Książka

| KOPIUJ

Recenzja:

Aineko

Oryginalny banał

{
„The medium is the message”
(Marshall McLuhan)

Zdarza mi się mawiać czasem, że mam uczulenie na banał. Jest to jednak skrót myślowy, bo gdybym faktycznie takowe miała, chodziłabym z permanentną wysypką intelektualną (jakkolwiek coś takiego miałoby się objawiać). Banał jest wszędzie. Nasze życie jest banalne, nasze codzienne obserwacje są banalne, cały świat jest banalny, lub – przy odrobinie cynizmu – łatwo dający się sprowadzić do banału. Zupełnie świeże i oryginalne idee pojawiają się bardzo rzadko, a ludzie na ogół po prostu przerzucają się oczywistościami. Nie ma w tym nic złego, bo przecież coś trzeba mówić. Gdyby komunikacja miała polegać jedynie na wygłaszaniu rewolucyjnych myśli i poglądów, pogrążylibyśmy się w milczeniu. Milczenie jest co prawda ok, ale bez przesady.

Ja jedynie nie lubię, kiedy wciska mi się banał, jako prawdę objawioną. Dlatego gdy słyszę wygłaszane przemądrzałym tonem tyrady o tym, jaki straszny wpływ mają na ludzi media, jakie są wszechobecne, ogłupiające, uzależniające, to tylko ziewam i oczami przewracam. Inna sprawa, że gadać to każdy umie, a już z zaproponowaniem rozwiązania jakoś nikt się nie kwapi. No ale to temat na zupełnie inny tekst. W każdym razie wszystko to sprawiło, że do książki Jeffa Noona „TV Ciał0” zabierałam się trochę jak pies do jeża.

Czy słusznie?

 

Autor opowiada historię Noli Blue, młodej gwiazdki pop, która dni największej sławy ma już za sobą i trudno jej się z tym pogodzić. Jednocześnie powoli zaczyna rozumieć, czym w istocie jest show-biznes – machina, która wchłonęła ją, przetworzyła i wypluła jako produkt, oraz czym są media, które ów produkt sprzedawały całemu światu. Przynajmniej póki były z tego zyski.

Obudzenie tej świadomości, oraz nagła empatia względem innej gwiazdy – uczestniczki bardzo nietypowego programu – zbiegają się w czasie z wystąpieniem dziwacznej anomalii. Nola, w zasadzie pozbawiona tożsamości, będąca jedynie częścią medialnego przekazu, nagle sama staje się przekaźnikiem – zaczyna własnym ciałem odbierać wszystkie stacje telewizyjne.

Powieść jest zapisem wędrówki Noli w celu zrozumienia tego, kim właściwie jest, co jej się przydarzyło i dlaczego.

Tak naprawdę to żadna tajemnica. Odpowiedź nasuwa się już od samego początku: przesadziła z telewizją, dała się ogłupić, pochłonąć, wręcz dosłownie – opętać. Posiadała własne zdrowe i sprawne ciało, jednak jej świat kręcił się wokół telewizyjnych iluzji. Ostatecznie stała się hybrydą tego, czym była fizycznie i tego, czym żyła, co ją określało. Ale to wcale nie ta oczywista konkluzja stanowi o sile dzieła Noona, ale wszystko to, co „pomiędzy”. Warto przestać na chwilę ziewać i przewracać oczami na banalne przesłanie i przyjrzeć się innym wątkom, które czynią tę książkę na swój sposób tajemniczą i intrygującą. Czy Nola jest jedyna, czy też są inni? Czy ten telewizyjny „wirus” może się reprodukować i w jaki sposób? I w końcu – co łączy piosenkarkę z córką jej producenta muzycznego, tajemniczą Melissą, która podczas okrutnego widowiska dzień po dniu traci rozum na wizji, ku uciesze gawiedzi i rozpaczy ojca?

Koncepcja Kopuły Rozkoszy – wynaturzonego, okrutnego reality show – jest, moim zdaniem, najmocniejszym, najbardziej oddziałującym na wyobraźnię elementem historii. Intryguje również powinowactwo dusz między Nolą i Melissą. Autor zręcznie żongluje podobieństwami i kontrastami, by ukazać tę więź, a jednocześnie pozostawia miejsce na refleksję i własną interpretację.

 

Biorąc pod uwagę wszystko to, co napisałam do tej pory, książkę można by polecić niemal każdemu. Nawet to zbyt oczywiste przesłanie, na które tak kręcę nosem od początku, jest w sumie podane w sposób względnie strawny. Sama historia wciąga, a niektóre pomysły zasługują na szczególną uwagę. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie jedno „ale”.

Wspominałam wcześniej o motywie podróży, o poszukiwaniu własnej tożsamości, próbach rozwiązania zagadki dziwnej „infekcji”, jednak jeśli ktoś spodziewa się epickiej powieści przygodowej, będzie srodze zawiedziony.

Forma książki nawiązuje do jej tematyki. Mamy wrażenie obcowania z programem telewizyjnym, który żyje własnym życiem, zmienia się, ewoluuje, pulsuje swoim rytmem. Dość poważne skądinąd tematy, są zaledwie liźnięte – nie ma co liczyć na obszerne opisy, refleksje i wyjaśnienia. Wszystko, co chcielibyśmy wiedzieć, co chciałaby wiedzieć Nola, wymyka się, rozmywa w specyficznej lepkiej, dusznej, delirycznej atmosferze, z której jednocześnie wyłaniają się nieco rozmyte sylwetki bohaterów, ich dramaty, wplecione w światła, dźwięki wzory i kolory miasta, sceny, Kopuły… Wszystko to może wywoływać wrażenie jednocześnie nadmiaru i niedosytu. Narracja jest urywana, ale rytmiczna, język poetycki, czasem może nawet za bardzo.

 

Specyficzna forma tej książki na pewno nie każdemu przypadnie do gustu. W recenzjach piszą, że trudna, że ambitna, że dla wymagających (uch, jak ja nie cierpię tego wyrażenia!). Ja powiedziałabym raczej, że dla tych, którzy po prostu mają ochotę na interesujący eksperyment formalny. Osobiście jestem ciekawa wszelkich nowości i niecodziennych rozwiązań, dlatego też czuję się tą lekturą usatysfakcjonowana. Fakt, pozostał pewien niedosyt. Fakt, zastanawiałam się, jak książka oparta na takim pomyśle wyglądałaby, gdyby napisano ją „po bożemu”. Ale nie napisano i może dobrze. W obecnej formie, mimo dość banalnej tematyki, jest to pozycja warta uwagi. Gdyby skonstruować ją „zwyczajnie”, istniałoby duże ryzyko popadnięcia w natrętne moralizatorstwo i ten rodzaj banału, który wywołuje u mnie wspomniane na początku uczulenie.

 

Jeśli ktoś przypadkiem natknie się na niemal identyczną recenzję w Internecie, proszę nie wszczynać paniki. Tekst jest mojego autorstwa i dostępny jest również na moim blogu (adresu nie podaję, bo nie wiem, czy mi wolno, nie chcę spamować). Umieściłam go tu, bo na bloga pewnie nikt z Was by nie trafił (nie mam zadatków na znaną blogerkę ;)), a chciałam podzielić się spostrzeżeniami z szerszą publicznością.

Dziękuję za uwagę.

Komentarze

obserwuj

Solidna recenzja.  Książka od kozajuniora dostała szóstkę, tu czwórkę. Średnia wciąż dobra :-) Kiedyś, kiedyś tam pewnie przeczytam, kolejka książeczek nie ma końca.

Poprawiłem nagłówek – wygląd recenzji będzie ogólnie przerabiany na stronie. To dodaj przynajmniej w profilu link do bloga, aby kto jednak chce, mógł go znaleźć i poczytać. :-)

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Recenzja ciekawa, więc wrzucam na stronę główną, coby ją więcej osób przeczytało.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Taa... Wstawię link do bloga i już nie będę mogła podbierać stamtąd tekstów! Jak ktoś zacznie czytać bloga, to już tutaj mojej publicystyki czytać i komentować nie będzie, bo i po co. Będę musiała pisać inne tam i inne tu! Chu... steczka, nie interes! :D

A serio, to link już wstawiony, jakby ktoś miał ochotę zajrzeć, to zapraszam :)

Nowa Fantastyka