Książka

| KOPIUJ

Recenzja:

ankhu

Bo istota człowieczeństwa tkwi w kosmicznym pyle

{
Życie na obcej planecie to wyjątkowy sen. Jeszcze do niedawna pozostawał jedynie czystym entuzjazmem w sferze marzeń. Dzisiaj, im jest bliżej, tym bardziej przyjmuje formę melancholijnego drgania w istocie człowieczeństwa.

Kroniki Marsjańskie to jedno z najgłośniejszych dzieł, nieżyjącego już pisarza, Raya Bradbury'ego. To także jego pierwszy, wielki sukces. Książka jest właściwie zbiorem opowiadań o wspólnej tematyce. Wydana jako całość w 1950r., wcześniej była publikowana fragmentami na łamach amerykańskiej prasy. Pomysł wydania tego zbioru jako całości zrodził się z potrzeb rynku. Żaden wydawca nie zgodził się wydać opowiadań. Wszyscy chcieli powieści. W ten sposób powstało dzieło wyjątkowe, które na lata miało znaleźć miejsce wśród mistrzów prozy amerykańskiej. 

Po 65 latach opowieść o Czerwonej Planecie nadal może przynieść wiele refleksji i do czerwoności rozpalić ludzkie dążenia do niezależności, wolności i spełniania marzeń. Przynosi również refleksję nad kondycją ludzką.

 

Autor za pomocą luźno powiązanych ze sobą opowieści snuje historię o kolonizacji Marsa: o początkowych trudach związanych z jego podbojem oraz o późniejszych – w adaptowaniu się do nowego środowiska. Jest to opowieść bardzo liryczna i poetycka. Nie ma w niej wielkiego "bum" ani żadnej otwartej agresji. Nikt właściwie nie chce zagłady któregokolwiek z gatunków, a jednak starcia wydają się nieuniknione.

 

Bradbury zwykł mawiać, że literatura science fiction jest ważna, ponieważ dzięki niej mamy marzenia. To one pchają naszą cywilizację do przodu. Kroniki dają temu wyraz. Z perspektywy dzisiejszego dnia mogłyby się wydawać już nieciekawą i naiwną projekcją pisarskiego umysłu. Do wielu z tych pomysłów zdążyliśmy się przyzwyczaić: telepatia zamiast języka, podbój międzyplanetarny, zdrada. To wszystko zostało omówione dziesiątki tysięcy razy. 

Jednakże książka Bradbury'ego sięga znacznie głębiej. Mimo, że dzisiaj mamy większą wiedzę na temat Marsa niż w latach pięćdziesiątych, opowieść pozostaje ponadczasowa, ponieważ dotyka bezpośrednio ludzkich dążeń, pragnień i potrzeby bliskości. Można w niej również, mimo wszystko, odnaleźć świeżość w zakresie koncepcji: jak chociażby cicha wojna Marsjan z Ziemianami, gdzie obcy wykorzystują raczej ziemskie pragnienia po to, aby ostatecznie ich pokonać niż prowadzą otwarty konflikt zbrojny.

 

Oniryczna atmosfera przydaje również tajemniczości oraz pewnej senności, która nastraja do refleksji i wyprawy nie tylko w nieznany świat, ale i w głąb siebie samego. Mars staje się miejscem uniwersalnym. Pomimo obecności łazików na prawdziwej planecie (nie tej książkowej) nadal możemy wędrować myślami po Kosmosie i snuć rozważania nad jego ewentualnym życiem, ziemską kolonizacją oraz postępem technologicznym. Czujemy bowiem dobrze, że nie o Marsa tu chodzi, ale że stanowi on jedynie egzemplifikację ludzkich dążeń i poszukiwań.

Komentarze

obserwuj

Jedna z moich ulubionych książek.

A pamiętacie cykl “Więzień na Marsie”?

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Najbardziej lubię: “451 stopni Fahrenheita“. Czytam właśnie opowiadania Gaimana, który nawet jedno Bradbury’emu poświęcił...

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Więźnia w sumie nie czytałam, ale opisy i recenzje niezbyt mnie do tego zachęcają. W przypadku “Kronik” nie odczuwa się wg mnie jakoś za bardzo czasu, który upłynął od wydania.

"Success usually comes to those who are too busy to be looking for it" H.D. Thoreau

Bo to niezły antyk jest :) A fantastyka sprzed 50 lat jest, hmm, cokolwiek dziwna i przaśna ;)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

A ktoś z was czytał zbiór opowiadań “Październikowa kraina” tego samego autora.

Wydana jako całość w 1950r., wcześniej była publikowana fragmentami na łamach amerykańskiej prasy. Pomysł wydania tego zbioru jako całości zrodził się z potrzeb rynku. Żaden wydawca nie zgodził się wydać opowiadań.“ – brzydko.

 

“Po 65 latach opowieść o Czerwonej Planecie nadal może przynieść wiele refleksji i do czerwoności rozpalić...“ – po sześćdziesięciu pięciu, nie 65. I nie wiem, czy powtórzenie zamierzone, ale zgrzyta.

 

“Do wielu z tych pomysłów zdążyliśmy się przyzwyczaić: telepatia zamiast języka, podbój międzyplanetarny, zdrada.“ – Czy zdrada jest elementem gatunku SF? : )

 

Za SF nie przepadam, ale może się kiedyś na tego Bradbury’ego skuszę...

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Powtórzenie zamierzone. Zdrada może i nie jest elementem SF, ale jest elementem literatury , a SF też nią jest.

 

Co do pierwszej części, zgoda, ale nie zawsze trzeba unikać powtórzeń za wszelką cenę. Tego ostatniego to się kiedyś w szkołach uczyło. A szkoły, jak wiadomo, uczą szablonowości. Tobie zazgrzyta, komu innemu nie, słów w środku jest bez liku, można skupić się na czym innym i zdążyć zapomnieć. Przy okazji postaram się przeredagowac.

"Success usually comes to those who are too busy to be looking for it" H.D. Thoreau

Bardziej felieton niż recenzja, ale zostałam poniekąd zachęcona do książki, więc tekst udany.

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

Bardziej felieton niż recenzja

Zgadzam – bardzo felietoniasta recenzja ;) Ale ciekawe się czytało.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nowa Fantastyka