- Opowiadanie: lakeholmen - Twoja kolej, kochanie (18+)

Twoja kolej, kochanie (18+)

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Twoja kolej, kochanie (18+)

 

– Dzień dobry, koteczku. Jak się dzisiaj spało?

Poprawiam pościel, poduszkę i gładzę jego włosy. Posiwiał ostatnio, ale dalej jest przystojny.

– Umyjemy dzisiaj główkę, dobrze? Chcesz jajko na śniadanie?

Wiktor uwielbia jajka, koniecznie na miękko. Równo trzy minuty we wrzątku, ani chwili dłużej. Delikatnie osolone, najlepiej z odrobiną masła. Palce lizać.

– Ciekawe, jak tam wyniki badań. Martwię się tym nadciśnieniem. Cielecki mówił, że to tylko ostrzeżenie, ale ja wolę dmuchać na zimne. Nie możesz sobie pozwolić na miażdżycę, kotku.

Idę do kuchni przygotować śniadanie. Po drodze wchodzę do toalety, pęcherz ledwo mieści wszystko, co zgromadziło się w nim przez ostatnie dziesięć godzin. Kiedy ja ostatni raz tyle spałam?

Nie wycieram ostatnich kropelek, lubię kiedy wysychają same powoli. Wiktor nie znosi ich zapachu, ale nie będzie miał dzisiaj okazji go poczuć, a nawet jeśli, nic nie powie.

Uwielbiam przyrządzać jajka na miękko dla Wiktora. Równosiedem minut, ani chwili krócej. Stawiam na tacy kieliszek, obok kładę kromkę czarnego chleba, solniczkę i talerzyk z masłem. Jeszcze łyżeczkę, nóż i serwetkę, oczywiście. Chromowana taca kojarzy mi się z kasynem i kelnerkami roznoszącymi drinki. Mogłabym być dzisiaj kelnerką, Wiktor będzie wniebowzięty. Białe koronki, czarny, śliski materiał. Do tego pończochy. Wszystko dla mojego słonka, niech nacieszy oczy.

Gdzie ja podziałam ten fartuszek?

***

– Kochanie, śniadanie podano.

Stawiam tace na stoliku i siadam obok Wiktora.

– Zjesz jajko czy najpierw napijesz się herbaty?

Odcinam czubek jajka moimi ulubionymi nożycami, tymi, które kupiliśmy w Wiedniu. Biorę do ręki solniczkę i podziwiam pod ostre światło majowego, bezchmurnego przedpołudnia grę refleksów na idealnie sześciennych kryształach. Są zupełnie jak diamenty. Piękne. I wieczne, choć tak samo kruche, z tym, że diament nie oprze się ogniu, zaś kryształ soli wodzie.

– Jak diamenty, prawda, kotku?

Odstawiam solniczkę i chwytam nóż. Ostry odblask na ostrzu oślepia mnie przez chwilę, aż muszę zmrużyć oczy. Obracam nieco jego gładką powierzchnię i widzę swoje oczy. Zielone, z niebieskimi obwódkami.

– Nałożyć ci troszkę masła? Tak, jak lubisz?

Odkładam czysty nóż na tacę tak, aby zadźwięczał delikatnie, stal o stal, blask o blask.

– Wolisz najpierw za mamusię czy za żonusię? Kogo kochasz bardziej? Wiktor?

Zanurzam łyżeczkę w białku i starannie wykrawam pierwszą, stożkowatą porcję. To mój mały rytuał. Pierwszy kęs zawsze ma taki kształt.

Wiktor otwiera usta w niemym krzyku, kiedy łyżeczka dotyka jego wargi. Oparzył się, biedak.

– Myślałam, że pamiętasz, żeby podmuchać, skarbie. Zawsze zapominasz, zawsze. Dobrze, że to tylko białko, nie musimy zmieniać pościeli. Następnym razem bądź ostrożniejszy.

Przy następnej łyżeczce czekam chwilkę, na wypadek, gdyby znowu nie zdążył podmuchać.

– Znowu się ścięło. – szepczę, gdy na widok ściętego żółtka marszczy delikatnie brwi. Dawniej potrafił nie odzywać się kilka dni, kiedy nie wyjęłam jajek z wrzątku na czas. Teraz wprawdzie też nic nie mówi, ale chyba nie jest zły.

– Nie gniewasz się, prawda, koteczku? Czasami jajka na miękko wychodzą na twardo, tak już jest.

Tak już zawsze jest, koteczku.

 

***

 

Nienawidzę zostawiać Wiktora samego.

Staram się koncentrować na pracy, ale boję się, że kiedy ja omawiam akurat jakiś nic nieznaczący punkt umowy z przesadnie dociekliwą klientką, on właśnie dusi się wymiocinami albo leży w zabrudzonej pościeli, bo znowu nie zapanował nad odruchami.

Najgorzej jest w takie dni, kiedy, jak dzisiaj, zapomnę podać mu kaczki przed wyjściem. Jak ja mogłam zapomnieć? Nie wiem, jak on wytrzyma cały dzień. Powinnam wrócić do domu i zająć się nim, ale jeśli stracę pracę, to będzie koniec. Musi sobie dać radę, mój kochany chłopak. Na pewno da radę. Musi.

Za to w drodze powrotnej kupię sobie coś ekstra, jakiś nowy ciuch. Bieliznę. Właśnie tak, bieliznę. Coś koronkowego

Wejdę do sypialni, przebudzę go pocałunkiem, a potem zdejmę płaszcz i odwieszę na wieszak. Uśmiechnę się zalotnie i zapytam go czy chce zobaczyć, co sobie dzisiaj kupiłam. Potem obrócę się tyłem do niego i powoli, guzik za guzikiem, rozepnę sukienkę. Pozwolę jej opaść na podłogę, a Wiktorowi pozwolę podziwiać moją figurę. Jego ukochane biodra, jego wymarzone uda, moje nigdy nie pieszczone plecy.

– Spójrz, co sobie kupiłam, kochanie. Wzięłam Dorotę na zakupy. Razem przymierzałyśmy, ale ja wyglądam w tym o wiele lepiej. Jeszcze jeden komplet mi się podobał, taki turkusowy i zupełnie nie mogłam się zdecydować. Dorota też nie wiedziała. Wysłałam ci wiadomość, ale chyba spałeś, prawda?

Wiem, że w sypialni jest zbyt ciemno, żeby docenił mój wybór, rozsuwam więc story. Mruży oczy, długo leżał w mroku. Nie wygląda jakby spał.

– No i w końcu, nie mogąc się doczekać twojej odpowiedzi, posłałyśmy te zdjęcia mężowi Doroty, żeby nam doradził. To znaczy Dorota wysłała ze swojego, że niby to ona była na fotkach, ale nie wiem czy się nie domyślił. Myślisz, że ten komplet podobał mu się bardziej dlatego, bo stanik prześwituje? Dorota mówi, że on wprost uwielbia takie ciemne sutki i potrafi doprowadzić ją do szału swoimi komentarzami na plaży. Dobrze mi doradził, jak myślisz?

Dostrzegam napięcie na twarzy.

– Wszystko dobrze, skarbie?

I wtedy sobie przypominam. Biedny Wiktor, cały dzień był sam, a ja myślę tylko o uciechach.

– Przepraszam, skarbie! Już ci daję basen, na śmierć zapomniałam.

 

***

 

Kiedy Wiktor nie może zasnąć, siadam obok i czytam mu. Tak jak wtedy, kiedy byliśmy dopiero zakochanymi dzieciakami. Leżałam z głową na jego kolanach, a on czytał. To mogło być cokolwiek, liczył się jego głos i to, że jest obok.

Teraz też czytam cokolwiek, bo nic nowego nie kupuję, a po co mam czytać coś, co już zna. Zawsze zaczynam od darmowej gazety, którą rozdaje chłopak na rogu koło banku. Omijam tylko nekrologi, żeby mu nie było przykro. Parę dni temu dostałam nowy katalog kosmetyków, ten wysyłkowy. Kolory i zapachy mają takie niesamowite nazwy! Chciałbym pracować jako ktoś, kto je wymyśla, to musi być bajka, nie praca. „Nie, to nie jest azurowy lazur, raczej lazurowy azur". Szał, naprawdę.

– Jak można by dostać taką pracę, jak myślisz, Wiktor?

Nie, żebym nie lubiła pracować w banku, ale zawsze robię to samo, a poza tym, nie lubię przekazywać złych wieści, wszystkich tych decyzji odmownych albo windykacji.

– Ech, Wiktor, żebyś wiedział, jak mi jest żal tych ludzi, których nie stać na samochód albo dom. Maja naprawdę spaprane życie, każdy dzień taki sam, czekając na zmianę, która nigdy nie nadejdzie. Oni czekają na cud, Wiktor, a ten cud przecież nigdy nie nadejdzie. Żal mi ich tak bardzo.

Wiktor nie lubi, kiedy płaczę. Odwraca wtedy oczy. A ja nie umiem ciągle się tylko uśmiechać, mam w sobie wszystkie uczucia, nie tylko te pogodne i ciepłe.

Czytam mu więc do końca katalog, zapachy dla mężczyzn są na końcu, powinny mu się podobać. Podtykam mu pod nos próbki zapachów pocierane kciukiem. Jak czary!

– Które ci kupić, kochanie? Chcesz to? – pokazuję na balsam po goleniu dla skóry wrażliwej – czy może wolisz ten drugi, ale on chyba bardziej szczypie, tak myślę.

Zamyka powieki i oczy mu odpływają, widzę to wyraźnie.

Zasnął.

Wsłuchuję się w jego równy oddech i delikatne pochrapywanie.

Mój mąż. Mój ukochany, najdroższy mąż.

A może pójdę do miasta? Jutro przecież pracuję na druga zmianę.

Założę tę nową sukienkę, Dorota mówiła, że wyglądam w niej jak bogini.

 

***

 

Dzisiaj w południe, szykując się do pracy pomyślałam, że chciałbym mieć dziecko. Zapięłam właśnie stanik i poprawiając pierś, poczułam, że zrobił się za mały. Utyłam, pomyślałam. Starzeję się. Może to ostatnia miesiączka?

– Wiktor, chcę mieć dziecko.

Milczenie. Jakże wymowne milczenie.

– Słyszysz? Chcę mieć dziecko. Nie mogę tak dłużej! – słyszę swój własny krzyk, nawet nie wiedziałam, że umiem krzyczeć. – Życie przepływa mi między palcami! Nic tak naprawdę się nie dzieje, już tak dłużej nie mogę! Niedługo będę stara, a nawet nie mam dziecka!

Łzy płyną same, nie mogę nad nimi zapanować. Gdybyś tylko mógł mnie przytulić, Wiktor.

– Wiktor, możemy mieć dziecko?

Zamyka oczy i otwiera. Czy to znaczy tak?

– Zgadzasz się?

Westchnienie. Ciężkie, gęste od myśli.

– Naprawdę się zgadzasz? Mój kochany, słodki Wiktorek. Kochasz mnie, naprawdę. Wiem, że mnie kochasz. I jesteś dla mnie taki dobry.

Założę dzisiaj moją nową bieliznę. Specjalnie dla ciebie.

I będę cały czas o tobie myśleć.

 

***

 

– Przepraszam, Wiktorku, miałam tyle pracy. Wytrzymałeś jakoś?

Tak naprawdę to lubię ten odgłos, jakby deszcz skupił się w jeden strumień i uderzał z całej siły o dach. Przestało mnie to zupełnie krępować, a kiedy wylewam zawartość kaczki do sedesu wyobrażam sobie, że jestem mężczyzną i robię to na stojąco. Śmieszne. Dobrze, że nim nie jestem. Dzięki Bogu, nie jestem mężczyzną.

– Najgorsze, że i tak mam mnóstwo pracy. Musiałam wziąć do domu, Agata ma zwolnienie. Jest w ciąży.

W ciąży.

– Byłabym zapomniała. Mam coś dla ciebie, skarbie. Nie zgadniesz co, na pewno nie zgadniesz.

Sięgam do torebki i wyjmuję moją niespodziankę.

– Nie wiesz, gdzie jest pilot do telewizora, koteczku?

Tu leży, zagrzebany w pościeli.

Wkładam kasetę do odtwarzacza i wciskam po kolei przyciski. Telewizor, odtwarzacz, ustawić kanał i play.

– Poznajesz skarbie?

Tak myślałam, że mnie nie pozna. W tej fryzurze i w nowej sukience.

– To ja, twoje kochanie. A tam obok, to Dorota. Jej też nie poznałeś? Ufarbowała włosy, to dlatego. Zresztą sam widzisz, Mirek tam stoi. Byłam u nich wczoraj wieczorem, kiedy zasnąłeś. Mieszkają niedaleko, więc nawet nie musiałam brać samochodu.

Zamyka oczy i wzdycha jeszcze mocniej.

– Mam wyłączyć? Nie chcesz patrzeć? Ja muszę iść i popracować teraz, mógłbyś się nie nudzić w tym czasie.

Chyba nie podoba mu się pomysł, tak czuję. Nie chce znowu zostać sam. To egoistyczne z mojej strony wychodzić i pracować nie tylko w dzień, ale i wieczorem.

– Masz rację. Nie będę pracować. Obejrzymy razem. Poczujesz się tak, jakbyś był z nami. Jakbyśmy byli tam we czwórkę. Może kiedyś zaprosimy ich tutaj? Jak myślisz?

Siadam na łóżku i kładę mu dłoń na głowie. Lubi, kiedy go głaszczę. Spoglądam w jego oczy i szukam miłości.

A potem zdejmuję sukienkę. I rozpinam sukienkę Doroty. Jej mąż patrzy na nas z boku, popijając Martini. Dorota opuszcza ramiączka mojego stanika, a potem ściąga go w dół i patrząc na mnie, rozpina swój. Ma ładniejsze piersi, zdecydowanie ładniejsze. Powinnam być zazdrosna, ale nie jestem. Przywołuję wspomnienie smaku jej ust. Nikt mnie tak nigdy delikatnie nie całował, jak ona. Nikt.

– Nawet ty, Wiktor. Nawet ty nie umiesz tak całować.

To świństwo z mojej strony, wiem. Nie powinnam mu mówić. Powinnam zatrzymać to dla siebie. Jeszcze przed ślubem wiedziałam, że nie znosi homoseksualistów: gejów, lesbijek, żadnych takich.

– Przepraszam, Wiktor. Nie mogłam ci powiedzieć. Nie ożeniłbyś się ze mną, gdybyś wiedział. Zobacz, to ani trochę zboczone, to piękne.

Dorota pieści moje piersi tak delikatnie i namiętnie, jak tylko kobieta potrafi. Jej mąż stoi tuż obok, z pustą szklanką w dłoni. Wypinam pupę, a Dorota kiwa na niego palcem z wyrazem twarzy, który tak uwielbiam. Mirek upuszcza szklankę na sofę i sięga rozporka.

Jęk.

Wiktor?

Odchylam głowę do tyłu, kiedy biodra męża Doroty wciskają się w moje pośladki.

Zerkam na Wiktora. Zamknął oczy. Uśmiecha się.

Mój mąż się uśmiecha.

Mój kochany, niewiarygodnie szczęśliwy mąż, uśmiecha się.

Wreszcie. Po tylu tygodniach się uśmiecha.

Czyżby to koniec? Czyżby już po wszystkim? Tak nagle? Niespodziewanie?

– Wiktor! – krzyk sam wyrywa się z mojej krtani. – proszę, tylko nie to! Nie dam rady, nie jestem gotowa. Czemu to już? Przepraszam, kochanie!

Nie chciałam przesadzić, naprawdę nie chciałam przesadzić!

Co teraz?

Co mnie czeka? Jak ja sobie dam radę?

 

***

 

– Co teraz, Wiktor? Co teraz będzie? – pytam go, a w mojej głowie pustka.

– Teraz ty się położysz, koteńku. Teraz twoja kolej, kochanie. – odpowiada spokojnie. – Sprawdzimy, kto jest lepszy. Liczyłaś dokładnie?

Cztery tygodnie, pięć dni, sześć godzin i dwanaście minut.

– Wytrzymasz dłużej, skarbie? – pyta. – Wytrzymasz?

Czy wytrzymam?

– Zanim cię przywiążę, daj mi numer do Doroty, dobrze? No i zmień pościel, oczywiście.

Oczywiście, kochanie. Teraz ty ustalasz reguły gry. Teraz twoja kolej, kochanie.

Koniec

Komentarze

Jedno słowo: zajebiste

Porąbane. Ale daję 5 za wykonanie. Tylko co z elementami fantastycznymi?
Pozdrawiam. 

To jest przecież horror. Zresztą bardzo dobry. Autor jedną rzecz bardzo słabo dopowiedział i radziłbym to poprawić. Główny bohater jest związany. Jest to może jakaś gra, zabawa sado-macho. Rozrzuciłbym po tekście więcej wskazówek. Wtedy niespodzianka, zaskoczenie na końcu tekstu będzie wyraźniejsze. W obecnym wykonaniu zbyt łatwo ta niespodzianka czytelnikowi umyka. 6 ode mnie.

Jeśli horror, to OK. :)

Złamię regulamin...
Ożeż kurwa...
Besztam się za łamanie regulaminu

A na poważnie, to horror nie przemawia do mnie jako element fantastyczny. Ale przez cały czas spodziewałem sie, że to żona pielęgnująca niepełnosprawnego męża.
Brrr.
5/6

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Przeczytaj uważnie zakończenie. Lekko bym tekst poprawil, bo aktor za słabo akcentuje grozę i niezwykłość sytuacji. Co by się stało, gdyby bohater sie nie uśmiechnął? Jak daleko postacie w opowiadaniu są w stanie się posunąć? Ale to naprawdę niewielkie mankamenty.

Nieczęsty element faktycznego zaskoczenia jakie przynosi koniec opowiadania. Bardzo rzadko udaje się tak dobrze to dograć.

Dj Jajko  - jaki regulamin złamałeś?

"Równo trzy minuty we wrzątku(...)"; " Równo cztery minuty, ani chwili krócej." - zdecyduj się;)
Poza tym bardzo dobre opowiadanie.

Używanie słów wulgarnych jest łamaniem regulaminu każdej przyzwoitej strony.
Czuję się zbesztany :(

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Myślę, że sama sytuacja jest... fantastyczna, bo tak chora, że aż nie chce się w nią wierzyć.
Chore, ale dobre.

Co ja tu będę się rozpisywał... Dla mnie świetne. I niech będzie moja pierwsza ocena - 5.

Jednocześnie bardzo dobre --- i zupełnie takie sobie. Poza tym słabo z wiarygodnością. Pięć tygodni to w balonie, w sznurach raczej nie...
Piszę o wiarygodności, bo fantastyki w tym nie dostrzegam.

Nie znoszę takiego stylu pisania. To cykanie. Zdanie i apuza. Zdanie i pauza. Pół biedy, kiedy jest to tylko fragmentem historii, takim podkreśleniem wyjątkowości akcji. Gdy całe opowiadanie napisane jest w tym stylu nie da się tego normalnie czytać ani zapamiętać. U mnie - kosz.

Kilka miesięcy temu FN wydukowała op. o grze ( polegała na bieganiu po ogródku z karabinem w ręce  i zdaje się, że też grało małżeństwo). Fajne, dobrze się czytało, choć myślałam,że mąż okaże się kosmitą, robotem, straszną kreaturą itp.

Niezłe. Naprawdę. Mnie akurat odpowiada taki styl, prawie jak scenariusz filmu, niemal bez opisów, a działa na wyobraźnię i człowiek chce się dowiedzieć, jak się to wszystko skończy i o co właściwie chodzi, ale nie chce przeskoczyć na koniec bez czytania środka. Ja z kolei myślałam, że mąż nie żyje ;) Ile czytelników, tyle pomysłów - znaczy chyba Ci się udało stworzyć coś ciekawego.

Równo sześć.  Jakie to prawdziwe zarazem..

Super . 5

Prawdziwie intrygujące. Czytając przez głowę przeleciało mi kilka możliwych zakończeń(że niepełnosprawny, że trup, że chory psychicznie), a to prawdziwe i tak jest zagadką. Ciekawa kreacje bohaterów. Dobrze się czyta. Dam 5 :)

Łoł:)

podoba mi się. I bardzo ciekawa historia (wciągająca).

Daję 5 ....

pozdrawiam

wow. ode mnie 5. wciągające i intrygujące. do końca nie spodziewałam się takiego rozwiązania. już myślałam, że mąż może jest trupem, albo.. no nie wiem, ale puenta była zaskoczeniem.

:) :) :)

też byłem zdziwiony....

Czyta się dobrze i od tego zaczne. Zaskakująca historia, ostro porąbana, czyli świetna. Tak nawiasem, ciężko mi uwieżyć, że ten Wiktor pozostawiony sam w domu faktycznie się nie poruszał, ale to psychopata więci pewnie dał radę :) Przy czym muszę też zaznaczyć że zero fantastyki, ale mi to nie przeszkadza.

Jajć! :D
Działa na psychike. Przez głowe przeszło mi tyle rozmiązań, ze sama siebie zaskakuje, ale jednak nie było wśród nich Twojego. Kurde, ludzie to mają posrane pomysły :P

oj mają.... ;)

Jak dla mnie wspaniałe i smutne do momentu niespodzianki :)

... intrygujące

... podniecające

...zaskakujące

 

dla mnie 6 :)

 

PS. tylko co z jej pracą ? i jego pracą ? reszta majstersztyk :)

Dość osobliwe.

Zdumiewa brak fantastyki i to, że pięć lat temu nikt nie zauważał błędów i usterek.

 

Sta­wiam tace na sto­li­ku i sia­dam obok Wik­to­ra. – Literówka.

 

z tym, że dia­ment nie oprze się ogniu… – …z tym, że dia­ment nie oprze się ogniowi

 

– Znowu się ścię­ło. – szep­czę… – Zbędna kropka przed półpauzą.

Ten błąd powtarza się w dalszym ciągu opowiadania.

 

kiedy, jak dzi­siaj, za­po­mnę podać mu kacz­ki przed wyj­ściem. – …kiedy, jak dzi­siaj, za­po­mnę podać mu kacz­kę przed wyj­ściem.

Chyba że podawała kilka kaczek.

 

a potem zdej­mę płaszcz i od­wie­szę na wie­szak. – Powtórzenie.

 

Maja na­praw­dę spa­pra­ne życie… – Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

A gdzie tu fantastyka?

Ech, to ludzie mają takie porąbane pomysły czy Ty? ;-)

Babska logika rządzi!

No, jesli to dla Ciebie codzienność, a nie fantastyka, to nie wiem czy gratulować, czy współczuć :D:D:D

 

A co do pomysłów, to zdecydowanie nie jest to reportaż, więc właściwie muszę powiedzieć, że ja :)

:-D Oj, nie myślałam, że tak to zinterpretujesz. Hmm, właściwie powinnam. ;-p

A co do fantastyki… Podeprę się wielkim Albertem: “Tylko dwie rzeczy są nieskończone: wszechświat oraz ludzka głupota, choć nie jestem pewien co do tej pierwszej“. Czyli już w jego czasach to nie było fantastyką.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka