- Opowiadanie: Koimeoda - Uśmiech Kuamonu

Uśmiech Kuamonu

Edit: po rozmowach w komentarzach stwierdziłam, że należy się słowo wstępu - to jest bajka :) Uprasza się o takie traktowanie.  

 

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Uśmiech Kuamonu

Metaliczny pisk otwieranej śluzy wwiercał się do mózgu. Niby nie był jakiś specjalnie głośny, ale laboratoryjna cisza wszystko wypaczała i potęgowała, a i tak była niczym w porównaniu z ciszą czekającą na zewnątrz.

Z ciszą Kuamonu.

Pisk się przeciągał, przemienił w chrobotanie. Drzwi prześlizgiwały się po szynach, które nie powinny wydawać żadnych dźwięków, bo były olejowane i skrupulatnie czyszczone, tak by nie było żadnych zadrapań, usterek, szparek, niczego, co przerwałoby ultraszczelną barierę pomiędzy środkiem a zewnątrz. Życiem a śmiercią. Pomiędzy nasze i obce. Bo człowiek pcha się w kosmos, ale wszędzie zabiera ze sobą Ziemię.

– Szybciej! – warknął Norman, nie mogąc dłużej wytrzymać paskudnego dźwięku, choć bardziej niż dźwięk, denerwowało go to, co oznacza. Każda sekunda otwartych drzwi jest sekundą mniej. – Wietrzysz, czy nie chce ci się już dłużej czekać?

Thea nic nie odpowiedziała.

Podeszła bliżej, dwa, trzy kroki, w stronę Normana. Patrzył na nią. Był poirytowany, ale wzrok miał po prostu zrezygnowany. Jeszcze niedawno widziała tam strach. Teraz nie było go za wiele.

Norman miał zapadnięte policzki, pokryte jasną szczeciną i podkrążone oczy. Garbił się nad sprzętem, w którym pokładali coraz mniej nadziei, ale i tak się nad nim garbił, garbił bez ustanku i zatracał się w tym garbieniu.

Choć nadziei było tyle, co nic. Z każdym wypadem na powierzchnię planety mniej, z każdym kolejnym minerałem mniej.

Kobieta zaczęła rozpinać klamry przy hełmie. Zdjęła go, odsłaniając ciemną, ładną i smutną twarz.

– Masz.

Szkło probówki stuknęło o szkło stołu. Stół był śliski jak lód, probówka zimna jak lód, w środku minerał biały jak lód.

– Kwasynt? Już sprawdzałem.

– Kwasynt perlisty.

– Sprawdzałem.

– Ale ten ma większe stężenie.

– Thea. – Mężczyzna zadarł głowę i spojrzał jej prosto w oczy. – Sprawdzałem.

Usiadła, przetarła twarz dłońmi, oparła się o ścianę. Jej wzrok sam napotkał tablicę z wszystkimi nowymi pierwiastkami, które odkryli na Kuamonie. A było ich trochę, po zderzeniu gwiazd neutronowych planeta zasiliła się w prawdziwe skarby.

Tym ich zwabiła. I przylecieli, jak myszy do sera. Prosto w pułapkę.

– Perlisty, błękitny i ten, którego jeszcze nie nazwaliśmy, bo i tak nie ma po co. Wszystkie sprawdzałem i żaden nie podlega separacji. Mieszałem z innymi minerałami…

– Termicznie też nic?

– Włożyłem do samego piekła. – Wskazał brodą piec. – Struktura bez zmian. Nie chcą puścić. Wszystkie strzegą tego tlenu w środku jak największego skarbu…

– Którym jest.

– Którym jest. Nie wydobędziemy go, Thea.

– Wiem.

Przebiegła spojrzeniem po półkach zastawionych setkami błyszczących minerałów. Mieniły się wszystkimi kolorami, ale najwięcej było złota. Czystego złota, albo i nie czystego, ale wymieszanego z metalami o wiele cenniejszymi. Na Ziemi stałyby się walutami, toczyłyby się o nie wojny. Tu były bez znaczenia. Kuamon miał złote zęby, które wyszczerzał w szyderczym uśmiechu do każdego, kto chciał wyrwać choć jeden. A wyrwij sobie, człowieczku.

Niezliczona ilość kamyczków, skał, skarbów, minerałów… Ale ciągle brakowało tego jednego jedynego. Wystarczyłby jeden, który uwolni drzemiący w nim tlen. Jeden. Nic z tego.

Norman wysypał z probówki kwasynt. Mienił się bielą najczystszego śniegu, krystaliczną, śliczną.

Westchnął ciężko, podniósł wzrok na Theę.

– Połóż do reszty.

– Umrzemy tu.

– Przynajmniej będziemy mieli piękny grób.

Koniec

Komentarze

Trochę mi się to nie klei: przylecieli bez odpowiedniego zapasu tlenu czy nawet planu, skąd go pozyskiwać?

Co w tym dziwnego, że dwoje poszukiwaczy minerałów przyleciało bez odpowiedniego zapasu tlenu czy nawet planu, skąd go pozyskiwać? To raczej nie są pracownicy porządnej firmy górniczej. Wygląda mi to bardziej na międzygwiezdny odpowiednik biedaszybnictwa. Myślę, że wyszło w miarę wiarygodnie.

W kwestii drobiazgów:

barierę pomiędzy środkiem, a zewnątrz. Życiem, a śmiercią. Pomiędzy nasze i obce.

Obydwa przecinki przed “a” nieuzasadnione (nie ma odrębnych orzeczeń). Czy ostatnie zdanie nie powinno brzmieć pomiędzy naszym a obcym?

Każda sekunda otwartych drzwi, jest sekundą mniej.

Grupy podmiotu od grupy orzeczenia nie oddzielamy przecinkiem prawie nigdy (mogą się zdarzać egzotyczne wyjątki).

Jej wzrok sam napotkał tablicę z wszystkimi nowymi pierwiastkami, które odkryli na Kuamonie.

Z wszystkimi nowymi związkami (chemicznymi).

które wyszczerzał w szyderczym uśmiechu, do każdego

Znów raczej zbędny przecinek.

 

Być może należałoby wyłuskać coś jeszcze, ale godzina temu nie sprzyja. Dziękuję za przelotny wgląd w dziki kapitalizm ery kosmicznej i pozdrawiam!

Dziękuję za tak szybkie odwiedziny Panowie i za lekturę.

 

@Ślimaku: dziękuję za mini łapankę, doceniam to i już poprawiam, w kwestii interpunkcji nawet nie zamierzam z Tobą dyskutować :)

Czy ostatnie zdanie nie powinno brzmieć pomiędzy naszym a obcym?

Ma to sens, co mówisz, ale mnie jakoś pasuje “nasze i obce”, nie odnosi się to do niczego konkretnego, tylko do wszystkiego co “nasze” i wszystkiego co “obce”. Chyba tak zostawię.

 Tablicę pierwiastków zostawiam, bo o to mi chodziło, o układ okresowy nowych pierwiastków, a nie związków chemicznych.

Dziękuję też bardzo Ślimaku za Twoją interpretację zaplecza historii – tak, to jest jak najbardziej jedna z opcji tłumacząca scenkę, podoba mi się.

 

@Odpryskowy:

Odpowiem słowami Ślimaka: „ (…) przelotny wgląd w dziki kapitalizm ery kosmicznej”

W tak drastycznym limicie znaków skupiłam się na tym, na czym chciałam, czyli migawce, przebłysku jeno, scence samej, w której mamy bohaterów wobec problemu, bez skupiania się na szczegółach jak ów problem zaistniał. 

Ale, och, jak cieszę się, że pytasz! :D To możemy pofantazjować tutaj, bo Wilk jeszcze nie założył limitu znaków na komentarze ;)

Więc, wracając do pytania o tlen: zostawiłam to wyobraźni czytelników i bardzo podoba mi się strona, w która poszła wyobraźnia Ślimaka.

Biedaszyby.

Piractwo kosmiczne.

Korporacja, która się wycofała z jakiś przyczyn (jakich?), lecz pozostali po niej chcący się wzbogacić ex-pracownicy. Albo było tu przedsięwzięcie większe, naukowe, ale coś poszło nie tak (co?), był wypadek (jaki?) i przetrwało tylko kilka osób, które próbują przeżyć. Albo badania i szacunki się myliły, bo i to się zdarza. Albo terraformowanie jednak potrwało trochę dłużej niż planowano. Albo Norman i Thea mieli zapas tlenu, na dany czas, jednak statek im się zepsuł (dlaczego?) i zostali uwięzieni. Albo czekają na transport tlenu z innej planety lub bazy, ale kilka miesięcy temu stracili kontakt z ziomkami (co się stało?) i zostali sami. Czekają na ratunek, ale jakoś ratunek nie przylatuje…

Te wszystkie pytania i mnie frapują, a możliwości same mnożą się w głowie.

Ale 3407 znaków.

To mało.

Więc tylko scenka i tak to zostawiam :) 

 

Dziękuję jeszcze raz i pozdrawiam! 

Na początek Kumamon (że niby Jim coś kuma) ;-)

 

 

Scenka fajna, ale…

#team Ślimak Zagłady w sprawie pierwiastków i związków chemicznych

 

 Tablicę pierwiastków zostawiam, bo o to mi chodziło, o układ okresowy nowych pierwiastków, a nie związków chemicznych.

Nie, Koimeoda, my już nie mamy gdzie tych pierwiastków wrzucić, współcześnie układ okresowy pierwiastków zawiera ich 118 o liczbach atomowych od 1 do 118. Liczba atomowa, to po prostu liczba protonów w jądrze – zawsze to jest liczba naturalna, może ich więc być 1, 2, 3, 4, 5 ale nie na przykład 6 i ¾. Odkrycie nowych pierwiastków ma mniej więcej tyle samo sensu, co odkrycie nowych liczb naturalnych między 6 a 7 – po prostu ich tam nie ma i tyle. Więc nie ma czego odkrywać.

Moglibyśmy mówić co najwyżej o różnych izotopach danego pierwiastka. Izotop, to postać tego samego pierwiastka, która ma różną liczbę neutronów w jądrze – przykładowo, najprostszy pierwiastek, o liczbie atomowej 1 – wodór ma trzy naturalnie występujące izotopy prot (sam proton, bez neutronu), deuter (proton i neutron ) i tryt (proton i dwa neutrony ), sztucznie udało się nam wytworzyć nietrwałe, radioaktywne izotopy wodoru, mające trzy, cztery, pięć a nawet sześć neutronów.

Możesz myśleć, że skoro jest od 1 do 118 i rzeczywiście między 8 (tlen) a 9 (fluor), ani między 79 (złoto) a 80 (rtęć) już nic się wrzucić nie da, to może po 118? 119? 123? 132? 157?

To też nie jest dobra droga, droga Koimeodo – nawet jeśli by chodziło o bardzo ciężkie pierwiastki – nie powstają one w żadnym naturalnym procesie, z reguły są bardzo nietrwałe i są przez nas syntezowane sztucznie.

 

Co do przyczyn braku tlenu – miałem w głowie wiele z tych pytań, o których piszesz w komentarzu – i to akurat poczytuję za plus utworu. Natomiast coś mi jeszcze zgrzyta i to dosłownie, choć w sumie pewnie dałoby się to jakoś umotywować (tylko bez umotywowania, mocnego umotywowania – jest to słabe). Piszesz o wyciekaniu tlenu przy otwieraniu drzwi.

Od dawien dawna używamy śluz powietrznych, by tego problemu uniknąć. W uproszczeniu, polega to na tym, że mamy nie jedne, a parę drzwi – gdy wychodzimy na zewnątrz – zakładamy skafandry (śluza zwykle ma wewnątrz odpowiednie miejsce / pomieszczenie na nie) – wypompowujemy powietrze, wychodzimy. Gdy wracamy następuje proces odwrotny: wchodzimy, czekamy aż śluza napełni się powietrzem, zdejmujemy skafandry, wchodzimy dalej. Ewentualnie może być inny scenariusz, że skafandry są zakładane przed wejściem do śluzy i zdejmowane po wyjściu z niej.

Śluza powietrzne występują nie tylko w kosmosie, ale też na Ziemi, w laboratoriach – w bardziej istotnych miejscach nawet jest ich kilka pod rząd.

Nawet najbardziej szalona piracka wyprawa nie poskąpiłaby na śluzie. Bo to trochę tak, jakby piraci z Karaibów pływali statkami pozbawionymi dna.

Możesz tutaj bronić się jakąś awarią – tymi zgrzytami itp. Ale śluza jest na tyle istotnym elementem, że nawet te, których używamy dziś, są praktycznie niezawodne. Trudno uwierzyć, by w dalekiej przyszłości miało się to pogorszyć.

 

Scenka mi się podoba. Jest zrozumiała a czytaniu towarzyszą emocje. Ale technikalia – jak dla mnie do poprawy.

 

 

 

 

 

 

 

entropia nigdy nie maleje

Oj, sparafrazuję Twoje słowa, drogi Jimie: to też nie jest dobra droga. Albo inaczej, to nie jest moja droga, bo może dla Ciebie jest dobra, ja cudzej drogi nie oceniam, ja swoją wybieram.

Dzięki za lekturę i komentarz, ale to już jest ten komentarz, z którym nie będę wchodzić w dyskusję, bo wiem, że pójdziemy w zupełnie innych kierunkach. Dla mnie to jest scena-symbol, krótka forma literacka, służąca czemuś zupełnie innemu, niż pochylaniu się nad ilością neutronów w jądrach pierwiastków. Naprawdę nie zamierzam tego traktować dosłownie i rozbijać się o każdy szczegół oraz kłócić się o to, czy pierwiastki w kosmosie nie powstają w żadnym naturalnym procesie (?).

Pozwól, że przypomnę: mówimy o fikcji.

Pozwól, że przypomnę: mówimy o fikcji.

 

Ok, Koimeodo, są uniwersa, w których w kosmosie widać strzały lasera i słychać wybuchy i całkiem te światy, mimo, że baśniowe, lubię, więc jak najbardziej masz prawo do własnej, alternatywnej rzeczywistości, gdzie układów okresowych pierwiastków jest wiele, a sama ich liczba jest niezmierzona i nie związana z liczbą protonów (a może nawet nie ma protonów?).

Po prostu trochę mnie to zmyliło, podobnie jak utworek Asylum. Tam szukałem logiki, tu fizyki. Czasem zapominam, że komponenta irracjonalna jest tak istotna dla Was. Mi to utrudnia odbiór, ale masz rację, to Twoja droga i nie warto szukać dróg cudzych. Pozdrawiam, mam nadzieję, że szorcik się innym spodoba – mi, staremu zgredowi, który niestety po nastolatkowemu szuka w tekstach logiki – za dużo w nim zgrzyta ;)

Powodzenia!

 

P.S. Kto to pisał, że warczę? Już nie warczę prawda? Nie walczę nawet ;-)

entropia nigdy nie maleje

Cześć.

 

Kilka uwag:

 

Metaliczny pisk otwieranej śluzy wwiercał się do mózgu.

A nie “w mózg”? Pewny nie jestem, tak luźno pytam ;)

 

– Szybciej! – warknął Norman, nie mogąc dłużej wytrzymać paskudnego dźwięku, choć bardziej niż dźwięk, denerwowało go to, co oznacza. Każda sekunda otwartych drzwi jest sekundą mniej.

Powtórzenie.

 

Jej wzrok sam napotkał tablicę z wszystkimi nowymi pierwiastkami, które odkryli na Kuamonie. A było ich trochę, po zderzeniu gwiazd neutronowych planeta zasiliła się w prawdziwe skarby.

Tu – niestety – muszę w 100% zgodzić się z Jimem, który niezwykle elegancko wyjaśnił, o co chodzi (Jimie, plusik dla Ciebie).

Mówienie o nowych pierwiastkach właściwie nie ma sensu (zwłaszcza stabilnych – w uproszczeniu: zbyt duże ilości protonów w jądrach powodują odpychanie się i rozpady).

To trochę tak, jakbyś dowodziła, że w Twoim świecie 2+2=5 i już, bo tak sobie wymyśliłaś. Albo, że jednak obecni tam ludzie postanowili zacząć oddychać wodorem. No czemu nie? No temu, że to tak nie działa.

Piszesz, że mówimy o fikcji, a tak nie jest. W końcu to SF, a nie samo F – a więc choć odrobinę “S” powinno w tym być. Przynajmniej pewne podstawy.

Teraz możemy zmierzać dalej – przecież są świetne książki, mówiące np. o poruszaniu się z prędkością nadświetlną – co to też jest bezsensem. W czym szkopuł? W pewnego rodzaju bazie, przygotowaniu i “udawanym” przygotowaniu scenariusza pod to, co planuje się nagiąć.

 

 

Już jako ciekawostki, takie zderzenia gwiazd neutronowych:

– są niezwykle rzadkie

– są niezwykle trudne do wykrycia (przed kolizją)

– są bardzo energetyczne – emitują olbrzymie ilości promieniowania X i trochę gamma. Mało co istniejącego w okolicy mogłoby przeżyć / przetrwać, itd, jeżeli wiec do zdarzenia doszło “niedawno” to przebywanie w pobliżu / na pobliskiej plancie nie brzmi przekonująco

– ponieważ blisko 97% ich materii to neutrony, które nie mogą się połączyć…

https://zapytajfizyka.fuw.edu.pl/pytania/czy-dwa-neutrony-moga-sie-polaczyc-i-utworzyc-stan-zwiazany/

…szanse na powstawanie nowych (lub jakichkolwiek) pierwiastków są znikome. Mikroszansa na wodór lub deuter.

 

Również zgodzę się z Jimem, że to Twoja droga i Twój wybór.

Wydaje mi się jednak, że bez najmniejszego uszczerbku dla opowiadania, sceny czy symbolu z “nowych pierwiastków” możesz zrobić nowe minerały / związki.

 

Pomijając powyższą kwestię:

 

Szkło probówki stuknęło o szkło stołu. Stół był śliski jak lód, probówka zimna jak lód, w środku minerał biały jak lód.

Bardzo podoba mi się to zdanie.

 

Garbił się nad sprzętem, w którym pokładali coraz mniej nadziei, ale i tak się nad nim garbił, garbił bez ustanku i zatracał się w tym garbieniu.

To również :)

 

Ogólnie do mnie przemówiło.

Czuć tę beznadzieję. Najpierw miałem także wątpliwość, jak Odpryskowy, że jakże to tak? Ale w sumie Ślimak nieźle wyjaśnił kwestię ich przygotowania.

Jedyną wątpliwością, jaka pozostaje, to:

 

Co w tym dziwnego, że dwoje poszukiwaczy minerałów przyleciało bez odpowiedniego zapasu tlenu czy nawet planu, skąd go pozyskiwać? To raczej nie są pracownicy porządnej firmy górniczej. Wygląda mi to bardziej na międzygwiezdny odpowiednik biedaszybnictwa.

skąd się dowiedzieli, jakim cudem było ich stać na sprzęt, odkrycie, przylot, a dlaczego nie ma tam właśnie pracowników porządnej formy górniczej?

 

Niemniej jednak klimat jest dla mnie wyczuwalny, ogólny pomysł po minimalnych modyfikacjach byłby w 100% ok i za to wielki plus!

Pozdrawiam!

Ja tam stanę po stronie autorki, gdyż roztrząsanie pewnych aspektów fizyki na czynniki pierwsze, a nawet pół pierwsze, w krótkiej scenie, jest bezsensu. Gdyby Koi napisała powieść SF i szczyciła się powszechnie swą naukową wiedzą, wtedy wytykanie takiego rodzaju baboli rozumiem. W tym przypadku, nie do końca. Choć rozumiem, że jak człowiek ma wiedzę na jakiś temat, to musi wytknąć drugiej osobie braki w tym względzie, bo inaczej pęknie. Wracając do samego tekstu. Koi, mi się pomysł spodobał, i w zasadzie na nim opko stoi. Kamień jako jedyna nadzieja przetrwania, w której złoto i inne, nawet cenniejsze minerały, tracą znaczenie. To na duży plus. Mimo wszystko czegoś mi w tej scenie zabrakło. Jakiegoś dynanizmu oraz elementu zaskoczenia, którego nie doświadczyłem. Ale czytało się dobrze :) Pozdrawiam!

że jak człowiek ma wiedzę na jakiś temat, to musi wytknąć drugiej osobie braki w tym względzie, bo inaczej pęknie

to nie o to chodzi Realucu… ja mam po prostu małą tolerancję na coś co jest kompletnie bez sensu, stąd takie ostre moje reakcje na opowiadanie Asylum i to tutaj – bo mogłoby być dobre, ale pisanie że 2+2=5 bez uzasadnienia (bo można to wprowadzić, przygotować i po jakimś czasie sam wiesz, że 2+2 MUSI BYĆ 5) – zatrzymuje mnie w czytaniu i wywala z tekstu.

 

entropia nigdy nie maleje

Rozumiem, Jimie, każdego zatrzymuje coś innego i niczego Ci personalnie nie zarzucam. Masz swoją rację, tak jak i Koi ma swoją. Mnie akurat bliżej do perspektywy autorki, ale rozumiem obie, wiec wyraziłem tylko swój pogląd ;)

Realuc, czy Reg lub Tarnina punktująca moje braki w języku polskim robi to, bo pęknie? Toż to kompletnie nie o to chodzi. Chyba wlaśnie po to jest ten portal, aby pewne braki sobie wytykac. Nie ma to nic wspolnego ze szpanowaniem wiedzą. Jakby tak bylo, to po pierwszym komentarzu Reg poszedlbym powiesic sie na lejcach, a sprobowalem wyciagnac wnioski. Jak napisalem, minimalna zmiana i bez zadnych strat robi sie lepiej. Pozdro. PS. Koimeoda, nie traktuj prosze mojego komentarza, jako ataku. Tak nie jest ani w 1%. To moze nieudolna proba pomocy i wskazania, co JA odbieram nie do konca ok. I tyle. Peace dla wszystkich.

Silvanie, zgadzam się z Tobą. Nikomu nie zarzuciłem też szpanowania wiedzą. Poprawianie błędów językowych to nieco inna sprawa, gdyż te są uniwersalne dla każdego rodzaju i o każdej długości tekstu. Chodziło mi tylko o to, że czasami ktoś rozgrzebuje coś, co tak naprawdę nie jest istotą samego tekstu. Zwrócić na to uwagę, ok. Ale esej, który jest dłuższy niż samo opowiadanie, to już dla mnie grzebanie. ALE, spokojnie. Nie mówię, że takie grzebanie jest złe. Wyraziłem tylko swoją skromną opinię i jeszcze raz powtórzę, że nic nikomu nie zarzucam. Każdy komentarz ma inną wartość i dla każdego co innego jest istotne, dlatego nie ma co już dyskutować. A Twoja propozycja o zmianie dosłownie dwóch słów jest bardzo dobra. Bo w takiej scence nie ma miejsca, aby tworzyć teorię, w której 2+2=5. Piona

#team silvan 

nie jestem ani w połowie tak złośliwy, wredny i paskudny jak mnie malują (choć i to starcza by się wystraszyć ;P ) – i jak komentuję, to z reguły by pomóc autorowi (choć pewnie u mnie zdarza się ten 1% czy 2%, a może nawet 4% – by autorowi dopiec… Ale też z intencją by jednak ostatecznie dopomóc, choć częściej tak robię w przypadku tekstów wydrukowanych niż tylko wyświetlanych, bo większe mam współczucie dla lasów niż pikseli ;-) A Tobie droga Koimeodo – nawet w tym podejściu “dopiec by pomóc” dopiec nie zamierzałem, mój komentarz był przyjazny / agresywność zero! agresywność zero! )

entropia nigdy nie maleje

Skończyliście? To tak z rzeczy ważnych:

Jim: dobrze, że mi przypomniałeś, bo bym zapomniała dodać: nie inspirowałam się tym Kumamonem, nic a nic. 

Silvan: tak, pewne rzeczy wwiercają się w mózg. 

Realuc, dziękuję. 

Koi, chyba na szybko pisane, bo trochę ograny motyw i brakowało mi klimatu.

Ostał się tylko najładniejszy pomysł z kwasyntem białym jak śnieg. W ogóle podobają mi się barwy w opowiadaniu, a i tlen dla człowieka ważny.

Odnośnie tablicy Mendelejewa chłopaki mają rację, lecz nie wiem, czy do końca, gdyż po pierwsze – w końcu ogromnym wysiłkiem udało się siódmy rząd zapełnić (2016) i nie uważa się, że dalsze są niemożliwe, choć rzeczywiście im głębiej w las tym bardziej nietrwałe. Po drugie, moim zdaniem, zupełnie nie o to Ci chodziło, tak myślę! Tablica jak tablica.

Ja, czytając Twojego szorta, zastanawiałam się nad możliwościami pozyskiwania tlenu z minerałów, a nie znajdowania pierwiastków w czystej postaci. Weźmy np. taki ditlenek krzemu. W formie skrystalizowanej jako popularny kwarc, no i szereg odmian – piękne opale, chalcedony. :-)  W zasadzie w skorupie ziemskiej krzemionka jest bardzo rozpowszechniona, jeśli uwzględnić wszystkie minerały w których ditlenek występuje to sięga to prawie połowy zawartości skorupy ziemskiej. Nie znam się na pozyskiwaniu tlenu, ale kubek z tablicą Mendelejewa posiadałam (bo mi go ktoś w robocie zwinął, widać za ładny był :D).

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Asylum, dziękuję za odwiedziny :) 

Wiem, że motyw ograny; cieszę się, że podobały się Ci się chociaż te barwy, skoro klimat nie bardzo.

Po drugie, moim zdaniem, zupełnie nie o to Ci chodziło, tak myślę! Tablica jak tablica.

Ano tak. Dokładnie. Dla mnie jest różnica pomiędzy wprowadzeniem fikcyjnych pierwiastków, z całym ich celowym uproszczeniem, a przekonywaniem czytelników, że 2+2=5, bo tak.

Ale nie będę tłumaczyć, co tu było tłem, a co treścią.

Pozdrawiam Cię i Twoją sygnaturkę ;) 

Nietypowe, ciekawe podejście i kompletne przewrócenie tego, czy chodzi o złoto, czy może cenne surowce są przeszkodą do uzyskania tego, co najważniejsze. Zaintrygowało, przykuło uwagę. Częściowo podzielam przy tym wątpliwość Odpryskowego, ale.. Ale ja tę scenę odebrałem raczej jako finał historii. Finał samodzielny, ale wyraźnie sugerujący, że coś się musiało zawalić wcześniej. Choć niewątpliwie – można było tu dodać sugestię tego wcześniej. Czy to sugestię zniszczenia części sprzętu, awarii lądownika, nieprzewidzianej niewydolności sprzętu w lokalnych warunkach. I sugestia by wystarczyła, nawet bez wnikania w to, czy to biedaszyb, piraci, ofiary wycofującej się korporacji. Wystarczyłaby, a nie zużyłaby więcej zbyt wiele znaków w limicie.

BTW – sekunda w wejściu – no to akurat nie powinno być problemem – tam przecież powinna być śluza. Ale na szczęście klimatu to nie zepsuło, w połączeniu z tematem tlenowym można było dopowiedzieć sobie, ze śluza jest uszkodzona. Można, ale… można było też to dopisać.

Trudniej z tymi pierwiastkami, jeśli chciałaś dodać tyle nowych substancji, to lepiej było kombinować bardziej w kierunkach, o których wspomina Jim. Zdecydowanie nie psuje to odbioru opowiadania (zwłaszcza, ze można to poprawić podmieniając jedno słowo), jednak wprowadza zamieszanie na poziomie logiki.

Osobiście uważam, ze te drobiazgi stanowią taką wąską linię oddzielającą dobre opowiadanie od bardzo dobrego. Dezorientują na tyle, że trudno je wynieść wysoko, jednocześnie cały czas pozostają łatwymi do naprawienia i nie skreślającymi tekstu (choć nie ukrywajmy, SF zniesie mniej niż space opera, space opera więcej). A gdyby jeszcze pod koniec odrobinę wyraźniej dać odczuć, ze coś tu się kończy, ale do końca próbują coś z tym zrobić… No, po jednej stronie jest status „dobre, ale poza podium”, po drugiej „a mogło być bardzo-bardzo”.

Swoją drogą zastanawiam ten zabieg z powtarzaniem niektórych słów. Chyba miał „podkreślać”, ale wyszło jak… Hm, coś typowego dla ludzi uwięzionych na małej przestrzeni – jakieś rzeczy powtarzalne, więżące uwagę.

 

Jak opowieść ciekawa, to dam sobie nawet wcisnąć, że 2+2=5 ;) A tu autorce zdecydowanie chodziło przede wszystkim o opowieść, a nie zbudowanie świata opartego na nauce i/lub przewidywaniach naukowych. Ale rozumiem wszystkich zgrzytających zębami na błędy, bo sam mam podobnie, tyle że z anachronizmami – autor musiałby się mocno postarać, żebym na czas czytania uwierzył w Piasta Kołodzieja jedzącego kartofle.

Wracając. Opowieść mi się podoba, czuję klimat. Mimo że to tylko scenka z nie do końca wyjaśnionymi bohaterami, nie mam wrażenia niedosytu. Te niedopowiedzenia rozbudzają wyobraźnie czytelników (a przynajmniej moją).

Ślę pozdrowienia na Kuamon (gdybym mógł, wysłałbym tlen)!

Nie mogę zaprzeczyć, że zaskoczyła mnie cała dyskusja, która tutaj rozkwitła. Byłem przekonany, że te pierwiastki to zwykły lapsus calami: równie dobrze mogliby odkryć na Kuamonie nowe liczby naturalne albo nowe narządy w ciele człowieka, ten sam poziom abstrakcji. Przy tym błąd bardzo łatwo skorygować, wystarczy zamienić jedno słowo.

Jeżeli wolisz to pozostawić, rozumiem, że Twoim zdaniem takie wyobrażenie wnosi jakąś istotną wartość do treści opowiadania. Niestety, mam kłopot z dostrzeżeniem tej wartości. Czy czułabyś się na siłach mnie nakierować, czy znajduje się to na zbyt głębokim poziomie zżycia się z tekstem?

Pozdrawiam ślimaczo!

@PanDomingo:

Dziękuję bardzo za odwiedziny, pozdrowienia, no i tlen! ;) Cieszy mnie pozytywny odbiór i to, że dobrze zrozumiałeś moje intencje – przy tak krótkiej formie postawiłam na opowieść, świadomie upraszczając resztę. Super, że rozbudza wyobraźnie i nie ma niedosytu :) Dziękuję!

 

@Wilku: 

Dziękuję bardzo za rozbudowany komentarz, odbiór generalnie pozytywny i klika. To miłe :)

 

Zacznę od tego, co bardzo fajnie, że przywołałeś, a myślę, że gdzieś zaważyło na tym zgrzytaniu zębami – czyli nieszczęsnym oznaczeniu gatunku SF.

Piszesz, że SF zniesie mniej baboli, niż Space Opera – z czym się w pełni zgadzam. 

Zastanawia mnie tylko, czy jeśli podczas publikacji mam do wyboru “Fantasy – SF – Horror – Inne” to czy nie powinniśmy, jako czytelnicy, trochę mniej radykalnie traktować takie szufladki? Bo mam ich do wyboru tylko 4? Jeśli tak będziemy się mocno trzymać tych gatunków, to potężna większość opowiadań powinna lądować w kategorii “Inne”. Co innego książka, wydawnictwo, zbudowana wokół reklama itd., powieść– ja dalej nie wiem po co, ale świat to lubi – trzeba jakoś ogatunkować, a co innego tak króciuchny tekścik na portalu, gdzie mam do wyboru wąski zakres gatunkowy.

Celowo nie dałam żadnych dodatkowych tagów “nauka”, “hard SF”, “soft SF”, nic takiego, bo wiedziałam, że to wprowadzałoby w błąd. Czy jeśli teraz zmienię na “Inne”, to te problemy z nauką dalej tak samo gryzą, czy już ta jedna szufladka tyle zmienia? A jeśli zmienię na “Fantasy”?

Ja najchętniej publikowałabym bez gatunku w ogóle, bo uważam gatunki, szczególnie takie subgatunki gatunku za coś szkodliwego i wprowadzającego niepotrzebny zamęt. Ale ok, nasz system ma 4 szufladki, już wiem, że wszystkie przyszłe swoje teksty będę publikować pod “Inne” ;) bo to zdecydowanie kategoria dla mnie. 

Nieszczęsne pierwiastki – rozumiem zamęt, ale znowu upatruję tutaj powodu w gatunku. W Space Opera przeszłyby fikcyjne pierwiastki, prawda? Nie będę linkować przykładów, bo jest tego aż za dużo (te wszystkie bajkowe adamantium, beskarki itd. ).

Można wprowadzić gatunek Space Opery? Złożę wniosek do Beryla ;D

Kwestie fabularne: zgadzam się, spokojnie mogłabym jednym czy dwoma zdaniami tam je wślizgnąć (czy tę śluzę, czy przeszłość itd.), choć też nie uważam tego za koniecznie. No i znowu – każda odpowiedź rodzi pytanie. Napisałabym jedno zdanie, że to – weźmy cokolwiek – rozbitkowie, to zaraz będą pytania ale co tam robią, dokąd lecieli itd. I chyba dlatego mam problem z krótkimi formami, zarówno pisaniem, co czytaniem. Ciężko zbudować zaplecze, świat, nakreślić bohaterów, zbudować klimat, pobawić się słowami i opisem – na coś trzeba się zdecydować. W zależności na co się zdecydujesz, zwolennicy tego, co pominę, będą narzekać. 

 

Swoją drogą zastanawiam ten zabieg z powtarzaniem niektórych słów. Chyba miał „podkreślać”, ale wyszło jak… Hm, coś typowego dla ludzi uwięzionych na małej przestrzeni – jakieś rzeczy powtarzalne, więżące uwagę.

Przyjmuję uwagę i mam pełną świadomość, że taka stylizacja nie wszystkich przekona. Ja lubię powtarzać i plątać słowa, popełniać zamierzone błędy, aliteracje itd. Mi to buduje nastrój, lepiej pomaga wyrysować obraz. Wiem, przyjdzie Tarnina i mnie zje :D 

 

Na koniec wrócę do tego, co było miłe:

Osobiście uważam, ze te drobiazgi stanowią taką wąską linię oddzielającą dobre opowiadanie od bardzo dobrego. (…) No, po jednej stronie jest status „dobre, ale poza podium”, po drugiej „a mogło być bardzo-bardzo”.

Dziękuję. Jak na tekst napisany w godzinę uważam to za sukces. I tak, wiem, że mogłabym tu sporo poprawić, ale trudno, strzał był w ostatnim momencie. 

 

Jeszcze raz dzięki! :) 

 

Edit, bo w międzyczasie pojawił się @Ślimak:

Ślimaku, nie, tu nie ma jakiegoś wielkiego zżycia z tekstem, kwestię pierwiastków rozważam wyżej i tak jak napisałeś, to miała być zupełnie drugorzędna rzecz. Tak, to miał być poziom abstrakcji, tak jak piszesz – i dlatego nie widziałam potrzeby korygowania tego. Oczywiście, że mogę. I chyba zmienię tag po prostu ;) 

Nie wiem czemu fiksujesz się na oznaczeniu portalowym. Nie patrzyłem na tagi i wybraną kategorię zaglądając do tego tekstu. Ale już sam tekst jest w tonie SF. Nie hard SF, więc pole manewru jest dopuszczalne, ale zwyczajnie pewne rzeczy rzucają się w oczy. Nie przeszkadzają – opowieść jako całość mnie przekonuje. Ale wystarczająco, by gdzieś po drodze nie było “maksimum”.

A co do powtórzeń – tu chyba źle zrozumiałaś moją uwagę. Mi akurat te powtórzenia nie przeszkadzają. Albo inaczej: za każdym razem było przy drugim wystąpieniu słowa “eee”, a przy trzecim wpadało ponownie w rytm, ze to jednak ok, więc grało jak trzeba.

 

Ok, dzięki za wyjaśnienie kwestii stylu, to jest jasne. 

A na oznaczeniach zafiksowałam się tylko dlatego, że w tym upatrywałam przyczyn doszukiwania się tutaj prawdy naukowej. Bo to mnie po prostu zaskoczyło.

Rozumiem już, jak tłumaczysz, że u Ciebie to nie wynikało stricte z oznaczenia gatunku, co samej sceny, że jest w tonie SF – chyba zrobiłam to nieświadomie. Gdybym wiedziała, że będzie rozpatrywany naukowo, to bym tego nie popełniła.

Ale w takim razie mam pytanie – czy w takim bardzo nieokreślonym SF, nie ma za nic miejsca na fikcyjne pierwiastki, po prostu jako nowe pierwiastki, które gdzieś kiedyś pojawiły się na innych planetach? Po prostu nie, no-go i nie ma opcji? W pełni rozumiem argument, że jeśli mówimy o najbliższej przyszłości, czyli to, co wiemy dziś o kosmosie, badaniach planet, chemii itd., to wtedy to jest bujda. Ale w takim bardzo nieokreślonym świecie? Bo nie mamy tutaj nic, co by wskazywało jak odległe to są czasy, jak zaawansowane technologie, co to w ogóle są za ludzie, co za planeta itd? Nowe gatunki zwierząt czy ludzi też budziłyby takie wątpliwości? Serio pytam z ciekawości. 

To jest bardziej problem na poziomie czym są pierwiastki. Pewnie jakby był jeden, to jeszcze nie-chemikom by to umknęło, ale jak ma ich być sporo, to coś zgrzyta. Pewnie gdyby chodziło o jakieś właściwości też większość osób by nie zauważyła, choć chemików by biło po oczach. Ale w tym kontekście, w jakim te pierwiastki padają, modyfikacja jakiekolwiek inne innego dużo by zmieniła w odbiorze. To nie są jakieś rzeczy krytyczne, w wielu tekstach “light-SF” zdarzają się rzeczy, które nie stykają, ale zwyczajnie właśnie granica między “dobrze ze skazą” a “więcej”.

Ale w takim razie mam pytanie – czy w takim bardzo nieokreślonym SF, nie ma za nic miejsca na fikcyjne pierwiastki, po prostu jako nowe pierwiastki, które gdzieś kiedyś pojawiły się na innych planetach? Po prostu nie, no-go i nie ma opcji? W pełni rozumiem argument, że jeśli mówimy o najbliższej przyszłości, czyli to, co wiemy dziś o kosmosie, badaniach planet, chemii itd., to wtedy to jest bujda. Ale w takim bardzo nieokreślonym świecie? Bo nie mamy tutaj nic, co by wskazywało jak odległe to są czasy, jak zaawansowane technologie, co to w ogóle są za ludzie, co za planeta itd? Nowe gatunki zwierząt czy ludzi też budziłyby takie wątpliwości? Serio pytam z ciekawości. 

W moim odczuciu – o ile masz ochotę poznać moje odczucie – obecna wiedza raczej potwierdza fakt, że naturalnie występujące inne (nowe) pierwiastki są raczej niemożliwe.

Pierwiastki – to z grubsza kombinacja protonów i neutronów w jądrze i elektrony w chmurach. Do pewnej ilości nukleony mogą się łączyć bez problemów, na co ma wpływ ich budowa i oddziaływania silne.

Jednak powyżej pewnej ilości protonów w jądrze, oddziaływania elektrostatyczne (elektromagnetyczne dokładniej) sprawiają, że protony (o dodatnim ładunku) odpychają się mocniej, niż są w stanie się “przytrzymywać” za pomocą neutronów.

I z tego powodu dość szybko się rozpadają (zwróć uwagę na izotopy promieniotwórcze – wersje podstawowe pierwiastków są stabilne, ale usuń kilka neutronów, a zaczyna się rozpad).

Im więcej protonów – tym szybszy rozpad. A te odkryte ostatnio pierwiastki (2016) w stanie naturalnym wytrzymują mega krótko. Aktualnie najcięższy z pierwiastków:

“Oganeson jest wysoce niestabilny. W latach 2002–2005 udało się uzyskać jedynie 3 lub 4 atomy izotopu 294

Og[4]czasie połowicznego rozpadu ocenianym na mniej niż 1 milisekunda” – Wikipedia.

 

Wszystkie wcześniejsze są odkryte. Wszystkie dalsze będą jeszcze mniej stabilne.

 

Co do odkrycia życia – innych ludzi / innych zwierząt – tego wykluczyć nie można. Ale widziałem kilka opinii mądrych ludzi, znających się na życiu, biologi, chemii, biochemii, itd., twierdzących, że życie oparte na zupełnie innych zasadach, jak nasze, jest właściwie niemożliwe.

 

Dodam jeszcze cytat:

“Przede wszystkim tym, że – podobnie jak wszystkie pozostałe liczbie atomowej większej niż 94 – nie występują naturalnie. Są syntetycznymi substancjami, wyprodukowanymi w warunkach laboratoryjnych. Udowodnienie ich istnienia jest bardzo trudne, bo rozpadają się w przeciągu kilku sekund od otrzymania.”

 

https://www.newsweek.pl/wiedza/nauka/tablica-mendelejewa-ma-cztery-nowe-pierwiastki-113-115-117-i-118/qnqh966

 

I kolejny, to samo źródło:

 

Japońscy naukowcy nie spoczywają jednak na laurach. – Udało nam się udowodnić istnienie „113-stki”. Teraz zabieramy się za tajemniczą „119-stkę” i kolejne pierwiastki. Naszym celem jest zbadanie i opisanie właściwości chemicznych wszystkich pierwiastków w siódmym i ósmym rzędzie tablicy – powiedział Morita.”

Nowe pierwiastki istnieją. Ale naturalnie? Nie. Syntetycznie? Tak. Ale to już rzędy mikrosekund.

 

Kłaniam się.

Silvan, dzięki za odpowiedź i to co tutaj tłumaczysz, podobnie jak wcześniej, rozumiem i w pełni się zgadzam – to jest nauka. 

Od początku nie o to chodziło, stąd nasz rozjazd w opiniach i odbiorze tego. 

To zapytam jeszcze raz, nie na poziomie “czy nowe pierwiastki są realne” tylko na poziomie fikcji – nazwijmy to konwencją light SF – po prostu zaistnienie nowych metali na jakiejś innej, dalekiej planecie, w innym czasie, jest aż tak gryzące po oczach? Nie czy jest realne. Tylko czy w tekście jest nie do zaakceptowania. 

Napisałam tę niefortunną “tablicę z nowymi pierwiastkami:”, bez wyszczególniania co to jest. Założenie było takie, że bohaterowie podejmują próbę uzyskania tlenu z zawierających go związków chemicznych, a nowe pierwiastki (wchodzące w skład tych związków) były potrzebne po to, żeby udaremnić proces. Ja wiem, że to jest bajkowe założenie, bo nie mamy nowych pierwiastków i jest ich tyle ile jest, ale – dlatego pytam – nowy metal w takiej konwencji nie przejdzie? 

edit: nowy, znaczy tak, z jakiś przyczyn nowy i stabilny ;) nie mieszczący się w takiej naszej tablicy, bo tu wiem, że nie ma na nie miejsca. 

Zacznijmy zatem jeszcze raz. Nazywam się Silvan <wyciąga rękę> ;)

Napisałaś dobre opowiadanie :)

Podobało mi się. Zgrzytnęło mi to, co mi zgrzytnęło i ten temat rozwinąłem.

Nie dlatego, aby kogokolwiek pognębić, czy pochwalić się wiedzą (zaiste, nie ma czym – to wiedza max licealna). Po prostu, aby wyjaśnić mój punkt widzenia.

Gdy widzę krótkie teksty, pod którymi komentarz Tarniny / Reg jest 6x dłuższy od tekstu, ogarnia mnie zgroza. Nie dlatego, że tak dowaliła. Ale dlatego, że ma rację, a ja tego nie wiem / nie zauważyłem. Bo to (być może) nawet nie liceum, a podstawówka. W końcu, do cholery, gdzieś się człowiek uczył tego języka mnóstwo lat. A później okazuje się, że jest się dziamdziakiem w najbardziej podstawowym przedmiocie (BTW: śmieszy mnie, gdy widzę na CV kandydatów w znajomościach języków: język polski – ojczysty. Taaaaa, z pewnością świetnie go znacie :D).

Skoro więc przemiłe osoby wyjaśniają mi podstawówkową wiedzę, również staram się dzielić moją.

Jeśli widzę nierealną walkę – czy to wręcz, czy bronią białą – czepiam się.

Gdy widzę nierealną fizykę – czepiam się.

Ale nie czepiam się po to, aby się czepić, ale żeby ktoś mógł skorzystać. Być może dzięki tym uwagom na przyszłość – podchodząc do grubszego tematu – będziesz zwracać uwagę na takie aspekty.

Czytałem jakiś czas temu spoko opowiadanie, w którym w jednym miejscu zgrzytnęło: wsiadła do pojazdu i ruszyła z prędkością światła.

Wyjaśniłem, że to niemożliwe, ani ta prędkość (nieskończona energia), a przeciążenie zabiłoby w ułamku sekundy + sto innych niuansów. Zaproponowałem zmianę na mniej kontrowersyjną prędkość dźwięku. Zmiana zaistniała i tyle :) I było git.

Co to ma wspólnego z Twoim pytaniem? Na razie niewiele :P Gaduła jestem :P

W mojej Gammie niektórzy ludzie potrafią emitować promieniowanie elektromagnetyczne. Jest to oczywiście niemożliwe.

Ale spróbowałem zbudować dla tego otoczkę. Odpowiednią historię, aby to uwiarygodnić. To dalej jest kit. Ale w tym kicie i tak zawarte są podstawy naukowe. I – przede wszystkim – on istnieje. Spróbowałem go urealnić.

I w ten sposób wielu autorów nagina fizykę, w końcu, do cholery, to SF jakoś musi powstać. Czasami wystarczy na serio niewiele. Kilka słów i tyle.

Gdybym chciał stworzyć nowe metale i chciałbym też, aby brzmiało to względnie realnie, szedłbym w izotopy metali. Odkryto izotop metalu takiego, a takiego, który nam wydawał się niemożliwy, ale jednak z racji specyficznych warunków takie coś powstało i posiada zaskakujące właściwości (tu wymieniasz, co potrzebujesz dla swej historii ;) ), odbiegające mocno od metalu podstawowego, itd.

Nowe pierwiastki – istniejące stabilnie / naturalnie, nawet na innych planetach – zawsze będą (przynajmniej dla mnie) jak 2+2=5. No, kurczaki, choćby chęci nie brakło, ciężko uwierzyć.

Trochę jak z zapominaniem. Ile jet 1+2? No 3. To teraz spróbuj zapomnieć.

Niektórych rzeczy ciężko pozbyć się z głowy.

 

Są epickie historie, jak Jim wspomniał, w których lasery w próżni walą dźwiękami, słychać hałas silników myśliwców (a np. SW) i osobiście mnie to tam… śmieszy. Kocham te opowieści ze świata SW, ale czuję lekkie zażenowanie, że twórcy robią z nas kretynów :P

 

Życzę udanego wieczora.

I wiesz co?

Opko podoba mi się na tyle, że klikam.

Hahaha ok, to jak jeszcze raz, to jeszcze raz :D 

 

Cześć Silvan, Koimeoda <wyciągam rękę>

 

dziękuję raz jeszcze, za odwiedziny, poświęcony czas.

Wyjaśniłeś, rozumiem i – jak już pisałam – argumenty naukowe przyjmuję i nie wchodziłam z nimi w dyskusje, co od razu napisałam Jimowi prawie dobę temu, bo nie tędy miała iść droga, dlatego chciałam to uciąć jak najszybciej. Wiedziałam od początku, że jeśli będziemy to rozpatrywać na poziomie nauki, to jest to babol i tyle, oczywiście, że jest. Babol świadomy, bo nie planowałam pisać tekstu SF, nawet light. Właśnie chyba tu się potknęłam – bo trochę, przez przypadek, jakoś tak wyszło, że zaczęliście to czytać w takim kontekście.

Zastanawiam się jak miałam nakierować czytelnika, że… 

…że to ma być bajka?

Może powinnam to dać w przedmowie :D Ale tak, to miał być taki SW, Space Opera, czy po prostu fantasy. Tak, taki z beskarem czy innymi śmiesznymi pierwiastkami. Z nikogo nie chciałabym robić “kretynów”, jak to nazwałeś, ale o taką konwencję mi chodziło (nie, nie kretyniczną ;D tylko baśniowo-kosmiczną). Ot, scenka in a galaxy far far away, gdzie są inne zasady. Tak, może i z inną budową atomów, co podawałeś jako przykład takiego totalnego odjazdu ;) Wiem, że podałeś to jako żart i absurd, i ja się zgadzam, nie kpię, nie spieram. Nauka, to nauka, bajka, to bajka i głowię się tylko, jak miałam to zaznaczyć. Może wprost. 

Stąd wyniknęło moje poirytowanie, że szukamy tu czegoś więcej i realizmu.

Bo ja podeszłam do tego bajkowo i gdybym miała więcej miejsca, to bym postarała się bajkowość po pierwsze podkreślić, po drugie – wewnętrznie wyjaśnić. Ale to musiałoby zakładać akceptację czytelnika konwencji bajkowej, bo nie, nie zamierzałabym wciskać do tego układu pierwiastków, który mamy nowych. Musiałaby się ze mną pobawić w możliwości magiczne i bajkowe i zaakceptować, że na takiej płaszczyźnie rozmawiamy. Ale oczywiście w pełni przyjmuję, że ludzi to śmieszy. Że nie interesuje i nie chcą tego czytać. 

Na marginesie, pozwolę sobie odejść od tych nieszczęsnych pierwiastków i mojego szorta, a zostając temacie naukowości w takich bajkach: pamiętam, że Le Guin apelowała o traktowanie praw nauki w takim pisarstwie, jak jej (nazywanym przeróżnie, ale na pewno nie hard SF), inaczej niż w rzeczywistości. O istnienie praw, związków, materiałów, gatunków, które nie mogłyby zaistnieć w naszym świecie. Że to wszystko jest jedna, wielka metafora.

Życzę też miłego wieczora, klik niespodziewany haha ale dziękuję! :) 

O kurde, widzę, że tutaj ostra dyskusja w komentarzach była, a ja się spóźniłem, bo miałem przed wynikami przeczytać wszystko. Cóż, to znów wina wilka, bo nie dość, że straszne limity ustala, to jeszcze, skubany, szybszy jest niż Usain Bolt, jeśli chodzi i podsumowanie konkursu wynikami :D

Napiszę więc tylko, że mi się podobało i choć Jim ma sporo racji w tym co pisze, to ja nie jestem science freakiem, żeby wyłapać to, co on wyłapał. Mnie nie zazgrzytało, ale to tylko ja i moja opinia :)

 

Pozdrawiam

Q

Known some call is air am

Mnie nie zazgrzytało, ale to tylko ja i moja opinia :)

A ja Ci za nią bardzo dziękuję :) Cieszę się, że mimo wszystko siadło.

Wchodząc w to opowiadanie, nie mogłem nie spojrzeć na komentarze, bo wyglądały na ożywioną dyskusję. Po ich przejrzeniu stwierdzam, że czasem dobrze był naukowym głąbem, inaczej pewnie przyczepiłbym się do tego i tamtego, a tak? Dostałem przyjemne opowiadanie.

Motyw kamienia jest, napisane tak jak lubię, klimacik dobrego sf zaliczony, no i podobał mi się ogólny pomysł. Planeta, która „łowi” podróżników na rzadkie minerały? Świetne.

Czasem trzeba odpuścić i zawiesić niewiarę. Równie dobrze można wszystko tłumaczyć wszechświatem alternatywnym, gdzie też jest Ziemia, ale pewne detale się różnią (choć pewnie zaraz ktoś mi wyjaśni, czemu takie coś też by nie przeszło xD ).

Klikam, bo dobre.

Zanais heart

Dziękuję Ci bardzo za te słowa i cieszę się, że pomysł na mini scenkę Ci się spodobał. Naprawdę, to miał być taki lekki drobiazg, nie przypuszczałam, że wyleje się wokół tyle wszystkiego, ale ok, tak wyszło. Myślę, że już swoje podejście przedstawiłam i go nie zmieniam, trudno, nie pierwszy raz się z kimś totalnie rozmijam ;) 

Dziękuję jeszcze raz! 

Bajka, powiadasz? Niepodobna.

W kwestii nowych pierwiastków delikatnie poprę Autorkę. Nie znam się, więc się wypowiem.

Słyszałam, że stabilność zależy nie tylko od liczby nukleonów. Znaczy, w zasadzie tylko, ale to nie jest zależność liniowa. Niektóre liczby dają eleganckie, symetryczne kształty, zbliżone do kuli. Te izotopy są stabilne. Koślawe bryły wystarczy lekko stuknąć, żeby się rozpadły. Te są niestabilne. Podejrzewam, że gdzieś musi istnieć kulka o rozmiar większa niż najcięższy stabilny izotop. Zapewne rzadziej się trafia, może to tylko jeden na pięćdziesiąt pierwiastków, ale nie wykluczałabym tak kategorycznie jego istnienia.

A przy odrobinie dobrej woli gwiazdę neutronową można uznać za olbrzymie jądro atomu. Diabli raczą wiedzieć, co zadzieje się przy zderzeniu takich dwóch monstrów.

Insza inszość to kwestia, czy siły pływowy nie rozerwałyby człowieka trzymającego bryłkę takiego superciężkiego pierwiastka.

Mnie trudniej było uwierzyć, że wylądowali na planecie bez zapasu tlenu na powrót. A gdyby się okazało, że lądowanie niemożliwe? Ale wyjaśnienia podane w komentarzach bym uznała. A co z hydroponiką? Nie pomoże?

Gorzej z niedziałającą śluzą – tego nie kupuję. A co ze składem atmosfery na planecie? Jakaś musi być, bo w przeciwnym wypadku sztorm wywiałby wszystko przy pierwszym otwarciu drzwi. Nie ma tam nic z tlenem?

Babska logika rządzi!

Jak na bajkę to, moim zdaniem, mało bajki w tej bajce, ale czytało się całkiem nieźle. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję dziewczyny za odwiedziny i komentarze. 

 

@Reg: dziękuję, dobrze, że mimo małej ilości bajkowości czytało się dobrze :)

 

@Finkla: dziękuję za rozbudowany komentarz, wsparcie i klika :)

 

Diabli raczą wiedzieć, co zadzieje się przy zderzeniu takich dwóch monstrów.

→ z takiego założenia wyszłam ;) 

 

Hydroponika – Mogę teraz odpowiedzieć, że próbowano, ale nie wyszło, bo przydarzyła się nieznana zaraza i zeżarła roślinki. Albo jest problem z nawozem czy wodą do hydroponiki. Również próbowano pozyskać tlen z bakterii regolitożernych ale też się nie udało ponieważ… <tysiąc opcji>. Tak samo jak z atmosferą – tak, na pewno jakaś tam jest, jednak nie jest wystarczająca dla człowieka.

Śluza – przyjmuję wątpliwość, mogłam to wyjaśnić i rozwinąć, co tam dokładnie nie działa i jak jest zbudowana. I znowu mogę teraz dywagować, że ona ma dwie warstwy i jedna działa, a druga nie i przez to przy każdym otwieraniu ucieka trochę tlenu, ale nie ma jak to załatać… No, nie będe w to szła teraz, po ptokach już jest ;) 

W ogóle na te wszystkie tematy mogę snuć wiele teorii, nie mówię, że nie byłoby to ciekawe, ale nie widzę sensu. Naprawdę nie spodziewałam się, że pod tak drobnym tekstem rozwinie się tyle rozważań na temat świata przedstawionego / świata ledwie zasygnalizowanego brzmi lepiej.

Wiem, że tekst ma błędy, nie zamierzam się tego wypierać, i oczywiście, że mogłabym go dopracować, ale nie budowaniu złożonego świata miał on służyć. Dla mnie rozbijanie się o takie szczegóły, zastanawianie się co jest, a co nie jest realnie możliwe wprowadza chaos i jest niepotrzebne. Bum, powiedziałam to :D Słyszę i widzę te wszystkie uwagi, jak bardzo się mylę i jak bardzo to wszystko jest w fikcji ważne – zjedzcie mnie, ale dla mnie nie jest, szczególnie w czymś tak krótkim. Dla mnie. Wiem, że dla wielu osób absolutnie nie i takie sprawy są bardzo ważne i przeszkadzają w odbiorze. Nie kłócę się, przyjmuję to. I dało mi do myślenia. 

Ufff, nie spodziewałam się, że mój najkrótszy tekst tutaj wywoła tyle emocji i komentarzy ;) 

Dziękuję jeszcze raz! 

Po przeczytaniu komentarzy zrozumiałem, że lepiej bez wykształcenia nie bawić się tu w s-f. Skoro bawimy się w fantastykę, to kto napisał, że świat tu przedstawiony musi być naszym światem, naszym wszechświatem, naszymi prawami fizyki czy chemii.

Patrzcie na historię, nie na technikalia. To nie książka, za którą ktoś zapłacił i może mieć pretensje, że nie zgadza się z dotychczas odkrytą nauką.

Z pewnością oglądacie filmy s-f albo sensacyjne, może jakieś Marvelowskie… patrzycie na nie jedynie po to, aby punktować nieścisłości? Czy oglądacie dla rozrywki? Może warto czasem spojrzeć na opowieść jak na opowieść, bo zaraz zaczniemy robić krucjaty spod znaku nauki w poszukiwaniu wszystkich nieścisłości w tekstach?

Nie mogę trochę z tej dyskusji. Zaczyna mi to przypominać pewien komiks dotyczący rysowania (oryginału raczej nie znajdę – to było dawno), w którym uczestnik kursu rysunku stwierdza – po co mi znajomość anatomii, skoro rysuję mangę. Jasne, nie każde portalowe s-f to od razu hard s-f (a wręcz niewielka część), ale to dobrze, że znajdzie się ktoś, kto wskaże i objaśni merytoryczne słabości. To też część feedbacku – pokazując opowiadanie szerszej publiczności dowiadujemy się, jak jest odbierane. No i jest odbierane tak, że niektórzy zwrócą uwagę na takie niedoróbki, inni nie. Dzięki portalowi można się przekonać, że czasem czytelnicy patrzą na tekst inaczej, niż założył to autor. I, szczerze mówiąc, to zwyczajnie nie fair sugerować, że to wina czy złośliwość czytelnika.

deviantart.com/sil-vah

Mam wrażenie, że niepotrzebnie sobie używacie. Szczerze, to aż mi tyci przykro :|

Człowiek napisał o tym, co mu zgrzytnęło (niezgodność). Co więcej – napisał dlaczego. Aby wyjaśnić.

Jeszcze więcej:

Człek napisał dalej (i to w pierwszym komentarzu):

 

Ogólnie do mnie przemówiło.

Czuć tę beznadzieję. Najpierw miałem także wątpliwość, jak Odpryskowy, że jakże to tak? Ale w sumie Ślimak nieźle wyjaśnił kwestię ich przygotowania.

 

Niemniej jednak klimat jest dla mnie wyczuwalny, ogólny pomysł po minimalnych modyfikacjach byłby w 100% ok i za to wielki plus!

Pozdrawiam!

 

Jeszcze więcej! Człowiek kliknął!

 

Czy z tego można wysnuć wniosek, że się totalnie rozminęliśmy? Że nie czytamy treści / nie patrzymy na historię? Że przechwalamy się wykształceniem (elektrycznym?)? Że czytamy wyłącznie po to, aby punktować?

Serio, co Wy widzicie w tej merytorycznej dyskusji? Doch, nikt tu nikogo nie obraża, przecież nikt nie rzekł, że opowiadanie jest do bani, bo ten fakt ssie, więc się tego czytać nie da.

Zamiast słowa wdzięczności (dosłownie: “dzięki za wyjaśnienia, ale zostaję przy swoim”), ktoś rzeczowe (niezłośliwe) wyjaśnienie przerobił na atak, który żadnym atakiem nie był. Zaiste, dziwne to wnioski, że rozważanie, czy coś jest realne, czy nie, wprowadza chaos.

 

 

 

 

@Finkla:

Słyszałam, że stabilność zależy nie tylko od liczby nukleonów. Znaczy, w zasadzie tylko, ale to nie jest zależność liniowa. Niektóre liczby dają eleganckie, symetryczne kształty, zbliżone do kuli. Te izotopy są stabilne. Koślawe bryły wystarczy lekko stuknąć, żeby się rozpadły. Te są niestabilne. Podejrzewam, że gdzieś musi istnieć kulka o rozmiar większa niż najcięższy stabilny izotop. Zapewne rzadziej się trafia, może to tylko jeden na pięćdziesiąt pierwiastków, ale nie wykluczałabym tak kategorycznie jego istnienia.

Finkla, tak. Ale i tak TYLKO do pewnej wielkości. Później te bardziej kuliste masz po prostu mniej niestabilne. Czyli rozpadną się w kilkadziesiąt milisekund (może sekundy?), a nie kilka mikrosekund. Ponadto mowa była o wielu nowych pierwiastkach.

 

Pzdr.

@Silvan:

 

Mówisz, że:

Zamiast słowa wdzięczności (dosłownie: “dzięki za wyjaśnienia, ale zostaję przy swoim”)

A ja napisałam wcześniej: 

 

dziękuję raz jeszcze, za odwiedziny, poświęcony czas.

Wyjaśniłeś, rozumiem i – jak już pisałam – argumenty naukowe przyjmuję i nie wchodziłam z nimi w dyskusje 

 

Więc jeszcze raz: podziękowałam, zrozumiałam wyjaśnienie, ale zostaję przy swoim. Nigdzie nie punktowałam Ci złośliwości, ani szpanowania wiedzą (nie wiedziałam, że masz wykształcenie elektryczne, skąd miałam to wiedzieć?). Nigdzie nie użyłam wyboldowanego przez Ciebie stwierdzenia, ani nie zarzuciłam nie zrozumienia historii. 

W ostatnim komentarzu, odpowiedzi do Finkli, podkreśliłam tylko, że na co innego kładę nacisk – i tyle. Cały czas zaznaczałam, że jestem świadoma błędów i w ogóle nie oceniam, tego, że dla kogoś to jest ważne i zakłóca odbiór. 

Jeszcze raz więc: dziękuję za opinię, wyjaśnienie jej i klika. 

 

@Silva, dzięki za Twój głos w rozmowie, przyjmuję. 

@Zanais, dzięki i Ci, nie drążmy, nie chcę się kłócić i naprawdę nie o to chodzi.

Nigdzie nie użyłam wyboldowanego przez Ciebie stwierdzenia, ani nie zarzuciłam nie zrozumienia historii. 

Hmmm…:

Myślę, że już swoje podejście przedstawiłam i go nie zmieniam, trudno, nie pierwszy raz się z kimś totalnie rozmijam ;) 

 

 

Żeby już faktycznie zakończyć – napisałaś:

 

A ja napisałam wcześniej: 

 

dziękuję raz jeszcze, za odwiedziny, poświęcony czas.

Wyjaśniłeś, rozumiem i – jak już pisałam – argumenty naukowe przyjmuję i nie wchodziłam z nimi w dyskusje 

Ale nie wcześniej.

A później.

Najpierw napisałaś:

 

Skończyliście?

I to było przykre :)

Ale serio. Dość.

Jestem starym koniem – a im starszy jestem, tym mniej mam ochoty na przepychanki, niezależnie od racji.

Szczerze, to teraz bardziej zabolał komentarz Zanaisa… Byłem przekonany, że tak dobry pisarz nie czyta powierzchownie – ani opowiadań, ani komentarzy :(

Niemniej – to mój ostatni koment w tym opku.

Wesołego jajeczka, radosnego królika uszastego.

Coby nam wszystkim przyświecała nie tylko mądrość, ale i dobroć, i bezinteresowność. Bo gdyby nie to, pewnie wszyscy bylibyśmy niczym cymbał brzmiący!

Salve, kosmici!

 

 

Silvan, mnie też tu parę razy było przykro, więc myślę, ze możemy założyć, że jesteśmy kwita. Tak, faktycznie napisałam, że się rozmijamy, ale czy to znaczy, że to co ktoś mówi jest lepsze lub gorsze? Rozmijamy, czyli mamy inne podejście. 

Koniec, serio. 

Silvanie, nie czuj się urażony, nie pisałem z myślą o Tobie. Jeśli tak to odczułeś to przepraszam. Zostaję przy swoim zdaniu, jednocześnie szanując Twoje.

Skłamałem zatem. Miało być raz ostatni. Zaczniemy wszyscy jeszcze raz? Nazywam się Silvan [wyciąga rękę] ;)

Silvan, Ty musisz (przynajmniej tak bym chciała!) pisać to, co myślisz, bez ogródek, a Autor decyduje. Do niego należy ostateczna decyzja. Tutaj podejmuje próbę dialogu z realnymi czytelnikami. Czasem się udaje, czasem nie. Ja sobie myślę, że i Ty masz rację i Koi, bo nie da rady uwolnić wyobraźni bez popełniania błędów, nawet takich, jak z tablicą Mendelejewa i śluzą. Może nie mam racji, nie wiem tego.

Z drugiej strony Autor ma swój zamysł i nie może się zgadzać z wszystkimi sugestiami, musi po swojemu kroczyć  wybraną przez siebie drogą na skrzyżowaniach. Ktoś może bardziej lub mniej wejść w dany, konkretny tekst (bo doświadczenia i gusta, które lekko biorę w nawias, bo próba niereprezentatywna, za to bardzo zaangażowana).

 

Zanais, moim zdaniem – nie, tj. każdy może się bawić w sf. Klucz tkwi w konwencji, słowach, wizji. Ja tam zawsze dostaję pasy na goły. :-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Do Zająca z tym ostatnim razem! Ja niczego na nikim nie wymuszam. Chcę tylko, aby mój komentarz potraktowano jako ewentualne wsparcie, a nie atak / czepialstwo dla czepialstwa. Najładniej określila to Silva – odbiór może być rożny i ja jedynie tlumaczę swoją perspektywę. Pozdro 897. Już najostatniejszy! Odciam się od internetow! :D PS. Serio, dzięki Wszystkim za tę dysputę. Wiele mówi o nas, naszych podejściach, spojrzeniach, itd. Pzdr!

Asylum – czyli twierdzisz, że każdy może się bawić w sf, po czym dodajesz, że Tobie zawsze nie wychodzi? Cóż za zachęta :P

Tak też to zrozumiałam,  Silvanie. ;-) Przedstawiasz swoje zdanie, a Autora rzecz, aby uwzględnił, bądź nie. Nasza rola na tym się kończy. I mi z tym czasami trudno, zwłaszcza w betach i innych takich. Uczę się tego, acz bardzo powoli. :-)

 

Zanais, coachem nie jestem, a w pisaniu zwłaszcza, prędzej Ty mógłbyś nim być. Gaduła ze mnie, gdy mam uwolniony czas i działa sieć. Ot, przyczyna. :-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Doklikuję bibliotekę :) Mało tu bajki, ale za to dużo kolorów :) i dźwięków, tekst ogólnie moim zdaniem mocno działa na zmysły. I za to przede wszystkim mój biblioteczny kliczek, bo właśnie takie opowiadania lubię :)

 

Katiu! Dziękuję Ci za wizytę, komentarz i klika. Cieszy mnie to, co piszesz o zmysłach, też tak lubię :) 

należy się słowo wstępu – to jest bajka :) Uprasza się o takie traktowanie.

 Metaliczny pisk otwieranej śluzy wwiercał się do mózgu.

Bajka robotów? :D

 Niby nie był jakiś specjalnie głośny, ale laboratoryjna cisza wszystko wypaczała i potęgowała, a i tak była niczym w porównaniu z ciszą czekającą na zewnątrz.

Kurczaki, niby wiadomo, o co chodzi, niby dookreślone – a jakoś dynda moim zawieszeniem niewiary. Mam wrażenie komentarza z zewnątrz.

 Pisk się przeciągał, przemienił w chrobotanie.

Hmmm.

 były olejowane

Olejowane jest drewno. Szyny można oliwić albo smarować.

 czyszczone, tak by

Czyszczone tak, by. Podstaw sobie za "tak" "w taki sposób", a zobaczysz, o co chodzi.

 usterek

Hmm.

 środkiem a zewnątrz

Środkiem, a zewnętrzem.

 Bo człowiek pcha się w kosmos, ale wszędzie zabiera ze sobą Ziemię.

yes

 warknął Norman, nie mogąc dłużej wytrzymać paskudnego dźwięku, choć bardziej niż dźwięk, denerwowało go to, co oznacza

Niezgrabne to. I tutaj akurat dźwięk oznaczał, to nie jest mowa zależna. Nie dawałabym też po "dźwięku" przecinka.

 Każda sekunda otwartych drzwi jest sekundą mniej

Hmmm. Potknęłam się, dopiero po chwili złapałam.

kroki, w stronę

Tu bez przecinka.

 Był poirytowany, ale wzrok miał po prostu zrezygnowany.

Rym i antropomorficzny wzrok. Spojrzenie by uszło.

 zapadnięte policzki, pokryte jasną szczeciną i podkrążone oczy

Wtrącenie: zapadnięte policzki, pokryte jasną szczeciną, i podkrążone oczy.

 Kobieta zaczęła rozpinać klamry przy hełmie. Zdjęła go, odsłaniając ciemną, ładną i smutną twarz.

Hmm.

 Szkło probówki stuknęło o szkło stołu.

Po to mamy stojaczki, żeby tak nie robić. Bo probówka nie ustoi na stole.

 Ale ten ma większe stężenie.

Większe stężenie czego?

 Jej wzrok sam napotkał tablicę z wszystkimi nowymi pierwiastkami,

"Sam" zbędne, "napotkał" już to sugeruje. Bajka bajką, ale mój wewnętrzny chemik właśnie uniósł brew, patrz komentarz Jima.

planeta zasiliła się w prawdziwe skarby

Hmm.

nie podlega separacji

Spytaj Sarę albo Bellę, bo ja nie jestem na bieżąco, ale raczej "analizie".

 półkach zastawionych setkami błyszczących minerałów

Hmm.

 Czystego złota, albo i nie czystego, ale wymieszanego z metalami o wiele cenniejszymi

Hmmmm.

 Na Ziemi stałyby się walutami

Nie, nie stałyby się.

 jednego jedynego

Jednego, jedynego.

 Wystarczyłby jeden, który uwolni drzemiący w nim tlen.

Bo na elektrolizę własnych odpadów to już państwo odkrywcy zbyt piękni i dramatyczni? ;)

 – Połóż do reszty.

Kolokwialne.

Ładne, nawet piękne, ale to piękno tkwi w nastroju, który konsekwentnie budujesz, i nie sięga głębiej. Bo wystarczy chwila, a czar pryska… A paradoks wody (w tym przypadku – tlenu) i diamentów (czyli złota) nastraja raczej dociekliwie, niż kontemplacyjnie.

 Grupy podmiotu od grupy orzeczenia nie oddzielamy przecinkiem prawie nigdy (mogą się zdarzać egzotyczne wyjątki).

O, a jakie wyjątki? Przy wtrąceniach, tak, ale to akcydens przecież?

 Dziękuję też bardzo Ślimaku za Twoją interpretację zaplecza historii – tak, to jest jak najbardziej jedna z opcji tłumacząca scenkę, podoba mi się.

Mnie też, ma sens, a dodaje jeszcze posmak desperacji. Ale opcje, które Ty wymieniłaś, też są dobre. Trudno wybrać.

 Naprawdę nie zamierzam tego traktować dosłownie i rozbijać się o każdy szczegół oraz kłócić się o to, czy pierwiastki w kosmosie nie powstają w żadnym naturalnym procesie (?).

Można i tak. Ale… spójrz wyżej. Gdybym napisała opowiadanie, w którym bohaterowie jeżdżą na olbrzymich królikach, miałabyś zastrzeżenia do królików? Czy do tego, że nazywam je końmi, a opisuję króliki?

 mi, staremu zgredowi, który niestety po nastolatkowemu szuka w tekstach logiki – za dużo w nim zgrzyta ;)

… jestem staaaraaaa…

 To trochę tak, jakbyś dowodziła, że w Twoim świecie 2+2=5 i już, bo tak sobie wymyśliłaś. Albo, że jednak obecni tam ludzie postanowili zacząć oddychać wodorem. No czemu nie? No temu, że to tak nie działa.

Ano. Polecam Asimova "The Gods Themselves" napisane w odpowiedzi koledze, który twierdził, że może sobie z głowy brać liczby nuklidów do izotopu, który zastosował jako McGuffin – na co Asimov napisał powieść rozgrywającą się w świecie, w którym taki izotop mógłby istnieć. Są tacy wariaci :) ale sedno sprawy jest takie, że słowa mają desygnaty, konotacje, sensy i znaczenia, których nie można sobie zmieniać na poczekaniu. Ot, i wsio.

 Wydaje mi się jednak, że bez najmniejszego uszczerbku dla opowiadania, sceny czy symbolu z “nowych pierwiastków” możesz zrobić nowe minerały / związki.

Pewnie.

Stół był śliski jak lód, probówka zimna jak lód, w środku minerał biały jak lód.

Bardzo podoba mi się to zdanie.

Bo to świetny obraz.

 Choć rozumiem, że jak człowiek ma wiedzę na jakiś temat, to musi wytknąć drugiej osobie braki w tym względzie, bo inaczej pęknie.

Czasem musi. Ale to nie wynika z nadęcia, wiesz?

 mogłoby być dobre, ale pisanie że 2+2=5 bez uzasadnienia (bo można to wprowadzić, przygotować i po jakimś czasie sam wiesz, że 2+2 MUSI BYĆ 5) – zatrzymuje mnie w czytaniu i wywala z tekstu.

TAK. O to chodzi!

 Chyba wlaśnie po to jest ten portal, aby pewne braki sobie wytykac.

Otóż to. Czyli – żeby sobie pomagać.

 Po drugie, moim zdaniem, zupełnie nie o to Ci chodziło, tak myślę! Tablica jak tablica.

Możliwe, ale "tablica" użyta w kontekście pierwiastków automatycznie wywołuje obraz Mendelejewa.

 Nie znam się na pozyskiwaniu tlenu, ale kubek z tablicą Mendelejewa posiadałam (bo mi go ktoś w robocie zwinął, widać za ładny był :D).

Akurat z kwarcu to właśnie trudno :) Sama niemożność pozyskania tlenu z jakiegoś minerału jest względna – o ile minerał w ogóle go zawiera, to kwestia możliwości technicznych. Których bohaterowie mogą nie mieć – ale zawsze są inne możliwości, które czytelnikowi mogą się narzucać. I nie, nawet specjalista na wszystkie nie wpadnie (albo nie będzie pamiętał).

 Dla mnie jest różnica pomiędzy wprowadzeniem fikcyjnych pierwiastków, z całym ich celowym uproszczeniem, a przekonywaniem czytelników, że 2+2=5, bo tak.

Ano, problem w tym, że pierwiastki tak samo nie są arbitralne, jak liczby. Owszem, prawa matematyki obowiązują na poziomie bardziej podstawowym, niż prawa fizyki (wyznaczające własności pierwiastków), ale ostatecznie są równie ważne.

 kompletne przewrócenie tego, czy chodzi o złoto, czy może cenne surowce są przeszkodą do uzyskania tego, co najważniejsze

Tak się rozproszyłam na szczegółach, że nawet o tym nie pomyślałam (mnie tlen w kontekście alchemii kojarzy się z Sędziwojem)…

 Ale ja tę scenę odebrałem raczej jako finał historii. Finał samodzielny, ale wyraźnie sugerujący, że coś się musiało zawalić wcześniej. Choć niewątpliwie – można było tu dodać sugestię tego wcześniej.

Słusznie wilk prawi.

 zamieszanie na poziomie logiki

Fizyki, wilku :) Fizyki.

 Dezorientują na tyle, że trudno je wynieść wysoko, jednocześnie cały czas pozostają łatwymi do naprawienia i nie skreślającymi tekstu

Właśnie.

Hm, coś typowego dla ludzi uwięzionych na małej przestrzeni – jakieś rzeczy powtarzalne, więżące uwagę.

Tak, dobra myśl.

 sam mam podobnie, tyle że z anachronizmami – autor musiałby się mocno postarać, żebym na czas czytania uwierzył w Piasta Kołodzieja jedzącego kartofle

Właśnie – kiedy się nie wie, to się nie zauważa. A kiedy się wie, to się zauważa, i to uwiera jak piach w bucie.

 Celowo nie dałam żadnych dodatkowych tagów “nauka”, “hard SF”, “soft SF”, nic takiego, bo wiedziałam, że to wprowadzałoby w błąd. Czy jeśli teraz zmienię na “Inne”, to te problemy z nauką dalej tak samo gryzą, czy już ta jedna szufladka tyle zmienia? A jeśli zmienię na “Fantasy”?

Ano, trudne pytanie. Nie wiem, pod co bym ten tekst przyszeregowała, ale szufladki szufladkami, a trzymanie się kupy swoją drogą. Kiedy obiecujesz SF, musisz się wywiązać z tej obietnicy. Nie jesteś przecież politykiem ;)

 Ja najchętniej publikowałabym bez gatunku w ogóle, bo uważam gatunki, szczególnie takie subgatunki gatunku za coś szkodliwego i wprowadzającego niepotrzebny zamęt.

Noo… czasem tak. Często tak, ale czasem – nie. Gatunek to trochę taka planeta. Jak wpadniesz w jej studnię grawitacyjną, to musisz się napracować, żeby wylecieć. Za to trzymać się powierzchni jest wtedy łatwo, nawet za łatwo. Ale Ty wyraźnie chcesz w otwarty kosmos… metafory mi się rozbujały :)

 Napisałabym jedno zdanie, że to – weźmy cokolwiek – rozbitkowie, to zaraz będą pytania ale co tam robią, dokąd lecieli itd

Niekoniecznie. Tu właśnie pomaga gatunek, wzięty jako pewien zespół przedzałożeń, a nie jako klasyfikacja ISO – skoro są rozbitkowie, to musieli dokądś lecieć w jakimś celu, ale ten cel nie musi nas obchodzić. Nie wymaga wyjaśnienia, bo nie sprzeciwia się temu, cośmy sobie z góry pomyśleli. Weź na przykład Iliadę. Czy ktokolwiek kiedykolwiek marudził w związku z koniem? Nie, bo dla Greków koń był logiczny, a dla nas to już tradycja ;)

 Ja lubię powtarzać i plątać słowa, popełniać zamierzone błędy, aliteracje itd. Mi to buduje nastrój, lepiej pomaga wyrysować obraz. Wiem, przyjdzie Tarnina i mnie zje :D

Mniam, mniam, mniam :P Jak "błąd" jest zamierzony – to nie jest błędem! Może być skutkiem nietrafnej decyzji, ale błędem nie jest. I jeśli widać, że tak miało być (czyli jeśli przeprowadziłaś to umiejętnie), to ja błędu zaznaczać nie będę. Ot.

 Jak na tekst napisany w godzinę uważam to za sukces.

W godzinę? No, to teraz Cię nie lubię XD

 Nie patrzyłem na tagi i wybraną kategorię zaglądając do tego tekstu. Ale już sam tekst jest w tonie SF.

Też zwykle nie patrzę, bo ton nadają pierwsze linijki. Jeśli to są pierwsze linijki tekstu SF, to tekst jest SF, niezależnie od oznaczenia.

 Gdybym wiedziała, że będzie rozpatrywany naukowo, to bym tego nie popełniła.

Teraz już wiesz.

 czy w takim bardzo nieokreślonym SF, nie ma za nic miejsca na fikcyjne pierwiastki, po prostu jako nowe pierwiastki, które gdzieś kiedyś pojawiły się na innych planetach?

Nie. Oto, dlaczego: klasyczne SF ma być umocowane w wiedzy o naszym świecie, ma być ekstrapolacją, futurologią. Fantasy może się rozgrywać wszędzie – sztafaż (czy są miecze i księżniczki, czy kosmoloty) SF nie czyni. Gwiezdne wojny, żeby daleko nie szukać, na pewno nią nie są.

 Ja wiem, że to jest bajkowe założenie, bo nie mamy nowych pierwiastków i jest ich tyle ile jest, ale – dlatego pytam – nowy metal w takiej konwencji nie przejdzie?

O, właśnie. To o konwencję się tutaj wszystko rozbija. Gdybyś pisała coś a'la planetary romance, przeszedłby gładziutko. Z drugiej strony, wtedy potrzebowałabyś optymizmu, na który w tym tekście nie ma miejsca. Konwencje można łamać – ale trzeba to robić z głową.

 Ale dlatego, że ma rację, a ja tego nie wiem / nie zauważyłem.

Silvan, ja (i Reg ;D) też nie zawsze wiem/rozumiem/pamiętam/zauważam. Po to, między innymi, masz innych ludzi. Żebyś nie musiał błądzić sam… bo we dwójkę błądzi się lepiej ;)

 Ale nie czepiam się po to, aby się czepić, ale żeby ktoś mógł skorzystać.

A także po to, żeby samemu się czegoś nauczyć. Nauczyciel zawsze uczy się więcej od uczniów ;)

 Zastanawiam się jak miałam nakierować czytelnika, że…

…że to ma być bajka?

Właśnie. To doskonałe pytanie.

 Musiałaby się ze mną pobawić w możliwości magiczne i bajkowe i zaakceptować, że na takiej płaszczyźnie rozmawiamy

Ale żeby mógł to zaakceptować (albo odrzucić, czyli zamknąć kartę w przeglądarce) musisz mu o tym powiedzieć w miarę wcześnie, zanim zacznie zabawę na innych, niż Ty ustaliłaś, zasadach, bo musi mieć jakieś zasady, żeby w ogóle zacząć się bawić. To część odpowiedzi na powyższe, doskonale postawione pytanie – początki są ważne.

 pamiętam, że Le Guin apelowała o traktowanie praw nauki w takim pisarstwie, jak jej (nazywanym przeróżnie, ale na pewno nie hard SF), inaczej niż w rzeczywistości.

Trudno się odnieść bez konkretnej wypowiedzi. Podrzucisz?

 że tutaj ostra dyskusja w komentarzach była, a ja się spóźniłem

Welcome to my world :)

 czasem dobrze był naukowym głąbem, inaczej pewnie przyczepiłbym się do tego i tamtego, a tak? Dostałem przyjemne opowiadanie

Lepszy smutny Sokrates ;P A opowiadanie przyjemne jest! I wciśnięcie większej ilości treści w taki limit tylko by jej (tej treści) zaszkodziło, ale nie o tym mowa.

 Dla mnie rozbijanie się o takie szczegóły, zastanawianie się co jest, a co nie jest realnie możliwe wprowadza chaos i jest niepotrzebne.

Tak, ale człowiek działa w ten sposób, że musi sobie świat tłumaczyć. Więc jeśli widzi coś, czego nie rozumie, to go swędzi. Uwiera. Musi coś z tym zrobić. I albo zrobi scholastyczny system, albo powie, że głupie.

 Skoro bawimy się w fantastykę, to kto napisał, że świat tu przedstawiony musi być naszym światem, naszym wszechświatem, naszymi prawami fizyki czy chemii.

Nikt. Ale trzeba postawić sprawę jasno, bo inaczej częstujesz czytelnika pasztetem, a on myślał, że będzie ciasto. Ot, i wsio.

 To też część feedbacku – pokazując opowiadanie szerszej publiczności dowiadujemy się, jak jest odbierane.

To jego istota.

 Dzięki portalowi można się przekonać, że czasem czytelnicy patrzą na tekst inaczej, niż założył to autor.

Dlatego portal jest cenny. Nie wypowiadam się za innych, ale ja na przykład nie mam pod ręką krytyka, a przydałby się. Nie mam pod ręką przyjaciela, który by mnie stuknął w głowę. A przydałby się. Czasem także w dyskusjach.

 Jestem starym koniem – a im starszy jestem, tym mniej mam ochoty na przepychanki, niezależnie od racji.

Też tak mam heart

 Silvan, Ty musisz (przynajmniej tak bym chciała!) pisać to, co myślisz, bez ogródek, a Autor decyduje. Do niego należy ostateczna decyzja. Tutaj podejmuje próbę dialogu z realnymi czytelnikami. Czasem się udaje, czasem nie.

O. I to jest dobre podsumowanie.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

 Grupy podmiotu od grupy orzeczenia nie oddzielamy przecinkiem prawie nigdy (mogą się zdarzać egzotyczne wyjątki).

O, a jakie wyjątki? Przy wtrąceniach, tak, ale to akcydens przecież?

Zauważyłem to pytanie raczej czystym przypadkiem, ale chyba powinienem się wytłumaczyć. Pisząc to zdanie, mogłem po większej części mieć na myśli wtrącenia, ale to (jak słusznie zauważasz) nie jest prawdziwy wyjątek, a tylko przypadek precedencji jednej reguły interpunkcyjnej przed drugą. Warto o tym jednak wspominać, bo bardzo wiele osób – nawet nauczycieli języka polskiego – myli kolejność znaczenia zasad i twierdzi na przykład, że przecinek przed “i” nie może pojawić się w żadnych okolicznościach.

Na pewno istnieją przypadki, w których oddzielamy przecinkiem coś, co w istocie nie jest grupą podmiotu, ale na pozór może się nią wydawać:

Kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada.

(zdanie podrzędne podmiotowe). Albo subtelniej:

Doświadczony zbójnik, od lat nie znał uczucia litości.

Tutaj “doświadczony zbójnik” jest imiesłowowym równoważnikiem zdania ściągniętym w mianownik, z imiesłowem domyślnym (”będąc doświadczonym zbójnikiem”). To chyba najbardziej zwodniczy przykład z omawianej kategorii.

 

Rzeczywiście natomiast, prawdziwych grup podmiotu i orzeczenia nie rozdzieli się z innej przyczyny niż przy wtrąceniu. Istnieje jeszcze nadrzędna zasada “przecinek wymuszony przez potencjalną dwuznaczność”, ale niesłychanie trudno byłoby wymyślić przykład, w którym taki przecinek wypadłby w rozważanym miejscu.

Tak czy inaczej, dziękuję za ciekawe pytanie!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino, dziękuję za kilka odpowiedzi do moich odpowiedzi :)

 

Miło było Cię tu spotkać :)

Zabawne. Mały shorcik, wielka dyskusja. Ciekawa całość. Polecam do przeczytania :)

Przyjemne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka