Książka

| KOPIUJ

Recenzja:

Staruch

My i Inni, czyli z perspektywy prosiaka

{
Okrył kocami siebie i Meg, a potem zmienił się w Wilka i owinął ogonem jej stopy

„Pisane szkarłatem” Anne Bishop to historia Meg Corbyn, jasnowidzącej (cassandra sangue), która uciekając przed swym właścicielem Kontrolerem wkracza w świat Innych. Inni, zwani też terra indigena, to zmiennokształtni – Wilki, Niedźwiedź, Wrony, Jastrzębie, Kojot, a także wampiry – Sanguinati i tzw. „Żywioły”, czyli spersonifikowane zima, wiosna, ogień, grom, tornado itp.

Inni koegzystują z ludźmi, ale na dość specyficznych zasadach. Otóż są właścicielami zasobów naturalnych, które dzierżawią ludziom, w zamian otrzymując wytwory człowieka. Dla umożliwienia tej wymiany, w każdym większym mieście ludzi istnieje Dziedziniec, zamieszkiwany przez Innych i nie podlegający ludzkiej jurysdykcji. Co ciekawsze, ludzie są dla Innych smacznym kąskiem. Zwani są na Dziedzińcach „mięso” lub „małpy”.

Na jeden z tych Dziedzińców, w mieście Lakeside na kontynencie Thaisia (które można utożsamiać z Chicago w USA), trafia Meg Corbyn, która mimo początkowej niechęci, staje się „ulubioną zabawką” przywódcy Dziedzińca, Simona Wilczej Straży. Po kikuset stronach wartko płynącej akcji (szczegółów nie będę zdradzał), między obojgiem rodzi się uczucie…

To tyle celem nakreślenia tła akcji książki. A jakbym ją ocenił? Hm, jak wspomniałem, opowieść czyta się szybko (połknąłem ją w dwa dni), akcja wciąga i nie zwalnia, świat jest dosyć interesujący, ale…

No właśnie, diabeł tkwi w szczegółach, a dokładniej w szczegółach działania świata i motywacji bohaterów. Dwie współistniejące rasy, właściwie wrogie sobie (nie mogłoby chyba być inaczej, gdy jedna rasa żywi się drugą), dlaczego więc miałyby pokojowo współistnieć? Dla obopólnych korzyści mówicie… Hm, jaką korzyść czerpią ludzie z przychodzenia na Dziedziniec, gdzie tabliczki informują, że L.P.T.N.D. (Ludzkie Prawo Tu Nie Działa), a za drobne (być może nawet wyimaginowane) przewinienie można zostać zjedzonym? Handel surowcami można chyba załatwić przez posłów? A z drugiej strony – po co Inni zakładają Dziedzińce? Zachowując wszelkie proporcje, wyobrażacie sobie założenie czegoś w rodzaju Dziedzińca w środku chlewu, żeby z inteligentnymi prosiakami pohandlować? A już miłość konsumenta do swojej żywności – to przerasta moje zrozumienie. Chyba miłość skończyłaby się podczas pierwszego większego głodu? Mała dygresja – romanse pozagatunkowe są dla mnie zdecydowanie niewiarygodne. Znacie kogoś kto zakochał się w delfinie? Albo w reniferze? Jeśli tak, to wyjątkowo dziwnych macie znajomych.

Kolejna zastanawiająca rzecz – jeśli Inni są tak groźni (a potencjał mają że ho ho – w powieści wspomina się o mieście zniszczonym odwetowo przez Innych, sugeruje się nawet, że odpowiedzialni są za wyginięcie dinozaurów!), to przez te kilkaset lat koegzystencji ludzie już chyba nauczyli się nie zadzierać z terra indigena, bo to pewne samobójstwo. Skąd więc biorą się szaleńcy, którzy ryzykują (nawet dla sporych pieniędzy) starcie z mieszkańcami Dziedzińca? Importowani z innej rzeczywistości czy odcięci od wszelkich wiadomości ze swojego świata?

Co jeszcze mnie irytuje? Powszechny w powieściach o zderzeniu kultur (i to z wielesetletnimi tradycjami) zabieg, traktujący o jednej osobie, która swym urokiem osobistym łączy zwaśnione nacje i burzy sędziwe status quo. Naprawdę? Teraz? Meg? Wystarczy przynieść wiekowemu wampirowi filmy i da się go obłaskawić jak starego kocura? Wracając do porównania z prosiętami – czy po zjedzeniu tysiąca pięciuset trzydziestu jeden świń, widząc tysiąc pięćset trzydziestego drugiego prosiaka, nawet inaczej pachnącego, powiemy: „o, co za miłe zwierzątko! Zamiast cię zjeść, będziesz moją przyjaciółką”? Tak postępuje krwiopijca? To chyba nie wydaje się prawdopodobne, czyż nie?

Nawet jeden z głównych bohaterów, Simon Wilcza Straż, zachowuje się czasem jak skrzyżowanie nabuzowanego hormonami nastolatka z domowym piecuchem. Coś mocno Inni zdziecinnieli przez te tysiące lat…

Wspomnę jeszcze tylko o Kontrolerze. To właściciel farmy niewolników, gdzie jasnowidzące jak Meg, sprzedają swoje przepowiednie. Zyski czerpie Kontroler, a życie jasnowidzących przypomina obozy koncentracyjne (nie mają imion, tylko numery). Jakieś to mało spójne z wizją (nawet alternatywnego) współczesnego USA. W dobie internetu i feminizmu to chyba nie mogłoby się udać… Ale z nim spotkamy się pewnie w kolejnych tomach.

 

Nie mówię, że książka Anne Bishop jest książką złą. Wręcz przeciwnie – ma swoje zalety. To takie skrzyżowanie „Pięknej i Bestii” z „Kopciuszkiem” – naprawdę fajne czytadło. Ale tylko czytadło. Dla zabicia czasu – jak znalazł. Nie dumajcie tylko nad nią zbyt głęboko.

 

PS. „Pisane szkarłatem” to pierwszy tom cyklu. Zabieram się za drugi – „Morderstwo Wron”. Mam nadzieję, że autorka rozwieje choć trochę  moje wątpliwości.

PS2. Do mojej oceny wszystkie Panie powinny dodać co najmniej gwiazdkę, a nastolatki – trzy  ;-)

Komentarze

obserwuj

“Znacie kogoś kto zakochał się w delfinie? Albo w reniferze? Jeśli tak, to wyjątkowo dziwnych macie znajomych.“ – Ciekawe zagadnienie. W sumie nawet może skłoniłeś mnie do refleksji, która zaowocuje... albo i nie, ale kto wie?

 

Oczywiście należy tu zauważyć: “wampir był kiedyś ludziem” albo “przynajmniej jest ludziokształtny i jemu też chce się czasem poruchać”. Mimo wszystko trudno porównać takiego wąpierza do renifera. Ale Twoja uwaga nadal mnie intryguje, muszę to przemyśleć ; )

 

Twoja recenzja (fajnie napisana) nie pozostawia złudzeń co do tego, czym jest ta książka. Że ja takiej literatury nie lubię (nawet jako czytadło – tyle jest innych książek na świecie...), to po Anne Bishop sięgać nie zamierzam. Ba, nigdy nawet mi to przez myśl nie przeszło. Nawet dla trzech męskich gwiazdek i potencjalnie czterech damskich tego nie zrobię. Ale recenzje warto czasem czytać by a) upewnić się bądź nie w swoich wyborach, b) zerknąć, jakież to pomysły pisarze stosują ; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Dzięki za komentarz, joseheim smiley.

Muszę się trochę usprawiedliwić – taka literatura to też nie moja bajka. Ale... Zdarzyło się że wygrałem cykl Anne Bishop o Innych w konkursie zorganizowanym przez “Fantastykę”. I postanowiłem  zrugać odwdzięczyć się redakcji, zrecenzować prezent z pozycji starego hardkorowego fana SF. Zostały jeszcze dwa tomy... chyba przeżyję wink.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ciekawa recenzja. Braki fabularne wynikają pewnie przede wszystkim z tego że to literatura skierowana bardziej do młodzieży.

A współżycie międzygatunkowe ciekawie przedstawione było w Dworcu Perdido Mievilla. Polecam :)

Nowa Fantastyka