- Opowiadanie: AlissCarroll - Naszyjnik i smok

Naszyjnik i smok

Kie­dyś, kie­dyś za­mie­ści­łam po­niż­sze opo­wia­da­nie wła­śnie na tym por­ta­lu. Ale jak to w życiu bywa, konta się usuwa, bo brak czasu albo chęci albo za ostra fala kry­ty­ki, którą po­cząt­ku­ją­cy gry­zi­pió­rek bie­rze sobie za mocno do serca. ;)

Przy­po­mnia­łam sobie jed­nak o tym tek­ście. Pod­cho­dzę do opo­wia­da­nia z sen­ty­men­tem, więc chcia­ła­bym po­dzie­lić się tą hi­sto­ryj­ką. 

Za­rów­no tym, któ­rzy prze­czy­ta­ją po raz pierw­szy, jak i  tym, któ­rzy będą czy­tać po raz ko­lej­ny, życzę uda­nej lek­tu­ry :)
 

 

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Naszyjnik i smok

– Wyjdź stąd! Idź do ojca! – wrzesz­cza­ła matka. – Nie chcę cię dzi­siaj wię­cej wi­dzieć! Chło­piec, nie­wie­le my­śląc, usko­czył przed le­cą­cą w jego stro­nę ko­szu­lą i wy­biegł z mat­czy­nej kom­na­ty. Zbie­ga­jąc po zam­ko­wych scho­dach, po­tknął się kilka razy, ale udało mu się utrzy­mać rów­no­wa­gę. Zda­wał sobie spra­wę, że po­stą­pił nie­wła­ści­wie. Chciał sprze­dać na targu bry­lan­to­wy na­szyj­nik matki. Skąd mógł wie­dzieć, że do­sta­ła go od ojca na pre­zent ślub­ny? Wszyst­ko na nic. Cały mi­ster­nie knuty od ty­go­dnia plan, legł w gru­zach.

„Oj­ciec złoi mi skórę, gdy się dowie” – my­ślał chło­pak.

Wy­szedł na we­wnętrz­ny dzie­dzi­niec, gdzie jego ró­wie­śni­cy ćwi­czy­li się w walce. Kilku chłop­ców co raz upa­da­ło, by chwi­lę póź­niej pod­nieść się z ziemi. Echo ude­rzeń drew­nia­nych mie­czy od­bi­ja­ło się od ścian wa­row­ni ota­cza­ją­cej plac. Nad ową gro­ma­dą czu­wał Go­tard. Po­tęż­ny wo­jow­nik, ubra­ny w łu­sko­wą zbro­ję, z cięż­kim heł­mem trzy­ma­nym na przed­ra­mie­niu i lam­par­cią skórą roz­po­star­tą na ple­cach. Jasne, dłu­gie włosy roz­wie­wa­ne przez wiatr świad­czy­ły o tym, że nikt nigdy nie po­ko­nał owego woja w walce. Orli nos i to prze­ni­kli­we spoj­rze­nie lo­do­wa­to nie­bie­skich oczu, oczu ludzi Pół­no­cy.  Oj­ciec nie był w na­stro­ju do żar­tów, co chło­piec spo­strzegł od razu. Mimo to, skie­ro­wał się ku niemu. 

– Witaj, ojcze – po­zdro­wił. 

– Witaj, synu – od­po­wie­dział dość oschle Go­tard. – Zanim cię wy­słu­cham, wiedz, że twoja matka po­wie­dzia­ła mi już wszyst­ko. Ku­piec Ashur rów­nież. 

– Prze­pra­szam. – Chło­piec schy­lił głowę na dowód po­ko­ry. 

– Teraz to na nic twoje prze­pro­si­ny. Po­wi­nie­nem cię uka­rać. Tak po­stą­pił­by spra­wie­dli­wy oj­ciec, ale znaj mą do­broć, synu. Dam ci szan­sę i wpierw cię wy­słu­cham.

Za­do­wo­lo­ny chło­piec, z pro­mien­nym uśmie­chem na twa­rzy, spoj­rzał na Go­tar­da. Zaraz jed­nak po­miar­ko­wał, iż musi za­cho­wy­wać po­zo­ry. Skoro oj­ciec za­miast po­da­ro­wać mu kilka batów, mówi o wy­słu­cha­niu, zna­czy­ło to jedno. Był ura­to­wa­ny. 

– Po co były ci pie­nią­dze za ten sprze­da­ny na­szyj­nik? – za­py­tał Go­tard. – Prze­cież z matką nie od­ma­wia­my ci ni­cze­go.

Za­wsty­dzo­ny chło­pak pod­niósł orze­cho­we oczy i po­pa­trzył w kry­sta­licz­nie nie­bie­skie oczy ojca. Mło­dzie­niec miał oczy swo­jej matki. 

– Ba­stian po­wie­dział mi, że aby stać się praw­dzi­wym ry­ce­rzem, ko­niecz­ne jest zgła­dze­nie smoka… 

– I ty, mój syn, uwie­rzy­łeś w coś po­dob­ne­go?

Chło­piec mil­czał. 

– Ow­szem, za­bi­cie be­stii, i tyczy się to nie tylko smoka, przy­no­si chwa­łę i sławę. Czy my­ślisz, że gdyby smoki były ła­twy­mi prze­ciw­ni­ka­mi, to stą­pa­ły­by nadal po na­szej ziemi? – Śmie­jąc się, piesz­czo­tli­wie po­gła­skał syna po gło­wie. 

–Ale ojcze, ja chcia­łem kupić smoka Ba­stia­no­wi.

Go­tard za­nie­mó­wił.

"Skąd w tym dziec­ku takie myśli?" – za­sta­na­wiał się. 

– Chcia­łeś kupić smoka? Dla Ba­stia­na? Ale po cóż? – do­py­ty­wał się. 

– Żeby wresz­cie prze­ko­nał się do nich. One nie są złe, ojcze. I wy­da­je mi się rów­nież, że zbyt bez­bron­ne, aby je za­bi­jać.

Słowa syna wpra­wi­ły Go­tar­da w osłu­pie­nie i nie­do­wie­rza­nie. O czym to dziec­ko bre­dzi­ło? 

– Czy każdy ry­cerz musi zabić smoka? Czy taki wo­jow­nik jak ty, mu­siał to zro­bić? 

– Nie, synu. To nie jest obo­wią­zek. Przy­naj­mniej na po­cząt­ku. Je­że­li jed­nak kie­dyś taka be­stia sta­nie ci na dro­dze wtedy, wtedy… nie ma od­wro­tu. Dla mnie nie było, wiele razy.

–To do­brze, że nie trze­ba. – Syn do końca nie pojął  zna­cze­nia słów, chwi­lę wcze­śniej wy­po­wie­dzia­nych  przez ojca. – Asta­roth mówi, że nie chciał­by roz­sta­wać się ze mną, cho­ciaż wie, iż nie ma innej moż­li­wo­ści. Cza­sa­mi o tym roz­ma­wia­my – cią­gnął chło­pak – i opo­wia­da mi, że jego ro­dzi­ce życzą sobie, aby w przy­szło­ści jadał ry­ce­rzy. Bo mają dobre mięso. Mało tłu­ste, ale dobre. Ojcze, to praw­da? 

„Mój syn bre­dzi” – Po­my­ślał Go­tard i zi­gno­ro­wał ir­ra­cjo­nal­ne py­ta­nie swo­je­go po­tom­ka. 

– Asta­roth obie­cał, że mnie nigdy nie zje. 

– O czym pra­wisz synu, bo nie poj­mu­ję? Kim jest Asta­roth? Ma­giem? Ku­gla­rzem? Bła­znem? – Za­in­te­re­so­wa­nie wo­jow­ni­ka przy­bra­ło na sile. 

– Chyba nie chcesz po­wie­dzieć, że… ?

– Asta­roth jest smo­kiem. Cza­sa­mi siada mi na ra­mie­niu i spa­ce­ru­je­my po oko­li­cy, oczy­wi­ście z dala od zamku. Moi kom­pa­ni za nim nie prze­pa­da­ją.

Go­tard za­marł. 

„Może ka­płan Fer­tur ma ja­kieś le­kar­stwo na po­mie­sza­nie zmy­słów?” – za­sta­na­wiał się go­rącz­ko­wo.

– Jak to smok? Prze­cież żadna be­stia nie po­zwo­li się do niej zbli­żyć, choć­by na sto kro­ków, a co mówić o sia­da­niu na ra­mie­niu!

"Czy to dziec­ko cał­ko­wi­cie po­stra­da­ło rozum?”  

– Nie mo­żesz opo­wia­dać ta­kich rze­czy, ro­zu­miesz? – wy­char­czał oj­ciec. Cho­ro­bę syna po­sta­no­wił utrzy­mać w ukry­ciu. – Smo­ków nie nosi się gdzie­kol­wiek. Nie­waż­ne czy to ramię, czy kie­szeń! Zro­zum – są ol­brzy­mie, więk­sze niż je­steś w sta­nie wy­obra­zić to sobie. Z bło­nia­sty­mi skrzy­dła­mi. Sieją po­strach i za­bi­ja­ją. I raz na za­wsze to za­pa­mię­taj. Za­bi­ja­ją! – Ostat­nie słowo wy­rzekł do­kład­nie. – Wybij sobie z głowy, te wy­my­ślo­ne hi­sto­rie!

W oczach słu­cha­ją­ce­go dziec­ka ma­lo­wa­ło się zdez­o­rien­to­wa­nie i nie­do­wie­rza­nie. 

– Chcesz po­wie­dzieć, że to nie jest smok? – za­py­tał syn. 

Wła­śnie TO opu­ści­ło schro­nie­nie, jakim był skó­rza­ny kap­tur chłop­ca i wzbi­ło się w po­wie­trze. Za­trze­po­ta­ło skrzy­dła­mi i za­wi­sło na­prze­ciw­ko twa­rzy Go­tar­da. Syk­nę­ło. Smok wiel­ko­ści dłoni dziec­ka. Z roz­draż­nie­niem, jakby ura­żo­ny całą roz­mo­wą wy­pu­ścił z noz­drzy dwa słup­ki dymu. Wy­szcze­rzył zęby ostre jak igieł­ki. Go­tard pa­trzył i nie wie­rzył w to, co miał przed ocza­mi. Pró­bo­wał zła­pać be­styj­kę gołą dło­nią, lecz ta wy­ka­za­ła się zwin­no­ścią i pręd­ko wzbi­ła w po­wie­trze. W od­da­li do­strze­gli z synem po­ły­sku­ją­ce złote łuski na tle po­god­ne­go nieba. 

– Jasny pio­ru­nie!… – Go­tard bez­wied­nie opu­ścił pustą za­ci­śnię­tą pięść. Chło­piec zer­k­nął na wo­jow­ni­ka. Uśmiech­nął się do niego i ujął jego dłoń.

– Spo­koj­nie, ojcze. Asta­roth i tak miał od­le­cieć. Ale obie­cał, że wróci. To w końcu mój przy­ja­ciel. 

– Na bogów! Od dzi­siaj to ja będę wy­bie­rał ci przy­ja­ciół. Twoi zbyt szyb­ko prze­mie­nią się we wro­gów – za­grzmiał ry­cerz. – Le­piej za­cznij za­sta­na­wiać się, jak uła­go­dzić matkę bo ina­czej złoję ci skórę!

Chło­piec z bły­skiem w oczach rzekł: 

– Scho­wam się na zamku. W końcu kie­dyś za­cznie szu­kać swo­je­go naj­młod­sze­go syna.

Po czym ulot­nił się z dzie­dziń­ca w mgnie­niu oka. Wstrzą­śnię­ty, ale i roz­ba­wio­ny Go­tard, za­my­ślił się.

„Mój syn okieł­znał zło­te­go smoka. Le­gen­dar­ne­go zło­te­go smoka”.

Wo­jow­nik ru­szył w stro­nę wieży, tro­chę nie­pew­nym kro­kiem.

Mój syn. Mój.

Koniec

Komentarze

Całkiem sympatyczna opowiastka. Przemyślenia są trochę chaotycznie wprowadzone do tekstu – tam, gdzie separują dwie wypowiedzi tego samego bohatera pod rząd, przydałoby się wyraźnie zaznaczyć, kto mówi. 

I po co to było?

Całkiem miło się czytało, chociaż tekst nie zachwycił mnie. Solidny, tak bym powiedział. Gotard jak na milczącego wojownika, dosyć dużo mówi :) Kilka kwestii niedopowiedziaych, inne byt szybko następują po sobie, ale to rzecz jasna cecha shorta. Pozdrawiam.

Chyba to już czytałam. I chyba napisałam, że kojarzy mi się to z filmem "How to train your dragon". No i dalej mi się kojarzy. :) Sympatyczne, tylko jak na takie niby-średniowiecze trochę zbyt współczesne. Chociaż, skoro nie przeszkadzało mi to w filmie, to może i tu nie powinno…

Również skojarzyło mi się z "Jak wytresować smoka", całkiem sympatyczny film.

Chłopiec niewiele myśląc, uskoczył

Dałbym przecinek przed niewiele.

Chłopiec od razu spostrzegł, że ojciec nie był w nastroju do żartów. Mimo to, skierował się ku niemu. 

Zgubiony podmiot. Podszedł chłopiec, a ze zdania wynika, że ojciec.

– Witaj synu

Przecinek przed synu.

– Teraz, to

Ten przecinek zbędny.

spojrzał na Gotarda .

Spacja.

gdyby smoki stanowiły łatwego przeciwnika

Coś mi nie gra w tym zdaniu. Może "gdyby smoki były łatwymi przeciwnikami".

zbyt bezbronne aby je zabijać.

Przecinek przed aby.

b inaczej

Bo.

Kolejny odgrzany kotlet.

Moje zdanie o opowiadaniu nie zmieniło się, choć powinnam powiedzieć, że teraz podoba mi się ono mniej, bowiem ciągle zawiera usterki, które zauważyłam w tekście zaprezentowanym pod innym nickiem, ponad rok temu.

Twoje opowiadania będę czytać, ale już nie licz na żadne poprawki. Szkoda mojego czasu.  

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Sympatycznie, ale brakuje mi wyjaśnienia, na czym polega wyjątkowość złotego smoka. Oprócz wielkości. Dlaczego 'chłopak' jest zalinkowany?

Babska logika rządzi!

Zapewne zostanę wpisany przez Autorkę na listę najgorszych wrogów, ale amicus Plato, amicus Socrates

Nie pamiętam, czy pod którymś z tekstów, czy w Hyde Parku, czy w shoutboksie napisałaś, iż zaczynasz karierę redaktorki. A własnego tekstu nie poprawiłaś…

Czego bardzo żałuję. Treść, temat, styl skłaniałyby mnie do rekomendowania szorta do Biblioteki.

Czytało się przyjemnie, ale to co napisała Regulatorzy zepsuło dobre wrażenie.

Mi też się skojarzyło z “Jak wytresować smoka”. Czytało się miło, choć miejscami zdarzały się błędy – gubienie podmiotu, powtórzenia. Np.

Zawstydzony chłopak podniósł orzechowe oczy i popatrzył w krystalicznie niebieskie oczy ojca. Młodzieniec miał oczy swojej matki. 

Tyle spraw niewyjaśnionych, ale przynajmniej kwestia barwy tęczówek u całej rodziny klarowna;)

Pozdrawiam.

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Nowa Fantastyka