- Opowiadanie: Tom13J - (WAMPIREZA Zdrowa dieta

(WAMPIREZA Zdrowa dieta

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

(WAMPIREZA Zdrowa dieta

Szpital polowy wyglądał jak każdy inny. Pełno namiotów poustawianych w kilkumetrowych odstępach, a w centrum jeden duży, gdzie mieściły się sale operacyjne. Wojskowy dryl zapewniał w miarę sprawne funkcjonowanie obozu i utrzymanie względnego porządku, problemy pojawiały się w okresach, kiedy nieprzyjaciel szedł do kontrataku i przebijał front w kilku miejscach. Dookoła szpitalnego namiotu leżały wtedy na stosach pokrwawione ubrania, buty i zużyte bandaże. Obraz przykry dla każdego, kto przyjeżdżał tu pierwszy raz. Miejscowi jednak wiedzieli, że wszystko na po kilku dniach będzie uprzątnięte i dlatego, nikt z nich, przykrym widokiem się nie przejmował.

Trzy wojskowe karetki, jedna z włączoną syreną, podjechały prosto pod szpitalny namiot. Kolejny transport rannych. W szpitalnych drzwiach pojawił się wysoki i bardzo gruby doktor w okrwawionym fartuchu.

– K…a, wyłączyć to cholerstwo, bo mi pacjenci poumierają od tego hałasu! Mówiłem już wam tyle razy!

– Przepraszam doktorze, jestem tutaj pierwszy raz –wyjąkał kierowca nieszczęsnego pojazdu – mamy sześcioro ciężko rannych. Kazali tutaj przywieźć.

– Dawać ich, migiem!- Krzyknął gruby doktor i cofnął się do środka namiotu.

– Rany – szepnął zrugany kierowca do jednego z noszowych – ale grubas. Ciepłą posadkę sobie załatwił. Tamci na froncie to wyglądają przy nim jak szkielety.

– Zamknij się, idioto! – Warknął noszowy. – Facet może jest gigantem i czasem bywa dziwny, ale ty wiesz ilu on naszych do kupy poskładał? Czasem beznadziejne przypadki. Ma złote ręce.

Sześciu rannych szybko wniesiono do namiotu, gdzie gruby lekarz wraz z drugim lekarzem, chudym i z widocznym zmęczeniem na twarzy, oceniali ich stan.

– Dobra Robert, twój zespół bierze tych dwóch – gruby wskazał wybranych rannych, tłustym palcem – ja biorę resztę.

– Chris, czterech? Dasz radę? Wyglądają fatalnie.

– Dlatego nie marnuj czasu na gadanie, jakby co, to mi pomożesz.

– Dobra. – Robert wiedział, że zanim on skończy operować tych dwóch, Chris wcześniej skończy swoją czwórkę. – Bierzemy ich, ludzie! Ruchy, ruchy! –Chudy lekarz czuł się śmiertelnie zmęczony przez tę cholerną wojnę.

Doktor Chris zaczął operację od najcięższych przypadków, tym razem miał, aż dwa postrzały w brzuch. Potem postrzał na wylot w jeden w płuco (mając drugie, mógł poczekać) i ostatni przypadek, który skończy się chyba amputacją przedramienia. Nafaszerowany morfiną pacjent, leżał sobie cichutko i czekał na swoją kolej. Zespół doktora stanowiły same kobiety, dwie dość pulchne, ale bardzo ładne pielęgniarki i jedna, również krągła pani anestezjolog. Ranny w brzuch został położony na stole operacyjnym. Cała sala, porównując do przykrego obrazu z przed namiotu, lśniła czystością. Nawet folia na podłodze wydawała się nowa.

– Dobrze drogie panie, podstawić mi tu rynienki i misy. Ma być czysto, schludnie i nic się nie ma marnować. Pacjent ma grupę krwi Rh A+, dawać mi ją tu, może jej trochę potrzebować.

– Tak jest panie majorze. – Jedna z pielęgniarek wyciągnęła z chłodni woreczek z krwią i przywiesiła przy łóżku, druga w tym samym czasie, rozkładała misy pod łóżkiem i ustawiała rynienki. Krew miała teraz spływać bezpośrednio do nich, a nie na podłogę.

-Gotowe? No to jedziemy. Skalpel!

*

Major Chris siedział przed swoim namiotem, delektując się chłodem wieczora i smakiem dużego, grubego cygara. Wszystkie cztery operacje były sukcesem i choć chorzy stracili sporo krwi, a jeden nawet i całe przedramię, można było mu gratulować. Co też uczynił kapitan Robert.

– Kurde, jak ty to robisz stary? Cztery operacje w dziewięć godzin bez przerwy. Mój zespół zabiłby mnie, gdybym nie pozwolił im choć na kwadrans przerwy między jedną operacją, a drugą.

– Może dlatego, że ty jesteś tylko zwykłym kapitanem, a ja majorem? Nie słuchają cię i nie pracują za szybko – odparł z szerokim uśmiechem Chris – moje dziewczyny nie narzekają.

-Tak, twoje siedzą cicho.– Stwierdził Robert, śledząc wzrokiem ładną pulchną pielęgniarkę, która rozwieszała pranie. Chodziły plotki, że major ma romans z wszystkimi trzema, ale nie było dowodów. Nikt ich nigdy nie nakrył, ale mieszkali w namiotach przylegających do siebie. Robertowi było to obojętne. Człowiek niech robi po służbie co chce, zwłaszcza w czasie wojny i w stresie. Dopóki wykonuje swoje obowiązki, nie ma problemu, a Chris wykonywał je po mistrzowsku. Zero zgonów na jego sali operacyjnej, na ponad trzysta przeprowadzonych.

– Cholerna pogoda, znowu się chmurzy i zanosi na deszcz– mrukną niezadowolony kapitan, patrząc w niebo – Mam piwo w namiocie, może mała partyjka w karty, bo co tu robić w taki dzień?

– Raczej nie -skrzywił się Chris– chyba pójdę się zdrzemnąć. Czuję się trochę zmęczony.

-Ty? Zmęczony? To coś nowego. Powinieneś zażywać więcej ruchu stary, tyjesz.

– A od piwa i gry w karty schudnę? -spytał major i schował się w namiocie.

 

*

Wojskowy „Humvee” w eskorcie dwóch innych pojazdów terenowych, wjechał na pełnym gazie, na teren szpitala polowego. Ze środka wyskoczył trzygwiazdkowy generał i zaczął krzyczeć na pobliskich żołnierzy.

– Co jest k…a? Gdzie dowódca? Dawać go tu, bo nie mam czasu! Wojna czeka!

Przestraszeni nagłą niespodziewaną wizytą, żołnierze, pobiegli szukać dowódcy szpitala. Generał w tym czasie zrobił inspekcję pobliskiego namiotu, należącego do drużyny zgrabnych pielęgniarek, które przyłapał w czasie przebierania się i te narobiły trochę krzyku, co go wcale nie speszyło . Pułkownik Abyss zjawił się w ciągu minuty, szybko poprawiając swoje umundurowanie. Zadowolony generał zdążył skończyć inspekcję w momencie, kiedy ten zdenerwowany stanął przed nim na baczność.

– Pułkownik Abyss, melduję się na rozkaz, panie generale!

– Dobra, dobra, spocznij doktorze – machnął ręką generał – nie jestem tu na kontroli, a tym bardziej by zaglądać wam do każdego namiotu, choć ten za mną prezentował się bardzo zadowalająco. – Uśmiechnął się pod nosem. – Wojna jest i tylko to jest ważne, a nie, czy latryny są czyste. A są czyste? – spytał z błyskiem w oku.

– Czyste, czyste. Sam sprawdzałem.

– Akurat. Dobra, jestem tu w innej, milszej sprawie, a że czas nagli to do rzeczy. Masz tu niejakiego majora doktora Chrisa Vongurada, Boże , ale nazwisko to jakieś takie nie nasze.

-Tak jest. To mój człowiek. Jeden z mich najlepszych. A nazwisko ma rodowe, jakieś tam dawne hrabiostwo, czy coś.

-No to dawać go tu.

Wkrótce w zasięgu wzroku oficerów, pojawiła się potężna postura doktora. Chris szedł powoli, poprawiając bez pośpiechu pas i sprawdzając, czy wszystkie guziki są zapięte. Generał z niesmakiem odwrócił się do pułkownika.

– To on?

– Tak panie generale.

– Przecież on daje zły przykład innym oficerom, nie mówiąc już o żołnierzach. Jak można być tak grubym? To bardzo duże zaniedbanie. I też niestosowne w okolicznościach wojny. Na froncie żołnierze narzekają na braki w zaopatrzeniu, a ten tu sobie podjada za dziesięciu?

– Muszę zameldować, że major ma chyba jakieś specyficzne schorzenie. Nasze racje żywnościowe są na tym samym poziomie jak w innych jednostkach. Większość nas chudnie w oczach, ze stresu i przepracowania. W jego przypadku jest odwrotnie. Pracuje za trzech lekarzy i tyje, nie wiem jak.

– A co z jego kondycją? Jest lekarzem wojskowym, ale zawsze po pierwsze jest i będzie żołnierzem.

– Sam mu zwróciłem na to uwagę– szybko odparł pułkownik, czując niezadowolenie generała – Założył się ze mną, że nie mam z nim szans w biegu przełajowym, pomimo jego masy. No i wygrał. Zrobił nawet sto pompek bez żadnego wysiłku, trochę tylko sapał na koniec, ale ogólnie jego kondycja fizyczna jest niesamowita.

– Skoro tak mówicie. Do tego lekarz pierwsza klasa z informacji, które posiadam.– podsumował generał.

Chris stanął w końcu przed generałem i zgrabnie, mimo tuszy, stanął na baczność, strzelając obcasami. Starał się nie uśmiechać, gdyż doskonale słyszał, co mówili o nim jego przełożeni.

– No, spocznij majorze. Witam, nie spieszył się pan. Czasu mam mało, dlatego do rzeczy. Baczność!

Wszyscy żołnierze stojący dookoła stanęli wyprostowani, zastanawiając się o co chodzi. Tymczasem generał zawołał jednego ze swoich adiutantów, a ten podał mu małe, czarne pudełko.

– W imieniu Władz Armii i swoim własnym, mam zaszczyt oznaczyć pana majora Chrisa Vonguarda, Krzyżem Za Wybitne Zasługi. Naprawdę jestem dumny, że w naszych szeregach służą tacy ludzie jak pan, którzy ratują życie innych bez względu na panujące okoliczności. Brawo. – Nachylił się i szepnął Chrisowi do ucha – A między nami, to proszę iść na dietę. Wie pan, oficerowi nie wypada.

-Ku chwale ojczyzny! –Dopiero po chwili, zaskoczony Chris powiedział te słowa.

Generał uścisnął mu dłoń, poklepał po ramieniu i po chwili odjechał w tumanie kurzu. Zdążył tylko rzucić przez ramię, że wkrótce szpital będzie miał dużo pracy, bo ruszyła kolejna ofensywa. Wszyscy dookoła gratulowali Chrisowi, a Robert zaproponował kolejkę w wojskowej kantynie. Chris podziękował grzecznie i pod pretekstem zbliżających się kolejnych operacji, szybko wrócił do siebie. Obiecał jednak kolejkę na swój koszt, co ucięło wszystkie protesty i narzekania, że jest drętwy, gruby sztywniak.

*

Jedna z pielęgniarek dokładnie oglądała order, czule głaszcząc opuszkami palców, wszystkie krawędzie i wypukłości. Chris obserwował ją leżąc na swoim polowym łóżku i uśmiechając się szeroko swoimi pełnymi ustami spytał:

– Podoba ci się Ewo?

– Ładny. – Skwitowała krótko.

– Tylko ładny?

– Powiem inaczej, na pewno sobie na niego zasłużyłeś. Tylko, że nie powinieneś go dostać od armii, ale od nas. Prawda dziewczyny?– spytała siedzących w kącie, przy stole dwóch pielęgniarek.

Kobiety skwitowały to wzniesieniem w geście toastu stojących przed nimi dużych szklanek, pełnych czerwonego płynu oraz szerokimi uśmiechami, odsłaniającymi ich duże kły.

– Jesteś wielki Krzysztofie Von Gourde, a nasze pełne obfite ciała są tylko tego dowodem –powiedziała z dumą Ewa.

– Na pewno podobacie się sobie samym? Przez tyle dziesięcioleci zawsze powabne, gibkie, szczupłe, po prostu cudownie piękne. A teraz zrobiły się z was małe grubaski.

– Jeśli dobrze słyszałyśmy to tobie generał zalecił dietę, nie nam. Słyszałyśmy wyraźnie nawet z tego namiotu. – Widząc skwaszoną minę Von Gourde, dodała: – Ale mój drogi, wybaczamy ci twoją otyłość i brak dawnej pięknej muskulatury. Jak tu trzymać dietę, kiedy tyle świeżych i dobrych roczników dostarczają nam kilka razy w tygodniu. Sami młodzi chłopcy.

– I kilka młodych żołnierek – wspomniał doktor, oblizując wargi.

– Otóż to. Po latach podbierania mrożonek ze szpitali, twój pomysł z przyłączeniem się do armii na czas wojny, zasługuje na najwyższe odznaczenie. Nikt się tu niczego nie domyśli, nikt nie będzie ci zarzucał, że zużyłeś tyle tych mrożonek do transfuzji. – Ewa na myśl o plastykowych woreczkach z krwią, przetrzymywanych w szpitalnych chłodniach, okropnie się skrzywiła. W końcu najzdrowsza dieta opiera się na świeżych produktach.

Nie mogła sobie wyobrazić, że pewnego dnia wojna się skończy, że gromadzona z wypływających ran krew, może się pewnego dnia skończyć. Właśnie dlatego tak zachłannie wszyscy pili ją bez umiaru, póki trwały walki, krew płynęła szerokim strumieniem. W normalnym życiu, jako pracownicy miejskiego szpitala, nie mogli sobie pozwolić zbyt często na świeżą krew. Policja działa w dzisiejszych czasach zbyt dobrze, więc ograniczali się do jednego polowania na miesiąc, przeważnie na jakiegoś bezdomnego. Ta wizja powrotu do czasów z przed wojny bardzo ją zasmuciła, co nie uszło uwagi grubego wampira.

– Coś cię dręczy kochana?

– Co zrobimy, kiedy ten cały dobrobyt się skończy? Znowu mrożonki?

– Myślałem o tym. – Chwycił wielki kubek pełen krwi i wypił go jednym dużym i łapczywym haustem. Potem złapał Ewę za pośladek i przyciągnął do siebie, na co pozostałe wampirzyce, zareagowały sykami zazdrości.

– Myślałem sporo i wiem co zrobimy moje panie. Na tym świecie zawsze jest miejsce, gdzie leje się krew. Marnuje się. Jak ta cudowna wojna się skończy, to przyłączymy się do…Lekarzy Bez Granic!…

 

T.J

Koniec

Komentarze

Kraina miodem i mlekiem płynąca, można by rzec. Opko dobrze mi się czytało, płynnie napisane, nie nużyło mnie w żadnym momencie, a to sztuka nie zrazić czytelnika. Nie często to się zdarza, muszę przyznać.

Opowiadanie zupełnie nie w moich klimatach, ale przyznaję, że czyta się nieźle. Nie popełniasz nagminnego błędu krótkich historii, które wyglądają jak coś wyrwane nie wiadomo skąd. To ma początek i koniec. Jest kompletną historią. Podoba mi się... :)

Dzięki za miłe komentarze, panowie. Ograniczono nas 10000 znaków i musiałem trochę ciąć, by miało to początek i koniec, ale widzę, żę się udało.Pozdrawiam:)

An to kobieta, Tom... :)

Opowiadanie zaklasyfikowane do WAMPIREZY. :)
Pozdrawiam. 

Dobrze sie czyta, zakonczenie wywoluje lekki usmiech na ustach. Podobalo mi sie.

Ode mnie 4, ciekawy pomysł

Dobre, 5

Synku, przeczytałam Twoje opowiadanie z koleżanką.Bardzo nam sie podobało.Życzymy dalszych sukcesów literackich.

Nowa Fantastyka