- Opowiadanie: Staruch - Ostatni zamyka drzwi

Ostatni zamyka drzwi

Jak wiadomo, chcę się powoli uaktywniać na forum.

Dziś proponuję tekst napisany dość dawno, ale nie mający szczęścia.

A “Tytuliki” pozwoliły mu ujrzeć światło dzienne.

Zapraszam do lektury i , oczywiście, dyskusji pod tekstem.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Ostatni zamyka drzwi

Po raz który? Tysiąc sto sześćdziesiąty? Milion sto sześćdziesiąty? Czy… Nie. Lepiej sobie nie przypominać. W każdym razie – z każdym obejrzeniem meczu pomiędzy Suzhou Dongwu a Wuhan Huachuang dostrzegam coraz więcej smaczków. Emocje wygasły tak dawno, że aż wstyd się przyznać, ale w tle zawsze można znaleźć coś interesującego: tu napastnik kopnął obrońcę w łydkę, tam obrońca obcięty na najkrótszego jeżyka smarknął tak, że chyba pół boiska zapaskudził. Dostrzegam ciekawe szczegóły, które wcześniej przegapiłem. Kiedy już przestaję się skupiać na tej nieinteresującej akcji, tej bezładnej kopaninie. Ale każdy mecz między Realem a Bayernem mogę już odegrać w pamięci, bez monitora, i kręci mnie teraz nawet chińska piąta liga.

Bo ileż razy można oglądać sterczące sutki Rachel Green? Tego brakuje mi najbardziej. Liczyłem na jakieś towarzystwo. Najpierw chciałem kobiety. Najlepiej modelki jakiejś, ale ostatecznie nie jestem taki wybredny. Android też by wystarczył. Jednak z upływem czasu moje wymagania malały: człowiek, pies, złota rybka. Zadowoliłbym się nawet pchłą – czymś, co nie jest całkowicie przewidywalne, co wprowadzałoby jakiś element niepewności w moje nadzwyczaj uporządkowane życie: skoczy w lewo czy w prawo? Ugryzie w łydkę lub ramię? Ale nawet w taki sposób Oprawca (a może Oprawcy?), nie złagodził moich cierpień.

 

***

 

Ale to nawet nie samotność jest najstraszniejsza. Najstraszniejsza jest – nuda. Pomyślcie sobie – chcielibyście żyć wiecznie? Zawsze zdrowi, młodzi, piękni? Tak? Na pewno? A jeśli tę wieczną młodość w dupę sobie chcecie wsadzić, bo jedyne co możecie w tym parszywym życiu jeszcze zobaczyć, to wasza wredna gęba w lustrze, te same ściany, to samo łóżko, ten sam kosmos za iluminatorem? Jak wam się podoba? Raj, nie? I nie umrzecie, choćbyście chcieli, choćbyście prosili, choćbyście wyli o śmierć. O nie, nie ma tak łatwo. Zasłużyliście, to cierpcie.

Co ja plotę? Jacy wy? Ja, ja zasłużyłem. Według… niego? Czy nich? Choć przecież to całkiem nie tak. Ale ten stan jest nie do wytrzymania. Żeby to choć było jak w piekle ze średniowiecznych wyobrażeń. Tortury, ból, cierpienie! A tu – nic. Sam sobie kiedyś dla draki ucho obciąłem (patrząc na „Słoneczniki”, a jakże). Chciałem poczuć ból, chciałem poczuć, że żyję, a nie tylko, że wegetuję od poranka do wieczora. I nawet to ucho mi odrosło… Pierdoleni, świętoszkowaci… Bogowie? Obcy? Diabły? A któż to może wiedzieć?

 

***

 

Dlaczego? Bo ktoś wymyślił SPRAWIEDLIWOŚĆ. Nie dobro ani zło są tu najważniejsze, ale właśnie ta nikomu do szczęścia niepotrzebna sprawiedliwość. Pojmujecie perfidię tego pojęcia? Sprawiedliwość – każdemu to, co mu się należy. Ale kto, po co i jak ma ważyć nasze uczynki na szali? Co za Istota czy Istoty mianują się sędziami? Dobrem jest to, co jest dobre dla mnie, a złem to, co dla mnie złe. Nie ma obiektywnych zasad, reguł i pojęć. Takie nie istnieją! Gdzieś mam całą resztę. Dla mnie wszak jestem jedynym istniejącym wszechświatem i miałem prawo o niego zadbać, zadbać tak, jak uważałem za słuszne. Nawet, jeśli…

I teraz jakieś kosmiczne bubki chcą mnie karać za to, co zrobiłem nie z przymusu, ale z wewnętrznego, głębokiego przekonania. Może nie wszystko poszło tak, jak chciałem. I co z tego? Co z tego, że inni, choćby ich były miliardy…

 

***

 

Nie wytrzymam! Te jebane, kapuściane głąby wbudowały jakieś zabezpieczenia. Cały czas staram się je obejść, i cały czas dupa blada. Wiecie jakie to uczucie, kiedy powoli i dokładnie żyletką przecinacie żyłę? A jej wnętrze, nigdy przez nikogo nie oglądane, odwraca się ku wam swoją gąbczastą różowatością? Kiedy krew płynie spokojnie, przyspieszając delikatnie przy każdym uderzeniu serca? I jak błogo zapadacie w ciemność, z nadzieją, że to już ostatni raz? I jak chuj człowieka strzela, kiedy budzi się ponownie, patrzy na tę pierdoloną podłogę uwalaną krwią jak okiem sięgnąć, a na przedramieniu niknie powoli ślad po bliźnie?

Przeżywaliście kiedyś rozpacz tak głęboką, że wypiera z was wszelkie inne uczucia, jak czad w niewentylowanej łazience z zepsutym piecykiem? I która działa jak czad – mimo, że oddychacie, to w powietrzu nie ma tlenu. Jak karp otwieracie usta, powietrze wpada do płuc, ale tlen nie rozchodzi się po ciele? Tak wygląda czarna rozpacz. Mój permanentny stan umysłu. Od… Nie, nawet już mi się liczyć nie chce.

Czy nie próbowałem czegoś innego? Pewnie, że tak. Traciłem przytomność wisząc na sznurze, a budziłem się na podłodze. Konopny sznur zwisał mi z szyi, elegancko zerwany. Z rozpędu waliłem łbem w ścianę, marząc o tym, że uda mi się skręcić kark. Niestety, ściana cudownie miękła, a mnie tylko głowa pękała przez następny tydzień. Próbowałem być bardziej subtelny. Napychałem się tymi paskudnymi marsami i snikersami. Pozornie działało. Ważyłem chyba ze trzysta kilo, już nawet oddychałem z trudem. Aż tu budzę się pewnego pięknego dnia, szczupły jak modelka. Do tej pory na widok snikersa rzygać mi się chce.

 Czego jeszcze próbowałem? Drinka z kwasu azotowego: na początku przyjemnie zaszczypał w język, a potem… Tego powtarzał na pewno nie będę. Wyprodukowałem nitroglicerynę – nawet osmolenia na ścianach nie zauważyłem.

Były takie lata, że do tematu umierania podchodziłem jak do zwykłej, normalnej pracy na etat. Roboty, którą się brzydzisz, której nienawidzisz, ale którą musisz wykonać. Pobudka o ósmej, kawa, rogalik, a potem główkowanie. Czy dziś lepiej wepchnąć szpikulec do ucha, sięgając mózgu, czy może nałożyć torebkę foliową na głowę? A może przedawkować insulinę? Po obiedzie eksperyment. I następnego dnia, kiedy znowu budziłem się z martwych – dalej, w koło Macieju.

Mówią, że umieranie jest ohydne? Nieustanne zmartwychwstawanie jest po tysiąckroć gorsze!

 

***

 

I ciągle marzysz, by coś się w końcu zmieniło. Idziesz do łazienki, patrzysz w lustro, a tam cały czas ten sam ty. Żeby choć maleńka zmarszczka, żeby choć jakieś zakola się pojawiły. Zapuściłem nawet brodę, żeby swojej facjaty nie oglądać, ale jak się zacząłem o nią potykać, uznałem, że nie warto się chować przed samym sobą i zgoliłem.

Te cholerne wspomnienia…

 Nie wiem, jak ten (a może ci?) siepacz to zrobił, ale ja wszystko pamiętam. Wszystko! I jak wczoraj smakowała jajecznica, żółtymi kupkami z białymi plamami ułożona na seledynowym talerzyku, i jak, kiedy tysiąc lat temu zaciąłem się przy goleniu, krew wąską strużką płynęła mi po brodzie, by skończyć karminowymi kropelkami, pełznącymi przez biel umywalki w czeluść czerni odpływu, i jak milion lat temu nitka kleju spadła z brunatnej rei fregaty na przezroczyste szkło i całą butelkę z niedokończonym modelem roztrzaskałem na lazurowej ścianie.

To chyba po to, żebym pamiętał cały ten splot wypadków, który zapoczątkowałem, a który skończył się… Tak, jak się skończył. Liczycie na jakieś wyrzuty sumienia, dręczyciele?

 

***

 

Próbowałem pić. Jerofiejewa znam na pamięć. Fajnie jest nie trzeźwieć. Do czasu. Bo nawet jak jesteś ubzdryngolony dwadzieścia lat czy sto, to zdajesz sobie sprawę, że w końcu wytrzeźwiejesz. I summa summarum nawet odechciewa ci się porządnie zaprawić. Obłęd? Próbowałem, ale co z tego, kiedy pewnego dnia budzisz się jak gdyby nigdy nic, ponury jak gawron o poranku, a po szaleństwie nie ma w głowie ani śladu.

 

***

 

Wiecie, kiedy się naprawdę przestraszyłem? Gdy wybuchła supernowa. Przez iluminator już prawie nie wyglądam, bo tam przecież nic się nie dzieje. Ale kiedyś… W lewym dolnym rogu iluminatora miałem jakąś bliską galaktykę, której środek zasłaniał obłok pyłu. Nie spoglądałem tam zbyt często, ale kiedyś obudziło mnie w środku nocy ostre światło – patrzę, a tu obłoku gazu już nie ma, bo w środku pieprznęła jakaś spora supernowa. Na to, że coś mi się stanie wskutek promieniowania, już nawet nie liczyłem, ale nagle coś sobie uświadomiłem. Ależ mnie to walnęło – to ja już tyle tutaj? Tak długo, że z tego gazu powstała supernowa? To ile to jeszcze będzie trwać? Odwróciłem się od iluminatora i poszedłem z płaczem do łóżka.

Przeczytałem o śmierci wszystko, co zostało zapisane. Śmiech na sali. Bo co o śmierci mogli wiedzieć ci, którzy jeszcze wtedy nie umarli? Co mogli wiedzieć? Dajcie ich tu teraz! Kiedy z nudów zaczęliby szukać w Biblii ukrytego kodu i czytać „Wojnę i pokój” co trzecie słowo (czasem się nawet rozsądne zdania składają, a co?), to pomyśleliby – umieranie nie jest wcale takie złe. Ba, może być wybawieniem.

Bo czy może żyć, naprawdę żyć, ten, kto nigdy nie umrze? Tego się nigdy nie dowiedzieliście. Jestem jedynym, któremu zostało to ofiarowane. Ale życie wieczne jest stanowczo przereklamowane. To, co mamy na stałe, jak pieprzyk nad górną wargą, kompletnie nas nie obchodzi, irytuje i złości! Wiem, wiem, truizmy gadam. Ale najciekawsze w tych truizmach jest to, że przychodzą do głowy dopiero wtedy, gdy dotyczą mnie osobiście. Jakoś wcześniej zupełnie nie interesowali mnie ci, którym… A teraz te właśnie truizmy mnie tu pętają, włażą na głowę i spać nie dają!

Zdajecie sobie sprawę, jak wkurwia życie, które jest wieczną, wszechogarniającą, otępiającą nudą? Flakami z olejem podniesionymi do potęgi Wszechświata? Co z tego, że mam dostęp do wszystkich wytworów człowieka? Cokolwiek napisano, zagrano czy namalowano, może się w tym moim grajdołku zmaterializować. Życia nie starczy, żeby obejrzeć. Taaak, życia… Zapewniam was, że po miliardzie lat znacie już wszystko na pamięć. A co z eonami przede mną?

 

***

 

Chaotycznie coś mi to wychodzi. Po co piszę? I tak wiem, że nikt tego nie przeczyta. Może jednak ci, którzy skazali mnie na ten los, zreflektują się? Zmienią zdanie? Nie, na to nie liczę. Już nie. Ale przelewanie swoich myśli na papier jakoś pozwala je uporządkować, posegregować. No i zabija czas.

Czasu mam tyle, że choćbym mordował go całą bronią minionego świata, to ten gnój jeszcze się podniesie, jeszcze pokaże swoją wredną gębę i będzie drwił: „nudzi ci się, chłoptasiu? Pomyśl o jutrze. Pomyśl o następnym tygodniu, miesiącu, roku, stuleciu, millenium”. Ależ to skurwysyn jest, menda wredna. Niby sobie ciurka, a jak perfidnie to robi. I jak to się przymila: obejrzyj to, przeczytaj tamto, może model zbudujesz albo łaciny się nauczysz? Proszę, jak ci będę przeciekał przez palce. I przecieka, ale to jakby ocean wybierać garścią. Ile byś nie wybrał, zostanie więcej i więcej. A ty się męcz, chłopku roztropku, i znajduj sens w truizmach i idiotyzmach.

Wiecie, że najlepiej smakuje mi herbata Poo Poo Erh zrobiona ze stu czterdziestu ośmiu granulek? Nie stu czterdziestu dziewięciu ani stu czterdziestu siedmiu, ale właśnie stu czterdziestu ośmiu? Wiecie, ile zajmują eksperymenty z dobraniem właściwej liczby?

Ech, cały czas wdaję się w jakieś nic nie znaczące dygresje. Ale z drugiej strony – dla kogo one nic nie znaczą? Dla was? A cóż mnie obchodzicie? Dla mnie są pierwszorzędne. Moje życie się z nich składa i będzie składać, więc jak mogą być nic nie znaczące?

Informuję przy okazji, że nauczyłem się pisać na pergaminie gęsim piórem. No nie, teraz już tak nie piszę, normalnie stukam w klawiaturę. Umiem też czytać pismo klinowe. I to po sumeryjsku, akkadyjsku, eblaicku, staropersku i garycku. Umiem czytać we wszystkich językach, jakie kiedykolwiek zostały spisane. A co! Umiem. Nie wiem po co, ale umiem.

Ile czasu mam do zabicia? Całą wieczność. Wiecie, czego się naprawdę boję? Że jak już ten wszechświat skurczy się do punktu i ponownie wybuchnie, to ja będę się temu stąd przyglądał. I jak najpierw będę się gapił na gaśnięcie gwiazd, które w końcu skupią się w punkciku, dla mnie niedostrzegalnym, tak potem będę oglądał, jak z pierwotnego gazu rodzą się pierwsze gwiazdy, potem te gwiazdy wybuchają, roznosząc we wszechświecie ciężkie pierwiastki, z tych potem rodzą się nowe gwiazdy ze skalistymi planetami, na planetach powstaje życie, życie tworzy cywilizację, a ta…

Koszmar! Czasem mi się to śni i budzę się zlany zimnym potem!

I stoję tak jak wędrowiec przed bramą. Nad bramą widnieje złowrogi napis. Czytam go i czytam. Nie chcę uwierzyć w to, co tam napisano. Nie, nie miałeś racji, Alighieri. Ja jej nigdy nie porzucę.

Ale chciałbym w końcu albo przez nią przejść, albo odwrócić się i odejść. Cały czas liczę na to, że moja udręka się kiedyś skończy. Że ktoś zatrzaśnie za mną drzwi.

 

***

 

Oprawca… Albo Oprawcy… Czemu mi to zrobili? Przecież żaden człowiek nie zasłużył na taką karę. Czyngis-chan, Leopold, Stalin – czy ktoś ich męczył tak jak mnie? Tak wygląda ta osławiona, przereklamowana sprawiedliwość? Ale co ona znaczy dla niego, dla nich? Nic przecie, zero! I tylko ja…

Kto wam dał prawo zamknąć mnie tu, w tej skorupie, na wieczność?! Samego jak palec, jak Adam, jak ostatni człowiek we Wszechświecie?

Sądząc z tego, czego się tu nauczyłem o astrofizyce, Ziemi już nie ma. Miał ją pochłonąć czerwony gigant, czyli nasze Słońce grające kata. A może i Słońca już nie ma? Na każdego kata też przychodzi koniec. A przecież „nie ma ciała, nie ma zbrodni”, czyż nie? Chociaż termin „ciało” nie jest tu specjalnie użyteczny. Z drugiej strony to tylko liczby, czysta statystyka. Jedno ciało, tysiąc, dziesięć milionów, dwadzieścia pięć milionów, osiem miliardów…

 

***

 

Do kogo piszę? Do was. Do was, których już nie ma.

Tak chciałbym podążyć za wami.

Koniec

Komentarze

Klimat trochę jak z mojego ukochanego “Nie mam ust, a muszę krzyczeć: Ellisona. Potwornie dołujące, ale sprawnie napisane i intrygujące, choć pewnie będzie sporo osób, dla których będzie to bardzo trudny do przeczytania tekst.

ninedin.home.blog

Dziękuję, Ninedin :)

Ale dlaczego mówisz, że tekst będzie trudny do przeczytania? Znowu coś zagmatwałem?

A dołujące, bo…

…sam mam czasem takie jazdy i trochę siebie w narratora przelałem :/

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Witaj.

Tekst w moim odczuciu mroczny, dobijający wieloma ostrymi stwierdzeniami, napawający bezgranicznym smutkiem. 

Bardzo wiele zdań przemawia tu, krzycząc wręcz o tym, co chciałeś przekazać. Trudno je wszystkie cytować, by nie umniejszyć wagi pozostałych. Podziwiam niezwykłe przemyślenia oraz podejście do konkursu.

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Dziękuję Bruce :)

Z tym że tekst powstał znacznie, znacznie wcześniej niż ogłoszono konkurs. Ja go teraz tylko troszeczkę zmodyfikowałem i wyretuszowałem.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Tym większe brawa, że dostosowałeś niezwykle mocne w swojej wymowie treści do tytułu. 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Witaj,

 

No tego się po Tobie, Staruchu, nie spodziewałem. Żeby coś takiego…

przez biel

podwójną spację?

 

Z komentarzem właściwym wrócę,

 

pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Bardzo staruchowe potraktowanie tematu konkursowego, ale miłośnikiem tego opowiadania nie zostanę. Z prostej przyczyny – jest nudne jak egzystencja naszego bohatera. Poczułem się w trakcie lektury jakbym siadł w kolejce do lekarza obok starej baby i zagaił rozmowę na temat "co pani dolega". Swoją drogą ciekawe jaki procent odpowiedziałby po prostu "wszystko, panie, wszystko". Mniejsza zresztą. Gdybyś to jakoś przełamał, posłużył się tu i tam konkretem wyjaśniającym kto i kogo, mielibyśmy pyszny obrazek, a tak mamy tekst dla miłośników upuszczania krwi przy ponurych dzwiękach doom metalu. No nie moje klimaty po prostu. Powodzenia w konkursie!

Cześć 

Podpiszę się pod Przedpiśćcą obiema ręcoma :]. Technicznie bez zarzutu, ale fabularnie? Straśnie żem sięm łumordował przy tym czytaniu :P. Ewidentnie brakuje kontrapunktu dla tej nieznośnej ciężkości bytu. Już myślałem, że ta supernova coś wniesie :/. Fajnie by było, gdyby jednak coś się zadziało ;]. Ale to już subiektywne marudzenie. 

 

pozdr

M.

kalumnieikomunaly.blogspot.com/

Tylko, że on nie zamyka drzwi!

Dobra, cały ten tekst to narzekanie starego dziada. Fabuły tyle co starzec napluł. Ci cali przedwieczni to nieźle sobie to zaplanowali, bo dali staruchowi ciało wiecznie jędrne, mózg wicznie sprawny i paięć absolutną i nie ma co mu wytknąć. No bo tak, jaka jest szansa, że wszystko zna na pamięć i nic nie zapomina więc nic go już nie zabawia. Gdyby nie ta absolutna pamięć to uć z tym, pisałby se opowiadania czy książki, po tysiącu lat zapominał co napisał i wtedy czytał itd. Rozrywka unlimited by była normalnie no. Ale nie, ci gupi wyżsi ponadczasowi o wszytkim pomyśleli.

Tylko po co? Jaka jest rola starego dziada, któremu nawet się w głowie ze starości nie miesza, bo mu nie pozwalają. Właściwie twój myślaciągowy dzienik, świadectwo bohatera, żadnych odpowiedzi nie daje. Nie wiadomo ani jak się to dalej potoczy, czy tak jak sobie dziad założył, że dane będze mu oglądać zapętlone koniec wszechświata i początek wszechświata, czy może jednak nie.

No nie udało mi się przejąć losem bohatera, niby ta nuda to straszna tortura, ale tekst nie jest jakiś sadystycznie mroczny i ponury. Chociaż trochę, to jest. Wyobrażam sobie obraz człowieka pogrążonego w tej najgłębszj rozapczy i nieco zadumanego nad wszechświatem, z tym weltszmercem, sfrustrowanego samobójcy recydywisty i jego przemyśleń, i mam ten obrazek (chociaż nie zarysowałeś zbytnio otoczenia bohatera, buu!), czyli obraz tego co chciałeś pokazać jak zakładam i widzę to, ale tego nie poczułem. Niby siedzieliśmy prawie że w głowie bohatera (o ile był z nami całkiem szczery – ale raczej nie miał powodu by nie być, chyba że nie byłby szczery sam ze sobą), ale jakiś taki dystans wciąż mnie od niego dzielił.

No i trochę ten dziad pieprzy i przesadza. Bo są tacy co by się dali na takie męki skazać. Może nie rozumiejąc jak bardzo byliby później głęboko w dupie, no ale sam przyznaj, jest czego dziadowi zazdrościć. Przeżył jakieś życie. Widział rzeczy co się fizjologom nie śniły, widział supernovę i wszystkie inne rzeczy. Więc ciężko dziadowi współczuć, trochę mu zazdroszcząc, nawet ze świadomością, że później by się żałowało.

Napisane sprawnie, czytało się gładko. Pomysł fajny, ale jakiś taki wysuszony jak osolone mięsko, a tłuszczyk przecież też jest smaczny.

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dosyć statyczne narzekanie, ale napisane dobrze i płynnie się czyta. Niestety i mnie zabrakło tutaj fabuły, albo chociaż jakiegoś mocniejszego wydarzenia w życiu bohatera, które w jakiś sposób by je odmieniło. Oczywiście zgadzam się, że nieśmiertelność w samotności to z pewnością pewnego rodzaju piekło. Ale niestety nie potrafiłem się do końca przejąć bohaterem, choć oczywiście mu współczuję :).

Moim zdaniem to byłby ciekawy wstęp do dłuższego opowiadania (mikropowieści?) gdzie bohater odnalazłby się w post-świecie, albo może jednak okazałoby się że wcale nie żył tak długo (np. gdyby z jakiegoś powodu inaczej postrzegał czas). Ale pewnie nie o taki efekt Ci chodziło więc dlatego też bohater zostaje sam ze swoją nieśmiertelnością.

Na plus na pewno mogę zaliczyć to, że przeczytałem bardzo szybko i z zaciekawieniem mimo, że w sumie niewiele się działo.

Pozdrawiam!

Coś faceci marudzą ;)!

Nie chciałem, by to był nudny słowotok frustrata. Nie taki był cel napisania tego tekstu. A co nim było?

Aby czytelnik zadał sobie parę prostych pytań:

– kto (lub co) zgotowało taki los bohaterowi?

– dlaczego?

– czy w ogóle, a jeśli tak to kiedy, stan “trwania” bohatera może się skończyć?

Tylko tyle i aż tyle.

Może i odpowiedzi dość banalne, ale nieodmiennie mnie kręcą!

 

Dziękuję MichałowiPe, MordercyBezSerca, Mytrixowi i Edwardowi Pitowskiemu za lekturę i uwagi.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Iii, co tak wielu marudzińskich przy tym opku, malkontenci jedni. ;-)

Ciekawa historia i monolog wiecznożyjącego. Nie wiemy, co lub kto skazał go na wieczość, a może sam się do tego przyłożył?

Bardzo interesująca idea z tą sprawiedliwością, brakiem niepewności i nieprzewidywalności, natomiast nuda mnie nie za bardzo przekonuje, ponieważ osobiście uwielbiam taki stan. Choć, gdyby wziąć pod uwagę eony, nie wiem, jak bym zeznawała, jeśli byłoby pod przysięgą. Nie pasuje mi określanie tego, co się dzieje z bohaterem jako nudy, znajduję w tym jakąś sprzeczność. Bo popatrz, jeśli nuda go przeraża, tzn. że jest niejako produktem przyszłego społeczeństwa (naturalnie, gdy będziemy podążali jako ludzkość obecną ścieżką), tymczasem jego relacja i refleksje są bardziej dziewiętnastowieczno/dwudziestowiecznym rozkminianiem. I znowu, jasne, źe mógł się w tym kosmosie rozwinąć, w końcu to kupę lat i dyskursu samego ze sobą. 

Bardzo chciałabym dowiedzieć się więcej o tej sprawiedliwości – jak do tego doszło, niechby to były chociaż migawki pozostawiające pole do interpretacji. Strasznie mnie interesuje, co się stało/doprowadziło do tego, że siedzi w pudle i przemierza przestrzeń. Naprawdę ciekawe, co robił i jak dochodził do obecnych wniosków. Masz statycznego bohatera, on się nie zmienia w trakcie opowiadanej przez Ciebie historii, dowiadujemy się tylko kolejnych szczegółów, być może właśnie to sprawia, że opko niektórym użyszkodnikom się dłuży.

Fajne są momenty, gdy bohater opowiada o podejmowanych próbach uśmiercenia siebie (tak wiem, że to brzmi dziwacznie, ale w przypadku wiecznego bohatera, pozwalam sobie na to). Wydaje mi się, źe nawet w przypadku relacji, dziennika, pamiętnika musimy jako czytelnik mieć jakąś zmianę, nawet gdyby była ona tylko wspomnieniem, dzięki któremu lepiej zrozumielibyśmy obecny stan bohatera. Eh, szkoda że taki krótki tekst popełniłeś, bo dłuższy pewnie zmusiłby Ciebie do odsłonięcia lub obmyślenia i pokazania większej liczby sytuacji i kontekstu. 

 

Uff, sam widzisz, ile mi się myśli nagromadziło. Dobrze napisane, zajmujące, konsekwentne, skarżypytuję. :-)

 

Pzd srd :-)

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Ja dla odmiany uważam, że ten monolog jest świetny. Może nie wybitny, ale bardzo, bardzo dobry. Początek delikatnie słabszy, za to potem jak się już rozkręcisz… Chapeau bas, panie Staruchu.

I mnie również zaskoczyłeś, ale pozytywnie. Do tej pory czytałem Twoje opowiadania, które były mniej lub bardziej fajne, ale w klasycznej formie rozrywkowej. 

Tutaj zahaczasz o coś, co nazwałbym… sztuką? Może to odważne określenie, ale się go nie boję.

Robisz to w bardzo nieoczywistym dla tej formy przekazu anturażu, ponieważ humaniści, z racji oczywistych skupiają się na człowieku, a nie na fizyce, kosmosie i tym podobnych “pierdołach” :D

Tutaj też człowiek jest w centrum, ale przedstawiony został niesłychanie oryginalnie.

Może dlatego tak mnie ta wizja przekonuje bo jest… moja :D

Tzn. nie przypisuję sobie oczywiście autorstwa Twojego opowiadania ;D, mam na myśli to, że zanim przeczytałem tekst, wiele razy borykałem się z podobnymi przemyśleniami. Nieśmiertelność i trwanie w niezmienionej formie musiałaby być torturą absolutną. Na coś tak okrutnego zasługiwałby zbrodniarz, który przykładowo wymordował podopiecznych żłobka gazem musztardowym. A może nawet nie… 

Ciężar gatunkowy nieśmiertelności nie jest do udźwignięcia przez naszą psychikę. 

Za niezwykle oryginalne ujęcie tematu masz ode mnie nominację do biblio. 

Dodam, że rozumiem też głosy krytyków. Jeśli idziesz do baru i zamawiasz burgera, a ktoś przynosi ci ostrygi, to masz wszelkie podstawy zawołać kelnera i zrobić awanturę. Ale są i tacy, którzy potraktują to jako nad wyraz szczęśliwy zbieg okoliczności ;)

 

 

 

Bardzo mnie uradował ten komentarz, Advencie :D

Na taki odbiór liczyłem!

A gwoli uszczegółowienia:

Na coś tak okrutnego zasługiwałby zbrodniarz, który przykładowo wymordował podopiecznych żłobka gazem musztardowym.

Narrator zrobił coś…

W sumie – kilka wskazówek zostawiłem. Można je wyłapać i się domyślić. I nie. To nie było przedszkole ;)

Ciężar gatunkowy nieśmiertelności nie jest do udźwignięcia przez naszą psychikę. 

A tu, jeśli nie uznasz tego za nachalną autopromocję, zachęcam do sięgnięcia do tego opowiadania.

Bo (jak zwykle poniewczasie) zorientowałem się, że w jednej z alternatywnych rzeczywistości “Drzwi” Zaczynają się tam, gdzie “RAJ” kończy (a właściwie zaczyna).

 

Dziękuję za odwiedziny i lekturę :D.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Narrator zrobił coś…

W sumie – kilka wskazówek zostawiłem. Można je wyłapać i się domyślić. I nie. To nie było przedszkole ;)

 

Stawiam, że mam przed sobą monolog kata całej ludzkości. Zapewne szalonego naukowca, zapatrzonego w swoją “misję”…

@Asylum – dzięki, że wpadłaś :D

nuda mnie nie za bardzo przekonuje, ponieważ osobiście uwielbiam taki stan

W ciągu miliardów lat wszystko może się znudzić ;). Siedziałem w domu trzy lata zbijając bąki. I osiągnąłem w pewnym momencie taki stan, że nawet książki i muzyka mnie nudziły (na szczęście szybko minął). Więc – można!

Strasznie mnie interesuje, co się stało/doprowadziło do tego, że siedzi w pudle i przemierza przestrzeń

Zostawiłem wskazówki. Może nie bezpośrednie, ale chyba można się domyślić? Ewentualnie mogę je wskazać.

jego relacja i refleksje są bardziej dziewiętnastowieczno/dwudziestowiecznym rozkminianiem

On jest produktem naszych czasów (no, może bliskiej przyszłości). Zauważ w pierwszym akapicie, co mu przychodzi do głowy: Rachel Green i Bayern-Real. Czyli mniej więcej nasze czasy.

nawet w przypadku relacji, dziennika, pamiętnika musimy jako czytelnik mieć jakąś zmianę

A widzisz, to jest dość ważne. Odsyłam do trzeciego pytania z komentarza powyżej. A teraz zadam kolejne, odwrotne: dlaczego ten stan trwa? Bo…

dłuższy pewnie zmusiłby Ciebie do odsłonięcia lub obmyślenia i pokazania większej liczby sytuacji i kontekstu

Nie nie, dłuższy ten tekst na pewno nie mógł być. Nawet ta objętość spowodowała ziewanie sporej części czytelników ;). Powiedziałem tyle, ile chciałem.

Ech, jak ja lubię te dyskusje pod tekstami :D

 

Pozdrawiam, Asylum!!!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Stawiam, że mam przed sobą monolog kata całej ludzkości.

Nie potwierdzam ani nie zaprzeczam :P

Ale to logicznie można wywnioskować!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Chyba jestem jakaś dziwna, bo mnie tekst zasmucił ale i ubawił. 

Rozczuliło mnie czekanie bohatera na modelkę;)

Podobno gołąb zamknięty sam w klatce, najpierw tokuje na widok samicy, po kilku dniach na widok swojego odbicia, a potem to już jak zobaczy cokolwiek;)

 

I na koniec, Jerofiejew nie pomógł, bo nie było konduktora!

 

Lożanka bezprenumeratowa

Hi, hi, i można, i nie można logicznie wywnioskować, w każdym razie niekoniecznie. ;-) Myśl mi przelotnie przemknęła przez głowę, lecz… powtarzasz „oprawcy”, nie dając tropu. Wiemy tylko, że współwinny, w jakim stopniu, z jakich powodów, bo ze teraz rozpacza – rzecz widoczna. Takie silne zdarzenie/punkt zwrotny jest jak natręctwo, odtwarzałby się jak taśma wypełniona wątpliwościami, krytyką siebie, dumą i co tam jeszcze. Tego nie ma. Nawet przyjmując eony lat wracałby do żywych momentów jak do Bayernu. No, takie tam moje domorosłe psychologizowanie. ;-)

chyba można się domyślić? Ewentualnie mogę je wskazać.

Dla mnie – nie, za bardzo to enigmatyczne i abstrakcyjne. Za duże pole do domysłów pozostawiłeś. Dla mnie konkrety budują tekst.

On jest produktem naszych czasów (no, może bliskiej przyszłości).

Tak, domyśliłam się, ale potrzebny byłby ciąg wydarzeń, współcześni tego nie zrozumieją, nie znając Twojego ciągu myśli. Dla mnie logiczny, ale…naprawdę potrzebne byłoby wyjaśnienie, tj. pokazanie go. Przeceniasz czytelników.

Odsyłam do trzeciego pytania z komentarza powyżej. A teraz zadam kolejne, odwrotne: dlaczego ten stan trwa? Bo…

Tak, odpowiedź na nie – cholernie ciekawa! Tego nie ma w tekście. Przypadkiem tego mi nie wyjaśniaj – zastrzegam, zostaw do rozkminiania kolejnym czytelnikom. ;-)

Nie nie, dłuższy ten tekst na pewno nie mógł być. Nawet ta objętość spowodowała ziewanie sporej części czytelników ;). Powiedziałem tyle, ile chciałem.

A widzisz, tu stoimy po dwóch stronach drogi. Nie zgadzam się. Powiedziałeś tyle, ile było łatwo i wygodnie. Ze „sporą częścią” bym nie przesadzała, a i sądzę, że wpływ mógł mieć na to wyimek, tj. właśnie skromna objętość.

 

I ja kofam dyskusje pod tekstami. :DDD

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

@Ambush – dziękuję za odwiedziny :)

A co do tego:

Rozczuliło mnie czekanie bohatera na modelkę;)

Narrator pragnie (właściwie) tylko towarzystwa. Ale jak każdy chłop, zaczyna od marzeń o pięknej kobiecie ;).

Jerofiejew nie pomógł

Bo na długi dystans nie pomaga to:

“Gdy jestem pijany

A trzeźwy nie bywam

Na chorą duszę

Wódkę zażywam”

 

@Asylum

powtarzasz „oprawcy”, nie dając tropu

No nie, bo narrator też nie wie, kto mu to zrobił. On się jedynie domyśla, a że to straszny domysł, woli spekulować.

odtwarzałby się jak taśma wypełniona wątpliwościami, krytyką siebie

O widzisz! Pokaż mi w tekście wątpliwości czy krytykę siebie?

za bardzo to enigmatyczne i abstrakcyjne

Bo ja nie cierpię (z reguły) kawonaławizmu i wolę przesłanie zakopać. Czasem płycej, czasem głębiej.

Przeceniasz czytelników.

Nie zgodzę się. Bo to by znaczyło, że traktuję czytelników jako głupszych od siebie. A tak nie jest!

Powiedziałeś tyle, ile było łatwo i wygodnie

Nie było łatwo i wygodnie :P. I serio – cóż więcej mógłbym dodać? Przecież ja też wszystkiego nie wiem o całej sytuacji, o Narratorze…

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

naprawdę potrzebne byłoby wyjaśnienie, tj. pokazanie go. Przeceniasz czytelników.

Asylum, bo wiesz jak jest:

– piszesz tak, że ukryte przekazy zrozumie tylko garstka, to reszta się oburza, że nic nie rozumie.

– piszesz tak, że rozumie też reszta – obraża się garstka, która załapała wcześniej, że teraz jest proste i zbyt oczywiste.

– piszesz tak, że rozumie nawet Patryk Rozgwiazda – zostajesz twórcą scenariuszy nowej fali seriali, emitowanych przez znane platformy streamingowe :P

Nie macie racji, imho, chłopaki, Staruchu i silver_adwencie. :-) Przynajmniej z mojego punktu widzenia. Opowiadanie to nie spiskowy przekaz dostępny dla wtajemniczonych. Jasne, że niektórzy szybciej złapią, jeśli na tej samej fali jak surferzy płyną. Jednak dla mnie to zamykanie się. Myśl ma być klarowna, choć może być dla części niezrozumiała, to pojmuję. W tekstach literackich sprawa zdaje mi się trudniejsza, gdyż grupa jest bardzo zróżnicowana. Nie piszemy dla grupy – przynajmniej ja tak myślę, że się nie ograniczamy, strzelając kodami – lecz próbujemy zobrazować jakiś potencjalny przebieg zdarzeń, procesu, historii pojedynczej jednostki i oddać jej stan. Choć może to głupie, znaczy to co napisałam powyżej, jakiś skrajny idealizm w dobie zakontraktowanych obecnie baniek.

No nie, bo narrator też nie wie, kto mu to zrobił. On się jedynie domyśla, a że to straszny domysł, woli spekulować.

To prawda, silniej oddaj tę rozterkę, bo on jak znam człowieka snuje hipotezyyy.

O widzisz! Pokaż mi w tekście wątpliwości czy krytykę siebie?

Nie ma jej, jest butny jak pewnie kiedyś, co trochę dziwi po tych eonach. W końcu to wieczne życie jest cholernie traumatycznym doświadczeniem.

Bo ja nie cierpię (z reguły) kawonaławizmu i wolę przesłanie zakopać.

Mi chyba nie chodzi o kawonaławizm, ale wytłumaczenie stanu bądź pokazanie choćby przebiegu zdarzeń, abym mogła sobie wyrobić opinię. Niechby i były relacją głównego bohatera, ale niech to wrzuci, pozostawiając ocenę czytelnikowi.

Nie zgodzę się. Bo to by znaczyło, że traktuję czytelników jako głupszych od siebie. A tak nie jest!

Nie, dla mnie nie są to rzeczy tożsame, bowiem sama nie wiem i nie znam się na naprawdę wielu rzeczach i kofam, gdy ktoś mi je przybliża, abym mogła to pojąć. Zrozumieć, o co chodzi, do czego coś może prowadzić…

Nie było łatwo i wygodnie :P. I serio – cóż więcej mógłbym dodać? Przecież ja też wszystkiego nie wiem o całej sytuacji, o Narratorze…

Cyganisz.:P Twój bohater pozostaje w konkretnej sytuacji, wygląda na to, że bez wyjścia, pięknie oddajesz jego stan psychiczny i teraźniejszość, gdy notuje. Pewnie, że wszystkiego nie wiesz, ale historię wymyśliłeś, znasz ją, powody, przyczyny, kontekst, działania.

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Musiałam się chwilę zastanowić nad tekstem, aby zdecydować co o nim myślę (co chyba samo w sobie jest sporym sukcesem, jeżeli opowiadanie nie wylatuje od razu z głowy → to też znak, przynajmniej dla mnie, że coś w nim jest). 

Zazwyczaj nie przepadam za tego rodzaju tekstami, ale chyba idealnie dobrałeś długość – było intrygujące, momentami jednak ciutkę przegadane (wiem, że tak miało być, ale chyba wywaliłabym niektóre dygresje; tutaj dodam jednak, że w pamięć pozytywnie zapadło mi liczenie granulek herbaty).

Nurtuje mnie kim tak naprawdę był autor → czy to szatan? Choć trochę pomyślałam też, że to jakiś świat stworzony w głowie sparaliżowanej osoby, albo osoby “warzywa” (śmierć mózgu). I choć to ostatnie nie pasuje, skoro pisał i uczył się języków, ale jakoś spodobało mi się takie rozwiązanie.

Nie znoszę takich otwartych zakończeń, ale nie powiem, tu było to udanym zabiegiem.

Generalnie podobało mi się :) ciekawe podejście i inna forma, sama teraz próbuję eksperymentować pod tym kątem, więc to ciekawym doświadczeniem jest opowiadanie, w którym nie ma typowego schematu opowieści, wiele akcji, a jednak zostaje w głowie. 

@Asylum

Myśl ma być klarowna, choć może być dla części niezrozumiała

I taka tu jest. Wszystko w tekście zawarłem, choć nieco porozrzucałem, jak rodzynki w serniku. Ale można wydedukować, co i jak.

Nie piszemy dla grupy

Ależ oczywiście, że piszemy. Zakładamy, że czytelnicy z portalu po pierwsze: lubią fantastykę, po drugie: mają ogólną wiedzę o tym świecie (fizyka, polityka, historia), i po trzecie: znają pewien kod kulturowy (Rachel Green, Alighieri).

bo on jak znam człowieka snuje hipotezyyy

Być może kiedyś. Teraz już doszedł do pewnych wniosków i sam boi się tego, co wykoncypował.

Niechby i były relacją głównego bohatera

Nie nie nie! To ma być odczytelniczą interpretacją, pewną nadbudową tekstu. Ja pokazuję, CO narrator zrobił. A jak? To już zostawiam czytelnikowi.

Pewnie, że wszystkiego nie wiesz, ale historię wymyśliłeś, znasz ją, powody, przyczyny, kontekst, działania.

Och nie. To mi nie było potrzebne. Tak jak i to, do jakiej szkoły chodził bohater, czy miał powodzenie u kobiet, czy cierpiał na zgagę itp.

 

@Shanti

Dziękuję za lekturę i komentara :)

Musiałam się chwilę zastanowić nad tekstem

Yes yes yes :D. Mission accomplished. Autor usatysfakcjonowany!

w pamięć pozytywnie zapadło mi liczenie granulek herbaty

A wiesz, że to tak zwany “fakt autentyczny”. Koledzy z pracy opowiadali mi o takim dziwaku. Z tym że on pił herbatę czarną, ale granulowaną. I masło na kromki dzielił, odmierzając równe kawałki linijką.

Nurtuje mnie kim tak naprawdę był autor → czy to szatan?

Właściwie mógłby nim być, ale nie. Zostawiłem pewne wskazówki – kim jest i z kim się porównuje. To powinno trochę rozjaśnić jego czyn.

jakiś świat stworzony w głowie sparaliżowanej osoby, albo osoby “warzywa” (śmierć mózgu)

Powtórzę się i odeślę do tego opowiadania. Bo choć tego nie planowałem, to wyszło mi, że w jednej z alternatywnych rzeczywistości “Drzwi” zaczynają się tam, gdzie “RAJ” kończy (a właściwie zaczyna). Myślę, że Twoja interpretacja jest możliwa.

Nie znoszę takich otwartych zakończeń, ale nie powiem, tu było to udanym zabiegiem.

Och, ono nie jest takie otwarte ;)

Poproszę Cię o proste zadanie. Zadaj sobie takie pytania:

– kto (lub co) zgotowało taki los bohaterowi?

– dlaczego?

– czy w ogóle, a jeśli tak to kiedy, stan “trwania” bohatera może się skończyć?

Tylko tyle i aż tyle.

ciekawe podejście i inna forma

Miło, ze Ci się spodobało :D. Mam kilka takich tekstów – zapraszam do “Pleneru” (całe pięć słów, nie zmęczysz się lekturą :)), do mojego Wiedżmina, czy do “Bitów nieznaczących”. Tam też forma była odmienna od klasycznej.

Generalnie podobało mi się :) (…) a jednak zostaje w głowie. 

I to jest taki odzew, na jaki oczekuję u Czytelnika! I jestem z niego niezmiernie zadowolony!

Dziękuję Ci bardzo, Shanti! Zrobiłaś mi dzień :D :D :D!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Cześć!

 

Bardzo intrygujące opowiadanie. Wiem, że tu jest drugie dno i to widać od samego początku. Jakbym miała strzelać kim jest bohater, to bym powiedziała, że uosobieniem nadziei (wiem, że to pewnie strzał kulą w płot, bo ja nie jestem dobra w szukaniu drugiego dna).

Podobały mi się te rozważania o nieśmiertelności, bo to się wydaje takim spełnieniem marzeń, a ja myślę, że żadna psychika ludzka nie zniosłaby życia przez choćby dwieście lat, nawet jeśli ciało by się nie starzało.

Tekst jest napisany bardzo sprawnie i dobrze się go czytało. Jedyne co nieco mi się dłużyło, to opis kolejnych prób samobójczych, tego jak dla mnie było trochę za dużo.

Witam, Alicello :)

Fajnie, że się fajnie czytało! 

A co do tych prób samobójczych – trochę to napisane dla odwrócenia uwagi czytelnika, trochę żeby pokazać, że nieśmiertelność może wcale nie być taka fajna, a trochę po to, aby zwrócić uwagę na to, czego bohater NIE stracił.

Miło, że wpadłaś :)

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

A co do tych prób samobójczych – trochę to napisane dla odwrócenia uwagi czytelnika, trochę żeby pokazać, że nieśmiertelność może wcale nie być taka fajna, a trochę po to, aby zwrócić uwagę na to, czego bohater NIE stracił.

I teraz się gapię na to “NIE” i rozmyślam. No bo bohater właśnie nadziei nie stracił i życia.

Staruch,

A wiesz, że to tak zwany “fakt autentyczny”. Koledzy z pracy opowiadali mi o takim dziwaku. Z tym że on pił herbatę czarną, ale granulowaną. I masło na kromki dzielił, odmierzając równe kawałki linijką.

O ciekawe. To już chyba taka konkretna nerwica natręctw, choć sama nie mogę wyjść z domu, jeżeli np. nie pociągnę za klamkę min. 3 razy i 2 razy nie sprawdzę kuchenki. 

Nurtuje mnie kim tak naprawdę był autor → czy to szatan?

Właściwie mógłby nim być, ale nie. Zostawiłem pewne wskazówki – kim jest i z kim się porównuje. To powinno trochę rozjaśnić jego czyn.

Hmm trochę główkowałam, przeleciałam wzrokiem tekst, ale faktycznie jest tu wskazówka “Czyngis-chan, Leopold, Stalin” → zostaje mi tu więc Hitler, uwięziony w jakiejś czasoprzestrzeni? Pułapce? A może to po prostu czyścieć?

 

I to jest taki odzew, na jaki oczekuję u Czytelnika! I jestem z niego niezmiernie zadowolony!

Dziękuję Ci bardzo, Shanti! Zrobiłaś mi dzień :D :D :D!

A proszę bardzo :) Z pewnością zerknę w wolnej chwili na podlinkowane teksty. Wszystkiego dobrego!

zostaje mi tu więc Hitler, uwięziony w jakiejś czasoprzestrzeni? Pułapce?

Ok :). Hitler nie, ale ogólnie trop dobry. bo co zrobił bohater, że porównuje się do tych arcyzbrodniarzy? O tym mówi sama końcówka tekstu!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Bo ileż razy można oglądać sterczące sutki Rachel Green?

 

szczupły jak modelka

Już wcześnie modelka pada w tekście i jest o tyle charakterystyczne, że nie powtarzał bym w tekście. 

 

Chaotycznie coś mi to wychodzi. Po co piszę? I tak wiem, że nikt tego nie przeczyta.

Złudna nadzieja. ;) 

 

Koncepcja zajmująca, ale – moim zdaniem – w takiej formie lepiej nadawałaby się na szorta i dobrze. opowiadaniu zrobiłoby trochę cięć. Przede wszystkim dlatego, że konkluzje bohater powtarza, nowych wniosków nie wyciąga i przez topod koniec można doznać ociupine tej nudy, którą on odczuwa. A niechby coś więcej się działo za oknem, a on był tylko obserwatorem. Jakieś gwiezdne wojny, rodzące się i upadające kosmiczne cywilizacje… A tak, to mamy przed sobą tal sprawnie wykreowany obraz monotonii, że aż odbija się ona w tekście na metapoziomie. 

Pozostaje też pytanie podstawowe, na które chyba nie padła odpowiedź (albo nie wyczytałem jej między wierszami): co takiego uczynił bohater? No i kim są oprawcy?

Te dwie kwestie utrzymywały moje zainteresowanie podczas lektury, niestety, nie dostałem poszlak, by domyślić się odpowiedzi. 

Niemniej jednak tekst jest tak wprawnie napisany, że czytało się go bardzo dobrze.

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Cześć, Geki :)!

konkluzje bohater powtarza, nowych wniosków nie wyciąga

Bardzo słuszny wniosek. Pora na konkluzję ;).

co takiego uczynił bohater? No i kim są oprawcy?

To zostawiłem domyślności czytelnika, pozostawiając pewne wskazówki.

I, jak to ja, zdaje się ukryłem je zbyt głęboko :(.

niestety, nie dostałem poszlak, by domyślić się odpowiedzi. 

Dostałeś mój drogi, dostałeś :P. Ale tak się znużyłeś lekturą, że nie zwróciłeś na nie uwagi.

 

Dziękuję za lekturę i (w sumie) pozytywny komentarz.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

To zostawiłem domyślności czytelnika, pozostawiając pewne wskazówki.

Tyle wywnioskowałem, że bohater to zbrodniarz, może i ktoś, kto sprowadził na ludzkość zagładę. 

Ale o tym, kto go torturuje, nie mam ni strzępka domysłu. 

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

A to już możesz sobie wybrać.

Bóg zesłał go do piekła?

Ukarali go Obcy stawiający sprawiedliwość ponad wszystko?

Diabeł naigrywający się ze zwiedzionego pomocnika (vide RAJ)?

Sztuczna Inteligencja, jak we wspomnianym Ellisonowym “Nie mam ust…”?

 

Do wyboru, do koloru!

 

A tym, którzy marudzą na takie potraktowanie czytelnika…

Jednym z ulubionych opowiadań, które czytałem, do dziś pozostaje “Głowa Kasandry” Marka Baranieckiego. I zawsze marzyłem, żeby coś podobnego napisać.

Mój tekst to oczywiście nie ten kaliber, ale lubię pozostawić pewne pole do popisu czytelnikowi.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

To jedno z tych rzadkich opowiadań, przy ocenianiu których mój wewnętrzny krytyk zmaga się z czytelnikiem.

Krytyk oczywiście marudzi. Nie leży mu pretekstowy bohater, dręczą go wątpliwości odnośnie świata przedstawionego, męczy brak wyraźniej zarysowanej fabuły, mocniejszej puenty.

A czytelnik siedzi z rozdziawionym pyskiem. Bo czytało się po prostu świetnie. Niezwykle gładko. Oczywiście za zasługą bardzo dobrego stylu.

Ze stylem tym również wiąże się jednak kontrowersja. Opowiadanie, mimo dość ciężkiej treści, napisane jest raczej lekko. Nie czuć tu tej desperacji, tej nudy, tej męki, tego piekła. Nie nazwałbym tekstu komediowym, ale zawiera elementy komizmu. Z jednej lubię literacką spójność, teksty, w których treść i forma pasują do siebie pod względem nastroju. Z drugiej, ciężka treść ubrana w ciężką formę bywają męczące w odbiorze. A tak jak jest, wyszło bardzo lekko, jednak przecież nie płytko.

Więc nie bardzo nawet wiem, jak się zabrać za marudzenie.

 

Gratuluję, bardzo dobre opowiadanie.

Cześć None :)

Nie leży mu pretekstowy bohater

Może i pretekstowy, ale z jakim backgroundem ;)

dręczą go wątpliwości odnośnie świata przedstawionego

Jakie? Ale rzeczywiście – ten świat jest pewną metaforą.

męczy brak wyraźniej zarysowanej fabuły

No weź. Miliardy lat z fabułą ;)?

męczy brak (…) mocniejszej puenty

Puentą jest tu właściwie sam stan zawieszenia bohatera. Dlaczego? Do kiedy? To są pytania puentujące opowieść.

Opowiadanie, mimo dość ciężkiej treści, napisane jest raczej lekko

A wiesz, że na to wcześniej nie zwróciłem uwagi? Być może, podświadomie, nie chciałem z tego robić tekstu-do-podcinania-żył, mrocznego i depresyjnego jak muzyka Joy Division.

A może mam jak Finkla? Samo mi tak wychodzi?

Nie wiem.

Więc nie bardzo nawet wiem, jak się zabrać za marudzenie.

I dobrze. Choć wiesz, że Twoje marudzenie zawsze jest merytoryczne, i nawet gdy się z nim nie zgadzam, zawsze daje do myślenia.

 

Dziękuję za lekturę i komentarz!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Cześć, Staruchu!

 

Bardzo sprawnie napisany tekst. Przekaz dość dołujący, ale też skłaniający do myślenia. Przeczytałem sprawnie, nie potykałem się o nic, ale mam nieco mieszane uczucia. Z jednej strony uważam, że jest przegadane i dałoby się ukrócić o co najmniej 1/3, ale z drugiej strony przyznam, że całość była inspirująca i po głowie chodziły mi przeróżne wizje. Ciekawie pokazany jest kontrast między dobrobytem posiadania wszystkiego, a bólem samotności.

 

Pozdrawiam!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć Krokusie :)

jest przegadane i dałoby się ukrócić o co najmniej 1/3

Chyba pierwszy raz spotkałem się z takim zarzutem. Z reguły raczej piszę zbyt skrótowo.

Czy coś dałoby się wyrzucić? Pewnie tak, ale wtedy efekt końcowy nie byłby chyba tak wyraźny.

całość była inspirująca i po głowie chodziły mi przeróżne wizje

I o taki wydźwięk mi chodziło. Takie opowiadania najbardziej lubię i takie też (mniej lub bardziej udolnie) staram się pisać.

Czyli – jak dla mnie – jestem usatysfakcjonowany!

Dzięki za wizytę i lekturę

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Hmmm. Nie porwało. Nie przepadam za strumieniami świadomości, a tu facet siedzi i nic, tylko biadoli w formie strumienia właśnie. Jest tak skoncentrowany na jojczeniu, że nie dostarcza mi niezbędnych danych. Nic się nie dzieje, gościu się użala nad sobą.

Aby czytelnik zadał sobie parę prostych pytań:

– kto (lub co) zgotowało taki los bohaterowi?

– dlaczego?

– czy w ogóle, a jeśli tak to kiedy, stan “trwania” bohatera może się skończyć?

Ależ ja je sobie zadałam. Problem w tym, że nie doczekałam się odpowiedzi. No, nie zadawałam ostatniego. Zamiast tego zastanawiałam się, jakim cudem tajemniczy oni odcinają gościa wariującego z samotności. Albo fundują błyskawiczną kurację odchudzającą. VR? Albo to bogowie, dla których nie ma rzeczy niemożliwych.

W ogóle mam wrażenie, że bohater został bogiem/Bogiem. Musiał nieźle nagrzeszyć… Języki, które wymieniasz jako przykłady poznanych, wydają mi się raczej stare, kojarzą się z czasami biblijnymi.

Nie mam pojęcia, co facet przeskrobał. Być może dlatego, że nie znam Rachel… Albo dlatego, że unikam oglądania meczów piłki nożnej jak ognia? Może doprowadził do ostatniej wojny światowej, może zarządził potop, może wynalazł jakąś skuteczniejszą niż zwykle broń. Nie wiem.

Babska logika rządzi!

Cześć Finkla :)

Nie porwało

Zdarza się.

nie dostarcza mi niezbędnych danych

Dostarcza tyle, ile potrzeba.

Problem w tym, że nie doczekałam się odpowiedzi

A samej pogłówkować się nie chce?

jakim cudem tajemniczy oni odcinają gościa

Odcinają od czego?

Nie mam pojęcia, co facet przeskrobał

No dobra, to już wyłuszczę.

Gość jojczy na sprawiedliwość. Wniosek jest prosty – to uwięzienie jest karą. Karą za to, co zrobił.

A co zrobił? Nie wyłożyłem może tego strasznie prosto, ale…

Narrator mówi, że po zagładzie Ziemi “nie ma ciała, nie ma zbrodni”. Porównuje się też do Czyngis-Chana, Lepolda (króla Belgów odpowiedzialnego za ludobójstwo w Kongo), czy Stalina. Do arcyzbrodniarzy. Znaczy – popełnił jakieś straszny występek.

Dalej mówi: “Jedno ciało, tysiąc, dziesięć milionów, dwadzieścia pięć milionów, osiem miliardów…”. Wniosek – było osiem miliardów trupów. Czyli gość pokutuje za wymordowanie całej populacji Ziemi. Jak to zrobił, mniej mnie interesowało. Wypuścił zabójczego wirusa? Sprowokował wojnę światową (jak Kozioł w RAJu)? Mało istotne. Istotne jest to, że za to pokutuje.

Dodatkowa poszlaka – tęskni za tymi, “których już nie ma”. Nie ma już ludzi, nie ma już ludzkości. Jest pewny tego, bo sam ich wymordował. Wie, że rasa ludzka, jakakolwiek by po tych miliardach lat mogłaby być, już nie istnieje.

W pierwotnej wersji tekst nosił tytuł “Kara większa”, bo tak wyobraziłem sobie po prostu piekło. Do którego wtrącił go Bóg, być może rękami Obcych.

I tego boi się przyznać, bo wtedy straciłby te resztki nadziei, która mu jeszcze została.

Teraz już jasne?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Odcinają od czego?

Odcinają wisielca.

Przejaśniło się. Skoro tęskni, to chyba nie chciał wyciąć wszystkich. Trudno mi uwierzyć, że da się przypadkiem zabić wszystkich. Wirus może mieć problem z dotarciem do każdego – wysepki bez lotnisk, dzikie plemiona w sercu dżungli. Wojna – część pochowa się po bunkrach i jakiś czas przetrwa. I ani jednego, ani drugiego raczej nie da się osiągnąć w pojedynkę. To już nie czasy samotnych naukowców, a walka z definicji wymaga dwóch stron konfliktu. Ciekawi mnie, jak to zrobił i co z pomagierami.

Czyli w biadoleniu pomijasz najfajniejsze problemy. Zresztą, jeszcze nie spotkałam narzekania, które byłoby ciekawe.

Babska logika rządzi!

Skoro tęskni, to chyba nie chciał wyciąć wszystkich

Wiesz, nie jestem specjalistą w sprawach szaleńców, ale chyba chciał jednak – “co zrobiłem nie z przymusu, ale z wewnętrznego, głębokiego przekonania”. Coś mu ta ludzkość strasznie przeszkadzała.

da się przypadkiem zabić wszystkich

Jak wynika z powyższego, to nie było przypadkiem. I pewnie się jakoś da. Jesteśmy wszak, jako ludzie, specjalistami od uśmiercania innych gatunków. “Głowę Kasandry” czytałaś? Wydaje mi się, że tam jedno z zakończeń sugeruje wybicie całej ludzkości. Więc, moim zdaniem, można.

Czyli w biadoleniu pomijasz najfajniejsze problemy

Och nie. Co jest fajnego w opisaniu kolejnej apokalipsy? Można, ale trzeba mieć porządny pomysł. Mnie interesowało co innego: kwestia winy/sumienia i kary za grzechy. Ale żeby nie było tak łatwo, trochę postanowiłem te tematy przykryć narzekaniem :). 

Był taki serial, “Mistrzowie SF”, i jego pierwszy odcinek, “Clean Escape”, skupia się na podobnych tematach (tak tak, wiem – telewizji nie oglądasz; szkoda).

Przejaśniło się

I widzisz – wszystko w tekście jest. Trzeba tylko czytać powoli, sylabizując ;) :P.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Nie czytałam, nie oglądałam.

Babska logika rządzi!

Uuuu…

“Głowę Kasandry” musisz nadrobić. Koniecznie!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

No, jak muszę, to pewnie nadrobię. :-)

Babska logika rządzi!

Znużyło mnie nieco, Staruchu.

Gdybym wiedziała dlaczego bohater jest ostatnim żyjącym i dlaczego będzie tak trwać po wsze czasy, może bym się przejęła jego sytuacją, ale wyliczanie wszystkiego co robił, robi i pewnie już zawsze robić będzie, do porywających, niestety, nie należy. Komentarze nieco rozświetliły niejasności w tej materii, jednakowoż pierwszego wrażenie znacząco nie zmieniły.

Zastanawiam się też, skoro bohater jest sam od wieków/ mileniów, skąd bierze jedzenie, że o tuczących batonach nie wspomnę?

Na szczęście opowiadanie jest dość krótkie i bardzo porządnie napisane. Dłuższa opowieść utrzymana w takim klimacie pewnie by mnie mocno zmęczyła.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No to szkoda, Reg :(

Skąd się bierze jedzenie? Stąd, skąd i wieczna młodość – cud (albo zaawansowana technika) ;). 

A dlaczego jest ostatni, to gdzieś tam sygnalizowałem.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Tak, Staruchu, jak już wspomniałam, po lekturze komentarzy rzecz się nieco wyjaśniła. Chyba powinnam się bardziej przyłożyć i czytać z większym zrozumieniem.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć!

Niezły monolog, choć trochę monotonny, a tego, moim zdaniem, należy w monologu unikać. Dobrze się to czyta, widać, że potrafisz budować zdania. Kupuję też Twojego bohatera i rozumiem te jęki, żale i pretensje, bo przecież nie potrzeba wiecznej samotności, by zamienić człowieka w smutną, nieznośną istotę. Jednak brakuje mi w Twoim opowiadaniu historii. Myślę, że gdyby bohater opowiedział nam własne losy – dlaczego spotkało go to, co go spotkało – i między wydarzeniami ukazywał nam swoje wnętrze, teksty byłby bardziej atrakcyjny (rzecz jasna wszystko zależy od samej historii).

Witam Palaio :)

Myślę, że gdyby bohater opowiedział nam własne losy – dlaczego spotkało go to, co go spotkało

Ale on ich, jak wynika z tego użalania się nad sobą, opowiedzieć nie chce. I ma ku temu dobry powód.

Polecam pierwszy odcinek serialu “Masters of Science Fiction”, “A Clean Escape”. To mniej więcej podobny przypadek.

Monotonność? Chciałem ukryć pewne rzeczy za tym monologiem, tą monotonnością. Wrzucić pewne zdania jak rodzynki do sernika.

I – jak zwykle – zbyt dobrze udało mi się je ukryć :(.

 

Dziękuję za lekturę i komentarz!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Być może. Jednak nie zmienia to faktu, że tekst mnie nieco zmęczył i niewiele z niego zrozumiałem. Ale się tym nie przejmuj, bo ja z tych słabo kapujących. Rzecz jasna to Twoje opowiadanie, ja tylko napisałem, czego mi w nim zabrakło.

Ogólnie podobało mi się. Narracja pierwszorzędna, przemyślenia trafiają do mnie i muszę przyznać, że trzeba mieć trochę wyobraźni, żeby napisać takie opko – w końcu trzeba wejśc w buty wiecznie żyjącego bohatera, a my, zwykli ludzie o małych umysłach, nie mamy możliwości choć liznąć tematu nieśmiertelności.

Niemniej każdy z nas będzie inaczej przeżywał sytuację, w której znalazł się bohater. Jednym najbardziej doskwierałaby nuda, innym samotność, a jeszcze innym kolor pościeli.

 

Czego mi wyraźnie brakuje, to fabuły – a wystarczyłaby jej szczypta. Może historia o tym, jak narrator znalazł się w tej sytuacji i kim dokładnie jest? Uważam, że kilka wspominek o tym, kim był i jak znalazł się w tej sytuacji nie wpłynęłoby negatywnie na tekst. A tak bliżej temu chyba do felietonu, niż do opka :).

 

Ale ja jestem akcyjniakiem – lubię żywe światy i bohaterów, którzy się zmieniają. A tu ani świata, ani zmiany.

0-3 WARSZTAT | 0-3 NARRACJA | 0-3 FABUŁA | 0-3 DIALOGI | 0-3 POSTACI | 0-3 KLIMAT

O, nieśmiertelność, która staje się udręką, i strach przed nudą, która grozi żyjącym wiecznie, to wdzięczne motywy, sam sięgnąłem po nie parę razy.

Podoba mi się sposób, w jaki ująłeś temat. Z zaciekawieniem śledziłem opowieść narratora. Zastanawiałem się, czy nie byłoby zasadne powiedzieć o nim czegoś więcej, ale chyba nie. Raz, że nie znając jego przewin, kara wydaje się tym straszniejsza, a dwa, że tekst mógłby nadto się rozrosnąć (jak na mój gust opowiadanie ma odpowiednią długość, nie znużyło mnie).

Tylko jedna kwestia sprawia, że sam nie wiem, na ile tego rodzaju świadectwo – w całej swej oczywistej nieprawdopodobności – jest wiarygodne. Mamy jednostkę, która żyje jakiś miliard lat. To oczywiste, że każdy po takim czasie postradałbym zmysły. Ty rozwiązujesz tę kwestię w taki sposób, że nieokreśleni strażnicy ,,resetują" nieszczęśnika tak, aby pozostał przy zdrowych zmysłach. Kupuję to rozwiązanie, tylko zastanawiam się, w jakim zakresie świadomość narratora (oraz które jej obszary) są ,,resetowane". No i jak to jest z tym obłędem – jak często władze umysłowe opuszczają więźnia? Wydaje mi się, że po takim czasie wpadałby on w szpony szaleństwa na sekundę po tym, jak byłby z nich wyciągany. Chyba że owa ,,reperacja" psychiki jest tak daleko idąca i sprawna, że pozwala mu funkcjonować we względnej normalności jeszcze przez jakiś czas. Ale czy w takim wypadku można zakładać, że więzień ciągle, po tysiącach milionów lat dostrajania mózgu, jest tą samą istotą? A jeśli nie – czy jest sens go karać? Chyba że, podobnie jak w opowiadaniu Ellisona, o którym wspomniała ninedin, chodzi tylko o zadawanie bezsensownego cierpienia.

Udany, skłaniający do rozważań tekst :) Pozdrawiam!

Dzięki, Adamie :)

Co do “normalności” ukaranego – zapewne masz rację, po miliardach lat nie byłby to zapewne ten sam człowiek.

Ale wyobrażam sobie, że upływ czasu może być dla niego subiektywny: zmienia się tylko jego pamięć, zostawiając nietknięte uczucia i emocje (ale to by mi się nieco kłóciło z konceptem, że kara może kiedyś zostać zakończona, pod pewnymi warunkami). Albo też to, co jest dla niego miliardami lat, dla jego organizmu i świadomości jest czasem znacznie krótszym.

I to cierpienie nie jest bezsensowne – on ma szansę je zakończyć, ale nie chce bądź nie umie. Tego jednak nie pokazałem, to tylko gdzieś tam majaczy.

Ogólnie zamysł był taki, żeby pokazać piekło, ale w sztafażu SF. Bo przecież moim zdaniem piekło nie może być ogniem i siarką, a cierpieniem. Cierpieniem, które sam człowiek sobie zadaje.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Faktycznie nie ma tutaj akcji, ale podobało mi się, bo skłania do refleksji nad wartością nieśmiertelności. Zastanawiam się, czy bohater faktycznie znajduje się gdzieś w przestrzeni, czy może zamknięty jest w jakiejś symulacji, wsunięty do szafy i zapomniany (jak w black mirror).

Natomiast, jeżeli faktycznie ma tyle czasu i dostęp do wszelkiej wiedzy zgromadzonej przez ludzi, to sądzę, że skupiłby się nad rozpracowaniem problemu swojej nieśmietelności. I (jeżeli nie wchodzą w grę jakieś elementy fantastyczne typu wola bogów) to prawdopodobnie doszedłby do jakiegoś rozwiązania albo chociaż zrozumiał istotę swego uwięzienia (czy regenerują go nanoboty, czy jest w symulacji). Zastanawiam się jeszcze, co działoby się z psychiką takiego człowieka. Sugerujesz stały rozwój, więc na przestrzeni lat mógłby się zmieniać jego charakter i usposobienie. 

Cześć Dawidzie :)

Zastanawiam się, czy bohater faktycznie znajduje się gdzieś w przestrzeni, czy może zamknięty jest w jakiejś symulacji, wsunięty do szafy i zapomniany

W sumie nie planowałem tego podczas pisania, ale istnieje taka opcja. A skala kosmiczna miejsca pobytu byłaby po to, aby uświadomić kosmiczną skalę czasu uwięzienia – te upływające miliardy lat.

I również po czasie doszedłem do wniosku, że mógłby to być ciąg dalszy innego mojego opowiadania.

I (jeżeli nie wchodzą w grę jakieś elementy fantastyczne typu wola bogów)

Zaawansowana nauka jest nieodróżnialna od magii, pamiętasz? I tak, wchodzą tu w grę “istoty wyższe”. Czy to Obcy, czy Bóg – zależy od preferencji Czytelnika.

Sugerujesz stały rozwój, więc na przestrzeni lat mógłby się zmieniać jego charakter i usposobienie. 

O! I to jest bardzo ważne, a mało kto zwrócił uwagę.

Na co mógłby czekać Bóg? 

I na co się na razie nie doczekał?

 

Dzięki za lekturę :)

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Uwaga, czytałam tylko raz i to jest ocena, która powstała niedługo po lekturze. Nie uwzględnia więc ewentualnych poprawek.

No, dobra, trochę cyganię, czytałam Twoje opko kilkanaście razy, usiłując znaleźć błąd w moim rozumowaniu i za każdym razem wychodziło mi to samo ;) Co prawda obiecałam sobie, że nie będę podglądać, o piszą pod tekstami inni, ale pewnie w tym wypadku nie wytrzymam i będę zerkać :) Ale komentarz piszę dwa dni po publikacji opka, i w takiej formie go dostaniesz, nawet jeśli zdecydujesz się uchylić rąbka tejemnicy i wrzucisz w komentarze swoją interpretację.

Osobiście mam wrażenie, że bohater nie zrobił nic złego, wręcz przeciwnie, to nie jest kara, a nagroda. To jedyny sprawiedliwy, który znalazł się… w raju. Nie ma towarzystwa, bo żaden inny człowiek nie dostąpił tego zaszczytu, a zwierzęta i androidy nie mają duszy.

Kluczowy w opku jest dla mnie fragment:

Dla­cze­go? Bo ktoś wy­my­ślił SPRA­WIE­DLI­WOŚĆ. Nie dobro ani zło są tu naj­waż­niej­sze, ale wła­śnie ta ni­ko­mu do szczę­ścia nie­po­trzeb­na spra­wie­dli­wość. Poj­mu­je­cie per­fi­dię tego po­ję­cia? Spra­wie­dli­wość – każ­de­mu to, co mu się na­le­ży. Ale kto, po co i jak ma ważyć nasze uczyn­ki na szali? Co za Isto­ta czy Isto­ty mia­nu­ją się sę­dzia­mi? Do­brem jest to, co jest dobre dla mnie, a złem to, co dla mnie złe. Nie ma obiek­tyw­nych zasad, reguł i pojęć. Takie nie ist­nie­ją! Gdzieś mam całą resz­tę. Dla mnie wszak je­stem je­dy­nym ist­nie­ją­cym wszech­świa­tem i mia­łem prawo o niego za­dbać, za­dbać tak, jak uwa­ża­łem za słusz­ne. Nawet, jeśli…

I teraz ja­kieś ko­smicz­ne bubki chcą mnie karać za to, co zro­bi­łem nie z przy­mu­su, ale z we­wnętrz­ne­go, głę­bo­kie­go prze­ko­na­nia. Może nie wszyst­ko po­szło tak, jak chcia­łem. I co z tego? Co z tego, że inni, choć­by ich były mi­liar­dy…

 

Bo przecież to właśnie życie wieczne jest tym, co oferują człowiekowi bogowie w zamian za wiarę, wypełnianie przykazań i takie tam, więc sprawiedliwym jest, aby to dostał, a że mu się nie podoba… no, uj z tym ;)

On nie mówi, co złego zrobił. Mówi, że dbał o siebie tak, jak uważał za słuszne, a to może oznaczać życie zgodne z przykazaniami, mówi, że może nie był idealny, ale starał się. Mówi: co z tego, że inni, choćby były ich miliardy… i mogę sobie dokończyć: postępowali inaczej ;) Doszukuje się w sobie winy, bo pewnie łatwiej byłoby znieść tę męczarnię, gdyby był winny, gdyby to była kara. Cierpienie kojarzy się człowiekowi z karą, nawet księża często wykorzystują ten motyw, ale patrząc na to z punktu widzenia ortodoksyjnie rozumianej sprawiedliwości – dostał to, co mu zostało obiecane to, co mu się należy. Nie darmo Temida ma zasłonięte oczy ;)

Czy on może się od tego uwolnić? Raczej nie, dostał życie wieczne i rybka, po fakcie. Może, kiedy umrze Wszechświat, bogowie (Bóg) umrą wraz z nim i wtedy skończy się jego męka, ale to chyba jedyna nadzieja, jaką może mieć.

Przewrotne to Twoje opko, a ja takie cholernie lubię. Na pierwszy rzut oka marudzenie tetryka, ale jeśli ktoś zobaczy to, co ja zobaczyłam – no, kurde, perełka :)

Ale żeby Ci za bardzo nie słodzić… Czemu pamięć absolutna? Rozumiem, że chciałeś pokazać nudę, której nie da się niczym zabić, ale IMO pamięć absolutna do tego niepotrzebna. Jest za to chwytem, który wzbudza wątpliwości, że pojawił się tam, bo Ci pasuje. Nie wydaje mi się, żeby wynikał z jakiejś doktryny religijnej, a w takim razie to trochę naciągane.

Druga rzecz to tytuł. On nie zamyka drzwi. Byłby tym, który zamyka, gdyby Wszechświat umarł, ale póki co ma się nieźle.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

 

<Detektywa Lowina zapiski z urlopowych sesji czytania „Tytulików”>

Staruch – Ostatni zamyka drzwi

Miałem problem z oceną tego tekstu. Łyknąłem jagodówki… potem jeszcze raz… i jeszcze… Kiedy się obudziłem, uznałem, że najlepiej zacząć od kwestii technicznej. Świetnie napisane. Przez tekst się płynie jak kajakiem po stawie. I skoro już przy takim porównaniu jesteśmy, to płynę sobie, płynę, ale nigdzie nie dopływam. Z każdej strony czeka taki sam brzeg fabuły.

Wiem, że jest tu jakaś głębsza warstwa, dosłownie czuję ją pyskiem. Niestety, jest tak głęboko zagrzebana pod statyczną warstwą niemal nieistniejącej fabuły, że nie potrafię się do niej dokopać. Może kret czy lis by coś znaleźli, lecz moje błony pławne za wiele nie wykopią. Monolog lamentującego Ktosia, akcji brak, żadnego postępu czy zmiany. Poszlaki, które ukryłeś, pozostały przede mną schowane. Nie mówię, że to twoja wina, ale cóż poradzić – muszę oceniać na podstawie tego, co widzę i myślę.

Związek z tytułem tak daleki, że moje myśli potrzebują automobilu, aby gdzieś dotrzeć w swoich poszukiwaniach.

 

@Irka

czytałam Twoje opko kilkanaście razy

Cudownie :D

wręcz przeciwnie, to nie jest kara, a nagroda

Wiesz, to pewnie zależy od człowieka. Są pewnie tacy, którzy w piekle czuliby się lepiej niż w niebie.

Bo przecież to właśnie życie wieczne jest tym, co oferują człowiekowi bogowie w zamian za wiarę, wypełnianie przykazań i takie tam

Ale to pułapka, wiesz? Nie wiem, czy pamiętasz u Swifta nieśmiertelnych? Którzy zażyczyli sobie życie wieczne, ale zapomnieli o zdrowiu i młodości? Brrrr…

On nie mówi, co złego zrobił. Mówi, że dbał o siebie tak, jak uważał za słuszne, a to może oznaczać życie zgodne z przykazaniami, mówi, że może nie był idealny, ale starał się. Mówi: co z tego, że inni, choćby były ich miliardy…

Według mnie oznacza to, że sam się oszukuje. On te miliardy po prostu unicestwił. I nie chce przyznać sam przed sobą, że zrobił coś złego.

Stąd wspominki o Stalinie czy Leopoldzie (kacie Konga).

wtedy skończy się jego męka, ale to chyba jedyna nadzieja, jaką może mieć

Nadzieja płonna. Sam wspomina, że może przeżyć Wszechświat. A wszak piekło jest na wieczność.

Czemu pamięć absolutna?

Żeby nuda była pełna. On ma dostęp do wszystkich dokonań ludzkości. Ale na ile to może starczyć? Na miliardy lat? Zauważ, że na początku ogląda mecz. Po raz któryś. I ogląda właściwie nie mecz, a to co dzieje się w tle. Z nudów.

On nie zamyka drzwi

A owszem. Ale chciałby. I na razie te drzwi zostają otwarte. Wszak nie jest to czas przeszły. To jak instrukcja w ciasnym przejściu, do którego ustawia się spora kolejka – “ostatni zamyka drzwi”. A on tych drzwi nie może (a właściwie – nie umie) zamknąć.

Przewrotne to Twoje opko, a ja takie cholernie lubię.

Ufff, w końcu czytelniczka, jakie lubię. Nie tylko prześlizgująca się po powierzchni, a schylająca do dna :D

Dzięki, Irko !

 

@Zanais

Wiem, że jest tu jakaś głębsza warstwa, dosłownie czuję ją pyskiem

Ano jest. Poczytaj komentarz Irki.

Niestety, jest tak głęboko zagrzebana pod statyczną warstwą niemal nieistniejącej fabuły, że nie potrafię się do niej dokopać.

A to moja cecha. Jakoś tak jest, że zawsze zakopię głęboko :(. Ale nie cierpię kawonaławizmu!

Poszlaki, które ukryłeś, pozostały przede mną schowane

Są. Patrz wyżej :)

Związek z tytułem tak daleki, że moje myśli potrzebują automobilu, aby gdzieś dotrzeć w swoich poszukiwaniach.

Jest. Patrz wyżej :)

 

Dzięki, Zanaisie!

Nie trafiło. Tak bywa u mnie często. Może następnym razem?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Miś takich tagów nie lubi, omija jak horrory i postapo. Tym razem zajrzał do tekstu, nie wie dlaczego. Zajrzał i wciągnęło. Nie żałuje. Przeczytał jednym tchem. Brak pędzącej akcji zupełnie nie przeszkadzał. Problem zostanie mu w pamięci. Gwiazdki dla Autora.

Witam Misia :)

Skoro wciągnęło, to więcej autorowi nie trzeba!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Według mnie oznacza to, że sam się oszukuje. On te miliardy po prostu unicestwił. I nie chce przyznać sam przed sobą, że zrobił coś złego.

Stąd wspominki o Stalinie czy Leopoldzie (kacie Konga).

Optymistka jestem ;) Dla mnie bardziej usilnie szuka zrozumienia, odpowiedzi na pytanie – dlaczego.

 

Ale to pułapka, wiesz?

Hmm, czyli bogowie kłamią. W chrześcijaństwie masz ofertę nieba (życia wiecznego) w zamien za bardzo konkretne postępowanie. Skoro żyje wiecznie i się nie smaży, to znaczy, że mu się to z prawa należy, a więc nie może być tym złym ;)

 

Wiesz, to pewnie zależy od człowieka. Są pewnie tacy, którzy w piekle czuliby się lepiej niż w niebie.

No, niebo wydaje mi się lekko nudne ;)

Przerwa reklamowa… Jak chcesz poznać moją wizję piekła i nieba, to zapraszam do opka Ewy komedia :) I po reklamie ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Nie porwało mnie :(

Przynoszę radość :)

Już drugi raz z rzędu?

Fatalna passa :(

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

 z każdym obejrzeniem meczu pomiędzy Suzhou Dongwu a Wuhan Huachuang dostrzegam coraz więcej smaczków

Za każdym obejrzeniem, chociaż brzmi to trochę… Nietenteges.

 Ale nawet w taki sposób Oprawca (a może Oprawcy?), nie złagodził moich cierpień.

Przecinka nie powinno tu być.

jedyne co

Jedyne, co.

 Pojmujecie perfidię tego pojęcia?

Proszę przybliżyć possybilność perfidii pojęć. :P

 karać za to, co zrobiłem nie z przymusu, ale z wewnętrznego, głębokiego przekonania

Właśnie dzisiaj czytałam sobie Boecjusza, klarującego jak krowie na rowie, że za to, co się zrobiło z przymusu (no, z konieczności – obalał determinizm), człowiek nie odpowiada. Zatem – wymówki, królu punktu! ;)

jebane, kapuściane głąby

Grupa nominalna.

 Wiecie jakie

Wiecie, jakie.

 przyspieszając delikatnie

Obiecywałam, że urwę głowę następnemu, który źle użyje słowa "delikatnie", ale ponieważ to już drugi z kolei Twój tekst traktujący o samookaleczeniu, który czytam, w drodze wyjątku pozwolę Ci wypić sok marchewkowy i zapomnimy o sprawie.

 wypiera z was wszelkie inne uczucia, jak czad w niewentylowanej łazience z zepsutym piecykiem

Kurka, mocne porównanie.

 mimo, że oddychacie, to w powietrzu nie ma tlenu

Jak to się wyklucza, hmm?

 ale tlen nie rozchodzi się po ciele

Hmm.

 Drinka z kwasu azotowego

Skąd go wziął? Swoją drogą, skąd wziął batony? Nie miał żelków? (przyznajemy punkt za zrozumienie tego dowcipu)

 musisz wykonać

"Wykonać" trochę tu wysokie.

 wepchnąć szpikulec do ucha, sięgając mózgu

Hmmm. Nie dałabym głowy za tę frazę.

 następnego dnia, kiedy znowu budziłem się z martwych

Może jednak: budzisz? Żeby było spójnie z resztą akapitu?

 skończyć karminowymi kropelkami

Purpurowe, a poza tym krew mogła skończyć jako kropelki.

budzisz się jak gdyby nigdy nic

Budzisz się, jak gdyby nigdy nic. Zaraz, to on się resetuje nie po śmierci, tylko jakoś regularnie?

 coś mi się stanie wskutek promieniowania

Hmmmm.

 Tak długo, że z tego gazu powstała supernowa?

Najpierw chyba powinna być gwiazda?

kompletnie nas nie obchodzi, irytuje i złości

Jak może złościć, skoro nie obchodzi?

 zupełnie nie interesowali mnie ci

Szyk: zupełnie mnie nie interesowali ci.

 Czasu mam tyle, że choćbym mordował go całą bronią minionego świata,

Idiom: czas się zabija, nie morduje, nie jestem też pewna tej broni, ale co tam.

 nudzi ci się, chłoptasiu?

Przypomniało mi się powiedzonko, którego mój Tatko jakoś od dawna nie powtarza: inteligentny człowiek się nie nudzi :)

językach, jakie kiedykolwiek

Które.

 Nie wiem po co, ale umiem.

Nie wiem, po co, ale umiem.

Złe nastawienie ma ten Twój narrator :P

Ja jej nigdy nie porzucę.

Nadziei na co właściwie?

 męczył tak jak mnie

Męczył tak, jak mnie.

 Kto wam dał prawo zamknąć mnie tu

Jeśli prawo, to zamykać.

 Słońce grające kata

Rym i dziwna metafora.

 Tak chciałbym podążyć za wami.

I doprawił nawiązaniem do Heinleina, no, ludzie…

 

 

No, to tak. Emocje! Emocjonalnie tekst wali po głowie i zakłada półnelsona. Plastycznie pokazałeś stan ducha bohatera. Nie pokazałeś natomiast wiele więcej. Czym on sobie "zasłużył" albo nie? Co to za facet? Z jednej strony ta niewiedza czyni tekst bardziej interesującym, uniwersalnym, ale kiedy się go już przeczyta i wyjdzie z tego wszechświata…

 

 

… to nic z niego nie wynikło. Zresztą wiesz, że pesymista dostanie kolejkę i marudzi, a optymista – końskie jabłko w papierku i się cieszy, że był konik? Niniejszym wyzywam Cię, o Starcze przeszlachetny, być stworzył optymistyczną wersje tego tekstu. Potrafisz?

 

Ale dlaczego mówisz, że tekst będzie trudny do przeczytania? Znowu coś zagmatwałem?

Na moje oko to może być Twój najsprawniej napisany tekst. Jak dotąd przynajmniej.

 A dołujące, bo… …sam mam czasem takie jazdy i trochę siebie w narratora przelałem :/

Terapia, znaczy. Wspieramy Cię. (To nie jest ironia.)

 Tylko, że on nie zamyka drzwi!

Ano, nie.

 Aby czytelnik zadał sobie parę prostych pytań:

– kto (lub co) zgotowało taki los bohaterowi?

– dlaczego?

– czy w ogóle, a jeśli tak to kiedy, stan “trwania” bohatera może się skończyć?

Tylko tyle i aż tyle. Może i odpowiedzi dość banalne, ale nieodmiennie mnie kręcą!

Zadałam. Ale nic tu nie wskazuje na odpowiedzi. Bohater jest (wyraźnie nam współczesnym) człowiekiem, nie żadnym timeless child ani innym takim crap. Możliwe, że człowiekiem zamkniętym w wirtualu (na to wskazuje np. natychmiastowa kuracja odchudzająca, ale byt odpowiednio potężny też by mu ją mógł zrobić). Sam nie wie, kto go tak załatwił (nie wie nawet, ilu ich było) i prawdopodobnie nie wie dlaczego (na pewno zgaduje, że za jakieś grzechy, ale wątpię, czy słusznie) – istnieje możliwość, że załatwiły go prawa fizyki, albo przypadek, albo wredny dżinn. Albo jest świrem w wariatkowie i to są jego rojenia. Albo to nie jest kara, tylko nagroda, udzielona mu przez byt potężny, ale nie rozumiejący ludzi, a przynajmniej jego. A czy to się skończy – nie sposób odpowiedzieć. I nie wydaje mi się, żeby odpowiedzi na te pytania były jakoś istotne (na pewno nie dla emocjonalnej wymowy tekstu), ale to Twój tekst i Ty wiesz, co chciałeś powiedzieć.

 Iii, co tak wielu marudzińskich przy tym opku, malkontenci jedni. ;-)

Tekst o malkontencie przyciąga malkontentów :D

 Narrator zrobił coś… W sumie – kilka wskazówek zostawiłem. Można je wyłapać i się domyślić. I nie. To nie było przedszkole ;)

Albo wymordował ludzkość (i wszystkie inne istoty żywe?), albo popełnił (pierwotnie) samobójstwo (Chesterton, z pamięci: "Kto popełnia samobójstwo, zabija całą ludzkość."). Innej opcji nie widzę.

 Bo (jak zwykle poniewczasie) zorientowałem się, że w jednej z alternatywnych rzeczywistości “Drzwi” Zaczynają się tam, gdzie “RAJ” kończy (a właściwie zaczyna).

Aaaaaaa… Pomyślałam o tym, ale odrzuciłam, jak widać przedwcześnie. Ma sens.

 Ale to logicznie można wywnioskować!

Nie zrobimy cegieł bez gliny :P

 Pokaż mi w tekście wątpliwości czy krytykę siebie?

Znalazłam raczej narzekania i niechęć do wszystkiego wokół.

 Bo to by znaczyło, że traktuję czytelników jako głupszych od siebie.

Jakiś Ty skromny :)

 Przecież ja też wszystkiego nie wiem o całej sytuacji, o Narratorze…

Też prawda, że nie musisz.

Zostawiłem pewne wskazówki – kim jest i z kim się porównuje.

Porównuje się ze zbrodniarzami, ale w kontekście bycia ukaranym i zasługiwania na karę. Więc niekoniecznie: zrobiłem czyn o wartości 59 na skali malomierczej, a Stalin osiągnął tylko 58, więc jestem gorszy od Stalina, a raczej: ci, którzy stoją wyżej ode mnie na skali malomierczej nie zostali tak okrutnie ukarani, więc i ja nie zasłużyłem (buuu, chlip, chlip).

 bym powiedziała, że uosobieniem nadziei

Że umiera ostatnia? Raczej nie… Wątpię, żeby miał uosabiać jakikolwiek abstrakt. W ostateczności może być inteligentnym Słońcem, ale tu już rzucam najgłupszymi pomysłami :D

 Ale tak się znużyłeś lekturą, że nie zwróciłeś na nie uwagi.

Być może. Ale i szanowny Autor mógłby ją uczynić ciekawszą ;) (nie, była dobra, choć ani trochę dłuższa, niż trzeba – dłuższa już by za bardzo męczyła).

 Ukarali go Obcy stawiający sprawiedliwość ponad wszystko?

"Sprawa Rautaavary"? ;)

 Nie leży mu pretekstowy bohater

Czemu pretekstowy? Everyman :)

 Bo czytało się po prostu świetnie. Niezwykle gładko. Oczywiście za zasługą bardzo dobrego stylu.

I dlatego napisałam, że sprawnie odrobione.

 Chyba pierwszy raz spotkałem się z takim zarzutem. Z reguły raczej piszę zbyt skrótowo.

Ja bym tam nie cięła, ale to Twój tekst.

 Gość jojczy na sprawiedliwość. Wniosek jest prosty – to uwięzienie jest karą. Karą za to, co zrobił.

To dość jasne. Jasne jest też, że nie uważa, żeby na nią zasłużył, co może być powodem, dla którego kara trwa (skończy się, jak odniesie skutek resocjalizacyjny). Ale co konkretnie zrobił?

Czyli gość pokutuje za wymordowanie całej populacji Ziemi.

No. Mówiłam.

 I tego boi się przyznać, bo wtedy straciłby te resztki nadziei, która mu jeszcze została.

Ale wtedy mógłby wyjść… czyli trzyma się tu sam, patrz wyżej.

 Trudno mi uwierzyć, że da się przypadkiem zabić wszystkich.

Pokombinować coś z atmosferą? Zdmuchnąć całą może?

 Mnie interesowało co innego: kwestia winy/sumienia i kary za grzechy.

To akurat widać.

 w końcu trzeba wejśc w buty wiecznie żyjącego bohatera, a my, zwykli ludzie o małych umysłach, nie mamy możliwości choć liznąć tematu nieśmiertelności.

Mów za siebie ;)

Bo przecież moim zdaniem piekło nie może być ogniem i siarką, a cierpieniem. Cierpieniem, które sam człowiek sobie zadaje.

Przecież ten ogień i siarka to tylko obraz, jak skrzydła u aniołów. Nie udawaj, że nie wiesz. Timothy Archer, no :P

 sądzę, że skupiłby się nad rozpracowaniem problemu swojej nieśmietelności. I (jeżeli nie wchodzą w grę jakieś elementy fantastyczne typu wola bogów) to prawdopodobnie doszedłby do jakiegoś rozwiązania albo chociaż zrozumiał istotę swego uwięzienia (czy regenerują go nanoboty, czy jest w symulacji).

Ale tu nie chodzi o wiedzę, tylko o phronesis (taka mądra jestem, bo przeczytałam wyjaśnienia odautorskie XD).

 Nie ma towarzystwa, bo żaden inny człowiek nie dostąpił tego zaszczytu, a zwierzęta i androidy nie mają duszy.

Tja, ładny raj. Timothy Archerze ;) Co do duszy, niedawno skończyłam (ale będę powtarzać, bo ciężka to lektura) polemikę Sigera z Brabancji, św. Tomasza i Idziego Rzymianina o tym, czy ludzie mają osobne intelekty, czy wszyscy jeden (to był wtedy poważny problem). Tomasz i Idzi podnoszą jako argument, że intelekt jest częścią (aspektem, dusza jest prosta) duszy! A mówię o tym dlatego, że kiedy dzisiejsi ludzie używają słowa "dusza", to mam wrażenie, że nie wiedzą, co ono znaczy. I chcę ich pytać – według Arystotelesa? Platona? Tomasza? Co to jest dusza? Dlaczego np. androidy nie mogą jej mieć? Zwierzęta, wg. Arystotelesa, mają duszę – ale nie rozumną! (Wg. Arystotelesa nawet ściana ma duszę, co prawda mało ciekawą.)

 Bo przecież to właśnie życie wieczne jest tym, co oferują człowiekowi bogowie w zamian za wiarę, wypełnianie przykazań i takie tam, więc sprawiedliwym jest, aby to dostał, a że mu się nie podoba… no, uj z tym ;)

Nie, nie jest. Ale mam dzisiaj jeszcze jeden tekst do skomentowania i nie zdążę podyskutować o teologii.

Są pewnie tacy, którzy w piekle czuliby się lepiej niż w niebie.

Do czasu… Znasz Lewisa "Podział ostateczny"?

 Optymistka jestem ;)

Jesteś :)

W chrześcijaństwie masz ofertę nieba (życia wiecznego) w zamien za bardzo konkretne postępowanie. (…) No, niebo wydaje mi się lekko nudne ;)

I oto powód, dla którego ludzie odchodzą od wiary. Katecheta Irki był wyraźnie idiotą. A skoro łatwiej o niekompetentnych nauczycieli, niż o dobrych… Iruś, jedno o teologii zdążę powiedzieć – z Bogiem się nie handluje.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Katecheta Irki był wyraźnie idiotą.

No, coś w tym jest, zważywszy, że na katechezie byłam może pięć razy, a potem zakończyłam współpracę ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Aaaaa, wagarowało się. Też prawda, że ja z katechez pamiętam:

jak pani katechetka puszczała filmy, zwłaszcza ten o złuuuuuuu płynącym z RPGów (w klasie na dziesięciu chłopców grało dziewięciu, a dziesiąty uchodził za dziwaka)

jak chłopcy, nauczeni tym doświadczeniem, spytali księdza, czy granie w RPG to grzech i się dowiedzieli, że on w naszym wieku też grał XD (młody był)

i… to w sumie tyle.

Ale problem niekompetencji katechetów jest znany. Tylko nikt z nim nic nie robi.

Gif bez związku, za to hipnotyyycznyyy…

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Fakt, hipnoooo…

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Nowa Fantastyka