Książka

| KOPIUJ

Recenzja:

Jan_Janek

Potrawka z klasyków

{
Stephen King zrobił coś niespodziewanego. Zagotował wodę w kotle, dodał samych najlepszych, klasycznych przypraw, po czym wskoczył do środka. Danie jest zaskakująco dobre!

Przez ponad czterysta stron swojej nowej powieści, Stephen King uwodzi czytelnika nostalgiczną, rozciągniętą w czasie i pewnie dla niektórych nieco smętną historią Jamiego Mortona, chłopca, który został gitarzystą rockowym. Śledzimy najważniejsze wydarzenia z jego życia, powoli szykując się, dzięki dość oszczędnie dawkowanym momentom grozy, na trzęsienie ziemi.  Tylko tym razem jest jakoś inaczej.  Albo nie – jest jak dawniej. A "dawniej", to w przypadku "Przebudzenia" słowo kluczowe. Kiedy w zeszłym tygodniu otworzyłem książkę na pierwszych stronach, buźka wyszczerzyła mi się w na poły radosnym, na poły krwiożerczym uśmiechu, a po całym ciele  przebiegł dreszcz. Zobaczyłem dedykację Autora. I wiedziałem, że będzie dobrze.

 Mniej więcej rok temu, szykując się do napisania artykułu dla NF, przeczytałem "Frankensteina" Mary Shelley. Potem był serial "Detektyw", na fali którego wypłynęło nazwisko autora z przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku, Roberta W. Chambersa. I owszem, zaciekawiony zamieszaniem, zakupiłem zbiór "Król w żółci". Potem przyszedł czas na Lovecrafta. Spędziłem z twórczością "Samotnika z Providence", oraz  dziesiątkami popkulturowych dzieł do tej twórczości się odnoszących niesamowite dwa miesiące. Efekt był taki, że zapragnąłem drążyć bardziej, zwłaszcza, gdy zyskałem wiedzę, którzy  pisarze oprócz Allana Edgara Poe, mieli szczególny wpływ na Lovecrafta. Tym samym, na półeczce pojawiło się kilka książek z serii "Biblioteka Grozy" wydawnictwa C&T. Wśród nich "Inne światy" Artura Machena. I właśnie  tę  książkę zacząłem czytać tuż przed lekturą "Przebudzenia".  I to stąd  ten dreszcz po zajrzeniu do nowej książki  Kinga , choć w tym wypadku bardziej pasuje mi określenie – sprzężenie zwrotne (tylko niech mi nikt nie podtyka pod nos definicji zjawiska, sprzężenie zwrotne i już!).  Król horroru dedykował ją "ludziom, którzy w dużej części zbudowali jego dom". Wymienił między innymi Mary Shelley, Brama Stokera, H.P.Lovecrafta, a na koniec, wielkimi literami – ARTURA MACHENA, "którego opowiadanie "Wielki Bóg Pan" zapadło mu w pamięć na całe życie". A potem jest jeszcze motto – pewien słynny cytat autorstwa Lovecrafta. Odłożyłem na bok inne lektury, przez dwa dni nie obejrzałem żadnego serialu i przez  weekend przeczytałem "Przebudzenie".  I teraz trochę opowiem o tej książce.

                Albo i nie. Wszytko, co trzeba wiedzieć przed lekturą (a nawet w moim mniemaniu zbyt wiele) jest w blurbie na skrzydełku okładki. Zaczyna sie sielankowo, bohater ma zaledwie sześć lat. Wtedy to po raz pierwszy spotyka się z nowym pastorem, Charlesem Jacobsem,  przybyłym z rodziną  do kolejnego z miasteczek, które King z wdziękiem rozsiewa po stanie Maine. W późniejszych etapach życia Jamiego, ci dwaj będą  spotykać się zawsze w szczególnych okolicznościach. Pastor z biegiem lat zmieni się w kogoś w rodzaju Victora Frankensteina, specjalistę od elektryczności, która od zawsze była jego cichym hobby. Jamie będzie grał w dziesiątkach kapel i omal nie przekręci się przez narkotyki. W tle będą rodzinne sprawy, małe szczęścia i duże tragedie, jak w zwykłym życiu i normalnym świecie. A także religia, oraz muzyka, mnóstwo świetnej, amerykańskiej muzyki, której nie po raz pierwszy King składa wyrazy miłości. I tylko przeznaczenie co jakiś czas będzie stawiało na wspólnej drodze dwójkę bohaterów, by w końcu opleść  ich diabelnie mocno zaciśniętym węzłem.  To będzie ten moment, to trzęsienie ziemi, poprzedzone serią lekkich, acz narastających wstrząsów. To one budują nieustanny niepokój, który odczuwa się podczas lektury tej książki, powodując bezwiedny, wychodzący z ust czytelnika szept: coś się stanie, coś się stanie...  I wreszcie nadchodzi  ta chwila, gdy Jamie odpowiada na ów szept słowami, jakżeby mogło być inaczej:  "Coś się stało". Tyle, że to jest dopiero początek. Początek koszmaru.

                Na innym fantastycznym portalu, pojawiła się kiedyś recenzja "Frankensteina". Autor tejże recenzji, Artur Ł. Rotter, wspominał o swojego rodzaju eksperymencie, który przeprowadził korzystając z Facebooka. Wrzucił na swój profil  cytat z powieści Shelley, podając jako autora Petera Wattsa. Wiele osób zalajkowało ten co by nie było, prawdziwie Wattsowy z ducha  tekst ("po cóż szczycimy się naszą wrażliwością odróżniającą nas od bezrozumnych bydląt? Ona tylko osłabia naszą wolę. Gdyby nasze popędy ograniczały się do głodu, pragnienia i pożądania, bylibyśmy niemal wolni.") Ów eksperyment, ów "myk" recenzenta, miał za zadanie pokazać że klasyka, że dawne opowieści, ich przesłanie i motywy, są w kulturze, w  twórczości dzisiejszych autorów stale obecne, choć możemy nawet nie zdawać sobie z tego sprawy. O ileż uboższe byłyby moje wrażenia, o ile mniej wyłapałbym smaczków, gdybym przed lekturą nowej książki Króla nie poczytał klasyków! W "Przebudzeniu" King kłania się zamaszyście twórcom sprzed lat. I to też jest swojego rodzaju eksperyment.  Bo pomiędzy motywy rodem z dawnej literatury grozy, autor wrzuca typowego, kingowskiego bohatera – everymana. Król sam jest już żyjącym klasykiem, cały czas wśród nas, obecny, wciąż na chodzie, najnowszą książką dający świadectwo aktualności dawnej literatury. A przy tym nie jest jedynie współczesnym królem horroru. Jest także wspaniałym kronikarzem Ameryki, choć w "Przebudzeniu", mimo potężnej dawki fragmentów obyczajowych, King  bardziej jest tym gościem od horroru. Horroru prawdziwie klasycznego, ponurego i bezlitosnego.  Nie do wszystkich jego wizja przemówi, ale do tych, którzy się na nią złapią ... cóż, oni na pewno z większą uwagą zaczną przypatrywać się otaczającej ich rzeczywistości. A w szczególności miejscu tam, na górze. Tam, gdzie powinno być Niebo.

 

 

Komentarze

obserwuj

Amen, Janie! Czytamy podobną literaturę. Lecę zamawiać książkę albo Mikołaja w to ubiorę :)

Na Kinga wysupłałem ostatnie pieniążki z oszczędności, ale jak jest premiera, to po prostu muszę mieć :-) No i wiem, że wobec Króla jestem raczej bezkrytyczny, ale przy tej ilości książek, bardzo rzadko mnie zawodził. Jest Królem i koniec :-)

Nie czytałam wszystkich jego książek, więc może nie powinnam szafować wyrokami, ale :) wydaje mi się czasem nierówny (po paru skuchach zarzuciłam czytanie wszystkiego jak leci). Bardzo sobie cenię u niego właśnie warstwę obyczajową, maluje kapitalne scenki rodzajowe, potrafi uderzyć między oczy trafnym podsumowaniem ludzkich motywacji i zachowań. Czasem jego pomysły na fantastykę / złego stracha są śmieszne, ma też stałe ulubione motywy (pijak, pisarz, osoba upośledzona itp.). Po wielu latach wróciłam do niego przy premierze “Kopuły”, która mi się bardzo podobała (pomijam milczeniem końcówkę i rozwiązanie zagadki – auć). A jak piszesz, że przynajmniej 400 stron i jeszcze nawiązania do literatury oraz wisienka w postaci gitarzysty rockowego – wszystko, co lisy kochają najbardziej. :)

Nieco rozczarowałem się “Przebudzeniem”, ale to dlatego, że okropnie się na na tę książkę napaliłem. Na portalach widziałem hasło reklamowe, coś w stylu “To najstraszniejsza książka, jaką napisałem. Zakończenie jest tak przerażające, że nawet nie chcę o nim myśleć. S. King”. Łyknąłem te ponad 500 stron w kilka godzin i nie powiem, czytało się przyjemnie, ale więcej w tym obyczajówki niż grozy. No i głównie pchała mnie do przodu ciekawość, cóż to za wizja, która przeraża samego mistrza horroru? 

Rzecz jest niewątpliwie dobra, po prostu miałem rozbuchane oczekiwania.

Recenzja wskoczyła na główną, dzięki! Zakończenie książki i użycie pewnych motywów, jestem pewien, nie wszystkich zadowoli, przekona. Ale przefiltrowane przez prozę klasyków, daje naprawdę dużo radochy, choć to słowo może nie na miejscu akurat  w tym przypadku. 

W grudniu dopiero “przebudzenie” dopadnę, ale już mnie zachęciłeś, a klasyków szczęśliwie znam i lubię, to już się nie mogę doczekać ;)

Jak zwykle świetną napisałeś recenzję.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Bo King jest już rzemiechą absolutnym :)

 

Czytasz: Jack zszedł na dół, do kuchni, otworzył lodówkę i napił się mleka... i już się obsrywasz ze strachu :)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Dj trafił w samo sedno!  Powinni sprzedawać zestaw: książka plus pielucha ;-)

^^ I rozłożyliscie mnie dokumentnie... :-):-) Janie, recenzja tak dobra, że domagam się komisji sejmowej, która zbada, czy Król cię nie skorumpował. Gdybyś jeszcze dał cynk, przez jaką listę klasyków przebrnąłeś w formie przypisu lub komentarza – chyba nie wszystkich czytałem... :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Przez klasyków jeszcze nie przebrnąłem, brnę cały czas :-) Do lektury “Przebudzenia” przyda się znajomość oczywiście Shelley no i Machena i Lovecrafta, ja poczytałem jeszcze Bierce’a, Chambersa. A jest tylu innych, King  jeszcze wymienia w dedykacji Clarka Ashtona Smitha, Fritza Leibera, Shirley Jackson... Największą zabawę miałem z Lovecraftem, im więcej czytałem, tym jeszcze więcej chciałem czytać, mocno mnie wciągnęło, sporo opowiadań przeczytałem ale i sporo mi jeszcze zostało. Dla hataka nawet artykulik o odniesieniach innych twórców do Lovecrafta popełniłem. 

No a ci wszyscy klasycy, to we wspomnianej przeze mnie Bibliotece Grozy są. 

Gawędziarski styl Kinga w połączeniu z lovecraftowską mitologią Cthulhu, to jak miłosne igraszki z dwiema skrajnie różnymi, acz niezaprzeczalnie pięknymi kobietami. Jestem w pełni ukontentowany :)

Recenzja również świetna.

Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper

Nowa Fantastyka