- Opowiadanie: Lupus90Gno - Królestwo potrzebuje smoka

Królestwo potrzebuje smoka

Moje pierwsze humorystyczne opowiadanie, umieszczone na tym portalu. Dedykuję je wszystkim kreacjonistom. :) 

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Królestwo potrzebuje smoka

 – Czy w naszym kraju żyją smoki? 

Król Honoriusz IV powiódł wzrokiem po swych poddanych. Zdecydowana większość dworzan była poruszona tym pytaniem. Jedni stali nieruchomo z rozdziawionymi ustami i wybałuszonymi oczami, inni z kolei spoglądali po sobie zaniepokojeni. Znaleźli się jednak i tacy, którzy nie stracili rezonu i postanowili rozwiać monarsze wątpliwości. 

– Nie. 

– Nic mi o tym nie wiadomo. 

– Smoki wyginęły już dawno temu. 

– Jakiego konkretnie smoka ma, wasza królewska mość, na myśli? 

Władca Marganu spojrzał z zainteresowaniem na wielkiego łowczego.

– Drogi Oktawianie, chodzi mi o wielką, krwiożerczą, łakomą na dziewice, palącą wioski strugą ognia bestię. Czy taka potwora żeruje w naszej pięknej ojczyźnie? 

Dworski urzędnik zdecydowanie pokręcił głową. 

– Nie, absolutnie nie.

– A to szkoda. – Król wyglądał na rozczarowanego. 

Główna komnata zamku wypełniła się szumem pomruków, westchnień i szeptów. Wydawało się, iż niewielu dostojników podziela monarszy smutek wywołany brakiem latającego siewcy pożogi. Hrabia Paulus chrząknął głośno i wystąpił przed szereg margańskich szlachetnie urodzonych mężów. 

– Wasza królewska mość, nie mamy takiego smoka ani żadnego innego, ponieważ one już od wieków nie chodzą po naszych ziemiach. Teoria Powolnej Zmiany… 

– Jaki jest nasz smok? – Władca obcesowo przerwał dygnitarzowi, wzrok cały czas skupiał tylko na łowczym. 

Oktawian podrapał się po głowie. Intensywnie szukał adekwatnego określenia.

– On jest… miły? 

Honoriusz IV opuścił ze smutkiem głowę.

– Czyli z cesarskich pieniędzy nici. 

Nie powiedział tego głośno, ale i tak wszyscy dosłyszeli. I zamilkli, z niepokojem wyczekując na wyjaśnienia. 

– Wasza królewska mość, co ma z tym wspólnego cesarz? – zapytał głośno Paulus. 

Król wahał się, ale tylko przez chwilę. Aby zdobyć cenny skarb, musiał wtajemniczyć przynajmniej najwyższych państwowych dostojników. 

– Magnus V oszala… znaczy się wpadł na pomysł, aby sfinansować swoim lennikom wynajęcie drużyny pogromców smoków. Kwota donacji jest znaczna… Ale, oczywiście, musi pojawić się smok. I to taki groźny. Może nawet być furiat. 

– Najdostojniejszy królu, a czy nie można po prostu wziąć pieniędzy i powiedzieć… 

– Nie, nie można, marszałku. Przyjedzie specjalna komisja z Turgyntii i oceni bestię oraz jej destrukcyjny wpływ na kraj. 

Wszyscy zebrani w pomieszczeniu dygnitarze gorączkowo myśleli nad rozwiązaniem problemu. Wizja wzbogacenia się królestwa umacniała wiarę we wszystko, co lata i zionie ogniem. Niejeden rycerz dałby sobie teraz odciąć prawicę, że kiedyś jakąś zieloną gadzinę widział. Tylko nikt nie potrafił stwierdzić, gdzie dokładnie. Prawie nikt. 

– Jak wielka jest ta cesarska pomoc? – spytał łowczy. 

W oczach Honoriusza IV pojawił się zagadkowy błysk. Władca powstał z tronu i niespiesznie otaksował poddanych. 

– Szlachetni panowie! Dzielni synowie margańskiej ziemi! – przemawiał tubalnym głosem monarcha. – Na tego, kto odkryje i wskaże miejsce przebywania okrutnego smoka, czekać będzie nagroda! Z prywatnej szkatuły asygnuję na ten cel dwa tysiące solidów! Panowie! Królestwo potrzebuje smoka! 

Zgromadzony w wielkiej sieni kwiat rycerstwa kochał i czcił swojego władcę. A kochał i czcił tym bardziej, im więcej pieniędzy mógł od niego otrzymać. I choć zaprezentowana przez monarchę suma nie zaparła nobilom tchu w piersiach, to jednak niejeden z nich uśmiechnął się szerzej na myśl o tylu błyszczących, grubych monetach. 

Wielki łowczy również wyglądał na podekscytowanego, w jego umyśle dojrzewał pewien śmiały, może nawet nieco szalony plan. Aby go zrealizować Oktawian musiał uciec się do pomocy dwóch osób: druida Sofiresa oraz hrabiego Paulusa. Pierwszy – doskonale wiedział, gdzie smok obecnie przebywa. Drugi – w ogóle w jego istnienie nie wierzył. 

*** 

– Jeżeli do wieczora nie spotkamy tej mitycznej gadziny, to biorę pieniądze za przegrany zakład i wracam do swojego hrabstwa – stwierdził Paulus. 

Jechali od świtu już dobre cztery godziny. Letnie słońce zaczynało mocniej przygrzewać. 

– Nie denerwuj się, mości hrabio. Sofires mówił przecież, że niedługo znajdziemy się na miejscu.

– Taaak. Jasne. Pan druid mówi tak od dwóch dni.

– Nie niecierpliw się, dostojny gościu. Zaufaj wielowiekowej mądrości puszczy – powiedział aksamitnym, jakby trochę sennym głosem strażnik natury. 

Hrabia zerknął na przedmówcę z dezaprobatą. Leśny przewodnik wyglądał zaskakująco młodo. Nawet farbowane na biało, i to nieudolnie, broda oraz włosy nie postarzały go na tyle, aby dostojnik uwierzył, iż Sofires Szumiący Bór przekroczył trzydziestkę. Lecz wcale nie młodzieńcza fizjonomia budziła największą nieufność szlachcica. Bardziej niepokoiło go osobliwe zachowanie przewodnika – druid ledwie trzymał się na koniu, często wodził po drzewach nieprzytomnym wzrokiem, jego ręce trzęsły się jak u alkoholika, rzadko jadał z resztą towarzyszy, a gdy już coś spożywał, to tylko własny prowiant. Zazwyczaj podejrzane kolorowe grzyby. 

Wielki łowczy ufał jednak całkowicie swemu znajomemu z dziczy. Poparł nawet niedorzeczne żądanie druida, który uparł się wczoraj, aby zostawili w przydrożnej karczmie cały swój orszak – giermków oraz czeladź – i ruszyli następnego dnia tylko we trzech. Hrabia czuł się z tym bardzo nieswojo. Co jakiś czas zerkał za siebie albo na boki. 

– Zaraz ujrzyjcie smoka – rzekł Szumiący Bór. 

– Tak, ja też go wyczuwam – potwierdził wielki łowczy. 

Paulus prychnął głośno i z politowaniem spojrzał na Oktawiana. Nie wierzył w jego zapewnienia. Ani tym bardziej w gadkę leśnego szamana. 

– Może to nie moja sprawa… – zaczął hrabia. – Ale powiedz mi, Oktawianie, jak to możliwe, że wielki łowczy zaprzyjaźnił się z druidem? Czy to się trochę nie wyklucza? 

– Oktawian to dobry człowiek, chroni zwierzęta przed królem – odpowiedział Sofires. 

– Aha… I w zamian za to Honoriusz mianował go rządcą polowań. Sensowne. 

Mianował mnie w zamian za dyskrecję – stwierdził w myślach łowczy. – Za to, że nie zdradzam do jakiej kochanki się po drodze udaje

– Król męczy się długimi polowaniami – powiedział na głos Oktawian. – Podstawiam mu tylko chore, stare sztuki. Władca na wyprawach bardziej niż dziczyzną woli raczyć się dobrym winem, gawędą i śpiewem. 

Podróżni wjechali na leśną polanę. Druid wstrzymał konia. Dwaj notable również. 

– To tutaj. Smok jest gdzieś tutaj. 

– Gdzieś tutaj! Cóż za precyzyjne określenie! – drwił hrabia. – A pod którym konkretnie drzewem się chowa? 

Sofires spojrzał na Paulusa z wyrzutem. 

– Smok to nie zając, jego trzeba zaprosić – odrzekł, po czym uniósł głowę i przyłożył ręce do ust. – Alfredzie! Masz gości! Alfredzie! 

Druid zrobił pauzę i rozejrzał się wokoło. Jego towarzysze postąpili tak samo. Otaczający ich krajobraz wcale się nie zmienił. Usłyszeli tylko lekki szmer wiatru, ale nic poza tym. 

– Alfredzie! Zapraszam na spotkanie! Na polanie! Na tej… no wiesz… na polanie! 

Czekali. Nic się nie działo. Hrabia Paulus uśmiechnął się szeroko. Jego rozbawienie narastało z każdą chwilą. W końcu nie wytrzymał i odwrócił się w stronę łowczego. Na twarzy dostojnika zagościła satysfakcja oraz tryumf. 

– Oktawianie kochany! To już nawet nie chodzi o te dwieście solidów, które są przedmiotem naszego zakładu. Ja po prostu cieszę się z glorii nauki! Tak jest! Właśnie dziś ostatecznie udowodniłem prawdziwość teorii Powolnej Zmiany! Nie gusła i zabobony, tylko akademicka wiedza! Smoki wyginęły już dawno temu, żaden Arnold do nas nie przyleci, bo… 

– Mam na imię Alfred – wtrącił smok. 

Hrabia gwałtownie pociągnął wodze do siebie, jego koń zarżał i stanął dęba. Rycerz nie utrzymał się w siodle, wyrżnął plecami o murawę. Przez moment nie mógł złapać tchu. 

– Kochani, podnieście kolegę i dajcie mu wina. 

Sofires siedział w siodle, z nieco nieprzytomnym wyrazem twarzy, natomiast Oktawian zeskoczył z konia, chwycił kompana za ręce i przywrócił go do pionu. Paulus wbijał wzrok w niespodziewanego gościa, czyli wysokiego jak topola i szerokiego jak dąb smoka. Uważany za wymarłego stwór wyglądał majestatycznie, a nawet… pięknie. Szyję miał długą i smukłą, skrzydła rozłożyste, a łuskę błyszczącą, szmaragdową. Ostre pazury i groźne kolce na grzbiecie kontrastowały z łagodnością jego spojrzenia. Paszczę miał potężną, ale chyba uśmiechniętą. 

Ale i tak pod Paulusem ugięły się kolana. 

– Co, jak…? Przecież ty, przecież ciebie… Wyskoczyłeś znienacka?

– Magia, przyjacielu, magia. 

– Przecież magia nie istnieje! 

Smok zarechotał. Od jego śmiechu zadrżała ziemia. 

– Nie wierz w każdą głupotę, którą usłyszysz. 

Hrabia otworzył usta, ale zaraz je zamknął. Nie był w stanie złożyć godnej riposty. Oktawian wykorzystał tę pauzę i przejął inicjatywę. 

– Wielce czcigodny smoku, cieszę się z naszego kolejnego spotkania. To już będzie chyba… drugie? 

Smok zamruczał. Zamruczał po smoczemu, w języku ludzkim przypominałoby to skrobanie nożem dna cynowego kociołka. 

– Szlachetny pan Oktawian, a witam, witam w mojej puszczy. – Smok skinął także druidowi. – Pozdrawiam również młodego mistrza Sofiresa, przewodniczącego bractwa Przyjaciół Mieszkańców Puszczy. 

Druid uśmiechnął się i żartobliwie pogroził magicznemu stworowi palcem. 

– Oj, już nie taki młody. Moje siwe włosy świadczą o tym, że już nie taki młody. 

Smok i wielki łowczy byli dobrze wychowani. Nie skomentowali słów opiekuna puszczy.

– Co cię do mnie sprowadza, Oktawianie? – Alfred postanowił zmienić temat. 

Wielki łowczy odchrząknął.

– No cóż, czcigodny Alfredzie, przybywam do ciebie w sprawach wagi państwowej. Nie chciałbym jednak zanudzać druida złożonymi aspektami polityki. Cofnijmy się może nad strumień i porozmawiajmy w cztery oczy. 

Smok zerknął na hrabiego. 

– Dobrze, Oktawianie, ale co z twoim szlachetnie urodzonym przyjacielem? 

Paulus nadal gapił się oniemiały na prastarą, niby wymarłą, istotę. Co jakiś czas mrugał. Wielki łowczy tylko przelotnie na niego spojrzał, po czym zwrócił się do druida. 

– Sofiresie, czy mógłbyś odprowadzić hrabiego do karczmy? Będę wdzięczny. 

– Dobrze, ale w zamian za to posadzisz więcej drzew. 

– O pięćdziesiąt więcej? 

– Niech będzie pięćdziesiąt. 

Po tych słowach strażnik puszczy zsunął się z konia, chwycił Paulusa pod pachę i ruszył razem z nim w stronę gospody. Hrabia nie stawiał oporu. 

*** 

Oktawian i Alfred siedzieli nad brzegiem rzeki, wsłuchiwali się w jej łagodny szum. Smok dumał nad tym, co przed chwilą usłyszał od łowczego. Oktawian cierpliwie czekał na odpowiedź. 

– Czyli, jak dobrze rozumiem, racja stanu twojego królestwa wymaga, abym kogoś zjadł… 

– Wystarczy kilka owiec… – wtrącił łowczy. 

– …abym też coś spalił… 

– Chociaż jedną chatkę… 

– …a to wszystko na oczach przysłanej z Cesarstwa komisji? 

– No tak… 

– Aha! I bym zapomniał, złoto przeznaczone na wynajęcie łowców smoków tak naprawdę pójdzie na wino, kobiety i śpiew. 

– Wolałbym określenie “rozwój kraju”. Ale to ostatnie chyba cię nie martwi, co? 

Smok głośno wypuścił powietrze przez nozdrza. 

– Czy twoje królestwo zawali się, jeśli nie spełnię tych żądań? 

– No, raczej nie. 

– Szkoda. 

Oktawian spochmurniał. 

– Pomysł nie przypadł ci do gustu? 

Alfred potrząsnął głową, jakby odganiał się od wyjątkowo natarczywej muchy. 

– Mój drogi Oktawianie, twoja propozycja jest niemoralna i niezgodna z moimi wartościami. Hmmm, przecież jako członek bractwa Przyjaciół Mieszkańców Puszczy nie spożywam mięsnych posiłków, a także całkowicie odrzucam przemoc. Czyżby te wiadomości były ci wcześniej nieznane? 

Łowczy od niechcenia rzucił kamieniem w wodę.

– Znane są, znane… Zastanawiałem się tylko, czy jest coś… co mogłoby zmienić… 

– Nie. 

– Nagiąć… 

– Nie. 

– A… jakbyś się czegoś napił i zapomniał o tym, co robisz? 

Smok spojrzał na rozmówcę z politowaniem.

– Nie dysponujesz taką ilością alkoholu. 

Oktawian westchnął głośno. 

– No cóż, przynajmniej próbowałem. Ojczyzna musi mi to wybaczyć. Wrócę teraz do gospody i zabiorę hrabiego do domu. 

– Zjemy jeszcze pieczonego ziemniaka na pożegnanie? 

– Z wielką chęcią. Tylko nie przesadź z ogniem. 

*** 

Smok nie przesadził. Kartofle udały się znakomicie, podobnie jak rzepa i cebula. Wszystkie warzywa pochodziły z uprawianego przez Alfreda ogródka. Smok nie zdradził, czy ktoś dla niego pracuje, czy może sam dogląda warzywniaka. Oktawian jednak nie naciskał na niego zbyt mocno. Ważne, że wyszło smacznie. 

Już mieli się żegnać, gdy nagle usłyszeli za sobą jakieś szelesty i podniesione głosy. A raczej podniesiony głos. Gardłowała tylko jedna osoba, aczkolwiek w stronę rzeki zmierzały dwie postacie – hrabia Paulus oraz druid Sofires. Rycerz królestwa był rozemocjonowany, gestykulował i tłumaczył coś strażnikowi lasu, który przyjmował wszystkie jego rewelacje w milczeniu, ze spokojem i niewzruszonością oceanu. 

– Dawno was tu nie było – skomentował pojawienie się gości smok. 

Paulus zamilkł, wzdrygnął się gwałtownie, po czym spojrzał na smoka i wyprężył się jak struna. Jego wzrok po chwili ześlizgnął się na łowczego. Dopiero wtedy hrabia uśmiechnął się, ale jakoś tak dziwnie, inaczej niż zazwyczaj. Zaraz też podbiegł do Oktawiana. 

– Dlaczego rozmawiasz z moją halucynacją? – rzekł szlachcic z wyrzutem.

– Że co?!

Nobil wskazał palcem szmaragdowego stwora. 

– Spadłem z konia i doznałem poważnego urazu głowy, przez który teraz widzę i słyszę smoka. 

– Spadłeś z wierzchowca dopiero, gdy mnie ujrzałeś – stwierdził Alfred. 

– Ha! – wykrzyknął hrabia. – Tak mi się tylko wydaje! To mój umysł sfabrykował te wspomnienia, żeby wyjaśnić upadek! To się nazywa racjonalizacja. 

– Ja też go widzę i słyszę – rzekł Oktawian. 

Paulus pokręcił przecząco głową. 

– Ależ, proszę, nie poprzestawajmy na tym, co li tylko empiryczne. Za chwilę wyłożę tutaj swojej zielonej imaginacji podstawy teorii Powolnej Zmiany, a stwór sam zniknie, ponieważ nie będzie miał kontrargumentów za swoim istnieniem. 

Smok zamruczał przeciągle.

– Intrygująca teoria, panie dygnitarzu… W swym długim życiu prowadziłem już setki dysput filozoficznych. Nigdy jednak nie miałem okazji bronić niezaprzeczalnego faktu samoistnienia. Hmmmm… to może być interesujący pojedynek. 

Oktawian zerknął pytająco na Sofiresa. 

– Częstowałeś hrabiego czymś ze swoich zapasów? 

– Oktawianie, proszę – wtrącił Paulus. – Zostawcie mnie na chwilę samego. Muszę stoczyć głośny bój w mym umyśle. 

Łowczy chwycił strażnika lasu za ramię. 

– Chodź Sofiresie, oprowadzisz mnie trochę po swoich włościach. 

Ruszyli w górę rzeki. Nie oglądali się za siebie, lecz jeszcze długo słyszeli podniesione głosy dyskutujących. 

– Mistrz Darwiniusz twierdzi, że nasza ziemia ma kilka miliardów lat. Wielkie zielone bestie pojawiły się… 

*** 

Było już dobrze po południu, gdy wrócili na miejsce, w którym pozostawili dyskutujących. Ku ich zaskoczeniu dostrzegli tylko smoka. Hrabiego nigdzie nie było widać. W dodatku Alfred miał jakąś niewyraźną minę – był smutny, zmartwiony.

– I już po rozmowie? – zagaił łowczy. – A gdzie jest Paulus? Poszedł sobie? 

Magiczny stwór uciekł wzrokiem w bok. 

– Nie wiem. 

– Alfredzie, czy coś się stało? – zapytał z troską Oktawian. 

– Nie, skądże. – Smok nadal nie patrzył rozmówcy w oczy. 

– Czy pan rycerz opuścił już granice naszego lasu? – odezwał się druid. 

Przez potężne ciało smoka przeszedł dreszcz. Zaniepokojony wstrząsem kos poderwał się szybko do lotu. Alfred obrócił masywny łeb w stronę ludzi. Wyglądał na skruszonego, co u przedstawicieli jego gatunku zdarza się bardzo rzadko. Oktawian widział coś takiego po raz pierwszy w życiu. 

– To było niechcący, przepraszam… – rzekł nieśmiało, jak na smoka, Alfred. 

– Ale, co niechcący? Przegoniłeś Paulusa? 

– No nie… Chyba go zjadłem. 

Ta wiadomość zelektryzowała Sofiresa. Strażnik puszczy aż podskoczył ze wzburzenia. Jego twarz straciła nieprzytomny, maślany wyraz. Druid sprawiał wrażenie, jakby zobaczył szmaragdową istotę po raz pierwszy w życiu. W oczach strażnika lasu gniew mieszał się z niedowierzaniem. 

– Alfredzie! Jak mogłeś! Zjadłeś człowieka?! Ty, zatwardziały weganin? 

Smokowi zatrząsnął się podbródek. Wyglądał, jakby miał się zaraz rozpłakać. 

– Przecież… jakie on duby smalone bredził! Jakbyście go tylko posłuchali! Tego nie dało się wytrzymać! Nerwy mi puściły i, i, i… Sam nie wiem, jak to się stało! 

Sofires zacisnął dłonie w pięści, uspokoił się, ale jego twarz stężała.

– Alfredzie, dla wygranej dysputy wyrzekłeś się własnego bractwa… 

– Co? Nie! Mistrzu Sofiresie, nie wyrzucaj mnie! To był wypadek! Ja cały czas jestem głęboko wierzącym członkiem naszego… 

– Wierzącym, ale nie praktykującym. 

Smok obrócił głowę ku Oktawianowi z nadzieją na znalezienie u niego pomocy, ale wtem przypomniał sobie, kogo zjadł i zrobiło mu się jeszcze bardziej głupio. 

– Szlachetny łowczy, zapewne będziesz chciał pomścić towarzysza? 

Dworski urzędnik od początku rozmowy zachowywał spokój. Przyglądał się tej kłótni z kamienną twarzą. Teraz jednak, gdy został wywołany do zabrania głosu, uśmiechnął się delikatnie. 

– No wiesz, według kodeksu honorowego niby tak. Ale, technicznie rzecz ujmując, to jest… niewykonalne. No, bo co ja mam zrobić? Rzucić się na ciebie i udusić? Jesteś smokiem, nie kurą. 

– I już nie członkiem bractwa Przyjaciół Mieszkańców Puszczy! Ha! – dodał stanowczo druid. 

Smok wodził oczami w lewo i w prawo, jakby czegoś szukał. W końcu jego wzrok spoczął na Sofiresie. 

– Czcigodny mistrzu, czy pozwolisz, abym zamienił słówko ze szlachetnym panem łowczym? Ale nie odchodź, proszę, musimy jeszcze coś potem uzgodnić. 

Strażnik lasu minę miał zaciętą, ale przystał na prośbę Alfreda. Smok i łowczy odeszli kilkaset kroków od rzeki. 

– Jestem gotów pomóc królestwu – powiedział bez ogródek smok. 

Łowczy z uznaniem pokiwał głową.

– Doceniam twoją patriotyczną postawę, Alfredzie – rzekł z absolutną powagą. 

– Oczywiście, moja pomoc jest warunkowa – uzupełnił szmaragdowy stwór. – Chciałbym, abyś wstawił się za mną u Sofiresa. Zauważyłem, że dobrze się znacie. 

– Marzysz o powrocie do bractwa? 

– Myślisz, że to jest jeszcze możliwe? 

Oktawian nie odpowiedział od razu. Powzdychał trochę, posłuchał śpiewu ptaków, doskonale wiedząc, iż smok niecierpliwi się coraz bardziej.

– Każdy ma pewne słabości. Jeśli uderzę w odpowiednią strunę, to Sofires przywróci cię do stowarzyszenia. 

Alfred mruknął z zadowoleniem. Po chwili jednak spojrzał na rozmówcę zafrasowany. 

– A… jeśli chodzi o nieszczęsnego hrabiego… 

– Paulus utonął w rzece – stwierdził dobitnie Oktawian. – Rwące wody poniosły go daleko. No cóż, tak to jest, gdy się nadużywa wina. 

Smok i łowczy wrócili do druida. Sofires nadal wyglądał na obrażonego.

– Co knuliście za moimi plecami? 

– My? Drogi przyjacielu, myśmy z Alfredem omawiali problemy lasu. Między innymi poruszyliśmy temat ogromnego wyrębu drzew niedaleko wsi Graby. 

Sofires wybałuszył oczy. 

– Wyrąb drzew?! To straszne! Trzeba coś z tym zrobić. 

– I zrobimy. Razem z Alfredem obmyśliliśmy pewien plan. Lecz trzeba najpierw spełnić kilka warunków… 

*** 

Smok zapikował nad wioską i otworzył paszczę. Struga ognia spłynęła wprost na chałupę, która już od kilku minut stała w płomieniach. Szmaragdowa bestia przeleciała nad zabudowaniami i zaryczała potężnie. Drzwi od jednego z dwóch ocalałych w Grabach domów otworzyły się na oścież. Wieśniacy wraz z rodzinami wybiegli z krzykiem i udali się do innej, nietkniętej przez pożar chaty. Alfred zrobił w powietrzu kolejną pętlę, po czym obniżył lot i splunął strugą ognia w stronę innego domu, który również od dłuższego czasu płonął. Zgraja wieśniaków, jak na komendę, opuściła dotychczasowe schronienie, by powrócić do drugiego oszczędzonego przez smoka domu.

Oktawian obserwował ten spektakl z zażenowaniem. Stał na wzgórzu obok króla, jego dworu oraz cesarskiej delegacji. Bał się, że lada moment intryga zostanie zdemaskowana. Na szczęście reakcje cesarskich posłów były zgodne z oczekiwaniami króla Honoriusza. 

– Och! To straszne! Ten potwór za chwilę spali całą wioskę! 

– Biedni wieśniacy! 

Władca Marganu załamywał teatralnie ręce, zanosząc głośne skargi w stronę niebios. 

– Ach! Moja biedna kraino! Biedna, pustoszona przez bestię kraino! Gdzież są rycerze, którzy pokonają potwora?! Gdzież są cesarskie wojska przysłane przez mojego najdroższego seniora? 

Poseł z Turgyntii, jakby w odpowiedzi na monarsze utyskiwanie, stanął przed królem i skłonił się nisko. 

– Wasza królewska mość, zgodnie z przyznanymi mi uprawnieniami, nadanymi przez miłościwie nam panującego cesarza Magnusa V, uroczyście i oficjalnie zatwierdzam pieniężną dotację dla królestwa Marganu w wysokości czterdziestu tysięcy solidów. Turgyntia nie zostawia swych lenników w potrzebie. 

Monarcha chwycił posła za barki, po czym przycisnął go mocno do siebie, a potem ucałował w czoło.

– Chwała bogom! Chwała cesarzowi! A teraz zapraszam! – tutaj puścił dyplomatę i odwrócił się do reszty zgromadzonych. – Zapraszam wszystkich szlachetnych panów do oberży pod Złotą Kaczką. Uczcijmy nasz sojusz dziczyzną i wyśmienitym narodowym winem.

Smok wykonał kolejną pętlę. Dostrzegł, iż tłumek dygnitarzy oraz eskortujących ich zbrojnych zaczął schodzić ze wzgórza. Fala ludzi odpływała w stronę gościńca. Alfred wylądował koło jednej z ocalałych chałup. 

– Możecie już wyjść, panowie szlachta udali się do karczmy. 

Drzwi uchyliły się nieśmiało. Brzuchaty sołtys opuścił pomieszczenie i ruszył w kierunku smoka. 

– Pomożesz nam to ugasić, Alfredzie? – Przywódca wioski wskazał ręką płonące zabudowania. 

Smok mruknął niezadowolony. 

– Pożar nie powinien się rozprzestrzenić, pogorzeliska otoczone są przecież kamieniami i piaskiem. 

– Oj, Alfred, co ci szkodzi, tyś większy, nam to zajmie cały dzień – narzekał sołtys. 

– Ale ja nie zdążę na spotkanie mojego bractwa!

– Oj, Alfred, pomóż! Bądź smok, nie świnia! 

Koniec końców Alfred pomógł ugasić pożar. Wszyscy w wiosce doskonale wiedzieli, iż był naprawdę miłym smokiem. Czyli dokładnie takim, jakiego na tę chwilę potrzebowało Królestwo Marganu. 

Koniec

Komentarze

Witaj.

Sympatyczna opowieść o “ludzkim” smoku oraz jego słabościach. Nieco zaskakujące zakończenie. 

Intryga świetnie się udała, smok syty i wioska cała się ostała. :)

 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Dzięki za komentarz, Bruce! 

A, tu nie wiem, czemu gwiazdka mi nie zamigotała na żółto (ja nigdy nie ogarnę tych portalowych gwiazdek) i przeoczyłabym Twoją odpowiedź. wink

I ja dziękuję, pozdrawiam, spokojnego wieczoru. :)

Pecunia non olet

Każdy ma takiego smoka…

Bardzo miła opowieść i czyta się przyjemnie.

Lożanka bezprenumeratowa

Haha czysta rozrywka:D było miło:D

Dziękuję za komentarze. Cieszę się, że opowiadanie spełniło swoją rolę. Pozdrawiam! :)

 

Bardzo podoba mi się pomysł na zabawną opowieść o miłym smoku, który zdecydował się pomóc w wyłudzeniu dotacji. Sympatię zdobyła też delegacja, a zwłaszcza  Oktawian i Sofires, która udała się do smoka, aby go do rzeczonej pomocy nakłonić. Żal trochę hrabiego Paulusa, ale skoro to był jedyny sposób, aby uwierzył w smoka… ;)

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia. Mam nadzieję, że poprawisz usterki, bo chciałabym polecić tekst do Biblioteki.

 

– Ma­gnus V osza­la…, zna­czy się wpadł na po­mysł… ―> Po wielokropku nie stawia się [przecinka.

 

Kwota do­na­cji jest ZNACZ­NA ―> Dlaczego wielkie litery? Czy to słowo zostało wypowiedziane wielkimi literami?  

 

Nikt jed­nak nie po­tra­fił tylko stwier­dzić, gdzie do­kład­nie. ―> Raczej: Tylko nikt nie po­tra­fił stwier­dzić, gdzie do­kład­nie.

 

- Taaak. Jasne. Pan druid mówi tak od dwóch dni. ―> Dialog otwiera półpauza, nie dywiz.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 

Za­ufaj wie­lo­wie­ko­wej mą­dro­ści pusz­czy – po­wie­dział ak­sa­mit­nym, jakby tro­chę sen­nym gło­sem straż­nik pusz­czy. ―> Czy to celowe powtórzenie?

 

gierm­ków oraz cze­ladź słu­żeb­ną… ―> Masło maślane – czeladź to służący.

Wystarczy: …giermków oraz czeladź

Za SJP PWN: czeladź «dawna służba u magnatów i szlachty»

 

Mia­no­wał mnie w za­mian za dys­kre­cję – stwier­dził w my­ślach łow­czy. – Za to, że nie zdra­dzam do ja­kiej ko­chan­ki się po dro­dze udaje. ―> A może: Mia­no­wał mnie w za­mian za dys­kre­cję – stwier­dził w my­ślach łow­czy. Za to, że nie zdra­dzam, do ja­kiej ko­chan­ki się po dro­dze udaje.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać myśli: Zapis myśli bohaterów

 

– Smok to nie zając, go trze­ba za­pro­sić… ―> – Smok to nie zając, jego trze­ba za­pro­sić… Lub: – Smok to nie zając, trze­ba go za­pro­sić…

 

Al­fre­dzie! Za­pra­szam na spo­tka­nie! Na po­la­nie! Na tej… no wiesz… na po­la­nie! ―> Brakuje półpauzy otwierającej wypowiedź.

 

- So­fi­re­sie, czy mógł­byś od­pro­wa­dzić hra­bie­go do karcz­my? ―> Zamiast dywizu powinna być półpauza.

 

abym też coś spa­lił… ―> Zbędna spacja po wielokropku.

 

a to wszyst­ko na oczach przy­sła­nej z Ce­sar­stwa ko­mi­sji? –> Jak wyżej.

 

– A.… jak­byś się cze­goś napił i za­po­mniał o tym, co ro­bisz? ―> Zbędna jedna kropka w wielokropku; wielokropek ma zawsze trzy kropki.

 

Nobil wska­zał pal­cem na szma­rag­do­we­go stwo­ra. ―> Nobil wska­zał pal­cem szma­rag­do­we­go stwo­ra.

Palcem pokazujemy coś, nie na coś.

 

Hmmmm…. to może być in­try­gu­ją­ce. ―> Zbędna jedna kropka w wielokropku.

 

- A…, jeśli cho­dzi o nie­szczę­sne­go hra­bie­go… ―> Zamiast dywizu powinna być półpauza. Zbędny przecinek po wielokropku.

 

– Chwa­ła Bogom! Chwa­ła ce­sa­rzo­wi! ―> – Chwa­ła bogom! Chwa­ła ce­sa­rzo­wi!

 

– Mo­że­cie już wyjść, pa­no­wie szlach­ta udali się do ta­wer­ny. ―> – Mo­że­cie już wyjść, pa­no­wie szlach­ta udali się do oberży/ karczmy.

Tawerna to karczma portowa.

 

Przy­wód­ca wio­ski wska­zał ręką na pło­ną­ce za­bu­do­wa­nia. ―> Przy­wód­ca wio­ski wska­zał ręką pło­ną­ce za­bu­do­wa­nia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo dziękuję Regulatorom za wskazanie błędów – usterki zostały już zlikwidowane! Opowiadanie pisałem w dziwnym programie, stąd te problemy z dywizami. 

Cieszę się, że pomysł przypadł do gustu. Na początku tego nie planowałem, ale może pokuszę się o stworzenie kolejnych przygód Alfreda i wesołej kompanii. Pozdrawiam!

Lupusie, chętnie poznam inne przygody miłego smoka Alfreda i jego przyjaciół. Zgodnie z obietnicą udaję się do klikarni. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej, Lupus!

 

Bardzo pomysłowe opowiadanie. Smok jak z piosenki Kazika – „co to za wegetarianin, co wp… schabowe”. ;-) Pomysł z wyzyskaniem dotacji bardzo przypadł mi do gustu. To bardzo życiowa historia, gdyby oczywiście zastąpić smoka, dajmy na to taką krową. 

Rozbawił mnie ten tekst, za co dzięki. :-) 

"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogonie." T. Rałowski

Regulatorzy, dziękuję za kliknięcie i motywację. :)

Filipie, dziękuję bardzo za komentarz. Ja również wiele razy słuchałem “12 groszy”. ;) Pomysł na fabułę czerpałem z życia, absurdów ci u nas dostatek. Starczy ich na niejedną historię.

Cieszę się, że opowiadanie spełniło swoje podstawowe zadanie, czyli rozbawiło czytelnika. :)

Bardzo proszę, Lupusie. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mam wrażenie, że Wielki Łowczy doskonale wiedział, jak zakończy się spotkanie hrabiego Paulusa ze smokiem ;)

Fajne opko, zabawne, z miłym smokiem, który jeśli chce, to potrafi poziać ogniem. Czytało się przyjemnie, uśmiechnęło mi się parę razy. I mam nadzieję, że smok zagości jeszcze na portalu :)

Klik :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irko, dziękuję za komentarz i za klika! 

Wielki Łowczy był najsprytniejszym dworzaninem zasiadającym przy królewskim stole. Zapewne wiedział, jak się skończy spotkanie Paulusa z Alfredem. I jakie będę tego konsekwencje. Być może dlatego właśnie ściągnął pana hrabiego do serca puszczy. ;)

Bardzo przyjemne opowiadanie, z humorem, i z bardzo sympatycznym smokiem. Sam pomysł na intrygę i akcja też mi się podobają :)

Klikam bibliotekę :)

Hej, hej

Sympatyczne opowiadanie. Początek nie prezentował żadnych rewelacji, ale od rozpoczęcia rozmowy z “wyimaginowanym” smokiem opowieść naprawdę mi się podobała (szczególnie pożarcie rycerza).

Pozdrawiam i klikam 

Katia, Zanais, dziękuję Wam za komentarze i kliknięcia. :) Zaczynam myśleć nad kolejnymi przygodami Alfreda. Pozdrawiam! 

Jak ja lubię smoki. Zwłaszcza takie miłe. Do nich można się uśmiechać. Od razu ma się lepszy humor. :D

Koala, dziękuję za odwiedziny. Smok jest ponoć najlepszym przyjacielem człowieka. ;)

 

Hej, Lupusie!

 

Na początek krótko: podobało mi się! Lekkie to, przyjemne, bez zadęcia.

 

Tylko się upewnię: Oktawian wziął Paulusa tylko po to, żeby się z nim założyć i zakład wygrać?

 

W opisie nalotu na wioskę nieco się zagubiłem:

Smok zapikował nad wioską i otworzył paszczę. Struga ognia spłynęła wprost na chałupę, która już od kilku minut stała w płomieniach. Szmaragdowa bestia przeleciała nad zabudowaniami i zaryczała potężnie. Drzwi od jednego z dwóch ocalałych w Grabach domów otworzyły się na oścież. Wieśniacy wraz z rodzinami wybiegli z krzykiem i udali się do innej, nietkniętej przez pożar chaty. Alfred zrobił w powietrzu kolejną pętlę, po czym obniżył lot i splunął strugą ognia w stronę innego domu, który również od dłuższego czasu płonął. Zgraja wieśniaków, jak na komendę, opuściła dotychczasowe schronienie, by powrócić do drugiego oszczędzonego przez smoka domu.

Zabrakło mi chyba szerszego spojrzenia na wioskę na początku i dopiero później ogarnąłem, że domów było więcej niż dwa. Rozumiem, że taki wybieg miał przedstawić punkt widzenia komisji, jednocześnie tłumacząc cały fortel, ale ja się nieco pogubiłem. Nie mniej jednak to jedyna rzecz, co do której mógłbym się przyczepić.

 

Idę szepnąć kilku użytkownikom trochę ciepłych słów o tym opku.

 

Pozdrawiam!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Przyjemna lektura :)

Też z chęcią poznałbym kolejne historie rozgrywające się w tym świecie, który nam tak ładnie tu zarysowałeś. 

Ciekawe, czy Paulus do samego końca wypierał rzeczywistość, czy znalazłszy się między smoczymi zębami zdążył się jeszcze z nią skonfrontować. 

Pozdrawiam!

Krokusie, dziękuję bardzo za komentarz!

W sprawie Oktawiana i Paulusa – niestety łowczy nie ma czystego sumienia. Zakład był tylko pretekstem. Oktawian podejrzewał, jak może się skończyć spotkanie hrabiego ze smokiem. Dzięki temu urzędnik dworski miał czym zaszantażować Alfreda ( smok się w tej intrydze nie połapał). 

Co do opisu ataku na wioskę – faktycznie mogłem to trochę inaczej ująć. Dziękuję za sugestię!

 

Selmirze, dziękuję bardzo za komentarz! 

Czy Paulus pod koniec życia przyjął do wiadomości istnienie smoka? Nie potwierdzam, nie zaprzeczam. Niech każdy z Czytelników wyobrazi sobie tę scenę na swój sposób. :) 

Cześć!

 

Ach, jakie to europejskie! Jeszcze mogli tego smoka ważyć i mierzyć, aby sprawdzić, czy jest zgodny z normą ;-) No bo zapewne istnieją jakieś normy odnośnie smoków…

Świetny tekst i bardzo dobry pomysł na opowiadanie. Klimat lekki, smok klimatyczny, pomimo całej absurdalnej otoczki, darwinisty trochę szkoda, ale cóż, każdego czasem poniesie. Jest fantastyka, jest humor, temat wyłudzenia dotacji został bardzo celnie pokazany.

 

Pozdrawiam i polecam do biblioteki!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Krar85, bardzo dziękuję za komentarz i tak pozytywną recenzję!

Masz rację, delegacja Cesarstwa mogła się bardziej postarać i smoka przynajmniej zważyć. Z drugiej jednak strony, dobre wino w słynnej karczmie samo się nie wypije. A kilkaset stron protokołu oględzin można zawsze napisać w drodze powrotnej do kraju. ;)

Pozdrawiam!

Dwa tysiące solidów? Azali prawdą jest, że istnieją światy równoległe, w których partia mająca w nazwie Solidarna wygrywa wybory i funduje swoim krajanom monarchię? :)

Bardzo dobre opowiadanie, pełne zgrabnych nawiązań do bliższej nam rzeczywistości, co tylko dodaje historii uroku. Podobało mi się i proszę o więcej!

 

Ps. Jeśli się wkrótce okaże, że ktoś wysłał do Brukseli wniosek o dotację na program umożliwiający systemowe przystosowanie się populacji kota domowego do zmieniających się warunków zewnętrznych ze szczególnym uwzględnieniem rozwoju sieci 5G, to wiedz, że nie będziesz bez winy! :)

“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman

Andyql, dziękuję serdecznie za komentarz!

Ja otrzymuję dotacje tylko na hodowlę smoków. Ale trzymam kciuki za innych pomysłowych wnioskodawców. ;)

A co do solidów, to nie byłem oryginalny – taka waluta istniała już w Starożytności. :)

Pozdrawiam!

Sympatyczne opowiadanie. Bohaterowie mocno schematyczni, ale w tekście tego typu nie jest to problemem. Alfred, oczywiście najlepszy. Sama historia prościutka i bez zaskoczeń, ale poprowadzona sprawnie. Brakowało mi tylko jakiegoś twista na końcu, ale ja po prostu lubię twisty :) Ogólnie na plus, dobry tytuł. Od razu zwrócił moją uwagę i zachęcił do czytania.

Katiusza, dziękuję bardzo za komentarz! Każda uwaga jest dla mnie cenna, wiem nad czym w przyszłości pracować.

Pozdrawiam!

Przyjemna, lekka historyjka. Bawisz się schematami. Rozbawiło mnie nieudolne postarzanie druida. A łowczy to cwany jest, nawet na smoka haka znalazł. Ze szczegółów technicznych:

 

Intrygująca teoria, panie dygnitarzu… W swym długim życiu prowadziłem już setki dysput filozoficznych. Nigdy jednak nie miałem okazji bronić niezaprzeczalnego faktu samoistnienia. Hmmmm… to może być intrygujące.

Zbędne powtórzenie. 

 

Wyglądał, jakby miał się zaraz się rozpłakać. 

 

słówko ze szlachetnym panem łowczym?

Uwaga! Spoilery w komentarzach! Czytasz na własną odpowiedzialność

Herox002, dziękuję za wskazanie błędów, już dokonałem korekty. :)

Łowczy to faktycznie jeden z najsprytniejszych ludzi na monarszym dworze. 

Pozdrawiam!

 

Bardzo przyjemna historyjka i zabawni bohaterowie. Mogłabym poczytać więcej zarówno o łowczym jak i Sofiresie. Pozdrawiam!

Aldanari, dziękuję bardzo za komentarz! Cieszę się, że nie tylko Alfred zbiera pochwały Czytelników. ;)

Sympatyczna historia. O smoku i o tym, jak to centrala w rzeczywistości nie ma zielonego pojęcia, co się dzieje na dole i czego oni potrzebują. Ale dotacje zawsze można przytulić…

Paulus nieźle skąpił, skoro wolał umrzeć niż przyznać, że przegrał zakład. A Łowczego mogłabym polubić.

Babska logika rządzi!

Finklo, dziękuję bardzo za komentarz! Pecunia non olet – myślę, że pasuje jak ulał na dewizę królestwa Marganu. Kraj potrzebował smoka, ale również takiego cwaniaka, jakim był łowczy.

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka