- Opowiadanie: gnoom - Zajęcze serce

Zajęcze serce

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Zajęcze serce

Marchewkofon zadzwonił znajomą melodią „Highway to Hell”.

Kliknąłem zieloną słuchawkę, schroniwszy się uprzednio za pokaźnych rozmiarów kamieniem, coby żadne pociski z pola bitwy mojej skromnej osoby nie trafiły.

– Halo?

– Cześć, kochanie. – W słuchawce zadźwięczał radosny głos mojej żony. – Jak sytuacja na froncie?

W niemej odpowiedzi na jej beztrosko brzmiące pytanie czekoladowe jajko przeleciało tuż nad moją głową. Byłem dobrze chroniony, jednak stojąca dalej seksowna pisanka nie miała tyle szczęścia. Widok roztrzaskującej się skorupki nie należał do najprzyjemniejszych.

– Nie najlepiej, dziubku. To co miało być rutynową akcją ratunkową przerodziło się w regularną batalię.

Ze znalezieniem jej nie miałem większych problemów albowiem pani Kurczacka była w Jajeczkowie powszechnie znaną personą. Wszystko zaczęło się, kiedy dotarłem do chatki. Przed drzwiami przechadzał się bowiem kogut, skutecznie uniemożliwiając wejście do środka. Plan doświadczonych, pisankowych wampów polegający na wywabieniu wspomnianego osobnika zalotnymi uśmiechami i posyłanymi całusami spalił na panewce. Co gorsza nie dość, że pozostawał obojętny na damskie wdzięki, to jeszcze zaalarmował swoją małżonkę, służbista jeden. Ta zaś wyszła na zewnątrz, trzymając na skrzydłach naręcze broni – dwie proce i słodką amunicję do nich. Wyglądało na to, że nie obejdzie się bez bijatyki.

Na pierwszy front posłałem kiełbasę drobiową. Szybko okazało się jednak, że została ona wykonana z niejakiego Heńka, kuzyna porywaczki. Parówa stwierdziła kategorycznie, że z własną rodziną walczyć nie będzie, po czym z godnością odeszła w kierunku jeszcze nie zachodzącego słońca.

Wtedy wtrącił się chrzan. Zaczął coś chrzanić o swoim doświadczeniu wojskowym. Rzekomo kiedyś jakiś generał smarował nim swoje kanapki z szynką, przy okazji opowiadając mu o rzemiośle wojennym. Słoik zasugerował atak frontalny pod jego komendą, na co ja naiwnie przystałem. I jakkolwiek chrzan w ochrzanianiu był dobry, tak zmysłu taktycznego opatrzność mu poskąpiła. Jakby tego było mało, ptasie małżeństwo wykazało się zaskakującymi umiejętnościami w miotaniu owalnymi pociskami do ruchomych celów.

Skutkiem tego znaleźliśmy się w obecnej, dość patowej sytuacji. Jajka bojowe poległy bohatersko w ataku kamikaze zaordynowanym przez naszego pożal się Boże dowódcę, który krótko po tym sam padł ofiarą celnie wystrzelonej czekoladki. Seksowne pisanki bardzo przytomnie pochowały się gdzie popadnie, jednak nie wszystkim udało się uniknąć losu ich walecznych przyjaciół.

– Wydawać by się mogło, że los synka państwa Sadzonych jest przesądzony. – W tym miejscu zrobiłem efektowną pauzę. – Na szczęście w przytomności umysłu przypomniałem sobie o moim starym znajomym, który mógłby nam przyjść z pomocą.

Odpowiedziała mi grobowa cisza. Przez chwilę miałem wrażenie, że się rozłączyła i już miałem sam zrobić to samo, kiedy usłyszałem jak pyta:

– Chyba nie zadzwoniłeś… po Niego? – W głosie mojej kochanej pani Zajączkowskiej wyrzut mieszał się z przerażeniem. Moja duma prysła nagle niczym bańka mydlana.

– Nie miałem innego wyboru, kochanie. Tu chodzi o ład i bezpieczeństwo Jajeczkowa. Nie możemy pozwolić… – Moją przemowę przerwało nagłe poruszenie w krzakach za domem państwa Kurczackich. – Nadchodzi. Muszę kończyć… Kocham cię – dodałem po chwili wahania i nacisnąłem czerwony przycisk.

Dwa krzewy odgięły się na boki, ukazując wyszczerzony w uśmiechu pysk. Zanim Kurczaccy zorientowali się w sytuacji, było już za późno. Zbigniew Chytrus, lis i lokalny łowca ptactwa oraz drobnych zwierzątek, jednym susem przesadził chatkę i znalazł się pomiędzy nimi. Silnym ciosem swojej rudej łapy przetrącił kark pana Kurczackiego, zaś przerażoną małżonkę pochwycił ostrymi jak brzytwa zębami i połknął w całości. Wszystko trwało nie dłużej, niż kilka uderzeń przerażonego, zajęczego serca.

Uśmiechnął się tryumfalnie. Już miał zabrać się za dalszą konsumpcję, kiedy nagle jakby sobie o czymś przypomniał. Obróciwszy się, bezpardonowo oderwał dach niedużej chatki i wyjął ze środka zapłakanego Józia Sadzonego. Postanowiłem, że to dobry moment na wejście.

Przyuważył mnie kątem oka i trochę od niechcenia rzucił dzieciątkiem państwa Sadzonych w moim kierunku. Gdyby nie mój refleks, prawdopodobnie nie byłoby co zbierać.

– Dzięki za darmową wyżerkę, mały – rzucił, nie patrząc nawet w moim kierunku. Podniósł leżące na ziemi zwłoki koguta. – Polecam się na przyszłość.

– Nie ma za co – odparłem niepewnie. Wróciłem do koszyczka i schowałem biednego Józia pomiędzy dwie ocalałe sexy pisanki. Chytrus sprawiał wrażenie całkowicie niezainteresowanego losem tego, któremu chwilę wcześniej uratował życie.

– Do następnego razu! – krzyknął na pożegnanie, po czym odgryzł głowę Kurczackiego.

Nie odpowiedziałem. Obróciłem się na pięcie, nie chcąc być świadkiem dalszej części krwawej uczty.

Ruszyłem w kierunku miasta. Zadanie zostało wykonane.

Koniec

Komentarze

Aaaach, jest i ekskremencja ratunkowa! :) Czytałem! :)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

 Ale się uśmiałem…

Mastiff

Epicki rozmach. ;-)

Babska logika rządzi!

Pan Kurczacki, pani Kurczacka, państwo Kurczaccy.

:-) Dość osobliwe “wojsko”… :-) Podobało się, pośmiałem się.

Zabawne. I rozmach że ko-ko!

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Właśnie trochę recepcji się obawiałem, bo od zamysłu odbiegłem i zając raczej tchórzem, aniżeli bohaterem jest. Ale nadal – miód dla duszy.

Fiszu, bądź łaskawy i zdeneologizuj swój zwrot, bo nie wiem czy się ukłonić, obrazić czy przejść obojętnie. I przez kilka dni nie będę mógł spokojnie spać.

"Nie wierz we wszystko, co myślisz."

O, jak odebrałem ci sen, to nic nie będę robił ;)

 

 

 

No dobra, przez chwilę znów poczułem przemożną chęć pografomanić w komentarzu ;)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Ździebko humoru, sprawnie napisane. 

Do poczytania.

Opowiadanie całkiem przyjemne, bez zgrzytów przy czytaniu. Na szczególną uwagę zasłużył jednak Zbychu; konkretnie zarysowana, wyrazista postać. Taki trochę Dirty Harry. Jednak, prawdę mówiąc, bardziej pasowałby mi na stereotypowego Złego Wilka niż na lisa. A jeszcze bardziej na anakondę, skoro był w stanie połknąć Kurczacką bez gryzienia. W całym tym szaleństwie to jedno przerysowanie trochę mi się gryzie, ale że sam konkurs dusi się niejako w oparach absurdu, to się nie czepiam. Zresztą, jak mawiał mój ulubiony Zbawiciel: Kto z was jest bez winy… A ja, przynajmniej jeśli chodzi o absurd, swoje za uszami też mam, i to nie tylko w tym konkursie (sorki, za autoreklamę).

 

Dobrze mieć jakąś konkurencję, a jeszcze lepiej mieć konkurencję przyzwoitą.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Ja tylko pragnę zaznaczyć, że wystartowałem w tym konkursie zanim to było fajne. :D

"Nie wierz we wszystko, co myślisz."

i już miałem sam zrobić to samo

Zbędny zaimek.

 

Przeczytane.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Już po konkursie i po świętach, ale dobrze się czytało. Głównie ze względu na tą grozę. Przy czym oglądałam niedawno “Fantastycznego Pana Lisa” W. Andersona (polecam!) więc tym bardziej nie mogłam się nie uśmiechnąć ;)

Całkiem zabawna opowiastka; fajnie się czytało. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

OMG, ktoś jeszcze pamięta o tym opowiadaniu. Cóż, dziękuję za wizytę, regulatorzy. Cieszę się, że Ci się spodobało.

"Nie wierz we wszystko, co myślisz."

Muszę się przyznać, Gnoomie, że nie pamiętałam, ale natrafiłam i przeczytałam. Jak wspomniałam – fajnie było. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka