Książka

| KOPIUJ

Recenzja:

Staruch

Niepewność i oczekiwanie, czyli impresja z niedzisiejszego punktu widzenia

{
„Nic się nie zdarzy aż do Powrotu Nic się nowego nie zdarzy aż do Powrotu Nic godnego uwagi aż do Powrotu”

Jak rozpoznać arcydzieło?

Odpowiedzi pewnie tyle, ilu czytelników, ale mnie podoba się taka: arcydzieło literackie to książka, którą da się odbierać na wielu poziomach. Jest w niej coś dla każdego: i bezrefleksyjnego pożeracza fabuły, i dla skrupulatnego łowcy nawiązań, i dla miłośnika wielopiętrowych intryg.

Przykład? Choćby taki „Mistrz i Małgorzata”. Kiedy czytałem ją pierwszy raz, była to dla mnie świetna powieść fantastyczna, podczas kolejnej lektury odebrałem ją jako niesamowity opis wszechobecnego strachu panującego w ZSRR, ostatnio stała się dla mnie po prostu przypowieścią o Dobru i Złu.

 

Także „Gar’Ingawi. Wyspa Szczęśliwa” traktuje (generalnie) o walce Dobra ze Złem. Toteż znajdą tu coś dla siebie miłośnicy fantastycznych sag, w których koleje losu rzucają bohaterami po całym świecie, w rolach głównych występują królowie i niewolnicy, a wygrywa zawsze Dobro.

Zaczynamy lekturę od zapoznania się z „wyspą szczęśliwą”, która żyje tylko w oczekiwaniu na cykliczne odwiedziny dobrego bóstwa, tak zwane Powroty. Ludzie nie mają innych problemów, jak tylko taki, czy przyjście nastąpi za ich życia. I jest to dla mnie najnudniejsza część książki. Spokój wyspy i jej mieszkańców zostaje zakłócony przez Zło, zarówno przybywające z zewnątrz, jak i zainicjowane przez samych mieszkańców wyspy. Wierna tradycji pozostaje trójka dzieci. Ich losy zaważą na przyszłości świata Gar’Ingawi. 

Autorka nie skąpi opisów krain całego zamieszkałego świata, ras istot myślących zwanych w książce abalahinda, bo są to nie tylko ludzie, ale i np. inteligentne małpy Jesteśmy świadkami narodzin i upadku imperiów, ale też skomplikowanych ludzkich losów, gdzie najbardziej nieszczęśliwi są z reguły ci, którzy zagarnęli dla siebie zbyt wiele. 

Nie brak w książce interesujących wątków pobocznych, bo nie jest to prosta opowieść biegnąca z punktu A do punktu B, a raczej mieniący się różnymi, wycyzelowanymi szczególikami gobelin, który całe swoje piękno odkrywa po spojrzeniu nań z daleka, kiedy wszystkie drobiazgi łączą się w kunsztowną, harmonijną całość.

 

Można Gar’Ingawi czytać jako kolejną, sztampową pozycję fantasy, gdzie ci dobrzy, po pokonaniu tysięcznych przeciwności, w końcu zwyciężają. Jednak takie proste, literalne odczytanie tej powieści odarłoby ją z całego powabu, ukrytego sensu. Bo „Gar’Ingawi” to też pewnego rodzaju moralitet. O indywidualnych wyborach bohaterów, o tym, jak  wybór pomiędzy dobrem a złem bywa czasem trudny, mylący, a nawet że wybierając w naszym mniemaniu dobro, bywa że wybieramy jego przeciwieństwo; o tym, że wybór zła szczęścia nie daje, choć tak może się wydawać i o tym, jak trudny i bolesny może być wybór dobra.

Wspominam o tym, bo istnieje kolejny poziom, na którym można odczytać to dzieło. Jest to swego rodzaju powieść z kluczem,  dostępnym dla wtajemniczonych. Pewne aspekty zainteresują tylko tych, którzy mają specyficzne przekonania, a mianowicie – wierzących. Wierzących w to, że rządzi nami jakaś Siła Wyższa, że to Ona nadaje sens naszemu życiu. Nie jest to niczym dziwnym, bo przecież „Gar’Ingawi” napisała siostra zakonna Anna Borkowska, co doskonale jest w tekście wyczuwalne.

Czy na przykład takie zdanie, pojawiające się dialogu dobrego i złego bóstwa, dotyczące losu jednego z głównych bohaterów, automatycznie nie kojarzy się z czymś znanym: „Dostaniesz [go], ale nie tu i nie teraz. On w twoje ręce pójdzie sam, dlatego że tamtędy droga w moje”?

Wiara to rzecz trudna, niemodna, na pierwszy rzut oka – bezsensowna. Wydaje się, że momentami autorka ukazuje nam swoje wątpliwości, swój sprzeciw wobec losu zakonniczki, wobec wyrzeczeń, na które nie każdy mógłby się zgodzić. I to w imię czego? Iluzorycznej nagrody, czekającej nas po śmierci? Nie daje na to pytania łatwej odpowiedzi. Autorka wkłada w usta jednego z bohaterów takie słowa: „(…)on nadal nie znajdował w sobie dawnej tęsknoty, dawnego żaru. Jakoś się to już wszystko ostatecznie wypaliło albo może w rzeczywistości nie istniało nigdy? Może dawniej wyobrażał sobie, że tęskni i czeka. A naprawdę był pusty i teraz już wiedział o tym coraz lepiej i coraz boleśniej”. 

Bo może cała ta wiara sensu nie ma, gonimy tylko za złudnym poczuciem sensu, poczuciem porządku? A nagroda za ten trud i wyrzeczenia wszak jest bardzo niepewna, może wręcz wcale nie istnieje? Jednak kto raz wybiera taką drogę i wytrwa na niej, zyskuje jakąś wewnętrzną pewność, wewnętrzny spokój – zdaje się sugerować autorka. Jak mówi jedna z bohaterek: “(...)nawet ci, którzy czekać nie umieją, nie chcą nigdy nie chcieli i nie potrafią zacząć, i cierpią nad tym bardziej niż zdrajca nad swoją zdradą, i byłoby im stokroć lżej i lepiej odejść, zapomnieć, upić się, utonąć – pomimo to, bez nadziei, nawet w pewności klęski, czekać mogą.

Był w tym jakiś rosnący pokój i pewność coraz większa, że tak właśnie jest słusznie i dobrze”. 

I nie, nie jest to powieść wyłącznie dla chrześcijan czy mahometan. Ale znajomość pewnych pojęć, takich jak na przykład paruzja, czy pewnych zachowań, jak powołania zakonne, otwiera nowe znaczenia i nowe sensy przy interpretacji tej książki.

Podkreślę z naciskiem jeszcze raz – nie jest to książka tylko dla wierzących. Ale śmiem twierdzić, że ateiści nie będą w stanie docenić jej równie mocno jak ci, którzy w Boga wierzą. Bo przecież – jak rozmawiać z głuchym o symfonii Beethovena? Owszem, da się odczuwać muzykę ciałem, odbierając drgania, ale jednak jest ona stworzona dla uszu. I, moim zdaniem,  z Gar’Ingawi jest tak samo: rezonować wyjątkowo mocno będzie tylko u tych, którzy poglądy autorki podzielają. 

 

To tyle o sensach i ideach. Na poziomie fabuły jest to książka o tyle nietypowa, że zdarzenia,  które w sztampowej sadze fantasy zajmują lwią część opowieści, a mianowicie opisy bitew czy intryg pałacowych, w opisie Borkowskiej są zepchnięte na margines. Czasem wielka kampania opisana jest w dwóch, trzech zdaniach, o zakulisowych intrygach dowiadujemy się mimochodem. Autorka skupia się na przeżyciach jednostek, ich indywidualnych wyborach. Może to pożeraczowi typowej literatury fantasy przeszkadzać, ale dla mnie to właśnie jedna z głównych zalet „Gar’Ingawi”. 

Urzekło mnie zakończenie tej powieści. Bo było całkowicie inne niż się spodziewałem. A przecież zdaje mi się teraz idealnym, logicznym zakończeniem historii bohaterów książki. Prawdziwy majstersztyk, grający na moich uczuciach jak Andy Latimer na gitarze!

 

Z zarzutów – podczas lektury początkowo nie mogłem się połapać w mnogości postaci o podobnych imionach, a początek pierwszego tomu, w którym niemal nic się nie dzieje, też w „wejściu” w świat powieści nie pomaga. Ale okazuje się, że to wszystko ma swój sens i jest napisane właśnie tak, jak powinno. Można mieć uwagi, i takie się pojawiają, że personifikacje Dobra i Zła posługują się ludźmi jak kukiełkami, wykorzystując do swych partykularnych celów. Ten zarzut uważam za częściowo słuszny, ale skoro już zgadzamy się na ingerencję sił boskich w ludzkie życie, to muszą one na kimś polegać, komuś ufać, komuś zlecać trudne, nawet beznadziejne działania?

Nie ukrywam, że dzieło Borkowskiej bardzo mnie poruszyło. Uważam, że można je stawiać na jednej półce z sagą Tolkiena (która, przypomnę, też jest bardzo mocno zakorzeniona w chrześcijaństwie), czy utworami Ursuli LeGuin. Bo to książka wielowątkowa, bogata w tropy, poruszająca trudne tematy w olśniewający, dla mnie nowatorski, sposób.

Czyli po prostu – arcydzieło!

„I pośród was bardzo wielu nigdy powrotu nie ogląda, a mimo to nie przestają czekać!”

 

PS. Autorka tworzyła swe dzieło w mrocznych czasach stanu wojennego. Nawiązania nieszczególnie rzuciły mi się w oczy, może tylko duszny klimat pewnych części. Być może wyłapię je przy kolejnej lekturze?

PS2. Niestety, sposób wydania „Gar’Ingawi” nie dorównuje jej treści. Pojawia się sporo literówek, wielkości czcionek są różne w różnych tomach, mapę (dosyć przydatną) zamieszczono tylko w tomie I. Marzy mi się luksusowe, jednotomowe wydanie, porządnie oprawione! Pierwszy ustawiam się w kolejce do nabycia takiego egzemplarza!

Komentarze

obserwuj

Posiadam pierwsze wydanie tej książki, Wydawnictwa Literackiego z roku 1988, z nieatrakcyjną okładką. Już podniszczone. Znajdują się w nim: spis postaci, mapy i drzewo genealogiczne. Doceniam tę autorkę. Dobrze, że o niej nie zapomniano. To niebanalna, polska fantasy o powolnej, wręcz sennej, nastrojowej narracji (”Nic się nie zdarzy aż do Powrotu”).

 

 

Szkoda, że nie zapoznałem się z tą książką wtedy.

Bardzo żałuję, bo olśniła mnie ta powieść!

 

Aha, w roku 2017 Gar’Ingawi wydało wydawnictwo Zona Zero, ale nie wiem, jak to zmienić.

 

EDIT: Za bardzo fachową, szczegółową (choć niedokończoną) pomoc przy pisaniu tej “recenzji” dziękuję PsychoFishowi!!!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Kurczę, byłam wczoraj w antykwariacie i nie znalazłam. Znaczy się, jak już ktoś ma, to się nie pozbywa :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

@Tarnina

Sprawdź w Taniej Książce. W Krakowie właśnie tam bywa dość regularnie dostępne wznowienie (ja mam stamtąd).

ninedin.home.blog

Oooo, trzeba zerknąć, dzięki ^^

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka