- Opowiadanie: BasementKey - Ja. Bajka

Ja. Bajka

 

Hi­sto­ria o moim naj­więk­szym stra­chu i naj­groź­niej­szym prze­ciw­ni­ku. Tzw. my­śle­nie ży­cze­nio­we w koń­ców­ce.

Licz­nik go­ogle doc po­ka­zu­je 977 słów.

Dałem tag weird, ale nie będę się upie­rał co do ga­tun­ku.

 

Opo­wia­da­nie uczest­ni­czy w kon­kur­sie „Ob­cość” pro­jek­tu Za­po­mnia­ne Sny: https://www.zapomnianesny.pl

Jeśli po­do­ba Ci się ta ini­cja­ty­wa, roz­waż da­ro­wi­znę na sto­wa­rzy­sze­nie Otwar­te Klat­ki: https://otwarteklatki.pl

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Ja. Bajka

Śni­łem, że się obu­dzi­łem. Wsta­łem, ale na łóżku wciąż po­zo­sta­ło moje nie­ru­cho­me ciało. Się­gną­łem ku niemu za­cie­ka­wio­ny, żebra otwo­rzy­ły się ni­czym nie­wiel­ka ko­ścia­na brama. We­wnątrz były schod­ki, po któ­rych zsze­dłem do mar­nie oświe­co­ne­go wnę­trza. 

Na dole sie­dzia­ła, zde­for­mo­wa­na, po­kracz­na isto­ta. Kiedy zbli­ży­łem się do niej za­uwa­ży­łem, że ma wy­dra­pa­ne oczy oraz po­ła­ma­ne palce. Od­gry­zio­nym ję­zy­kiem pró­bo­wa­ła coś mówić, ale sły­sza­łem tylko nie­wy­raź­ny beł­kot. Wokół chu­dej szyi wi­siał uty­tła­ny we krwi i gów­nie łań­cuch, któ­re­go drugi ko­niec ginął gdzieś w mro­kach tej dusz­nej prze­strze­ni.

– Pew­nie chciał­byś, żeby to z cie­bie zdjąć? – za­ga­iłem, chwy­ciw­szy gruby metal w drżące dło­nie.

Czło­wie­czek wy­co­fał się lę­kli­wie w cień.

Wzią­łem w ręce ocie­ka­ją­cy nie­czy­sto­ścia­mi metal i za­czą­łem badać ko­lej­ne ogni­wa. Nie udało mi się prze­rwać żad­ne­go z nich, ale po­czu­łem opór, tak jakby coś wi­sia­ło na końcu. Po­sze­dłem w kie­run­ku na­pię­tej stali, za­ta­pia­jąc się w mrok.

Po kilku kro­kach usły­sza­łem dźwięk spły­wa­ją­cej cie­czy. Zbli­ży­łem się ostroż­nie ma­ca­jąc ręką i upew­nia­jąc co do zja­wi­ska, które mia­łem przed sobą. Sta­łem tuż nad prze­pa­ścią, a łań­cuch cią­gnął mnie w dół. Od­wró­ci­łem się ze stra­chem, a wtedy po­kracz­ne ręce po­pchnę­ły mnie z całej siły w ot­chłań.

Nie wiem ile czasu mi­nę­ło nim się ock­ną­łem. Nie obu­dzi­łem się jed­nak w wy­god­nym łóżku, a w dusz­nej, mrocz­nej prze­strze­ni, plu­jąc krwią zmie­sza­ną z mo­czem. To co bra­łem za dość ory­gi­nal­ny kosz­mar, trwa­ło nadal. 

Ro­zej­rza­łem się wokół, ale lepka ciem­ność nie była prze­cię­ta nawet pro­my­kiem świa­tła. Za­czą­łem macać wokół sie­bie, aż w końcu na­tra­fi­łem na łań­cuch. Leżał w ogrom­nej szpu­li, która po­wo­li się roz­wi­ja­ła, tak jakby coś na dru­gim jego końcu zy­ski­wa­ło coraz wię­cej swo­bo­dy. To pew­nie po­kracz­ny czło­wie­czek wy­rwał się poza ko­ścia­ną bramę mo­je­go ciała. Być może zrzu­cił mnie tutaj, żebym po­dzie­lił jego smut­ny los, a sam teraz cie­szy się wol­no­ścią. Nie chcia­łem skoń­czyć tak jak on, skrę­co­ny, po­ra­nio­ny, zła­ma­ny. Mu­sia­łem się jakoś wy­do­stać, choć­bym w tym celu mu­siał spro­wa­dzić go z po­wro­tem. 

Przy­po­mniaw­szy sobie, że w pobliżu powinno być coś cięż­kie­go, blo­ku­ją­ce­go wcze­śniej łań­cuch, za­nu­rzy­łem głę­biej ręce w lep­kiej mazi i na czwo­ra­kach prze­cze­sy­wa­łem dno ot­chła­ni. Nagle pod ko­la­nem po­czu­łem wi­bra­cje, był to ru­sza­ją­cy się, nie­wiel­ki ka­wa­łek mięsa. Po­szpe­ra­łem wokół sie­bie i zna­la­złem jesz­cze trzy po­dob­ne ka­wał­ki, przy­po­mi­na­ły jeden organ, roz­bi­ty, roz­szar­pa­ny, lecz cią­gle bi­ją­cy. Wsa­dzi­łem te ży­ją­ce reszt­ki pod nocną ko­szu­lę i wzno­wi­łem po­szu­ki­wa­nia.

W ciem­no­ści straciłem poczucie czasu, wy­da­wa­ło mi się, że upły­nę­ło wiele go­dzin, kiedy w końcu tra­fi­łem na ko­lej­ny przed­miot. Chłod­ny w do­ty­ku, był nie­zwy­kle lekki, jakby wy­ko­na­ny z alu­mi­nium lub po­dob­ne­go stopu me­ta­li. Miał kształt krzy­ża, z prze­ci­na­ją­cy­mi się ra­mio­na­mi i w tej ciem­no­ści wła­ści­wie nie­wie­le wię­cej mo­głem o nim po­wie­dzieć. Wło­ży­łem go za pas i ru­szy­łem dalej po­ty­ka­jąc się o coś na­praw­dę wiel­kie­go. Stwier­dzi­łem, że to księ­ga. Spra­wia­ła wra­że­nie ma­syw­nej i cięż­kiej, lecz kiedy wzią­łem ją w dło­nie, oka­za­ła się ważyć le­d­wie tyle, co ga­ze­ta. Per­ga­mi­no­we stro­ny były za­pew­ne tak cien­kie, że gdy­bym miał tro­chę świa­tła, mógł­bym spoj­rzeć przez nie na wylot, a to co wzią­łem w pierw­szej chwi­li za me­ta­lo­we oku­cia, mu­sia­ło być tanim pla­sti­kiem. Umie­ści­łem księ­gę pod pachą, nie wie­dząc czy na co­kol­wiek mi się przy­da.

Dłu­gie go­dzi­ny spę­dzi­łem na czwo­ra­kach prze­cze­su­jąc dno mrocz­ne­go miej­sca, w któ­rym się zna­la­złem, ale wy­glą­da­ło na to, że ni­cze­go wię­cej tutaj nie było. Za­bra­łem się zatem za bacz­niej­sze zba­da­nie sa­me­go łań­cu­cha oraz szpu­li, na którą zo­stał na­wi­nię­ty. Nie udało mi się jed­nak od­kryć żad­ne­go me­cha­ni­zmu blo­ku­ją­ce­go, ni­cze­go co pękło czy zmie­ni­ło swoje po­ło­że­nie uwal­nia­jąc mo­je­go opraw­cę. Zmę­czo­ny po­ło­ży­łem się na chwil­kę obok tej masy me­ta­lu, usy­pia­ny jed­no­staj­nym dźwię­kiem po­ru­sza­nych ogniw.

Kiedy się obu­dzi­łem zda­łem sobie spra­wę, że łań­cuch roz­wi­nął się nie­mal do końca. Chwy­ci­łem go w dło­nie pró­bu­jąc za­trzy­mać, ale na nic się zdał mój wy­si­łek. Przy­kuc­ną­łem oparł­szy się o cięż­ką szpu­lę, pełen naj­gor­szych prze­czuć. Wkrót­ce usły­sza­łem zgrzyt ostat­nich ka­wał­ków me­ta­lu śli­zga­ją­cych się z gło­śnym pla­śnię­ciem po mo­krym pod­ło­żu, a potem po­czu­łem, że coś cią­gnie mnie w górę. Ko­niec łań­cu­cha do­by­wał się wprost z mojej pier­si i teraz wraz z nim wę­dro­wa­łem w górę, wy­no­szo­ny z ot­chła­ni, w którą zo­sta­łem pod­stę­pem wrzu­co­ny. Ciągnięty dalej przez przez mar­nie oświe­tlo­ną prze­strzeń, w któ­rej wcze­śniej prze­by­wał po­kracz­ny czło­wie­czek, przekroczyłem ko­ścia­ną bramę, w drodze do świa­ta, który z braku in­ne­go słowa mógł­bym na­zwać rze­czy­wi­stym. 

Ty­sią­ce myśli prze­la­ty­wa­ły mi przez głowę. Czy ja przez cały czas byłem na końcu łań­cu­cha? Czy byłem tym cię­ża­rem, który nie po­zwa­lał zde­for­mo­wa­nej isto­cie cie­szyć się wol­no­ścią? Jaką rolę peł­ni­ły przed­mio­ty, które wciąż ści­ska­łem pod ubra­niem?

Łań­cuch na­bie­rał pręd­ko­ści, pę­dzi­łem wraz z nim przez czas i prze­strzeń, zmie­rza­jąc do tego, który znaj­do­wał się na dru­gim jego końcu. Od­na­la­złem go, by­łe­go więź­nia mo­je­go wnę­trza, który wów­czas był le­d­wie nie­roz­po­zna­wal­nym cie­niem, uty­tła­nym w gów­nie i cier­pie­niu. Leżał teraz na ogrom­nym łożu luk­su­so­we­go ho­te­lu, za­wi­nię­ty w łań­cuch tak, że wy­sta­wa­ła mu tylko wy­per­fu­mo­wa­na głowa. Nie była to jed­nak głowa zgię­ta w po­kor­nym ukło­nie, o nie, lecz hardo za­dar­ta i rzu­ca­ją­ca mi wy­zwa­nie. Opa­lo­ne ob­li­cze na­bra­ło nieco krą­gło­ści, puste oczo­do­ły zmieniły się w świe­cą­ce mo­ne­ty, które po­dą­ża­ły za moją po­sta­cią ni­czym praw­dzi­we źre­ni­ce. Z otwar­tych ust wy­su­nął się roz­dwo­jo­ny język, go­to­wy na za­wo­ła­nie kła­mać, byle tylko nie wra­cać na po­wrót do miej­sca kaźni. To byłem ja i jed­no­cze­śnie to nie byłem ja. Jak­bym pa­trzył w krzy­we zwier­cia­dło, wi­dział złą wer­sję sie­bie.

Na nocny sto­lik rzu­ci­łem przed­mio­ty, wy­cią­gnię­te spod pi­ża­my. Nagle wszyst­ko zro­zu­mia­łem. Zła­ma­ne serce nie miało już siły blo­ko­wać tej spa­czo­nej isto­ty we­wnątrz mnie; tak samo bóg, któ­re­go nie ma, czy nic nie­zna­czą­ce, ulot­ne wspo­mnie­nia.

– Moje życie… – za­czą­łem mówić po­wo­li od­wi­ja­jąc łań­cuch. – Nasze życie… – po­pra­wi­łem się po chwi­li. – Nasze życie to coś wię­cej niż ze­staw for­mu­łek czy norm na­rzu­co­nych przez świat, coś wię­cej niż ten ka­wa­łek me­ta­lu, który nas pęta. Nigdy wię­cej. – Wy­rzu­ci­łem łań­cuch przez okno ho­te­lo­we­go po­ko­ju. – To my po­win­ni­śmy być dla sie­bie naj­waż­niej­si.

Za­mknął oczy, tak jakby sta­rał się zro­zu­mieć to, co do niego mówię, albo jakby w ogóle tego nie słu­chał. Kiedy go uwol­ni­łem sko­czył na mnie i wpadł w moje ra­mio­na. Za­czął pła­kać, a na pod­ło­gę z ci­chym brzę­kiem spa­da­ły mo­ne­ty.

Koniec

Komentarze

Takie sny to ja lubię:)

Mikrołapaneczka:

 

Zabrałem się zatem na baczniejsze zbadanie samego łańcucha

Zabrałem się zatem za baczniejsze zbadanie samego łańcucha

 

 

Sen-nie-sen będący przejmującym studium naszej samotności i oddzielenia od nas samych, zatopienia w świecie pozorów, w łańcuchach pozornych znaczeń. Gdy już opadną fałszywe etykiety czymże będziemy my sami względem samych siebie? Czy stać nas jeszcze na łączność z samym sobą? Z swoim gorszym, nienazwanym, innym ja, uwięzionym gdzieś w mrokach naszej nieświadomości? Czy potrafimy osiągnąć pełnię? Pozwolić sobie na to, by być – naprawdę być – całym sobą?

Te – i milion innych pytań pojawiają się w głowie, gdy czytam Twój szort.

Udało Ci się w bardzo zwięzłej formie zawrzeć naprawdę dużo. Alegoryczne obrazy są zarazem powalająco konkretne, jak i szybujące w wysokich rejestrach abstrakcji. Język, który stworzyłeś, jest zarazem plastyczny, zarazem oniryczyny – jak i zrozumiały (choć może każdy rozumie go na swój sposób? Mi bardzo się podobało jak okuta księga ogromnego ciężaru okazuje się plastikowym bublem lżejszym od gazety – lepszego porównania bym nie znalazł).

Przeczytałem z przyjemnością,

skarżę do Biblioteki

i pozdrawiam,

 

Jim

 

entropia nigdy nie maleje

Witam pierwszych komentatorów :)

 

vrchamps dziękuję, polecam się, choć Hypnos pewnie byłby ze mnie marny.

 

Jimie, dzięki! Błąd poprawiłem. Bardzo mnie cieszy Twoja opinia, dotykasz w niej kwestii, które chciałem poruszyć w mojej historii. A jeżeli jeszcze do tego miałeś przyjemność z lektury, to już w ogóle mnie to cieszy.

Dzięki za klika.

 

Pozdrawiam serdecznie!

Che mi sento di morir

BasementKey

 

Przyjemność po mojej stronie. Warto klikać coś, co by się chciało ponownie przeczytać :)

 

pozdrawiam!

entropia nigdy nie maleje

puste oczodoły zastąpiły świecące monety ← chyba miało być> świecące monety zastąpiły puste oczodoły

 Nie moje klimaty, ale interesujące.

Witaj.

Zaskakujący pomysł na obcość i podróż głównego bohatera. :) Jak widać, nie jest łatwo wejść w głąb siebie – zarówno dosłownie, jak i w przenośni. :) Baaardzo filozoficzne następstwa ma taka lektura. :)

Nieco mi zgrzytały powtórzenia w sąsiednich zdaniach:

Koniec łańcucha dobywał się wprost z mojej piersi i teraz wraz z nim wędrowałem w górę, wynoszony z otchłani, w którą zostałem podstępem wrzucony. Wkrótce zostałem przeciągnięty przez marnie oświetloną przestrzeń, w której wcześniej przebywał pokraczny człowieczek i dalej przez kościaną bramę, do świata, który z braku innego słowa mógłbym nazwać rzeczywistym. 

Łańcuch nabierał prędkości, pędziłem wraz z nim przez czas i przestrzeń, zmierzając do tego, który znajdował się na drugim jego końcu. W końcu go odnalazłem, byłego więźnia mojego wnętrza, który wówczas był ledwie nierozpoznawalnym cieniem, utytłanym w gównie i cierpieniu.

 

Pozdrawiam, powodzenia, klik. :)

Pecunia non olet

Witajcie, moi Drodzy!

 

Koalo, dziękuję za uwagę – poprawiłem te oczodoły. Jeżeli było interesująco, to bardzo się cieszę. Wiem, że klimat ciężki.

 

Bruce, Tobie również dziękuję, poprawiłem te powtórzenia. Niestety za dużo zmieniałem i nieco się pogubiłem.

Wdzięczny jestem za klika i za życzliwy komentarz.

 

Pozdrawiam ciepło!

Che mi sento di morir

I ja dziękuję, pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

W piekle też wszystko plastikowe. Obcość to nad wyraz pojemna kategoria, ale od razu nasuwają się skojarzenia z horrorami. Ostatnio zrezygnowałem z czytania weirdowej grozy, więc akurat teraz nie do końca mi ten bardzo mroczny i depresyjny klimat podpasował, ale zawarłeś tam sporo różnej symboliki i intrygujący przekaz, więc jestem na tak.

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Szczerze jak na spowiedzi: dobrze mi się to czytało, ale o czym czytałem, nie mam pojęcia. Sny to dość ślizga substancja, lepienie z ich literatury zaskakująco często przynosi umiarkowane rezultaty. Wymaga bardzo wiele wysiłku, aby zrozumieć sens własnych snów, sens cudzych zdaje się być poza zrozumieniem, lub tkwić gdzieś na granicy psychoterapii. 

Witam kolejnych wizytujących :)

 

Fanthomasie, jeżeli zaintrygowałem to dobrze. Jest ciężko, ale mam nadzieję, że nie zbyt ciężko. Chciałem pokazać tę iskierkę nadziei i że ważniejsze jest to co wewnątrz niż łańcuch narzuconych wartości. Co do obcości, to wydawało mi się, że będę tutaj choć nieco oryginalny, ale to się okaże ostatecznie…

 

Michale, jeżeli dobrze się czytało, to dobrze. Forma jest mocno skondensowana i mam wrażenie, że kapkę monotematyczna, więc takie deklaracje bardzo mnie cieszą.

Troszkę te pierwsze zdania mogą faktycznie zaszufladkować historię jako sen, zdawałem sobie sprawę z tego ryzyka. Zamysł miałem nieco inny – w zasadzie tekst jest dość rozbudowaną metaforą i również sen w niej się mieści (a także przebudzenie). Oczywiście co czytelnik zobaczył to jego, ze swojej strony nie mam zamiaru narzucać interpretacji.

 

Dziękuję za odwiedziny!

Che mi sento di morir

Forma jest mocno skondensowana i mam wrażenie, że kapkę monotematyczna

W sumie tak, niemniej jakość warsztatu zadecydowała o przyjemności lektury. Po czasie przyszło mi do głowy, że dużo w tym Beksińskiego, nawet jeśli nie celowałeś w te stronę, to ja wyobrażałem to sobie w tych kategoriach estetycznych.

Cześć,

 

Fajne to, podobało się. Taki senny koszmar o naszych traumach, a właściwie to trochę sen we śnie. Jestem też pełen uznania dla twojego warsztatu pisarskiego.

 

Pozdrawiam

Po czasie przyszło mi do głowy, że dużo w tym Beksińskiego, nawet jeśli nie celowałeś w te stronę, to ja wyobrażałem to sobie w tych kategoriach estetycznych.

Michale, świadomie nie celowałem, ale bardzo lubię Beksińskiego, więc być może jest tutaj jakiś pomost z jego twórczością. Nawet kiedyś zabrałem dziewczynę na randkę na wystawę prac Beksińskiego.

 

W sumie tak, niemniej jakość warsztatu zadecydowała o przyjemności lektury.

Miło mi :)

 

Jpolsky, dziękuję za życzliwe słowa. Sen we śnie, tak, a gdzieś między tymi snami “prawdziwe życie”.

 

Pozdrawiam serdecznie!

Che mi sento di morir

Hmmm. Nie jestem pewna, co to jest – opis snu, absurd, metafora?

Trochę się pogubiłam i to zagubienie jest niewygodne.

Babska logika rządzi!

Cześć, Finklo,

 

mi podczas pisania najbliżej było do metafory. W zamierzeniu miał to być tekst niewygodny, o bólu bycia sobą, o pogodzeniu dwóch (a może więcej) natur. Nie miał być to tekst labirynt, a jeśli już to taki, w którym czai się uwięziony Minotaur.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

 

Hej, 

 

Mocno oniryczne opowiadanie z dużą ilością symboliki, która pozwala na dowolną (osobistą) interpretację. Dla mnie, był to tekst o dogłębnym poznaniu samego siebie. Wewnętrzna rozmowa o lękach, przekonaniach oraz o podjęciu decyzji kim chcę być i w co wierzę. Doznanie niemal terapeutyczne.

 

Naprawdę przyjemnie płynęło się z tekstem. Mimo poruszenia filozoficznego tematu nie był on przedstawiony w sposób ociężały i mozolny, co czasem się zdarza. 

 

Klimat Twojego szortu przypomniał mi opowiadanie “Wahadło” Edgara Allana Poego oraz ogólnie twórczość Teda Chianga, zwłaszcza jego książkę “Wydech”. 

 

Przyjemna to była lektura. 

Powodzenia w konkursie poznański sąsiedzie. :)

 

Cześć!

 

Cieszę się, że wzięłaś coś dla siebie z tej historii :)

 

Jeżeli było płynnie i bez potknięć, i jeszcze przyjemnie na dodatek, to świetnie. Dziękuję za porównanie do takich literacki tuzów ;) Jak mniemam masz na myśli Studnię i wahadło, Poego, faktycznie jest tutaj pewne podobieństwo, choć ja staram się uzywać prostego języka a mam wrażenie, że w tym tekście sposób opowiedzenia historii jest własnie nieco mozolny. Być może winny tłumacz, Leśmian ma swoje za uszami (dość przytoczyć żartobliwy tekst Tuwima, Jak Bolesław Leśmian napisałby wierszyk “Wlazł kotek na płotek”). Niemniej jednak Poe wielkim pisarzem był i tworzony przez niego klimat mroku, straszności i weirdu jest mi bardzo bliski <3 Zresztą mieszkam na łazarskim rejonie, a wiadomo jak tam nie jest ;)

Chianga znam i lubię, przede wszystkim za jego oryginalne pomysły, więc tutaj także kłaniam się w pas za takie porównanie.

 

Pozdrawiam serdecznie!

Che mi sento di morir

Bardzo surrealistyczny ten sen :) Mimo że nie do końca zrozumiałem to czytało się przyjemnie.

O, bardzo mi się podobało. Lubie, kiedy takie senno-surrealistyczne teksty mają jakiś wewnętrzny porządek i pokręconą logikę, a ten ma – i na dodatek z jednej strony pozwala się odczytać symbolicznie, jako jakaś wypowiedź na temat człowieka i życia, ale nie jest przy tym prostą, banalną alegorią.

ninedin.home.blog

Witam kolejnych czytelników :)

 

Storm, cieszę się, że czytało się przyjemnie, ubolewam nad niezrozumiałością :/ Mam nadzieję, że bilans wyszedł na plus.

 

Ninedin, dzięki, bardzo się cieszę, że Ci sie podoba i tę pokręconą logikę dostrzegasz :) Dziękuję za bibliotecznego klika <3

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Hejka,

 

Śniłem, że się obudziłem.

Zawsze boję się takich początków, bo to podobno sztampa nad sztampy zaczynać od snu lub pobudki (chociaż zawsze mnie korci, aby właśnie tak zacząć ;)).

 

Pewnie chciałbyś, żeby to z ciebie zdjąć? – zagaiłem[+,} chwyciwszy gruby metal w niepewne dłonie.

Brakujący przecinek + zbitka pewnie/niepewne razi

 

Zacząłem macać wokół siebie, aż w końcu natrafiłem na łańcuch. Leżał w ogromnej szpuli, która powoli się rozwijała, tak jakby coś na drugim jego końcu zyskiwało coraz więcej swobody. To pewnie pokraczny człowieczek wyrwał się poza kościaną bramę mojego ciała. Być może zrzucił mnie tutaj, żebym podzielił jego smutny los, a sam teraz cieszy się wolnością.

Trochę niepotrzebne wyjaśnienie, bo wynika z wydarzeń.

 

W ciemności trudno było mi zbadać upływ czasu, wydawało mi się, że upłynęło wiele godzin, kiedy w końcu trafiłem na kolejny przedmiot.

Potwórzenie + może określić upływ

 

Przeczytałam i wracam do pierwszego zdania. Rozumiem, czemu opisy snów nie cieszą się popularnością. Trudno oddać ich absurdalność. Tobie się poniekąd udało: ciężki i brudny klimat i dosłowne zapadanie się głębiej w siebie to na plus. Na minus (subiektywnie) incepcja – wkradł się tam jakiś sen we śnie, który mnie osobiście zdziwił. Bohater jest w niebezpiecznej sytuacji i sobie zasypia. Dwa, ten morał na końcu trochę za bardzo rzucony w twarz.

 

Ostatecznie, podoba mi się tworzenie klimatu, ale samo opowiadanie nie podeszło 

 

pozdrawiam

Hej,

 

dzięki OG za lekturę i uwagi :)

 

Poprawiłem przecinek i powtórzenia. Nie zmieniałem wskazanych zdań bardziej, może jakaś tam łopatologia się wkradła, ale taki to już tekst, że prosto wskazuje na pewne sprawy. I ten morał rzucony w twarz też zapewne się w to wpisuje, a limit znaków pewnie nie do końca mnie tłumaczy. 

Sen jest swego rodzaju pułapką (gdzie tu FANTASTYKA!?), ponownie chyba prostota rozwiązania zwyciężyła. Zresztą muszę się przyznać, że jestem maniakiem dwóch motywów – snu i lustra. Może z lustrem by lepiej zagrało ;) Sen we śnie pozostawiam do interpretacji, jeżeli zdziwił i nieco zaburzył odbiór, to chyba dobrze.

 

Szkoda, że opowiadanie się nie spodobało, ale skoro klimat podszedł, a sam tekst nie za długi, to liczę, że nie był to czas całkowicie stracony.

 

Pozdrawiam serdecznie!

Che mi sento di morir

Szkoda, że opowiadanie się nie spodobało, ale skoro klimat podszedł, a sam tekst nie za długi, to liczę, że nie był to czas całkowicie stracony.

Bynajmniej, nawet zrodził w głowie jakiś pomysł na opowiadanie w klimacie onirycznym, bo ten motyw mnie też kusi i zawsze obok niego krążę. Co do motywu lustra, to też zdarzało mi się wpaść w taką pułapkę – nie da się ukryć, co to fajne rozwiązania ;)

 

 

Bynajmniej, nawet zrodził w głowie jakiś pomysł na opowiadanie w klimacie onirycznym, bo ten motyw mnie też kusi i zawsze obok niego krążę. Co do motywu lustra, to też zdarzało mi się wpaść w taką pułapkę – nie da się ukryć, co to fajne rozwiązania ;)

Wg mnie nie ma co się powstrzymywać, trzeba pisać :)

Che mi sento di morir

Hm, sen? No OK, sporo tutaj symboliki, ale tak do końca chyba nie pojąłem co chcesz mi opowiedzieć, BK, na co zwrócić uwagę. Co trzymało tego drugiego, skurczonego i spętanego w ciemności łańcuchami? Miłość, wiara i wspomnienia? Serce zostało złamane, wiara okazała się wydmuszką, a wspomnienia ulotnymi chwilami, które zmieniają się wraz z wiekiem i tym, jak na nie patrzymy przez pryzmat doświadczeń i życia toczonego tu i teraz? Skoro ten drugi się uwolnił, bo pierwszy porzucił to, co było dla niego kiedyś ważne, to co ten drugi reprezentował? Chciwość, kłamstwo i wygodę, napędzane egocentrycznym stosunkiem do rzeczywistości? Jeśli tak, to ja to kupuję, ale te kilka prostych słów na końcu, ta refleksja pierwszego, miałaby tak silny wpływ na drugiego, że ten zrozumiał to, co pierwszy zaledwie chwilę wcześniej pojął? Jakoś tak, nie nie wie, za prosto, za szybko, zbyt idealnie, żebym mógł uwierzyć.

Niemniej jednak czytało się dobrze, więc za to przede wszystkim jest klik biblioteczny.

 

Pozdrawiam serdecznie :)

Q

Known some call is air am

Cześć,

Nooo, wgniotłeś mnie tym szortem w fotel :D Tekst jest bogaty w treść. Podczas czytania raz miałam wrażenie pędu, a raz spowolnienia tempa akcji. Stworzyłeś ciekawe i przerażające opisy, w bardzo onirycznym klimacie.

W zamierzeniu miał to być tekst niewygodny, o bólu bycia sobą, o pogodzeniu dwóch (a może więcej) natur.

Udało Ci się to ;)

Pozdrawiam i życzę powodzenia w konkursie :)

tegarsini pu taheerni tvaernnat

Witam kolejnych czytelników, fajnie, że jesteście :)

 

OS, jest tutaj trochę skrótów myślowych i metafor, na pewno można by ten przekaz lepiej skonstruować. Zasadniczo to co dla mnie jest ważne, to pogodzenie tych “części” siebie, akceptacja zarówno “jasnej” jak i “mrocznej” strony osobowości, człowiek nie powinien być wrogiem sam dla siebie, wg mnie największym wrogiem jest łańcuch, ograniczenia, które narzucają nam inni, albo świat.

Dzięki za kliczka :)

 

Ermirie, bardzo się cieszę, że tekst przemówił do Ciebie a opisy i tempo spełniły swoją rolę. Niezykle miło jest czytać tak pozytywne komentarze.

 

Pozdrawiam serdecznie!

Che mi sento di morir

Przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

Przyjmnie przeczytać taki komentarz, Anet :)

Che mi sento di morir

Cześć, podoba mi się sposób opisywania, buduje klimat. Przyjemnie się czytało.

Kto wie? >;

Cześć, skryty,

 

dziękuję za komentarz, cieszę się, że się podobało i czytało z przyjemnością.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Cześć BasementKey!

 

Dobrze zilustrowałeś jak bohater mocuje się z przeciwnością, udręką, czymś mrocznym i wymykającym się określeniu. Próbowałem odgadnąć znaczenie symboli: łańcuch, księga, jej lekkość, wchodzenie i wychodzenie z ciała itp., Interpretacji może być mnóstwo, np. księga może symbolizowac wiedzę teoretyczną, szereg formułek, teorii, recept na życie, kóre nam wtłaczają do głowy (albo którymi sami się karmimy), a które nie wytrzymują konfrontacji z rzeczywistością, stają się cienkie jak pergamin. Łańcuch nawinięty na szpulę, zmaganie się z życiem, z problemem? Monety w oczach i rozdwojny język – chciwość i hipokryzja?

 

Pozdrawiam i życzę powodzenia w konkursie!

Cześć Kronosie.maximusie!

 

Myślę, że dobrze interpretujesz znaczenia symboli, zresztą to czytelnik powinien być ostatecznym źródłem prawdy, nie autor. Jeżeli chodzi o łańcuch, to tutaj myślałem o czymś, co pęta człowieka, tłamsi go i spycha do “otchłani” jakąś część osobowości, czy może raczej sprawia, że człowiek sam siebie pęta i zamyka tę część siebie, która nie przystaje do “życia”, do norm, do obowiązków, do społeczności. W pewnym sensie jest to zmaganie się z życiem, proba dostosowania siebie, wtłoczenia siebie w życiowe ramy.

 

Dziękuję i pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Bardzo lubię oniryczne historie, ale nie przepadam za IWAJADami. :)

Udało ci się jednak całkiem zgrabnie go oszlifować, kotwicząc senny majak w rzeczywistości łańcuchem. To jest dobry motyw, choć mocno eksploatowany, to jednak wyszedł naturalnie i jawa nie odcięła całkowicie poprzedniej historii, co raczej stanowiła jej kontynuację – to na plus, bo IWAJAD  zastosować jest najłatwiej, ale okiełznać – bardzo trudno. :)

Nie rozumiem dlaczego pluł krwią i moczem – skąd ten mocz w jego ustach? Jasne, to sen, wizja, koszmar, filtr rzeczywistości nie działa, ale jakoś tak zazgrzytało.

Podobał mi się klimat opowieści, zmiany; książka w mroku zdawała się być ciężka, ale jednak taka nie była. W końcu klocek LEGO, na który nadziewamy się w nocy, też jest mały i niegroźny, ale tak znienacka to jednak boli… no i sny też lubią się losowo zmieniać.

Nie wiem, czy nie zyskałoby nieco bez monologu bohatera w ostatnim akcie – takie górnolotne przemowy, niczym John Galt z twórczości Ayn Rand trochę mi nie pasują do tajemniczości utworu, bo ją z tej tajemniczości obdzierają, dając czytelnikowi rozwiązanie na tacy.

Ale podobało mi się.

 

Hej, hej, Quamqun, fajnie, że wpadłaś :)

 

Sam mam mieszane uczucia co do formy, bo jest dość oklepana, ale jeżeli zupełnie się nią nie pogrążyłem to świetnie. Przekaz jest w gruncie rzeczy prosty, a artefakty dość dosłowne – tak miało być, to ma (miała) być historia, która “wali trudną prawdę między oczy”. Dlatego też to rozwiązania na koniec jest również wyrażone wprost. Istotą tej historii nie jest fabularna tajemnica, perypetie bohatera czy twist na, ale próba głośnego powiedzenia o poważnym problemie (przynajmniej dla mnie jest on poważny), o tym, że człowiek sam dla siebie może być obcy i nie akceptować części siebie, spętanej społecznymi łańcuchami. Drugą kwestią jest oczywiście limit, aczkolwiek pisząc tekst już zakładałem ograniczoną liczbę znaków, więc nie wpłynął on tak znacząco jak mogłoby się zdawać.

 

Jeżeli chodzi o krew i mocz – faktycznie może to być niejasne: bohater spadł na dno otchłani, a tam były nieczystości, wśród których mocz i krew się wybijały. Warto byłoby pewnie doszczegółowić, ale na ten moment już nie będę zmieniał.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Niektóre problemy egzystencjonalne potrafimy rozwiązywać jedynie w podświadomości.

Mocny wydźwięk.

 

Pozdrawiam.

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

Cześć, Gochaw,

 

dzięki za komentarz. Obyśmy faktycznie potrafili rozwiązywać te wewnętrzne konflikty.

 

Życzę wszystkiego dobrego!

Che mi sento di morir

Bardzo ciekawy szort, podobał mi się język, jakiego w nim użyłeś. Jego brutalność idealnie pasowała do treści, pozdrawiam.

Cześć,

 

dzięki za komentarz, bardzo się cieszę, że spodobał Ci się język i całość wyszła interesująco. Bardzo miło czytać tak pozytywne uwagi.

 

Pozdrawiam! 

Che mi sento di morir

Cześć, interesujący szort. Świetnie udało Ci się oddać klimat, opisy są plastyczne, a nutka tajemnicy bardzo dobrze wypada. Wszystko zmierza do przesłania, które mnie poruszyło. Ładnie je przedstawiłeś. 

Pozdrawiam. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Cześć, Młody pisarzu!

 

bardzo się cieszę, że klimat i opisy zagrały. Swoista tajemnica jest też tym, na czym mi zależało, fajnie, że wypadła dobrze.

Nie ukrywam jednak, że przesłanie było dla mnie najważniejsze; to jest coś takiego z głębi mnie samego i zarówno treść tego przesłania jak i forma są czymś co wzbudza we mnie wątpliwości. No bo jak oddać coś tak ważnego, jak to opowiedzieć, żeby nie spłycić, żeby nie rozmyć… Jeżeli to przesłanie dotarło do Ciebie, to dla mnie to największa radość jaka tylko może być, ważny cel powstania tego tesktu. Dzięki za ten komentarz.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Nowa Fantastyka