- Opowiadanie: Finkla - Kaprysy Nilu [16+]

Kaprysy Nilu [16+]

Uprzedzam, że opowiadanie powstawało w pośpiechu. A miało być takie piękne... ;-)

Dla zaoszczędzenia znaków i czasu połączyłam swój świat fantasy (bogowie, reguły rządzące magią) z naszym starożytnym Egiptem (geografia, gospodarka).

Przedstawiam Wam bohaterkę, która wprawdzie nie ma miecza, ale ma pochwę. I całkiem niezły biust.

Atrybut: hipopotam ze złotym okiem.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Kaprysy Nilu [16+]

Oberżysta miął w palcach fartuch.

– Czcigodna siostro, nie chciałbym rozgniewać Łagodnej Królicy, ale izba dla kapłanek już jest zajęta.

– Nie obawiaj się – odpowiedziała Geza – bogini Łagodna rozumie takie sprawy. Jakie szaty nosi kobieta, która zajęła izbę?

– Jasnoniebieskie.

Czyli miała do czynienia z kapłanką Zmiennobarwnej Flądry. One zwykle były jak woda – zimne i uparte, ale dawało się nimi pokierować. Acz odprawianie przy nich całonocnych rytuałów nie wchodziło w grę – hierarchia wśród błękitnych sióstr zależała od ilości złowionych ryb, więc żadna kapłanka zdolna do utrzymania sieci nie zaniedbywała porannego połowu.

– Spytaj siostry, czy zechce dzielić izbę ze mną. Obiecuję nie sprowadzać tu mężczyzn.

Po dłuższej chwili oberżysta wrócił ze zgodą kapłanki Flądry.

Geza zostawiła bagaż w izbie, zdrzemnęła się, zjadła lekką wieczerzę, wystroiła w krótką bladoróżową suknię eksponującą biust, który wciąż należał do jej najcenniejszych atutów, i ruszyła na uliczki osady. Ona też marzyła o awansie. Po odległej o dwa dni drogi świątyni Królicy biegała już czwórka jej dzieci. Jeszcze jedno i zostałaby prefektą, zyskała prawo do szat w nieco ciemniejszym odcieniu i garść innych przywilejów. Właśnie zaczynały jej się dni płodne. W tej niewielkiej osadzie nie stała świątynia Łagodnej, a mieszkańcy z pewnością chcieli oddać jej hołd. Kto wie, może Królica pobłogosławi kapłance akurat tej nocy?

 

***

 

Geza wróciła do oberży nad ranem, akurat kiedy kapłanka Flądry już zdążyła wstać i szykowała się do wypłynięcia na Nil. Wymieniły kilka uprzejmości, po czym Geza rzuciła się na siennik i usnęła.

Wydawało jej się, że ledwie zmrużyła oczy, gdy obudził ją gwar przed izbą. Za chwilę wniesiono kapłankę w jeszcze niedawno błękitnej szacie. Kobieta ociekała wodą i miała zabandażowaną prawą nogę. Spod opatrunku przesiąkała krew.

– Co się stało? – Geza zerwała się na równe nogi i rzuciła w stronę tobołka, w którym trzymała rozmaite użyteczne drobiazgi.

– Hipopotam – stęknął jeden z mężczyzn dźwigających kapłankę.

– Najpierw wywrócił łódkę, a potem pogryzł czcigodną siostrę – uzupełnił drugi, wyższy. – Był ogromny!

– Wezwaliście kapłankę Kruka? – Geza już trzymała flakon z wyciągiem z kwiatów sambuki. Lek uśmierzał ból przy porodzie, więc nie mógł zaszkodzić przy ranach.

– Posłałem chłopaka, ale to kawał drogi… – Oberżysta bezradnie pokręcił głową.

– Zostawcie… nas same – wyszeptała z wysiłkiem kapłanka Flądry.

– Ale, czci…

– Precz!

– Wypij łyk, siostro. – Geza przytknęła flakon do ust kobiety. Uświadomiła sobie, że nawet nie zna jej imienia. – Pomoc już jest w drodze.

– Za późno… – Mimo to pociągnęła z flakonu. – Za dużo… krwi… Musisz… Sakwa… – Machnęła dłonią w stronę stołu zawalonego jej rzeczami. Ten ruch wydawał się bardzo wiele ją kosztować. Geza pokiwała głową, że rozumie. Ranna oddychała z coraz większym trudem.

– Nic nie mów, odpoczywaj – poradziła Geza.

Błękitna siostra wykrzywiła się ze złością.

– Do pała… cu… księ… Ważne… Szyb… Uni… kaj Ni… – Spazmatycznie wciągnęła powietrze i zamilkła.

Geza kazała oberżyście zawiadomić najbliższą świątynię Zmiennobarwnej Flądry, by kapłanki zajęły się pogrzebem. Wydawało jej się, że zmarłe błękitne siostry wysyłane są w czółnach do morza, ale nie była pewna. Ku jej zaskoczeniu gospodarz odrzekł, że cała obsada świątyni zatruła się rybami i od czterech dni nikt nie sprawuje obowiązków. Chyba misja martwej siostry rzeczywiście należała do ważnych. Aż niewiarygodne, że bogini wody potraktowała tak surowo własny przybytek. To przy okazji wyjaśniało, dlaczego nieznajoma kapłanka nie zatrzymała się u innych błękitnych. I pozwoliło zrozumieć dwa ostatnie słowa zmarłej.

W prowincji egipskiej wstawał nowy dzień i w izbie z każdą chwilą przybywało światła. Dopiero teraz Geza zauważyła stosunkowo ciemny kolor szat poranionej kapłanki, który sugerował, że była co najmniej zastępczynią arcykapłanki. Choć trudno o pewność, bo ubranie jeszcze nie wyschło. Na pewno kobieta stała o wiele wyżej w hierarchii niż ona. Za wysoko jak na prostego posłańca.

Geza podeszła do stołu i otworzyła sakwę. Oprócz osobistych rzeczy znalazła w niej glinianą tabliczkę, naszyjnik składający się z pięciu precyzyjnie oszlifowanych kawałków turkusu w różnych kształtach nawleczonych na rzemień, drugi z rybich łusek, wypchaną sakiewkę oraz srebrną figurkę flądry – znak, że posiadaczka odbywa misję wielkiej wagi.

Tabliczka zawierała na pozór bezsensowne znaki i pieczęć świątyni Flądry w Napacie. Jeżeli pamięć nie myliła Gezy, to miasto leżało nieco poniżej czwartej katarakty. Kobieta przypomniała sobie zasady wspólnego dla wszystkich kapłanek szyfru, który poznała jako mała dziewczynka w akademii trzecich sióstr. Pomrukując pod nosem, odczytała treść tabliczki – nakaz pomocy wysłanniczce Mericie (a więc tak się nazywała nieznajoma) w dotarciu do stolicy prowincji, podkreślenie, że sprawa ma wagę państwową oraz ogólne formułki błogosławieństw.

Turkusowy naszyjnik nie przedstawiał wielkiej wartości, ale mógł mieć znaczenie dla błękitnych sióstr. Geza uznała, że musi go dostarczyć do pałacu książęcego. Zawahała się nad naszyjnikiem z łusek. Może to na przykład podarunek od dziecka, który Merita chciałaby zabrać w ostatnią podróż? Ale ozdobę wykonano bardzo starannie, a na dodatek zawinięto w płótno. W końcu oba włożyła do tobołka z własnymi rzeczami, obok figurki i tabliczki.

Sakiewka stanowiła ogromne rozczarowanie – zawierała wyłącznie łuski. Czyżby zmarła kapłanka za życia lubiła wyrabiać ozdoby z tak niezwykłego materiału? Raczej nie, większość była zbyt drobna. A może to po prostu rejestr złowionych ryb? Na wszelki wypadek zabrała i sakiewkę – mimo sporej objętości nie ważyła wiele.

 

***

 

Do pałacu książęcego i Stubramnych Teb Geza miała około trzech dni drogi. Gdyby mogła płynąć w dół Nilu. Konieczność podróżowania lądem wydłużała ten czas dwukrotnie. Ale kapłanka Królicy w każdej nadrzecznej osadzie dostrzegała mądrość przestrogi Merity. Wszędzie w świątyniach Flądry działo się coś złego; błękitne siostry chorowały, tonęły, atakowały je hipopotamy i krokodyle… Jakby Zmiennobarwna bogini postanowiła pognębić krainę.

Geza musiała jednak przyznać, że figurka i tabliczka dokonywały cudów. Pomagano jej na każdym kroku – dołączano do karawan, oferowano osły, muły, konie i wielbłądy. A chęć do współpracy rosła w miarę upływu czasu. Niestety, wraz z nieprzewidywalnością Nilu. W każdej rozmowie kapłanka słyszała nową plotkę – o śniętych rybach, o ohydnym fetorze, o wodzie płynącej pod górę, o gigantycznych falach… Nie potrzebowała plotek, aby widzieć, że przybór życiodajnej rzeki się spóźnia. Narastało przerażenie Egipcjan i zapewne pozostałych prowincji Imperium – głód tutaj, w najżyźniejszym regionie, oznaczał nieszczęście dla wszystkich. Ale chłopi ani rybacy nie potrafili nic zaradzić – Nil odrzucał ofiary składane Zmiennobarwnej Flądrze.

Ostatnio nawet zarządcy mijanych miast kazali nieść wysłanniczkę przez całą noc w lektyce, aby mogła przemieszczać się, nie tracąc ani chwili. Geza zaniedbała obowiązki kapłanki Łagodnej, lecz naprawdę nie mogła poświęcać czasu na spotkania z mężczyznami.

 

***

 

Dzięki tym wszystkim przysługom i wyrzeczeniom piątego dnia podróży późnym popołudniem ujrzała mury Teb. Wprawdzie Merita mówiła o pałacu książęcym, ale Geza nie miała pojęcia, na czym właściwie polega jej misja, więc skierowała się do tebańskiej świątyni Flądry. Jak przystało na główne miejsce kultu w prowincji, była wyjątkowo okazała i bogata – fontanny nieodzowne w przybytku bogini wody wyłożono turkusami. Ich szmer przynosił radość. Rzeźby ryb i innych wodnych stworzeń cieszyły oko doskonałymi proporcjami i wspaniałym wykonaniem.

Kapłanka Królicy poprosiła o rozmowę z arcykapłanką. Ku jej zdumieniu, została zaprowadzona do krzepkiej, około pięćdziesięcioletniej kobiety w szacie tak nasyconej błękitem, że musiała być co najmniej diakonessą. Drugie, uważniejsze spojrzenie ujawniło jasną lamówkę – oznakę zastępczyni. Teoretycznie, kapłanki różnych bóstw były sobie równie, niezależnie od miejsca zajmowanego w hierarchii, aby żaden bóg nie poczuł się urażony protekcjonalnym traktowaniem. Ale praktyka nie zawsze szła w parze z teorią.

– Witaj, siostro. Jestem Rami, zastępczyni metropolitki Egiptu. Sama metropolitka jest niedysponowana.

Na skłóconą Najstarszą Dwunastkę! Submetropolitka! Geza nigdy wcześniej nie rozmawiała z tak wysoko postawioną osobą. Onieśmielona, siedziała ze spuszczonym wzrokiem na macie i nie mogła wykrztusić nawet słów powitania.

– Siostro, opowiedz, w jaki sposób weszłaś w posiadanie srebrnej Flądry, którą pokazałaś przy wejściu.

Spokojne słowa i łagodny uśmiech odblokowały Gezę. Przedstawiła się, jąkając, a potem coraz płynniej opisała śmierć nieszczęsnej Merity i swoją podróż do stolicy.

– Czy znalazłaś jakąś biżuterię w rzeczach naszej zmarłej siostry?

Geza wyciągnęła oba naszyjniki i podała turkusowy kobiecie. O dziwo, ta pokręciła głową.

– Ten powinien popłynąć razem z Meritą do morza. Nie szkodzi, poślemy go w ślad za nią, kiedy rzeka wreszcie się uspokoi, i będziemy mieć nadzieję, że Zmiennobarwna Flądra pozwoli im się odnaleźć.

Submetropolitka chwyciła naszyjnik z łusek. Rozłożyła go sobie na podołku i przesuwała czubkami palców po elementach. Czyli tak wyglądał szyfr błękitnych kapłanek! Nacinały lub wyginały łuski i układały je w określonej kolejności.

Mimo silnej opalenizny widać było, że Rami blednie w miarę poznawania treści przesłania. Zamknęła na dłuższą chwilę oczy, po czym wstała.

– Musimy pojechać do pałacu księcia. Ruszamy za pół klepsydry. Siostro, odśwież się przez ten czas, idź do kuchni, niech dadzą ci coś do jedzenia, a potem czekaj przy głównym wejściu. Gdybyś potrzebowała pomocy, każda akolitka jest do twojej dyspozycji.

 

***

 

W pałacu Rami oznajmiła, że muszą zobaczyć się z czarownikiem Flądry. Ta wieść podekscytowała Gezę, od dawna fascynował ją wygląd magów. Służący zaprowadził je do wielkiego pawilonu na tyłach ogrodu i tam przekazał starszemu koledze. Ten powiódł obie kobiety do wielkiej komnaty. Już jej wystrój okazał się niezwykły – za wejściem ciągnął się może dziesięciostopowej szerokości pas terakotowych płytek, a za nim rozpoczynał się dół w podłodze wypełniony wodą. Ale dopiero wygląd czarownika wprawił Gezę w osłupienie. Jako prosta kapłanka nie powinna mieć dostępu do takich tajemnic, ale… Niektórzy mężczyźni, z którymi dokonywała rytuału ku czci Królicy, nie potrafili zapanować nad językiem w chwilach uniesienia. Albo w chwilach braku uniesienia, kiedy po prostu musieli udowodnić, że mimo drobnych problemów, są kimś bardzo ważnym i bywałym. Geza wiedziała więc, że czarownik z każdym rzuconym zaklęciem upodabnia się do boga, od którego czerpie swoją moc. Wiedziała również, że w pałacu książęcym mieszka dwunastu najstarszych czarowników w Egipcie – po jednym dla każdego z najważniejszych bogów. Jednak wiedzieć a widzieć to ogromna różnica.

Ten czarownik bardziej przypominał rybę wielkości człowieka niż człowieka. Podpłynął do szerokiej rampy przy brzegu i spoczął na niej jak na pochyłym łożu, trzymając głowę przy powierzchni wody. Jeśli to jeszcze można było nazwać głową… Nosa nie miał w ogóle, skórę pokrywały drobne łuski. Oczy przesunęły się blisko siebie i zrobiły wyłupiaste. Usta utraciły wargi, stały się rybim pyskiem, na dodatek umieszczonym nie pod oczami, ale na lewo od nich, asymetrycznie. Uszy przekształciły się w skrzela, a niedaleko za nimi leżała ręka zredukowania do dłoni z kilkunastoma cienkimi palcami pokrytymi błoną. Resztę płaskiego ciała litościwie skrywały szaty, zwiewne jak u książęcej nałożnicy, pokryte błękitnymi haftami. Widok był odrażający, ale Geza nie potrafiła oderwać od niego oczu.

Rami tymczasem opowiadała czarownikowi, co wyczytała z naszyjnika:

– Przybór Nilu opóźnia się. Lada moment zagrozi nam głód. Świątynia w Napacie donosi o mnóstwie niekorzystnych znaków. Obecna tu kapłanka Łagodnej Królicy wiele z nich widziała po drodze… W świątyni Czuwającego Puchacza granatowe siostry wywróżyły, że ma to związek z bogiem Hipopotamem. Czy możesz udzielić nam jakichś rad, podzielić się swoją wiedzą? Czy Zmiennobarwna Flądra zdradziła ci coś z boskich planów?

Mag wysunął pysk z wody, zaczerpnął powietrza, a potem z bulgotem wypuścił je skrzelami. Submetropolitka słuchała dziwnych dźwięków bardzo uważnie. Później zadała jeszcze dwa dodatkowe pytania i otrzymała odpowiedzi. Po chwili wyszli wraz z służącym na korytarz. Tam zapytała staruszka:

– Co zrozumiałeś z jego odpowiedzi?

– Niewiele. Że bóg Hipopotam się rozgniewał.

– A w jaki sposób mamy go udobruchać?

– Czarownik mówił coś o posągu.

– …który trzeba wrzucić do Nilu, tak. Och, jaka szkoda, że metropolitka jest zbyt chora, by mogła tu przyjść. Ona ma największą wprawę w słuchaniu tego bulgotania… A tam było coś jeszcze, chyba o cennym oku, ale nie jestem pewna.

W ciszy przemierzali dziedziniec. Geza ośmieliła się ją przerwać:

– Przepraszam, siostro. Czym właściwie zajmuje się bóg Hipopotam?

– Rządzi wylewami Nilu.

– Och.

– No właśnie. Konsekwencje jego gniewu będą straszliwe.

– Jeszcze nigdy nie widziałam czarownika tak zaawansowanego w swojej przemianie. – Geza przemilczała fakt, że dotychczas spotkała tylko jednego maga. – On musi być bardzo stary…

– Raczej nie. Nie ma nawet trzystu lat.

– Trzystu? – powtórzyła młodsza kobieta.

– To niewiele jak na maga. Egipt w ogromnym stopniu zależy od wylewów Nilu, więc książę zbyt często prosił czarownika Zmiennobarwnej o pomoc. Ot, cała tajemnica.

– A co z nim dalej będzie?

– Siostro, jeśli twój stopień wtajemniczenia na to pozwala, powinna ci to wytłumaczyć twoja przełożona.

 

***

 

Geza skierowała się do świątyni Królicy. Po nocach spędzonych w spartańskiej lektyce miękkie łóżko wydawało się luksusem. Zresztą, sama budowla była o wiele wystawniejsza niż jej macierzysta świątynka w osadzie pod Elefantyną. Tutaj ściany z różowego granitu tworzyły istny labirynt intymnych pokoików. A płaskorzeźby na ścianach! Po ośmiu latach w różowej szacie Geza uważała się za doświadczoną kapłankę bogini miłości i płodności, mimo to poznała kilka nowych pozycji…

Po odespaniu trudów podróży powinna wracać do domu i własnej arcykapłanki, ale wolała zamarudzić jeszcze jeden dzień. Tym bardziej, że dni płodne nadal trwały, a chętnych do uczczenia Łagodnej nie brakowało. Po pierwsze, działał urok nowej twarzy w świątyni. Po drugie, dotarcie do Teb z wiadomością i wizyta u czarownika dała Gezie pewien rodzaj krótkotrwałej sławy i wielu mieszkańców pałacu pragnęło odprawić rytuał właśnie z nią.

Co miało jeszcze jeden nieoczekiwany efekt – każdy mężczyzna chcący skorzystać z usług kapłanki powinien za jej pośrednictwem złożyć Łagodnej ofiarę, na jaką było go stać. Ubodzy chłopi zazwyczaj przynosili miarkę jęczmienia, dorodną rybę lub dzban piwa. Dworzanie płacili monetami, znaczniejsi nawet srebrnymi lub złotymi. Wszystkie datki wcześniej czy później trafiały do świątynnego skarbca lub kuchni, ale na razie Geza czuła się bogata i dowartościowana, jak jeszcze nigdy w życiu.

Tymczasem w pałacu książęcym wrzało. Geza uznała, że swoją rolę już spełniła i więcej się tam nie pojawiła, ale i tak docierały do niej plotki o planowanym stworzeniu ogromnego posągu hipopotama i wrzuceniu go do Nilu. Podobno miano go ulepić z gliny i wypalić w największym piecu. Szczególnie najmłodsze, szesnastoletnie akolitki lubiły przekazywać niesprawdzone informacje i przybiegały do starszej koleżanki z każdą wieścią.

Po kolejnej nocy w wygodnym łóżku doszła do wniosku, że nie powinna już dłużej odkładać powrotu. Właśnie pakowała swoje suknie i z przyjemnością podrzucała napęczniałą sakiewkę, gdy usłyszała podekscytowane głosy na korytarzu. Po chwili do izby zajrzała akolitka Czuwającego Puchacza.

– To ty jesteś Geza, siostro?

– Tak, to ja.

– Ufff! Całe szczęście, że jeszcze cię zastałam! – Dziewczyna ogarnęła wzrokiem rozgardiasz wynikający z pakowania. – Trzy nasze kapłanki miały tej nocy wieszcze sny. Wszystkie zgadzają się, że koniecznie musisz wziąć udział w uroczystościach ofiarowania posągu hipopotama.

– Jeśli taka jest wola bogów, kimże jestem, by się im sprzeciwiać… – odrzekła Geza, skrywając radość. – Kiedy odbędą się uroczystości?

– Za kilka dni, posąg jeszcze nie jest gotowy do wypalenia.

 

***

 

Geza spędziła czas oczekiwania przyjemnie i bogobojnie. Kiedy plotka o wróżbie rozeszła się po Tebach, tłum mężczyzn marzących o spotkaniu z nią jeszcze zgęstniał. Aż musiała sobie kupić na targowisku drugą, większą sakiewkę.

Wreszcie ósmego dnia, tuż przed świtem zbudził ją posłaniec z pałacu – może dziesięcioletni chłopiec. Pobiegli czym prędzej.

Posąg wyglądał imponująco. Wyższy od człowieka, połyskujący w promieniach słońca, z otwartą groźnie paszczą… Jego grzbiet wymalowano w złote wzory. Geza nie wyobrażała sobie, jak można wypalić w piecu coś tak ogromnego. Może złożono go z kilku części? Obwiązany linami stał na rampie prowadzącej prosto w fale Nilu i czekał na zakończenie uroczystości.

Po wygłoszeniu błogosławieństw i modlitw okazało się, że każdy z obecnych powinien obdarzyć czymś statuę. Zebrani namaszczali ją pachnącymi olejkami, ozdabiali wstążkami, obwieszali wieńcami kwiatów… Geza wpadła w panikę – nie spodziewała się tego, nic ze sobą nie przyniosła! Pośpiesznie obmacała szaty, poszukując czegoś, co nadawałoby się na podarunek. Znalazła tylko sakiewkę.

Kiedy nadeszła jej kolej, podeszła sztywnym krokiem i wepchnęła największą złotą monetę, jaką miała, w pusty oczodół. Nigdy tak naprawdę nie uwierzyła w to, co stało się w następnym momencie – posąg hipopotama mrugnął złotym okiem! A wtedy wszystkie trzymające go liny pękły z trzaskiem i statua majestatycznie zsunęła się do wody.

Wcześniej wzburzone fale Nilu wygładziły się, ledwie posąg zniknął pod powierzchnią.

W tej samej chwili w odległej Napacie, akolitka Zmiennobarwnej Flądry drgnęła zaskoczona. Przez chwilę wpatrywała się w kolorowe, szerokie na palec, poziome pasy namalowane na słupie wbitym w dno rzeki, a potem co tchu popędziła do świątyni.

– Arcykapłanko! Arcykapłanko! Nil zaczął przybierać!

 

***

 

Po powrocie do swojej macierzystej świątyni Geza usiadła w maleńkiej klitce, która stanowiła większość jej świata. Zaczęła się zastanawiać. Przeliczyła coś na palcach. I jeszcze raz. A potem przyłożyła dłoń do łona. Tak, nie myliła się. Krwawienie powinno się zacząć już trzy dni temu, a tymczasem nawet nie czuła bólu brzucha, który zawsze je poprzedzał. 

Dopiero po niecałych dziewięciu miesiącach miała się dowiedzieć, że Łagodna Królica pobłogosławiła ją bliźniętami.

Koniec

Komentarze

Hej 

Opowiadanie bardzo kobiece (moim zadaniem) i wydaje mi się, że żeńska strona portalu na pewno lepiej się w nim odnajdzie niż ja. Choć muszę przyznać, że ma coś w sobie. Bardzo mi się podobały opisy, które mocno pobudzały wyobraźnię i pozwoliły zagłębić się w świecie kapłanek. 

No właśnie dużo opisów – mało akcji, barwny świat ale statyczny nie było emocji, pościgów wybuchów itp. Moim zdanie heroic fantasy to tu raczej nie było. 

Zastanowił bym się też nad nazwami kapłanek, jak przeczytałem Zmiennobarwna Flądra to sprawdziłem jeszcze raz tagi, czy aby nie ma tam humoru :D Takie nazwy odbierają powagę tym postaciom. Myślę, że nazwa kapłanki może zostać ale zamienił bym to na jakąś nazwę fikcyjną i w słowniczku zamieściłbym wytłumaczenie, że chodzi właśnie o tę konkretną rybę. 

Więc opowiadanie mi się podobało i ocenił bym je na szóstkę ale jako heroic fantasy ocenił bym na dwa na szynach. Więc nie oceniam i gratuluję dobrego opowiadania . 

Pozdrawiam

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Dzięki, BardzieJaskrze. :-)

No, opko babskie, nie da się ukryć – baba pisała, babom dała główne role, hierarchę kapłańską rozpoznaje się po kolorze ubrań… Czarownik jest mężczyzną, ale czysto teoretycznie…

Heroic fantasy. No dobra, przyznam się – nie bardzo znam się na fantasy. Jest magia, jest bohaterka, która ratuje całą prowincję i uznałam, że to wystarczy. Z resztą niech się czytelnicze jury bawi.

Zmiennobarwna Flądra zostaje. To takie uniwersum, w którym bogowie są zwierzętami. No, kto może zajmować się wodą, jeśli nie ryba? Ośmiornica rodziłaby skojarzenia z Cthulhu. Już nie pamiętam, dlaczego stanęło akurat na Flądrze, ale to ciekawe stworzenie – te ślepia wędrujące na jeden bok, zdolność do zmieniania kolorów. Ta ryba coś w sobie ma oprócz ości.

Czyli średnio czwórka z minusem? Nie jest źle. :-)

Babska logika rządzi!

No i nie będę pierwsza z komentarzem… Egipt, to co lubię:). Może dlatego zwierzęce formy tak mnie nie zdziwiły, choć flądra kojarzy mi się perioratywnie ;). W swej prostocie rozbudowane światotwórstwo, tajemnica z misją, sympatyczna bohaterka. Widać, że to nie opowiadanie akcji, ale mi dobrze się czytało, dlatego klikam.

Dzięki, Monique. :-)

No, Bard Cię ubiegł. Taka jego rola – o wszystkim dowiadywać się jako jeden z pierwszych i układać o tym pieśni. ;-)

Flądra. Oj tam, oj tam. W smaku całkiem niezła, acz oścista. Co ja poradzę, że zrzucamy na zwierzęta ludzkie wady?

Miło, że znalazłaś tyle zalet.

Babska logika rządzi!

Ale przynajmniej pierwsza dałam klika i w końcu się nie spóźniłam smiley.

Hej 

Finkla

 

O nie, opowiadanie oceniam na szóstkę, tylko uważam, że jako HF po prostu się nie nadaje :) 

A jeśli chodzi o Flądrę, też jestem za tym by zostawić nazwę, tylko zapisać ją w innym języku ;) może po arabsku to by wychodziło Zmiennobarwna Takhabat :D 

 

Pozdrawiam 

 

ZmiennobarwnaZmiennobarwnaZmiennobarwna

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Monique, zgadza się, istnieje konkurencja, w której wygrywasz. ;-)

Bardzie, ale w tym świecie zwierzęcy bogowie odgrywają ważną rolę. Załóżmy, że nazwałam boginię Takhabat. Jakie wnioski ma wyciągnąć czytelnik z faktu, że główny czarownik Egiptu wygląda jak dwumetrowa ryba? Dlaczego rybacy noszą amulety w kształcie fląder? Dlaczego błękitne siostry ukrywają ważne wiadomości w biżuterii z łusek?

Bogini wody wygląda jak flądra, pływa jak flądra i pachnie jak flądra. Po co wymyślać jej sztuczne imię?

Babska logika rządzi!

Hej 

Finkla

 

Chyba się nie zrozumieliśmy z tą Flądrą :P Takhabat to po arabsku Flądra tak twierdzi tłumacz :D 

Nazywasz kapłankę Takhabat czyli Flądra po arabsku i wszystko zostaje po staremu. Nazwa jest mniej zabawna ( może Flądra tylko mnie rozbawiła :P ) a czytelnik i tak wie, że chodzi o tę rybę :). 

Ale wiesz może zostać i Flądra po naszemu to smaczna choć dziwna ryba i nic do niej nie mam :D 

 

PS. Że mnie też podkusiło by wdawać się w dyskusję o Flądrach :D 

 

Pozdrawiam 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Finklo, zostaw Flądrę, bo w takiej nazwie jest ukryty, IMO, Twój humor i fantazja, jak zresztą w mrugnięciu złotym okiem i bliźniętach. Nie zawiodłem się, wybierając na początek dnia Twoje opowiadanie z oczekiwaniem, że będzie ładnie napisane i bez hektolitrów krwi, flaków i innych takich, bez przemocy, za to oparte na dobrym researchu. Klik i powodzenia u jurorów.

Bardzie, tak podejrzewałam, że to nie jest przypadkowy zlepek liter, tylko nie chciało mi się sprawdzać. Ale zakładam, że większość czytelników nie rozpozna tego słowa. A ono jest zbyt znaczące, żeby to ukrywać. Bo i skąd by wiedział, że Takhabat to Flądra?

 

Dzięki, Koalo. :-)

Ja tam żadnego humoru nie ukrywałam. Widocznie moja klawiatura ma łaskotki i co bym nie napisała, wychodzi rozchichotane…

Z tymi hektolitrami krwi to nie do końca nam wyszło – Merita się wykrwawiła.

Ale fajnie, że reszta Ci się spodobała.

Babska logika rządzi!

Hej 

Finkla

 

Można napisać w przedmowie albo zrobić odnośnik i wytłumaczyć w komentarzu :) Ale widzę, że Flądra zostaje może i to lepiej Koala75 też uważa, że mu się nazwa podoba. Może tylko dla mnie jest to trochę śmieszna nazwa ;) A tak przy okazji pobudziłaś moją ciekawość jeśli chodzi o te ryby i trafiłem w internetach ciekawą koszulkę P

 

 

 

 

 

Już nie marudzę o Flądrach opowiadanie jest super nawet z Flądrą po polsku :P 

 

Pozdrawiam

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

No, niby można wspomnieć w przedmowie, ale sama wolę odkrywać zasady rządzące światem w miarę czytania, więc i Czytelnikom taki los gotuję. :-)

A koszulka super. :-) Gdyby była błękitna (i nie za ciemna), to Merita mogłaby wyprawiać się w niej na ryby.

Babska logika rządzi!

Cześć, 

Ja o flądrze nawet nie wspomnę :)

Korzystając z oznaczenia “16+” pozwolę sobie na małą polemikę z Bardem dotyczącą ważkiej kwestii czynnika heroic w opowiadaniu.

Otóż wydaje mi się, że wypełnianie praktyk nakazanych kapłankom Łagodnej Królicy, przy czynnym udziale sporej części męskiej populacji Teb, obejmującej szeroki przekrój klas społecznych, prezentujących różny poziom kindersztuby, a takoż higieny osobistej, to jednak jest swego rodzaju heroizm ze strony Gezy. I dlatego twierdzę , że opowiadanie jako HF się nadaje :D

 

Hej 

czeke

 

Ekspertka się z tobą zgadza ;)

 

 

 

 

Pozdrawiam 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Dziękuję, Czeke. :-)

Dobrze, że nie wspominasz o Flądrze. Ile można ją wałkować? ;-)

Podoba mi się Twoja argumentacja co do heroizmu.

Trzeba jednak pamiętać, że do odprawiania rytuału należy przystąpić w jak najlepszym stanie, coby nie rozgniewać bogini, a potem zachowywać się grzecznie. Kto chciałby podpaść bogini miłości i płodności?

 

Bardzie,

Podziękuj w moim imieniu ekspertce. ;-)

Babska logika rządzi!

O, bardzo się przyjemnie czytało. Opowiadanie bardzo heroikowe, IMHO zdecydowanie ahistoryczne, ale tak to właśnie powinno być! Pogodne przy tym, wbrew pozorom (bo stawka solidna, brak wylewu = katastrofa). Podobało mi się rozegranie go między kobietami oraz to, że za bohaterkę nie wybrałaś żadnej kapłanki-wojowniczki, tylko de facto hierodulę :). I okej, fabularnie dzieje się dość przewidywalnie, ale to znów IMHo urok heroicznej konwencji.

ninedin.home.blog

Dzięki, Ninedin. :-)

Fajnie, że było przyjemnie i pasuje do hero.

Nie jestem pewna, jak rozumiesz ahistoryczność. Mam swój świat fantasy, osadzony w starożytności. Ale żeby było szybciej i krócej, to nie opisywałam własnej prowincji (wzorowanej na Egipcie, zresztą), tylko rzuciłam akcję prosto do Egiptu. Ale włada tam ogólny imperator, nie ma faraonów ani piramid.

Sama jestem babą, mam jakieś tam ciągoty feministyczne, więc w moim świecie kapłankami są wyłącznie kobiety (za to czarownikami – faceci). Kto ma reagować na obrażonego boga, jeśli nie kapłaństwo? A że już od dawna myślałam, że fajnie byłoby napisać tekst o świątynnej prostytutce, to wzięłam i napisałam.

Nie znałam słowa “hierodula”, ale pasuje. :-)

No, miało być ratowanie świata, to wymyśliłam poważny problem do rozwiązania.

Babska logika rządzi!

No właśnie tak rozumiem: świat fantasy oparty na Egipcie, a nie wierna rekonstrukcja Egiptu i w nim umieszczona akcja z elementami fantastycznymi. Żeby nie było: to broń Boże nie krytyka, bo bardzo mi się ten Twój świat podoba.

ninedin.home.blog

Bardzo babskie, bardzo plastyczne i bardzo fajne opowiadanie.

I jaki piękny happyend.

Podobało mi się śmiałe, acz nie anankastyczne czerpanie z Nilu i całego Egiptu.

Lożanka bezprenumeratowa

Ninedin, no chciałabym, żeby moje prowincje miały swój koloryt, a Egipt jest wyjątkowo wdzięcznym wzorcem do naśladownictwa. Nawet jeśli pominąć hieroglify (jeszcze nie zdecydowałam, może zostawię jako ciekawostkę lokalną), to zostaje specyficzne malarstwo, architektura, papirus, stroje, makijaż pewnie też…

 

Dzięki, Ambush. :-)

Miło mi, że wszystko tak bardzo.

Finał. Prawda, że rzadko która niezamężna kobieta ucieszyłaby się z bliźniąt? A dla kapłanek Królicy to oznaka wyjątkowej łaski i przyspieszenie awansu.

Nie anankastyczne, powiadasz? Coś zapanowała moda na atakowanie mnie trudnymi słowami. ;-) Czy to pochodzi od Anankina?

Babska logika rządzi!

Anankastyczna osobowość to taka trzymająca się kurczowo reguł, niezdolna do elastyczności.

Lożanka bezprenumeratowa

No, tak mi Wujek Google powiedział. Mogę tylko zgadywać, jak ona się ma mieszania fantasy z prawdziwą historią.

Babska logika rządzi!

Witaj.

 

Z technicznych – sugestie oraz wątpliwości – do przemyślenia:

Dzięki tym wszystkim przysługom i wyrzeczeniom (przecinek?) piątego dnia podróży późnym popołudniem ujrzała mury Teb.

Teoretycznie, kapłanki różnych bóstw były sobie równie, niezależnie od miejsca zajmowanego w hierarchii, aby żaden bóg nie poczuł się urażony protekcjonalnym traktowaniem. – literówka?

Uszy przekształciły się w skrzela, a niedaleka za nimi leżała ręka zredukowania do dłoni z kilkunastoma cienkimi palcami pokrytymi błoną. – literówki?

Po chwili wyszli wrazsłużącym na korytarz. – literówka?

 

Taki smutny początek, związany ze śmiercią jednej z kapłanek, co skutkowało kolejnymi tragicznymi wieściami, jakie główna bohaterka napotykała po drodze. Jak widać, przysłowiowe „plagi egipskie” spadały często i gęsto na ów kraj w rozmaitych dziełach literackich…

Pomysłowy tekst na konkurs, z delikatnym żartem erotycznym oraz ciekawymi emocjami kapłanki; życzę Ci powodzenia. :) Klikać chyba już nie trzeba, bo biblioteka oczywiście się należy. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Dzięki, Bruce. :-)

No, widać pośpiech…

Pierwszy przecinek wydaje mi się opcjonalny. Literówki poprawię po wynikach. To ostatnie raczej literówką nie jest, acz zdanie chyba trzeba poprawić – chodziło mi o to, że wyszli we troje, kobiety razem z służącym.

Tam od razu plagi… Bóg Hipopotam się z jakiegoś powodu wkurzył. Pewnie się pokłócił z Flądrą i dlatego wykańczał jej kapłanki.

Miło mi, że doceniasz pomysł.

Babska logika rządzi!

Hipopotamy nerwowe są, a już po kłótniach z flądrami to szczególnie. :)

I ja dziękuję, pozdrawiam, powodzenia. :)

Pecunia non olet

Cześć, Finklo!

 

Miałem czytać po kolei, ale przedmowa o biuściastej bohaterce krzyczała do mnie zbyt głośno.

Teoretycznie, kapłanki różnych bóstw były sobie równie, niezależnie od miejsca zajmowanego w hierarchii, aby żaden bóg nie poczuł się urażony protekcjonalnym traktowaniem.

równe

 

Ładnie napisane, w Finklowym klimacie, z wieloma kobietkami. Z pewnością przyjemna lektura.

Bardzo specyficzny bohater, jak na ten konkurs – nie macha mieczem, kosturem, czy czymkolwiek innym, a rozwiązuje zagadkę braku przypływu. To wciąż czyny wymagające heroizmu, tym bardziej jeśli musi w międzyczasie składać ofiary Łagodnej Królicy.

Sama fabuła bardzo prosta, nawet miałem wrażenie, że skrótowa, ale limit za bardzo nie pozwala – zdążyłem już chyba przywyknąć, że opka na drogę prostą tak już mają.

Nie wiem, czy oznaczenie 16+ jest konieczne ;)

 

Pozdrówka i powodzenia w krokusie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Bruce, w sumie nie wiem – nigdy osobiście hipopotama nie spotkałam. Ale skoro tak mówisz… ;-)

 

Dzięki, Krokusie. :-)

Tak, o literówce już mi doniesiono, ale wstrzymam się z poprawkami chociaż do końca głosowania.

Kobietki znane z imienia – trzy, mężczyzn ani jednego. Nie wiem, czy ich wiele, ale na pewno mają przewagę.

Tak, zamiast miecza ma pochwę i intensywnie jej używa.

Zgadza się, fabuła jest banalna. Nie zdążyłam jej do końca przemyśleć i żyłam w przekonaniu, że mam na to jeszcze dwa tygodnie. A tu nagle trzeba było wziąć i napisać…

Mnie się wydaje, że 16+ jest w tym wypadku potrzebne. Nie chciałabym, żeby niewinne dziateczki czytały opowieści o świątynnej prostytucji. I nie szkodzi, że te dziateczki istnieją wyłącznie w mojej głowie…

Fajnie, że Ci się podobało.

Babska logika rządzi!

Dzień dobry!

 

Moment kiedy hipopotam mrugnął złotym okiem był mega! Mag przypominający rybę również mi się podobał. Zmienne kolory ubioru, szczególnie odcienie błękitu, w połączeniu z tematem i symboliką Egiptu działały na moje zmysły.

Przyszła mi do głowy świątynia Hatszepsut. Prawdę mówiąc, architektura starożytnego Egiptu była pełna żywych kolorów (zresztą podobnie jak starożytnej Grecji, chociaż my w głowach mamy te białe świątynie).

Dobre, przyjemne w odbiorze, bogate w wyobraźnię i język opowiadanie (do tego stopnia, że początkowo się nieco gubiłem) i – najważniejsze – mające to nieokreślone coś w sobie. To coś towarzyszyło mi przy czytaniu, ale nie będę próbował precyzować co, bo pewnie zawężę i zepsuję. W każdym razie było to coś bardzo przyjemnego. laugh

 

Pozdrawiam!

Dzięki, Kronosie. :-)

Fajnie, że znalazłeś tyle fajnych rzeczy, a zwłaszcza tajemnicze coś.

No, jeśli gliniany posąg do kogoś mruga, to musi robić wrażenie. ;-) Kto zabroni bogu takich sztuczek?

Kolory nie mają nic wspólnego z Egiptem jako takim – we wszystkich prowincjach Imperium jest tak samo. W moim świecie kapłaństwem zajmują się wyłącznie kobiety, więc takie sobie wymyśliły oznaczenie stopnia – im wyżej jesteś, tym ciemniejszą kieckę nosisz. Akolitki mają takie jasne, że prawie białe. A nie jakieś tajemnicze rysunki na pagonach…

Jest dwunastu najważniejszych bogów, każdy z nich ma swój kolor, który odbija się w szatach i budynku świątyni.

Babska logika rządzi!

Wiem, że nie chciałaś, ale i tak mi się śmiechło parę razy :) Bohaterka przecudna, i heroiczna, i znajdująca czas na wypełnianie codziennych obowiązków. Fajnie zaadaptowałaś starożytny Egipt, a wrzucone do niego boginie… no, kurde :) Rozwiązanie problemu ciutkę przypadkowe, choć z drugiej strony, zajęta była, to nie miała czasu się dowiedzieć, jak ma wyglądać ceremonia ;)

Fajnie spędziłam czas z Twoim opkiem :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dzięki, Irko. :-)

Problemy Finkli, odcinek sto pięćdziesiąty. ;-)

No, to nie do końca tak, że ona musi codziennie – nie jest niewolnicą. Ale chce zajść w ciążę, więc żal marnować dni płodne na podróże.

Rozwiązanie problemu. W pełni się zgadzam – chodził mi po głowie drugi, równoległy wątek o bogach – z Hipopotamem kłócącym się z Flądrą, z Kozą (bogini rolnictwa i bóstwo opiekuńcze egipskiej prowincji) próbującą ratować swój kraj i wciągającą do gry inne bóstwa, ale nie zdążyłam tego przemyśleć do końca. Poza tym nawet ja mogłabym mieć problem ze zmieszczeniem tego w (choćby rozszerzonym do 25k) limicie. Krętą ścieżkę od razu wykluczyłam z powodu mapy. Z boskim wątkiem byłoby jasne, że Geza ratuje zbiory kierowana przez bogów. Ale koniec końców musiałam na szybko łatać fabułę przepowiednią.

Ależ o to chodziło, żeby Geza nie wiedziała. Ta złota moneta od początku była w boskich planach i tak to ustawili… Już czarownik coś o tym bulgotał, tylko nikt go nie zrozumiał.

Miło mi, że Tobie fajnie.

Babska logika rządzi!

No, to nie do końca tak, że ona musi codziennie

Powinnam te obowiązki w cudzysłów wziąć ;)

 

chodził mi po głowie drugi, równoległy wątek o bogach – z Hipopotamem kłócącym się z Flądrą, z Kozą (bogini rolnictwa i bóstwo opiekuńcze egipskiej prowincji) próbującą ratować swój kraj i wciągającą do gry inne bóstwa, ale nie zdążyłam tego przemyśleć do końca.

Eee, machnij drugie opko w tym samym świecie, z tą samą główną bohaterką, choć z innym problemem. Bo to brzmi naprawdę interesująco :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Opek w tym świecie to już tu wstawiłam kilka. Acz bez tej bohaterki. Świat na pewno będę jeszcze wykorzystywać, bo go lubię i wydaje się rozwojowy. A co do Gezy… Nie mówię “nie”.

Babska logika rządzi!

To może jeszcze linki daj, bo chętnie poczytam.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

No i teraz się okaże

To ja aż taka czepialska? ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Nie, to ja nie czytałam poprzednich tekstów przed napisaniem kolejnego.

Babska logika rządzi!

Hej, hej

– Nie obawiaj się – odpowiedziała Geza – bogini Łagodna rozumie takie sprawy.

Tu bym jednak dał kropkę po Geza, bo pierwsza część wypowiedzi jakoś nie za bardzo łączy się z drugą, ale to dyskusyjne.

 

To było… nietypowe. Atrybut pasował jak ulał do Egiptu, ale i tak rozegrałaś go w ciekawy sposób. Bardziej niż na samym heroicu skupiłaś się na świecie i wyszedł całkiem ciekawie, mimo że akcja nie dzieje się gdzieś w fantasylandzie. Gdybym miał się czepiać, to bohaterce idzie jak z płatka, bo wszyscy jej pomagają, zarówno w misji dostarczenia naszyjnika, jak i sprawach łóżkowych, przez co trochę gubi się nastrój heroica.

Największy plus to świątynie i kapłanki, zaczynając od szat i nazw (ta Flądra ;) ), po maga zamieniającego się w rybę. Szkoda, że poszłaś tylko na 18k znaków, bo tu się aż prosi o drogę krętą.

Klikałbym ze względu na klimat i bohaterkę (oby tylko czegoś nie złapała po tych “rytuałach”).

Pozdrawiam

Dzięki, Zan. :-)

Hmmm, uznałam to za wtrącenie wrzucone w środek zdania, zamiast przecinka. IMO, tak może być.

Atrybut pasował, bo fabułę wymyślałam, już znając atrybut (nie został mi duży wybór), tak umieściłam akcję, żeby go uwzględnić.

Skupiłam się na świecie, bo lubię zabawę w boga i tworzenie świata. Bohaterowie i zdarzenia to już takie przyziemne, trąci obyczajówką…

Bohaterce za lekko idzie. Racja, po części dlatego, że byłam przekonana o przesunięciu terminu. A tu w sobotę rano dowiedziałam się, że mam czas do poniedziałku… Pomoc w takich okolicznościach wydaje mi się bardzo naturalna. Co w naszych czasach zrobiłby prezydent/burmistrz miasta nad Odrą mający świadomość, że fala syfu przesuwa się w stronę jego miasta i że zagrozi życiu 90% mieszkańców, a tu przychodzi ktoś, kto chce ratować sytuację i może mieć na to szansę? Toż ludzie na rękach by go nosili.

A w sprawach łóżkowych… Czy nowa laska w świątyni, z potencjałem na celebrytkę nie miałaby wzięcia?

Drogę krętą z miejsca wykluczyłam, bo musiałabym zrobić jakąś mapę…

A nawet nie wiem, czy w starożytności grasowały jakieś naprawdę wredne choroby weneryczne. Syfilis przyszedł z Ameryk, więc tego nie było. No, na tym się nie znam. Miejmy nadzieję, że Królica strzeże swoje kapłanki przed chorobami zawodowymi.

Babska logika rządzi!

Skupiłam się na świecie, bo lubię zabawę w boga i tworzenie świata. Bohaterowie i zdarzenia to już takie przyziemne, trąci obyczajówką…

Ej, jak bohaterowie i zdarzenia to obyczajówka? Czy najlepszymi opkami byłyby opisy świata? ;)

Hmmm, uznałam to za wtrącenie wrzucone w środek zdania, zamiast przecinka. IMO, tak może być.

Rozumiem, że jako przecinek, tylko mi się te dwie części nie łączyły w jedno zdanie. Może zostać.

Pomoc w takich okolicznościach wydaje mi się bardzo naturalna. Co w naszych czasach zrobiłby prezydent/burmistrz miasta nad Odrą mający świadomość, że fala syfu przesuwa się w stronę jego miasta i że zagrozi życiu 90% mieszkańców, a tu przychodzi ktoś, kto chce ratować sytuację i może mieć na to szansę? Toż ludzie na rękach by go nosili

Oczywiście, nie mam problemu z naturalnością tego zdarzenia. Sam też czasem dostaję komentarz, że coś jest nie tak z literackiego punktu widzenia, gdy tymczasem jest naturalną konsekwencją poprzednich wydarzeń. Daję tylko uwagę, że bohaterka nie ma szans się wykazać, chociaż nie jest całkowicie pozbawiona heroizmu, bo jednak podejmuje decyzję o wyprawie oraz daje hipopotamowi złote oko (tutaj jednak motywacją był wstyd, że nie ma co podarować. Dodałbym jednak jakieś zaznaczenie, że ten dar złota jest potrzebny albo bardzo miły dla bóstwa).

A w sprawach łóżkowych… Czy nowa laska w świątyni, z potencjałem na celebrytkę nie miałaby wzięcia?

Miałaby zdecydowanie. Właściwie bez potencjału na celebrytkę też by miała. Faceci są, jacy są. I zawsze byli. Bardziej chodziło mi o sam fakt literackiego braku problemu w łóżku – czy to marni kochankowie, czy problemy z zajściem w ciążę, albo może nieufność wobec kapłanki z innego miasta (z tymi z miasta X się nie kładziemy, bo mają wszy, złe oko i piją piwo zamiast wina!).

Drogę krętą z miejsca wykluczyłam, bo musiałabym zrobić jakąś mapę…

O, jak Cię rozumiem. Nigdy więcej map!

A nawet nie wiem, czy w starożytności grasowały jakieś naprawdę wredne choroby weneryczne. Syfilis przyszedł z Ameryk, więc tego nie było. No, na tym się nie znam

W sumie też nie wiem, ale szybki Google mówi, że były. Ochrona bogini to dobre wyjście.

 

 

No nie, bohaterowie i fabuła są jednak potrzebni. Oczywiście jako pretekst, żeby godnie zaprezentować elementy fantastyczne. ;-) Ale jakoś światotworzenie sprawia mi więcej frajdy.

No, nie zdążyłam wymyślić bohaterskich czynów Gezy. Zaprawdę, powiadam Ci, że pisałam w pośpiechu.

Dodałbym jednak jakieś zaznaczenie, że ten dar złota jest potrzebny albo bardzo miły dla bóstwa

Ej, ale przecież jest mały foreshadowing – przeczytaj, co Rami wywnioskowała z bulgotania czarownika.

Nie, niektórzy z rytualnych partnerów musieli być kiepscy, inni bezpłodni… Ale przy kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu próbach – którymś dwu plemnikom się udało. Bogowie polubili Gezę, uznali jej zasługi, to i Królica pobłogosławiła. Geza płodna była – już na starcie ma czwórkę dzieci, a zależy jej na piątym, bo ono daje awans. Gdyby nie to, że już widać światełko, pewnie nie odprawiałaby rytuałów z takim entuzjazmem. A ludzie w stolicy (a zwłaszcza ci w pałacu) pewnie spotykają zbyt wielu obcych, żeby wierzyć w takie pierdoły.

Nigdy więcej map!

Prawda! Mapy to zuo. Po to jesteśmy na portalu literackim, żeby malować słowami.

Niech bogowie sprzyjają wszystkim swoim wyznawcom.

Babska logika rządzi!

Oczywiście jako pretekst, żeby godnie zaprezentować elementy fantastyczne. ;-) Ale jakoś światotworzenie sprawia mi więcej frajdy.

Też lubię, ale zawsze robię z obawą, że przegapiłem jakąś ogromną dziurę logiczną w kreacji świata. Bohater z reguły jest bezpieczniejszym wyborem.

No, nie zdążyłam wymyślić bohaterskich czynów Gezy. Zaprawdę, powiadam Ci, że pisałam w pośpiechu.

Chciałbym tak pisać w pośpiechu…

Nie neguję losów bohaterki, tylko daję propozycję, co może pójść nie tak, bo uniwersum wydaje się fajne i zasługujące na dłuższą opowieść.

Prawda! Mapy to zuo. Po to jesteśmy na portalu literackim, żeby malować słowami.

Trzeba uważać, bo Krar chodzi i rozdaje -1 punkty za brak entuzjazmu :<

Widzisz, a dla mnie bohater jest na ogół mniej ciekawy – mało to podobnych ludzi widziałam. Co innego, gdyby był golemem, spidermenem itd. Dlatego nawet się specjalnie nie zastanawiałam nad startem w konkursie, w którym punktem wyjścia był bohater – takie podejście leży nie tyle poza moją strefą komfortu, co na antypodach. ;-)

Chciałbym tak pisać w pośpiechu…

Pisania w pośpiechu to Ty się ucz od Drakainy, a nie ode mnie.

Bohaterka. Hmmm, o ile świat mam przepracowany (niekoniecznie do-), to Gezę stworzyłam ad hoc, do tego tekstu, wcześniej nie myślałam o kontynuacji jej losów. Dla mnie ona jest skonstruowana równie solidnie, jak ludzik z klocków lego. Co innego uniwersum – już wcześniej wspominałam Irce, że to któryś kolejny tekst w nim osadzony.

Trzeba uważać, bo Krar chodzi i rozdaje -1 punkty za brak entuzjazmu :<

Spoko, to nie jest tekst z szansami na podium. To tekst pisany, żeby nie wyszło, że zmarnowałam zaklepany atrybut. Jeden punkt w tę czy we w tę nie ma znaczenia. :-)

Babska logika rządzi!

Akurat w heroiku aż się prosi o stworzenie “dziwnego” bohatera. Zresztą ten super wykreowany świat i tak poznajemy czyimiś oczami. Ale każdy ma swoje preferencje i nie ma co wartościować :)

Pisania w pośpiechu to Ty się ucz od Drakainy, a nie ode mnie.

Do ideałów się nie sięgnie, więc nawet nie wspominam…

Dla mnie ona jest skonstruowana równie solidnie, jak ludzik z klocków lego.

Jak królik ;)

Akurat w heroiku aż się prosi o stworzenie “dziwnego” bohatera.

Prawda. Tylko że wtedy wychodzi mój brak wprawy i skrzeczy.

Dążyć asymptotycznie do ideału zawsze można.

A królika nie rozumiem. On jest jakoś słabo zaprojektowany czy coś?

Babska logika rządzi!

A królika nie rozumiem. On jest jakoś słabo zaprojektowany czy coś?

Chodzi o to, że kapłanka Królicy wydaje się też skupiona głównie na królikowaniu i głębi jakoś nie zaprezentowała ;)

No, tak. Nie dałam jej głębi.

Babska logika rządzi!

E, to heroic, głębia nie taka potrzebna, a postać była interesująca sama w sobie.

W sumie… Zdaje się, że Conan nie miał dużo więcej głębi niż Geza…

Babska logika rządzi!

Ech, mam chyba marudny dzień, bo drugi tekst z rzędu będę marudził.

 

No nie siadło.

 

Fabularnie tekst jest… Może nie zły, ale nieco mdły. O ile w tle dzieją się tam ważne rzeczy (bo groźba głodu i gniewu bożego), to na pierwszym planie jest nieco nijako. Ot, bohaterka idzie, jedzie i jest niesiona, trochę pogada, trochę spróbuje zajść, potem przypadkiem wypełni przepowiednię i jesteśmy w domu. Całkiem dosłownie mówiąc, największym wyzwaniem, z jakim musi się ona mierzyć jest pokonanie nieśmiałości w rozmowie z wyżej postawioną kapłanką. Trudno to określić jako heroiczny wyczyn. Skutkiem tego bohaterka przez sporo tekstu bardziej przypomina kukłę, biernie przestawianą przez narrację z miejsca na miejsce niż faktyczną heroskę.

Kreacja postaci użytkowa. Postacie są funkcjonalne i niewiele ponad to. Robią, co muszą, by opowieść się wydarzyła, ale nie widzę w nich ludzi.

Światotwórstwo… Widać, że skupiasz się tu na nim mocno, ale mi nie podeszło. Głównie dlatego, że jest raczej poziome niż pionowe – masz tu powrzucane sporo elementów fantastyki, ale konsekwencje wprowadzenia każdego z nich do świata są niewielkie. Gdyby tutejszych bogów zastąpić prawdziwymi staroegipskimi, wiele nie trzeba by zmieniać. Gdyby Rybokapłana zmienić na zwykłego bełkoczącego/upalonego/zwariowanego wieszcza podobnie. Tak samo z kapłaństwem kapłanek i całym rytuałem odczyniającym klątwę – każdy z tych elementów jest traktowany bardzo powierzchownie, każdy można by wyciąć z tekstu i zastąpić dowolnym innym elementem z tej samej kategorii w zasadzie bez konsekwencji dla reszty opowiadania. Jedyny element, któremu przyglądamy się nieco bliżej to obowiązki służbowe naszej bohaterki – bo tu mamy i elementy ekonomii i nieco socjologii – ale nie jest to coś, co w moich oczach uciągnęłoby cały tekst.

Podsumowując – przeczytałem bez przykrości, ale i bez emocji.

Dzięki, None. :-)

No cóż, muszę się z Tobą zgodzić.

Bohaterka miała być bardziej czynna, ale nie zdążyłam tego wymyślić.

Tak, skupiam się na światotwórstwie i rozumiem, że mogło Ci nie przypasować. Bywa. Faktycznie, to uniwersum nie jest stworzone pod historię, tylko włożyłam historię (wynikającą z atrybutu) do już istniejącego (i jakoś tam lubionego). Nawet mi do głowy nie przyszło, że właściwie nie wykorzystuję jego nadprzyrodzonych cech (oprócz zwierzęcego boga od przybierania wody w rzece, chociaż to dałoby się równie dobrze załatwić inaczej), ale jak już wyartykułowałeś zarzuty, to widzę, że mnóstwo w nich prawdy.

No, dobrze, że chociaż przykrości nie było.

Babska logika rządzi!

Zaczęło się fajnie, ale druga część opowiadania mocno odbiega od pierwszej. 

Wydaje mi się, że w finale brakuje jakiejś akcji, dynamiki, no czegoś więcej poprostu.

 

Zbudowałaś początkiem fajny klimat – nie ukrywam, że miałam obawy co do Gezy i jej funkcji jako Królicy. Bardzo nie lubię, gdy bohaterki sprowadza się do jednego, ale na szczęście szybko okazało się, że to nie ten przypadek. Światotwórstwo, choć zarysowane delikatnie, mnie zaciekawiło (zresztą dla mnie must have w dobrym opowiadaniu) i chętnie poczytałabym więcej.

Tak jak ktoś pisał wyżej – Gezie poszło nieco zbyt łatwo, zabrakło troszkę akcji / wyzwania. To też może mogłoby trochę bardziej pokazać jej osobowość, bo niewiele się o niej dowiedzieliśmy poza tym, że jest oddana swojej roli.

 

Niemniej czytało się dobrze :)

Dziękuję, Shanti. :-)

No, zgadzam się z zarzutami. Zwalam to wszystko na pisanie w pośpiechu.

Z pochwałami też – lubię ten świat, wydaje mi się, że jest nieźle dopieszczony.

Babska logika rządzi!

Starożytny Egipt bardzo lubię, więc twoje opowiadanie wpasowało się w moje klimaty. Szkoda, że nie wykorzystałaś dodatkowo oryginalnych imion egipskich bóstw np. “nie chciałbym rozgniewać Taweret Łagodnej Królicy” czy “najbliższą świątynię Hapi Zmiennobarwnej Flądry”.

Pozdrawiam.

Na szukanie lepszego świata nigdy nie jest za późno.

Dziękuję, Koryu. :-)

Fajnie, że trafiłam w gust.

No, nie bardzo mogłam tak zmieniać nazwy bogiń, bo w tę samą Najstarszą Dwunastkę wierzy całe imperium. Egipt to tylko jedna z tuzina prowincji. Gdyby każdy z Dwunastu nosił jeszcze przydomki charakterystyczne dla okolicy… Nawet ja bym się pogubiła, mimo arkusza Excella z rozpiską. ;-)

Babska logika rządzi!

Cześć, Finklo

Muszę docenić styl. Potrafisz budować klimatyczne opisy i ogólnie ładnie pisać :) 

Podobało mi się również światotwórstwo. Pomysł na czarowników, którzy wraz z używaniem mocy przechodzą coś na kształt mutacji – ciekawe. W interesujący sposób przedstawiłaś bogów egipskich i ich interakcje z ludnością, a to zdecydowanie na plus. 

Natomiast nie podobała mi się fabuła; sprowadzenie całego konfliktu do obłaskawienia boga, poprzez wrzucenie posągu do Nilu – dla mnie mało satysfakcjonujące. Brakowało mi tu napięcia i konfliktu. Wszystko było takie proste, bohaterowie bez problemu wykonywali kolejne zadania. 

To oczywiście bardzo subiektywna opinia i wcale nie mówię, że fabuła jest zła, tylko po prostu mi się nie spodobała. 

Pozdrawiam. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Dziękuję, Młody pisarzu. :-)

No, lubię ten świat. Rozkwita sobie powolutku…

Ależ nie musisz się tłumaczyć, fabuła mnie też się nie podoba. Tylko nie zdążyłam wykombinować czegoś lepszego, bardziej wymagającego od bohaterki.

Fajnie chociaż, że widzisz jakieś zalety.

Babska logika rządzi!

Przyznaję się, parskałem przy każdej wzmiance o boskiej Flądrze. Czy spadnie na mnie klątwa?

Fajny pomysł, taki egzotyczny jak na tematykę konkursu. Historia byłaby lepsza, gdyby nie pędziła tak na złamanie karku. Już szybkie zawiązanie akcji wzbudziło moje podejrzenia, a końcówka z ofiarą dla Boga-Hipopotama to w ogóle gaz do dechy. Tekst ratuje głównie ciekawy świat.

Gdzie tu jest 16+, bo nie zauważyłem?

 

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Dziękuję, SNDWLKR. :-)

Uważaj. Flądra jest boginią wody, na Twoim miejscu nie wypływałabym na morze przed złożeniem jakiejś ofiary przebłagalnej. A jeśli się zakrztusisz, pamiętaj, że Cię ostrzegałam. ;-)

16+, bo wszak bohaterką jest świątynna prostytutka. Ja tam uważam, że to nie jest tekst dla dzieci.

Babska logika rządzi!

Masz ciekawy pomysł na świat. Jestem bardzo ciekawa społecznych konsekwencji, jakie niesie za sobą działalność łagodnych kapłanek. :) Czy nigdzie nie czyhają na nie oburzone żony? A domy publiczne? Udźwignęły konkurencję, czy w tym uniwersum praktycznie nie istnieją?

Trochę zgrzytała mi nazwa Zmiennobarwnej Flądry (właściwie to dlaczego była zmiennobarwna?), bo narzucało humorystyczny ton, chociaż to wrażenie okazało się błędne. Zabrakło mi jakiegoś zwrotu akcji na koniec, konfliktu i napięcia. Opowiadanie czytało się przyjemnie, ale nie wzbudziło większych emocji.

Dzięki, Ośmiornico. :-)

No, lubię ten świat, co tu kryć.

Nie wydaje mi się, że społeczne konsekwencje są znaczące. W końcu kto chciałby podpaść bogini miłości i płodności? A jeśli wszyscy faceci od czasu do czasu dokonują rytuału, to żadna żona nie ma powodu, żeby czuć się gorzej od przyjaciółek. Pewnie chorobliwie zazdrosne kobiety mają z tym problem, ale to już trudno. Wyobrażam sobie, że to mniej więcej tak, jakby w naszym świecie żona suszyła mężowi głowę, że nie przynosi całej pensji do domu, tylko dzieli się nią z ZUS-em i fiskusem. Ot, przy sprzyjającej okazji można na to zjawisko ponarzekać, ale bez chwytania za widły.

Domy publiczne pewnie istnieją. Co innego złożyć bogini ofiarę, a co innego poprawić nastrój przyjezdnemu wspólnikowi w interesach. Zresztą, tych kapłanek nie ma aż tak wiele, żeby zaspokoić cały popyt.

Dlaczego Zmiennobarwna? Bo każdy z Najstarszej Dwunastki ma dwuczłonową nazwę (a Hipopotam już nie), więc jakiś przymiotnik dla rybki musiałam znaleźć.

No, zgadzam się, że fabuła szału nie robi.

Babska logika rządzi!

Ale mam nadzieję, że w twoim uniwersum istnieje też bóg miłości oraz jego kapłani? W końcu każdy powinien płacić na ZUS i fiskus ^^

Eeee, nie. W ogóle nie ma kapłanów płci męskiej. Są tylko czarownicy Łagodnej, którzy powolutku zamieniają się w króliki.

Babska logika rządzi!

Już nie lubię twojego uniwersum ;(

Spójrz na to z innej strony – kobiety mają monopol na kapłaństwo. Nawet w przypadku boga wojny, Krwiożerczego Wilka.

Babska logika rządzi!

No tak. ;) Zastanawiam się tylko, jakby by to wyglądało, gdyby jednak istnieli tacy ochoczy kapłani wędrujący sobie od wsi do wsi. Ile tak naprawdę kobiet skorzystałoby z ich usług i czy ich mężowie patrzyliby na to równie przychylnie? Jak widzisz, twoje uniwersum rodzi wiele pytań i skłania do refleksji. ;)

Pytania na temat uniwersum są fajne, bo zmuszają do przemyśleń.

Wydaje mi się, że zdrada żony zawsze była rozpatrywana inaczej niż zdrada męża. I nie chodzi tu o patriarchat czy feminizm, tylko o ekonomię i łożenie na obce dziecko. Niewierność żony stwarza ryzyko, że mąż płaci za wychowanie dziecka, które nie ma jego genów. Niewierność męża (w ujęciu ekonomicznym) zaczyna stwarzać kłopoty, kiedy obsypuje swoją kochankę drogimi prezentami. Szybki numerek bez zobowiązań z prostytutką jest chyba mniej groźny dla dobrostanu rodziny. Pomijam tu choroby.

W moim uniwersum nie ma alimentów, więc zdrada męża nie wali żony po portfelu.

Z kapłankami Królicy w ogóle nie ma tego problemu, nawet gdyby wiedziały, kto jest ojcem – one bardzo dbają o dzieci, bo ich ranga zależy od liczby żywych synów i córek. Te dzieci mieszkają w świątyni i stanowią jej personel techniczny.

Wiesz zjawisko świętej prostytucji istniało w niektórych społeczeństwach. Ale nie kojarzę ani jednego przypadku, żeby to mężczyźni się bzykali w imię bóstwa. A tym bardziej z kobietami. W końcu Isztar czy Afrodyta były kobietami.

Babska logika rządzi!

Cześć!

 

Pewnie niejeden chciałby tak pisać w pospiechu :) Żart z przedmowy, ten o pochwie, uznałem za przyciężkawy, jednak po przeczytaniu opowiadania, w którym główna bohaterka rzeczonej pochwy używa, musiałem zrewidować odczucie ;)

Bardzo ładnie napisane, dobrze się czytało. Bohaterka ciekawa, choć taka bardzo zwyczajna – nie ma żadnych supermocy i nie jest specjalnie wyjątkowa, bo wyjątkowa jest okazja, która jej się trafia. I w zasadzie w ten sposób rozpatruję jej działania – zwykła, niczym nie wyróżniająca się kapłanka, która robi to, co musi i co powinna, idąc jak po sznurku. I to ma swój urok, ale ma też dla mnie taki wymiar poboczny – to wydarzenia się dzieją, a Geza jest tylko ich elementem, bo nic od niej nie zależy, to nie ona pcha do przodu fabułę, tylko fabuła pcha ją.

Świat zarysowany całkiem, całkiem. Gdybyś miała więcej miejsca, to pewnie dałabyś więcej światotwórczego mięcha, które bardzo lubię, a niestety dostałem tylko przystawkę. Za to świetnej jakości, więc nie mam na co narzekać :)

Kliknąłbym, gdyby było trzeba.

Pozdrawiam serdecznie

Q

 

PS. Rybomag! Zapomniałem pochwalić za intrygującą postać rybomaga :)

Known some call is air am

Dzięki, 404. :-)

Już wyżej tłumaczyłam, że pisania w pośpiechu powinno się uczyć od Drakainy, nie ode mnie.

No, bohaterka używa pochwy. Właściwie dzięki temu staje się posiadaczką złota niezbędnego do udobruchania Hipopotama, więc coś tam od niej zależy. Acz przyznaję, że to bardziej boska intryga niż jej świadoma decyzja.

Już wielokrotnie tłumaczyłam, że ta fabuła miała wyglądać inaczej, Geza miała mieć więcej do roboty, ale nieoczekiwanie termin walnął mnie w czoło.

A ten świat bardzo lubię i tak go sobie pomalutku buduję.

Acz nie aż tak, żeby rysować mapy…

A w tym uniwersum każdy czarownik przemienia się w zwierzę.

Babska logika rządzi!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Ale nie kojarzę ani jednego przypadku, żeby to mężczyźni się bzykali w imię bóstwa. A tym bardziej z kobietami.

Bo chyba niewiele bóstw miłości i płodności było płci męskiej. W ogóle byłoby dla mnie trochę dziwne, gdyby opiekunem np. porodów był facet.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Powitać Barbarzyńskiego Jurora. :-)

O, kurczę! Wyłowili go? No to Egipt ma przerąbane… ;-)

 

SNDWLKR, no właśnie, rodzenie aka płodność to nasza działka. Jeśli religie tworzyli głównie faceci, to ideał urody i wzór do zakochiwania się miał krągłe biodra i duży biust.

Babska logika rządzi!

nieoczekiwanie termin walnął mnie w czoło

No, mnie również xD

A w tym uniwersum każdy czarownik przemienia się w zwierzę.

Czyli bycie magiem podległym bogini wody to raczej średni pomysł, heh.

Known some call is air am

Tylko to nie pomysł – nie można tego wyszkolić; albo się jest czarownikiem, albo nie.

Babska logika rządzi!

Po lekturze tego opowiadanka powinienem mieć jakieś lekkie w treściach, może nawet zabawne sny. Jeśli się to sprawdzi, Finkla zyska u mnie jeszcze więcej punktów dodatnich.

PseudoEgipt całkiem całkiem. Bohaterka takoż – i ratuje ludność od głodu, i poważnie podchodzi do swego kapłańskiego powołania… Czego chcieć więcej? A że jej to ratowanie lekko przychodzi, to i dobrze, ponuractwa aż nadto w wielu innych tekstach.

Dobranoc. Znaczy pozdrowienia – Adam

Krótko i na temat – bardzo mi się spodobało. Zaczynam dostrzegać prawidłowość, Finklo, że twój styl doskonale trafia w moje gusta :-)

Jest Egipt, jest humor, jest ciekawa historia – czego chcieć więcej? A do tego jeszcze barwne opisy, zwarta struktura opowiadania. Geza wypada niezwykle sympatycznie, jako kapłanka… ten tego… głęboko oddana swojemu powołaniu :-)

Do pełni szczęścia tylko kotów zabrakło :-P Ale popotamy też spoko!

Dziękuję, Panowie. :-)

 

Adamie, mam nadzieję, że sny dobrze się spisały.

O, można chcieć jeszcze różnych rzeczy – żeby bohaterka nie szła jak po sznurku, żeby była bardziej bohaterska, żeby fabułę pokomplikować…

No, nie przepadam za ponuractwem. Chociaż świat wydaje się mieć inny pogląd.

 

Krzkocie, fajnie, że się spodobało, a jeszcze fajniej, że ogólnie styl Ci podchodzi. Miło mi, że widzisz tyle zalet. W kwestii “chcenia więcej” – patrz wyżej.

Ładnie ująłeś pobożność Gezy. ;-)

Zgódźmy się, że hipopotamy to takie koty, które zaczęły żyć w wodzie i bardzo się roztyły. ;-)

Babska logika rządzi!

koty_vezde on Twitter: "Chubby hippo cats. They seem so soft… #photoshop # cat https://t.co/2E1sJMBMkQ" / Twitter

No to znalazłeś brakujące ogniwo. ;-)

Babska logika rządzi!

Heja! Spodobało mi się światotwórstwo, które zresztą było już chwalone wyżej. Starożytny Egipt to bardzo wdzięczna lokacja, szczególnie jeśli tchnie się w niego trochę więcej życia, wprowadzając elementy nadnaturalne, np. maga-rybę. Panteon i otaczające go rytuały i obyczaje również zostały przedstawione w przyjemny, budzący zainteresowanie sposób. I chyba trochę ci to wyszło na niekorzyść.

Czytając, odniosłem wrażenie, że bardziej zależało ci na przedstawieniu ciekawego świata, niż wciągającej historii. Bohaterka, choć sympatyczna, wydała mi się nieco nijaka. Samej akcji również wiele tu nie było, przyznam, że momentami się trochę nudziłem. To już nawet nie jest kwestia faktu, czy to heroic fantasty, czy nie, w/e, ale trudno jest zbudować porywającą fabułę, gdy nie czuć zagrożenia, jakie wisi nad bohaterem. I trochę mi tu zabrakło właśnie tego aspektu. Co prawda widzimy, że kapłanki umierają, a Nil nie chce wylać i szykuje się katastrofa, ale jakoś mnie to nie ruszało tbh. Rozłożyłaś ciężar zagrożenia na wielu anonimowych jednostkach, a w przypadku całego państwa nawet na ogromnej zbiorowości, ale jako czytelnik nie czuję do nich żadnego przywiązania i trudno jest mi z nimi empatyzować. W efekcie nie miałem wrażenia, że stawka jest wysoka, tym bardziej, że samej bohaterce wszystko szło jak z płatka. Musi się gdzieś dostać? Każdy okoliczny jej pomaga. Ma pogadać z wysoką kapłanką? Rozmowa idzie git-majonez. Ma naprawić świat? Szczęśliwym przypadkiem wystarczyło wsadzić w oko monetę. No wiadomo już o co mi chodzi.

Do tego sam motyw z hipkiem wydał mi się trochę przypadkowy, szczególnie finał. Może coś mi umknęło, ale nie dostrzegłem żadnej wskazówki, żadnej wzmianki, że tak się to może skończyć.

Nie zmienia to jednak faktu, że czytało się przyjemnie, momentami było nieco zabawne, choć tylko z początku (musiałem przyzwyczaić się do boginii flądry xD). Bardzo fajne opowiadanie <3

Dziękuję, MetronomeArthritis. :-)

Trudno się z Tobą nie zgodzić.

Bronić się będę brakiem czasu – żyłam w przekonaniu, że mam jeszcze dwa tygodnie, a tu nagle okazało się, że trzy dni. Świat miałam już wcześniej, więc wypadł dobrze. Fabuły nie zdążyłam przemyśleć do końca, więc wypadła słabo. A w psychologię bohaterów to ja się nadal uczę.

Powiadasz, że zabrakło bezpośredniego, osobistego zagrożenia? Ciekawa uwaga, nie uświadamiałam sobie tej potrzeby – zawsze wolałam skalę makro od pojedynczych, właściwie losowych wydarzeń.

Przypadkowość hipkowego motywu. Odrobinę foreshadowingu co do oka umieściłam w interpretacjach Rami na temat bulgotania czarownika. A sam hipek wyniknął z atrybutu. W moim świecie bogowie mają postać zwierząt, a hipopotam świetnie się nadaje na boga od wylewów Nilu. Gdyby jurorzy podali żyrafę, historię musiałabym osadzić na innym tle, w innej okolicy…

Babska logika rządzi!

Bardzo podobał mi się sam pomysł, żeby akcję opowiadania umieścić w Egipcie. A ponieważ nie widać też, żeby był to Egipt typu “co udało mi się znaleźć w czasie pięciominutowego researchu w google” miejsce akcji wypada nad wyraz solidnie. Czuć określony klimat, opowiadanie jest bardzo charakterystyczne. 

Podoba mi się też pomysł połączenia właśnie Egiptu, wierzeń, ogólnie religii, bóstw oraz fantastyki. Niby nie ma w tym szczególnie wiele rzeczy literacko świeżych czy odkrywczych, ale takie właśnie połączenie, jeśli chodzi o potencjał, wydaje się być może nawet studnią bez dna.

Bohaterka, kiedy skupimy się wyłącznie na charakterystyce postaci, dobrze napisana i odpowiednio dobrana do historii. Natomiast widzę też w tym pomyśle jeden poważny problem (być może tylko ja, nie wiem, średnio miałem czas przeglądać komentarze). 

Geza w Twoim opowiadaniu sprawia wrażenie, jakby była niemal wyłącznie obserwatorką. Jasne, trochę to nieuczciwe stwierdzenie, bo jednak jakąś historię opowiadasz, a i ona odgrywa tu pewną rolę. Natomiast, czytając, ma się takie poczucie, że ona zwyczajnie jest, żeby czytelnik mógł poprzez nią przyglądać się właśnie miejscu akcji, problemowi, wydarzeniom. Trudno się wczuć w opowieść, byłem w niej jakby kompletnie z boku, niezaangażowany w całą historię. 

Ona się zachwyca, ekscytuje, fascynuje, przygląda i przez to wygląda bardziej na swego rodzaju przewodnika niż taką pełnoprawną bohaterkę z krwi i kości. Brakowało u niej działania, jakiejś mocy sprawczej. Tempo też wydaje się wolniejsze niż zazwyczaj u Ciebie. Słowem, na pierwszy rzut oka właściwie wszystko jest, ale też szalenie trudno tu “wskoczyć” w sam środek wydarzeń, wczuć się w problem, kibicować… komukolwiek. Tego trochę brakło.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Dzięki, CM-ie. :-)

Egipt wynikał z atrybutu (i tu nie miałam specjalnego wyboru). Ich mocno zezwierzęceni bogowi to taki mały, przypadkowy bonusik.

Dziwi mnie, że chwalisz research. Hmmm, myślałam, że każdy zna podstawy gospodarki starożytnego Egiptu – że Nil, że wylewy, że rolnictwo… Reszta to było właśnie pięciominutowe wyszukanie mapki, żeby wybrać odpowiednio położone miejscowości. No, i jeszcze sprawdzenie w książce, że owszem, uprawiali między innymi jęczmień.

Niska sprawczość Gezy wynika z pośpiechu. No, nie zdążyłam przemyśleć tej fabuły do końca, a termin cisnął, musiałam spisać to, co już miałam i jakoś skrótami doprowadzić historię do rozwiązania. Ale to nie tak miało wyglądać, Geza miała stworzyć posąg hipka niemal własnym sumptem – uwieść garncarza itd. Mgliście majaczył mi jeszcze równoległy wątek bogów, którzy wkurzyli się na Hipopotama i dlatego pomagają dziewczynie, podpowiadają, co trzeba zrobić, a ona to w pocie czoła osiąga. No, ale deadline okazał się bliższy niż sądziłam.

Babska logika rządzi!

Opowieść o ratowaniu cywilizacji przez prostytutkę świątynną to coś nowego i odświeżającego, opisałaś jej fach ze smakiem, bez moralizowania, a jeszcze przy okazji poznałem słowo “hierodula” – w sumie mam więc powody do dużego zadowolenia.

Zastanowiła mnie przypadkowość sceny z hipopotamem. Geza nie zrobiła istotnie niczego, co mogłoby się bezpośrednio przyczynić do takiego zakończenia, nie widać też powodu, dla którego bóg miałby wyżej cenić jej podarunek niż wysiłki przebłagalne związku siostrzanego Flądry (nie pasuje tutaj klasyczna metafora “wdowiego grosza”). Na pewno nie twierdzę, że fabuła musi zawsze opierać się na wyraźnych związkach przyczynowych, jednak opowieść, w której bohater nie wpłynął jakościowo na świat, a świat na bohatera – może chyba pozostawiać pewien niedosyt.

Jakie szaty nosi kobieta, która zajęła izbę?

– Jasnoniebieskie.

Tutaj mam dobrą i złą wiadomość. Dobra: starożytni Egipcjanie rzeczywiście znali niebieski pigment (błękit egipski), co dodaje tutaj odrobinę realizmu, bo został on później zapomniany. O ile mi wiadomo, żadna późniejsza cywilizacja, co najmniej do czasu uzyskania błękitu pruskiego, nie była w stanie masowo pokrywać ubrań trwałą barwą niebieską (barwniki roślinne typu indygo były bliższe granatu, a przy tym szybko niknęły w praniu). Zła: w starożytnym Egipcie nie było osobnego słowa na “jasnoniebieskie” czy nawet “niebieskie”, używali wspólnego wyrazu odnoszącego się do szerokiego zakresu zieleni i błękitu. Polecam artykuł https://en.wikipedia.org/wiki/Blue%E2%80%93green_distinction_in_language, całkiem ciekawy!

W tej samej chwili w odległej Napacie, akolitka Zmiennobarwnej Flądry drgnęła zaskoczona.

Przecinek wygląda mi na zbędny.

 

Pozdrawiam serdecznie i ślimaczo!

Ślimak Zagłady a Żydzi nie mieli przypadkiem jakiegoś niebieskiego barwnika z muszli? I to w podobnym okresie co Egipcjanie?

Bardzo ciekawy artykuł i w sumie jest w nim nawet wymieniony ten żydowski barwnik – Tekhelet.

Dzięki, Ślimaku. :-)

Od dawna chodziło mi po głowie opowiadanie z prostytutką świątynną w roli głównej. Wykorzystałam okazję.

Zarzuty co do nikłej bohaterskości Gezy, małego wpływu na wydarzenia itd. biorę na klatę i zwalam na karb pośpiechu. Ile zdążyłam wymyślić, tyle opisałam.

Bóg zamarzył sobie posąg ze złotym okiem. I nie chciał przestać się dąsać, póki jej nie dostał.

Rozważania o zielonym/niebieskim fajne. Ale mój kolorowy świat jest tylko wzorowany na naszej starożytności. Kolorów kapłańskich sukienek nie zmienię. Już miałam wystarczająco wiele problemów z rozdzieleniem ich tak, żeby każdy bóg miał swój. A granatowy ma Puchacz – bóg nocy, snu i wróżb.

Przecinek. No, niezbędny na pewno nie jest, ale chyba pozwala bezboleśnie zorientować się, gdzie kończy się jedna część zdania, a zaczyna następna. Mogę go zostawić?

Babska logika rządzi!

MetronomeArthritis, wydaje mi się, że ten barwnik był zbyt kosztowny, aby dało się nim pokrywać szaty większej grupy kapłanów, ale dziękuję za uzupełnienie!

 

Finklo, w kwestii przecinka: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/przecinek-po-okoliczniku;2978.html. Nie upieram się jakoś bardzo, literat ma większe prawa niż polonista, można go tutaj użyć pozasystemowo, intonacyjnie, ale formalnie to błąd.

No, w realnej historii kolor niebieski dość długo był rzadki/drogi. Ale w fantasy czuję się zwolniona z takich reguł.

W takim razie przecinek zostawię, potem się zobaczy, co dalej.

Babska logika rządzi!

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Dzięki, Anet. :-)

Cieszy mnie to.

 

Babska logika rządzi!

Jestem fanką bogiń miłości, tym bardziej, że znaczna część z nich była jednocześnie, a może przede wszystkim, boginiami wojny. Choćby sumeryjska bogini, której imię na potrzeby tego forum przyjęłam – Inanna (fenicka Astarte / babilońska Isztar), nordycka Freya, czy celtycka Morigan. Nie oczekiwałam oczywiście, żeby królica miała również aspekt wojenny, no ale zainteresowała mnie cała stworzona przez Ciebie konwencja zwierzęcych bóstw, jakże znana nie tylko z wierzeń Egiptu, ale i innych kultur.

Jeśli chodzi o opowiadanie to: zgrabnie napisane, dobrze się czytało, bo nie zgrzytało. Wciągnął mnie początek, ale po połowie zaczęłam coraz bardziej gonić do końca. Zakończenie bez fajerwerków. Wciśnięcie monety w oko i bliźniaki. Gdyby królica naprawdę jej pobłogosławiła byłyby przynajmniej sześcioraczki.

 

Natomiast jeśli chodzi o rozkminianych tu kapłanów hipotetycznego boga miłości, to musiałoby być to bóstwo stanowiące skrzyżowanie:

szściopióra czarnego – imponująca gra wstępna

żółwia – długość stosunku do 10 godzin

/ albo lepiej wszy Neotrogla0 kopulacja przez 70 godzin non stop

lwa – 20-30 stosunków raz po raz

małpy bonobo – nieskrępowany sex dla podtrzymania stosunków towarzyskich i przyjemności

szympansa – największe jądra

kolczatki – cztery penisy

argentyńskiej kaczki jeziorowej – penis prawie dorównujący długości ciała

 

Brałabym devilwinkcheeky

 

Koń jaki jest każdy widzi, a i tak darowanemu w zęby nie zaglądasz.

Dziękuję, Inanno, :-)

Fajnie, że znalazłaś coś dla siebie.

Moja Królica nie ma nic wspólnego z wojną – tym aspektem ludzkich działań rządzi Krwiożerczy Wilk.

Błogosławione bliźniaki. Zastanawiałam się nad trojaczkami, ale doszłam do wniosku, że aż tak sobie w oczach bogini nie zasłużyła. Gdyby Królica była taka łaskawa, miałabym eksplozję demograficzną. ;-)

Propozycje pomniejszych bóstw interesujące. Żółwia już wykorzystałam. Nie, nie w ten sposób – Długowieczna Żółwica to bogini mądrości.

Zdaje się, że któryś gatunek ślimaka też ma imponujące przyrodzenie, ale słabo pamiętam. Coś mi się kojarzy, że podczas kopulacji partnerzy wypuszczają toto, aż sobie zwisa, splatają ze sobą i tak się wymieniają genami. Ale bardzo mętnie, mogę się mylić.

Babska logika rządzi!

Akurat nie ślimaki a pąkle – skorupiaki. Mają nawet osiem razy dłuższy penis od długości ciała. Tylko co z czymś takim w ludzkich realiach robić? Dlatego wybrałam kaczorka, bo to przy okazji i w zimnej wodzie też działa.

Masz rację, że gdyby ludzie jak króliki się mnożyli, to mielibyśmy przyspieszone przeludnienie i kryzys demograficzny, no i tylko w bogach zarazy nadzieja.

Masz tam kogoś od pomorów?

Koń jaki jest każdy widzi, a i tak darowanemu w zęby nie zaglądasz.

A może to były pąkle, nie będę się kłócić.

Tylko co z czymś takim w ludzkich realiach robić?

Kombinuj, kombinuj… ;-)

Może kaczorek to ciekawe rozwiązanie… Ale ile można wytrzymać w zimnej wodzie? Ja nie mors.

Masz tam kogoś od pomorów?

Żelaznodzioby Kruk – bóg śmierci, a przy okazji chorób, ran itp. atrakcji. Jego kapłanki są wspomniane w tekście – one pełnią funkcję lekarek.

Babska logika rządzi!

Hej. Siostry, ryby i bóstwa :) Całkiem fajny pomysł i niezłe światotwórstwo. Dużo motywów zwierzęcych, ale jako że Egipt, to nie ma się co dziwić. Główna bohaterka ciekawa, no i na szczęście obyło się bez moralizowania.

Dziękuję, Bravi. :-)

No, lubię ten świat. Tak mi się wymyślił, ze zwierzęcymi bogami i magią, której lepiej nie używać. I tak jest we wszystkich prowincjach imperium, nie tylko w tej wzorowanej na Egipcie.

Trudno moralizować, kiedy bohaterką jest prostytutka świątynna. ;-)

Babska logika rządzi!

Hej, fajny pomysł na opowiadanie, podobało mi się twoje przedstawienie świata kapłanek.

Dziękuję, Borku. :-)

Cieszę się, że pomysł Ci się spodobał, a i kapłanki nie zawiodły.

Babska logika rządzi!

We wcześniejszych komentarzach powtórzyło się stwierdzenie, że jest to bardzo babskie opowiadanie. Nie jestem pewien, dlaczego, bo jakoś tego tak nie odczułem. Ale jeśli tak ma wyglądać “babska” proza, to ja jestem jej fanem :)

Jestem zachwycony koncepcją wykreowanego świata. Jest to dla mnie zaskakujące, bo zwykle klimaty antyczno-egipskie raczej mnie nie pociągały. A tu bawiłem się naprawdę świetnie. Koncepcja maga i jego przemiany była na tyle oślizgła i wynaturzona, że bardzo mi zbudowała fantazowatość opowiadania. I chociaż nie nazwałbym tego heroic fantasy, to jest to nadal fantasy, na dodatek bardzo fajne.

W temacie nazw własnych powiem, że cieszę się, że postawiłaś na słownictwo polskie. Tłumaczenia lub słowniczki zakłóciłyby odbiór opowiadania. Moim zdaniem tak wykreowane słownictwo zbudowało nieco frywolny i żartobliwy klimat tekstu oraz nadało lekkości czytaniu (oprócz oczywiście zawodowego warsztatu autorki – chylę czoła, jak zawsze).

Zastanawia mnie jedno. Skoro kapłanka tak często odprawiała rytuały dla Królicy, to czy to nie powinno grozić jej różnego rodzaju kłopotami? Nie ma to wielkiego znaczenia dla odbioru opowiadania. Tak mi się tylko pomyślało w momencie, gdy bohaterka musiała kupić większą sakiewkę, że przydałoby się słowo o jakiś sposobach na zabezpieczenie się przed chorobami, oparzeniami i całą paletą innych, poważniejszych schorzeń. Ale to drobiazg. Ogólnie – dziękuję za świetną lekturę!

XXI century is a fucking failure!

Dziękuję, Caernie. :-)

Na pewno babskie o tyle, że pisała baba i głównie o babach.

Sama bardzo lubię ten świat. Może kiedyś napiszę w nim coś dłuższego. I on też jest babski – kapłanki odgrywają w nim znaczące role, a rangę kapłanki rozpoznaje się po kolorze ubrań, a nie jakichś męskich znaczkach na pagonach. ;-)

No, mag Flądry zamienia się w coś oślizłego, inni w coś futrzastego lub pierzastego… Chyba nie chciałabym spotkać starego maga Pajęczycy.

Choroby zawodowe. Myślę, że Królica strzeże swoich kapłanek przed najgorszymi skutkami. W końcu rytuały przynoszą jej przyjemność i dają boską siłę, gdyby znaczna część była niedysponowana, to smutek.

Babska logika rządzi!

Jak przez mgłę pamiętam stworzony przez Ciebie świat i coś mi w głowie majaczy, że chyba się w nim gubiłam, ale Kaprysy Nilu czytało się dobrze. :)

 

nie­da­le­ka za nimi le­ża­ła ręka… → Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki, Reg. :-)

Fajnie, że czytało się dobrze. Tekst na konkurs, więc starałam się, żeby był samodzielny i nie wymagał znajomości poprzednich opowiadań z uniwersum. Może dzięki temu.

Literówkę zaraz poprawię.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka