Książka

| KOPIUJ

Recenzja redakcyjna:

Rafał Śliwiak

Złodziej, co kradnie nam serca

{
Kontestowanie kanonu i czarowanie humorem
– tak powieści Turner łamią schematy epickiej fantasy.

W powieściach Turner nie znajdziemy bohaterów potężniejszych niż bogowie, misji ratowania świata, wielkich bitew, fajerwerków, magii i pełnych patosu dialogów. Autorka nie ma w zbytnim poważaniu Tolkienowskiego kanonu. Świadczy o tym już sam sposób kompletowania drużyny. Główny bohater trafia do niej wprost z więziennej celi. Gen jest złodziejem, aczkolwiek brakje mu potrzebnej w tym fachu roztropności – do lochu trafił po tym, jak w gospodzie pochwalił się kradzieżą królewskiej pieczęci.

Sama misja też nie jest typowa – kradzież artefaktu, w którego moc wierzą prostaczkowie. Wiarę tę chce wykorzystać monarcha Sounis dla podporządkowania sobie królestwa Attolii i nakłonienia jej władczyni do małżeństwa. Kradzież artefaktu w tomie pierwszym, przynosi niechciane owoce w drugim. Gdy gen wpada w ręcej królowej Attolii, ta dokonuje okrutnej zemsty za wystawienie na szwank jej dobrego imienia. Choć złodziej uchodzi z życiem, staje się cieniem samego siebie. Komplikująca się sytuacja polityczno-militarna jego ojczyzny skłania go jednak do pokonania własnej słabości i ponownego działania.

Wspólne dla obu powieści są niespodziewane zwroty akcji, które zmuszają nas do reinterpretowania wcześniejszego jej przebiegu. Początkowo prosta intryga komplikuje się, wciągając nas w wir wydarzeń. Ze względu na doświadczenia Gena, Królowa Attolii jest mniej sowizdrzalska i bardziej mroczna od Złodzieja.

Starzy wyjadacze mogą pozazdrościć autorce lekkości języka, dobrze oddanej w tłumaczeniu. Wielkim atutem okazuje się niewymuszony humor, wynikający ze ścierania się charakterów postaci, a w szczególności z niewyparzonego języka Gena. Dzięki tym walorom, rumieńców nabierają opisy najzwyklejszych spraw.

Nowa Fantastyka