Książka

| KOPIUJ

Recenzja:

koik80

Kto pokocha robala?

{
Ogromne miasto, futurystyczne budynki, latające
pojazdy i ogólny syf. Dla mnie bomba!

Niby wiadomo, że fantastyka to nie tylko stada pijanych krasnoludów, niedomytych orków, wychudzonych elfów czy smoków posłusznych tlenionym pięknościom, ale łatwo ostatnio o tym zapomnieć. Fantastyka to wyobraźnia, która nie zna granic. Światów do wymyślenia pozostało tyle, co łez w oceanie, choć większość pisarzy sięga uparcie po to, co już zostało opisane. Na szczęście zdarzają się wyjątki. China Miéville pootwierał szeroko okna i nawet ja – sceptyczny nowościom wielbiciel Tolkiena – poczułem ten powiew świeżości.

Wszędzie dobrze, ale u siebie kima mi się najlepiej. W gościach przemieniam się w rannego ptaszka. I tak też było i tym razem. Zszedłem o świcie po drewnianych, skrzypiących schodach, w poszukiwaniu paru pomarańczy wyciśniętych do kartonika. Tym razem znalazłem jabłka i regał z Ikei, a w nim – oprócz znanych każdemu bibliofilowi klasyków – portalową zielenią kusił mnie gruby grzbiet „Dworca Perdido”.

Kto rano wstaje, ten nadrabia zaległości! Pomyślałem i sięgnąłem po szmaragdowe tomiszcze. Dukaj, Lem, Tolkien i Dostojewski rządzili na wyższych półkach. Znany mi gust gospodarza gwarantował literacką ucztę. Oczekiwałem czegoś więcej niż wampirzych sag czy tysięcy stron o nieletnich Anglikach pędzących za zniczem na miotle.

Tytuł przyciągnął moją uwagę nie mniej niż skórzany fotel, a mała wskazówka zaczynała codzienną wspinaczkę po tarczy ściennego zegara. Okładkowa grafika nabiera większego sensu dopiero po przeczytaniu pierwszych paru stron książki, wciąż odbiegając klasą od samego tekstu. Ogromne miasto, futurystyczne budynki, latające pojazdy i ogólny syf. Dla mnie bomba! Przynajmniej na parę chwil wyrwę się z tej uśpionej prowincji.

Otwieram papierowe drzwi do Bas-Lag – świata, w którym toczy się powieść – lądując w samym środku metropolii Nowy Crobuzon, a po paru kolejnych akapitach w ciepłej sypialni Lin – pół kobiety, pół robala – należącej do rasy Kheprich. Od teraz nazywam się Isaac Dan der Grimnebulim, jestem człowiekiem, naukowcem i partnerem… owada? Kochamy się nie tylko romantycznie, choć musimy kryć się z tym uczuciem. W naszym multikulturowym mieście najtrudniej o tolerancję.

Moja wybranka jest uzdolnioną artystką, która ze śliny barwionej sokiem z jagód khepri tworzy prawdziwe arcydzieła. Zbuntowana i na swój sposób piękna dziewczyna, unikająca kopulacji z żyjącymi jak robactwo samcami swojej rasy. Wyrwała się z getta, przywdziewając kobiece ubrania i zapachy. Wśród swoich wzbudza agresję i odrazę. We mnie pożądanie i miłość.

Nie jest jedyną artystką w okolicy. Innym rodzajem sztuki jest prze-tworzenie, czyli rzeźbienie w ludzkim ciele, wyposażanie w przedziwne mechaniczne dodatki. W ten oto sposób powstają najcudniejsze prostytutki, jakie widziała literatura, a lokali strzegą nie tylko gigantyczni ludzie-kaktusy – kolejna z interesujących ras – ale i pół mężczyźni, pół maszyny parowe.

To wszystko blaknie przy zdolnościach Vodyanoich – rasie obdarzonej błoniastymi dłońmi i żabimi nogami – zdolnej do tworzenia krótkotrwałych wodnych rzeźb, prawdopodobnie wykorzystujących przy tym energię krytyczną, której teorię badam. Prawdziwe wododzieła!

Warto napomknąć i o tym, co lata po brunatnym niebie. Mamy przydatnych Wyrmenów, nieufne Garudy z dalekiego Cymek i śmiertelnie niebezpieczne Ćmy, z których problemem władze miasta starają się szybko uporać, wciągając w to samego ambasadora piekieł i jednego z Tkaczy – rozumnego pająka, kontrolującego świat za pomocą efemerycznych nici. Za ostrą parę nożyc jest wstanie dopomóc burmistrzowi i jego świcie, o ile nie zechce ich wcześniej zabić, wkomponowując ciała w piękną według niego sieć.

To przeze mnie te potężne stwory wydostały się z klatek. Przyjąłem zlecenie od tajemniczego Yagharka wraz z sakiewką pełną złota. Powiedział mi, że jest „Zbyt Zbyt Abstrakcyjnym” i „niegodnym szacunku”, dlatego że dokonał „kradzieży wyboru drugiego stopnia z kompletnym nieposzanowaniem”. Nie mogłem mu nie pomóc! Przyjąłem zapłatę… Nie mam pojęcia, czego się wśród swoich dopuścił. Zaprzyjaźniliśmy się i reszta nie ma dla mnie większego znaczenia.

A teraz wszyscy możemy zginąć. Ćmy żywią się ludzką duszą, a na moją jedna z nich uparcie poluje. Przez przeszło sześćset stron będziemy uciekać i walczyć, a zakończenie zaskoczy Was wszystkich.

 

                                                                                                         ***

Niespełna trzydziestoletni Miéville – angielski pisarz, polityk i antropolog o wyglądzie Woodyego Harrelsona w „Urodzonych mordercach” – stworzył unikatową powieść, pełną barwnych postaci, zwrotów akcji i kwiecistego języka. Przy dzisiejszej tendencji do wszechobecnej łopatologii to nie powinno się udać! Według mnie mamy jednak do czynienia z dziełem wyznaczającym kierunek, w którym współczesna fantastyka powinna zmierzać, o ile już nie zmierza. Postawiłbym tę książkę na najwyższej półce.

Jaki powiew świeżości?! - krzykniecie, nazywając mnie ignorantem. Przecież mamy tu do czynienia z coraz popularniejszym New Weird – nawiązującym do samego Lovercrafta czy rodzimego Grabińskiego! I to nie wszystko. Są elementy noir, szczególnie widoczne przy opisach miasta, a wszystko z domieszką steampunku, gdzie elektronikę zastąpiono maszynami parowymi. A do urban fantasy – gatunku, w którym akcja rozgrywa się w wielkim mieście – nikogo nie trzeba przekonywać, zważając na poczytność Neila Gaimana i samego Terryego Pratchetta. Do jego Ankh-Morporkskich części kultowego Świata Dysku znalazłoby się więcej podobieństw, z jedną szansą na milion włącznie.

Dla mnie wspomniana świeżość kryje się w ucieczce od sztampowości i skłonności do dłużyzn. Nawet jeśli początek wybrednego czytelnika nie zachwyci, to z każdym przekartkowanym rozdziałem czuje się „rozpisanie” autora. Trochę nużący nadmiar początkowych porównań znika, akcja nabiera wyścigowego tempa, a napięcie wykładniczo wzrasta. Nowe Crobuzon nie śpi, w odróżnieniu od mojego irlandzkiego Callan.

Miéville dochodzi do rzadko spotykanej wiarygodności przy opisywaniu wzajemnych relacji bohaterów. Nie dumasz nad bezsensownym afektem Isaaca do Lin, lecz przejmujesz się ich problemami, a nawet wstydzisz się za nich, czytając o wymyślnych pieszczotach głowoodnóży. Spacerujecie razem po najobskurniejszych dzielnicach metropolii, z sercem na ramieniu wypatrując zagrożeń czyhających za każdym rogiem. A oni polezą niemal wszędzie, napędzani naukowymi ambicjami uczonego i nie mniejszym poczuciem winy.

 

„Dworca Perdido” nie da się przeczytać jednym tchem, ani też w jeden dzień. To nie jest tego rodzaju powieść. Fabuła wymaga największego skupienia i przemyśleń, inaczej łatwo się od tej książki „odbić”. Warto jest zwolnić i doczytać do ostatnich stron. Dla wytrwałych czeka literacka uczta. Na urzeczonych – kolejne pozycje autora z wielokrotnie nagradzanym „Miasto i miasto” na czele.

W lekturze nie pomógł mi sposób, w jaki książka została wydana. Bloki gęsto upchanego tekstu męczyły wzrok i zmuszały do częstych przerw. Wielkość czcionki wybrana została prawdopodobnie przez jakiegoś początkującego sadystę, przez co czytanie w komunikacji miejskiej odpada. Szkoda, że nie pokuszono się o większy format. Więcej tego typu problemów miałem tylko z Dukajowskim „Lodem”. To są właśnie chwile, gdy czytniki stawiam wyżej od papierowych książek.

Nie tylko to nie ułatwia czytania. Powieść naszpikowana jest postaciami przeróżnych ras i proweniencji. Nie sięgamy po lekką, łatwą i przyjemną lekturę. Autor serwuje nam wnikliwe opisy całych dzielnic Nowego Crobuzon, sięgających chmur budynków czy fizjologii Kheprich. Straszy nas wszędobylską, lecz nierzucającą się w oczy mieszkańców milicją i przedstawia aglomerację kontrolowaną od setek lat przez Parlament – budzący grozę zarówno wśród robotników, jak i wielorasowej artystycznej bohemy.

Wnikliwość, z jaką Miéville to robi zdumiewa czytelnika przyzwyczajonego do klasycznej fantastyki. Nie potrzeba zapachowych stron, by poczuć smród bijący od rzeki, od gnijących zwłok czy płonących ciał.

Nie jestem jedynym, na którym ta powieść zrobiła ogromne wrażenie. Książka zdobyła nagrodę Arhura C. Clarke’a, a także British Fantasy Award, o czym informują nas na okładce. Zresztą po pierwszą z nich Miélville sięgnął trzykrotnie, co świadczy o pisarskim kunszcie Anglika. A jeśli wciąż komuś mało, to na odwrocie do zakupu zachęca nas sam Jacek Dukaj, chwaląc wyobraźnię londyńskiego twórcy.

Niestety, zabrakło mi ostrzeżenia dla debiutujących powieściopisarzy, a powinno się takowe tam znaleźć. Przykładowo:

Uwaga! Może wywołać artystyczne kompleksy! Co najmniej na parę dni odciągnie Cię od pisania!

Zdaję sobie sprawę, że żółwim tempem dotarłem tam, gdzie większość z Was już pewnie była. Zawitałem do Nowego Crobuzon, gdzie – podobnie jak okaleczony Yagharek – postanowiłem pozostać trochę dłużej.

 

Być może skosztuję dreamshitu? O ile coś jeszcze pozostało na rynku …

Komentarze

obserwuj

Pięknie, miło że ktoś pofatygował się, by napisać recenzję. Nie czytam(póki co), bo "Dworzec Perdido" jeszcze przede mną i celowo nie zaznajomiłam się z okładkowym "o co kaman". Ale wiem, co tak Cię zauracza. Zajrzałam do "Blizny" autora i już pierwsze akapity zmusiły mój przyzwyczajony do zwyczajności umysł do pracy na podwyższonych obrotach. O tak. Jeśli mogę, polecam Ci zapoznać się z powieścią "Podziemia Veniss" autor: Jeff Vandermeer. Kolejny przedstawiciel nurtu New Weird i choć nie chcę szufladkować, to myślę, że niewiele się mylę, stawiając w tym samym rzędzie jednego z drugim. Jestem zauroczona literackim rozmachem. 

Dzięki, Prokris.

Namierzę Vandermeera i przeczytam! ;)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Bardzo udana recenzja, przyznam, że mnie zaciekawiłeś. Jak w końcu się przekopię przez moje ostatnie nabytki, to na pewno zwrócę uwagę na to dzieło. ;)

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

Według mnie naprawdę warto. Dziękuję.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

A wrzucona nad wstępem okładka nie zlała się z forumowym tłem, a byłem pewny, że jednak to zrobi! :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Recenzja jest bardzo dobra. Gdybym nie zaczęła czytać Dworca i nie utknęła na jakiejś setnej stronie, pewnie sięgnęłabym po tę pozycję. Bo to, co napisał Koik, bardzo zachęca do przeczytania.  Niestety - dla mnie nie do przetrawienia.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Powieść wysokokaloryczna, ale przy odpowiednim podejściu, można się nią nasycić. ;)
Wszystko jest kwestią gustu, ale chłop ma niesamowitą wyobraźnię i to mu trzeba sprawiedliwie i obiektywnie przyznać. :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Cholera, recenzja zapowiada się fajnie, ale... przeczytałem pierwsze akapity, ale boję się czytać dalej, bo nie chce psuć sobie przyjemności z czytania - to jedna z tych książek w przypadku których nie chcę nic wiedzieć przed lekturą. "Dworzec..." czeka cierpliwie na półce na swoją kolej. :)

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Starałem się nie spoilować. :) Wbrew pozorom uchylam może 3-5% fabuły, czyli rąbek całości.

Ja już się "zmagam" z kolejną książką Mieville'a; z "Żelazną radą". Ten sam świat, a (póki co) "lżej", za to kolejnych stworów masa! :D

Bemik -- dzięki.

Brajt -- przeczytaj od trzech gwiazdek, tam już jest o pisarzu. :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Bardzo dobrze napisna recenzja, Koik80. Książkę wpisuję na listę porządanych pozycji xD

Dziękuję Elfinder.:)

"Żelazna rada" trzyma poziom, choć wychodzi (przynajmniej z początku) poza Nowe Crobuzon. W tym przypadku można "połykać" nawet większe partie tekstu. Jest lżej.
Z rodzimych pozycji szerego podobieństw można odnaleźć w Przedksiężycowych Anny Kańtoch, ale poziom komplikacji wciąż wyższy u Mieville'a.

Pozdrawiam.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

U mnie ta książka stoi właśnie na najwyższej półce. Prawdą też jest, że może wywołać artystyczne kompleksy, pamiętam, że z zazdrością ją czytałem, bo sam chciałbym coś takiego napisac. Ale mam jakiś opór, by sięgnąć po inne pozycje tego autora, bo słyszałem, że jednak znacznie ustępują "Dworcowi Perdido".

Poza tym - świetna recenzja.

Dziękuję.

Przeczytałem "Żelazną radę" i nie jest to Dworzec P., ale na środkowe półki mozna spokojnie wstawić. Z innymi jego ksiązkami jest ten problem, że juz nie ma tej świeżości, ale w dalszym ciągu mamy do czynienia z niesamowitą wyobraźnią. Czasu nie stracisz. :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Przeczytałam DP. I mam chęć zrobić to jeszcze raz ;) Cofam swój zachwyt nad "Podziemiami Veniss". Marna kopia Mieville'a. 

Ja teraz czytam "Krakena". Zupełnie inna bajka od DP i "Żelaznej rady", ale warto i po niego sięgnąć.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

A wspomniany "Kraken" przypomina "Amerykańskich Bogów" Gaimana. Jakby się zmówili... Muszę to sprawdzić! :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Wnikliwa recenzja; pewnie testowa. :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

testuję cytowanie

Niestety, zabrakło mi ostrzeżenia dla debiutujących powieściopisarzy, a powinno się takowe tam znaleźć. Przykładowo:

 asdf

 test test

bcbc

 

piszu, oki.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Koik, to dziwne, ale przy recenzji pojawia mi się opcja "edytuj" i można edytować Twój tekst...

Bo wczoraj na szybko włączyłem wszystko do testów. Dzisiaj to będę naprawiał. :)

 

Lead ma mieć formę dokładnie taką, jak w papierowej NF. Czyli dwie krótkie linijki tekstu opatrzone klamrą, zawierające najważniejszą myśl z recenzji. Ten opis będzie wykorzystywany razem z tytułem na stronie głównej serwisu i działu książkowego.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Tak, muszę tu naprawić parę rzeczy jeszcze. :)

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Aaa, nie ma jeszcze edycji komentarzy w dziale książki, zapomniałem.

Potem podepnę tutaj komentarze z recenzji na starej stronie.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Wszystkie niedociągnięcia zrzucę na biedną Dreammy. :) Poprawiłem lead, Brajcie. Edycja komentarzy leży (wyrzuca na główną stronę), a przy edycji recenzji pyta o źródło.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Test.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Świetna recenzja! Świetna! (Tzn. ja tylko testuję, nie czytałem)

Mee!

Świetna recenzja! Świetna! (Tzn. ja tylko testuję, nie czytałem)

Mee!

Cudo! Cudo! Ja też testuję, ale czytałem. I pisałem... :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Brakuje mi w tym tekście fabuły ogólnie na – :)

Mee!

Dobra, tamten komentarz to test. Teraz się wypowiem na serio.

Ja dałem 5/6, bo podobał mi się styl, w jakim ta recenzja została napisana. Gdybym nie był sobą, to na pewno czułbym się zachęcony do przeczytania książki.

:)

(tego, brajcie, nie usuwaj)

Mee!

Czemu to cholerstwo nie chce działać...

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Nie palnąłeś jakiegoś błędu przy wpisywaniu skryptów, czy czegoś tam? (nie znam się, jestem na razie na etapie Worda, choć informatyczka, widząc, że może ze mną robić więcej rzeczy, próbowała nauczyć mnie robienia stron internetowych[w zajączku:)])

Mee!

Wpisanie nowego komentarza nie kasuje informacji o tym, kto czytał dany tekst, a powinno, bo dokładnie te same linijki kodu odpowiadają za obsługę gwiazdek w innych miejscach.

Siłą rzeczy gwiazdki pewnie działają jak trzeba, ale strona nie wie, że ma je pokazać, bo myśli, że już ten nowy komentarz czytaliśmy.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Nowa Fantastyka