Książka

| KOPIUJ

Recenzja:

Snow

Co wspólnego ma Legionista z Meekhańczykiem

{
Obok Sapkowskiego - zdecydowanie najlepsze
polskie fantasy, jakie do tej pory napisano.

Robert M. Wegner – polski pisarz fantastyki, swój papierowy debiut przeżył w 2002 roku w SFFiH opowiadaniem "Ostatni lot Nocnego Kowboja". Opowieści, jakkolwiek by to nie brzmiało, są jego pierwszą powieścią. Laureat nagrody Zajdla za jedno z opowiadań zawartych w Opowieściach ("Wszyscy jesteśmy Meekhańczykami").

Opowieści są zbiorem luźno powiązanych między sobą opowiadań, których akcja toczy się na – jak sama nazwa wskazuje – przeciwległych krańcach wielkiego imperium – Meekhanu.

Opowiadania osadzone na północy traktują o jednym oddziale na w pół elitarnej, na w pół zdziczałej górskiej straży. Jednostek wojskowych cieszących się w górach specjalnymi uprawnieniami i, co jest dla nich najbardziej charakterystyczne – składające się tylko z miejscowych, z górali.

Fantasty militarne, takim mianem śmiało tytułuję opowieści północne. Dokładność i skrupulatność, jakie Wagner przykłada do opisów stosowanych taktyk i strategii dają poczucie pełnego profesjonalizmu. Jednak nie jest ot zwykły techniczny opis znany z podręczników historii, okraszonych schematycznymi rysunkami i pokreślonych strzałkami. Z tych walk nie został wymyty element ludzki. Upór, cierpienie, ból, desperacja czy strach zwykłych ludzi, jakimi są żołnierze, są zgrabnie wplecione pomiędzy budowanie palisad czy stosowanie posunięcia typu „Grad". Jednakże nawet najlepsi stratedzy nie są w stanie przewidzieć, co zajdzie, gdy do walki dołączą się Źrebiarze – magowie koczowników. Duży nacisk na militaryzm, nie oznacza, że w tej części mamy do czynienia z krwawą jatką od początku do końca. Motywy wojny i bitwy są tutaj bardzo ważną częścią rozgrywających się wydarzeń. Bitwy nie zawsze muszą mieć miejsce na udeptanej ziemi, czasem przybierają formę intryg, gdzie ostateczny wynik starcia zależy tylko i wyłącznie od erudycji i polotu przeciwnych stron. Właśnie takie są opowieści z północy.

Opowieści z południa są zupełnie inne. Granica, na której ścierają się dwa całkowicie odmienne i różne kręgi kulturowe w pustynnej, wysuszonej słońcem scenerii. Historia kręci się w bliższej i dalszej okolicy issarskiego wojownika, który wynajął swe miecze jednemu z kupców z nizin. Jednak w moim mniemaniu cała fabuła jest tylko tłem dla przedstawienia i opisania dwóch cywilizacji, tak innych, że jakakolwiek próba zrozumienia motywów, postępowania czy światopoglądu drugiej strony spełza na niczym. Nić porozumienia to tutaj całkowicie obcy twór. Kolorów dodają tutaj tzw. opisy przyrody. Z wersów, a nawet całych stron wyziera wręcz uczucie znane każdej osobie, która miała okazję być na wypalonych słońcem stepach. Zawrzeć coś takiego w słowach to nie lada sztuka i wymaga od autora niezwykłego kunsztu. Tą część ochrzczę imieniem fantastyki filozoficzno-kulturowej, co oczywiście nie znaczy, że są to głównie puste rozważania między nierealnymi ludami (ale o tym później). Nie zabrakło również widowiskowych starć, odegranych przez issarskich wojowników, których umiejętności zdążyły już obrosnąć legendą.

Tutaj widzę pewną analogię. Issaram – Islam, Meekhan – Chrześcijaństwo. Nawet miejsca są podobne do tych, gdzie te dwie religie zetknęły się po raz pierwszy – Bliski Wschód. Mógłbym teraz mnożyć przykłady i skupić się na dokładnej analizie, ale dojście do tego samemu sprawiło mi niewymowną przyjemność, której nie zamierzam odbierać czytelnikom. Branie do ręki książki, która wcześniej została przez kogoś wybebeszona i przenicowana na lewą stronę nie jest żadną frajdą.

W czasie czytania, samo meekhańskie imperium i jego historia nieodparcie z czymś mi się kojarzyły, ale to uczucie majaczyło gdzieś na krańcach świadomości i za żadne skarby nie chciało się zbliżyć – aż do momentu w którym zabrałem się za pisanie tej recenzji. Imperium Rzymskie – a gdy sobie to uświadomiłem, stwierdziłem, że nawet sam autor nie przekona mnie, że to przypadkowe i kompletnie nietrafione porównanie.

Małe z początku państwo dzięki agresywnej ekspansji coraz to bardziej poszerza swoje terytorium, podbijając ościenne krainy i plemiona. Doskonale jednak wiemy, że kocioł kulturowy nie sprzyja pokojowej unifikacji, więc mniejszościom trzeba coś dać w zamian, pewną swobodę dzięki, której ludzie będą mogli czuć się ludźmi. Rzym pomny bolesnych i krwawych doświadczeń podarował ludom uznającym jego zwierzchnictwo prawa obywatelskie i pewną swobodę. Meekhan zdecydował się na swobodę religijną. Olbrzym, który pochłonął prawie cały znany ówcześnie świat, szedł utartą już ścieżką, drogą wyznaczoną przez Imperium Rzymskie. Dodajmy do tego świetnie wyszkoloną armię, znaną z umiejętności błyskawicznego budowania obwarowań, umocnień i fortyfikacji, a jak już wspominałem, nawet autor nie odciągnie mnie od dostrzegania rzymskich podobieństw. Ciekawe, czy w kolejnych częściach (jeśli się pojawią) imperium zostanie rozbite przez barbarzyńców.

Z niedostatków naprawdę nie ma co wymieniać. Może oprócz dwóch mankamentów, które mnie niepomiernie drażniły od początku do końca. Pierwszym jest przyjęty anglosaski system miar, który zamiast pozwolić wczuć się w scenerie, zmusza to ciągłego uruchamiania wewnętrznego kalkulatora i przeliczania wszystkiego, no coś, co możemy sobie wyobrazić. Inną wadą są nazwy własne i imiona. Rozumiem, że jest to świetna metoda podkreślenia obcości miejsc, o których mamy okazję sobie poczytać, ale trójczłonowe imię, poprzedzielane apostrofami i olbrzymie skupiska spółgłosek nie tylko uniemożliwiają intuicyjną wymowę, ale również rozmowę o książce z innym człowiekiem. Nazwy są tak pokrętnie połamane, że zbiór możliwych alternatyw wymowy dąży do plus nieskończoności.

Jedną z głównych domen fantastów jest kreowanie nowych światów (o czym chyba raczy zapominać większość współczesnych autorów, którzy myślą, że jak wcisną jeden nierealny motyw do scenerii współczesnego miasta, to od razu będą zaliczeni do tego grona). Stworzenie czegoś nowego, zupełnie od zera wymaga czasu, wiedzy i umiejętności. Wystarczy wspomnieć Tolkiena czy Le Guin. Wegner natomiast, nie tyle poszedł na skróty, co skręcił w zupełnie inną stronę. Stworzył dość swobodną wariancję antycznego świata, ze swoim Rzymem, ze swoimi barbarzyńcami czy Hunami. Oczywiście zaraz w moją stronę posypią się gromy, jeśli nie wspomnę, że wymienieni autorzy też czerpali inspirację z bliższej i dalszej okolicy geograficzno-historycznej, owszem, robili to, ale inaczej. Wegner stworzył tu coś odmiennego. A co dokładni mam na myśli, powinniście sami się przekonać sięgając po Opowieści z Meekhańskiego pogranicza. Polecam. Z czystym sumieniem – co rzadko mi się zdarza.

Komentarze

obserwuj

Przepraszam, że przerywam tą piękną i jakże pasjonującą serie poradników pisarskich.

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Opowieści, jakkolwiek by to nie brzmiało, są jego pierwszą powieścią.
(...) Opowieści są zbiorem luźno powiązanych między sobą opowiadań

Opowieści są powieścią, która jest zbiorem luźno powiązanych opowiadań? Rzeczywiście nie brzmi to najlepiej.

Anglosaski system miar wywodzi się z miar naturalnych (łokieć, stopa, etc.), więc siłą rzeczy bardziej pasuje do fantasy niż system metryczny - to taka moja luźna uwaga. ;)

JeRzy, to samo powiesz o kamieniach, funtach itd.? ;)

Racjo, co racja, pasuje lepiej, ale ja jak widać dla jednych zaleta, a dla innych wada. :) 

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Łeee, Snow, kto to będzie czytał, poradnik byś jakiś napisał lepiej...
A tak serio: Poczułam się zainteresowana i chyba sięgnę po tę książkę. Może te trójczłonowe imiona z apostrofami mnie trochę przeraziły, ale co tam, damy radę :P

Dreammy, mi te imiona nie przeszkadzały. Fakt, że można się zastanawiać, jak niektóre wymawiać, ale to nie przeszkadza w czytaniu. Zwłaszcza, że "Opowieści..." to naprawdę kawał dobrej fantastyki :)

Wegner świetnie pisze. Jeśli ktoś lubi dobre fantasy,  z nieźle nakreślonym światem i sporą szczyptą militarnych akcji to na pewno się nie rozczaruje. W recenzji pada iż Wegner poszedł na łatwiznę i mocno opierał się na cesarstwie rzymskim. Może i jest w tym odrobina prawdy, ale dużo więcej wg mnie Wegner czerpał z Malazańskiej księgi poległych Eriksona. Zwłaszcza system magii i te aspektowane źródła strasznie przypominają mi w pewnych miejscach groty z Malazańskiej.

W recenzji pada iż Wegner poszedł na łatwiznę i mocno opierał się na cesarstwie rzymskim

Zdecydowany sprzeciw! Nigdzie nie stwierdziłem, że to pójście na łatwiznę, osobiście raczej podziwiam tak zręczny zabieg.

Co do systemu magii to mi się akurat nie podobał. Nie wspominałem o tym w recenzji, bo to kwestia zbyt subiektywna, no a poza tym tej magii to tam było tyle co kot napłakał. Za to szamani i źrebiarze są super!

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

O tak! Rytuał z duchem konia atakującym barykadę jest absolutnie genialny (w poprzednim tomie)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Dj, to zdaje się jest pierwszy tom ;) (co zresztą jest napisane na górze stronki), a poza tym ten rytuał był w tej książce – w opowiadaniu "Wszyscy jesteśmy Meekhańczykami" jeśli mnie pamięć nie myli (BTW – ten opek chyba jest dostępny za darmo w necie – jak kogoś nie przekonałem recenzją, to zachęcam do darmowej próbki :) )

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Tak, rytuał i barykady był we "Wszyscy jesteśmy Meekhańczykami". Wegner -– dla mnie odkrycie, rzadko się zdarza, bym po jednym opowiadaniu bez zastanowienia kupił wszystkie dostępne na półce tomy ;)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

A ja kupiłam tę książkę przypadkowo. Potrzebowałam czegoś co jest tradycyjną powieścią (no ok, w końcu okazało się, że to opowiadania, ale każde po sto stron więc było w porządku) fantastyką i jeszcze do tego ma okładkę, której nie trzeba się wstydzić przy ludziach (to ostatnie okazało się chyba najtrudniejsze). No i po godzinie w księgarni padło na Wegnera. Miałam szczęście, że  – również przypadkowo – trafiłam na chronologicznie pierwszy tom.

Szybko dokupiłam pozostałe.

Nowa Fantastyka