pokeball roztrzaskał się u stóp sprawczyni uwalniając złośliwe opary. Zgniły fetor rozszedł się po całym pomieszczeniu. Łzy napłynęły mi do oczu, schrzaniłem sprawę! Granat miał eksplodować gdzie indziej, miał odwrócić jej uwagę. Teraz mogłem tylko patrzeć, jak oszalała otępiającym zapachem, zaprawiona dodatkowo GMO, kura jak szalona machała skrzydłami, tańcząc na belce. Nagle ofiara potrącona przez rozszalała porywaczkę zakołysała się niebezpiecznie. Zahipnotyzowany patrzyłem jak balansuje na krawędzi. Gotów byłem przysiąc, że uda mu się złapać równowagę. Ptak jednak nagle machał gwałtownie skrzydłami, po czym runął w dół zabierając ze sobą porwane jajko. Mogłem tylko spoglądać jak skorupka nie wytrzymują naporu podłogi, po czym pęka. Żółta posoka rozlewała się po podłodze, mieszając się z czerwienią płynąca z drugiego ciała. Opadłem na kolana, zawiodłem, czułem jak żółć podchodzi mi do gardła…

Na szczęście do tego nie doszło – powiedziałem szybko uspokajając w samą porę tłum, który gotował się, by mnie zlinczować. Oto uratowany syn państwa Sadzonych! Odsunąłem się szybko na bok, by wszyscy mogli zobaczyć żywą i całą ofiarę. Lekarz miał, jednak racje. Karoten sprawiał, że moje wygłupy nie miały żadnych granic. Trzeba iść na odwyk – pomyślałem wracając na komendę.

Koniec

Komentarze

Hmmm. Nie porwało mnie. Trochę za dużo literówek, a potem raczej słabe wyjaśnienie zdarzeń.

Babska logika rządzi!

Chyba do tekstu wdarł Ci się jakiś Chochlik i zrobił w nim straszliwą masakrę – interpunkcja leży, wszędzie literówki i dziwne, niezrozumiałe zdania, a finał jest niezgodny z regulaminem (1. Jesteście zającem i musicie uratować jajko Państwa Sadzonych.), więc jeśli Jury będzie upierdliwe, to nie masz nawet cienia szansy na wygraną. Podręcznikowy strzał w… jajko. Przeczytaj całość jeszcze raz i popraw błędy, byle chyżo, póki nikt z Jury tu nie zaglądał.

 

Co do samej fabuły, to ograniczę się do stwierdzenia, że pomysł z GMO ładny.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Widać, że pisane na szybko. Nie mogę się również oprzeć wrażeniu, że troszkę “na odwal się”. Do poprawki, Chochliku.

"Nie wierz we wszystko, co myślisz."

Zgubiłam się w trzecim akapicie… W ogóle nie wiedziałam, o co chodzi! Strasznie pokręcone… Ale faktem pozostaje, że błędów jest sporo, więc poprawki byłyby jak najbardziej wskazane.

Ale chrzan, żeby nie schrzanić sprawy – bezcenne :)

Przydałby się jeszcze jakieś kurze rozwinięcie skrótu GMO (na przykład: Gdzie Maskonury Odlatują)

 

/edit

aha, tag bizarro jak najbardziej wskazany :)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Dziękuje za opinie. Sprawę schrzaniłem pomimo ochronnego amuletu. Pójdę i i ochrzanie sprzedawczynie chrzanu. Tak, na serio… to macie racje mocno pospieszyłem się z wrzuceniem opowiadania. Napisałem je wczoraj, ad hoc i pomimo sprawdzania nie zauważyłem błędów. Wstyd… Przyszedłem się przywitać i taka plama. No, cóż człowiek uczy się na błędach. Mam nadzieje, że poprawione opowiadanie choć trochę polepszy Waszą opinie o mnie i o moich umiejętnościach pisarskich.

Dalej są błędy, np. “co by sprawi nie schrzanić.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Gotów byłem przysią,

Aaaaa!

 

Miałeś tyle czasu, czemu nie poprawiłeś błędów? Fu, fu!

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

“Chociaż miała już swoje lata, pracowała jak zaczynałem robotę biurze, to nadal wyglądała młodo.“ – To zdanie jest, choć niby krótkie, mocno zawiłe. Poza tym brakuje “w” (robotę W biurze).

 

“Jej skorupka nadal była bez skazy, piękną i gładka Obcisły żakiet tylko dodawał jej uroku.”

Piękna, nie piękną, a na końcu zdania brakuje kropki.

 

“…gdy opuszczałem wydział, wszyscy patrzyli się na mnie jak na wariata.“

Patrzyli, nie patrzyli się.

 

“Mało, kto bierze na akcje…” – zbędny przecinek. I chyba raczej na akcję niż akcje.

 

Dalej nie łapię błędów. Ale nad interpunkcją z pewnością musisz popracować. I jest też sporo literówek.

 

Przeczytałam, jest parę fajnych zabaw słowami, ale i mnie rozwiązanie w sumie nie satysfakcjonuje, niestety.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Ślepota autorska nie boli, ale dokucza. Kurcze staram się czytać tekst po kilka razy powoli, ale i tak nie udaje mi się wyłapać wszystkich literówek. :/

Mogłem wymyślić lepsze zakończenie, ale jakoś nic nie wpadło mi do głowy. Trudno zostanie takie jakie już jest. Zresztą szansę na wygranie mam mierne.

Więcej wiary w siebie ; ) Nie bierz udziału w konkursach z założeniem, że “szanse masz mierne” tylko “a nuż uda się wygrać? Napiszę tak, żeby się dało!” ; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Staram się :) pomysłów na opowiadania mam mnóstwo, zbyt często jednak się spieszę i stąd te błędy. Wiem, że muszę dużo pracować nad tym by ich unikać. Więc każdy konstruktywna krytyka jest mile widziana. :)

Byłem, czytałem.

 

EDIT: O, kolega z Radomia? Rzadki widok na tym portalu :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nie tylko jajka w tytule są pochrzanione, pochrzaniony jest cały tekst.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka