Książka

| KOPIUJ

Recenzja:

Snow

Nowe oblicze sztucznej inteligencji

{
Nanotechnologia to ciekawy i, jak dotąd,
mało eksploatowany temat w science-fiction.

Następcy – druga już odsłona z Serii Nowej Fantastyki, którą zafundowało nam wydawnictwo Prószyński i S-ka, prawdopodobnie najlepsze książki na świecie. Cóż, spróbujemy się o tym przekonać.

Edward M. Lerner w Polsce póki co mało znany autor, jego powieść wydrukowano w Wydaniu Specjalnym NF („Inwazja Księżycowa”, nr 1/2003) a jedno opowiadanie „Obcy w raju” we wrześniowym numerze NF. Jednakże na rynku amerykańskim jest już znany od wielu lat. Wg wszelkich dostępnych źródeł (a nie ma ich wiele, jak widać nie doczekał się jeszcze swoich fansitów, na których można by prześledzić historie jego rodziny do trzech pokoleń wstecz) pierwszą wydaną powieścią było „Probe” z 1991 roku.

Następców przetłumaczyła Paulina Braiter, znana polska tłumaczka nagrodzona na Euroconie w 2002 roku.

Książka rozpoczyna się wstępem, w którym autor wyjaśnia, czym jest owa tajemnicza nanotechnologia, która jest tematem przewodnim powieści. Dodaje również, że opisane urządzenia, sposób ich działania czy wytwarzania wcale nie należą do specjalnie udziwnionych, gdyż wiedzę o nich czerpał z prelekcji i konsultacji, które miały miejsce w czasie konferencji naukowej na temat nanosystemów. Przyznam, że mile mnie to zaskoczyło, a już na pewno w dziele, sygnowanym jako thriller. Od razu można się lepiej wczuć, gdy ma się świadomość, że cuda, o których się czyta nie są kompletnie zmyślone a wręcz odwrotnie, znajdują się tuż za rogiem i tylko czekają, aż jakiś naukowiec po nie sięgnie.

Akcja książki toczy się na przełomie lat 2015-2017, a więc w nie tak dalekiej przyszłości, wydarzenia mają miejsce głównie w małej miejscowości, Utice, w której to nanopotentat ma swoją siedzibę. Brant Cleary, przedstawiciel handlowy Garner Nanotech, robi prezentacje nowego produktu firmy – nanostroju – w czasie patroli policyjnych. Szybko mamy okazję przekonać się o skuteczności nowego ubranka, technologia staje się sławna, wojsko szykuje się do testów, firma zwiększa i tak już ogromne nakłady inwestycyjne, ale zaraz, zaraz, czyżby miały się pojawić efekty uboczne? Kiedy wreszcie rąbek tajemnicy został uchylony, mniej więcej po jednej czwartej książki, wracałem do domu pociągiem. Zostałem zmuszony oderwać się od lektury, żeby pokonać ostatni odcinek podróży – dziesięciominutowy spacerek. Właśnie wtedy zacząłem analizować to, czego dowiedzieli się bohaterowie. Przeszył mnie dreszcz.

Choć ogólnie napisana dość prostym językiem, pełna jest naukowych terminów z najróżniejszych dziedzin, zaczynając od fizyki, poprzez biologię a kończąc na marketingu, nie obyło się nawet bez analiz ekonomicznych. Na nasze szczęście autor zadbał, żeby rozmawiającym specjalistom zawsze towarzyszył jakiś laik, więc wszystko jest pięknie wytłumaczone i chwała mu za to. Inaczej przeciętny odbiorca musiałby czytać z non-stop włączoną wikipedią lub całym stosem specjalistycznych encyklopedii. Duży plus dla pana Lernera. Książka, z naukowego punktu widzenia można by rzec, jest bardzo dobrze dopracowana i przemyślana. No i niestety tutaj innowacyjność i skrupulatność autora się kończą. Postacie, no nie powiem, że mdłe, ale raczej niczym nie zaskakują, są czarne lub białe. W zasadzie od pierwszego dialogu a czasem nawet opisu wiadomo, po której stronie mocy opowie się dany bohater. Czytelnicy lubiący całą gamę szarości będą zawiedzeni. Innym, kłującym w oczy niedostatkiem, jest rozkład prawdopodobieństwa, wyraźnie tutaj zachwiany. Szczęście sprzyja wybranym bohaterom, a niektóre sytuacje zakrawają wręcz na absurd.

Co się zaś tyczy okładki książki, to nie ma ona najmniejszego związku z treścią, więc drogi czytelniku, jeśli spodziewałeś się wampirycznych androidów (jak ja), to będziesz srodze zawiedziony. Również tekst na tylnej okładce jest mylący, choć nie napiszę, że nieprawdziwy. Osoba biegła w różnego rodzaju swobodnych interpretacjach (jak na przykład tzw. Bible Students) z pewnością mogłaby stworzyć coś takiego po przeczytaniu tej powieści.

Polski tytuł, choć znacząco różniący się od swego angielskiego pierwowzoru (Small Miracles), został dobrany bardzo dobrze. Znakomicie oddaje to, czego możemy się po dziele spodziewać. W naszym rodzimym języku, oryginalne „Małe Cuda” nie spełniłyby tej roli.

Reasumując, Edward Lerner, pisząc swoje najnowsze dzieło z pewnością porażająco zwiększył swoją wiedzę inżynierską i nie tylko, lecz na wyżyny literackie się nie wspiął. Nie jest to powieść, którą bym wpisał na swoją prywatną listę „przeczytaj koniecznie”, ale też nie żałuję zapoznania się z nią. Książka trzyma w napięciu od początku, aż do samego końca, więc zakwalifikowanie jej jako thriller jest prawidłowe. Co prawda odniosłem wrażenie, że „jakość” owego napięcia jest dużo niższa w scenach z wartką akcją. Autorowi dużo lepiej idzie budowanie nastroju scen oczekiwania na nie, niż samych wielkich wydarzeń, które zbliżały się nieubłaganie przez cały czas.

Jest to typowa lektura dojazdowa (lub też pociągowa, jak ja wolę je określać). Można ją spokojnie czytać w czasie dojazdów do pracy/szkoły/uczelni, nie wymaga wielkiego skupienia a dużej objętości nie należy się bać. Ponad czterysta stron polskiego wydania jest efektem zabiegów marketingowych a nie oznaką potężnej treści. Czyta się lekko i szybko.

 

Tekst pierwotnie ukazał się w ramach Nieustającego Konkursu Serii Nowej Fantastyki 002 i zdobył nagrodę.

Komentarze

obserwuj

Przeczytałem, zdanie mam podobne, jak Snow. Duży plus za jasność przekazu naukowego, jest zrozumiały dla czytelnika bez względu na to, czy ma jakiekolwiek zacięcie naukowe, czy nie (czytałem równolegle z "Czarnymi oceanami" Dukaja, które, choć o niebo lepsze, zatrzymały mnie w paru miejscach, bo jeśli idzie o fizykę, zatrzymałem się w okolicach kota Schrodingera).
"Następcy" wciągają - choć za thrillerami nie przepadam, były momenty, gdy dałem się pochłonąć bez reszty. Przekład, jak to w przypadku Pauliny Braiter, dobry.

Recenzja Snowa - dobra (tylko popraw nazwę wydawcy, bo Ci książki kolejnej nie prześlą!;)). I obiektywna, rzetelna.
Po tej recenzji nie kupiłbym tej książki... :) Mimo, iż książka od niefortunnego "Czaropisu" jest o dwa rzędy wielkości lepsza.

No i wtrąciłem swoje trzy grosze na temat samej książki, ale to dlatego, że - jak kiedyś pisałem - recenzji "Następców" na konkurs pisał nie będę. Może następnym razem.

Drobna literówka w nazwie wydawnictwa poprawiona ;)
ode mnie 5/6 za recenzję, jestem w trakcie czytania książki i nie powiem, bardzo przyjemnie wciąga i z niecierpliwością czekam, co będzie dalej.
Można ze spokojnym sumieniem polecić, jeśli ktoś lubi takie klimaty

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Ktoś tu chyba testował usuwanie komentarzy, bo dam głowę, że były trzy. ;-)

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Ano, ten komentarz był naleciałością po starym systemie, kiedy nawet jeszcze nie było opcji "obserwuj".

 

No i pomyśl, że ktoś za dwa lata tu zajrzy i zobaczy komentarz o tereści "haczing" – mogłoby to mnie stawiać w złym świetle ;)

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Nowa Fantastyka